Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Lambro - ebook

Wydawnictwo:
Rok wydania:
2011
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
0,00

Lambro - ebook

Słowacki, Juliusz (1809-1849), Liryki i powieści poetyckie, Zakład Narodowy im. Ossolińskich, Wrocław, 1974

Kategoria: Liceum
Zabezpieczenie: brak
ISBN: 978-83-272-2593-1
Rozmiar pliku: 119 KB

FRAGMENT KSIĄŻKI

Pieśń pierwsza

... Should we again provoke

Our stronger, some worse way his wrath may find

To our destruction; if there be in hell

Fear to be worse destroy’d.....

Milton

I

Falo błękitna, kołysz łódkę Greka,

Niech mu po morzu ściele księżyc złoty

Ścieżki obłędne, niech przed nim ucieka,

Gdy po tej drodze puści żaglów loty;

Kołysz go, falo, i łódkę Majnoty

W samotną morza obłąkaj krainę,

I tam mu powiedz: „Ja nosiłam floty

Na moich skrzydłach aż pod Salaminę;

Płynęłam taką, jaką dzisiaj płynę”.

W Archipelagu zanieś go ostrowy.

Tam góry chmurą owiane błękitną,

Na górach kolumn potrzaskane głowy;

Nad nimi wiecznie kwitnie laur różowy,

Pomarańczowe drzewa wiecznie kwitną

I śniegiem kwiatów zasypują gruzy.

A ludzie — cierpią, że umrzeć nie śmieli;

Twarz ich boleści rysem naznaczona.

Gdyby tu błysnął dawny wzrok Meduzy,

Gdyby ci ludzie, jak są, skamienieli,

Ileż by nowych posągów przybyło,

Łamanych wiecznym bólem Laokona.

Tu nad pomników i ludzi mogiłą

Księżyc posępny płynie co wieczora.

Gdy góry światłem błękitnym przeniknął,

Mgły zasłonami doliny ośnieżył,

Szuka posągów, które widział wczora,

Do których twarzy wiekami przywyknął;

Blady — jak starzec, co na ziemi przeżył

Zagasłe, mrące co dnia dzieci koło;

Gdy wszyscy padną, gdy ostatni padnie,

Tak ma wiekami wyniszczone czoło,

Że się nie chmurzy żalem ani bladnie,

I nikt cierpienia z twarzy nie odgadnie.

II

Archipelagu wysp wieniec różowy

Lekkich kaików przerzynają wiosła.

Jak dawne nimfy, tak dziś te ostrowy,

Przed tureckimi uciekając gwałty,

Odmienne pierwszym biorą na się kształty.

Jak niegdyś Dafne w liść lauru porosła,

Tak dzisiaj Hydra zielona laurami.

Ipsara skalnym błyszczy stroma brzegiem,

Podobna córce głazowej Tantala,

Gdy pod nią śnieżna rozbija się fala,

Wiecznie od czoła wieńczonego śniegiem

Kryształowymi upłakana łzami.

Ipsarskie miasto, jak dłutem snycerza

Ze skał ciemnego łona wydobyte,

Barwy ma szare, od tła nieodbite

I lasem masztów na poły schowane.

Gdzieniegdzie lekka minaretów wieża

Niesie pod niebo szczyty ołowiane.

Tam rzędy okien, od łuny zachodu

Jak mnogie lampy rozpalone, drżące,

Co chwila bladsze, co chwila gasnące,

Już zaszły mrokiem — ale szczyty grodu

Długo złociste miały słońcem dachy.

Ostatnie światło z ciemnością się starło...

Chociaż to miasto na pół obumarło,

Gwar słychać w mieście — bo bezludne gmachy

Głośniejszym odgłos odbijają echem;

Gwar smutny — rzadko pomieszany śmiechem

I tajemniczy jako te odgłosy,

Które wiatr z martwej muszli wydobywa.

W głębiach haremów lśniące perłą rosy

Palą się róże — smutno słowik śpiewa;

Przez szczyty murów na ciche ulice

Wonnych akacji zwieszają się kwiaty;

Czasem pochodnia błyśnie spoza kraty;

Księżyc turbanu olśni bawełnicę.

To Turek dąży w znajomą gospodę,

Co inne gmachy przenosi wytworem;

Gdzie wielkie kotły wrącą źródeł wodę

Leją w kanały złotym dziwotworem;

Ta z kłębem pary wytryska w fontanny

I wieczną walkę z zimną siostrą toczy,

Opryska warem, parą ją omroczy,

Wprzód nim zezwoli iść do wspólnej wanny.

Tam woń arabskich napojony duchem

Przechodzi Turek w marmurowe sale;

Jedna za drugą wiążą się łańcuchem,

Kłamane dalej w zwierciadeł krysztale.

Tam Grek usłużny obiega wokoło,

Dla muzułmanów nie szczędzi ukłonu:

Do ziemi chyląc osiwiałe czoło

Nalewa mokkę w łono róż z Japonu;

Potem przed Grekiem stawia czarę z gliny,

Chowając aspra, do czary nalewa

Napój z makowej tłoczony rośliny,

Co śmierć sprowadza — jak cień tego drzewa,

Które usypia snem głębokim zgonu.

Mrok spada w dymu stambulskiego chmurze,

Gdzieniegdzie tylko z Etrusków wazonu

Widać w połowie wychyloną różę;

Gdzieniegdzie błyszczą sztyletów głowice;

Tam nieruchome wyznańców turbany

Porosły kołem jak łąk tulipany;

Nad turbanami palą się księżyce.

III

Wchodzi do sali młody Ipsariota,

Jak u śpiewaka twarz blada i smutna;

I na ramieniu miał kapotę z płótna,

Niegęsto nićmi przetykaną złota.

Widać z gitary — znać po blasku oka,

Że z pieśnią sioła i grody przebiega...

Wnet go tłum Greków dokoła oblega,

Wypuścił bursztyn wierny syn Proroka.

Greki i Turki zarówno ciekawi,

Jaki głos śpiewak, jaki lutnia wyda.

Czy ich upiorów powieścią zabawi?

Czy brylantową bajką Alraszyda?

Śpiewak po sali wiódł wzrok obłąkany,

Jak gdyby liczył tureckie turbany;

A potem spojrzał w mnogie Greków twarze

I gdy w nie patrzał — znalazł dźwięk w gitarze.Powieść Greka

IV

Małe tu znajdę dla pieśni pokupy,

Miłość ją kraju i rozpacz uprzędły.

Tu zżółkłe twarze — może serca zwiędły?

Miałem tu znaleźć ludzi — widzę trupy.

Niezdolni z życia wybić się skonaniem,

Wyście odważni — lecz na pół otrucia,

Wyście przywykli zabijać pół czucia

I zmartwychwstawać, lecz półzmartwychwstaniem,

Wiecznie okuci w żelazne ogniwa.

Pieśń często z kajdan iskry wydobywa;

Więc będę śpiewał i dążył do kresu;

Ożywię ogień, jeśli jest w iskierce.

Tak Egipcjanin w liście z aloesu

Obwija zwiędłe umarłego serce;

Na liściu pisze zmartwychwstania słowa;

Chociaż w tym liściu serce nie ożyje,

Lecz od zepsucia wiecznie się zachowa,

W proch nie rozsypie... Godzina wybije,

Kiedy myśl słowa tajemną odgadnie,

Wtenczas odpowiedź będzie w sercu — na dnie.

Myśl syna pieśni ciemna, niezgłębiona,

Jest jako fala umarłego morza;

Co jej powierzysz, wnet wyrzuca z łona,

Lecz barwą ciemnych głębi przyodzieje,

Da nieśmiertelność kamiennego łoża,

Kwiat w niej nie tracąc barwy kamienieje.

Lecz jeśli wieszczek nie znajdzie wyrazów,

W głąb jego serca słuchacz nie dosięga;

Często podobny sam do zimnych głazów,

Choć pieśń ognista w myśli się wylęga;

Często go słuchacz odbiegnie wesoły...

A pieśń, co ledwo dopłynie połowy,

Jak mórz zamarłych owoc rubinowy

Bezpłodne w sobie zamyka popioły.

V

Niegdyś nam północ miecz podała w dłonie,

A potem chytra bezsilnych odbiegła.

Widziałem walkę — widziałem to błonie,

Gdzie siła naszych rycerzy poległa.

Ja byłem dzieckiem i patrzałem z chaty...

Powietrze chmura proporców krajała,

W tureckich szykach lśnił księżyc bogaty,

Nad nim dym srebrny wyrzucały działa,

Stamtąd huk leciał, stamtąd ziemia grzmiała

I grad pocisków wyrzucały spiże;

A stąd, zachodnim złocone promieniem,

W ten dym ognisty szły błękitne krzyże

Z upornym, z głuchym rozpaczy milczeniem.

Potem je dymy spiżowe pożarły,

Mignęły w ogniu złote — i pobladły.

Przed nocą wszystkie szeregi wymarły

I wszystkie krzyże w szeregach upadły.

VI

Tak się zwycięstwa przeważyły szale...

Lambra tureckie ominęły gromy,

Wdarł się na skałę — całą noc na skale,

Patrzał na groby, na groby bez końca!

I tak nazajutrz jeszcze nieruchomy

Błyszczał w promieniach wschodzącego słońca...

A stamtąd poszedł błąkać się po świecie.

Lecz nie samotny — znalazł się ktoś drugi,

Co przy nim giermka podjął się usługi;

Kto to był taki? — może odgadniecie.

Po długich latach z krainy wygnania

Ujrzał, jak Grecy z wiatrem na wyścigi

Nieśli po górach hasło zmartwychwstania;

Pieśń grzmiała w dzwonach — była to pieśń Rygi.

Ale niedługo Grek o szczęściu marzy,

Kolejno w siołach milkła pieśń i dzwony,

Gdzieniegdzie snuł się Kleft — lecz zakrwawiony,

I z krwią miał rozpacz przysechłą do twarzy.

Płacz, narzekanie wstrząsa Greków chaty,

Echami skał się rozpłakały łona.

„Jutro” — wołają — „na maszcie fregaty

Haniebną śmiercią młody Ryga skona”.

VII

Na dzikich brzegach skalistej Ipsary

Wznosi się klasztor wysoko nad morze;

Krzyż jego pierwszy wita ranne zorze,

Ostatnie słońcem złocą się filary.

Koło klasztoru bez czoła kolumny

Stoją jak palmy pozbawione liści.

Tam mnich pracuje koło własnej trumny,

Tam od tureckiej uciekł nienawiści...

Ów dzwon, co dzisiaj ogłasza pacierze,

Nieraz do broni powoła Majnotę;

Nieraz od Turków okrążone wieże

Czoła dział srebrnym uwieńczają dymem,

Z tych okien błyszczą spiżu paszcze złote

I mnich pokorny staje się olbrzymem.

Nieraz rozpaczy naglony potrzebą

Rozwala miną poświęcone ściany;

Rzekłbyś, że mnich ten chce zdobywać niebo

Skał odłamami jak dawne Tytany.

Na niższych skałach cmentarz muzułmanów,

Czarowny, cichy, pełny drzew i kwiatów,

I dłutowanych w marmurze turbanów,

Jak odłam z rajskich oderwany światów

I przesadzony na skalne urwiska.

Tam byłem wczora... Słońce zachodziło...

Za marmurowe skryty grobowiska,

Widziałem dwoje ludzi nad mogiłą;

Widziałem Klefta i Greczynkę młodą.

Ona — do Peri podobna urodą,

Jak była piękną, wyraz nie okryśli!

Gdy długo, długo patrzałem w jej lica,

Kiedy się potem obudziłem z myśli,

Tak byłem tęskny — rozmarzony — smutny,

Jak gdybym długo patrzał w twarz księżyca.

Snadź, że jej życie był to czas pokutny

Za całą przeszłość szczęścia pogrzebaną;

Miała na twarzy smutek — lecz nie żałość,

Barwę koralu łzą nie opłukaną;

Rumieniec tonął w bezpromienną białość,

I w białych szatach stała między drzewa,

Wpół przeświecona blaskami zachodu,

Podobna srebrnej fontannie ogrodu,

Z której wiatr mgliste warkocze odwiewa.

Kleft, znać z ubioru, był kiedyś rycerzem

I wierne rysom członków nosił szaty,

Piersi jedwabnym zamknięte pancerzem,

Co się od słońca w różne barwy łamie,

Wypukło w złote wyszywany kwiaty;

I miał kapotę rzuconą na ramię,

Białą jak śniegi — i pas złotolity,

Nogę złoconym wiązaną rzemieniem,

Małą misiurkę, której aksamity

Pod kruczych włosów tonęły pierścieniem,

Na niej w misternie ułożonej zwici

Węzeł w złociste rozpadał się nici.

Choć stłumionymi przemawiali słowy,

Mogłem dosłyszeć ułamków rozmowy.

VIII

„Lambro! ty w słowach dajesz mi obłudę,

Nie odpowiadasz szczerze, gdy zapytam.

Na twoim czole z przerażeniem czytam/ Ostatni stopień wszystkich nieszczęść — nudę.

Blask twego oka nie odbłyska z duszy.

Serce jak brylant, chociaż się rozkruszy,

W każdym odłamie iskra się zawiesza,

A każda czystym lśni tęczy promieniem;

Lecz na twym czole jakiś szatan miesza

Rozpacz ze śmiechem, śmiech blady z cierpieniem...

Ty jesteś z ludzi, których serce żywi

Łzami — lub gorzką trucizną laurową.

O! bo też prawda, że my nieszczęśliwi,

I czasem czuję, że pociechy słowo

Ma dźwięk szyderczy i na serce spada.

Gdy myślą wracam w przeszłości krainy,

Widzę, jak przy nas stojąc rozpacz blada

Czekała szczęściem niepełnej godziny,

Aby się poznać z nami — i być z nami...

Czekała długo — przyszła, choć nieskora;

Ze wspólnych myśli jednego wieczora

Myśmy się w stronę rozbiegli myślami.

I dziś mi nie chcesz odkryć serca głębi,

Milczysz?...” —

— „Dziś nie chcę zabijać słowami,

Bo każde słowo do serca utonie

I tak jak sztylet dreszczem je oziębi;

A potem długim rozpamiętywaniem

Jak żar piekielny rozpali się w łonie,

I potem, potem — cała przyszłość twoja

Stanie się długim i ciężkim konaniem.

O! patrzaj na mnie — ta złocista zbroja

Dzikiego Klefta nigdy nie stroiła,

Zmieniłem szaty — tyś serce zmieniła.

Winnaś wyczytać na pobladłym czole

Myśli ukryte i obecne bole,

I wszystkie zbrodnie — a żądasz wyrazów!

Tak jak wędrowiec wśród grobowych głazów

Nie umiesz czytać napisów cmentarza?

Więc poznaj Lambra, jak ludzie poznali...

Jam dzisiaj królem błękitnawej fali,

Mszczę się... Dziś czarna bandera korsarza

Rzuca cień śmierci, gdzie dosięgną działa:

I zapomniałem zetrzeć z mego czoła

Cieniu, co dzisiaj rzuciła nań rano;

Otarłem tylko szablę krwią skalaną.

Kłócę niebaczny spokojność anioła...

Na pół przeklęty, na pół zapomniany,

Rozpalam ogień miłosnej pochodni

I wiążę serce dwoma talizmany,

Wielkością nieszczęść — i wielkością zbrodni.

Mój obraz kształty przybierze olbrzymie

W głębi twej duszy — jak anioł upadły,

We krwi skalany — w dział omglony dymie,

W blasku brylantów i złota wybladły.

O! bo ja miałem wielką niegdyś duszę!

Lecz gdy ją znudził smutek jednobrzmienny,

Idę wśród ludzi jak przez las jesienny,

Kędy pod stopą zżółkłe liście kruszę,

I gardzę liściem, co ścieżki pozłaca

Barwą uwiędłą — lecz szum ich zasmuca!

Wolę, niech moją łodzią fala rzuca,

Niechaj mi wzgardą za wzgardę odpłaca.

Morze — to wielka mogiła stworzenia,

Dumającemu na niej myśli płyną.

Nieraz na fali umieram z pragnienia

Jak obciążony Tantalową winą,

I mogę niebo przeklinać — i morze.

Usłałem sobie rozwahane łoże,

Co mi piastunki daje kołysanie;

Bo spać nie mogłem na ziemi — a teraz

Często mię zorza śpiącego zastanie

I nie obudzi skrawym światłem — nieraz

Działo mi dając ranne powitanie

Zbudzić nie może — często sen przedłużę,

Aby w tym życiu żyć jak najmniej — nie snem.

Dziś nieszczęściami są mi niebios burze,

Lina zerwana ujęciem niewczesnem;

Mam jeszcze czucie... bo dziś mię rozczula,

I łzy mam w oku, gdy rozryje kula

Maszt, z którym długie przebiegałem drogi,

Wycięty z rosłej Epiru topoli,

Co mi rodzinne wspominał rozłogi;

Lecz gdy mrą majtki, wtenczas po niewoli

Na moich ustach błyszczy uśmiech dziki,

Jak gdybym szydził, że niezręczni byli

Śmierci uniknąć — a ci ludzie żyli

Ze mną przez długie lata trosk, cierpienia,

Jak krwi tygrysy — druhy — niewolniki...

Ostatnia miłość, miłość przywyknienia,

Skamieniałego serca nie poruszy...

Ze złotem stawię człowieka na szale,

A potem złoto rzucam w morskie fale,

Jakby w tym była jaka wielkość duszy”. —

IX

Słucha dziewica, jej rumieniec mgławy

Zrazu rozkwitał i blasku nabywał...

Gdy zaczął mówić, to uśmiech ciekawy

Twarz jej oświecił — we łzy się rozpływał

I znów powracał tak w odcieniach zmienny,

Że słów kochanka wydawał się echem;

A gdy ten uśmiech gasiła zgryzota,

Gdy obumierał zadumaniem senny,

Podobną była do niewiasty Lota,

W chwili gdy tonie ostatnim uśmiechem

W nieodgadnioną boleść, w sen kamienny,

I jeszcze słucha w przeszłość odwrócona...

I tak posągów brała kształt nieżywy,

Tak opuściła bezwładnie ramiona,

Że z ramion szata płynąca do ziemi

Jakby w kamienne łamała się spływy.

I Lambro bladnął, i usty drżącemi

Mówił: „O luba, wybacz, że te słowa

Zanadto czarną malowały duszę;

Przywykłem kruszyć serca — a gdy kruszę,

Patrzeć, jak cierpią, i śmiać się szalenie.

Lecz twoja boleść, bladość marmurowa,

To już nad moje siły, nad sumnienie!

Czy wierzysz, luba? ja się wyznać wstydzę,

Ja, korsarz krwawy! ja, ludzi morderca!

Że się zabójstwem i zbrodniami brzydzę,

Że mam myśl jedną, wielką w głębi serca,

Co kiedyś zbawi nawet pamięć moją.

O luba! teraz niech się ludzie boją;

Niech się przed czarnym chronią pawilonem;

Znajdę ich — zbudzę... jeśli nagłym zgonem

Bóg wielkiej we mnie myśli nie rozłamie.

Na moim czole widzisz dumy znamię,

To jest przeczucie sławy; — tam — tam w dali

Widzę okropną przyszłość — ale sławną;

Precz te obrazy!... Luba! jakże dawno

Z tobą po obcych błądziliśmy światach!

Jakżeśmy dawno w przeczuciach szukali

I w oberwanych po liściu róż kwiatach

Naszej przyszłości! Z tobą moje losy

I z tobą dotąd wiążę myśli moje.

Często przed ludźmi w kajucie ukryty,

Jak dziecię trefię przed zwierciadłem włosy,

Szaty poprawiam — brylantami stroję,

Bo widzę jasno — widzę w twych marzeniach

Mój własny obraz wyraźnie odbity,

Więc podobieństwa szukam w ukraszeniach

I póty śmiechem rozjaśniam jagody,

Aż póki czyste wróci mi zwierciadło

Obraz twych wspomnień z twarzą mniej pobladłą,

I mniej posępny i smutny — i młody.

„O! świat ten gorzki, śmiechem przeraźliwy

Dla tych, co płaczą czy to krwią, czy łzami.

Chroń się ty świata — bo on nie był z nami

W szczęścia godzinie, więc i dziś nie będzie;

Bo przeciw wielkim czuciom on gniewliwy

I nie przebacza tym, co toną w błędzie.

Patrz, jak ten klasztor czoło w chmurach trzyma.

Ja ci wynajdę mieszkanie w klasztorze;

Zamknij się w cichej celi i ze skały

Patrzaj nocami na rozległe morze,

I błękitnymi po fali oczyma

Mojego statku ścigaj żagiel biały.

A gdy zagrożą fali niepokoje,

Kiedy się będziesz modlić zdjęta trwogą,

Razem popłyną w niebo, jedną drogą,

Twoje modlitwy i przekleństwa moje.

„Lecz nim obierzesz klasztorny spoczynek,

Jutro, nim zorza świtem się rozpali,

Przyjdź do mnie sama — tam — nad brzegi fali,

Odziana płaszczem bogatych Turczynek.

I miej kalemkiar ciemny z musselinu

Lub czewrę gęsto haftowaną złotem;

Niechaj się z wiatru nie wznosi polotem,

Nie zdradzi twarzy przed oczyma gminu.

Jutro — pamiętaj! — tam łódź moja czeka,

Gdzie się przy skale załamało morze.

Ja sam, przebrany w tureckim ubiorze,

Płynę na pogrzeb ostatniego Greka”. —

Skończył — a kiedy z ostatnimi słowy

Na piersi chylił twarz cierpieniem zbladłą,

Zda się, widziałem, kilka łez upadło...

Nie wiem... to może z silniejszym powiewem

Opadał z drzewa kwiat pomarańczowy?

Nie wiem, czy płakał — czyli zachwiał drzewem?

X

Ranek był. Morze rozpalone świtem

Wre z dala, szumi i srebrzy sią w pianę,

Potem portową groblą odłamane,

Brzegi spokojnym oblewa błękitem;

A brzeg wysoko szarzeje granitem.

Wyżej palm błyszczy zieloność wesoła.

Te palmy, w niebo sięgające szczytem,

Jako nam istność malują anioła;

W mgle mają stopy — a w błękicie czoła.

O! jakże smutny fali szum bezdenny,

Co się z cichego morza wydobywa!

I ten las masztów jako las jesienny,

Z którego burza północy gniewliwa

Połowę jasnych liści poobrywa;

A pozostałym da rozliczne szaty,

Liść Sztatudera złotem się pokrywa,

Róż Albijonu płonią się szkarłaty,

Szronem się Franków osrebrzyły kwiaty.

Słysząc szum żagli — słyszysz jakby we śnie

Gwarzące różnym językiem narody...

Rozdarte gromem skarżą się boleśnie,

Jakby mówiły doznane przygody

I prześcignięte z wiatrami zawody.

A fala milczy — choć może w niej tonie

W tej chwili okręt nadziejami młody;

I jęk rozpaczy wydany przy zgonie

Uczuła fala — lecz zamknęła w łonie.

XI

Okręt troistą opasany spiżą

Zatknął na maszcie księżyc, trzy buńczuki,

Omglił się dymem — dział rozesłał huki:

I wtenczas niby szatana był tronem;

Gdy wiatr poddany dym unosił chyżo,

Wszystkie go maszty witały pokłonem;

A okręt ucichł, pił dumy kadzidła.

Mgła ranna, hukiem potrójnym rozbita,

Srebrne po masztach zawieszała skrzydła;

Na wschodzie skrawo dzień wschodzący świta.

Nie ma wyrazów język niezaskarbny

Malować słońcem ukazane czary.

Jako rozkwitłe Nilu nenufary

Z kwiatów kobierzec wiążą różnofarbny;

Jak odświeżone muszle i kamyki

Pieszczotą fali — tak na cichej wodzie,

Wiążąc się razem w jasne mozaiki,

Spłynęły żaglem oskrzydlone łodzie.

Tam turban kitą ozłocony świetną,

Tam srebrna dziewic zasłona powiała;

Od łodzi fala różny połysk brała,

Barwiona złotem lub purpurą Tyru.

Cała ta przestrzeń była łąką kwietną,

Była doliną, szalem kaszemiru.

Łódź każda wiosłem drugą łódź prześciga

Pod maszt fregaty, gdzie ma skonać Ryga.

I tak jak chciwe sępy albo kruki,

Gdy czują oddech śmierci, tak spłynęli

W bogatych łodziach po morskiej topieli

Z męczarni Greka różne brać nauki.

Wielu jest w tłumie, co się śmiać nauczą,

Śmiech taki wrzkomo wielkość serca kłamie!

Wielu stąd wróci i miecze rozłamie,

Co jutro w królów miały tonąć łona.

Gdy tacy zemstę aniołom poruczą,

Nieliczny może z męczarni wyłamie

Prawdę — że skonać nietrudno — i skona.

XII

Wstąpił na pokład Ryga wśród janczarów,

Kiedy chciał mówić, słowa mu nie dali;

Więc tylko okiem raz rzucił po fali,

Spojrzał na mgłami osrebrzone góry.

A wtenczas ucichł dźwięk niesfornych gwarów,

W szmer się zamienił gasnący — ponury,

I była cisza... Z ciszy wybłąkana

Pieśń, między Turków urodzona tłumem,

Na kilka cichych głosów rozłamana,

Rośnie i z fali kołysze się szumem,

Rzuciła w tłumie grzmiące Rygi hasła:

Powstańcie, Grecy! ale Grek nie słyszy.

Powstańcie, Grecy! brzmiało — ale ciszéj —/ Do broni — cicho — pieśń znikła — zagasła.

Pieśń serce Rygi przy skonaniu kruszy,

Lecz radość widna z twarzy i z postawy.

Jak gdyby przeczuł nieśmiertelność duszy...

Może czuł tylko nieśmiertelność sławy.

XIII

Widziałem! ja sam widziałem, o Greki!

Jako na wielkie wstąpił rusztowanie;

Widziałem wszystko — i tłumiłem łkanie...

On był tak młody — nie zmrużył powieki,

Choć śmierć tak bliska! choć śmierć tak straszliwa!

Jeszcze go widzę, jak zasłonę zrywa,

Jeszcze go widzę — jak pod nieba stropy

Na rusztowaniu stanął — i smutnemi

Oczyma dawał pożegnanie ziemi,

Siłom młodości — marzeniom młodości.

Wtem szczeble pękły wymknięte spod stopy...

Nie mam wyrazów... Któż mu nie zazdrości

Śmierci, teutońską sprowadzonej zdradą?

Lecz któż się zemści? któż w całym narodzie?

I właśnie słońce wstawało na wschodzie,

I promień z rannej otrząśniony rosy

Pozłocił Rygi twarz martwą i bladą

I na ramiona spływające włosy.

Na twarzy siłę ukazał niezmienną,

Uratowaną z męczarni rozbicia;

Na twarzy walczy senna boleść życia

Z drugą boleścią wieczności — bezsenną.

XIV

A w tłumie widzów jedna łódź ożyła;

Jak po jeziorze trzcinami zarosłem

Wężową ścieżką z tłumu się wywiła;

Turek ją pędził obustronnym wiosłem

I bawił Turków, rzucając nad głowy

Tysiączne kręgi wodnistych obręczy,

Umalowane kolorami tęczy.

A łódź, jak delfin w wodzie rozigrana,

Czasem tonęła w odmęt lazurowy,

Równa powierzchni morza, tak że piana

Żagiel srebrzyła; czasem statek złoty

Po wierzchu fali szedł ptasimi loty,

I coraz bliższy fregaty sułtana,

Nie bacząc niby, pod srogimi kary

Wzbronione łodziom granice przechodzi.

Nie śmieli strzelać strzegące janczary

I od płynących zdrady się nie bali;

Bo w tej złocisto malowanej łodzi

Ujrzeli postać dziewicy — i głośno

Śmiejąc się wszyscy — wszyscy przeklinali

Szatę turecką — zamkniętą — zazdrośną,

I ów kalemkiar z musselinu biały,

Tak gęsto lśniącym haftowany złotem,

Że go powiewy wiatru nie odwiały

Ani łódź szybkim odsłoniła lotem.

Ta pod zasłoną róża niewidoma,

Snadź z ciekawością dziecinną haremu,

Może przejęta zgrozą — nieruchoma,

Chciała się bliżej przypatrzyć zmarłemu?

Może się pod tą zasłoną ukrywa

Uśmiech w połowie ciekawy — wesoły?

Z takim uśmiechem liście róż obrywa,

Z takim uśmiechem te ziemskie anioły

Widzą zgon róży — serca — lub człowieka.

A wtem okrętu piersi niedaleka,

Łódka uczuła silny popęd wiosła,

Biegła po fali — z fregatą się zrosła:

I wnet z jej łona dym się wybił szary,

A potem jasność błękitnawa siarki.

Majtek przez chwilę patrzał na pożary;

A gdy mu płomień ramiona otoczył,

Odrzucił turban i do fali skoczył.

Za zbiegłym setne strzeliły janczarki,

Przed kulą w morzu zanurzony zginął...

Po chwili błękit pianą się zakłócił,

Majtek na fali powierzchnie wypłynął,

Pobladłym Turkom śmiech szyderczy rzucił...

A gdy śmiech echo okrętu powtarza,

Gdy się twarz majtka słońcem oświeciła,

Śmiech ten poznałem — był to śmiech korsarza,

I twarz poznałem — to twarz Lambra była.

XV

Spłonęła łódka — a w dymie z lazuru

Błękitna siarka błyska — zrazu blada,

Całuje okręt jak czarę z marmuru,

Jąć się nie może, ślizga się i spada —

Wgląda na pokład — potem z trzaskiem nagle

Czerwono dębu zajęła się ściana

I w dymu kłębie iskra zabłąkana

Jak gwiazda z nieba upadła na żagle.

Wnet płomień szybko aż na maszty wbiega,

Spodem okrętu roztwiera szczeliny...

Pękały szyby i rwały się liny,

I maszt z węglowym padł na pokład dźwiękiem.

Odgłos rozpaczy w trzasku się rozlega,

A tysiąc jęków było jednym jękiem...

Ucichły razem... huk płomieni głuchnął;

Ciszą się zdawał, gdy doń słuch nawyknął.

Nagle — w płomieniach nowy blask wybuchnął.

Jak tknięty różdżką czarowną aniołów,

Z gromem wulkanu cały pożar zniknął,

Zostawił przepaść — i w niej wrącą pianę,

I wszystkie łodzie burzą kołysane,

A na nie chmura upadła popiołów.

XVI

Takim był Ryga uczczony pogrzebem...

Nie poszedł próchnieć w marmurowe lochy,

Stos miał wzniesiony pod błękitnym niebem

Z dębów i trupów — jako do łzawicy

Do czary morza spadły jego prochy. —

Lecz jak okropna śmierć młodej dziewicy!

Anielskim niby ożywiona duchem,

Kiedy ją ogień dokoła obchodzi,

Boleści żadnym nie zdradziła ruchem,

Bez jęku prochem opadła do łodzi.

XVII

A Lambro w morzu przechował się cały,

Do korsarskiego dopłynął okrętu;

Przywołał pazia — i na pół omdlały

Padł na kobierce — mówił — a z odmętu

Myśli zburzonych płynie mowa skora,

W stu słowach ledwo jedna myśl rozkwita...

Mówił do pazia: „Już pora! już pora!

Zmienić banderę... Ale czy powstaną?

Gdy krzyż na czarnej banderze zaświta,

Może powiedzą: „Szalony! za rano!”

Więc dla niczego tyle znieść męczarni?

Paziu! idź w góry, gdzie się Klefty kryją,

Do marmurowych zazieraj kawiarni

I pieśń im śpiewaj — i zobacz, czy żyją?

Zobacz — na grobach czy płaczą mściciele?

Lecz wróć jak zwykle lać napój makowy,

O każdą kroplę napoju się spierać;

Bo dzisiaj czuję straszny ciężar głowy

I ciężar myśli... wypiłbym za wiele.

Dzisiaj chcę marzyć dłużéj — i spać dłużéj —

Ale żyć muszę — z Grekami umierać...

Idź, dobre wieści przynieś mi z podróży...”

— „Poszedłem” —

Spiewak cały się zapłonił,

Czuł, że się słowem nieroztropnym zdradził:

Kryjąc zmięszanie — silnie w lutnię dzwonił,

Ręką przez wszystkie struny przeprowadził.

Obejrzał koło Greków... myśli czyta.

Zaśmiał się gorzko — rzucił wzgardy okiem

I wyszedł... Za nim śpiesznym wyszła krokiem

Jakaś Greczynka zasłoną okryta.

Może ciekawa pieśni tajemnicy

Za odchodzącym paziem zawołała?

Potem z nim długo — długo rozmawiała

Na ośrebrzonej księżycem ulicy.

A choć rozmowy nie dosłyszeć dźwięku,

Snadź gorącymi prosiła go słowy...

Musiał zezwolić — bo na jego ręku

Błysnął księżycem pierścień brylantowy.Przypisy:

powstańca grecki — bohaterem tytułowym jest powstaniec, który brał udział w walkach wyzwoleńczych Greków przeciw Turkom w latach 70-tych XVIII w. Utwór nawiązuje również do powstania z lat 1821–30, które doprowadziło do ogłoszenia niepodległości Grecji.

Should we again (...) destroy’d... (ang.) — Gdybyśmy znów wyzwali wroga silniejszego od nas, jego gniew mógłby znaleźć jakiś gorszy sposób zniszczenia nas, jeśli w piekle można obawiać się gorszego zniszczenia (Raj utracony, Pieśń II).

Salamina — wyspa na M. Śródziemnym, przy której rozegrała się zwycięska dla niewielkiej floty gr. bitwa z Persami w 480 r. p.n.e.

ostrów (daw.) — wyspa; szczególnie porosła roślinnością wyspa na rzece.

Meduza (mit. gr.) — stwór, którego spojrzenie zamieniało w kamień.

Laokon (mit. gr.) — właśc. Laokoon, zabity przez dwa węże morskie w zemście Apolla; zmaganie się Laokona z wężami stanowi często wykorzystywany motyw w sztuce.

wczora (daw.) — dziś: wczoraj.

kaik (z tur.) — wąska, lekka łódka turecka.

Dafne (mit. gr.) — nimfa zmieniona w drzewo wawrzynu.

Hydra (mit. gr.) — jadowity potwór w postaci węża o wielu głowach.

Tantal (mit. gr.) — syn Zeusa i Omfale, za zdradzanie boskich sekretów strącony do Tartaru, gdzie nad jego głową chwiał się głaz, grożąc śmiercią.

Podobna córce głazowej Tantala,/ Gdy (...) — Te cztery wiersze są tłumaczeniem z Antygony Sofoklesa.

Ipsara — wyspa na M. Egejskim; mieszkańcy brali udział w powstaniu greckim w 1821, później wojska tur. dokonały na nich rzezi.

snycerz — rzeźbiarz w drewnie lub kamieniu.

harem (z arab.) — prywatna część domu, przeznaczona dla kobiet z rodziny.

bawełnica (daw.) — tkanina bawełniana.

asper — chodzi prawdop. o Sonchus asper, gatunek mlecza.

napój (...) co śmierć sprowadza ... — chodzi o opium, które w dużej dawce powoduje śpiączkę i śmierć.

wyznańca — dziś: wyznawca.

Alraszyd — właść. Harun al-Raszid, władca muzułmański, bohater ”Księgi z tysiąca i jednej nocy”.

pokup (daw.) — popyt, zainteresowanie.

Niegdyś nam północ miecz podała w dłonie, A potem chytra bezsilnych odbiegła (...) — Mowa o Katarzynie carowej, która Greków podburzyła do powstania i zdradziła oczekujących od niej pomocy.

... była to pieśń Rygi. — Sławny hymn powstańców, napisany przez Rygę, zaczyna się od słów: Deute, paides ton Hellenon.

kleft — powstaniec grecki, członek ruchu oporu w powstaniu 1821–1829.

okryślić (daw.) — dziś: określić.

misiurka (z arab.) — rodzaj hełmu, osłaniającego kark i uszy.

zwić — tu: splot.

kłócić — zakłócać.

niewczesnem (daw. N) — dziś: niewczesnym.

Epir — kraina w Grecji, nad M. Jońskim.

rozłogi — pędy roślin płożące się po ziemi.

niewiasta Lota — żona biblijnego Lota, zamieniona w słup soli, ponieważ obejrzała się uciekając z Sodomy.

trefić (przestarz.) — układać włosy w loki.

musselin (z fr.) — muślin, lekka tkanina bawełniana lub wełniana.

I miej kalemkiar ciemny z musselinu/ Lub czewrę (...) — Rodzaj zasłony kobiet tureckich.

Sztatuder (z niem.) — właść. Stadhouder, namiestnik niderlandzki; chodzi o Niderlandy.

Albijon — właść. Albion, dawna nazwa Wysp Brytyjskich.

buńczuk — znak wojskowy i symbol władzy tureckiej w formie ogona końskiego, zatkniętego na długim kiju.

kaszemir — właść. kaszmir, rodzaj tkaniny.

wrzkomo (daw.) — rzekomo.

janczary — dzwoneczki.

ciszéj — forma z „e pochylonym”, wymawianym jako „y”, nie została uwspółcześniona z uwagi na rym.

teutoński (z łac.) — germański, niemiecki.

kary (daw. N lm) — dziś: karami.

wrący — dziś popr.: wrzący.

snadź (przestarz.) — przecież, zapewne.Ten utwór nie jest chroniony prawem autorskim i znajduje się w domenie publicznej, co oznacza że możesz go swobodnie wykorzystywać, publikować i rozpowszechniać. Jeśli utwór opatrzony jest dodatkowymi materiałami (przypisy, motywy literackie etc.), które podlegają prawu autorskiemu, to te dodatkowe materiały udostępnione są na licencji Creative Commons Uznanie Autorstwa – Na Tych Samych Warunkach 3.0 PL.

Źródło: http://wolnelektury.pl/katalog/lektura/lambro

Tekst opracowany na podstawie: Słowacki, Juliusz (1809-1849), Liryki i powieści poetyckie, Zakład Narodowy im. Ossolińskich, Wrocław, 1974

Publikacja zrealizowana w ramach projektu Wolne Lektury (http://wolnelektury.pl). Reprodukcja cyfrowa wykonana przez Bibliotekę Narodową z egzemplarza pochodzącego ze zbiorów BN.

Opracowanie redakcyjne i przypisy: Anna Dyja, Katarzyna Kwiatkowska, Marta Niedziałkowska, Aleksandra Sekuła.

Plik wygenerowany dnia 2011-01-26.
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: