Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

O elegancji i obciachu Polek i Polaków. Od stóp do głów - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
1 września 2013
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
29,79

O elegancji i obciachu Polek i Polaków. Od stóp do głów - ebook

 

 

O ELEGANCJI I OBCIACHU POLEK I POLAKÓW. Od stóp do głów

Niemożliwie zabawna, pełna anegdot i praktycznych wskazówek gawęda o modzie, współczesnym świecie i o Tomaszu Jacykowie jakiego nie znacie. Czytelnicy szukający świetnej rozrywki będą zachwyceni.

W swojej pierwszej, bardzo osobistej książce, Tomasz Jacyków pokazuje się nam nie tylko jako profesjonalista w dziedzinie, którą kocha od dziecka, ale także, a może przede wszystkim, jako bystry obserwator otaczającej nas rzeczywistości, człowiek niezwykłej wrażliwości, kochający ludzi i życie. „O elegancji i obciachu Polek i Polaków” to lektura napisana żywym językiem przeznaczona dla każdego, kto lubi, i kto chce dobrze wyglądać. A po lekturze, pozostanie tylko założyć kurtkę typu „hej przygodo w Jurze Krakowsko-Częstochowskiej”, podciągnąć spodnie na pawełka, założyć sandały sznurowane po samego bobra i nie panikować, gdy bożena wciąga szorty…

 

„Być modnym, to wyglądać na tyle znakomicie, aby dobrze żyć, idiotyzmem jest żyć po to, aby świetnie wyglądać.”

 

Do pisania, a myślałem o tym od kilku lat, namówił mnie psycholog Jacek Santorski. I oto jest, moja pierwsza w życiu książka! Starałem się zachować w niej jak najwięcej siebie, mojego języka, nie zawsze grzecznego. W tym miejscu przepraszam wszystkie dzieci i konsekwentnych konserwatystów – nie bierzcie mnie za przykład, nie nadaję się. Ale kocham to co robię, swoją pracę i ludzi. Nie lubię półśrodków, lubię mówić to co myślę. I biorę za własne słowa odpowiedzialność.

Tomasz Jacyków

Świeżo po lekturze jestem pod wrażeniem nie tylko trafności Twoich obserwacji psychologicznych, ale także syntezy spojrzenia na zjawiska z pogranicza mody i designu w naszej części świata na przestrzeni ostatnich dziesięcioleci… Jestem pewien, że Twoja książka może być dla nas wszystkich urealniającym, chociaż przez bezpośredniość narracji czasem okrutnym zwierciadłem. No ale w końcu nie będziesz z nim biegał, mam nadzieję, po ulicy i przystawiał go ludziom, którzy tego nie chcą, tylko dawał się przejrzeć tym, co sami po nie sięgną, z własnej woli.

Jacek Santorski

 

Spis treści

po co to wszystko, na co i dlaczego

trochę o historii mody na świecie

tymczasem w Polsce…

 

od stóp do głów, czyli pobieżny przegląd

zasad i najurągliwszych od nich odstępstw

 

stopa

buty

łydka

kolano i udo

talia, biodra, pośladki

biust

szyja i dekolt

makijaż

okazje nadzwyczajne – pogrzeb

jak pracuję i dlaczego nie z każdym

biżuteria

zegarki

tatuaże

tego być nie powinno

symbole narodowe i religijne

kilka słów o moim dzieciństwie

polub się, szanuj powłoki

dresiarstwo

samoświadomość, czyli lepiej znać swoje ograniczenia

duzi chłopcy w krótkich spodenkach

dreskod i budowanie szafy

człowiek jest trójwymiarowy

dalej o szafie, sztuce wyboru i lumpeksach

wolność czy pęta?

okazje szczególne rodzinne i zawodowe

chwila zadumy nad cenami, czyli jakość kosztuje

czas nuworyszy

księżniczka ze sklepu rybnego

matki i córki

tuningowanie

o żywych i martwych zwierzętach

targowisko próżności

skąd się bierze moda i co to właściwie jest?

wszyscy liczą na drapane, czyli mroczne tajemnice rynku mody

ślub Michała Znanieckiego i Jona Paula Laki w Bilbao

wnioski z podróży

twarz zimą i latem

nakrycia głowy

apel, a właściwie błaganie w sprawie

nieśmierdzenia i jakiego takiego ochędóstwa

torebki

nie pasuje, ale gra

oko jest narzędziem niedoskonałym

tłok na rynku

z biedy rodzą się fantastyczne rzeczy

ubraniem nie da się przykryć problemów ze sobą

słowo od Jacka Santorskiego

Kategoria: Poradniki
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-937116-6-6
Rozmiar pliku: 986 KB

FRAGMENT KSIĄŻKI

gawęda o elegancji i obciachu, czyli jak sobie radzić między modą a dreskodem po co to wszystko, na co i dlaczego?

Myślę, że przyszedłem na świat, żeby umilać ludziom życie i żeby udowadniać ludziom, jacy są fantastyczni, szczęśliwi, bogaci, nawet jeśli nie są, zdrowi, nawet jeśli nie są, i piękni, nawet jeśli nie są. Absolutnie kwintesencja próżności. Znaczy: zaspokój wszelkie potrzeby, jakie masz, a potem wynajmij mnie, a ja cię po prostu wylukruję do końca. Do napisania książki, o której myślałem od kilku lat, namówił mnie psycholog Jacek Santorski.

Nie jestem pisarzem, nie aspiruję nawet. Nagrałem to, co chciałem przekazać (no, może nie wszystko), przepisałem, a następnie poskładałem, korzystając z pomocy redakcyjnej.

I oto jest, moja pierwsza w życiu książka!

Kto mnie zna, wie, że jestem gawędziarzem.

Lubię dużo gadać i w istocie gadam dużo, często za dużo. Starałem się zachować w książce jak najwięcej siebie, mojego języka, nie zawsze grzecznego. W tym miejscu przepraszam wszystkie dzieci i konsekwentnych konserwatystów – nie bierzcie mnie za przykład, nie nadaję się.

Ale kocham to, co robię, swoją pracę, ludzi.

Nie lubię półśrodków, lubię mówić to, co myślę.

I biorę za własne słowa odpowiedzialność.

Bo naprawdę bycie stylistą i ubieranie innych ludzi to jest gigantyczna odpowiedzialność.

Można drugiemu człowiekowi w głowie tak namieszać i narobić takiej krzywdy, że taki człowiek nie dość że nie może sobie poradzić z własnym życiem, to jeszcze ma sieczkę ubraniową w głowie i zaburzone absolutnie priorytety. I nagle zaczyna odnajdować przyjemność w kupowaniu coraz to nowej bielizny, coraz to nowych butów, a ponieważ zabija tym swoje wewnętrzne problemy – popada w zakupoholizm, doprowadzając siebie i rodzinę do ruiny. Więc z tym leczeniem duszy ubraniami to bardzo ostrożnie. Ja myślę, że to jest tak, że jeżeli tej naszej duszy jest dosyć dobrze ze sobą i jeśli ona potrzebuje jakichś kolorowych historii, to proszę bardzo, zabawmy się ubraniami, sprawmy sobie radość, sprawmy sobie przyjemność. Jeżeli jest nam troszkę smutno, ale mamy świadomość siebie, możemy się troszkę pobawić strojami. Jeżeli zaś mamy problemy i to je chcemy zarzucić ubraniami, to to jest nie do końca właściwa droga. Kto jest dziś modny? Modnym być to znaczy być w masie ludzkiej jednostką, być zauważalnym, czuć się fantastycznie ze sobą, korzystać z dobrodziejstw świata.

To jest modne. Na tym to polega. Modne jest dbać o siebie na tyle i na tyle dobrze wyglądać, żeby przez całe życie w pełni korzystać z uroków świata, ale idiotyzmem jest żyć po to, żeby znakomicie wyglądać. Uważam, że dobrze mieć poczucie swego własnego gwiazdorstwa, żeby czerpać z pracy satysfakcję i dawać radość.

I skupmy się tylko na radości, bo ja nie mam aspiracji do dawania czegokolwiek innego. Jestem kwintesencją próżności dla próżności. Jestem po to, żeby cieszyć ludzi za ich pieniądze. Po to zarabiają pieniądze, żeby sobie wynająć takiego pajaca, który umili im dzień, dwa, trzy, a przy okazji pokaże im różne drogi korzystania z życia i cieszenia się swoim wizerunkiem.

Jeśli więc kupiliście moją książkę, życzę Wam dobrej zabawy i wiele radości z lektury!

Tomasz Jacykówtrochę o historii mody na świecie

Wkro­czy­li­śmy w nowe mi­le­nium i moda jako zja­wi­sko prze­sta­ła ist­nieć. Sta­ła się swe­go ro­dza­ju sub­kul­tu­rą, któ­ra ogar­nę­ła wła­ści­wie cały świat. Trud­no prze­wi­dzieć, w któ­rą stro­nę pój­dzie, ale wia­do­mo, że tak jak cały ry­nek sztu­ki, tak i ry­nek mody jest uza­leż­nio­ny ści­śle od mar­ke­tin­gu. Dziś ob­li­cza się ma­te­ma­tycz­nie ko­lek­cje, sto­su­nek awan­gar­dy do kla­sy­ki, sto­su­nek spód­nic do spodni, ża­kie­tów do blu­zek itd., a w ta­kiej rze­czy­wi­sto­ści tyl­ko mar­ka ma szan­se na suk­ces. Pro­jek­tant musi łą­czyć kila rze­czy, żeby od­nieść suk­ces: umie­jęt­ność na­gi­na­nia się, in­te­li­gen­cję, trosz­kę spry­tu, odro­bi­nę szczę­ścia do lu­dzi. No a wszyst­ko to musi być okra­szo­ne ta­len­tem. Resz­ta to pie­nią­dze, któ­re ro­bią pie­nią­dze, i oczy­wi­ście mar­ke­ting.

Wła­ści­wie od­kąd za­czę­to de­mo­ni­zo­wać modę (czy­li w XX wie­ku, bo wte­dy ra­zem z roz­wo­jem miesz­czań­stwa na­stą­pił jej dy­na­micz­ny roz­wój), za­czę­ły się też roz­wi­jać hi­sto­rie to­wa­rzy­szą­ce mo­dzie, czy­li ki­ne­ma­to­graf, film, zdję­cia – to wszyst­ko za­czę­ło na­krę­cać ko­niunk­tu­rę nie tyl­ko na modę dla wy­bra­nych, ale rów­nież dla ca­łych spo­łe­czeństw. Od tam­te­go cza­su mo­że­my mó­wić o bel­le epo­que, la­tach dwu­dzie­stych, trzy­dzie­stych, czter­dzie­stych… mó­wiąc o mo­dzie, ope­ru­je­my więc dzie­się­cio­le­cia­mi.

Bel­le epo­que to są gor­se­ty i de­kol­ty, mu­śli­ny, fal­ban­ki, lata dwu­dzie­ste to czas, kie­dy ko­bie­ty po­zby­wa­ją się gor­se­tów, wpro­wa­dza się nowe tka­ni­ny, lata trzy­dzie­ste to to­tal­na eman­cy­pa­cja, gar­ni­tur mę­ski za­czy­na­ją­cy funk­cjo­no­wać jako dam­ski (co póź­niej Yves Sa­int Lau­rent przy­pi­sał so­bie. Je­śli mo­że­my mó­wić o tym, kto jest twór­cą mę­skie­go wi­ze­run­ku w mo­dzie dam­skiej, to dzię­ki temu, że kino nam w tym po­ma­ga, bo mamy Mar­le­nę Die­trich, od któ­rej się za­czę­ło, a Yves to po pro­stu prze­ro­bił na tak zwa­ną modę po­pu­lar­ną w la­tach sie­dem­dzie­sią­tych). W la­tach trzy­dzie­stych ko­bie­ty za­czy­na­ją się eman­cy­po­wać. Za­czy­na­ją się li­czyć ta­len­ty kre­ato­rów. I mamy tu fan­ta­stycz­ną po­stać bar­dziej sty­list­ki niż pro­jek­tant­ki, bo ona wie­le nie za­pro­jek­to­wa­ła, ale wy­my­śli­ła pe­wien styl: to Coco Cha­nel, twór­czy­ni ma­łej czar­nej, twór­czy­ni słyn­ne­go sty­li­zo­wa­ne­go na mę­ski swe­tra w pa­ski (za­po­ży­czył go póź­niej Jean Paul Gaul­tier), twór­czy­ni twe­edów i sty­lu ko­bie­ta-dan­dys.

Mu­si­my pa­mię­tać o ca­łym ba­ga­żu ży­cia Coco Cha­nel, ma­ją­cym re­al­ny wpływ na jej twór­czość. Gdy­by stwo­rzy­ła to wszyst­ko Pipsz­tyc­ka, nikt by pew­nie nie zwró­cił na nią uwa­gi. Bo wiel­cy twór­cy mody, poza tym, że byli wiel­ki­mi twór­ca­mi czy też są wiel­ki­mi twór­ca­mi, są nie­zwy­kły­mi, nie­tu­zin­ko­wy­mi oso­bo­wo­ścia­mi. Zwy­kle z nie­ko­niecz­nie sa­tys­fak­cjo­nu­ją­cym ży­ciem oso­bi­stym. Po­dob­nie było z Cha­nel. Jej de­ter­mi­na­cja, jej chęć po­sia­da­nia, jej moc­no roz­luź­nio­ne mo­ra­le stwo­rzy­ło współ­cze­sną ko­bie­tę.

I mamy lata czter­dzie­ste, kie­dy moda su­ro­wie­je ze wzglę­du na woj­nę, a pew­ne roz­wią­za­nia wy­mu­sza­ne są przez prze­mysł. Nie ma we­łen su­kien­ko­wych, tyl­ko tka­ni­ny ro­bio­ne dla woj­ska, a więc ko­stiu­my na moc­nych ra­mio­nach itd., skra­ca­nie dłu­go­ści ze wzglę­dów prak­tycz­nych. Po woj­nie, kie­dy jest po­trzeb­ny od­dech, zno­wu wra­ca ta­lia, eks­po­no­wa­nie biu­stu, lek­kie su­kien­ki.

Pod­czas gdy cały świat dźwi­ga się z kry­zy­su i wpa­da w na­stęp­ne kry­zy­sy i woj­ny, u nas się nic nie dzia­ło, tkwi­li­śmy so­bie w du­pie sza­rej nad zim­nym Bał­ty­kiem i nic się nie roz­wi­ja­ło. Pew­ne pro­ce­sy, jak gra­da­cja ma­rek, two­rze­nie ca­łe­go współ­cze­sne­go ryn­ku mody, nas zu­peł­nie omi­nę­ły. Po dru­giej woj­nie świa­to­wej zo­sta­ły z okre­su przed­wo­jen­ne­go wiel­kie na­zwi­ska, wiel­kie domy mody, Cha­nel, Dior, Gi­ve­nvchy, sta­ry dom mody Ba­len­cia­ga, domy hau­te co­utu­re, sto­wa­rzy­sze­nie fran­cu­skich kraw­ców – nie­zwy­kle eli­tar­ny klub, do któ­re­go mo­gli na­le­żeć tyl­ko nie­licz­ni (ko­rzy­sta­ły z nie­go pa­nie, któ­re mia­ły nie­bo­tycz­ne pie­nią­dze, ale mu­sia­ły przy­je­chać oso­bi­ście, żeby ku­pić su­kien­kę u pro­jek­tan­ta). Cała resz­ta ubie­ra­ła się w rze­czy kon­fek­cyj­ne. Lu­dzie mo­gli się ubie­rać wy­łącz­nie w skle­pach, ewen­tu­al­nie uszyć coś tam u kraw­ca. Ale po dwóch woj­nach oka­za­ło się, że za dużą wodą jest jesz­cze Ame­ry­ka ze swo­im gi­gan­tycz­nym po­ten­cja­łem, gdzie też żyją lu­dzie, któ­rzy two­rzą. Two­rzą sztu­kę i modę.

Koń­ców­ka lat czter­dzie­stych to suk­nie od­ci­na­ne w ta­lii, sze­ro­kie, do tego okre­ślo­ne fry­zu­ry, dłu­gość za ko­la­na, okre­ślo­ne sze­ro­ko­ści. Lata czter­dzie­ste to w ogó­le było szy­cie z tego, co zo­sta­ło po woj­nie. Mamy weł­nia­ne szy­ne­le, lo­de­ny, reszt­ki je­dwa­biu spa­do­chro­no­we­go. Do­pie­ro w koń­cu lat pięć­dzie­sią­tych lu­dzie mają wresz­cie do­syć cięż­kich tka­nin, na­stę­pu­je po­wrót do tiu­lu, do mu­śli­nu, do cien­kich tka­nin. Ale mamy też Eu­ro­pę, więc chło­dy i zimy, no więc i fu­tra, lo­de­no­we płasz­cze. Cięż­kie po­twor­nie. Gru­ba tka­ni­na, weł­na z wło­sem, czę­sto w kra­tę, upior­na hi­sto­ria. Eu­ro­pa już zdą­ży­ła się za­chwy­cić mięk­ką nor­ką i li­sem, a tu, za że­la­zną kur­ty­ną, mamy ba­ra­ny i nu­trie. Pa­mię­tam, moja mama mia­ła fu­tro z ba­ra­nów wę­gier­skich, krót­ko strzy­żo­nych, cięż­kie jak dia­bli, ale bar­dzo miłe. Ba­ra­ny były wy­bar­wia­ne na róż­ne ko­lo­ry i pa­nie no­si­ły ba­ra­ny zro­bio­ne na ty­gry­sa czy pan­te­rę. W la­tach sie­dem­dzie­sią­tych po­ja­wi­ły się u nas nu­trie. Cze­goś rów­nie ohyd­ne­go świat nie wi­dział…

Moda ewo­lu­uje da­lej, w lata pięć­dzie­sią­te. Naj­pierw spód­ni­ce w kształ­cie li­te­ry A, któ­re do­cho­dzą do peł­ne­go klo­sza i na­bie­ra­ją ha­lek (ame­ry­kań­skie lata pięć­dzie­sią­te, czy­li spód­ni­ce na hal­kach, do­pa­so­wa­ne góry itd.). Na te­re­nie Eu­ro­py taka spód­ni­ca na hal­kach za­czy­na się prze­obra­żać w tak zwa­ną bomb­kę, czy­li spód­ni­cę ła­pa­ną w dole. Od suk­ni ba­lo­wych, bar­dzo sze­ro­kich, prze­cho­dzi­my do dzien­nych, za­czy­na się po­ja­wiać cha­rak­te­ry­stycz­na li­nia ołów­ka.

Mu­si­my też pa­mię­tać o tym, że rów­no­le­gle z roz­wo­jem tzw. mody roz­wi­ja się bar­dzo moc­no prze­mysł bie­liź­niar­ski. Mod­ne sta­ją się biu­sto­no­sze. W ogó­le lata pięć­dzie­sią­te uwa­żam za naj­ko­rzyst­niej­szy okres dla uro­dy ko­bie­cej. Co praw­da była to uro­da bar­dzo nie­na­tu­ral­na, ale za to każ­da pani była pięk­na. Po­nie­waż obo­wią­zy­wał pe­wien ka­non, któ­re­go trze­ba się było trzy­mać. I wszyst­ko jed­no, czy ko­bie­ta mia­ła bu­rzę wło­sów na gło­wie, czy trzy wło­sy w sie­dem rzę­dów, wzię­ła to na piwo na­krę­ci­ła na wał­ki, na­ta­pi­ro­wa­ła wi­del­cem, zla­ła cu­krem, a po­tem i przez ty­dzień tak cho­dzi­ła. Czy mia­ła oczy ni­czym je­zio­ra Wik­to­rii, czy mia­ła dwie szpar­ki jak dwa wę­giel­ki, to so­bie dżdżow­ni­cę wal­nę­ła nad okiem, rzę­si­sko przy­cze­pi­ła i mia­ła wiel­kie oko. Czy mia­ła wi­szą­ce ogro­dy Se­mi­ra­mi­dy, czy jaj­ka sa­dzo­ne na bocz­ku, to za­ło­ży­ła sztyw­ny sta­nik ni­czym pół­kę i mia­ła biust. Czy mia­ła ta­lię, czy też ta­lii nie mia­ła, to ta ta­lia się przez taki biust sama ro­bi­ła. Czy mia­ła tak zwa­ne nad­piź­dzie (w ję­zy­ku mo­do­wym ob­szar nad wzgór­kiem ło­no­wym – przyp. red.), czy też tego nad­piź­dzia nie mia­ła, no to się pa­skiem ści­snę­ła i wy­glą­da­ła. Jed­na szła w stro­nę Babe, świn­ki z kla­są, inna w stro­nę pa­ty­ka.

Choć pa­ty­ków wów­czas prak­tycz­nie w ogó­le nie było. Za­uważ­my, że od lat sześć­dzie­sią­tych do tej pory czło­wiek jest wyż­szy śred­nio o 12 cen­ty­me­trów. Słyn­ny wzo­rzec chy­ba z 1967 roku: 90-60-90 cm – do­ty­czył wzro­stu 158–164. W tej chwi­li ten wzo­rzec przy­kła­da się do wzro­stu 178–180, czy­li do pa­ty­cza­ka. A skąd się to bie­rze? A stąd, że od za­ra­nia dzie­jów czło­wiek gdzieś w swej pod­świa­do­mo­ści tę­sk­ni za ko­smo­sem. Nie wia­do­mo dla­cze­go i z ja­kiej przy­czy­ny ko­smi­tów zwy­kle wy­obra­ża­my so­bie jako coś bar­dzo smu­kłe­go, wła­ści­wie nit­kę z wiel­kim ba­nia­kiem. Nie­zwy­kle rzad­ko w scien­ce fic­tion przed­sta­wia się ko­smi­tów jako gru­be kul­ki: Szul­kin w „Ga ga, chwa­ła bo­ha­te­rom” po­ka­zy­wał ko­smi­tów jako gru­ba­sów. My­ślę, że w czło­wie­ku, w pod­świa­do­mo­ści ludz­kiej jest chęć jed­no­cze­nia się z ko­smo­sem w taki czy inny spo­sób, dla­te­go tak zwa­ny high fa­shion prze­kra­cza nor­mę chu­do­ści. I dla­te­go tak bar­dzo po­trzeb­ni są we współ­cze­snym świe­cie lu­dzie tacy jak ja, któ­rzy są w sta­nie prze­tłu­ma­czyć to high fa­shion, czy­li hi­sto­rię ab­so­lut­nie se­lek­tyw­ną, wy­my­ślo­ną od roz­mia­ru o do roz­mia­ru 38 (bo w roz­mia­rze 40 wy­glą­da to już prze­cięt­nie) na roz­miar uli­cy, czy­li tak zwa­ny roz­miar śred­ni – mię­dzy 38 a 42.

Mamy lata sześć­dzie­sią­te. Wszyst­ko za­czę­ło się zwę­żać i skra­cać. Jest że­la­zna kur­ty­na i jest wiel­ka Ro­sja, któ­rą my mamy tak bar­dzo w po­gar­dzie, no bo za­wsze mamy w po­gar­dzie nie tych, co trze­ba. W Ro­sji po­ja­wia się mło­dziut­ki pro­jek­tant Zaj­cew. Wy­sy­ła szki­ce do swo­je­go naj­więk­sze­go guru, Yve­sa Sa­int Lau­ren­ta (słyn­ne płasz­cze w kształ­cie li­te­ry A, su­kien­ka mon­drian­ka itd.), a ten od­sy­ła je Zaj­ce­wo­wi mó­wiąc, że to wszyst­ko do dupy i w ogó­le się nie spraw­dzi. Se­zon póź­niej YSL wy­pusz­cza słyn­ną ko­lek­cję w kształ­cie li­te­ry A: su­kien­kę mon­drian­kę i ko­lo­ro­we płasz­czy­ki. Za­czy­na się era mini.

W mię­dzy­cza­sie (tuż przed śmier­cią Dio­ra) dys­ku­sja Cha­nel z Dio­rem: Dior jest pre­kur­so­rem skra­ca­nia, choć sam nie pod­niósł dłu­go­ści po­wy­żej ko­la­na, Cha­nel mówi, że dłu­gość przed ko­la­no nig­dy się nie przyj­mie, po­nie­waż zgię­cie ko­la­no­we jest naj­brzyd­szym miej­scem na cie­le ko­bie­ty. No ale jak wi­dać Dior miał wię­cej wy­czu­cia, po­nie­waż mini funk­cjo­nu­je wła­ści­wie do tej pory. Z prze­rwa­mi.

Po tych la­tach pięć­dzie­sią­tych, nie­zwy­kle ko­bie­cych, nie­zwy­kle sub­tel­nych, na­stę­pu­je epo­ka za­fa­scy­no­wa­nia ko­smo­sem i fu­tu­ry­zmem, po­wsta­ją nowe kie­run­ki w sztu­ce, dy­na­micz­nie roz­wi­ja się tech­no­lo­gia. Bar­dzo duży wpływ na modę miał wów­czas pop-art. W dru­giej po­ło­wie lat sześć­dzie­sią­tych świat osza­lał na punk­cie non iron i bi­sto­ru (in­a­czej krem­pli­na – tka­ni­na z włók­na po­lie­stro­we­go, nie­roz­cią­gli­wa, nie­prze­wiew­na i nie­gnio­tą­ca się). Bar­dzo pro­ste for­my, krót­kie, fu­tu­ry­stycz­ne. Po raz pierw­szy po­ja­wia­ją się tak zwa­ne luź­ne szy­je i ob­ni­żo­na pa­cha, czy­li mamy stój­ki na sztyw­no wy­kań­cza­ne, mamy sztyw­ne tka­ni­ny, mamy tak zwa­ne po­pie rę­ka­wy, też sztyw­no wy­kań­cza­ne, i su­kien­ki-dzwon­ki. Do tego oczy­wi­ście obu­wie: ob­cas zde­cy­do­wa­nie stał się grub­szy, wy­god­niej­szy, bar­dziej sta­bil­ny, no bo wciąż cho­dzi o to, żeby było ko­smicz­nie. Po­ja­wia się plat­for­ma, słu­pek i klo­cek, plus wy­so­kie ko­za­ki. A po­nie­waż świat osza­lał na punk­cie pla­sti­ku, to oczy­wi­ście der­ma, skaj, non iron, bi­sto­ry i krem­pli­ny. I te ko­bi­ty, po­cą­ce się dra­ma­tycz­nie w swo­ich pla­sti­ko­wych bu­tach za ko­la­na, w bi­sto­ro­wych su­kien­kach, w Pol­sce wciąż jesz­cze nie­ste­ty z tymi łba­mi raz na ty­dzień ta­pi­ro­wa­ny­mi wi­del­cem i na sta­łe za­la­kie­ro­wa­ny­mi…

Koń­czą się lata sześć­dzie­sią­te i po­ja­wia­ją się po­tęż­ne ru­chy sub­kul­tu­ro­we. Wy­bu­cha w mię­dzy­cza­sie re­wo­lu­cja sek­su­al­na, wszyst­ko się zmie­nia, świat za­czy­na od­dy­chać po glo­bal­nej woj­nie. Jed­nym z naj­moc­niej­szych nur­tów mody lat sie­dem­dzie­sią­tych sta­je się nurt hip­pie, czy­li niby kon­te­stu­ją­cy, ale jed­nak bar­dzo ko­lo­ro­wy, uży­wa­ją­cy sym­bo­li, czy­li sznur­ka za­miast zło­ta, wy­su­szo­nej krom­ki chle­ba za­miast kosz­tow­ne­go ka­mie­nia, choć tka­ni­ny są cały czas bar­dzo kosz­tow­ne. Zwró­ce­nie się w stro­nę Afry­ki, afry­kań­skie wzo­ry, afry­kań­skie ko­lo­ry, dłu­gość mak­si. Uży­wa się du­żych ilo­ści tka­nin. Poza tym za­czy­na się two­rzyć współ­cze­sny ry­nek mody. W Eu­ro­pie po­ja­wia się ame­ry­kań­ski prze­mysł mo­do­wy. Ten trans­fer ame­ry­kań­ski miał ko­lo­sal­ne zna­cze­nie dla ca­łe­go ryn­ku mody. Ry­nek ame­ry­kań­ski roz­wi­jał się jak wszyst­ko w Ame­ry­ce w spo­sób bar­dzo ko­lo­ro­wy, no i w po­rów­na­niu z Eu­ro­pą w spo­sób bar­dzo no­wa­tor­ski. Tu­taj cały czas kro­jo­no i cię­to. Je­że­li pro­jek­tant chciał uzy­skać sprę­ży­stość i ela­stycz­ność tka­ni­ny, to trzy czwar­te mu­siał znisz­czyć, bo kro­ił ze sko­sów, po­tem te sko­sy mu­sia­ły wi­sieć, żeby się od­wie­sić. W roku 1975 świet­ny pro­jek­tant i wiel­ki me­ce­nas sztu­ki, jed­na z osób naj­bar­dziej za­słu­żo­nych dla świa­ta mody, Pier­re Car­din, jako pierw­szy wy­cho­dzi z ini­cja­ty­wą i two­rzy tar­gi wiel­kich pro­jek­tan­tów, któ­rzy za­czy­na­ją wy­pusz­czać nie tyl­ko ko­lek­cje szy­te na mia­rę, ale i krót­kie se­rie ubrań dla tak zwa­nej wyż­szej kla­sy śred­niej, dla lu­dzi, któ­rych nie stać na mia­ro­wych kraw­ców, ale któ­rzy chcą się wy­róż­nić na tle resz­ty. Car­din two­rzy ry­nek pret a por­ter, czy­li ubrań go­to­wych do no­sze­nia. Już nie trze­ba cho­dzić do pro­jek­tan­ta, dać się ob­mie­rzać, cze­kać kwar­tał i pła­cić for­tu­nę, moż­na pójść i ku­pić go­to­we ubra­nia, fakt, za bar­dzo duże pie­nią­dze, ale już nie za for­tu­nę. Na tym wła­śnie po­le­ga pret a por­ter. Wiel­kie na­zwi­ska dziu­bią ubran­ka, szy­ją mia­ro­wo, wy­pusz­cza­ją krót­kie se­rie dla lu­dzi, któ­rych nie stać na to, żeby pójść je so­bie ob­sta­lo­wać, ale któ­rzy nie chcą cho­dzić w rze­czach zwy­kłych, kon­fek­cyj­nych.

Rok póź­niej z Ame­ry­ki przy­je­chał Hal­ston, pro­jek­tant, nie­usto­sun­ko­wa­ny, za­czy­nał swo­ją ka­rie­rę w klu­bie 54. Andy War­hol po­da­ro­wał Hal­sto­na nie pa­mię­tam komu, ale ten, komu go po­da­ro­wał, zro­bił tak, że Hal­ston za­czął sze­rzej funk­cjo­no­wać. Pro­jek­to­wał dla Go­od­ma­na, stwo­rzył słyn­ną su­kien­kę lej­bę. To jed­na z naj­słyn­niej­szych su­kie­nek. Za­bi­ła kra­wiec­two na dwa­dzie­ścia lat. Su­kien­ka stwo­rzo­na z je­dwab­nej dzia­ni­ny, tak wy­my­ślo­na, że moż­na ją róż­nie za­pla­tać i two­rzyć róż­ne wa­rian­ty. Po­twor­nie dro­ga, moż­na było za­wi­nąć so­bie z niej trzy su­kien­ki. W ta­kiej lej­bie ży­cie spę­dzi­ła Eli­za­beth Tay­lor. Hal­ston, w Pol­sce nie­zna­ny zu­peł­nie, to też twór­ca tocz­ka Jac­kie Ken­ne­dy, któ­ra mia­ła wiel­ki łeb, gi­gan­tycz­ny sa­gan, tak że w żad­nym ka­pe­lu­szu nie wy­glą­da­ła do­brze. Ten ron­del, słyn­ny to­czek, ją ura­to­wał, wresz­cie mia­ła ja­kieś na­kry­cie gło­wy. Lej­ba Hal­sto­na, z je­dwab­nej dzia­ni­ny, naj­pierw była czymś nie­zwy­kle wy­twor­nym, wy­ra­fi­no­wa­nym… je­dwab­na dzia­ni­na, któ­ra się cią­gnę­ła we wszyst­kie stro­ny, wa­ży­ła bar­dzo dużo, pięk­nie się ukła­da­ła. Ale on sprze­dał ten wzór wiel­kiej sie­ci Wo­ol­mart, a ci zro­bi­li tę su­kien­kę z ny­lo­nów i po­lie­strów, i w Sta­nach do tej pory ją w Wo­ol­mar­cie sprze­da­ją. Hal­ston umarł na AIDS, bo jak był da­ro­wy­wa­ny od jed­ne­go do dru­gie­go, to w koń­cu ktoś mu po­da­ro­wał tę za­ra­zę. Na­zwi­sko po­tem tro­szecz­kę za­po­mnia­ne, w tej chwi­li wzno­wio­ne, re­ak­ty­wo­wa­na mar­ka – dziś Hal­ston to w Sta­nach wiel­kie na­zwi­sko, wiel­ka fir­ma i wiel­ka sła­wa. Tam w Ame­ry­ce się dzia­ły re­wo­lu­cje, a my­śmy o tym pra­wie nic nie wie­dzie­li.

Mu­si­my też pa­mię­tać, że lata sie­dem­dzie­sią­te to tak­że roz­wój Hol­ly­wo­od. A więc gla­mo­ur, glam­rock, czy­li cała hi­sto­ria raz że mu­zy­ki, któ­ra za­ta­cza co­raz szer­sze krę­gi, sta­je się bar­dziej glo­bal­na, a z dru­giej stro­ny ki­ne­ma­to­gra­fia hol­ly­wo­odz­ka, te gwiaz­dy wszyst­kie, co to nie chcia­ły no­sić kro­mek chle­ba na rze­mie­niu, bo mia­ły w no­sie kon­te­sto­wa­nie. Wła­śnie za­ro­bi­ły pierw­sze swo­je mi­lio­ny i chcia­ły się tym cie­szyć. Moda wy­cho­dzi im na­prze­ciw, i z jed­nej stro­ny mamy san­da­ły rzy­mian­ki i po­włó­czy­ste spód­ni­ce z te­try, z dru­giej – ma­lo­wa­ne se­lek­tyw­nie ba­ti­ki, spód­ni­ce ze sko­sów w zęby. Za­miast san­da­łów rzy­mia­nek san­da­ły na dość cien­kiej szpil­ce, bar­dzo wy­so­kie ob­ca­sy, ko­tur­ny i plat­for­my zło­te, wią­za­ne do ko­lan, suk­nie z roz­cię­cia­mi, wiel­kie oku­la­ry, gi­gan­tycz­ne zło­te koła w uszach, zło­te łań­cu­chy.

Pod ko­niec tego dzie­się­cio­le­cia Ame­ry­ka od­dy­cha po swo­ich woj­nach, koń­czą się de­mon­stra­cje, uci­cha­ją ma­so­we sprze­ci­wy. Wcho­dzi­my płyn­nie, de­li­kat­nie w sza­lo­ne lata osiem­dzie­sią­te, obłęd­ne. Mówi się o nich, że nie­zwy­kle tan­det­ne, choć ja bym się bał uży­wać tego okre­śle­nia. W każ­dym okre­sie jest ja­kaś moc. Lata osiem­dzie­sią­te, za­chły­śnię­cie stre­czem… oka­zu­je się, że po cho­le­rę w ogó­le szyć, dziub­dziać, ro­bić fran­cu­skie cię­cia wy­szczu­pla­ją­ce, dbać o li­nię, że su­kien­ka szy­ta, dziu­ba­na przez mie­siąc przez kraw­co­wą, jak się przy­ty­je pół­to­ra kilo, pęka w szwach, a jak się schud­nie dwa kilo, wisi jak na psie frak. Oka­zu­je się, że jest dzia­ni­na, w związ­ku z tym w ogó­le po co kro­ić, niech się cią­gnie. No i się za­czy­na era ob­ci­śnię­tych ba­le­ro­nów. Pa­nie zwa­rio­wa­ły na te­mat dzia­ni­ny, po­wy­rzu­ca­ły lu­stra, każ­da na­cią­ga na sie­bie kon­dom, i wszyst­ko jed­no, co tam się dzie­je pod spodem, po pro­stu wy­go­da po­nad wszyst­ko. To są wła­śnie lata osiem­dzie­sią­te.

Ale tak na­praw­dę za­czy­na się czuć modę. Na świe­cie roz­wi­ja­ją się nowe tech­no­lo­gie, za­czy­na kró­lo­wać pla­stik. No i na­gle mamy ko­bie­tę-ba­żan­ta, ko­bie­tę-bejs­bo­list­kę, raj­skie­go pta­ka, i mamy w XX wie­ku wła­ści­wie hi­sto­rię trosz­kę ro­ko­ko, mamy wszyst­ko. W la­tach osiem­dzie­sią­tych za­czy­na­ją się na­wią­za­nia do lat dwu­dzie­stych i trzy­dzie­stych, czy­li jak­by hi­sto­ria mo­ka­sy­na i bia­łej skar­pe­ty.

Tak do­cho­dzi­my do lat dzie­więć­dzie­sią­tych, któ­re są już to­tal­ną eks­plo­zją ki­czu. Tu jest wszyst­ko. Ko­bie­ty mają po dwa me­try w ra­mio­nach, cho­dzą na wy­so­kich szpil­kach, łą­czy się rze­czy nie­po­łą­czal­ne, wiel­ki suk­ces Ema­nu­ela Unga­ro, wło­skie­go kre­ato­ra, któ­ry za­czął łą­czyć ze sobą abs­trak­cyj­ne de­se­nie, maki z ró­ża­mi, kra­tą i pa­sa­mi, i oka­za­ło się, że to jest fan­ta­stycz­ne. I mamy styl gla­mo­ur. Zno­wu po­ja­wia się zło­ta bi­żu­te­ria. Wła­ści­wie wy­da­je się, że w mo­dzie było już wszyst­ko. I na­gle nie­któ­rzy mó­wią „DOŚĆ!” Na­gle po­śród tej eks­pan­sji ko­lo­rów i sza­le­ją­ce­go blich­tru, tego pla­sti­ku ma­lo­wa­ne­go na zło­to za­czy­na się tak zwa­na moda off. Po­ja­wia­ją się Ja­poń­czy­cy. Wa­ta­na­be two­rzy w ab­so­lut­nej opo­zy­cji do ko­lo­ro­wej mody, i o dzi­wo jego ubra­nia, któ­re są żar­tem na te­mat ubrań, bo znisz­czo­ne i spra­ne, kosz­tu­ją for­tu­ny. Lu­dzie mody, sami two­rzą­cy bar­dzo ko­lo­ro­we rze­czy, za­czy­na­ją no­sić się w opo­zy­cji do tej mody, czy­li mi­ni­ma­li­stycz­nie. Mi­ni­ma­lizm za­czy­na wcho­dzić do ma­in­stre­amu. Waż­na sta­je się ab­so­lut­nie, to­tal­nie oszczęd­na for­ma. Szczy­tem eks­tra­wa­gan­cji sta­je się su­kien­ka tuba na cie­niu­sień­kich ra­miącz­kach.

Odzie­ra się ko­bie­tę z ma­ki­ja­żu i to jest czas, kie­dy na wy­bie­gi za­czy­na­ją wcho­dzić dziew­czyn­ki trzy­na­sto-, czter­na­sto­let­nie. Dla­cze­go? A dla­te­go, że na­gle mamy mi­ni­ma­lizm skraj­ny, czy­li ma­keup no i no ma­keup. Każ­da nie­do­sko­na­łość ludz­ka na wy­bie­gu, kie­dy do­sta­je się świa­tło w twarz z góry, wy­ła­zi, i żad­na nor­mal­na ko­bie­ta, któ­ra ma lat po­nad dwa­dzie­ścia, wy­sma­ro­wa­na oliw­ką nie wy­glą­da do­brze. Wy­glą­da źle i cho­ro. W związ­ku z tym bie­rze się bar­dzo mło­de dziew­czyn­ki. Za­czy­na się era mo­de­lek an­dro­gy­nów, czy­li im go­rzej, tym le­piej, im dziw­niej, tym le­piej.

W tym skraj­nym mi­ni­ma­li­zmie po­ja­wia się ostat­ni z nur­tów mody jako ta­kich, czy­li grun­ge, po­łą­cze­nie rze­czy nie­zwy­kle dro­gich, nie­zwy­kle wy­ra­fi­no­wa­nych, z rze­cza­mi sta­ry­mi, zu­ży­ty­mi. Wszyst­ko, co na­stą­pi­ło w mo­dzie póź­niej, to już tyl­ko po­wtór­ki.W la­tach dzie­więć­dzie­sią­tych męż­czyź­ni się po­twor­nie wy­wa­la­ją, rok 1996 i 1997 to lata naj­więk­szej prze­ni­kal­no­ści mody dam­skiej do mody mę­skiej: pró­ba wpro­wa­dze­nia wy­so­kich ob­ca­sów przez Je­ana Pau­la Gaul­tie­ra, Ken­zo i Ar­ma­ni do swych ko­lek­cji do­łą­cza­ją kil­ty, Ar­ma­ni wy­pusz­cza smo­king z dłu­gą spód­ni­cą do ko­stek, Ken­zo robi dłu­gie spód­ni­ce let­nie. Ko­niec mi­ni­ma­li­zmu to jest ta­kie od­wró­ce­nie się w stro­nę lat sześć­dzie­sią­tych, ale tro­szeń­kę, bo gdzieś tam po­wrót do fu­tu­ry­zmu, do spor­tu. I tu­taj mamy Pra­dę, fir­mę, któ­ra wy­ska­ku­je jak dia­beł z pu­deł­ka i wła­ści­wie osza­ła­mia cały ry­nek mody, szyb­ko sta­jąc się wio­dą­cą mar­ką wy­zna­cza­ją­cą tren­dy. Sama koń­ców­ka lat dzie­więć­dzie­sią­tych to po­wrót gla­mo­ur. Ko­lej­ne se­zo­ny to ko­lej­ne po­wtór­ki, trud­no do­szu­kać się cze­goś no­we­go.

I tak na­stał czas, kie­dy moda nie ist­nie­je. Ist­nie­je fun, ist­nie­je czło­wiek. W glo­ba­li­za­cji za­wsze jest tak, że im ona więk­sza, tym więk­szy na­cisk trze­ba sta­wiać na jed­nost­kę jako taką. Bio­rąc pod uwa­gę dzi­siej­sze moż­li­wo­ści, wła­ści­wie każ­dy może wy­do­być swój wła­sny in­dy­wi­du­alizm. Ale jak się oka­zu­je, nie jest to wca­le ta­kie pro­ste. Bo im wię­cej moż­li­wo­ści, tym bez­mier­niej roz­le­wa się ludz­ka głu­po­ta. Na­gle oka­zu­je się, że lu­dzie chcą mieć kon­kret­ne hi­sto­rie, chcą się ba­wić, że są ta­kie dłu­go­ści, a nie inne, bo je­że­li moż­na wszyst­ko, to trud­niej się w ta­kiej rze­czy­wi­sto­ści po­ru­szać. W związ­ku z tym za­czy­na­ją się po­ja­wiać gru­py lu­dzi po­dob­nie ubra­nych. Weź­my ruch sza­fiar­sko-blo­ger­ski. Sza­fiar­ki, rzecz fe­no­me­nal­na, po­prze­bie­ra­ne dziw­nie dziew­czyn­ki, ba­wią­ce się ubra­nia­mi. Ale mam nie­ste­ty je­den za­rzut, jed­no py­ta­nie: dla­cze­go one wszyst­kie się ba­wią tak samo?! Prze­cież ka­wa­łek szma­ty, wszyst­ko jed­no, czy on kosz­tu­je pięć ty­się­cy euro, czy pięć euro, to jest tyl­ko pre­tekst do wy­ra­że­nia sie­bie. A tu, choć na­praw­dę moż­li­wo­ści jest mi­lion, lu­dzie nie chcą być in­dy­wi­du­al­ni, tyl­ko chcą się gru­po­wać. Sza­fiar­ki chcą być bar­dzo ory­gi­nal­ne, ale pod wa­run­kiem że będą wy­glą­da­ły tak jak wszyst­kie inne sza­fiar­ki. Hip­ste­rzy nie­zwy­kle są kon­te­stu­ją­cy, chcą wy­glą­dać hip­ster­sko, ale nie chcą po­ka­zy­wać, że są in­dy­wi­du­al­ny­mi by­ta­mi, tyl­ko chcą wy­glą­dać do­kład­nie tak jak wszy­scy inni hip­ste­rzy.

W ca­łej tej mo­dzie mamy nurt głów­ny, czy­li bar­dzo bo­ga­tą hi­sto­rię, któ­ra to­tal­nie na­pę­dza ko­niunk­tu­rę, i mamy hi­sto­rie sub­kul­tu­ro­we. I na­gle oka­zu­je się, że moda jako sza­leń­stwo sta­no­wi sub­kul­tu­rę i ma­in­stre­am, bo jest ja­kąś płasz­czy­zną po­ro­zu­mie­nia. We współ­cze­snym świe­cie lu­dzie czę­sto ko­mu­ni­ku­ją się wi­zu­al­nie, mało ze sobą roz­ma­wia­ją, za­nie­dbu­ją ję­zyk, nie dba­ją nie tyl­ko o roz­wój ję­zy­ka, ale i o za­cho­wa­nie tego, co mają, nie uży­wa­ją ar­cha­izmów.

Roz­mo­wę za­stę­pu­ją krót­kie ko­mu­ni­ka­ty, czę­sto esem­so­we. Waż­nym ko­mu­ni­ka­tem sta­je się nasz wy­gląd, stąd cała wiel­ka księ­ga dre­sko­du. Jest dre­skod pi­sa­ny, nie­pi­sa­ny, kto, z kim i za ile. Mó­wi­my o tym wszyst­kim bar­dzo ogól­nie i glo­bal­nie, ale pa­mię­taj­my, że każ­da z grup spo­łecz­nych ma tro­szecz­kę inną swo­ją hi­sto­rię.

Kto jest dziś mod­ny? Mod­nie wy­glą­dać to jest tak, że wi­dzisz czło­wie­ka, któ­ry… to­tal­nie nie­mod­na Ba­ku­ła jest mod­ną la­ską. Mod­nym być to zna­czy być w ma­sie ludz­kiej jed­nost­ką, o to cho­dzi, być za­uwa­żal­nym, czuć się fan­ta­stycz­nie ze sobą, ko­rzy­stać z do­bro­dziejstw świa­ta, a nie dą­żyć do za­sze­re­go­wa­nia. To jest mod­ne. Na tym to po­le­ga. Mod­ne jest dbać o sie­bie na tyle i na tyle do­brze wy­glą­dać, żeby przez całe ży­cie w peł­ni ko­rzy­stać ze świa­ta, a idio­ty­zmem jest żyć po to, żeby zna­ko­mi­cie wy­glą­dać.

Ten, kto chce być mod­ny, pra­gnie mod­nie wy­glą­dać, musi po­ukła­dać so­bie w gło­wie, a nie pójść do skle­pu i ku­pić mod­ne ciu­chy. Bo my nie je­ste­śmy wie­sza­ka­mi na ubra­nia, my je­ste­śmy żywi! Wła­śnie dla­te­go wszel­kie ame­ry­kań­skie szko­ły ge­stów, sre­stów, ana­li­zy ko­lo­ry­stycz­ne, dla­te­go wszel­kie fi­lo­zo­fie są cu­dow­ne, do­pó­ki się o nich czy­ta. Fi­lo­zo­fie dzie­ją się w próż­ni, a czło­wiek jest żywy, ma emo­cje, uni­kal­ną wraż­li­wość, zróż­ni­co­wa­ne po­trze­by. Dla­te­go nie moż­na przy­ło­żyć jed­nej mia­ry, nie moż­na po­wie­dzieć, że je­że­li chcesz być sexy, to się ob­ci­śnij jak ba­le­ron i wte­dy każ­dy na cie­bie po­le­ci. By­cie sexy to żad­na nor­ma, bo po pro­stu każ­dy jest inny i każ­de­go coś in­ne­go jara. W związ­ku z tym nie każ­dy męż­czy­zna musi mieć klat­kę pier­sio­wą ni­czym klat­ka scho­do­wa i być jak jed­na wiel­ka żyła, bo są ko­bie­ty pięk­ne, nie­zwy­kle zgrab­ne, dba­ją­ce o sie­bie do prze­sa­dy, któ­re ko­cha­ją mi­siów. Śmiem twier­dzić, że pięć ki­lo­gra­mów to jest sek­sow­na nad­wa­ga, któ­ra za­wsze doda ko­bie­cie uro­ku, na­to­miast nie­do­wa­ga pię­ciu ki­lo­gra­mów może po­twor­nie oszpe­cić. Choć jako sty­li­ta i czło­wiek od tak zwa­nej mody oczy­wi­ście uwiel­biam na wy­bie­gu mo­del­ki za chu­de, po­nie­waż to są dziew­czy­ny wy­se­lek­cjo­no­wa­ne z ty­się­cy po to, żeby upra­wiać ten je­den za­wód. I ko­niec. Cała resz­ta jest do ży­cia i jesz­cze raz po­wtó­rzę: pię­cio­ki­lo­gra­mo­wa nad­wa­ga za­wsze bę­dzie sexy, pięć ki­lo­gra­mów mi­nus może zro­bić wiel­ką krzyw­dę. Oczy­wi­ście te pięć ki­lo­gra­mów sek­sow­nej nad­wa­gi, je­że­li pra­cu­je się w me­diach czy przed obiek­ty­wem, za­wsze bę­dzie wy­glą­da­ło na dzie­sięć i za­wsze to bę­dzie wy­glą­da­ło go­rzej, no ale nie każ­dy czło­wiek żyje po to, żeby wy­stę­po­wać.

Moda le­piej lub go­rzej wy­ko­rzy­stu­je sta­le roz­wi­ja­ją­ce się tech­no­lo­gie. I trze­ba pa­mię­tać, że jest z nią jak ze wszyst­kim na świe­cie. Są na przy­kład do­brzy ar­chi­tek­ci, ale nie tyl­ko do­brzy ar­chi­tek­ci pro­jek­tu­ją domy, są też ba­dzie­wia­ki. I póź­niej inni lu­dzie mu­szą w tym miesz­kać, mu­szą w tym żyć, funk­cjo­no­wać, cho­dzić do źle urzą­dzo­nych knajp. No i są ku­cha­rze, któ­rzy mają taki dar, że zro­bi ta­kie jaj­ko sa­dzo­ne, że bę­dzie się to jaj­ko pa­mię­ta­ło do koń­ca ży­cia, a są tacy, któ­rzy uży­wa­ją do wszyst­kie­go glu­ta­mi­nia­nu sodu. I to też się zje, bo to drań­stwo cza­sem tak sma­ku­je, że moż­na ze­żreć z pa­tel­nią. Na świe­cie funk­cjo­nu­ją róż­ni lu­dzie, róż­ni od­bior­cy. Wró­cę jed­nak do mody, no bo w pro­jek­to­wa­niu to nie jest tak, że pro­jek­tu­je się jed­ną rzecz, daj­my na to ma­ry­nar­kę – oce­na pro­jek­tan­ta to jest oce­na jego my­śli, prze­kro­ju prac, idei. Jak się cho­dzi na po­ka­zy, to nie po to, żeby zo­ba­czyć su­kien­ki, tyl­ko żeby zo­ba­czyć myśl. I je­śli ta myśl jest ja­sna, to moż­na się od­że­gnać od swo­jej es­te­ty­ki i po­wie­dzieć: „ja tego nie czu­ję, ale jest w tym ja­kaś zna­ko­mi­tość”, a je­śli jest na­je­ba­ne jak u cy­gan­ki w to­boł­ku i nie wia­do­mo, o co cho­dzi, to zna­czy, że ktoś bre­dzi. I może bre­dzić ład­nie, może bre­dzić nie­ład­nie, ale my­śli w tym nie ma.

No to się pani prze­bra­ła za nie­rząd­ni­cę! Spodnie mają dzie­sięć lat, był mo­ment, że w nie nie wcho­dzi­ła. Schu­dła, ale nie­wy­star­cza­ją­co. My­śli so­bie: a wci­snę się, Ja­cy­ków mó­wił, że mod­ne są dzwo­ny, to za­ło­żę. Owszem mod­ne, ale nie ta­kie. Bo to są dzwo­ny sprzed dzie­się­ciu lat, któ­re są bio­drów­ka­mi. Jak znam ży­cie, pani ma też ró­żo­we strin­gi, a jak ta świe­cą­ca pup­ka po­dej­dzie nam do góry, to uka­że się zna­czek mer­ce­de­sa. Oczy­wi­ście do tych dzwo­nów ma buty na klo­cu i plat­for­mie, też z epo­ki. Przy­krót­ka kurt­ka też z epo­ki, czy­li pra­wie mod­nie, tyle że dzie­sięć lat temu. Pew­ne ten­den­cje, pew­ne grep­sy w mo­dzie owszem, wra­ca­ją, ale nig­dy nie iden­tycz­nie. Więc wy­ko­rzy­sta­nie jed­ne­go ele­men­tu z epo­ki, je­że­li jest w do­brym sta­nie i ga­tun­ku, jak naj­bar­dziej, ale żeby wszyst­ko wy­ro­śnię­te i z pra­dzie­jów, to już ra­czej nie.

Tu­taj bied­na pani ró­żo­we raj­sto­py za­ło­ży­ła i za­po­mnia­ła resz­ty ogar­nąć, ale i tak wy­glą­da sym­pa­tycz­nie, bo jest mło­da, ale mło­dość trwa krót­ko.tymczasem w Polsce…

O hi­sto­rii mody w Pol­sce mo­że­my mó­wić tak na­praw­dę do­pie­ro od lat dzie­więć­dzie­sią­tych. Bo wcze­śniej to ona się to­czy­ła gdzieś tam wła­snym to­rem. Wie­le lat do­sta­wa­li­śmy prze­fil­tro­wa­ne przed Modę Pol­ską i Te­li­me­nę od­pry­ski. Za to w la­tach dzie­więć­dzie­sią­tych sta­li­śmy się naj­więk­szym śmiet­ni­kiem Eu­ro­py. Wte­dy ode­bra­ło lu­dziom ro­zum i był taki mo­ment, że sta­li­śmy się po­twor­nie, na­praw­dę strasz­nie źle ubra­ni. Dla­te­go, że te bar­dzo za­dba­ne i wy­my­ślo­ne, ucie­mię­żo­ne cią­głym od­pru­wa­niem, przy­szy­wa­niem i zmie­nia­niem Po­lki na­gle spo­strze­gły, że już nie trze­ba nic prze­ra­biać. Nie trze­ba cho­dzić do Prak­tycz­nej Pani, nie trze­ba w ogó­le pani Kry­si kraw­co­wej pro­sić, tyl­ko idzie się do skle­pu i się ku­pu­je. I za­czy­na­ły ku­po­wać te okrop­ne ta­nie ła­chy za bar­dzo duże pie­nią­dze. I rze­czy­wi­ście przez pe­wien mo­ment za­czął funk­cjo­no­wać w mo­dzie nad Wi­słą do­syć po­waż­ny ba­ła­gan.

Czas PRL, smut­ny, glo­bal­nie smut­ny i strasz­ny czas, to jed­nak tak na­praw­dę był czas kre­atyw­no­ści prze­cho­dzą­cej wszel­kie moż­li­we ocze­ki­wa­nia. Po­nie­waż w skle­pach był bar­dzo ogra­ni­czo­ny asor­ty­ment (np. zimą po­ło­wa lud­no­ści mia­ła na no­gach re­lak­sy, a dru­ga po­ło­wa so­fik­sy), ko­bie­ty ku­po­wa­ły su­kien­ki i ro­bi­ły so­bie z tego bluz­ki i spód­ni­ce. Od­pru­wa­ły fal­ba­ny z góry, przy­szy­wa­ły do dołu, uży­wa­ły tka­nin obi­cio­wych, za­słon, ty­sią­ca róż­nych rze­czy. Ko­mu­ni­ści dba­li o tzw. za­ję­cia prak­tycz­no-tech­nicz­ne w szko­łach i trze­ba było to umieć. Każ­da dziew­czyn­ka, któ­ra mia­ła tro­chę ole­ju w gło­wie, na­wet jak nie chcia­ła, to się tego pra­wo-lewo na­uczy­ła. W tych la­tach sier­mięż­nych ko­bie­ty so­bie bar­dzo do­brze ra­dzi­ły. Te, któ­rym uda­ło się wy­je­chać za gra­ni­cę, ucho­dzi­ły za świet­nie ubra­ne, bo były ubra­ne zu­peł­nie in­a­czej, niż na­ka­zy­wa­ła świa­to­wa moda. To było ory­gi­nal­ne, faj­ne i w pe­wien spo­sób uro­cze.

A póź­niej zmie­ni­ły się re­alia i na­gle oka­za­ło się, że już nie trze­ba kom­bi­no­wać. Do dziś ata­ku­ją nas hi­sto­rie typu: wy­glą­daj jak gwiaz­da fil­mo­wa za 150 zł! czy moż­na się ubrać za 200 zł i czy to jest do­brze? Od­po­wia­dam: wszyst­ko moż­na tak na­praw­dę. Rze­czy­wi­ście moż­na dziś wszyst­ko. Moż­na się ubrać za 200 zł, tyl­ko cza­sa­mi na­le­ży so­bie za­dać py­ta­nie: po co? Dla­te­go, że ubie­ra­nie się, moda, poza tym że słu­ży temu, że­by­śmy byli przy­kry­ci, że­by­śmy wy­ra­ża­li sie­bie, jest rów­nież ozna­ką pre­sti­żu. I czę­sto jest tak, że dą­ży­my wła­śnie do tego, żeby nie ro­bić so­bie ze­sta­wu za 200 zł, tyl­ko za 3000, a w ma­rze­niach z 30 ty­się­cy. Czy moż­na wy­glą­dać świet­nie za 300 zło­tych? Moż­na, ale wśród lu­dzi, któ­rzy będą ubra­ni za 300 do 3 ty­się­cy zło­tych. Bo na przy­kład je­śli świet­nie wy­glą­da­ją­ca oso­ba za 300 po­ja­wi się mię­dzy ubra­ny­mi za 30 i 70 ty­się­cy, to na­wet je­że­li ona bę­dzie ubra­na dużo bar­dziej es­te­tycz­nie, bę­dzie te 300 zło­tych wi­dać. Wła­śnie o to cho­dzi, że każ­dy czło­wiek musi zna­leźć swo­ją gru­pę do­ce­lo­wą. W tej ca­łej glo­ba­li­za­cji nie ma glo­ba­li­za­cji. Ka­sto­wość ist­nia­ła, ist­nie­je i ist­nieć bę­dzie. I moż­na się wspi­nać po dra­bi­nie spo­łecz­nej, każ­dy ma pra­wo i po­wi­nien pró­bo­wać, ale uda­je się to na­praw­dę nie­licz­nym.W tzw. sze­ro­kiej śred­niej pół­ce moż­na cza­sa­mi parę rze­czy udać, tyl­ko zno­wu trze­ba za­py­tać: po co? Dla­te­go ry­nek mody, czy­li ry­nek high fa­shion, ry­nek tego naj­droż­sze­go kra­wiec­twa i naj­droż­szej ga­lan­te­rii, wca­le nie wal­czy ja­koś szcze­gól­nie in­ten­syw­nie z pod­rób­ka­mi. Bo ry­nek odzie­ży pod­ra­bia­nej to jest tzw. niż­sza śred­nia pół­ka, niż­sza kla­sa aspi­ru­ją­ca. To jest ten ry­nek, któ­ry ubie­ra się w sie­ciów­kach, sły­szał o pre­sti­żo­wych mar­kach, ale nie leżą one w jego za­się­gu. Men­tal­ność w świe­cie jest nie­co inna niż na­sza, pol­ska. Je­że­li wło­ska fry­zjer­ka ma­rzy o to­reb­ce Vu­it­to­na i za­ra­bia 900 euro, pierw­szą ku­pu­je pod­ró­bę, ale po­nie­waż ma­rzy da­lej, nie odło­ży jak Po­lka na ka­fel­ki, na no­we­go mopa, nową lam­pę czy uchwyt do ła­zien­ki, tyl­ko po paru mie­sią­cach uzbie­ra i kupi ory­gi­nal­ną to­reb­kę. Bo to dla niej treść ży­cia. A w men­tal­no­ści Po­lki ucie­mię­żo­nej to się nie mie­ści. Za­wsze wszyst­ko było na jej gło­wie, bo chło­py w tej Pol­sce to albo sie­dzia­ły po wię­zie­niach, albo wal­czy­ły gdzieś w polu, więc je­że­li ona ma so­bie te­raz ku­pić za 4000 zło­tych to­reb­kę albo po­ło­żyć pa­ne­le pod­ło­go­we, to nie­ste­ty wy­bie­rze pa­ne­le. A to głu­pie, bo prze­cież do pa­ne­li nie wło­ży chu­s­tecz­ki do nosa ani szmin­ki, no i nie po­ka­że się w nich przed in­ny­mi, nikt jej ich nie bę­dzie za­zdro­ścił.buty

Buty są cu­dow­nym te­ma­tem. W hi­sto­rii mody nig­dy nie było aż tak wy­so­kich ob­ca­sów jak te­raz. Ob­ca­sy do­cho­dzą na­wet do 17-18 cen­ty­me­trów. Oczy­wi­ście, że one czę­sto nie słu­żą zdro­wiu, ale bez­względ­nie słu­żą sek­sa­pi­lo­wi. Ja w ogó­le twier­dzę, że to ob­cas robi ko­bie­tę. Na­wet naj­przy­stoj­niej­szy męż­czy­zna na wy­so­kim ob­ca­sie wy­glą­da asek­su­al­nie i idio­tycz­nie. Wy­so­ki ob­cas po­wo­du­je, że krę­go­słup się ukła­da zu­peł­nie in­a­czej, że biust leży zu­peł­nie in­a­czej, że cała syl­wet­ka trzy­ma się in­a­czej. Przede wszyst­kim łyd­ka, nie za­wsze prze­cież do koń­ca zgrab­na, na wy­so­kim ob­ca­sie wy­glą­da zde­cy­do­wa­nie le­piej.

Mamy erę wy­so­kich ob­ca­sów. Więk­szość ko­biet nosi wy­so­kie ob­ca­sy, choć nie wszyst­kie i nie wszę­dzie. Gdzie w ta­kim ra­zie moż­na no­sić te wy­so­kie ob­ca­sy? W za­sa­dzie funk­cjo­nu­ją one we wszyst­kich dzie­dzi­nach ży­cia poza spor­tem, bo pro­du­ku­je się na­wet ran­ne pan­to­fle na szpil­ce. Pró­bu­je się ro­bić wa­ria­cje na te­mat spor­to­wych bu­tów na wy­so­kich ob­ca­sach, ale jest to coś tak ohyd­ne­go, że nie bę­dzie­my o tym mó­wić. Wła­ści­wie ta­kim naj­sek­sow­niej­szym mo­de­lem buta, któ­ry też wra­ca do mód, a wła­ści­wie trzy­ma się cały czas, jest kla­sycz­na szpil­ka wy­my­ślo­na w la­tach pięć­dzie­sią­tych, czy­li tzw. kla­sycz­ne czó­łen­ko, wy­dłu­żo­ny lek­ko czu­bek i bar­dzo cien­ki ob­cas. W la­tach sześć­dzie­sią­tych mie­li­śmy cie­niut­kie szpil­ki i bar­dzo prze­ry­so­wa­ny dłu­gi czu­bek. Póź­niej te wy­dłu­żo­ne czub­ki i cien­kie ob­ca­sy po­ja­wi­ły się po­now­nie w la­tach osiem­dzie­sią­tych, no i w za­sa­dzie ten kla­sycz­ny mo­del czó­łen­ka trzy­ma się bez wzglę­du na to, czy mod­ne są bar­dzo ni­skie ob­ca­sy, czy wy­so­kie, czy cien­kie, czy gru­be. W kla­sycz­nym czó­łen­ku do­brze skro­jo­nym każ­da dam­ska noga bę­dzie wy­glą­dać zna­ko­mi­cie.

W gmin­nej mo­dzie mę­skiej od lat dzie­więć­dzie­sią­tych kró­lu­ją bor­su­ki, za­in­spi­ro­wa­ne chy­ba woj­ną z Tur­ka­mi, stąd te bar­dzo wy­dłu­żo­ne czub­ki z ob­cię­tym no­sem. We­szły pod strze­chy, nie chcą wyjść, i to jest po pro­stu strasz­ne.

Dziś tak jak w mo­dzie odzie­żo­wej w mo­dzie obuw­ni­czej pa­nu­je dość duża do­wol­ność. W nie­od­le­głej prze­szło­ści ubra­nia i buty moż­na było po­dzie­lić na dzien­ne i wie­czo­ro­we. A w tej chwi­li np. moż­na za­ło­żyć naj­bar­dziej kla­sycz­ne ope­ro­we la­kier­ki na bosą sto­pę do po­dar­tych dżin­sów, pójść do klu­bu i wy­glą­dać fan­ta­stycz­nie. Moż­na za­ło­żyć kla­sycz­nie mod­ny gar­ni­tur, a do tego tramp­ki, i w za­leż­no­ści od sy­tu­acji też wy­glą­dać zna­ko­mi­cie. Dość no­wym zja­wi­skiem jest funk­cjo­nu­ją­cy w mo­dzie tak zwa­ny męż­czy­zna kok­taj­lo­wy, czy­li ubra­ny mod­nie, nie­ko­niecz­nie zgod­nie z dre­sko­dem. Kie­dyś tacy męż­czyź­ni wy­kra­cza­ją­cy poza ka­non, a jed­nak na­le­żą­cy do elit, byli na­zy­wa­ni dan­dy­sa­mi. W tej chwi­li okre­śle­nie „dan­dys” stra­ci­ło wła­ści­wie kom­plet­nie za­sto­so­wa­nie. Nie ma dan­dy­sów, są za to hip­ste­rzy.
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: