Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Cel czy przypadek? Dzieło stworzenia i ewolucja z punktu widzenia racjonalnej wiary. - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
Kwiecień 2009
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
Produkt niedostępny.  Może zainteresuje Cię

Cel czy przypadek? Dzieło stworzenia i ewolucja z punktu widzenia racjonalnej wiary. - ebook

Czy istnieje cel stworzenia, czy jesteśmy jedynie wynikiem kosmicznego przypadku? Nie tylko w Stanach Zjednoczonych dochodzi do gwałtownych sporów pomiędzy reprezentantami jednego i drugiego poglądu. Wiedeński teolog z jednej strony wyjaśnia, że chrześcijańska wiara w stworzenie nie ma nic wspólnego z dosłownym, fundamentalistycznym, błędnym odczytywaniem biblijnego orędzia, z drugiej strony przeciwstawia się tendencji, aby z teorii ewolucji dotyczącej nauk przyrodniczych robić wszystko tłumaczący światopogląd, w którym nie może już być miejsca na racjonalną wiarę w sens stworzenia i ludz-kiego życia. Uważa on, że wiara i nauka nie stoją w sprzeczności, jeśli się je rzetelnie traktuje.

Rozsądek mówi mi, że istnieją plan i porządek, sens i cel, że nieprzypadkowo powstał zegarek, a tym bardziej żywy organizm rośliny, zwierzęcia czy wreszcie człowieka. Dlatego należy z zachwytem podziwiać, gdyż podziw jest początkiem filozofii.  Jestem wdzięczny za wprawiający w zdumienie ogrom pracy przyrodoznawców. Niewiarygodnie poszerzyli naszą wiedzę. Nie ograniczają wiary w dzieło stworzenia, lecz umacniają mnie w wierze w Stworzyciela i w to, jak mądrze, jak cudownie to wszystko uczynił.

Kardynał Christoph Schönborn

 

 

Kategoria: Wiara i religia
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-7660-633-0
Rozmiar pliku: 351 KB

FRAGMENT KSIĄŻKI

Słowo wstępne

Skąd pochodzimy? Jak powstał świat? To pierwotne kwestie, które nurtują wszystkich ludzi. Wiara chrześcijańska, a szczególnie teologia, muszą poważnie przeanalizować, co to znaczy, że wierzymy „w Boga, Stworzyciela nieba i ziemi”. Szereg nauk przyrodniczych, jak chociażby biologia czy fizyka, szuka odpowiedzi na pytanie, jak powstał świat, jak powstał człowiek. Czy odpowiedzi udzielane przez wiarę i naukę konkurują ze sobą? Albo czy mogą istnieć niezależnie od siebie? Wreszcie czy możliwe jest ich wzajemne współistnienie tam, gdzie każdy z tych dwóch sposobów podejścia do rzeczywistości obstaje przy swojej racji?

Siódmego lipca 2005 roku w „New York Times” ukazał się artykuł kardynała Schönborna pod tytułem Finding Design In Nature – „Znalezienie planu w naturze”. Arcybiskup Wiednia krytycznie odniósł się do tendencji, wedle których ewolucjonistyczne modele wyjaśnienia świata i życia mogłyby uczynić „niewytłumaczalną” chrześcijańską wiarę w dzieło stworzenia.

W konsekwencji ten artykuł właściwie doprowadził do gwałtownych, polemicznych reakcji z najrozmaitszych stron. Inna rzecz, że nie to właśnie było zamiarem kardynała Schönborna, co podkreślał też wielokrotnie publicznie. Z jednej strony nie można nie docenić wartościowej pracy poważnie zajmujących się badaniami naukowców. Z drugiej – z teologicznej pozycji nie do zaakceptowania jest kreacjonizm, czyli pogląd, który pojmuje pierwszy rozdział Biblii dosłownie jako relację i rozumie go na wzór tekstu przyrodniczego. Obok poważnego i rzeczowego sporu przyrodoznawstwa i teologii, wiedzy i wiary nie wiedzie już żadna droga.

Dyskusja wokół takiej deklaracji miała także pozytywne skutki, bowiem w ten chociażby sposób dialog między teologią a przyrodoznawstwem zyskał nowy motywujący czynnik. Jednym z problemów dialogu jest to, że po obu stronach często jest zbyt mało zrozumienia dla stanowiska partnera. Niejednokrotnie podobne terminy używane są w odmiennym znaczeniu. Rozmowa musi zacząć się od tego, że partnerzy słuchają siebie nawzajem, stawiają pytania i odpowiadają oraz uświadamiają sobie granice swojej własnej nauki, po czym może się dopiero rozpocząć prawdziwy dialog.

Tematowi teologii stworzenia kardynał Schönborn poświęcił cykl katechez, wygłoszonych w roku szkolnym 2005/06 w wiedeńskiej katedrze św. Szczepana. Z tych wieczornych wykładów powstała niniejsza książka. Zadaniem katechezy jest umacnianie wiary. Z tego względu arcybiskup wiedeński świadomie jako teolog prezentuje stanowisko wiary, a nadto podejmuje takie kwestie, które wynikają z nauk przyrodniczych lub wiążą się z nimi. Nie chodzi o to, by przeciwstawić innym określone rezultaty oraz teorie nauk przyrodniczych. O wiele bardziej można, co podkreślił Sobór Watykański II, wyjść od tego, że teologia i przyrodoznawstwo nie sprzeciwiają się sobie nawzajem (por. Gaudium et spes 36,2), gdyż obydwie te dziedziny racjonalnie podchodzą do rzeczywistości. Konflikt może wyniknąć wtedy, gdy zostanie przekroczony właściwy im zakres. W tym sensie kardynał Schönborn nieustannie rozgranicza przyrodnicze zajęcie się ewolucją życia od podejścia ideologicznego, które wychodząc od teorii ewolucji, próbuje zrozumieć świat całościowo. Tę ostatnią formę kardynał Schönborn nazywa „ewolucjonizmem” i świadomie się od niej separuje.

Kardynał Schönborn przedstawia katolicką wiarę w Boga Stworzyciela i chrześcijańskie rozumienie stworzenia i człowieka jako dzieła Boga przy pomocy dziewięciu kroków.

W rozdziale pierwszym wymienione są problemy, przed którymi staje dzisiaj teologia stworzenia, w szczególności relacja pomiędzy teologią a przyrodoznawstwem, wiarą a wiedzą. Decydującym pytaniem okazuje się: Czy rozsądnie jest mówić o świecie jako stworzeniu i wierzyć w Stworzyciela? Wiara chrześcijańska swoim „Tak”, udzielonym na takie pytanie, warunkuje wszystkie pozostałe tematy związane z teologią stworzenia.

Rozdział drugi zaczyna się pierwszym wersetem Pisma Świętego, zdaniem z opisu stworzenia z Księgi Rodzaju. W następstwie takiego brzmienia tekstu Biblii rodzi się pytanie, co w ogóle oznacza stworzenie, jak należy rozumieć pojęcie „początek” oraz co oznacza chrześcijańska wiara w Stworzyciela.

W rozdziale trzecim bierze się pod uwagę wielorakość dzieła stworzenia. Wielorakość gatunków skłoniła Karola Darwina, jak również wielu przed nim i po nim, do podjęcia własnych badań. Orędzie chrześcijańskie obstaje mocno przy tym, że ta wielorakość jest chciana przez Boga.

Czwarty rozdział poświęcony jest aspektowi, nad którym często zbyt mało się zastanawiamy. Dzieło stworzenia nie jest jedynie aktem Boga dokonanym na początku. Teologia mówi o kontynuowanym ciągle dziele stworzenia i o Opatrzności.

Temat Opatrzności ma także drugą stronę, krytyczne pytanie zadane w wierze, które dochodzi do głosu w rozdziale piątym. Skoro Bóg kieruje wszystkim, jak to się dzieje, że w świecie jest tyle cierpienia i niesprawiedliwości?

Treścią szóstego rozdziału jest zagadnienie stworzenia człowieka i pytanie, czy i jak może być rozumiane stwierdzenie o człowieku jako „koronie stworzenia”. Czy ludzie są częścią natury, czy też są wyniesieni ponad nią? Według teologii stworzenia oba te zdania są prawdziwe.

Co wspólnego z dziełem stworzenia ma Jezus Chrystus? To temat rozdziału siódmego. W Janowym Prologu jest napisane: „Wszystko przez Niego się stało” (J 1,3). On stoi na początku dzieła stworzenia i na końcu, ponieważ oczekujemy Jego powtórnego przyjścia w dniu sądu ostatecznego, w którym całe stworzenie będzie doprowadzone do pełni doskonałości.

Ósmy rozdział wyciąga wnioski płynące z tego, co zostało powiedziane wcześniej. Co oznacza Boże polecenie, że człowiek ma panować nad ziemią? Jakim kryterium ma się kierować co do właściwie rozumianej odpowiedzialności za stworzenie?

Ostatni rozdział to jeszcze jedno spojrzenie wstecz na debatę teologii i przyrodoznawstwa, teologii stworzenia i teorii ewolucji. Autor porusza w nim aktualne problemy i proponuje odpowiedź pozwalającą zrozumieć, w jakiej mierze może między tymi obszarami panować zgoda.

WydawcaI. Stworzenie i ewolucja Wokół aktualnej debaty

Na pierwszej stronie Biblii znajduje się zdanie: „Na początku Bóg stworzył niebo i ziemię” (Rdz 1,1). Wierzyć w Boga Stworzyciela, wierzyć w to, że stworzył niebo i ziemię, to również podstawa wiary. Tym rozpoczyna się wyznanie wiary. To fundament, na którym spoczywa wszystko inne w wierze chrześcijańskiej. Wierzyć w Boga, a nie wierzyć, że jest on Stworzycielem, oznaczałoby, jak powiedział kiedyś Tomasz z Akwinu († 1274), „w ogóle nie wierzyć, że Bóg istnieje”. Bóg jako Stworzyciel – fundament wszystkich dalszych prawd wiary: tego, że Jezus Chrystus jest Odkupicielem, że istnieje Duch Święty, że jest jeden Kościół i istnieje życie wieczne.

Skąd pochodzi i dokąd zdąża stworzenie?

Katechizm Kościoła Katolickiego kładzie akcent na fundamentalne znaczenie wiary w dzieło stworzenia, gdy mówi o tym, że chodzi tu o pytania, które wcześniej lub później każdy człowiek zada sobie w swoim życiu, skoro żyje jako człowiek: Skąd przychodzę? Dokąd zmierzam? Co jest moim celem? Jaki jest mój początek? Co jest sensem mojego życia? (por. KKK 282). W wierze w stworzenie chodzi również o założenia etyki, ponieważ przyjęcie tej wiary implikuje, że Stworzyciel ma nam coś do powiedzenia poprzez swoje stworzenie co do właściwego użytkowania tego dzieła i na temat prawdziwego sensu naszego życia. Z tego powodu katecheza dotycząca stworzenia już we wczesnym Kościele zawsze była fundamentem jakiejkolwiek katechezy.

Skoro panuje zgoda, że pytania o początek (Skąd pochodzimy?) nie da się oddzielić od pytania o cel (Dokąd zmierzamy?), to wówczas w pytaniu o stworzenie zawsze chodzi także o sprawę celu. Równocześnie chodzi o pytanie o plan, o design albo purpose. Bóg nie dokonał dzieła stworzenia tylko raz, lecz utrzymuje je i prowadzi do celu. Będzie to tematem rozdziału piątego, gdyż kwestia ta w istotny sposób przynależy do podstawowych przekonań chrześcijańskich. Bóg jest nie tylko Stwórcą, który na początku raz wprawił dzieło w ruch, jak zegarmistrz stwarzający zegar, który potem bez końca odmierza czas, lecz utrzymuje go i prowadzi do celu. Stworzenie nie jest, jak powie wiara chrześcijańska, gotowe, lecz in statu viae, w drodze. Bóg jako Stworzyciel również kieruje losami świata. Nazywamy to Opatrznością (nawet jeżeli to słowo jest odrobinę historycznie obciążone). Wiara chrześcijańska obstaje mocno przy tym, że wszystko to, a mianowicie, że istnieje Stwórca i Władca, może zostać rozpoznane. Na pewno nie we wszystkich detalach, nie całkowicie, ale w zasadniczym ogóle.

Wiemy coś o tym? Ślepa wiara, która wymagałaby od nas jedynie skoku w zupełną niepewność, nie byłaby wiarą ludzką. Gdyby wiara w Stworzyciela była całkowicie bez zrozumienia, bez wglądu w to, co znaczy wierzyć w Stwórcę, taka wiara byłaby nieludzka. Słusznie Kościół zawsze odżegnywał się od takiego „fideizmu”, ślepej wiary.

Wiara bez zrozumienia, bez możliwości dowiedzenia się czegoś o Stwórcy, żeby nasz rozum mógł coś z tego pojąć, nie byłaby chrześcijańską wiarą. Biblijno-żydowsko-chrześcijańska wiara zawsze była przekonana o tym, że nie tylko powinniśmy i trzeba nam wierzyć w Stworzyciela, ale że bardzo wiele na temat tego Stwórcy możemy pojąć ludzkim rozumem.

W Starym Testamencie, w Księdze Mądrości pochodzącej z przełomu drugiego i pierwszego stulecia przed Chrystusem, znajduje się tekst, który będzie cytowany przez Pawła w Liście do Rzymian (1,19-20). Czytamy tam:

„Głupi już z natury są wszyscy ludzie, którzy nie poznali Boga: z dóbr widzialnych nie zdołali poznać Tego, który jest, patrząc na dzieła nie poznali Twórcy, lecz ogień, wiatr, powietrze chyże, gwiazdy dokoła, rwącą wodę lub światła niebieskie uznali za bóstwa, które rządzą światem. Jeśli urzeczeni ich pięknem wzięli je za bóstwa – winni byli poznać, o ile wspanialszy jest ich Władca, stworzył je bowiem Twórca piękności; a jeśli ich moc i działanie wprawiły ich w podziw – winni byli z nich poznać, o ile jest potężniejszy Ten, kto je uczynił. Bo z wielkości i piękna stworzeń poznaje się przez podobieństwo ich Sprawcę. Ci jednak na małą zasługują naganę, bo wprawdzie i oni błądzą, ale Boga szukają i pragną Go znaleźć. Obracają się bowiem wśród Jego dzieł, badają, i ulegają pozorom, bo piękne to, na co patrzą. Ale im także nie można wybaczyć: jeśli się bowiem zdobyli na tyle wiedzy, by móc ogarnąć wszechświat – jakże nie znaleźli rychlej jego Władcy?” (Mdr 13,1-9).

Ten klasyczny tekst jest jednym z filarów przekonania, które uległo dogmatyzacji podczas I Soboru Watykańskiego, czyli ustanowiono je szczególnym wyrazem doktryny wiary Kościoła: iż światłem ludzkiego rozumu możemy rozpoznać, że jest Stworzyciel, który kieruje światem (Dei Filius c. 21).

Biblia zarzuca poganom, tym, którzy nie czczą prawdziwego Boga, że ubóstwiają świat, naturę; że szukają mistycznych, magicznych mocy w naturze i jej fenomenów. Czynią bóstwa z niebieskich konstelacji, ognia, światła i powietrza. Dali się zwieść. Fascynacja dziełem stworzenia skłoniła ich do tego, by ubóstwić to, co stworzone. W tym sensie Biblia jest pierwszą oświecicielką. W pewnym sensie odczarowuje świat; ogołaca go z jego magicznej, mitycznej mocy, „odmitologizowuje” świat, pozbawia go „boskiej czci”.

Czy jesteśmy świadomi, że nowoczesna nauka nie byłaby możliwa bez tego odarcia świata z oddawania mu boskiej czci? Dopiero wiara w to, że świat jest stworzony, że nie jest boski, że jest skończony, że jak mówimy, posługując się językiem filozofii, jest „kontyngentyczny”, niekonieczny, że również mógłby nie istnieć, dała możliwość do tego, żeby zgłębiać świat ze wszystkim, co na nim jest, ze względu na niego samego. Narzucają się nam rzeczywistości skończone, stworzone, a nie bóstwa czy istoty boskie. To odczarowanie natury ma również w sobie coś bolesnego. Za drzewem czy za źródłem nie ukrywają się już nimfy oraz bóstwa, mityczne, magiczne siły, ale tym, czym Stwórca je napełnia, i co może objąć ludzki rozum. Dlatego Księga Mądrości mówi, że Bóg stworzył „wszystko według miary i liczby, i wagi” (Mdr 11,20). To jest podstawa wszelkiego przyrodniczego badania rzeczywistości.

Za sprawami tego świata stoi przerastający wszystko rozum Stwórcy. Są przez Niego stworzone, nie istnieją same z siebie. Jeśli można tak powiedzieć, są wyzwolone w swoim własnym bycie. Są sobą, nie same z siebie, ale dlatego, że Stwórca zechciał je w swojej wolnej, suwerennej decyzji woli. W takim sensie posiadają własną autonomię, swoje własne prawa, swoje właściwości, swoje własne istnienie. Dostrzeżenie tego umożliwia wiara w dzieło stworzenia.

Podczas gdy starożytność pogańska w dużej mierze ubóstwia świat, to w czasach wschodzącego chrześcijaństwa przeciwny ruch filozoficzny, tzw. gnoza, deprecjonuje ten świat. Świat, przede wszystkim materia, to według tej doktryny produkt jakiegoś „wypadku”, jakiegoś „odpadnięcia”. Właściwie nie jest on niczym dobrym, nie jest czymś chcianym, czymś słusznym, jest czystą negacją. Punkt widzenia gnozy chrześcijaństwo odrzuciło równie zdecydowanie, jak ubóstwienie świata. Właśnie dlatego, że świat jest stworzony, wczesne chrześcijaństwo w bardzo zdecydowany sposób podkreśla, że także materia jest stworzona, że jest dobra, że jest sensowna, a nie jest po prostu „odpadem” z pierwotnie boskiej istoty, powstałym na skutek „boskiego wypadku przy pracy”, którym, jeśli można tak powiedzieć, jako „osad” opada w świat ciemności. Materia nie jest czystym bezsensem, który należy przezwyciężyć. Materia jest stworzona. „Bóg widział, że było dobre” (Rdz 1,10).

W tym materialnym świecie człowiek nie jest, jak naucza gnoza, spuszczonym w obszar ciemności, boską iskrą, która spadła w błoto i teraz musi się z niego wydostać przez to, że powróci do swojej boskiej praprzyczyny. On jest częścią stworzenia. Jest chcianym przez Boga mikrokosmosem – jako odzwierciedlenie makrokosmosu, granicą, która łączy w sobie oba te światy, duchowy i materialny. „A Bóg widział, że wszystko, co uczynił, było bardzo dobre”, powiedziane zostanie w opisie stworzenia w Księdze Rodzaju po stworzeniu człowieka (Rdz 1,31). On przynależy do stworzenia, a przecież je przewyższa (por. rozdz. VI).

Podejścia gnostyckie i bałwochwalcze nie są do pogodzenia z biblijną wiarą w dzieło stworzenia. Największym skandalem dla świata starożytnego była chyba wiara, że Bóg stwarza z niczego, bezwarunkowo, ex nihilo. Myślę, że to zagadnienie jest również kwestią kluczową dzisiaj, w czasie tej całej debaty na temat stworzenia i ewolucji. Co to znaczy, że Bóg stwarza? Wielka trudność, z którą się zmagamy – z którą także nie uporał się Karol Darwin (+ 1882), polega na tym, że nie dysponujemy żadnym pojęciem, żadnym poglądem, żadnym wyobrażeniem tego, co to znaczy, że Bóg jest Stwórcą. Ponieważ wszystko to, co poznajemy, to jedynie zmiany. Twórcy wiedeńskiej katedry św. Szczepana nie stworzyli jej z niczego. W podziwu godny sposób uformowali kamień i drewno. Wszystkie pozabiblijne mity i eposy dotyczące stworzenia wychodzą od tego, że boska istota uformowała ten świat z tego, co już istniało. Stworzenie z niczego, suwerenny akt stworzenia, co poświadcza Biblia, jest czymś jedynym w swoim rodzaju. Zobaczymy, jak jest to fundamentalnie ważne dla zrozumienia dzieła stworzenia jako czegoś samoistnie chcianego przez Boga.

Teologia stworzenia a widzenie świata w przyrodoznawstwie

Wiara w dzieło stworzenia stała u zarania nowoczesnej nauki. Nie zdołam tutaj wykazać tego szczegółowo. Mikołaj Kopernik (+1543), Galileo Galilei (Galileusz) (+ 1642), Izaak Newton (+1727) byli przekonani, że w nauce chodzi o to, by czytać w księdze stworzenia. Bóg napisał taką księgę, a człowiekowi dał rozum, żeby potrafił tę księgę odszyfrować. Bóg napisał tę księgę czytelnym pismem, które wprawdzie nie jest łatwe do rozszyfrowania, ale jest to możliwe. Całym zadaniem nauki jest odkrywanie porządku, praw, związków. Pozostając na gruncie metafory księgi, powiemy tak: jest to odkrywanie liter, gramatyki, syntaksy i wreszcie tekstu, który Bóg napisał w tej księdze stworzenia.

Do uporczywie powtarzanych „mitów” naszych czasów, powiedziałbym wręcz, do zakorzenionych na dobre przesądów należy ten, że relacja między Kościołem a nauką układa się źle, że wiara i nauka od dawien dawna żyją w swego rodzaju trwałym konflikcie. Kościół uznaje się za wielki hamulec, naukę za odważną wyzwolicielkę. Przede wszystkim na taką modłę odmalowuje się w popularnej wersji „przypadek Galileusza” – badacz jako ofiara mrocznej inkwizycji. Jednak wiele jest w tym tzw. legenda negra, „czarnej legendy”, której ostre kontury nadano w dobie oświecenia, ale która nie całkiem zgadza się z prawdą historyczną. Da się wskazać również inne przykłady, gdzie wiara w dzieło stworzenia była racjonalnym podłożem do naukowych badań. Przykładem Grzegorz Mendel (+1884), augustianin i uczony z Brna, który rozwinął genetykę, jeden z wielu tych, bez których badań nie sposób już sobie wyobrazić dnia dzisiejszego.

Wiara w Boga Stworzyciela nie stanowi przeszkody, przeciwnie. Jakżeż wiara w to, że wszechświat ma Stwórcę, miałaby stać na drodze nauce? Jakżeż miałaby być przeszkodą nauce w jakikolwiek sposób, skoro ta pojmuje swoje badanie, odkrywanie, tworzenie teorii, rozumienie wzajemnych związków jako „studiowanie księgi stworzenia”? Faktem jest, że istnieje spora liczba świadectw przyrodoznawców, którzy nie tylko nie czynią ze swojej wiary sekretu, ale przyznają się do niej i nie widzą żadnego konfliktu między swoją wiarą a nauką. To, że potem jednak de facto nieustannie miały, i być może także mają miejsce, konflikty, należałoby rozpatrywać każdorazowo oddzielnie.

Niech dwa przykłady dadzą wyraz kościelnemu przekonaniu, że wiara i nauka z zasady nie stoją w sprzeczności. Pierwszy Sobór Watykański (1870) mówi:

Chociaż wiara przewyższa rozum, to jednak nigdy nie może mieć miejsca rzeczywista niezgodność między wiarą i rozumem. Ponieważ ten sam Bóg, który objawia tajemnice i udziela wiary, złożył w ludzkim duchu światło rozumu, nie może przeczyć sobie samemu ani prawda nigdy nie może sprzeciwiać się prawdzie (Dei Filius c. 4; BF I. 62; KKK 159).

Końcowy wniosek z tego jest taki: Ani Kościół, ani nauka nie powinny lękać się prawdy. Ona nas wyzwala, powie Jezus (por. J 8,32). Drugi cytat pochodzi z ustaleń Soboru Watykańskiego II. W konstytucji soborowej Gaudium et spes stwierdza się, teraz jeszcze mocniej koncentrując się na kwestii „nauka i wiara”:

Dlatego też badanie metodyczne we wszelkich dyscyplinach naukowych, jeżeli tylko prowadzi się je w sposób prawdziwie naukowy i z poszanowaniem norm moralnych, naprawdę nigdy nie będzie się sprzeciwiać wierze, sprawy bowiem świeckie i sprawy wiary wywodzą swój początek od tego samego Boga. Owszem, kto pokornie i wytrwale usiłuje zbadać tajniki rzeczy, prowadzony jest niejako, choć nieświadomie, ręką Boga, który wszystko utrzymując sprawia, że rzeczy są tym, czym są (Gaudium et spes 36; KKK 159).

Dlaczego jednak ciągle dochodzi do konfliktów – przykładowo na skutek mojego artykułu w „New York Times” z 7 lipca 2005 roku – czy przynajmniej do gwałtownych polemik, które owszem mogą być niezwykle twórcze i posuwać dyskusję naprzód?

Konflikty mogą powstawać w wyniku nieporozumień. Może być tak, że nie wyrażono się wystarczająco jasno, czy że myśli nie są wystarczająco klarowne. Takie nieporozumienia mogą być wyjaśnione. Jedno z najczęstszych nieporozumień już wymieniłem. To samo nieporozumienie dotyczące Stwórcy. W następnym rozdziale powinno to być widać na podstawie pracy Darwina, gdy idzie o to, jak dokonuje się dzieło stworzenia. Wydaje mi się, że przynajmniej dzisiaj nie stanowi już zagrożenia to, że Kościół próbuje narzucić nauce swoją wolę. Wciąż jednak pozostaje trudnością, że nawzajem nie uznaje się i nie zachowuje się granic. Dlatego nieustannie muszą być one wysondowane i wyartykułowane. Bowiem wspaniałe osiągnięcia przyrodoznawstwa wciąż kuszą, by przekraczać granice. Odnosi się wrażenie, że z powodu tego olbrzymiego postępu w naukach przyrodniczych religia coraz bardziej usuwa się na margines, coraz bardziej musi ustępować placu, ponieważ coraz więcej wyjaśnia nauka. Coraz więcej obszarów, które przedtem były wyjaśniane „prymitywnie, odnosząc się do kategorii nadprzyrodzoności”, teraz mogą być wyjaśnione „naturalnie”, najczęściej poprzez odwołanie się do czysto materialnych przyczyn. Kiedy Napoleon (+ 1821) zapytał Laplace’a (+ 1827), czy w jego teorii jest jeszcze miejsce dla Boga, tenże miał udzielić takiej odpowiedzi: „Sire, nie potrzebuję takiej hipotezy”. Bóg jawi się jako zbyteczna hipoteza, jako „proteza dla kalek”, którzy jeszcze nie stoją na własnych nogach. Człowiek coraz bardziej wyzwala się ze starych zależności. Wyemancypował się również spod wpływu Boga jako tego, który wyjaśnia, i prawdopodobnie w ogóle Go już nie potrzebuje.

Kiedy Darwin opublikował w 1859 roku swoje sławne i wiekopomne główne dzieło On The Origin of Species („O powstaniu gatunków”), zasadniczym przesłaniem było chyba to, że znalazł mechanizm, który wyjaśnia samoczynny rozwój roślin i zwierząt, bez potrzeby odwoływania się do Stwórcy. Jak sam powie, chodziło o znalezienie teorii, która odnośnie do rozwoju gatunków od niższych do wyższych nie wymaga nowych, coraz doskonalszych rodzajów stwarzania, lecz wystarcza jedynie przyjęcie przypadkowych wariacji i przetrwania tego, co silniejsze; wyjaśnieniu takiemu nie potrzeba dzieła stworzenia.

Niewątpliwie Darwin swoim dziełem dokonał czegoś genialnego i pozostanie ono jednym z wielkich dzieł w historii myśli ludzkiej. Dzięki niewiarygodnej zdolności obserwacji, wielkiej staranności i duchowej sile stworzył dzieło należące do wyczynów, które w historii myśli ludzkiej najmocniej odcisnęły swe piętno. Przewidział też, że wiele obszarów nauki będzie czerpać z dorobku jego badań. Faktycznie można dziś powiedzieć: model „ewolucji” stał się, jeśli tak można powiedzieć, passe-partout, które rozpowszechniło się w wielu obszarach wiedzy.

Jednak sukces, jaki odniósł, należy chyba jednak przypisać nie tylko względom czysto naukowym. Sam Darwin, ale przede wszystkim jego promotorzy, którzy, by tak rzec, stworzyli „darwinizm”, nadali jego teorii zdecydowanie charakter światopoglądu. Wielu postrzegało dzieło O powstaniu gatunków Darwina jako alternatywę w stosunku do poglądu, jak powie Darwin, „przyjmującego niezależne powstawanie poszczególnych gatunków”. Nie potrzeba już więcej aktów stworzenia, aby wyjaśnić powstawanie gatunków. Sławne zdanie, kończące drugie wydanie Origin of Species, zostawia jeszcze miejsce dla Stwórcy, ale zostaje On silnie zredukowany:

Jest doprawdy coś wzniosłego w poglądzie, że Stworzyciel tchnął zarodek wszelkiego życia, które nas otacza, w niektóre czy wręcz tylko w jedną jedyną formę życia, i że, w czasie gdy nasza ziemia obraca się, poddana zasadom grawitacji, z tak niepozornego początku powstała, i powstaje nadal, nieprzeliczona ilość najpiękniejszych i najcudowniejszych form życia.

Wierzę, że było to powiedziane uczciwie, w duchu pobożności. Stoi jednak za tym takie pojmowanie dzieła stworzenia, które w teologii nazywa się „deizmem”. Zgodnie z nim na początku ma miejsce akt stworzenia. Bóg tchnął zarodek wszelkiego życia w jedną jedyną formę życia. Od tego początkowego momentu życie rozwija się według własnych praw. A Darwin próbował je odkryć, opisać, sformułować. Nie potrzeba żadnych dalszych ingerencji Boga. Ale czy takie pojmowanie dzieła stworzenia jest właściwe?

Czy stworzenie oznacza, że Bóg ingeruje tu i ówdzie? Co w ogóle oznacza stworzenie? To będzie jeszcze wyjaśniane. Przez ostatnie 150 lat wokół teorii Darwina, wokół „darwinizmu” intensywnie toczył się na świecie spór o charakterze światopoglądowym. Podam tylko trzy przykłady interpretacji jednoznaczne pod kątem światopoglądowym. W 1959 roku w laudacji z racji 100-lecia powstania sławnego dzieła Darwina biolog sir Julian Huxley (+ 1975) powiedział:

W myśleniu ewolucyjnym nie ma potrzeby i nie ma już miejsca na to, co nadprzyrodzone. Ziemia nie została stworzona, rozwija się za sprawą ewolucji… Produktami ewolucji są tak samo rośliny i zwierzęta, jak również my, duch, rozum i dusza, mózg i ciało. Także religia powstała w sposób ewolucyjny… Wyewoluowany człowiek nie potrafi już więcej chronić się w ramionach wymyślonej przez niego samego, ubóstwionej figury ojca.

Moim zdaniem nie jest to teza z obszaru nauk przyrodniczych, lecz odzwierciedla pewną filozofię, światopogląd. W zasadzie jest to materialistyczne „wyznanie wiary”. W 1988 roku, 30 lat później, angielski historyk nauki Will Provine pisze w swojej rozprawie na temat ewolucji i etyki:

Nowoczesna nauka implikuje bezpośrednio, że świat zorganizowany jest stricte według mechanistycznych pryncypiów. W naturze w ogóle nie istnieją ukierunkowane pryncypia. Nie ma żadnych bóstw i żadnych racjonalnie stwierdzonych, planujących czy projektujących rzeczywistość sił.

Raz jeszcze cztery lata później sir Peter Atkins, profesor chemii z Oksfordu, napisze:

Ludzkość powinna zaakceptować, że nauka pozbawiała zasadności wiarę w sens i cel kosmosu, a to, że ta wiara w cel przetrwała, należy zawdzięczać jedynie uczuciu.

Nie są to tezy z obszaru nauk przyrodniczych, lecz filozoficzne. W pewnej mierze mogą być również potraktowane jako wyznania wiary. Takie i podobne wypowiedzi wciąż się słyszy i są powodem tego, że powiedziałem w „New York Times” o tego rodzaju przekraczaniu granic (a nie o teoriach przyrodniczych jako takich), że to nie jest nauka, lecz ideologia, światopogląd.

W biblijnej Księdze Mądrości w usta negujących Boga zostaje włożone następujące zdanie: „Urodziliśmy się niespodzianie i potem będziemy, jakby nas nigdy nie było. Dech w nozdrzach naszych jak dym, myśl – jak iskierka z uderzeń serca naszego” (Mdr 2,2). Można by to niemalże nazwać materialistycznym wyznaniem wiary: również mój duch jest produktem materii.

Nie móc wyjść z podziwu

Co przeszkadza człowiekowi rozpoznać Stwórcę? Co przeszkadza mu w tym, by z wielkości i piękna stworzenia wnioskować o Stwórcy? Dzisiaj, bardziej niż 2000 lat temu, wtedy gdy powstawała Księga Mądrości, właściwie powinno to nam przyjść o wiele łatwiej, skoro wiemy tak nieporównywalnie więcej niż wówczas. Kto mógł mieć wtedy pojęcie o bezbrzeżności kosmosu? Wprawdzie mówi się w Biblii: „tak liczne jak gwiazdy na niebie i jak ziarnka piasku na wybrzeżu morza” (Rdz 22,17), ale czy ówcześni ludzie mogli wiedzieć, że liczba gwiazd faktycznie odpowiada ziarnkom piasku na wybrzeżu morza? Tak wiele słońc istnieje w tym wszechświecie! Czy można było wówczas mieć pojęcie o tym, jak czymś niewiarygodnie kompleksowy jest atom? Czy można było wówczas mieć pojęcie o tym, jak czymś niewiarygodnie fascynująca jest jedyna w swoim rodzaju komórka? Czy ten nadmiar wiedzy w jakikolwiek sposób zmusza nas do zarzucenia wiary w Stwórcę? Czy ta wiedza usuwa Stwórcę, czy raczej nie wręcz odwrotnie, wierzyć w Stworzyciela staje się czymś o wiele sensowniejszym, bardziej racjonalnym? Czy wiara w Stworzyciela nie musi stać się wtedy łatwiejsza?

Być może jest to po prostu tylko wyobrażenie, które się słusznie odrzuca, że Stworzyciel jakoś ingeruje w to cudowne dzieło natury. Być może polega to również na tym, że nasza wiedza dotycząca wiary nie dotrzymuje kroku wiedzy przyrodniczej, że wciąż jeszcze jesteśmy „dziećmi w wierze” obok niewiarygodnie rozwiniętej wiedzy naukowej. Tym bardziej jestem zadowolony z tej debaty, która być może doprowadzi do tego, że będzie mogła być pogłębiona kwestia „stworzenia i ewolucji”, „wiary i przyrodoznawstwa”.

Nie widzę trudności w łączeniu wiary w Stwórcę z teorią ewolucji, pod warunkiem, że będą zachowane granice teorii naukowej. Cytowane powyżej stanowiska jednoznacznie wskazują na przekraczanie granic. Gdy przyrodoznawstwo zatrzyma się przy swojej metodzie, nie będzie mogło wejść w konflikt z wiarą. Jednak przypuszczalnie trudno będzie trzymać się tych granic, skoro przecież nie tylko jesteśmy naukowcami, ale nadto ludźmi obdarzonymi sferą uczuć, ludźmi, którzy zmagają się z wiarą, ludźmi, którzy szukają sensu życia i dlatego zawsze nieuchronnie jako przyrodoznawcy wprowadzamy wraz ze sobą kwestie światopoglądowe.

W roku 1985 miało miejsce w Rzymie sympozjum pod tytułem „Wiara chrześcijańska a teoria ewolucji”, podczas którego dane mi było wygłosić referat. Sympozjum przewodniczył kardynał Joseph Ratzinger, obecny papież Benedykt XVI, a na zakończenie sympozjum na audiencji przyjął nas papież Jan Paweł II (+ 2005). Powiedział wtedy:

Właściwie rozumiana wiara w dzieło stworzenia i właściwie rozumiana teoria ewolucji nie stoją sobie wzajemnie na drodze; ewolucja zakłada stworzenie; zaś stworzenie przedstawia się w świetle ewolucji jako wydarzenie rozciągnięte w czasie – creatio continua – w którym Bóg jako ‘Stwórca nieba i ziemi’ staje się widoczny oczom wiary (26 kwietnia 1985).

Ale papież Jan Paweł II dodał, że aby wiara w dzieło stworzenia i teoria ewolucji były właściwie rozumiane, potrzeba pośrednictwa rozumu, filozofii, refleksji. Dla mnie pierwszorzędną jest nie kwestia rozstrzygania między wiarą a wiedzą, lecz kwestia rozumu. Czymś całkowicie rozsądnym jest przyjęcie sensowności w rozwoju natury, nawet jeżeli metoda stosowana w przyrodoznawstwie słusznie domaga się, by zamknąć tę kwestię w nawias. Ale mój rozum nie pozwala się wykluczyć metodzie naukowej. Rozsądek mówi mi, że istnieją plan i porządek, sens i cel, że nieprzypadkowo powstał zegarek, a tym bardziej żywy organizm rośliny, zwierzęcia czy wreszcie człowieka. Dlatego należy to z zachwytem podziwiać, gdyż podziw jest początkiem filozofii.

Jestem wdzięczny za wprawiający w zdumienie ogrom pracy przyrodoznawców. Niewiarygodnie poszerzyli naszą wiedzę. Nie ograniczają wiary w dzieło stworzenia, lecz umacniają mnie w wierze w Stworzyciela i w to, jak mądrze, jak cudownie to wszystko uczynił.

1 Breviarum fidei. Wybór doktrynalnych wypowiedzi Kościoła, I. 42, Poznań 1998, 21 .
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: