Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Listy Rainera Marii Rilkego do Klary Rilke-Westhoff - ebook

Wydawnictwo:
Tłumacz:
Data wydania:
1 stycznia 2016
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
Produkt niedostępny.  Może zainteresuje Cię

Listy Rainera Marii Rilkego do Klary Rilke-Westhoff - ebook

Listy Rainera Marii Rilkego (1875–1926) do żony, Klary Westhoff (1878–1952), rzeźbiarki, uczennicy Rodina, obejmują okres od momentu ich poznania się w kolonii artystycznej w Worpswede koło Bremy w 1900 do roku 1925, kiedy poeta mieszkał w Muzot, wysoko nad doliną Rodanu, w szwajcarskim kantonie Valais. Dzięki kwerendom edytora i tłumacza Tomasza Ososińskiego jest to najpełniejsza edycja listów Rilkego do żony. Zawiera między innymi listy o Cézannie, pisane przez Rilkego w czasie pierwszej pośmiertnej wystawy artysty w paryskim Grand Palais. Listy są jednym ze świadectw życia, procesu twórczego i dzieła wielkiego poety Nowoczesności.

Niewiele zostanie Ryszardzie naprawdę niewiele
z poezji tego szalonego wieku na pewno Rilke Eliot
kilku innych dostojnych szamanów którzy znali sekret
zaklinania słów formy odpornej na działanie czasu bez czego
nie ma frazy godnej pamiętania a mowa jest jak piasek

Zbigniew Herbert, Do Ryszarda Krynickiego – list

Kategoria: Esej
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-7453-402-4
Rozmiar pliku: 2,0 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

LISTY

18.10.1900, R.M. RILKE DO KLARY WESTHOFF

Schmargendorf pod Berlinem, 18 października 1900

Czy pamięta Pani, droga Klaro Westhoff, ten wieczór w małej niebieskiej jadalni?¹ Opowiadała mi Pani wtedy o dniach piętrzących się przed Pani podróżą do Paryża².

Na prośbę ojca³ musiała Pani odłożyć wyjazd i wyrzeźbić jego matkę. Pani oczy utkwione już w nowe piękno, przeczuwane w oddali, musiały je porzucić i zatrzymać przy znanej twarzy kobiety poważnej, czcigodnej i starej i codziennie wędrować krętymi ścieżkami jej zmarszczek. Ta spokojna praca krępowała Pani ręce, które wyciągnęła już Pani, by chwycić to, co nowe. I zamiast zmieniać się pod wpływem wielu wspaniałych doświadczeń w obcym kraju, wzrastała Pani i wznosiła się dzięki codziennej pracy. Zamiast Pani artyzmu, spragnionego przyjaznej obcości nowych rzeczy, rozwijały się w tych niespodziewanych dniach Pani ludzkie uczucia i zaufanie, Pani miłość skupiała się i kierowała ku cichej, spokojnej twarzy, która zdawała się na Pani łaskę, dziwnie bogata, jakby była twarzą czegoś, co nie potrafi się uzewnętrznić, nie ma głowy ani rąk. Jakby czasem rzeczy łączyły się w jedną twarz, która staje się ich twarzą, i ukazywały się w ten sposób patrzącemu… i tworzącemu! Wie Pani, bardzo mnie wtedy wzruszyła Pani pokora: że Pani oko, które spodziewało się już widoku większych rzeczy, gotowe było jednak wędrować drobnymi, uważnymi kroczkami po zarośniętych ścieżkach dawno minionych przeżyć i zatrzymywać się w pobożnym i czołobitnym milczeniu przy wszystkich ich kamieniach milowych. Że zapomniało o świecie i nie widziało świata poza tamtą twarzą.

Pamiętam dokładnie, co Pani wtedy mówiła. Stara kobieta, która odzywa się rzadko i mówi niewiele, która zakrywa ręce, gdy te chcą wykonać czuły gest, i która za pomocą rzadkich pieszczot buduje mosty ku nielicznym osobom, mosty, które przestają istnieć, gdy cofa rękę i znów staje się wyspą w fantastyczny sposób odbijającą się w otaczającym ją ze wszystkich stron zwierciadle nieruchomej wody. – Moje oczy również były już urzeczone blaskiem i widokiem wielkiego i doniosłego piękna. Wasz kraj rodzinny od pierwszej chwili był dla mnie czymś więcej niż tylko przyjazną obczyzną. Był właśnie krajem rodzinnym, pierwszym krajem rodzinnym zamieszkanym przez ludzi, jaki widziałem (bo zazwyczaj wszyscy ludzie żyją na obczyźnie, a rodzinne kraje pozostają niezaludnione…). Bardzo mnie to poruszyło. Chciałem być Waszym bratem, a Wasz kraj rodzinny jest na tyle zamożny, by móc również mnie objąć z miłością i utrzymać, a Wy jesteście tak dobrzy, że traktujecie mnie tak, jak traktuje się rodzeństwo, i wtajemniczacie ufnie w rozmaitość Waszych dni pracy i świąt. A ja cały zwracam się ku wielkiemu pięknu, którego jestem tylko biernym widzem… (bo nie brałem udziału w pracy nad jego dostrzeżeniem). Zapomniałem przy tym prawie zupełnie o spokojnej twarzy życia, która na mnie czeka i którą moje pokorne i posłuszne ręce muszą kształtować. Przez cały ten czas patrzyłem ku temu, co wielkie i pełne blasku, i dopiero teraz przyzwyczajam się powoli do bliskiej i surowej powagi tej wielkiej twarzy, którą muszę ukształtować, zanim wolno mi będzie przyjąć to, co dalekie i nowe. Pani pracowała przez miesiąc; ja będę pewnie potrzebował lat, zanim wolno mi będzie poświęcić się czemuś, co będzie wprawdzie w gruncie rzeczy znajome, jednak nieoczekiwane i pełne niespodzianek. Czuję teraz w sobie często nastrój tych tygodni pełnych pracy, o których Pani opowiadała. Od pewnego czasu widzę przed sobą twarz najspokojniejszej godziny, ale dopiero gdy zdecydowałem się tu zostać, studiować, wykorzystać wszelką pomoc, jakiej Berlin może mi udzielić w realizacji moich planów, i gdy postanowiłem tylko służyć, dopiero wtedy zacząłem rzeźbić. Myślę jeszcze często i ze wzruszeniem o Worpswede, o domku, w którym zapadać będą czarne wieczory, jeden po drugim, i płynąć zimne, samotne dni… po naszych niedzielach i nieoczekiwanych godzinach tak pełnych niezapomnianego piękna, że trzeba było nosić je na obu rękach – ale za mną, na wielkim morzu rozciągającym się za moimi plecami, rośnie już praca jak wędrująca fala, która wkrótce chwyci mnie i pochłonie – bez reszty, bez reszty…

Z tym właśnie przede wszystkim muszę się pogodzić. Zrozumie to Pani, bo zacząłem od Pani krótkiej historii, a przecież od pierwszej chwili mówiłem tylko o sobie, co jest przecież zrozumiałe w wypadku listu, który przychodzi do Pani w moim imieniu. Ja sam nie mogę porzucić „twarzy”. Przez całą zimę będę się starał pracować i może już w styczniu 1901 roku znowu pojadę do Rosji. Tam wszystkie życiowe sprawy stają się dla mnie jaśniejsze i dziwnie proste, tam łatwiej mi jest pracować, poprawiać, uzupełniać…

Zawsze wiedziałem, że jedno z wydarzeń, o którym mi Pani opowiedziała, nabierze dla mnie szczególnego znaczenia… Teraz Pani listopad ubiegłego roku stał się dla mnie czymś w rodzaju symbolu. I gdybym nie otrzymał od Pani tego wspaniałego obrazu nasyconego Pani wspomnieniem i uczuciem, nie wiedziałbym, czym teraz żyję i że to, czym żyję, jest dobre.

Prawda, że to jest dobre?

Nie żegnam się z Panią. Czuję się Pani bliski, gdyż jestem Pani wdzięczny, i cieszę się, że się nie pożegnałem… Pożegnania są ciężarem dla uczuć. Akcentują odległość, która za ich sprawą wzrasta i przysłania to, co wspólne, a przecież nawet ci najbardziej oddaleni zawsze mają ze sobą coś wspólnego…

Pani list był bardzo piękny! Był pełen Pani i to wspaniałe, że pisze Pani tak samo, jaka Pani jest. Niewielu to potrafi, a wielu, którzy tylko piszą, nie jest w stanie nauczyć się tego (co za słowo, „nauczyć się”!) przez całe życie. A u Pani pisanie nawet nie jest głównym zajęciem. Myślę, że mogłoby nim być. Również za pomocą pióra potrafiłaby Pani tworzyć ludzi.

Przed jakim to ludzikiem siedzi Pani teraz przy ciepłym piecu? Przed sztywno stojącym dzieckiem, które oddzieliła Pani od kucającej dziewczyny? A chłopiec podciągający kolana, którego tak kocham – czy jest już skończony? Zrobi mi Pani przyjemność, ilekroć zechce mi Pani napisać o tym i o wszystkim, o czym Pani zechce.

Dziękuję Pani za wszystko i myślę o Pani – i są to zawsze miłe myśli.

Pani Rainer Maria Rilke

(w nocy, o wpół do drugiej) adres R.M. Rilke, Schmargendorf pod Berlinem

23.10.1900, R.M. RILKE DO KLARY WESTHOFF

Schmargendorf, 23 października 1900

Droga Klaro Westhoff, tamtego wieczora, gdy siedzieliśmy razem w małej niebieskiej jadalni, mówiliśmy też o innych rzeczach: że w małym domku paliłoby się światło, łagodna, przysłonięta lampa, a ja stałbym przy kuchence i przygotowywał dla Pani kolację: piękne warzywa albo kaszę – a na szklanym talerzu błyszczałby ciężki miód, a zimne masło w kolorze kości słoniowej leżałoby na kolorowym rosyjskim obrusie. Musiałby też być chleb, twardy, ziarnisty chleb razowy i suchary, a na długim, wąskim półmisku trochę bladej szynki westfalskiej, pociętej pasmami białego tłuszczu, jak wieczorne niebo ciągnącymi się w dal chmurami. Do picia byłaby herbata, złotożółta herbata w szklankach o srebrnych podstawkach, o delikatnym zapachu, który tak pasował do zapachu hamburskiej róży, a pasowałby też do białych goździków albo świeżego ananasa… Wielkie cytryny pocięte na plasterki zanurzałyby się jak słońca w złotawy zmierzch herbaty, rozświetlając go lekko swym promiennym miąższem, a jego jasna, gładka powierzchnia zadrżałaby od wypuszczanych przez nie kwaśnych soków. Musiałyby tam być również czerwone mandarynki, w których ukryto rozległe lato, jak włoską jedwabną chustę ukrywa się w łupinie orzecha. I byłoby wokół nas mnóstwo róż, wysokich, zwisających z gałęzi, i leżących, które lekko podnoszą głowy, i takich, które przechodzą z ręki do ręki, jak dziewczyny w tańcu. Tak to sobie wymarzyłem. Przedwczesne marzenia, domek jest pusty i zimny, a moje tutejsze mieszkanie też jest puste i zimne – Bóg jeden wie, kiedy uda mi się tu zadomowić. – Ale mimo wszystko nie mogę uwierzyć, że rzeczywistość miałaby nie mieć zupełnie żadnego związku z tymi marzeniami. Wysłałem Pani wczoraj do spróbowania małą paczkę znakomitej kaszy owsianej. Przepis znajdzie Pani na paczce. Dobrze jest jednak gotować ją nieco dłużej niż zalecanych 15 minut. Przed jedzeniem niech Pani doda trochę masła albo musu jabłkowego. Jem ją teraz najchętniej z masłem, codziennie. Przygotowanie posiłku trwa 15 minut, to znaczy wcześniej trzeba zagotować wodę; kaszę wrzuca się do gorącej wody i gotuje 15–20 minut. Jeśli zamówiła Pani sobie garnek dwuściankowy „Kann alles” z wielkiego sklepu ze sprzętami gospodarczymi, to nie musi Pani nawet mieszać; niebezpieczeństwo przypalenia jest bardzo małe. Niech Pani spróbuje i da mi znać. Ta wielka firma kalifornijska ma też poza tym inne wspaniałe produkty. Wyślę Pani niedługo katalog. – Wie Pani oczywiście, że przed tą wymarzoną kolacją wyobraziłem sobie bardzo pracowity dzień. Prawda?

Pani Rainer Maria Rilke

5.11.1900, R.M. RILKE DO KLARY WESTHOFF⁴

Pamięta Pani, jak ten łabędź młody

noc nam rozjaśnił i Alsteru wody:

zdradził nam rzeczy jeszcze niezrobione,

a czucie jego, lecąc w naszą stronę,

skłoniło myśli nasze ku wspólności.

I ta godzina, która pełna była

szerokiej wiedzy, głębi i cichości,

cichego ziarna siłę w nas złożyła.

A gdy to ziarno kiedyś się rozwinie,

wrócę ku pięknej tego dnia krainie,

ku skarbom, które mi ten wieczór podał,

na jakiejkolwiek wtedy bym głębinie,

na jakichkolwiek bym przebywał wodach.

Samotny teraz czuję się we wszystkim,

w tym, czego pragnę i od czego stronię,

nie umiem mówić o tym moim bliskim,

do brzegu nocy nie potrafią donieść

ciemnych ciężarów moje słabe dłonie.

I tylko nieraz we śnie tak się czuję,

jak kiedy nocą szedłem obok Pani:

noc była wielka, zewsząd umacniani

byliśmy niebem, a z gwiazd jasnych zwisał

wiatr niczym cienka jedwabna kulisa.

Z dalekich okien światło rozbudzone,

pośród drzew biegnąc, do nas się zbliżało,

lecz potem jakby nas nie rozpoznało.

I poczuliśmy wtedy mocno całą

ciemność i milczeliśmy jak rodzeństwo,

które od lat jest razem, więc inaczej

rozumie słowa, według własnych znaczeń.

Mówiący bowiem stoją jakby dalej,

by za pomocą rąk i uczuć się odnaleźć,

każdy z nich jakby na przeciwnym brzegu

(i szum wędrownej wody między nimi),

a strumień licznych słów ich i szeregów

zdań słucha: oni są wołającymi.

Lecz my nie chcieliśmy na siebie patrzeć,

bo szliśmy razem i tą samą drogą,

twarze tym samym otulone wiatrem,

to samo niebo mając ponad głową,

te same w głowach tęskne myśli –

do domu Pani podeszliśmy,

a delikatne rzeczy cienie

ku ustom szły niepostrzeżenie,

niosąc im noc i nieistnienie…

5.11.1900, KLARA WESTHOFF DO R.M. RILKEGO

Westerwede, 5 listopada 1900

Drogi Rainerze Mario! To są winogrona z mojej altany. Chciałam je Panu już dawno przesłać, ale – nie wiem dlaczego – myślałam zawsze, że najpiękniejsze już zostały zerwane i że nie ma to sensu. Wzięłam jednak w końcu to, co jeszcze było. Liści jest już niewiele i przez nagie gałęzie zagląda spokojne zimowe niebo. Dziś rano wiele złotych drzewek było nagich. Noc była bardzo zimna, na zamarzniętych drogach wyraźnie słyszało się kroki, a księżyc błyszczał na oszronionych gałęziach i krzakach. Tańczyłam u G… w gospodzie u stóp góry, gdy wracałam do domu od Vogelera, było już późno, ale zajrzałam tam jeszcze, żeby zatańczyć z moim gospodarzem.

Kiedyś jeszcze o tym opowiem.

Mam nadzieję, że nie był Pan zły ani nie zepsuł się Panu humor ostatnio z powodu naszego listu. –

Dziś jest u mnie znowu moja matka. Przeczytałam jej śpiew o wygnańcu – musiałam czytać go jej trzy razy.

I jeszcze tylko pozdrowienie od zimy – od początków zimy w Westerwede.

Najserdeczniej Pańska Klara Westhoff

8.11.1900, R.M. RILKE DO KLARY WESTHOFF

Schmargendorf, 8 listopada 1900

W końcu, droga Klaro Westhoff, zaczynam się zadomawiać, przyzwyczajać, pracować. Niedługo już całkiem zanurzę się w pracy. Przesyłam wiele pozdrowień i najszczersze podziękowania za wszystkie prezenty. Dziś przyszło wino. Cóż za bogactwo owoców i kolorów mam teraz u siebie! Moje okno wydaje się jeszcze większe w blasku dnia, który leży na liściach i gronach, tak jakby one – włączone w opadające soki – spoczywały jeszcze pod odchodzącym w dal niebem jesieni. Te późne północne winogrona mają w sobie zadziwiającą słodycz. Przychodzi mi na myśl – przypomina mi się coś…:

Wiem już, dlaczego ta noc nieprześniona,

którą nam wypełniło wędrowanie,

tak cicha w winnej stała się altanie:

bo cała słodycz przeszła w winogrona.

Bo żadna z rzeczy nie śmie się poruszyć

w porze, gdy wszystkie drzwi w milczeniu stają,

wskazując drogę ku tajemnej głuszy –

i wiatry głośno szumieć się lękają,

zegary drżą, godziny wybijając,

a wody szepcą pośród łąk w potokach,

łagodna treść się zatrzymuje w sokach…

Dlatego pies przeraził nas w oddali

i krzyki zwierząt, gdyśmy w ciszy trwali,

chcieliśmy być stróżami tamtej ciszy,

a wszystkim drzewom o czarnych koronach

miało się zdawać, że nikt ich nie słyszy –

bo cała słodycz przeszła w winogrona.

To wszystko właśnie podarowała mi Pani w winogronach. Niech Pani przyjmie to jako nadmiar, który muszę Pani zwrócić!

Niedługo napiszę znowu – i Pani też, prawda?

Widziałem w ostatnich dniach wiele pięknych rzeczy. Cotteta (pejzaże z Sabaudii), Rodina (odlew Barbédienne’a według l’Éternel printemps) i obrazy przedziwnego Francuza Cézanne’a. Opowiem następnym razem.

Niech Pani każe wkrótce sfotografować swoje rzeźby, zwłaszcza chłopca podciągającego kolana, którego tak kocham. Trzeba by zrobić mu zdjęcia z wielu stron. Myśląc o tej małej postaci, zawsze odczuwam wielką tęsknotę. Niech Pani wkrótce prześle mi również zdjęcie swojej nowej pracy, proszę! (Czy to nie straszne, że właśnie gdy otrzymałem podarunek, znowu się czegoś domagam?)

Niech Pani pozdrowi wszystkich naszych znajomych. I niech Pani powie, proszę, Vogelerowi, że jego „książkę” wyślę w każdym razie jeszcze w tym tygodniu. Heinrich Vogeler dostanie wtedy również list, który od dawna już mu się należy. Byłem jednak w ostatnim czasie w takim nieładzie i zajęty tyloma zewnętrznymi sprawami, że nie chciałem pisać.

Teraz też jest już prawie północ i żegnam się z Panią, tak jakbyśmy byli razem – w Pani miłym pokoju. Dobrej nocy.

Pani Rainer Maria

18.11.1900, R.M. RILKE DO KLARY WESTHOFF

Schmargendorf, niedziela, 18 listopada 1900

Obawiam się, droga Klaro Westhoff, że nie mogę spełnić wszystkich Pani życzeń, chociaż jest ich tak niewiele. Chyba nie mogę wysłać Pani wiersza z okazji Pani święta. Cały czas jeszcze jestem w fazie przygotowań do pracy i muszę trzymać się z dala od dźwięków odwodzących mnie od tego, co rozpoczęte i codzienne, i prowadzących ku świętom, na które nie zasłużyłem.

Ale pamiętam w każdym razie, że dzień jest szczególny⁵, i muszę powiedzieć, że myśl o nim napełnia mnie ciepłem i wieloma dobrymi, wiernymi uczuciami wobec Pani.

Gdy myślę o tym, o czym mówiła mi Pani przy różnych okazjach (a dzieje się tak każdego dnia wieczorem), to te różne epizody z Oberneuland, Bremy albo Joinville⁶ wydają mi się jakby cyklem legend: poszczególne postaci na każdym obrazie są tak wyraźne i mocne, jakby każdą z nich uformowała, wykończyła i wypełniła zrozumiałym życiem jakaś przekazywana z pokolenia na pokolenie tradycja.

I jeśli dziś jako życzenie przychodzą mi do głowy te miłe słowa, które wypowiedziała Pani do mnie, gdy w drodze do Hamburga przejeżdżaliśmy koło Oberneuland, to ma to związek z Pani świętem, ale chodzi też o coś więcej.

Nie wstydzę się, że znów, tak jak kiedyś, próbuję wypowiedzieć się za pomocą Pani obrazów, Pani słów niemal, jakbym chciał Panią obdarować Jej własnością. Ale tak właśnie jest, droga Klaro Westhoff, że wiele naszych bogactw bierzemy w posiadanie dopiero wtedy, gdy przynosi nam je cudzy głos. I gdyby ta zima mogła być taka, jak sobie wymarzyłem, to moim codziennym obowiązkiem byłoby wypełnianie moich słów i zdań Pani własnością i wysyłanie ich ku Pani, by niczym ciężkie, chwiejące się karawany przybywały do Pani i wypełniały wszystkie przestrzenie Pani duszy pięknem i kosztownościami z Pani nieodkrytych kopalni i skarbców.

Pamięta Pani… (czy nie piszę tak w każdym liście?), pamięta Pani, pewnego razu mówiła Pani o tym, jak bardzo była podekscytowana, gdy po raz pierwszy miała Pani spędzić jesień i zimę nie w mieście, lecz pośród szczęśliwych drzew, których wiosnę i lato miała Pani w pamięci od najwcześniejszych lat, bo kojarzyły się ze wszystkim, co ciepłe, kochane i delikatne, i z nieskończenie szczęśliwą melancholią letnich wieczorów i długich, tęsknych wiosennych nocy. Znała je Pani równie dobrze, jak ukochanych ludzi z Pani otoczenia, których lato i wiosna, dobroć i szczęście dotyczyły Pani i naznaczały Pani dorastanie i których inne przeżycia (gdy Pani o nich gdzieś usłyszała) rzadko Pani dotykały – będąc jak strzał w lesie, o którym przesądni ludzie długo opowiadają. A teraz miała Pani pozostać na wsi w coraz bardziej osamotnionym domu i patrzeć, jak ukochane drzewa cierpią na coraz silniejszym wietrze, patrzeć, jak gęsty ogród za oknem robi się coraz rzadszy, postrzępiony i jak nawet w najgłębszych miejscach zaczyna prześwitywać przezeń niebo, bardzo zmęczone i pozwalające deszczom padać i uderzać ciężkimi kroplami w zmieniające kolor liście, które umierają ze wzruszającą pokorą. Patrzeć na cierpienia tam, gdzie do tej pory były tylko rozkosz i oczekiwanie, i znosić umieranie właśnie tam, gdzie serce życia najgłośniej biło na Pani piersi. I miała się Pani zachowywać jak dorośli, którzy od razu mogą wszystko wiedzieć, tak, którzy właśnie w ten sposób stają się dorośli, że nawet najciemniejsze i najsmutniejsze rzeczy nie muszą się przed nimi ukrywać, że w ich obecności nie przykrywa się zmarłych i nie ukrywa tych, których twarze pocięte są i rozdarte ostrym bólem. A Pani, Klaro Westhoff, jak prosto i dobrze zniosła Pani to wszystko, jak dobrze Pani to przeżyła i jaki postęp Pani zrobiła w ten sposób w swoim młodym życiu! Pani miłość była tak wielka, że potrafiła wybaczyć wielkie umieranie, a Pani oko tak pewne, już wtedy, że wynalazło piękno we wszystkich tych nowych kolorach, uczuciach i gestach ziemi, i w całym tym odchodzeniu widziała Pani dzięki swej wrażliwości tylko pretekst, pod którym natura roztaczała niewidziane wcześniej piękno. Jak oczy aniołów spoczywają na umierającym dziecku, zachwycając się przemienieniem jego na wpół już zbawionej twarzy, tak Pani, z ufnością patrząc na umierającą ziemię, widziała uśmiech i piękno, i nadzieję na wieczność.

Droga Klaro Westhoff, jeśli kiedyś w Pani życiu nastanie jesień lub zima albo pojawi się obawa, która przychodzi czasem przed nastaniem wiosny, niech się Pani nie martwi, wszystko będzie tak, jak wtedy w Oberneuland. Doświadczy Pani tylko nowego piękna, piękna bólu i wielkości, i będzie bogatsza potem w letnie dni, które po długim chmurnym czasie znów rozpoczną swój koncert. Niech Pani będzie błogosławiona! Amen.

Czy to jest życzenie? To jest tysiąc życzeń! I niech Pani wybaczy, że nie wysyłam Pani wiersza, lecz mówię Pani, że sama Pani stworzyła wtedy wiersz w drodze do Hamburga, gdy przejeżdżaliśmy koło Oberneuland. Niech Pani będzie zdrowa.

Pani Rainer Maria

Jak szczęśliwa musi być Pani rodzina w dniu tego święta! Przesyłam Pani Na moją cześć ⁷ z wierszem, który napisałem na początku w Worpswede. Prześlę również wkrótce inne moje książki, wszystkie, które są tego warte. I w końcu zeszyt z serii „Wegwarten”⁸, przeznaczonej dla ludu, jako dodatek gratis. I katalog Wiertza⁹ w nawiązaniu do jednej z wieczornych rozmów u Pani. I wiersz Kornet ¹⁰, który uświetnia jednego z przodków. Niech je Pani przeczyta jednego z pięknych wieczorów, w białej sukni. Jest to pierwszy i jedyny zapis tego wiersza i jeśli będę go kiedyś drukował, będę musiał Panią poprosić o zwrot rękopisu – ale to szybko nie nastąpi. Również katalog Wiertza, który tylko wypożyczyłem, niech mi Pani odeśle przy okazji, może razem z Pani zdjęciami (na które czekam z radością!).

Wkrótce napiszę, co jeszcze przyszło mi do głowy w związku z Rodinem. Powinniśmy napisać kiedyś razem jakiś tekst o nim! Tak, niech Pani jedzie do Paryża, potem… myślę, że tak będzie dobrze.

Tysiąckroć Pani Rainer Maria

Niech Pani pozdrowi naszych przyjaciół!

21.11.1900, R.M. RILKE DO KLARY WESTHOFF

Schmargendorf, 21.11.1901, w Pani urodziny

Droga Klaro Westhoff, byłem już w drodze na pocztę z telegramem do Pani – ale zawróciłem; nie miałem ochoty właśnie w dniu, w którym myślę o Pani tak uroczyście, informować Pani o tym za pośrednictwem jakiegoś urzędnika i niebieskiego, pełnego błędów tekstu kelnera. Czuje Pani przecież, że jestem z Panią w jej kochanym pokoju, po co o tym mówić?

Przeddzień Pani święta był dla mnie cudowny i bogaty, bo dostałem Pani list o wieńcu. Bardzo byłem nim przejęty i w tym przejęciu napisałem wielkie requiem dla Gretel¹¹, które odpiszę dla Pani kiedyś, kiedy znajdę trochę czasu. – Bardzo wiele mi Pani daje, Klaro Westhoff.

Moje właściwe życzenia i to, co im towarzyszy, pewnie już do Pani dotarły. A może też i złoto pod postacią słodkiego miodu. Zatem: życzę Pani wszystkiego, co najukochańsze i najpoważniejsze!

Pani Rainer Maria

2.12.1900, R.M. RILKE DO KLARY WESTHOFF

Schmargendorf, niedziela, 2 grudnia 1900

Droga Klaro Westhoff, Heinrich Vogeler¹² musi Pani o wszystkim opowiedzieć. Widziałem się z nim o wiele za krótko, ale był u mnie, w mojej wieczornej pracowni, i wie, w jakim otoczeniu żyję, wie też, że muszę bardzo dużo pracować i długo jeszcze nie będę z siebie zadowolony. Z tego właśnie powodu nie odpowiedziałem jeszcze na Pani drogi list, w którym przesłała Pani zdjęcia.

Dziękuję Pani. Przywołały wiele miłych wspomnień, zwłaszcza że oprócz małych postaci podarowały mi fragment okna Pani atelier. A same prace dzięki podpowiedziom zdjęć widzę teraz bardzo wyraźnie. Cały czas najbardziej podoba mi się siedzący chłopiec podciągający kolana i obejmujący je ramionami. Widziany z przodu lub z boku czy z którejkolwiek innej strony – jest zawsze skończoną i zamkniętą w sobie całością, pomyślaną w przestrzennym materiale i obdarzoną marmurową duszą. Bardzo ciekawa jest też mała, zwinięta postać, a szczupła stojąca figura wydaje się bardzo odległa i samotna. (Mam na myśli coś, co trudno wypowiedzieć. Mam na myśli na przykład, że istnieją dzieła plastyczne przedstawiające postacie jakby wyjęte z tłumu innych postaci i widać na nich jeszcze ślady postaci sąsiednich albo takie, które dostrzeżono w ciasnym pokoju, a w końcu i takie, które mają wokół siebie przestrzeń. Dzieła rzeźbiarskie stoją zawsze w obcym otoczeniu, są więc zawsze nasycone przestrzenią i krajem rodzinnym, który jest ich właściwym miejscem zamieszkania, i wypromieniowują z siebie swe właściwe otoczenie, które jest jedną ze stron ich samotnej, kamiennej istoty).

To było bardzo miłe, że przeczytała Pani na głos również Korneta!

Dziś wysyłam Pani Requiem. A Vogeler bierze z mojej biblioteki dwie książki, które również Pani i Paula Becker¹³ (niech ją Pani pozdrowi) powinna przeczytać: debiutanckie dzieło Hofmannsthala Wczoraj ¹⁴ i Rzeźbiarzy Schönherra¹⁵, często grywanych na Scenie Secesyjnej¹⁶.

Niech Pani będzie zdrowa.

Napiszę teraz chyba nieprędko, bo muszę zagłębić się w pracy i oderwać od wszystkich innych rzeczy. Ale wie Pani przecież, że zawsze jestem szczerze Pani oddanym

Rainerem Marią

Ten list pisałem w pośpiechu.

Niedziela, później

Jeszcze jedno: Dowiedziałem się wczoraj wieczorem, że zapisała Pani wypowiedzi małego „Dreibeina”¹⁷. Myślę, że w ogóle powinna Pani zapisywać wiele z tego, co Pani widzi, nie tylko dlatego, że dobrze Pani to widzi, ale że Pani wrażenia tak mocno, bezpośrednio i szczerze ujawniają się w Pani słowach.

Mimo mojego pośpiechu i pracy chciałem jednak zapytać: czy był u Pani Klinger¹⁸? Widział Pani nowe prace?

Niech Pani, proszę, zatrzyma Wiertza. Należy teraz do mnie, więc mogę go Pani podarować.

Raz jeszcze: Pani Rainer Maria

11.12.1900, R.M. RILKE DO KLARY WESTHOFF

Schmargendorf, 11 grudnia 1900

Prawda, droga Klaro Westhoff, że nie przestanie mnie Pani odwiedzać pod postacią Pani drogich listów, nawet gdy będę przez chwilę milczał, jakbym był daleko? Niech Pani nie pozwoli, by odległość zdobyła nad nami władzę.

…Każdy odwiedzający, jak każdy temat, jest tylko pretekstem. Coś chce nastroić nas świątecznie; wtedy otrzymujemy wiadomość, na przykład, że przyjedzie Klinger, i rozpoczyna się oczekiwanie. I w końcu to nie Klinger się pojawia. I wtedy dostrzegamy, że wcale nie czekaliśmy tak, jakby to on miał przybyć, i że wszystko prowadziło do tego, co się ostatecznie stało. Często też czekamy za długo. To, co przychodzi, jest jakby elementem przygotowań, staje pokornie w gronie cichych, oczekujących rzeczy, nie porusza się. A my siedzimy, czekamy i nasłuchujemy w ciszy, a serce bije nam mocno – ale to już właśnie jest święto i każdy nowy przybysz byłby kimś obcym, zbędnym…

A ten postęp, który nastąpił i który odczuła Pani razem ze swoim świątecznym pokojem, niech Pani powie, czy mieści się on gdzieś w pobliżu terenów zamieszkałych przez słowa, czy mogłaby Pani o nim choć z daleka opowiedzieć? Czy dotyczy on ciszy i samodzielności Pani postaci? Albo – jeśli nie chce Pani o nim mówić – czy nastąpił on za sprawą nowej pracy, której nie widać jeszcze na małych fotografiach?

Albo niech mi Pani coś opowie o sobie. Wyczuję to we wszystkim, co się Pani wydarza w ciągu dnia, tak jak w ostatnim liście dostrzegłem wszędzie Pani wdzięczną radość.

Czy Heinrich Vogeler opowiedział Pani o wszystkim na tyle dokładnie, że może sobie Pani wyobrazić otoczenie, w którym ten list (och, właściwie to tylko sadzonka listu, tkwiąca w ciemnej ziemi moich wspomnień) powstaje? I w jakim otoczeniu spędzam dni? Wiele pozdrowień.

Pani Rainer Maria

Prośba: dziękuję Pauli Becker za miły list. Niedługo jej odpowiem. Niech Pani pozdrowi ją i Ottona Modersohna¹⁹. Czy urodziny Heinricha Vogelera wszyscy będą spędzać razem?

22.12.1900, R.M. RILKE DO KLARY WESTHOFF

Droga Klaro Westhoff, książka „o dobrym Bogu”²⁰ jest dla wszystkich otwarta. Ale z pewnością mało kto do niej do tej pory wstępował, wysyłam Pani jeden z pierwszych egzemplarzy z bożonarodzeniowymi życzeniami. Jednocześnie wysyłam inną książkę prozatorską, Historie praskie ²¹, którą daję Pani dlatego, że jest tam wiele dzieciństwa (nie w sensie akcji, ale nastroju, obawy lub wdzięku) i ponieważ wiem, że Pani je tam odnajdzie. Będzie Pani ze swoją rodziną, którą Pani kocha, i będzie miała Pani prawdziwe święta, jak każdy, kogo kocha wiele bliskich osób, każdą inaczej. Niech się Pani cieszy i będzie radosna, i niech Pani innym daje radość, gdyż potrafi to Pani.

Pani Rainer MariaPrzypisy

LISTY

¹ Po raz pierwszy Rilke był w Worpswede pod koniec roku 1898. Spędził tam wówczas zaledwie kilka dni – może już wtedy miał okazję zetknąć się z mieszkającą tam Klarą Westhoff. Ich bliższa znajomość rozpoczęła się jednak dopiero dwa lata później, w sierpniu 1900 roku, kiedy to Rilke po powrocie z drugiej podróży do Rosji skorzystał ponownie z zaproszenia Heinricha Vogelera i spędził w Worpswede tym razem dłuższy czas: sześć tygodni. Mieszkał wtedy w domu Vogelera, Barkenhoffie; mała niebieska jadalnia, o której mowa, tam właśnie się znajdowała. Była ona prawdopodobnie miejscem pierwszych spotkań Rilkego z Klarą.

² Do Paryża Klara wyjechała w listopadzie 1899 roku, po wykonaniu na życzenie ojca portretu babki, Laury Westhoff. Zgodnie z sugestią Maxa Klingera rozpoczęła tam naukę w Akademii Juliana, dzięki listom polecającym Klingera spotkała się również z Rodinem, który zainteresował się jej pracami, pozwolił korzystać ze swojej pracowni i zgodził się robić korekty. Od wiosny 1900 roku Klara uczęszczała do szkoły założonej przez Rodina (w marcu 1900 razem ze swoim dawnym uczniem Antoine’em Bourdelle’em i Jules’em Desbois założył on prywatną szkołę rzeźbiarską). W Paryżu towarzyszyła wtedy Klarze Paula Becker, która pobierała nauki w Akademii Colarossiego. Przyjaciółki razem uczęszczały na kurs anatomii w École des Beaux Arts. W czasie tego pobytu w Paryżu zetknęły się po raz pierwszy z malarstwem Cézanne’a.

³ Ojcem Klary był Friedrich Heinrich Eduard Westhoff, kupiec z Bremy.

⁴ Wiersz ten napisany został po wspólnym spacerze nad rzeką Alster w Hamburgu, w czasie którego Rilke i Klara widzieli łabędzia.

⁵ Klara miała urodziny 21 listopada.

⁶ Joinville – miasteczko w pobliżu Nancy, gdzie Klara mieszkała w czasie swojego pobytu we Francji w latach 1899–1900.

⁷ Tomik Rilkego Mir zur Feier, wydany w roku 1899.

⁸ „Wegwarten. Lieder dem Volke geschenkt” – bezpłatne czasopismo wydawane przez Rilkego jeszcze w okresie praskim, w roku 1896 (ukazały się tylko trzy numery).

⁹ Antoine Joseph Wiertz (1806–1865) – belgijski malarz, rzeźbiarz i grafik romantyczny.

¹⁰ Pieśń o miłości i śmierci korneta Krzysztofa Rilke napisana została w ciągu jednej nocy w roku 1899, opublikowana w 1906 u Axela Junckera, przeszła jednak wtedy bez echa, dopiero drugie wydanie, z roku 1912, opublikowane przez wydawnictwo Insel, przyniosło tekstowi wielką popularność.

¹¹ Gretel Kottmeyer – przyjaciółka Klary Westhoff z Bremy, zmarła w listopadzie 1900 roku. Pod wpływem listu Klary o jej śmierci (i o czarnym wieńcu z bluszczu) Rilke napisał wiersz Requiem, który włączył potem do Księgi obrazów i dedykował Klarze.

¹² Heinrich Vogeler (1872–1942) – niemiecki malarz, grafik i pisarz. Odegrał ważną rolę w życiu Rilkego. Właśnie za jego pośrednictwem Rilke zetknął się po raz pierwszy z artystami z Worpswede.

¹³ Paula Modersohn-Becker (1876–1907) – niemiecka malarka, prekursorka ekspresjonizmu. Rilke poznał ją w Worpswede w roku 1898, poświęcał jej – oprócz swej przyszłej żony, Klary Westhoff – bardzo wiele uwagi, często o niej wspominał, na przykład na kartach Dziennika schmargendorfskiego, i korespondował z nią. W roku 1901 Paula wyszła za malarza Ottona Modersohna. W roku 1906 rozstała się z nim i wyjechała do Paryża, pod koniec roku doszło jednak do pojednania małżonków: Paula zrezygnowała z samodzielnego życia artystki, prawdopodobnie zdając sobie sprawę, że nie będzie w stanie sama się utrzymać. Na początku roku 1907 zaszła w ciążę i 2 listopada urodziła córkę Mathildę (1907–1998), ale krótko po porodzie zmarła na zator. Po jej śmierci Rilke napisał dla niej Requiem. Für eine Freundin.

¹⁴ Gestern – dramat Hugona Hofmannsthala, wydany w Wiedniu w roku 1891 (pod pseudonimem Theophil Morren).

¹⁵ Karl Schönherr (1867–1943) – niemiecki lekarz i pisarz. Chodzi o jego utwór Der Bildschnitzer: Eine Tragödie braver Leute.

¹⁶ Scena założona latem 1900 roku w Berlinie przez Paula Martina i Martina Zickla.

¹⁷ Dreibein (czyli trójnogi) – oryginał z Worpswede, zawsze spacerujący z laską.

¹⁸ Max Klinger (1857–1920) – niemiecki rzeźbiarz, malarz i grafik; Klara Westhoff studiowała u niego w Lipsku w roku 1899.

¹⁹ Otto Modersohn (1865–1943) – malarz, jeden z założycieli kolonii artystycznej w Worpswede. Razem z Fritzem Mackensenem, Hansem am Ende, Fritzem Overbeckiem i Heinrichem Vogelerem zorganizował w roku 1895 wystawę w Kunsthalle w Bremie (po raz pierwszy wystąpili wtedy jako grupa artystyczna), która stała się międzynarodowym sukcesem. W roku 1901, po śmierci pierwszej żony, poślubił malarkę Paulę Becker. Po jej śmierci Modersohn ożenił się po raz trzeci, z Louise Breling (1883–1950), z którą miał dwóch synów.

²⁰ Powiastki o Panu Bogu, w oryginale: Geschichten vom lieben Gott.

²¹ Zwei Prager Geschichten, wyd. pol. (tylko jednej historii): Rainer M. Rilke, Król Bohusch, przeł. J. Ziółkowski, słowo/obraz terytoria, Gdańsk 2004.
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: