Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Podróżnicy bez mapy i paszportu. Michel Leiris i „Documents” - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
1 stycznia 2014
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
32,00

Podróżnicy bez mapy i paszportu. Michel Leiris i „Documents” - ebook

Najbardziej ekscytujące podróże to te, które odbywamy bez mapy i paszportu, bez z góry założonego planu, gdy poddajemy się poczuciu dezorientacji, wyobcowania. Podróżując w ten sposób, możemy, choć na moment, zapomnieć o wyznaczonych drogach i znajdujących się przy nich drogowskazach: u źródeł takiej podróży leży pragnienie obalenia granic, wymknięcia się pętającym nas ograniczeniom, regułom i hierarchiom… Przygoda, o której opowiada ta książka, odnosi się właśnie do takiego doświadczenia: przewodnikiem i jej głównym bohaterem jest Michel Leiris (1901–1990) – francuski pisarz, antropolog, etnograf, podróżnik, krytyk sztuki, kolekcjoner, poeta, surrealista. Postać symbolizująca intelektualne meandry poprzedniego wieku, utożsamiająca jego złożoność. Wraz z Leirisem podróżujemy – między Paryżem, Afryką i Karaibami – po bocznych ścieżkach międzywojennej francuskiej awangardy, ukazanej w swych skomplikowanych związkach z antropologią, etnografią, literaturą i kolonializmem. Jednym z przystanków tej podróży jest także legendarne, paradygmatyczne dla sztuki współczesnej pismo „Documents”.

Kategoria: Podróże
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-7453-156-6
Rozmiar pliku: 6,6 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

Skrzyżowania i marginesy

1.

Wszystko zaczyna się od podróży, przemieszczenia. Najbardziej ekscytujące podróże to te, które odbywamy bez mapy i paszportu, bez z góry założonego planu, gdy poddajemy się poczuciu dezorientacji, wyobcowania. Podróżując tak, możemy choć na moment zapomnieć o wyznaczonych drogach i znajdujących się przy nich drogowskazach, uciec od prymatu porządkującej każde przemieszczenie linii prostej – u źródeł takiej podróży leży pragnienie obalenia granic, wymknięcia się pętającym nas ograniczeniom, regułom i hierarchiom… Niemożliwe? Z pewnością trudne do realizacji w świecie, w którym nieodłącznym elementem każdego podróżnika jest właśnie mapa i paszport. Najważniejsze wydaje się więc nie to, czy ta możliwość ma szansę się urzeczywistnić, ale samo pomyślenie tej (n i e) m o ż l i w o ś c i – niech ona wyznacza nasz horyzont.

Przygoda, o której opowiada ta książka, odnosi się właśnie do takiego doświadczenia – to historia podróży, którą można nazwać n i e m o ż l i w ą i która w takiej perspektywie może być rozpatrywana. Przewodnikiem i jej głównym bohaterem jest Michel Leiris (1901–1990) – francuski pisarz, antropolog, etnograf, podróżnik, krytyk sztuki, kolekcjoner, poeta… Człowiek o wielu talentach i wielu twarzach, świadek i uczestnik międzywojennych ruchów awangardowych (w tym wywrotowych „Documents” i Collége de Sociologie), wojny, procesów dekolonizacji, Maja ’68, współpracownik i przyjaciel Bacona, Bataille’a, Blanchota, Bretona, Caillois, Césaire’a, Giacomettiego, Griaule’a, Lacana, Lévi-Straussa, Massona, Métraux, Picassa, Sartre’a i wielu, wielu innych, współtwórca nowoczes­nej antropologii, twórca olbrzymiej kolekcji sztuki awangardowej, podróżnik znający Afrykę i Karaiby jak własną kieszeń – jego życie to z pewnością materiał nie tylko na wiele uczonych analiz, ale przede wszystkim na fascynującą powieść, która – jak dotąd – nie została napisana¹. Nie została napisana, bo jak objąć tę wielość, jak zdać relację z podróży, która ciągle się nie zakończyła, jak opowiedzieć historię, która byłaby równocześnie historią pojedynczego człowieka i całego wieku, opowieścią o nowoczesności i ponowoczesności, o centrach i peryferiach – o paryskim życiu intelektualnym i przeplatających się z nim wydarzeniach, rozgrywających się w kolonialnej, a następnie postkolonialnej rzeczywistości?

Ten rys – wielość w jedności – sprawia, że Leiris wydaje się postacią symbolizującą intelektualne meandry poprzedniego wieku. Ucieleśnia jego złożoność. L’Homme intégral, człowiek kompletny, widziany w całości swych relacji. Za symboliczny można uznać fakt, że w nowo otwartej (2013) kolejnej odsłonie kolekcji Centre Pompidou w Paryżu dwie sale poświęcone zostały właśnie jemu – rzecz z pewnością wyjątkowa, jeśli wziąć pod uwagę fakt, że nie był on malarzem, rzeźbiarzem ani fotografem i że większość odwiedzających to olbrzymie muzeum osób nie zdawała sobie wcześniej sprawy z jego istnienia. Nadana tym salom nazwa „Michel Leiris: L’Homme intégral”, wyznacza miejsce przecięcia, skrzyżowanie różnych, często sprzecznych ze sobą prądów, zjawisk, wydarzeń, postaci odciskających swe piętno na sztuce i myśli antropologicznej minionego wieku. Równocześnie Leiris nie daje się w prosty sposób zaszufladkować, wymyka się nieustannie – to postać złożona, paradoksalna, zarazem znana i nieznana, lokująca się gdzieś między centrum a marginesem, w strefie granicznej, w czyśćcu dwudziestowiecznych artystów i intelektualistów.

Dziś ta nieoczywistość Leirisa – sprawiająca, że przez lata mimo stałej dyskretnej obecności pozostawał zapomniany – intryguje. Francuska artystka Camille Henrot, zafascynowana jego spuścizną, zwraca uwagę na niezwykły, osobisty wymiar jego stosunków z innymi artystami i intelektualistami, Blanchotowską l’amitié, i specyficzny nieortodoksyjny stosunek do rzeczywistości. Rodzaj „słabych” – afektywnych – relacji, które jednak z czasem zyskują nowy wymiar, ujawniają swą nieoczywistą siłę: „W przeciwieństwie do Bretona, ale także do Bataille’a, nie był on postacią autorytarną, nie szukał relacji władzy, lecz zajmował pozycję etyczną, która jest zawsze pozycją niewygodną. Dziś cały świat zna Sartre’a, Leiris jest bez porównania mniej znany. Wynika to z jego odmowy zajęcia autorytarnych pozycji, które są w gruncie rzeczy postawami łatwymi. Leiris odmawia podporządkowania się tego typu zbyt prostym podziałom na to, co dobre, a co złe. Staje się postacią, do której możemy się odwołać, ponieważ doskonale wyraża złożoność stosunków i relacji we współczesnym zglobalizowanym świecie”². Leiris doskonale symbolizuje zamianę układu wertykalnego na horyzontalny, jaka dokonała się we współczesnym świecie i we współczesnej sztuce. Zamianę stosunków wyznaczanych przez hierarchię na rzecz całej ich sieci, niezwykle złożonej i wielowymiarowej, pozbawionej centrum i trwałej struktury, podlegającej nieustającym przemianom.

Georges Didi-Huberman pisał o niemieckim historyku sztuki (a także twórcy niezwykłej biblioteki i ośrodka badawczego, psychohistoryku, diagnozującym i badającym schizofreniczne rozdarcie wewnątrz naszej kultury) Abym Warburgu (1866–1929) – innej niedawno przypomnianej emblematycznej postaci nowoczesności – że stał się on naszą obsesją; widmem, dybukiem, który nawiedza nas bezustannie³. Ten utajony, senny wpływ ujawnia się nie tylko wśród badaczy akademickich, ale również, coraz mocniej, w świecie dzisiejszej sztuki, wśród artystów i kuratorów – jak gdyby zgodnie z rozpoznaniem Derridy, piszącego, że widmo jest rodzajem ekranu, na który rzucamy nasze wyobrażenia i projekcje⁴. Ślady jego widmowych obecności, a także naszych równie widmowych ich poszukiwań odnaleźć można w wielu miejscach – to właśnie dziś, myśląc o nowoczesności, o historii kultury, o historii obrazów i ich meandrach coraz częściej „myślimy Warburgiem”. Mimo że zmarł ponad osiemdziesiąt lat temu, a jego życie bardziej niż do późnej nowoczesności należy do czasów środkowoeuropejskiego fin de siécle’u, niewiele jest w dzisiejszej humanistyce postaci równie fascynujących. Za życia niedoceniony, po śmierci szybko zapomniany, a z pewnością zrozumiany tylko częściowo – dziś powraca triumfalnie, by uwiarygodnić niektóre snute przez nas narracje…

Wywodzący się z odmiennej tradycji intelektualnej Leiris jest „powrotnikiem” innego rodzaju niż Warburg. Jego powrót nie wiąże się z ponownym odkryciem zapomnianego proroka i jego wyprzedzającego swe czasy dzieła – to raczej ujawnienie całego niezwykle rozległego i złożonego pola działania i oddziaływania, przebiegających przez nie podziemnych nurtów, wypaczających jego powierzchnię, naznaczonych jego obecnością hybrydycznych, skomplikowanych obrazów… L’Homme intégral okazuje się również l’homme multiple, człowiekiem o wielu twarzach, „wielu żywotach”, oddziałującym poprzez rozproszenie, fragmentaryzację własnej twórczości, własnego doświadczenia, własnych relacji i przyjaźni. Leiris – autor Wieku męskiego, Widmowej Afryki i Reguły gry – to tylko jedna z wielu odsłon, ważna, ale przecież niekompletna; istnieje Leiris – zaangażowany w ruch antykolonialny, Leiris – aficionado, Leiris – koneser i kolekcjoner sztuki, Leiris – pracownik i współtwórca paryskiego Muzeum Człowieka, Leiris – badacz kultów opętania, Leiris – czytelnik i krytyk, Leiris – etnograf, Leiris – polityczny, Leiris – podróżnik i awanturnik, Leiris – poeta. Leiris – zakochany w córce kapłanki zār i szczerze bezradny wobec postawionego mu przez nią, odwracającego porządki pytania: „Czy miłość istnieje we Francji?” (Pytania, którego odwrotność – „Czy miłość istnieje w Afryce?” – pojawia się w filmie Petit à petit Jeana Roucha). Leiris establishmentowy i Leiris marginalny. Te różne twarze, role, maski objawiają się na moment, by następnie zniknąć i pojawić się znowu w innym miejscu, w innej sytuacji, niczym w dziecięcej chassé-croisé, przekładance, będącej nie tylko czymś charakterystycznym dla poetyki tekstów Leirisa, ale również fundamentalną cechą świata, takiego, jak go widział.

Jedną z form językowych poszukiwań autora Wieku męskiego były glosariusze – rodzaj antysłownika, imitującego wiedzę encyklopedyczną, w rzeczywistości niedający jasnej definicji słowa, lecz rozszerzający jego znaczenia, mnożący je aż do momentu, w którym jego sens pozostaje tak wieloznaczny, że praktycznie niemożliwy do ustalenia. „Słowo nie jest znakiem, lecz splotem znaczeń”⁵ – pisze Jacques Lacan w tekście dedykowanym Leirisowi – splątanym do tego stopnia, że niemożliwe jest zobaczenie jego struktury, splątanym w sposób, który otwiera je na zaprzeczenie, paradoks, sprzeczność. W glosariuszach „strona rozwinięta jak mapa oferuje różne możliwości przestrzennej lektury, zbieżne i zarazem rozbieżne”⁶. W tym myśleniu o sensie i o sposobach lektury zawarty jest klucz do a k t u a l n o ś c i Leirisa: jego pozycja jest zawsze pozycją p o m i ę d z y, pozycją otwartą nie tylko na inność, ale również właśnie na sprzeczność. Nieodwracającą się od niej, lecz żywiącą się jej pozorną słabością.

2.

Książki bez porozcinanych stron, zakurzone, zalegające na półkach w bibliotece: taki obraz odmalowuje historyczka Sally Price, wspominając⁷ swe pierwsze, studenckie – jest początek lat siedemdziesiątych – spotkania z Michelem Leirisem. Leiris objawia się jej jako wielki obecny-nieobecny – ktoś, kogo głos był w pewnych kręgach dobrze słyszalny; równocześ­nie postać w paradoksalny sposób nieznana, nierozpoznana, zakurzona tak, jak jego zalegające na półkach książki. Droga, która doprowadza go do własnej sali w Centre Pompidou, przypomina trochę naniesione na mapę nowoczesności ryzomatyczne „linie ruchu” Fernanda Deligny’ego⁸ lub otwierające się na wiele niedających się ze sobą pogodzić czasów i wyrażające schizoidalne rozdarcie „szkice geografii osobistej” Aby’ego Warburga⁹. Podróż Leirisa – a to ona jest obrazem-metaforą opisującą nie tylko jego życie i dzieło, ale również tę książkę – jest rodzajem odmawiającego obowiązkowych kierunków dryfu, którego zasadą nie jest przecież linia prosta¹⁰; jego zapisem jest w pewnym sensie Reguła gry, negujący zasady chronologii i czasowego rytmu monumentalny zbiór autobiograficznych fiszek. Dryfu, który zawsze jest nie tylko ruchem w przestrzeni, ale również przemieszczeniem sensu¹¹.

Należałoby więc spojrzeć na twórczość Leirisa – zwłaszcza na konsternującą Widmową Afrykę, to dzieło-czyn, w którym po raz pierwszy w historii literatury pojawia się postać antropologa jako realnego bohatera¹², i na redagowane przez niego wspólnie z Georges’em Bataille’em i Carlem Einsteinem pismo „Documents” – nie jako na coś o raz na zawsze ustalonym sensie, lecz jako na rzecz podlegającą nieustającemu ruchowi, przeobrażającą się, migotliwą. Podważającą stale własne założenia, odkształcającą się w tysiącu luster. Kluczowa wydaje się tu charakterystyczna dla Deleuzjańskiego kłącza wielość „wejść”¹³: wielość ścieżek, wielość przecinających się linii, równocześnie otwierających i komplikujących ten obraz, wyznaczających przestrzeń tej podróży. I tak, wydaje się oczywiste, że Leiris odcisnął swe piętno na pisarstwie Georges’a Pereca, zwłaszcza na jego quasi-antropologicznej koncepcji tego, co „podzwyczajne”¹⁴, i na filmowej „odwróconej antropologii” Jeana Roucha, że jest ważny dla Sophie Calle i jej teatru życia codziennego, opartego na nieustającym poszukiwaniu reguły gry/reguły Ja, że oglądając ekscentryczny, antykolonialny O Leão de Sete Cabeças (1970) „brazylijskiego Godarda”, czyli Glaubera Rochy, trudno przestać myśleć o Widmowej Afryce, że wpłynął (i ciągle wpływa) na teorie i praktyki takich ponowoczesnych teoretyków kultury, jak James Clifford, Clifford Geertz, czy kuratorów (Clémentine Deliss, Okwui Enwezor), twórców etnografii wizualnej, takich jak Tim Asch, że zapoznanie się z jego twórczością było istotnym doświadczeniem dla Blanchota, Derridy i Lacana (i wielu innych myślicieli powojennej Francji), że powidoki jego afrykańskich doświadczeń odnaleźć można w nakręconym na Czarnym Lądzie Appunti per un’Orestiade Africana Pier Paolo Pasoliniego, że jest pośrednim lub bezpośrednim punktem odniesienia dla Isaaca Juliena, Camille Henrot i wielu innych współczesnych artystów podejmujących temat kulturowej inności i ponowoczesnych migracji, że jego głos ożywia prowadzone dziś dyskusje… Te przykłady można by mnożyć, odkrywając kolejne płaszczyzny realnych bądź potencjalnych spotkań. Ich teorie i praktyki definiują na nowo Leirisa, deformują jego twórczość, przemieszczają jej sensy, umieszczają ją w sieci nowych relacji. Te wzajemne spojrzenia, gra wielu padających na siebie spojrzeń – jakże częsty motyw w jego książkach – ta uprzestrzenniona i uczasowiona polifoniczność tworzą rodzaj tanecznego układu, w którym historia i współczesność przeglądają się nieustannie, podważając własne narracje i snując nowe.

Chodziłoby więc o „stworzenie przestrzeni, w której współczesność mogłaby – na własnych prawach – komunikować się z przeszłością”¹⁵. Jak u Warburga, który w nigdy nieukończonym Atlasie Mnemosyne (1925–
–1929) tworzy podstawy „ikonologii interwału”¹⁶, zakładającej namysł i analizę nie tylko przestrzeni obrazu, lecz również tego, co p o m i ę d z y i co na g r a n i c y: ram, marginesów, wewnętrznych relacji. Oryginalnie u Warburga było to czarne płótno wypełniające przestrzeń między reprodukcjami rozłożonymi na kolejnych planszach Mnemosyne, umożliwiające powstanie często zaskakujących napięć międzyobrazowych i tworzące przestrzeń komunikacji i mediacji (między obrazami, stylami, epokami, motywami). Umieszczone na czarnych tablicach reprodukcje (dzieł sztuki, numizmatów, ornamentów, znaczków pocztowych) i fotografie pozostają ze sobą w luźnym, często metaforycznym związku, tworząc coś na kształt pozbawionych hierarchicznego centrum konstelacji. Interwały te, odgrywając rolę „czarnych dziur” w pamięci, stawiają oglądającego je w nowej roli: interpretatora tego, co wyparte, co wymyka się pamięci. Pomysł stworzenia Atlasu nabiera ciała już po opuszczeniu przez Warburga szpitala psychiatrycznego w Kreuzlingen (1924), w momencie gdy próbuje on wydobyć z niepamięci, zrekonstruować przerwane dzieło. Na czarnych planszach – niczym podczas seansu psychoanalityka – objawiają się prześladujące go tematy. Czerń planszy jest więc u Warburga miejscem, w którym objawia się to, co wyparte, zapomniane, stłumione; gdzie odsłaniają się nasze lęki i neurozy. Ten nieustający „powrót duchów” każe nam zakwestionować obowiązujące narracje, nie pozwala na stworzenie stałej i jednoznacznej struktury – historia sztuki to historia obrazów w ruchu, otwierająca się na własne podświadome impulsy. Warburgowski model czasu otwarty jest na nieciągłości, niekonsekwencje, nieczystości – na to wszystko, co pozornie sprzeczne, niejednorodne, co zaburza diachroniczność historii (sztuki).

Skrzyżowanie, na którym Leiris spotyka się z Warburgiem, należy do „urojonego porządku” historii. To potencjalne spotkanie – prolegomena do fantazmatycznej historii nowoczesności – może dojść do skutku dzięki przeświadczeniu, że historia, jej ostateczny kształt, nie jest czymś dopełnionym, że piszemy ją ciągle na nowo. Owładnięty ideą tej przedziwnej „antropologii Ja” Michel Leiris poddaje się procesowi nieustającej introspekcji, psychoanalizie, która nie ma końca¹⁷: w swych autobiograficznych książkach obsesyjnie „przepisuje siebie” – ręka, która nie przestaje pisać, tekst, który nie ma zakończenia, Ja, które nigdy się nie scali… – kładąc nacisk na „sam aspekt rozgałęziania”¹⁸, nie zaś na definitywne ustalenie faktów, dojście do „ostatniej litery alfabetu”. Podobnie Warburg: praca nad planszami Atlasu Mnemosyne zostaje przerwana przez śmierć jej autora, jednak z założenia jest ona czymś nieukończonym, nieciągłym, wręcz regresywnym – migracje obrazów nie mają przecież końca, zaś każdy kolejny zmienia znaczenie całego układu. Plansze mają więc stricte roboczy, przejściowy charakter, mający wskazać samą migrację, ruch idei, podczas gdy dzieląca obrazy czerń jest również symptomem braku, niemożliwości scalenia rozbitego na fragmenty obrazu świata. Leirisowskie „pisanie żałoby”¹⁹ (po sobie samym, po Afryce, która okazuje się widmem) i seans projektowania obsesji, lęków i neuroz na płócienne ekrany Atlasu, wypełniający ostatnie lata życia Warburga, odsyłają do modelu przepracowywania (Freudowskie Durcharbeit­ung), namysłu, który przypomina kolistą pracę podmiotu poddanego psychoanalizie, pracę związaną z „ogarnianiem myślą czegoś, co w zdarzeniu i w sensie zdarzenia jest konstytutywnie zakryte przed nami”²⁰.

Tym, co łączy Leirisa z Warburgiem i co pozwala spojrzeć na nich jako na podkopujących nasze myślenie o nowoczesności partyzantów, byłby więc model wiedzy, która stale jest w ruchu²¹. Jej konsekwencje opierają się na paradoksie: nowoczesność już się skończyła i równocześnie wciąż nadchodzi²²; przeszłość nabiera kształtu w tym, co dopiero nadejdzie. Warunkiem takiego podejścia jest otwarcie się na błąd, nieciąg­łość – szerzej: na n i e w i e d z ę²³ – również na anachronizm, które stają się „niezbywalnymi elementami interpretacji, warunkami możliwości jej powstania”, nie zaś wypaczeniami czy wypadkami przy pracy²⁴. Otwarcie się na tę odwracającą myślenie poznawczą niepewność jest gestem niezwykle bliskim zarówno autorowi Widmowej Afryki, jak i twórcy Atlasu Mnemosyne, gestem wymagającym prawdziwego, przekraczającego ramy „naukowości” zaangażowania. Przecież: „By otworzyć oczy, trzeba umieć je zamknąć. Ciągle otwarte – niczym u Argusa – oko, wysycha. Suche oko widzi cały czas. Ale widzi źle. By widzieć lepiej, potrzeba – to paradoks – wszystkich naszych łez”²⁵…

3.

„Sprzeczność jest śmiercią filozofa, ale życiem artysty” – zauważył kiedyś Witold Gombrowicz i trudno odmówić mu słuszności. Sztuka nie boi się sprzeczności; nie tylko jej nie odrzuca, ale czerpie z niej swą siłę. Wymaga to jednak wysiłku: gdy widzimy sprzeczność, cofamy się, oddajemy pole, wracamy w utarte koleiny – do tego, co dobrze znane, oswojone i zrozumiałe. Leirisowska Widmowa Afryka i pismo „Documents” – dzieła-Wydarzenia, wokół których ogniskuje się tematyka tej książki i które stanowią rodzaj maszyn do deklasyfikacji dyskursu, do podważania porządków wiedzy i władzy, do kwestionowania tego, co pozornie oczywiste – mają z założenia sprzeczny charakter. Posługują się sprzecznością, opierają na paradoksie, zaprzeczeniu, by stworzyć podwaliny swej ekscentrycznej antropologii. Jednym z jej założeń jest zakwestionowanie własnych pozycji, przyznanie się do niewiedzy, otwarcie na dezorientację.

„Pragnieniem Platona było, aby dyskurs miał ciało dobrze zbudowanego zwierzęcia, które wyposażone jest w głowę, tułów i ogon. Zawsze odwołujemy się do sensu – gdy tylko coś go przekracza, cofamy się”²⁶ – pisze Jean-Luc Nancy. Filozofia europejska (poza znaczącymi wyjątkami) odwróciła się od tego, co sprzeczne, co należy do porządku niewiedzy. Sprzeczność zostaje wyparta poza obręb dyskursu konstytuującego historię, wypluta i poddana tabuizacji, jako coś zaburzającego jego czytelność i porządek. Na ten proces zwraca uwagę Michel Foucault: „Historia idei zakłada zazwyczaj spójność dyskursu, który bada. Co robi, jeśli zdarzy się jej dostrzec nieregularność w użyciu słów, niezgodność zdań, układ nie pasujących do siebie znaczeń, pojęcia, które nie mogą być razem usystematyzowane? Przystępuje do szukania zasady spoistości, która organizuje dyskurs i przywraca mu ukrytą dotąd jedność. Owo prawo spójności jest regułą heurystyczną badań, obowiązkiem proceduralnym, niemal moralnym nakazem: nie mnożyć niepotrzebnie sprzeczności; nie dać się zwieść małym różnicom”²⁷.

Jedną z podstawowych zasad ustanawiających spójność dyskursu jest rozdział sztuki i nauki, poezji i poetyki: nie można przecież tworzyć obrazów i równocześnie o nich pisać, poddawać ich klasyfikacji – to nie tylko niepoważne, ale również podejrzane… Przekroczenie tej zasady, podważenie układu skazuje na postawę obarczoną sprzecznością: nie można „być wielością”, nie da się połączyć przeciwieństw. A jednak: „Przemawia przezeń wielu. Wiele głosów, wiele osób bądź dyskursów. Filozof-artysta nie jest raz teoretykiem, raz poetą, a raz praktykiem. Nie jest nawet magiczną syntezą tego wszystkiego, lecz usiłuje (czy na tym polega jego utopia?) im wszystkim, i innym jeszcze, zrobić miejsce. Być filozofem i artystą, czy też «filozofem-artystą», jak będą później Nietzs­che i Fourier, znaczy w XVI wieku, szczególnie zaś u Bruna, nie rozdzielać możliwości – dziś odseparowanych – nauki, sztuki i filozofii”²⁸ – pisze Jean-Noël Vuarnet w książce Filozof-artysta. Filozof-artysta naznacza dyskurs filozoficzny artystyczną nieczystością, mąci go, znosząc granice dzielące równoległe, nieprzecinające się w żadnym punkcie porządki i tworząc przestrzeń spotkania. Porządek dyskursu traci swą formę, odkształca się, rozpuszcza w wielości; nauka, sztuka, filozofia stają się rodzajem masek, strategiami „możliwych odniesień do rzeczywistości”²⁹. Vuarnet podkreśla, że dyskurs filozofa-artysty jest przesunięty wobec własnego sensu³⁰ – zajmuje pozycję marginesową wobec własnego centrum³¹. Czymże innym jednak jest ta figura³² – bezwiednie tak bliska sercu Leirisa, Bataille’a czy Warburga – jeśli nie maszyną interpretacyjną podważającą zastany układ, strukturalną relację między sztuką i nauką, dekonstruującą granicę między tym, co „artystyczne” i „naukowe”?

Czy jednak w ogóle można określić, gdzie ta granica przebiega? Mówienie o niej wydaje się utopijnym, niemożliwym do spełnienia postulatem. Zauważa to Jacques Derrida³³ w Tympanum – tekście przybierającym formę dwugłosu Derridy i właśnie Michela Leirisa, którego fragment Skreśleń, pierwszego tomu La Règle du jeu, zostaje tu wykorzystany jako rodzaj „zapisków na marginesie”, równocześnie komentujących i komento­wanych przez filozofa – zwracając uwagę na totalizującą tendencję europejskiej filozofii do nieustannego przesuwania swej granicy i anektowania kolejnych obszarów jako możliwych do ujęcia w ramy filo­zoficznego dyskursu. Tymczasem filozofia – dowodzi – nie ma realnych granic, ponieważ jej własna granica jest zawsze linią pozorną. To wszystko, co jest względem niej zewnętrzne i co istnieje na jej marginesie, w rzeczywistości jest częścią przestrzeni jej dyskursu – potencjalną możliwością, wpisaną w każdą filozoficzną wypowiedź. Z tego powodu krytyka filozofii „z zewnątrz” jest o tyle niemożliwa, że będzie ona zawsze zasymilowana przez dyskurs filozoficzny; zajęcie miejsca prawdziwie zewnętrznego wobec filozofii wydaje się zatem niemożliwością. Derrida koncentruje się na tym paradoksie, który, jego zdaniem, ma strukturę błędnego koła: „Skoro filozofia zawsze chciała mówić jednym językiem zarówno o sobie samej, jak i o wszystkim innym – to czy można, zachowując ścisłość, wyznaczyć jakieś miejsce jeszcze nie zajęte przez filozofię, sferę jakiejś zewnętrzności czy inności, z perspektywy której dałoby się jeszcze rozprawiać o filozofii? Czy takie miejsce nie byłoby już z góry przez filozofię zajęte?”³⁴; „Odsunąć się więc od filozofii – by ją opisać i skrytykować regułę – ku absolutnej zewnętrzności jakiegoś zupełnie innego miejsca. Ale też zewnętrzność i inność to pojęcia, które same w sobie nigdy nie dziwiły w dyskursie filozoficznym”³⁵.

Temat marginesu³⁶ – jako pewnego, w rzeczywistości niemożliwego do osiąg­nięcia, idealnego punktu, który dawałby możliwość wyjścia poza język filozofii i poddania jej krytyce – według Derridy jest więc prawdziwą aporią myślenia. Margines nie może istnieć bez granicy. Tymczasem istnienie granic dyskursu filozoficznego jest sprawą bardzo problematyczną: według autora Marginesów filozofii nie oddziela ona bowiem „wnętrza od zewnętrza, utrzymuje jedynie między nimi przechodnią i przejrzystą ciąg­łość”³⁷. Pozostaje czymś pozornym, „granicą wewnętrzną”³⁸; jej przekroczenie jest zarazem „zachowaniem jej w sobie”³⁹, czyli ruchem pozornym. Derrida podkreśla, że dopiero swoista decentralizacja dyskursu filozoficznego – powiązana z faktem wykorzenienia ciała filozofii „z wypowiedzeń pretendujących do jednoznacznej ścisłości”⁴⁰ – daje możliwość zniesienia granic, pozornych podziałów, owych aporii myślenia.

Francis Bacon, Portret Michela Leirisa, 1976.

Bodaj najpełniejsza wizja przekroczenia, oswobadzającego zniesienia granic rozdzielających nie tylko dyskursy i dyscypliny, ale też sztukę i naukę – wizja doskonale obrazująca stanowisko „filozofa-artysty” – pojawia się pod koniec lat dwudziestych XX wieku u Warburga. Zaproponowany przezeń model, czerpiący pełnymi garściami z różnych dziedzin wiedzy (historii sztuki, antropologii, historii, etnografii, filologii, archeologii), zdaje się podważać, rozsadzać ich granice i pozwala mu przekroczyć dyskurs historii sztuki ku – jak pisał Giorgio Agamben w swym wpływowym eseju – nowej wizji nauki jako swoistej dyscypliny „bez granic i bez imienia”⁴¹.

„Ta nauka może pozostać prawdopodobnie bez imienia aż do dnia, kiedy jej oddziaływanie tak mocno podminuje naszą kulturę, że mylne podziały i fałszywe hierarchie, na skutek których w separacji pozostają nie tylko nauki humanistyczne pomiędzy sobą, ale także dzieła sztuki i studia humaniora, twórczość literacka i naukowa – wylecą w powietrze. Rozłam oddzielający w naszej kulturze poezję od filozofii, słowo «śpiewane» od słowa «recytowanego», jest tylko jednym z przejawów schizofrenii cywilizacji zachodniej, którą Warburg rozpoznał w biegunach ekstatycznej nimfy i melancholijnego boga rzecznego”⁴².

Ta utopijna synteza nauk o człowieku dotyka również pojęcia g r a n i c y jako nieodłącznego elementu europejskiej kultury i filozofii, odbicia jej schizofrenicznego rozdarcia, które ujawnia się poprzez podział. Próba zniesienia, podważenia – a przynajmniej ponownego przemyślenia – problemu granic (próba, z którą wiąże się ściśle pojęcie kryzysu) wydaje się kluczowym zagadnieniem, interesującym nie tylko Warburga, ale również badaczy i artystów odwołujących się dziś do jego spuścizny. Takich jak choćby polsko-brytyjska artystka Goshka Macuga, która w 2009 roku realizuje Snake Society – projekt dotyczący podróży do Nowego Meksyku śladami Warburga i współczesnych konsekwencji tej legendarnej już wyprawy „ku archetypom”. W pewnym sensie cała twórczość Macugi jest próbą ucieczki od wąskiego (a więc ograniczającego i obciążającego) rozumienia pojęcia „artysta”, rozumienia będącego odbiciem diagnozowanego przez Warburga podziału na poezję i filozofię. „Jestem artystką, która próbuje rozszerzyć swoje działania o bycie kuratorem, historykiem, opowiadaczem historii, krytykiem, archiwistą, projektantem wystaw, architektem, kompozytorem, galerzystą, socjologiem, biologiem, filmowcem, kolekcjonerem, fotografem, performerem, magikiem…” – mówi o sobie. A przecież dzisiaj myślimy o sobie wąsko, raczej mnożąc granice (zawodów, specjalizacji, dyscyplin) niż je unieważniając. Skoro tak, to kim dziś byłby dla nas Aby Warburg? Historykiem sztuki, historykiem, specjalistą od obrazów, pisarzem, kolekcjonerem, archiwistą, bibliotekarzem, opowiadaczem historii, kuratorem i projektantem wystaw (we własnym instytucie)?

Niemal równoległa do tej „bezgranicznej” Warburgowskiej wizji, przejawiającej się poprzez meandryczną i nieuznającą czasowych i przestrzennych ograniczeń wędrówkę obrazów, jest ta stworzona przez redaktorów „Documents” – Bataille, Leiris i Einstein, mieszając rejestry tego, co artystyczne i etnograficzne, wysokie i niskie, europejskie i nieeuropejskie – te znoszące się i demontujące się tam nieustannie opozycje można mnożyć – tworzą rodzaj bezkształtnego (a więc pozbawionego granic) antropologicznego archiwum wiedzy i niewiedzy, będącego równocześnie fabryką produkującą „myśl niespokojną, szukającą okazji do wyjścia z samej siebie, do zerwania z własnymi ramami”⁴³. Również w swych autobiografiach Leiris próbuje na swój sposób wymknąć się „władzom dyskursu” i ustanawianym przezeń ramom, opierając narrację na tym, co te ramy rozsadza, na wszelkiego rodzaju sprzeczności: „nieregularności w użyciu słów, niezgodności zdań, układzie nie pasujących do siebie znaczeń”. Tworzą one rozwidlenia, skrzyżowania (bifurs) rodzące się „w sferze zawirowań na styku języka mówionego i pisanego, pola wizualnego i dźwiękowego…”⁴⁴. Konstatacja Gombrowicza zostaje tu więc – dosłownie – wcielona w życie.

4.

Pisząc o Leirisie, o „Documents”, konfrontujemy się również z problemem surrealizmu: jego istoty, jego widmowych inkarnacji. Ta najbardziej francuska spośród wszystkich awangard od lat osiemdziesiątych – mniej więcej od tego samego momentu, w którym następuje ponowne odkrycie Warburga⁴⁵ – powraca w centrum zainteresowania, ale nie jako pewna konkretna estetyka, lecz jako niezwykłe, splątane i wielowymiarowe zagadnienie, stale przekraczające swe historyczne granice. Rodzaj deklasyfikującego porządki widma, objawiającego się raz na jakiś czas – niczym kometa Haleya, obiekt prawdziwej fascynacji surrealistów – i czyniącego zamęt wśród miłośników jasnych i przejrzystych ram mówienia i myślenia o sztuce. Jeśli rację ma Artaud, który pisał: „Cały ruch surrealistyczny był głęboką, wewnętrzną rewoltą skierowaną przeciw wszelkim formom ojcostwa, przeciw wyższości ojca zarówno w obyczajach, jak i w sferze idei”⁴⁶, to powrót surrealizmu jest symptomem niezgody na pewien stały (stabilny) układ odniesienia, opresyjną architekturę dyskursu, w którym role zostały już raz na zawsze rozdane, a chronologia i czystość wizji są wszystkim.
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: