Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Po szczęście do pracy - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
7 września 2015
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
Produkt niedostępny.  Może zainteresuje Cię

Po szczęście do pracy - ebook

Dziesięciu specjalistów: psychoterapeuci, coachowie, prawnik (m.in. Wojciech Eichelberger, Katarzyna Miller, Iwona Firmanty, Tomasz Srebnicki) dzieli się  z czytelnikami wiedzą, jak osiągnąć szczęście w pracy. Dzięki ich wiedzy i doświadczeniu uzyskasz recepty na szczęście w swoim życiu zawodowym. W rozmowach, które odbyli z autorką wskazują Ci: techniki radzenia sobie z emocjami i stresem, techniki przeciwdziałania wypaleniu zawodowemu oraz techniki związane z asertywnością. Wskazówki specjalistów pozwolą Ci zbudować świadomość własnych celów i sprawnie zarządzać swoim czasem. Książka wskaże Ci właściwą drogę do osiągnięcia szczęścia w życiu zawodowym – niezależnie od tego gdzie pracujesz i jak bogaty jest Twój życiorys zawodowy.

Beata Pawłowicz – dziennikarka, pisarka, poetka. Po sukcesie poradnika Dekalog szczęścia. Jak się nie dać udawanej radości, ale też nie wpaść w czarną rozpacz postanowiła zająć się tematem szczęścia w pracy. Związana z magazynem Zwierciadło.

Kategoria: Poradniki
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-64776-69-4
Rozmiar pliku: 1,6 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

Rozdział 1

------------------------------------------------------------------------

W ogrodzie i w psychoterapii jestem sobą

------------------------------------------------------------------------

Z Katarzyną Miller,
psychoterapeutką,
rozmawiam o szczęściu psychoterapeutki i kobiet Alfa.

.

KATARZYNA MILLER
urodziła się w Łodzi, mieszka i w Warszawie, i w Skowieszynku. Z wykształcenia i powołania psychoterapeutka. Pracuje własną, będącą efektem wielu lat zdobywania wiedzy, praktyki, kształcenia się i samorozwoju, eklektyczną metodą, opartą na miłości do ludzi. Na stałe współpracuje z miesięcznikiem „Zwierciadło”. Jest autorką i współautorką kilkunastu popularnych książek, m.in.: „Nie bój się życia”, „Kup kochance męża kwiaty”, „Królowe życia”, „Jak pies z kotem”. Jest także filozofką, poetką śpiewającą swoje piosenki i stylowe tanga. Niezwykła, pełna radości życia i apetytu.

.

O kobietach Alfach, które wiedzą, czego chcą w pracy i sięgają po to: sukces, pieniądze, prestiż. O tym, czy jednak to co zdobywają, można nazwać szczęściem? O ogrodzie i mądrości, jaką daje praca ogrodnika. O tym, po co kobiecie z korporacji lustro. O szczęściu, do którego może nas poprowadzić intuicja.

Zacznijmy od ciebie i twojego szczęścia w pracy. Jesteś kobietą niezależną. Wiesz, czego chcesz i nie martwisz się, że inni mogą uznać to za egoizm. Od kiedy masz dom w Skowieszynku, w Warszawie tylko bywasz i to twoi klienci jeżdżą do ciebie. Czy czujesz się szczęśliwa? Czy osoba niezależna może być szczęśliwa w pracy, czy tylko odnosić w niej sukcesy?

Ja bardzo często jestem szczęśliwa w pracy właśnie dlatego, że jestem jaka jestem! Już sam początek był wspaniały... Moje szczęście w pracy osiągnęłam w trymiga, i to zaraz po studiach, kiedy poszłam na pierwszy własny trening psychologiczny do ośrodka Kazika Jankowskiego^(). Prowadzili go Czesiek Doktor i Grażyna Szapiro, świetni terapeuci i fajni ludzie, którzy niestety później wyjechali z Polski i praktykowali na świecie, bo też nadal są tam większe możliwości. Trafiłam do nich na swój pierwszy trening i natychmiast zaczęłam się rządzić, czyli prowadzić grupę. Wtedy Czesiek i Grażyna powiedzieli: „Co ty taka ważna jesteś?”. Byłam zdziwiona: „Jak to ważna? Po prostu wiem, co tu się robi!”. „Tak?! No to prowadź!”. To poprowadziłam! Pół dnia mi dali. Cudnie! No, a potem powiedzieli: „Idziesz do naszego zespołu!”. To poszłam!

Co to był za trening, na którym z uczestniczki – świeżo upieczonej psycholożki, jeszcze bez praktyki zawodowej – stałaś się prowadzącą?

Trening interpersonalny, jeden z pierwszych w Warszawie. Ludzie poznawali tam samych siebie, poznając innych. Coś tam więc o sobie opowiadali, wchodzili w różne interakcje właśnie po to, żeby dostrzec swoją niepowtarzalność, dowiedzieć się, jaka właściwie jest ich tożsamość. W moim wypadku to się powiodło na piątkę z plusem! Szóstek jeszcze nie było. Biorąc udział w tym treningu, poczułam, że urodziłam się właśnie do takiego działania! Że jestem jak rybka, która po latach wędrowania na ogonie po łódzkim, a potem warszawskim bruku – wskoczyła do wody. Jest tam, gdzie powinna! I tak już poszło z moim szczęściem w pracy!

Oczywiście, miałam potem różne trudne i ciężkie chwile, ale szczęśliwa czułam i czuję się bardzo często. W mojej pracy naprawdę wiele mnie uszczęśliwia. Mówię teraz o bezpośredniej pracy z ludźmi, a nie o pisaniu książek czy felietonów albo prowadzeniu wykładów, które też uważam za pracę i które też lubię. Mówię o moim ukochaniu – o pracy terapeutycznej, ostatnio głównie z grupami kobiet.

Taka ilość babskich spraw naraz byłaby dla mnie jak zejście do piekieł. Dlaczego właśnie to jest twoim ukochaniem?

Ba! Na tych grupach dzieje się coś niezwykłego. Choćby to, że po dwóch dniach warsztatów kompletnie obcy sobie ludzie zaczynają odczuwać do siebie nawzajem coś zupełnie wyjątkowego. Tym czymś jest zaufanie do innych i do siebie. Zaczynają mieć w tej grupie poczucie bezpieczeństwa, a to dopiero początek. Jego poziom stopniowo rośnie i wtedy dzieją się już prawdziwe cuda. Ludzie się otwierają. A to jest tak, jakby otwierały się kwiaty! Do tej chwili, do tego dnia przez całe życie ci ludzie-kwiaty mieli skulone płatki, a tu nagle otwierają się, rozchylają! I rozsiewają wokół siebie cudowny zapach sympatii, bliskości, zainteresowania się sobą nawzajem.

Te cuda dzieją się dzięki temu, że wszyscy czują, że tu można nazywać niełatwe uczucia i opowiadać o najtrudniejszych sprawach, że tu można się przyznać do różnych rzeczy, że można nareszcie powiedzieć coś, czego nie mówiło się nikomu przez całe życie. A ja sobie wtedy myślę: Kurczę! Wystarczy ileś szacunku, ileś uwagi. Oderwanie od codziennego potoku zajęć, od rywalizacji, od niechęci, od obaw, które sami sobie i innym chętnie fundujemy – obaw, że coś na pewno będzie nie tak. Tylko tyle potrzeba, aby ludzie rozkwitali!

Nie na każdej grupie teraputycznej ludzie rozkwitają. Z jednej sama wybiegłam po 10 minutach i nie wróciłam. Terapeuta kazał nam do siebie rzucać piłką i mówić: „Lubię cię, jesteś miła”, a ja miałam 19 lat i strasznie pokłóciłam się z matką. Miałam w sobie tyle złości i żalu, że za nic na świecie miłe słowa nie mogły mi przejść przez gardło. Za to rzucając piłką, prawie wybiłam dziurę w ścianie i trochę odregowałam ten, jak byśmy dziś powiedzieli, stres.

Już od dawna nie pracuję procedurami, czyli nie proponuję ćwiczeń, takich jak to z piłką, żeby coś się zaczęło dziać. Wystarczy się słuchać. Ale rzeczywiście trzeba powiedzieć, że czasem, bardzo rzadko, ktoś w to nie wchodzi. W dobrze prowadzonej grupie terapeutycznej chodzi o to, żebyśmy sobie wzajemnie pomagali, rozumieli się i mówili prawdę. Wciąż zdumiewa mnie to, co potrafi się zadziać z ludźmi na takiej grupie... Parę lat temu do jednej z nich przyszła dziewczyna – korporacyjny pistolet – taka dziewczyna. Ciemna. Twarda. Szczekająca. Jej głos był zupełnie pozbawiony półtonów. Nic cicho, nic subtelnie. Jedyny jej problem to wrzaskliwa szefowa i rywalizacja z koleżanką. Praca i koniec. A teraz pożegnała się już z grupą, bo miała pełne podstawy, żeby powiedzieć, że odnalazła siebie. Jest ciepłą, miękką blondynką z dłuższymi włosami. Sukienki z lejącego się materiału, śliczne dekolty, kolczyki, ciepły głos, móstwo śmiechu. Jest też całkiem inna – urocza, spokojna. A co najważniejsze, pogodziła swoją rodzinę, skłóconą od śmierci dziadków (poszło o majątek) i urządza zjazdy rodzinne. Pogodziła się z wszystkimi. z którymi miała problem. Ta dziewczyna jest takim promykiem słońca.

Ale gdy złagodniała i przestała być Alfą, to wyrzucili ją z pracy?

Nie! Wręcz przeciwnie. Z szefową zaprzyjaźniona, z koleżankami jest miło. Po prostu królowa życia. A ja mam wielką frajdę.

Na tym polega więc twoje szczęście w pracy! Dla mnie to możliwość kontaktu z niezwykłymi ludźmi, możliwość rozmowy. Zawsze kiedy to się dzieje, dziękuję Bogu, że dał mi taki zawód, bo jak inaczej mogłabym siedzieć i gadać o ważnych i mądrych rzeczach, ale też o drobiazgach, z Kasią Miller?

Dziękuję pani szanownej... Jestem wdzięczna sobie, losowi, Bozi za to, że w mojej pracy mogę być prawdziwa. I inni ludzie razem ze mną mogą stawać się prawdziwi. Psychoterapia w PRL-u była niesłychaną enklawą prawdy, jest nią do tej pory. Nie musiałam i nie muszę w mojej pracy udawać. Pracuję z ludźmi w zamkniętym pomieszczeniu, do którego nikt poza nami, poza uczestnikami i prowadzącym, nie ma prawa wejść. Obowiązuje nas tajemnica. Mamy prawdziwą wolność.

Jakoś trudno mi sobie wyobrazić, że w czasach PRL-u gadaliście na grupach o obaleniu komunizmu, wspieraliście powstanie KOR czy Solidarności...

Raz obalaliśmy komunizm w grupie alkoholików – z Marcelem Łozińskim, wybitnym dokumentalistą, kręciliśmy film o tym, jak PRL rozpija ludzi. Alkoholicy z grupy, którą prowadziłam, opowiadali przed kamerą, dlaczego piją.

Zwróć jednak uwagę na coś bardzo ważnego – obalamy komunizm i wszelkie inne opresyjne ustroje, kiedy stajemy się bardziej wolnymi ludźmi. A na tych grupach właśnie tak się dzieje. Zawsze mówię również o tym, co według mnie jest najważniejsze, czyli o wolności społecznej. Także dziś jest ona tak samo istotna. Za drzwiami psychoterapeuty ludzie nadal udają i nie są sobą. Po pierwsze, nie mówią tego, co im się nie podoba, po drugie, nie mówią tego, co chcą. A to są rzeczy niemal nierozłączne.

Nie żyjemy w wolnym kraju. Również dlatego, że to udawanie jest związane z wychowaniem, jakie fundujemy naszym dzieciom. W Polsce dzieci wychowuje się inaczej niż na przykład w USA, tam mówienie o tym, czego nie chcę: „Nie zjem zupy z brokułami, mamo, bo śmierdzi” i co chcę: „Chcę zupę z pomidorów” nie kończy się próbą utopienia dziecka w talerzu. Nie myśl, że lekceważę politykę, co to, to nie. Zawsze to udawanie czy przymuszanie do jedzenia znienawidzonej zupy jest umiejscowione politycznie w strukturze władzy. A skoro mamy jakąś władzę, a ona ma jakąś strukturę, to nie jest to wolny kraj. Żyjemy w kraju purytańskim, zaściankowym, wciąż prawicowo ściśniętym.

Dlaczego tak uważasz?

Bo na przykład kiedy jestem w przestrzeni publicznej, na spotkaniu w mediach albo na spotkaniu w auli jakiejś instytucji, to nie mogę powiedzieć wszystkiego, co bym chciała.

A co byś chciała powiedzieć, a czego powiedzieć nie możesz?

Że pierdolę! To i tamto.

A co konkretnie?

To, co bym akurat chciała pierdolić! W danej chwili! Chciałabym móc powiedzieć, że właśnie to pierdolę! A nie mogę! Bo mnie wykreślą z listy gości. A to, żebym mogła powiedzieć, że pierdolę to czy tamto, jest ważne, bo nie jestem osobą, która nie ma nic więcej do powiedzienia niż: „ja pierdolę!”. W związku z czym moje: „pierdolę” ma znaczenie! Nie mówię „kurwa” co dziesięć sekund! Ha! Ciekaaaawe! Dziś w nocy śniło mi się, że ktoś nie pozwalał mi mówić „kurwa” – i to w pracy! Było tak, jakby ktoś mi wystawiał recenzję: „Pani mówi – kurwa?! To znaczy, że pani nie jest taka, jak my byśmy chcieli”. I dobrze! Bo ja nie jestem po to, żeby być taka, jak wy byście chcieli! I nikt nie ma być taki, jak inni chcą! Mamy być tacy, jacy my chcemy być i jacy jesteśmy! To jest właśnie istota szczęścia, po które idziemy do pracy, a więc i tego szczęścia, po które idziemy w życiu. A że teraz, za „demokracji”, też nie możemy być prawdziwi, że nadal musimy udawać – to nam tego szczęścia i w życiu, i w pracy brakuje.

Owszem, musimy udawać inne rzeczy niż przed 26 laty – nie miłość do socjalizmu. Musimy się też powstrzymywać przed mówieniem czy robieniem innych rzeczy niż w PRL-u. Ale tak czy siak, znów nie jest to pełna wolność i otwartość. Ale ja mimo to mam niezwykłą enklawę wolności. Mogę więc powiedzieć, że życie mi się udało.

Zależność, że szczęśliwa praca to szczęśliwe życie, postawiłam sobie jako tezę, zaczynając pracę nad tą książką. Ty mówisz jasno i wprost, że ponieważ udała ci się praca, masz udane życie. Ale powiedz proszę, dlaczego ta wolność jest tu tak ważna? Wolność i praca to dla wielu ludzi oksymorony.

Moje życie się udało, ponieważ w pracy mogę być sobą, korzystam z moich umiejętności osobistych, z mojej intuicji. Oczywiście, korzystam też z mojej wiedzy i doświadczenia, ale przede wszystkim czerpię z siebie, bo jestem terapeutką egzystencjalną i rozumiem moją pracę z ludźmi jako spotkanie z nimi. Bardzo prawdziwe, otwierające i ich, i mnie.

I dlatego im więcej w tym spotkaniu miejsca na naturalność, a ta przecież rodzi się z wolności, tym lepiej dla nas wszystkich. Wolność jest podstawą, bo ja pracuję sobą! Nie wszyscy tak muszą, ludzie mają różne typy osobowości. Mówiąc kategoriami Carla Gustawa Junga, są myśliciele, są uczuciowcy, są intuicjoniści i... to czwarte... zawsze mi się pieprzy! Doznający. Chodzi o ludzi, którzy odczuwają wewnętrznie, dla nich najistotniejsze są sygnały płynące ze środka. Mam! Proprioceptywni! Uff... No i ja według tego podziału jestem intuicjonistką, a w drugiej kolejności – uczuciowcem. I dlatego pracuję sobą. Datego nie mogłabym pracować w korporacji. Może dziś umiałabym być sobą i tam, jednocześnie zdając sobie sprawę z różnych uwarunkowań tej stuktury i stosując świadomie pewne strategie zamiast szczerości i spontaniczności. Ale nic mnie w tym nie pociąga, dlatego do pracy tam nie poszłam, choć zaproszenia były, nie wybrałam tej drogi.

Jak pracuje psychoterapeutka, która jest intuicjonistką i uczuciowcem?

Przykładem tego jest wszystko, co robię. Ale proszę bardzo, przychodzi do mnie na psychoterapię indywidualną 55-letnia kobieta i mówi tak: „Mój mąż po 30 latach mnie rzucił! A ja wszystko robiłam! Wszystko! Był uprany i nakarmiony. I nawet jak przychodził z gośćmi, i mnie nie uprzedził, to ja zaraz robiłam przyjęcie. I tak całe życie mu poświęciłam, a on mnie rzucił!”. A ja jej na to: „A wie pani co, ja się dziwię, że rzucił panią dopiero teraz”. Ona, oburzona, pyta: „Pani chce mnie obrazić?”. „Nie, mówię pani bardzo ważną rzecz”. „A dlaczego pani tak mówi?”. „Ja bym panią rzuciła już po dwóch latach. A dlaczego? Bo pani jest nudna!”. Mówiąc tak, ryzykuję, że ona się obrazi i więcej do mnie nie przyjdzie. To się zdarza, choć bardzo rzadko. Ludzie mają prawo, żeby powiedzieć: „Ta terapeutka mi nie pasuje”. Ona jednak się nie obraziła, ale dalej złościła na mnie i dopytywała, dlaczego uważam, że jest nudna. „Bo pani robi wszystko to, co on chce, a nic z tego, co pani chce. Bo pani siebie nie szanuje i dlatego stała się pani podnóżkiem, wycieraczką i garnkiem kuchennnym, a nie kobietą, która mówi: Życzę sobie tego i tego... A tego to ja nie chcę, za to dziękuję! Ale to, to tak, to zróbmy razem koniecznie!”. Popłakała się, potem się znowu zezłościła i znowu popłakała. Ale przyszła potem parę razy, a więc tyle, ile mogła, i na koniec powiedziała mi, że teraz patrzy inaczej na to, co działo się w jej życiu. To dobrze. Ale nie może uniknąć myśli: „Zmarnowałam tyle lat”. Kiedy moich klientów nachodzą takie refleksje, mówię: „Dobrze spojrzeć do tyłu i zobaczyć, co się zmarnowało, żeby nie marnować już więcej. Została pani cała reszta życia. Może i 30 lat. Co pani zrobi z tymi latami, jak będzie pani żyła z następnym facetem? Bo co innego zrobić ukochanemu obiad, który on ubóstwia, i nawet nastać się przy kuchni kilka godzin, a co innego usługiwać mu i być podnóżkiem”.

Co wspólnego z intuicją ma ten dość obcesowy styl pracy? Przecież można powiedzieć z rozumu, że ktoś w swoim życiu coś spieprzył?

Nie, nikt nie powie tego z rozumu. Z rozumu nie powiesz: „Pani jest nudna”, ponieważ wiąże się to z ogromnym ryzykiem, że ten człowiek się na ciebie wścieknie.

Mówisz o intucji, która podpowiada ci, że możesz powiedzieć coś takiego tej właśnie osobie?

Tak, że mogę jej to powiedzieć, że warto jej to powiedzieć, że nikt jej tego nie mówił jednocześnie z taką obcesowością, ale i z taką absolutną troską i powagą jak ja. I ona to czuje. Nie oszukuję jej, nie ściemniam, nie jestem grzeczną, obcą, elegancko obojętną osobą, tylko od razu wchodzę z nią w prawdziwą, mocną relację, bez udawania. Ufam swoim uczuciom, przede wszystkim nigdy nie mówię i nie robię tego, czego nie chcę i do czego nie jestem przekonana. Traktuję ją uczciwie i wprost, ryzykując sobą. Bo wracając do tego, co to znaczy: „Pracować sobą” to oznacza, że moja wiedza zintegrowała się we mnie z moją wrażliwością, osobowością i doświadczeniem. Nie używam procedur, używam siebie. Procedur się uczyłam i nauczyłam.

Żyjemy w świecie miliarda szkoleń, kursów, dyplomów, certyfikatów i uprawnień, które gromadzimy i chwalimy się nimi. A ty mówisz, że to wszystko można rzucić w kąt? Metody, których uczy się psychologów i psychoterapeutów nie są dla was niczym Biblia dla wierzących?

Najpierw bardzo długo uczyłam się bardzo wielu rzeczy, a potem równie długo je zapominałam, by nie stosować procedur i nie być człowiekiem, który ślepo się ich trzyma... Znam wielu psychologów, którzy, tak jak mój pierwszy nauczyciel, mawiają: „Człowiek jest jak klocki. Kiedy nauczysz się je układać, to z każdym zrobisz to, co będziesz chciała”.

Nie chciałaś przejąć władzy nad ludzkimi umysłami?

Nie! Nigdy nie chciałam z nikim robić tego, co ja chcę. Nie postrzegałam również i nie chciałam widzieć ludzi jako klocki. Człowiek był dla mnie zawsze wielkim i głębokim osobistym wszechświatem. A ten nauczyciel był po prostu psychopatą! Straszny człowiek. Na szczęście później poznałam innych nauczycieli i inne szkoły, zobaczyłam, jak fajnie jest nie układać człowieka jak klocki, ale towarzyszyć mu w jego rozwoju, w jego przemianie, w jego drodze. Nie uważam, że klienta trzeba leczyć, ale jeśli chce coś zmienić, to fajnie, to ja mogę mu w drodze do tej zmiany towarzyszyć. Jak nie chce się zmieniać, to nie!

Każda terapia to dla mnie ważne spotkanie, które otwiera także mnie. Również spotkanie z tą 55-latką, którą nazwałam nudną. Jest dla mnie istotne i ciekawe, jak ona przyjmie moje słowa, czy się nadmie, czy zezłości i o tym powie, czy będzie udawała, że nic nie usłyszała...

Wróćmy do wątku, który jest ważny dla naszej książki: jak bardzo twoim zdaniem szczęście w pracy i szczęście w życiu są od siebie zależne?

W bardzo dużym stopniu. Jestem kobietą, która nigdy nie wyobrażała sobie, że mogłaby nie pracować, nie działać. Od początku było dla mnie jasne, że chcę pracować, koniecznie z ludźmi. Nigdy nie marzyłam o byciu matką i żoną, o czym marzy wiele kobiet. Panią domu – tak! Zawsze lubiłam nią być! Zwłaszcza teraz lubię być panią swojego domu w Skowieszynku. Lubię mieć przestrzeń osobistą, zależną tylko ode mnie. O tym, że nie chcę być matką, wiedziałam już w wieku 3 lat, bo to wtedy siedząc na nocniku, postanowiłam, że nie zrobię swoim dzieciom tego, co zrobiła mi moja matka. A że mając taką matkę, inaczej nie będę umiała, więc dzieci nie będzie. Mogłam je mieć bez lęku 50 lat później, bo wtedy dopiero nauczyłam się kochać. No ale na macierzyństwo było za późno.

------------------------------------------------------------------------

Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki

------------------------------------------------------------------------
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: