Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Chłopak na zastępstwo - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
6 lipca 2016
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
Produkt niedostępny.  Może zainteresuje Cię

Chłopak na zastępstwo - ebook

Przez całe liceum Gia była typem szkolnej gwiazdy. A teraz miała jeszcze fajnego, starszego od siebie chłopaka, o którym tyle opowiadała znajomym, i wszyscy wreszcie mieli go poznać. Ale tuż przed balem maturalnym, podczas którego miała nastąpić prezentacja, już na parkingu, Bradley z nią zerwał. Jak on mógł? Jak mógł postawić ją w takiej sytuacji?! I co tu zrobić, żeby wyjść z twarzą?
Nagle Gia wypatruje w jednym z samochodów nieznajomego, a w jej głowie rodzi się sprytny plan. Przecież nikt nie będzie wiedział, że to nie Bradley, a ona nie okaże się kłamczuchą, która tak bardzo chciała mieć chłopaka, że go sobie wymyśliła…
Co jednak, jeśli przedsięwzięcie wymknie się spod kontroli? W końcu pomysł jest dość ryzykowny…

Kategoria: Dla młodzieży
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-7229-600-9
Rozmiar pliku: 1,3 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

Rozdział 2

Uśmiechnęłam się. Nie mogłam się powstrzymać. Miał bowiem na sobie garnitur – czarny, do tego jasnoszary krawat. Okulary znikły, a on okazał się wysoki.

Tego właśnie potrzebowałam. Będzie nas widać. Choćbyśmy mieli się rozstać pod koniec wieczoru. Nie będzie chełpliwych spojrzeń Jules, żadnych litościwych westchnień Laney ani typowych dla Claire przekrzywień głowy, które mówią: „powiedz-ty-wreszcie-prawdę”. Zwłaszcza że coś z prawdy w tym będzie. Mój zastępczy chłopak właśnie trochę przemodelował program wieczoru, jaki mi się dziś szykował. I nie było w tym niczego złego. Tym bardziej że miało to nieco poskromić tę częściowo złą Jules.

– Cześć – powiedziałam, podchodząc do jego samochodu; wciąż jeszcze stał przy otwartych drzwiach, jakby nie do końca przekonany do tego pomysłu. – Wyglądasz świetnie.

Powędrowałam wzrokiem ku jego włosom, z bliska były lepiej widoczne. Znajdowały się. Były w stanie chaosu, któremu najwidoczniej próbował się przeciwstawić.

– Usiądź na sekundkę. – Wskazałam siedzenie w jego aucie. Uniósł brew, ale posłuchał. Wyłowiłam z kopertówki grzebyczek i użyłam go, żeby zrobić mu fryzurę. Gdy włosy już odsłoniły jego czoło i były nieźle ułożone, pokiwałam głową z satysfakcją. – Wyglądasz porządnie.

Potrząsnął głową, wzdychając.

– Miejmy to już za sobą.

Wstał i podał mi ramię. Zamiast tego chwyciłam go za rękę i pociągnęłam w stronę sali gimnastycznej.

– Chwila. Czekaj no – powiedział tak, że musiałam gwałtownie się zatrzymać, co w moich szpilkach rodziło sytuację nie do śmiechu. – Potrzebuję małego wprowadzenia. Bo próbujesz przekonać swoje przyjaciółki, że się znamy, tak?

– No tak. Zastanówmy się.

– Dobrze byłoby zacząć od nazwiska.

Roześmiałam się. Nawet mu się nie przedstawiłam.

– Jestem Gia Montgomery. Lat siedemnaście. Ostatnia klasa w tym uroczym liceum Freemont. Działam w samorządzie uczniowskim i zazwyczaj nie muszę ubiegać się o randki. To znaczy wcale nie musiałam, do dzisiaj.

– Przyjąłem do wiadomości.

– A ty przez najbliższe dwie godziny będziesz Bradleyem Harrisem, studentem pierwszego stopnia na Uniwersytecie Kalifornijskim, którego, tak na marginesie, nie akceptują moi rodzice. Uważają, że jesteś dla mnie za stary.

– Bo jestem – odpowiedział.

Nie byłam pewna, czy mówi o Bradleyu, czy o sobie. Jak mi się zdawało, wcześniej sugerował, że chodzi do ogólniaka.

– Ile masz lat?

– Skoro jestem studentem pierwszego stopnia, to ile co najmniej powinienem mieć? Dwadzieścia jeden?

Mówił więc o Bradleyu. Przewróciłam oczami.

– Tak, ale to tylko cztery lata więcej ode mnie.

– Różnica nie byłaby tragiczna, gdyby nie to, że jesteś jeszcze licealistką. I to nieletnią.

– Zostało mi jeszcze pięć tygodni szkoły, a poza tym gadasz teraz jak moi rodzice.

Wzruszył ramionami.

– Wygląda na to, że rodziców masz dobrych.

– Nie o to teraz chodzi. Pod koniec tego wieczoru ze sobą zerwiemy. Najlepiej na oczach moich przyjaciółek. Postaraj się nie robić z tego wielkiego halo. Szybko i po cichu. A potem, jak prawdziwy Bradley, na wieki sobie pójdziesz i będzie po sprawie. – Przy tych słowach w gardle wezbrała mi gula, bo przed oczami stanął mi Bradley, który odchodził ode mnie, jakby była to najłatwiejsza rzecz pod słońcem. Odpędziłam od siebie ten obraz, a posłałam uśmiech swemu partnerowi.

– Dam sobie radę.

– To dobrze. A co z twoją siostrą? Nie narobi nam kłopotu? Nie przeleci przez całą salę, wykrzykując twoje imię?

– Nie. Moja siostra nie spodziewa się mnie tam zobaczyć, i to w takim stroju. Poza tym jest naprawdę zabujana w swoim partnerze. A jeśli zobaczę, że się zbliża, postaram się ją uprzedzić i we wszystko wtajemniczyć. Jest kumata. Zagra jak trzeba.

– Może puściłbyś jej esemesa? Tak na wszelki wypadek.

– Zrobiłbym to, ale podczas tej szybkiej przebieranki zapomniałem telefonu. – Poklepał się po kieszeniach, pokazując, że mówi poważnie.

– Łyknie to?

– Łyknie.

– Okej, to chyba wszystko mamy ustalone.

Skrzywił się, jakbym zapomniała o czymś oczywistym.

– O co chodzi?

– Nic takiego. Chodźmy.

Na salę gimnastyczną szedł ze mną powolnym, pewnym krokiem. Chyba nie przeszkadzało mu nawet, że trzyma mnie za rękę.

Tuż za drzwiami wręczyłam czekającemu za stołem nauczycielowi bilety, które kupiłam dla siebie i Bradleya, i poszliśmy dalej na główną salę. Muzyka była głośna, grana na żywo i nie za dobra. Kapela zwyciężyła w przesłuchaniach, które urządziliśmy na okoliczność tej imprezy, była więc najlepsza z tych najgorszych. Rok wcześniej wynajęliśmy dość popularny w naszych stronach zespół, ale biorąc pod uwagę „przystępniejsze” teraz ceny biletów, jak stwierdził pan Lund, tegoroczny budżet nam na to nie pozwolił.

Zobaczyłam swoje przyjaciółki i ich partnerów po drugiej stronie sali, zebrali się wokół wysokiego stołu. Na moment zamknęłam oczy i zmobilizowałam się, by użyć wszystkich swoich zdolności aktorskich; nie były wielkie, ale musiały wystarczyć. Idąc obok mnie, mój tymczasowy partner nie wyglądał nawet na zdenerwowanego. Oczywiście, że nie – on nie miał nic do stracenia.

– Moja siostra tańczy, więc sądzę, że na razie mamy spokój – stwierdził.

Powędrowałam za jego spojrzeniem ku dziewczynie w błękitnej sukience o wielowarstwowym, napuszonym dole. Była śliczna – długie ciemne włosy, miła twarz. Nigdy dotąd jej nie widziałam, musiała być zatem młodsza ode mnie. Chociaż możliwe, że było inaczej. Wiedziałam przecież od niego, że właśnie się tu przeprowadzili. Chociaż jej partnera też nie kojarzyłam, więc wróciłam do teorii o młodszym wieku.

– Okej. Postarałbyś się może spoglądać na mnie tak, jakbyś szalał z miłości?

– Kapitan Ameryka szalał z miłości do ciebie?

Otworzyłam usta, gotowa w pierwszym odruchu potwierdzić, powstrzymałam się jednak, bo byłaby to nieprawda. My z Bradleyem… Cóż, byliśmy szczęśliwi, tak przynajmniej myślałam do dzisiejszego wieczoru. Przybrałam jeden z moich najlepszych kokieteryjnych uśmiechów, zadowolona, że znów mam pod kontrolą emocje, nad którymi musiałam zapanować na parkingu.

– Czyżbyś nie wiedział, jak wyrazić takie uczucie?

Przez chwilę się koncentrował, po czym ogarnął mnie ognistym spojrzeniem. Łał. Dobry był.

– Może odrobinę za mocno.

Złagodził intensywność spojrzenia i wtedy po raz pierwszy zauważyłam, że ma niebieskie oczy. Niedobrze. Bradley miał brązowe.

– Aż tak fatalnie?

– Nie. Spojrzenie masz świetne. – Co oznaczało, że wiedział, jak to jest być zakochanym. To mnie brakowało tutaj punktu odniesienia. – Tylko masz denerwujący kolor oczu.

– Nigdy dotąd mi tego nie mówiono. Dzięki.

– Przepraszam. Jestem pewna, że w opinii dziewczyn twój wzrok jest marzycielski czy coś w tym stylu. – Bo taki był. – Tylko że…

– Bradley ma szmaragdowozielone? Nie, brązowe niczym roztopiona czekolada?

Wybuchnęłam śmiechem, bo złapał się za serce i oznajmił melodramatycznym głosem:

– O tak, wspaniale roztopione. – Nasze spojrzenia się spotkały. – Zupełnie jak u ciebie.

– Właściwie jego oczy są bardziej czekoladowe, a moje wpadają w sepię, ale… – Potrząsnęłam głową, starając się nie zgubić wątku. – Postaraj się więc nie łapać z nikim kontaktu wzrokowego.

– I nie będzie to ani trochę upiorne. Sądzisz, że twoje przyjaciółki pamiętają kolor oczu gościa, którego jeszcze nie poznały? Rzeczywiście tak wiele opowiadałaś o jego oczach?

– Nie. No, po prostu widziały kilka jego zdjęć.

– Widziały jego zdjęcia? – Otworzył szeroko oczy. – Jak według ciebie sobie z tym poradzimy?

– Cóż, były robione z pewnej odległości. A na jednym było pół jego twarzy. – Ku mojej rozpaczy Bradley nie przepadał za robieniem mu zdjęć. – I minęło już trochę czasu, od kiedy dziewczyny je widziały. Myślę, że jesteście na tyle podobni, że to ujdzie. Tylko popracuj nad unikaniem kontaktu wzrokowego w nieupiorny sposób.

Chwycił moją dłoń, pocałował ją, obdarzył mnie tym swoim ognistym spojrzeniem i rzekł:

– Oczy i tak mam zwrócone tylko na ciebie.

Był naprawdę dobry. Roześmiałam się.

– Widzę moje przyjaciółki. Chodźmy.

– Czemu twoje przyjaciółki nie wierzą w moje istnienie, skoro widziały zdjęcia? – zapytał, gdy przepychaliśmy się przez tańczących.

– Dlatego że studiujesz na Uniwersytecie Kalifornijskim i to ja zwykle cię odwiedzałam. Kiedy przyjeżdżałeś tutaj, wolałeś spędzać czas tylko ze mną, a nie w towarzystwie moich przyjaciółek.

– Jestem więc snobem. Już łapię.

– Tego nie powiedziałam.

– Kiedy mnie odwiedzałaś, trzymaliśmy się z moimi przyjaciółmi?

– Nie. Widywaliśmy się rzadko, więc kiedy do tego dochodziło, nie chcieliśmy mieć do czynienia z innymi ludźmi.

– Okej, ukrywałem Cię przed światem?

– Niezupełnie, sama trochę tego chciałam. A poza tym, skoro na przyjazd na mój bal maturalny poświęciłeś całe trzy godziny, niewątpliwie liczyłeś się z tym, że poznasz wszystkie moje przyjaciółki. – Dziwacznie było mi z nim rozmawiać tak, jakby rzeczywiście był Bradleyem. Potrząsnęłam głową. – On liczył się z tym, że pozna moje przyjaciółki.

– I mimo to zerwał z tobą na parkingu, zanim do tego doszło?

Zagryzłam wargi. Jeszcze dziesięć kroków i będziemy z całą paczką, nie zdążyłabym więc wyjaśnić mu, że to ja paskudnie potraktowałam Bradleya. Że gdy zobaczyliśmy się pierwszy raz od dwóch tygodni, powiedziałam mu, że moje przyjaciółki padną. A chodziło mi o to, że tak zabójczo wyglądał. I właśnie coś takiego należało powiedzieć. Nie powinnam się przejmować tym, co pomyślą sobie dziewczyny. Chociaż trudno byłoby o tym nie myśleć, skoro od dwóch miesięcy zasypywały mnie pytaniami o jego istnienie i od dwóch miesięcy bez tego o nim opowiadałam. A wszystko przez Jules. Nie należało aż tak się jej podkładać.

Pierwsza zauważyła mnie Claire i wyglądało na to, że na widok mojego partnera w jej oczach rozbłysła ulga. Nam dwóm było do siebie najbliżej i to ona zawsze stawała w mojej obronie.

– Gia!

Na jej wołanie odwróciła się cała reszta.

Wyraz twarzy Jules był bezcenny; jej uśmiech wyższości przeszedł w lekkie rozdziawienie ust. I chociaż raz Laney nie robiła litościwej miny. Uśmiechnęłam się szeroko.

– Poznajcie się, to Bradley.

Podniósł rękę, by nieznacznie im pomachać, i nie wiem, czy miało to być zabawne, czy wyszło tak w sposób niezamierzony, ale gdy powiedział: „Miło was poznać”, jego głos stał się niski i chrapliwy.

Claire szeroko otworzyła oczy; było w nich wypisane: „co-za-wejście-Gia”.

Jules, obrzucając go wzrokiem z góry na dół, czym prędzej uaktywniła swoją wewnętrzną snobkę. Wstrzymałam oddech, czekając, aż powie, że Bradley w niczym nie przypomina siebie ze zdjęć ani facetów, z jakimi zazwyczaj chodziłam. Zamiast tego stwierdziła:

– Dziwię się, że chciało ci się przyjechać na bal maturalny.

Spojrzał mi prosto w oczy i przesunął rękę w dół moich pleców, obejmując mnie w talii.

– To było ważne dla Gii. – Mówiąc to, przyciągnął mnie do siebie. Pod wpływem jego dotyku po plecach przeszedł mi dreszcz. W pierwszym odruchu chciałam się odsunąć, ale przecież nie tak zareagowałabym na Bradleya. Wtuliłabym się w niego. Westchnęłabym uszczęśliwiona. Zrobiłam więc jedno i drugie.

Jules się skrzywiła.

– To na tym opiera się wasz związek? Na tym, co „ważne dla Gii”? – Podkreśliła gestem ten cudzysłów.

Garrett, partner Jules, wybuchnął śmiechem, ale zaraz umilkł, gdy któryś z pozostałych chłopaków rąbnął go w plecy.

– Nie – odpowiedział mój partner, zanim zdążyłam się odezwać. – Ale może powinien.

Na te słowa wszyscy się roześmieli. Tylko ja byłam zbyt zajęta gromieniem wzrokiem Jules.

– Chodźmy zatańczyć – powiedział mój partner. I kiedy prowadził mnie na parkiet, dotarło do mnie, że nie wiem, jak właściwie ma na imię. Czy to dlatego się skrzywił, gdy szliśmy na salę gimnastyczną? Właśnie dlatego gdy ten nieznany mi z imienia chłopak wziął mnie w ramiona, oparłam czoło o jego pierś i szepnęłam:

– Przepraszam.Rozdział 3

Za co przepraszasz? – spytał zastępczy Bradley.

– Nie znam nawet twojego prawdziwego imienia.

Zaniósł się cichym śmiechem, który czułam w jego piersi. Potem nachylił się tak, że jego oddech połaskotał mnie w ucho, gdy powiedział:

– Na imię mi Bradley.

Zamurowało mnie i podniosłam wzrok.

– Naprawdę?

Pokręcił głową przecząco.

– Jako aktor identyfikuję się z rolą. Muszę stać się tym kimś.

– Jesteś aktorem? – Nie zaskoczyłoby mnie to. Wyraźnie był w tym dobry.

Podniósł wzrok, zastanawiając się.

– Tego mi jeszcze nie sugerowałaś. A jestem twoim zdaniem?

Zaśmiałam się i rąbnęłam go w pierś.

– Przestań.

Zerknął nad moim ramieniem tam, gdzie jeszcze stały moje przyjaciółki.

– Miłe masz te koleżanki.

– W zasadzie są miłe. Tylko Jules ciągle usiłuje mnie wyautować.

– Dlaczego?

– Pojęcia nie mam. Sądzę, że uważa mnie za samicę alfa naszej sfory i że jeśli nie brać pod uwagę kanibalizmu, jest tu miejsce tylko dla jednej takiej osoby.

– Podtrzymując to twoje niesamowite porównanie z wilkami, mogę się założyć, że według ciebie ona pragnie stanąć na czele waszej watahy.

Wzruszyłam ramionami i patrzyłam, jak po drugiej stronie sali Jules bierze Claire pod rękę i coś jej opowiada.

– Tylko to przychodzi mi do głowy. I głównie z jej powodu chciałam, żebyś tu dziś był. Ona uważa, że je okłamuję. Wolałam nie dostarczać jej amunicji. I tak już za dużo na mój temat odkryła, żebym miała podsuwać jej coś więcej na srebrnej tacy.

Uniósł brwi – zdążyłam się już przekonać, że to lubił.

– Gdyby więc odkryła, że kłamiesz…?

– Dobra. Rozumiem. Teraz właśnie to robię, przedtem jednak nie. Chociaż ona uważa, że tak. I gdybym weszła tu bez ciebie, byłoby już po mnie.

– Nie wydaje ci się, że reszta twoich przyjaciółek lubi cię na tyle, że nie pozwoliłaby jej tego zrobić?

– Lubią mnie. Ona jednak pracuje nad tym od dwóch miesięcy. Naprawdę uznała, że coś na mnie ma. Uważa, że coś ukrywam. Potrzebny mi był ten dzisiejszy wieczór.

– Jeśli więc naprawdę jesteś samicą alfa, to czemu ty jej nie wykopiesz?

Wielokrotnie się nad tym zastanawiałam. Zazwyczaj dochodziłam do wniosku, że właściwie to nie mam takiej władzy, o jaką posądzała mnie Jules. Inną odpowiedzią, do jakiej przyznawałam się przed sobą tylko w najciemniejsze noce, było to, że gdybym zostawiła dziewczynom wolny wybór, wybrałyby ją. Obawiałam się, że choćby biła ode mnie pewność siebie, w głębi duszy wiedziałam, że ludzie mnie nie lubią. I że mogą mieć do tego podstawy. Tego jednak nie zamierzałam mu powiedzieć. Wystarczająco dużo się dziś naoglądał mojej słabości.

– Dlatego że jestem jeszcze mniej zła niż ona.

– Co takiego?

– Czasami nazywam Jules kimś częściowo złym. I o to chyba chodzi… Mam wrażenie, że nie chcę być taką dziewczyną. Taką, która musi wykopać inną ze swojej paczki. Miałam nadzieję, że jakoś to rozwiążemy, podpiszemy traktat pokojowy lub znajdziemy sobie neutralną płaszczyznę funkcjonowania, sama nie wiem. – I niezależnie od wszelkich innych powodów prawdą było też, że bałam się prowokować kłopoty. Chciałam jedynie, żeby wszystko się nam poukładało.

– Lubisz posługiwać się analogiami, prawda?

– Owszem, lubię. Słowa mają w sobie moc.

Przekrzywił głowę, jakby zaintrygowała go ta odpowiedź.

– Ale nadal czegoś nie łapię. Skoro widziały go na zdjęciach, czemu nie wierzą w jego istnienie?

Zaśmiałam się niewesoło.

– Bo to im nie wystarcza. Bo rzadko kiedy robiliśmy sobie zdjęcia. Nasz związek jest… był… na dystans. Dlatego Jules uważa, że poprosiłam jakiegoś przypadkowego gościa z ulicy, żeby ze mną zapozował.

Roześmiał się.

– Nie wiem, jak coś takiego mogło przyjść jej do głowy.

Zrobiłam się czerwona i wbiłam wzrok w podłogę.

– No tak.

To żałosne, że musiałam tu dziś przyjść z udawanym partnerem. Z partnerem, którego nie musiałabym ściągać, gdyby mój prawdziwy chłopak mnie nie rzucił.

– Wszystko w porządku? Przejmujesz się całą tą sprawą z Kapitanem Ameryką?

Nabrałam tchu przez nos dla pewności, że głos nie będzie mi się łamał, i odpowiedziałam:

– Nie. Nic mi nie będzie. Najwidoczniej między nami nie było aż tak poważnie. Jedynie krótkotrwały związek na dystans. Nic wielkiego. – Nie byłam pewna, czy tą przemową próbuję przekonać jego czy też samą siebie.

Tak długo milczał, że aż podniosłam wzrok, żeby zobaczyć, czy jeszcze mnie słucha. Przyglądał mi się, szukając czegoś, czego mogło we mnie wcale nie być. Piosenka dobiegła końca, ustępując miejsca szybkiemu kawałkowi. Czym prędzej cofnęłam się o krok.

– No dobra. Jak masz naprawdę na imię?

– Chyba nie możemy sobie dziś pozwolić na żadne wpadki. Jak dla ciebie naprawdę mam na imię Bradley. – W końcu przeniósł wzrok gdzieś indziej i mogłam znów oddychać. Wyciągnął do mnie rękę, a gdy ją chwyciłam, zakręcił mną w kółko i znów chwycił w ramiona, kołysząc się do rytmu.

– Jesteś w tym całkiem niezły.

– W czym? Chodzi o aktorstwo czy taniec?

– W sumie to o jedno i drugie, ale mówiłam o tańcu.

– To dlatego, że jesteś piątą dziewczyną, która poprosiła mnie o zastępstwo za jej partnera na balu maturalnym. Zmusiło mnie to do odkurzenia moich talentów tanecznych.

– Skoro tak mówisz.

– Jeszcze jedno, Gia Montgomery.

– Tak, bezimienny?

Zaśmiał się lekko chropawo.

– Wierzyć mi się nie chce, że oferowałaś mi za to pieniądze. Często proponujesz ludziom pieniądze za przypadkowe usługi?

– Nie. Zazwyczaj wystarczy mój uśmiech. – Przyznam, że trochę mnie zdziwiło, że tak ciężko było namówić mi go na wyjście z samochodu.

– Co takiego ci dotąd załatwił?

– Nie licząc ciebie w garniturze?

Przyjrzał się swojemu ubraniu, jakby wzmianka o garniturze przypomniała mu, co ma na sobie.

– To nie ze względu na twój uśmiech.

– A więc dlaczego?

Ogromnie mnie to ciekawiło. Wyglądało na to, że od próby podniesienia szyby do zgody, aby być moim partnerem, przeszedł na jednym oddechu.

– Gia! – Usłyszałam swoje imię i się odwróciłam; machała do mnie długowłosa blondynka. – Oddałam na ciebie głos!

Wskazała estradę, gdzie na stołku czekał na przyszłą królową roziskrzony diadem. Uśmiechnęłam się do niej i bezgłośnie podziękowałam. Gdy znów spojrzałam na mojego partnera, miał w oczach wesołe iskierki.

– Co znowu?

– Nie przypuszczałem, że tańczę z koronowaną głową.

– Jeszcze nikogo nie ukoronowano, więc to stwierdzenie jest absolutnie przedwczesne.

– Kto to był? – Wskazał gestem blondynkę.

– Jest w mojej grupie na historii.

Wziął mnie pod rękę i powiedział:

– Chyba będzie lepiej, jeśli wrócimy do twoich przyjaciółek.

Dziewczyny tymczasem przeniosły się już do obstawionego krzesłami ogólnego stołu i rozmawiały o tym, żeby urwać się wcześniej i zrobić coś bardziej ekscytującego. Usiłowały właśnie dojść do porozumienia, co może być tak „ekscytujące”. Ponownie zerknęłam na estradę, wiedząc, że nie wyjdę przed koronacją. Jules ta sprawa była obojętna. Prawdopodobnie dlatego chciała się urwać wcześniej. Gryzło ją, że nie została nominowana. Za nic by się do tego nie przyznała – to byłoby zbyt ostentacyjne – widziałam jednak, jak się krzywiła, ilekroć ktoś poruszył ten temat.

Gdy tylko do niej podeszłam, Laney szepnęła:

– Przepraszam.

Nie byłam pewna, za co przeprasza… Może za te miesiące, w których podważała istnienie Bradleya? Przesunęłam się na tył stołu, nadal mocno trzymając dłoń swojego partnera, i usiedliśmy twarzami do parkietu.

Jules wstała i uniosła telefon.

– Ścieśnijcie się wszyscy, chcę zrobić zdjęcie. – Spełniliśmy jej prośbę, a gdy doliczyła do trzech, poczułam, że mój udawany partner trochę się za mnie przesuwa, zapewne po to, by skryć się częściowo za moją twarzą. Jules przyjrzała się zdjęciu, ale nie poprosiła o powtórkę. Potem przeniosła uwagę na domniemanego Bradleya.

– A jak się bawią studenci? Jeśli nie liczyć podrywania licealistek?

Nawet nie drgnął na ten komentarz. Zapewne dlatego, że tak naprawdę go nie dotyczył.

– Cóż, my z Gią wybieramy się potem na imprezę, ale wstęp jest tylko na zaproszenia, więc nie pomoże wam to w ustaleniu planów na wieczór. Może jest tu gdzieś salon gier wideo czy coś innego, gdzie wszyscy moglibyście się wybrać? – Wypowiedział tę kwestię tak przemiłym tonem, że zabrzmiało to niemal tak, jakby usilnie starał się być uprzejmy. Pod stołem jednak złapał mnie za kolano, a ja musiałam zagryźć wargi, by nie wybuchnąć śmiechem. Chętnie uściskałabym go za tę odpowiedź. – Nie jestem stąd, więc nie bardzo wiem, co można tu robić.

Dałabym głowę, że Jules miała w sobie coś z psa gończego, jej zmysły ożywiała nawet kropla krwi. Kiedy dorośnie, powinna zostać detektywem, bo wychwytywała najdrobniejsze luki we wszelkich opowieściach.

– Ale skoro nie jesteś stąd, to czemu masz zaproszenie na imprezę tutaj?

Zastępczy Bradley nie zwlekał z odpowiedzią.

– Kto powiedział, że impreza jest gdzieś tutaj?

Patrzyli na siebie w taki sposób, że przypominało to pojedynek na spojrzenia. Jules pierwsza odwróciła wzrok, a ja odrobinę odetchnęłam. Musiałam jakoś przebrnąć przez ten wieczór. Jeśli miałaby dalej tak węszyć w poszukiwaniu problemów, prędzej czy później dojdzie do tego, że siedzący obok mnie facet nie jest tym, za kogo ma uchodzić.

Mój partner najwidoczniej dostrzegł malujący się na mojej twarzy niepokój, bo nachylił się blisko z tym rozkochanym wyrazem twarzy, o który go prosiłam, i delikatnie musnął wargami mój policzek. Ścisnęło mnie w gardle. Naprawdę był z niego świetny aktor.

– Aż tak się nie przejmuj – szepnął. – Bo nas zdradzisz. – Wsunął mi za ucho kosmyk włosów. – A teraz zachichocz, jakbym powiedział coś zabawnego.

Zrobiłam tak. Przyszło mi to bez trudu, ale akurat wtedy zobaczyłam na parkiecie coś, co zdławiło mi w krtani ten beztroski śmiech. Stała tam jego siostra. Patrząc prosto na nas.Rozdział 4

Zmrużyła oczy zdezorientowana, a potem powiedziała coś do stojącego obok niej chłopaka. On też się przyjrzał, a potem przytaknął. Wtedy oboje ruszyli w naszą stronę.

– Nadchodzi – szepnęłam.

Spojrzenie zastępczego Bradleya podążyło w ślad za moim i zaraz się uśmiechnął, jakby nie była to żadna wielka sprawa.

– Zajmę się tym.

Wstał. Zastanawiałam się, czy powinnam pójść za nim, czy tylko siedzieć i patrzeć. Wybrałam opcję z siedzeniem i patrzeniem.

Kiedy podszedł do siostry, to ona odezwała się pierwsza, wskazując na jego ciuchy. Coś odpowiedział. Potem jej głowa gwałtownie skierowała się ku mnie, a na twarzy dziewczyny odmalowała się złość. Tyle w temacie łyknięcia.

– Co się dzieje? – syknęła Jules. Oczywiście pierwsza to zauważyła. Wszystko zaraz wyjdzie z hukiem na jaw. Wiedziałam o tym. I prawdopodobnie na to zasłużyłam. Zrobiłam coś głupiego, co wystarczyło na niecałą godzinę. Należało już na wstępie powiedzieć: „Bradley mnie rzucił”. Claire i Laney by to zrozumiały. Uwierzyłyby mi. Pewnie nawet wyciągnęłyby mnie na odganianie smutków lodami, jak zrobiłyśmy to w zeszłym roku, gdy Claire dostała kosza. Tyle że ja czułam się zbyt niepewnie.

Wstałam, spojrzałam na Jules i odpowiedziałam:

– Coś, co na pewno bardzo cię uszczęśliwi.

Nie czekałam na jej reakcję. Po prostu poszłam tam, gdzie mój partner wciąż przekonywał swoją siostrę, żeby się wycofała.

– Wyjdźmy, żeby o tym pomówić – powiedział, gdy podchodziłam.

Kiedy się do nich zbliżyłam, jego siostra zwróciła się ku mnie, z rękami na biodrach. Miała w sobie coś z lekka znajomego.

– Nie – oznajmiła. – Nie posłużysz się w ten sposób moim bratem. To porządny gość i za dużo w życiu oberwał przez podobne do ciebie samolubne dziewczyny.

– Bez przesady, Bec. Jedna była taka.

– Przepraszam – wtrąciłam, zwracając się do jego siostry, ale patrząc na niego. – Nie chciałam, żeby zrobiła się z tego afera. – Spojrzałam na nią. – Masz rację. Nie powinnam tak wykorzystywać twojego brata. To za fajny facet.

Kiwnęła głową, jakby zaskoczona, że tak szybko się z nią zgodziłam.

– Taki właśnie jest i nie musi się zadawać z kimś takim jak ty.

– Bec, nie uogólniaj. Nawet nie znasz Gii.

Słysząc to, Bec wybuchnęła śmiechem.

– Tak ci powiedziała? Że mnie nie zna? Klasyka.

– A ja cię znam? – zapytałam ogłupiała, ponownie przypatrując się jej twarzy.

– Nie. Nie znasz – odparła Bec, ja jednak odczułam, że miała na myśli coś całkiem przeciwnego. Usiłowałam ją sobie przypomnieć ze szkoły. Może byłam niemiła. Jako członek samorządu spotykałam masę ludzi, a szkoła jest naprawdę duża, co najmniej dwa tysiące uczniów. Mimo to powinnam bardziej starać się zapamiętywać imiona i twarze.

Wskazałam stół za sobą.

– Przepraszam. Strasznie dzisiaj namieszałam, ale zaraz to załatwię. Powiem im, jak to naprawdę było.

Zbliżała się chwila prawdy. Spojrzałam na przyjaciółki; wszystkie przypatrywały się nam z drugiej strony sali. Wybaczą mi albo i nie. Zrobiłam krok w ich stronę, ale ktoś mną szarpnął, chwytając za rękę.

– Nie. Nie rób tego. Masz rację. Jules jest w połowie diablicą. Ona cię rozjedzie.

– Wszystko gra. Sprawy się wyjaśnią. Reszta dziewczyn będzie trzymać ze mną. Ogromnie ci dziękuję za pomoc. Świetnie mnie wspierałeś. – Wspięłam się na palce, pocałowałam go w policzek i zaraz okręciłam się na pięcie, żeby nie zdążyć się rozmyślić.

Zanim doszłam do stołu, ułożyłam sobie wszystko, co powiem. Wiedziałam, że Jules będzie podważała każde prawdziwe słowo, które wypowiem, i na to się nastawiłam. Od miesięcy kontrowałam jej przytyki. Teraz też sobie poradzę. Skupiłam się na Claire, na tym, jak bardzo jest przejęta. Dodało mi to otuchy, gdy podchodziłam do stołu.

– Wszystko dobrze? – zapytała Claire.

– Nie, muszę wam coś powiedzieć. Wam obu – odparłam, patrząc na Laney, a potem znów na Claire.

W tej samej chwili podbiegł do mnie zastępczy Bradley.

– Gia, proszę, ona nic dla mnie nie znaczy.

Rozdziawiłam usta ze zdumienia.

– Wiem, jak to wygląda, ale proszę, daj mi szansę się wytłumaczyć.

Gdybym wiedziała, jak się naprawdę nazywa, zwróciłabym się do niego na głos po imieniu, pełnym potępienia tonem. Ale nie wiedziałam. I nie do końca wyglądało to na stonowane zerwanie, na jakie liczyłam. Nie dość, że wrobił mojego chłopaka w zdradę, to jeszcze zrywał ze mną w obecności połowy szkoły. Poczułam, że policzki pieką mnie z zażenowania.

– Nie trzeba. Daj spokój.

– Naprawdę? Mam dać ci spokój? Tyle jeśli chodzi o twoje uczucia? Chcesz, żebym sobie poszedł, jakbyś wcale nie istniała. A co ze mną, Gia? Co mam robić bez ciebie? – Stopniowo podnosił głos i pod koniec swojej tyrady już prawie krzyczał. Mnóstwo ludzi zwróciło uwagę na to zamieszanie. Musiałam się odwrócić plecami do przyjaciółek, bo czułam, że w gardle wzbiera mi nerwowy śmiech, niewątpliwie niezbyt odpowiednia reakcja na tę sytuację. W innym wykonaniu taka przemowa wydałaby się przegięta i sztuczna. Dzięki niemu jednak podziałała. Sprawiał wrażenie zdesperowanego. Zapewne tak samo jak ja wcześniej, w obecności Bradleya.

Położyłam mu dłoń na piersi i powiedziałam cicho:

– Nie rób tego.

Spojrzenie miał tak intensywne, że na moment zapomniałam, że to tylko gra.

– Widzę, że już się zdecydowałaś. Jeśli kiedyś zechcesz mnie wysłuchać, zadzwoń.

Opuścił głowę w poczuciu klęski, a potem zmył się urażony, jakbym naprawdę złamała mu serce. Jeżeli nie siedział w aktorstwie, zdecydowanie powinien się nim zająć. Widziałam, że siostra wyszła za nim, oglądając się na mnie z wściekłością. Zapewne nie chodziło jej o to, by uwiarygodnić tę historyjkę, ale do tego właśnie mimowolnie się przyczyniła. Stałam nieruchomo, ciężko przez chwilę dysząc i pragnąc, by moja rozgrzana twarz odzyskała normalną temperaturę, gdy ktoś mnie nagle objął. Zmysły zaatakował mi znajomy zapach perfum Claire, co sprawiło, że otrząsnęłam się z osłupienia.

– Tak mi przykro – powiedziała. – Co za palant. Naprawdę kręcił z tamtą dziewczyną?

– Nie, nie jest palantem. – I nawet się nie dowiedziałam, jak miał na imię.

– Nie broń go, Gia. I ani mi się waż do niego wracać. Zasługujesz na kogoś lepszego.

Odruchowo przytaknęłam, odczuwając przedziwną chęć, by za nim pobiec. Zamiast tego zdobyłam się na uśmiech przez łzy i odwróciłam w stronę przyjaciółek. Skąd u mnie taka reakcja? Nawet go nie znałam. Czemu więc miałam wrażenie, jakbym tego wieczoru dwukrotnie przeżyła rozstanie?

Potrząsnęłam głową. Miałam przyjaciółki i to się teraz liczyło. Objęłam Claire i zerknęłam na Jules. Co dziwne, nie patrzyła na mnie. Wzrok miała skupiony na drzwiach, przez które właśnie wyszedł zastępczy Bradley. Znałam ten wyraz twarzy; świadczył o tym, że coś sobie kalkuluje, i ciekawa byłam, co jej chodzi po głowie. Jednego mogłam być pewna – nie było to nic dobrego.Rozdział 7

Bec? – zapytałam.

Tylko się skrzywiła i zaraz znów się odwróciła, by wyjąć z plecaka ołówek.

– To nie w porządku – powiedziałam. – Na balu wyglądałaś zupełnie inaczej. – Gestem wskazałam jej ubiór, czerń skomponowaną z kolejnymi warstwami czerni, a potem na jej twarz, pokrytą niemal tak grubym makijażem, w jakim moja babcia pokazywała się na wieczorach bingo.

– To był eksperyment socjologiczny. Zawaliłaś. – Bec się zawahała. – Albo ci się powiodło, bo wykazałaś, że mamy rację. Jak tam uważasz.

– Jesteś więc na mnie wściekła za to, że cię nie poznałam, choć celowo mi to uniemożliwiłaś.

– Gdyby to był twój najgorszy występek, uważałabym się za szczęściarę.

Zrobiłam jej coś jeszcze? Coś gorszego?

Pani Rios chrząknęła.

– Dziewczęta, żadnych rozmów. Jest kartkówka.

Ten ranek niedobrze się zaczął. Zastępczy Bradley mógłby mi powiedzieć, że jego siostra normalnie nosi się jak członek kapeli heavymetalowej. Może bym ją sobie przypomniała. Chodziła do nas dopiero kilka miesięcy – przeniosła się w połowie roku. Na ile sobie przypominałam, zamieniłam z nią nie więcej niż dwa słowa, nie byłam więc pewna, co takiego mogłam jej zrobić.

Przez całą kartkówkę byłam tak rozproszona, że ledwie rozumiałam pytania, nie mówiąc już o udzielaniu na nie inteligentnych odpowiedzi. Postarałam się, jak mogłam, a przez resztę lekcji wpatrywałam się w potylicę Bec, czekając na okazję, żeby z nią porozmawiać. Kiedy zabrzmiał dzwonek, chwyciłam za plecak tak szybko, jak ona swój i równo z nią wypadłam za drzwi.

– Co jest? – warknęła, gdy byłyśmy już na korytarzu.

Chciałam zapytać, jak jej brat ma na imię, nie mogłam się jednak przyznać, że mi nie powiedział.

– Potrzebny jest mi numer do twojego brata.

– Po co?

– Chciałabym po prostu wysłać mu esemesa z podziękowaniem.

Pewnie. Esemesa z podziękowaniem. Byłoby to zapewne coś w stylu: „Drogi zastępczy Bradleyu, dziękuję Ci za to, że dla mnie kłamałeś i oszukiwałeś moje przyjaciółki, udając mojego chłopaka. Czy możesz mi wreszcie powiedzieć, czemu zdecydowałeś się pójść ze mną na bal maturalny? Czemu chciałeś mi pomóc? Czemu podczas tańca obdarzyłeś mnie takim superintensywnym spojrzeniem, jakbyś dojrzał we mnie coś, o czym sama nie mam pojęcia? Dzięki temu może uda mi się wybić sobie Ciebie z głowy. Jeszcze raz dziękuję”.

– Gdyby chciał, żebyś znała jego numer, toby ci go podał. – Odniosłam wrażenie, że powiedziała to z rozkoszą.

– Zrobiłby to, ale po całej tej udawanej sprzeczce musiał raptownie wyjść.

Jęknęła, jakby właśnie sobie przypomniała, jak bardzo go wykorzystałam.

– Jeżeli podam ci swój numer, przekażesz mu go?

– A jeśli rzucę się z tych schodów, zostawisz mnie w spokoju?

Wyszłyśmy już z budynku i znalazłyśmy się u szczytu betonowych schodów. Na dole stał chłopak nie mniej niż ona zrobiony na punka i się w nas wpatrywał. Nie czekając na moją odpowiedź – równie dobrze mogłam potwierdzić, co zaprzeczyć – po prostu zeszła do niego.

– Hej, Gia – powiedział, gdy dogoniłam ich już na dole.

Porządnie mu się przyjrzałam i odkryłam, że to chłopak, który na balu był partnerem Bec.

– Cześć. Przepraszam. Nie pamiętam, jak masz na imię.

Wzruszył ramionami.

– Przez ostatnie trzy lata chodziliśmy razem tylko na cztery kursy. Czemu miałabyś pamiętać?

Zaczerwieniłam się. Naprawdę tak było? Przyjrzałam mu się jeszcze uważniej. Naprawdę z niczym mi się nie kojarzył, jeśli nie liczyć balu maturalnego. Chodziliśmy do publicznej szkoły – klasy były tu liczne.

– Uważaj – powiedziała Bec – bo twoje tak popularne przyjaciółki zauważą, że z nami idziesz.

Podniosłam wzrok i zobaczyłam, że Claire i Laney spieszą do mnie najkrótszą drogą. Prawdopodobnie nie rozpoznały Bec, ale miała rację, bo gdyby ją ujrzały i uświadomiły sobie, że to dziewczyna z balu, wszystko ległoby w gruzach. Zmieniłam kierunek, zostawiając w tyle Bec i jej chłopaka.

– Cykorantka – stwierdziła Bec, gdy byłam z dziesięć kroków od niej. Lekko się potknęłam, ale to mnie nie zatrzymało.

– Znasz ich? – zapytała Laney, gdy doszłam do niej i Claire.

– Ona jest ze mną na zajęciach z nauk politycznych. Mieliśmy kartkówkę. Kto robi kartkówki w poniedziałek po balu? Nasza profesorka to po prostu diabeł.

Chyba nie zauważyły, że całkiem zbyłam ich pytanie, zmieniając temat.

– No, widziałam tego twojego tweeta. Ludzie przesyłali go sobie na maksa.

– Gia! – zawołał jakiś koleś, przechodząc obok. – Dziękuję za komunikat. Jesteś bohaterką dnia.

Laney wybuchnęła śmiechem.

Claire pociągnęła mnie za ramię, żebym znowu zwróciła na nią uwagę.

– Nadal wojujesz z Jules?

Kolejne pytanie, którego wolałabym uniknąć.

– Od dwóch miesięcy czepia się mnie o Bradleya i wciąż nie chce odpuścić.

– Ale przecież wszystkie go poznałyśmy. Co jeszcze mogłaby mieć do powiedzenia?

Miałam wrażenie, że język nie mieści mi się w ustach. Najwyraźniej przyszła pora, żeby wszystko wyjaśnić, powiedzieć, do czego Jules mogłaby się dokopać i jaka byłam durna, że je okłamywałam. Wtedy już niczego by na mnie nie miała.

Laney chwyciła mnie za rękę.

– Spróbuj tylko być dla niej miła. Ona wiele przeszła.

– Jasne, chodzi jedynie… – Mój telefon zadzwonił i odruchowo spojrzałam na ekran.

Claire chyba zaglądała mi przez ramię, bo powiedziała:

– Nawet się nie waż do niego dzwonić.

Wciąż jeszcze nie mogłam uwierzyć własnym oczom. To był esemes od Bradleya: „Myślałem o tamtym wieczorze przed balem… Zadzwoń do mnie, jak będziesz w domu”.

***

Byłam w domu, wpatrywałam się w telefon i nie dzwoniłam do Bradleya. Powiedziałam Danielowi prawdę – powtórki mnie nie kręcą. Ale Claire też miała rację – to ja zawsze zrywałam z facetem. Zerwanie z Bradleyem przyszło nagle i nie byłam na nie przygotowana. Możliwe, że nastąpiło przedwcześnie. Starałam się pamiętać, że porzucił mnie na środku parkingu przed balem maturalnym. Nie chciałam, żeby do mnie wrócił. Ale nie zaszkodziłoby zadzwonić, zamknąć sprawę w lepszym stylu. Może gdybym powiedziała mu, jak czuje się ktoś porzucony w ten sposób na parkingu tuż przed balem, sama poczułabym się lepiej. Może pomogłoby mi to szybciej się z całą sprawą uporać, bo ilekroć o nim myślałam, nadal czułam w gardle tę głupią gulę.

Trzeba było tylko się połączyć. Wszystkie cyfry były już na ekranie, czekały na ten prosty gest. Co mnie powstrzymywało? Nic.

Dotknęłam ikonki „Połącz”. Serce mi przyspieszyło, gdy w telefonie rozległ się sygnał. Doprowadzę do tego. Zakończę tę historię na dobre. Czemu więc poczułam ulgę, kiedy włączyła się poczta głosowa? „Heeej – powitała mnie nagrana wiadomość. – Nie udało ci się na mnie trafić. Ale mam twoje dane i numer, więc oddzwonię, jeśli zechcę z tobą pomówić”.

Pośmiałam się trochę. Bradley był zabawny. Miałam wrażenie, jakbym nie słyszała jego głosu od wieków, chociaż minęło zaledwie kilka dni. Rozłączyłam się bez pozostawienia wiadomości, potem rzuciłam telefon na łóżko i kilka następnych godzin spędziłam w sąsiednim pokoju na robieniu zadań domowych.

Kiedy wróciłam do sypialni, na ekranie telefonu widniało kilka nieodebranych wiadomości od Claire i nieodebrane połączenie od Bradleya. Odpisałam na esemesy, a co do Bradleya podjęłam ważną decyzję. Rozmowa z nim musiała zaczekać, bo potrzebowałam czasu, żeby odzyskać spokój. Nie chciałam, żeby moje uczucia mówiły coś innego niż rozum. Zanim to nastąpi, powinnam też zobaczyć się jeszcze raz z zastępczym Bradleyem. Musi mi odpowiedzieć na jedno proste pytanie: dlaczego to zrobił? W normalnych okolicznościach dowiedziałabym się tego tuż po balu maturalnym. Byłby w swojej nerdowskiej koszulce i ze zmierzwioną czupryną. A potem mogłabym zakończyć sprawy z oboma Bradleyami i ruszyć naprzód.

Taki sobie ułożyłam plan i za wszelką cenę chciałam wcielić go w życie. Zaczęłam od otwarcia szafy i zgarnięcia z górnej półki szkolnych kronik z minionych lat.Rozdział 8

Zwykle na obiad chodziłyśmy z przyjaciółkami poza kampus. Z wymiganiem się od tego nie było kłopotu. Zostałam na terenie szkoły pod pretekstem jakiegoś zaliczenia. Bez większego trudu odkryłam też, że Bec i jej chłopak zadekowali się wraz z grupką znajomych pod nieużywanymi barakami, do których teoretycznie nie można było wchodzić podczas przerwy obiadowej.

W garści ściskałam karteczkę z moim numerem telefonu. Wolałabym nie mówić, ile razy go przepisywałam, żeby wyglądał na machnięty od niechcenia, a zarazem z rozmysłem. Nigdy jeszcze czegoś takiego nie robiłam z myślą o jakimkolwiek chłopaku. Czułam się więc tym bardziej sfrustrowana całą sytuacją. A chciałam z nim tylko porozmawiać, poznać motywy, jakimi kierował się na balu, i wybić go sobie z głowy, żeby było już po wszystkim.

Bec i jakaś inna dziewczyna grały na ziemi w kółko i krzyżyk za pomocą patyków.

– Cześć, Bec. Cześć, Nate – powiedziałam, podchodząc. Potrzebowałam dwóch kronik szkolnych i półtorej godziny ich wertowania, żeby odkryć, że na imię ma Nate, ale dałam radę. Moje wysiłki najwyraźniej nie zrobiły na nim wrażenia. Zamachał mi tylko na powitanie na wpół zjedzonym jabłkiem. Bec nie oderwała nawet wzroku od gry.

Podniosłam karteczkę.

– Miałam nadzieję, że przekażesz ją… – urwałam, modląc się w duchu, by jedno z nich, Bec lub Nate, podsunęło mi jego imię.

Bec podniosła wreszcie spojrzenie i się upewniła:

– Mojemu bratu?

– Właśnie. Przekażesz mu ją ode mnie?

W nakreślonych na ziemi kratkach dorysowała krzyżyk.

– Nie.

– Proszę.

– No, skoro tak ładnie prosisz… Nie.

Jej przyjaciel się roześmiał.

– Patrzcie no, oto Gia Montgomery. To ty powiedziałaś naszemu koledze, że jego kapela jest do kitu i że powinien poszukać sobie nowego hobby.

Zatkało mnie.

– Wcale nie.

– W sumie racja. To twoja przyjaciółka Jules tak powiedziała, a ty się śmiałaś. Na jedno wychodzi.

Już sobie przypomniałam. To było pod koniec bardzo długiego dnia przesłuchiwania zespołów, które chciały zagrać na balu maturalnym. Grali jako piąta z rzędu straszliwa kapela, a w głowie mi aż łupało. Jules, która na ochotnika występowała w roli jednego z jurorów i bardzo dobrze wychodziło jej bycie miłą, nie zdołała w końcu powstrzymać się od komentarza. Śmiałam się. Wszystkie się śmiałyśmy. A nie powinnam. I prawdopodobnie to było moim „najgorszym występkiem”, który Bec wypomniała mi dzień wcześniej.

– No tak… Przepraszam za tamto. Bolała mnie głowa.

– Mnie nie musisz przepraszać. To nie moje marzenie zmiażdżyłaś. – Spojrzała na Nate’a, jakby w oczekiwaniu, że i on coś powie. Możliwe, że chciała, aby też się na mnie wkurzył. Nie zareagował.

– W porządku – powiedziałam. Opuściłam rękę, w której nadal ściskałam zignorowaną karteczkę.

Bec narysowała na ziemi kolejną pustą planszę, nie zwracając uwagi nie tylko na mój liścik. Nate odgryzł kolejny kęs jabłka i uśmiechnął się do mnie, ale też wzruszył ramionami, jakby chciał powiedzieć: „Masz pecha”.

– To do zobaczenia jutro na lekcji.

Wepchnęłam karteczkę do kieszeni dżinsów i odeszłam, odprowadzana śmiechem. Najwyraźniej było okej, jeżeli to oni się z kogoś nabijali.

***

– Mogę wziąć jutro do szkoły twój samochód?

Ręka mamy, wyciągająca się właśnie do szafki po szklankę, zastygła.

– A czemu?

Chwyciła szklankę i odwróciła się do mnie.

– Muszę załatwić coś po szkole. – I być może będzie się to wiązało ze śledzeniem kogoś wracającego do domu, jakbym była jakąś upiorną psychofanką. – Nie chcę, żeby Claire mnie woziła.

Mama zastanowiła się nad tym, napełniając szklankę wodą z podajnika w drzwiach lodówki. Pracuje jako agent nieruchomości i jeżeli następnego dnia czeka ją masa spotkań, pomysł nie wypali. Zazwyczaj jednak pod koniec tygodnia nie ma zbyt wielu zajęć. Weekendy są dla ludzi chcących obejrzeć dziesiąty dom, którego i tak nie kupią, albo zobaczyć coś, co widzieli już dziesięć razy.

– To się da zrobić. Jeżeli będzie trzeba, pożyczę samochód taty, ale niech to nie stanie się normą, dobrze? Chyba nie pokłóciłaś się z Claire? Tata powiedział mi o Bradleyu.

Nie nadążałam za jej ciągiem myślowym. Czyżby chciała dać do zrozumienia, że skoro pokłóciłam się z Bradleyem, pokłócę się też ze wszystkimi znajomymi?

– Nie, świetnie się dogadujemy. Między nami jest… tak samo jak zawsze. – Wszystko w moim życiu było takie samo jak zawsze. Ja sama mogłam czuć się różnie, ale wszystko wokół mnie było dokładnie takie samo.

– To dobrze. Lepiej nie kłócić się ze współlokatorką.

– No… Dzięki, mamo.

Roześmiała się.

– Wiesz, o czym myślę.

Wiedziałam, o czym myśli, i miała rację.

Nie chciałam do tego dopuścić. Czemu musiałam okłamać Claire?

– Tak, masz rację. Ale my się nie kłócimy. – Przynajmniej jeszcze nie.

Patrząc, jak pije wodę, zastanawiałam się, czy nie zapytać, jak jej zdaniem skończy się to, że okłamałam swoje przyjaciółki. Może intuicja by jej coś podpowiedziała. Ale nie zapytałam.

– Dzięki za samochód – powiedziałam i wyszłam z kuchni. Idąc korytarzem do swojego pokoju, wystukałam numer Claire. Klapnęłam na łóżko.

– Cześć, Claire – powiedziałam, kiedy odebrała.

– Hej.

– Jutro nie będę potrzebowała podwózki do szkoły. Biorę samochód mamy.

– Dlaczego? – Pytanie było uzasadnione. Jeździłyśmy razem do szkoły, odkąd obie zrobiłyśmy prawo jazdy, a moi rodzice uznali kategorycznie, że nie muszę mieć własnego auta. Obwiniałam o to mojego brata i trzy wypadki, które zaliczył jeszcze przed osiemnastką. Nie jeździłam z Claire tylko wtedy, gdy jedna z nas była chora.

– Muszę pozałatwiać trochę spraw dla mamy. – Kłamstwom nie było końca i to mnie wkurzało. Wkurzałam tym sama siebie.

– Jesteś na mnie zła?

– Pewnie, że nie.

– Bo od czasu balu tak dziwnie się zachowujesz.

Od czasu balu rzeczywiście czułam się dziwnie, jakbym pierwszy raz w życiu tak naprawdę oceniała swoje życie i odkrywała, czego w nim brakuje. Po pierwsze, Bec miała rację – jestem cykorantką. Bałam się powiedzieć rodzicom prawdę. A jeśli Claire nie zechce zamieszkać ze mną w akademiku? Jeżeli mnie znienawidzi?

– Wiem i przepraszam.

– Jest okej. – Usłyszałam ciche westchnienie.

Skierowałam rozmowę na bezpieczny temat:

– Uwierzysz, że niedługo koniec szkoły?

– Cóż, liceum wydaje się ciągnąć wieki, a teraz czas nagle przyspiesza.

Owijając skraj prześcieradła wokół palca, słuchałam jej opowieści o tym, jak fajnie będzie na studiach. A kluczem do tego było odnalezienie zastępczego Bradleya. Zrobił dla mnie coś, co będę musiała odkręcić.

***

Jak dotąd wszystko szło zgodnie z planem. Udało mi się dyskretnie namierzyć Bec po szkole, gdy wsiadała na miejsce dla pasażera w samochodzie, który nie należał do jej brata. A przynajmniej nie on go prowadził. Zaliczyliśmy dwa skręty w prawo i przejechaliśmy trzy skrzyżowania ze światłami. Mówił, że mieszka zaledwie sześć przecznic od szkoły, wyobraziłam więc sobie, że zbliżamy się do ich domu. Zaczęły mi się pocić dłonie, wytarłam je w dżinsy, nie spuszczając wzroku z tylnych świateł przede mną. Nie wolno było mi ich zgubić. W ich samochodzie włączył się kierunkowskaz, w moim więc również. Potem skręcili na parking przy 7-Eleven. Zawahałam się, bo nie chciałam ich stracić z oczu, ale parking był nieduży. Bec niewątpliwie by mnie zauważyła.

Chciałam go minąć, w ostatniej chwili jednak się rozmyśliłam i tak zakręciłam kierownicą, że zapiszczały opony. Aż się skuliłam, bo na pewno to usłyszeli, ale nic już nie miało znaczenia; zdążyli już wysiąść z samochodu i Bec na mnie czekała.

Westchnęłam i zaparkowałam obok nich.

– Śledzisz nas?

– Co takiego? Nie. Dzisiaj slurpee jest za pół ceny – powiedziałam, czytając reklamę w oknie. – W środy zawsze tu przyjeżdżam.

Spojrzała przez ramię na drzwi, a potem znów na mnie.

– Serio? Hm, a my pomyśleliśmy, że nas śledzisz. Jak widać nie. Smacznego slurpee. – Wyciągnęła rękę w kierunku klamki.

– Zaczekaj. Nie wchodzisz?

– Nie.

– Jedziesz do domu?

– Tak.

Otworzyła drzwi samochodu.

– Niech będzie, nie bywam tu w środy. Śledziłam cię – wypaliłam. – Chcę się z nim znów zobaczyć.

Oparła się biodrem o samochód i niespiesznie mnie sobie obejrzała.

– No i nic z tego.

Zaraz po tych słowach wsiadła do auta i odjechali.

Od kiedy to ja się za kimś uganiam? To nie miało sensu. Byłam załatwiona. Żeby o nim zapomnieć, nie musiałam go wcale odnaleźć. Szłam do przodu. Dzięki tej myśli spadł mi z ramion wielki ciężar. Jeden Bradley z głowy, czas zająć się drugim.Rozdział 9

Jego wiadomość powitalna się skończyła i rozbrzmiał głośny sygnał. Nabrałam tchu i powiedziałam:

– Hej, Bradley, to ja. Oddzwoń, kiedy będziesz miał chwilę. – Nie zamierzałam mówić mu za pośrednictwem poczty głosowej, że z nami już definitywnie koniec.

Rozłączyłam się i rzuciłam telefon na miejsce dla pasażera. Gdy podjechałam pod dom, stał przed nim samochód Claire; siedziała w wozie i na mnie czekała.

– Hej – rzuciłam, gdy obie wysiadłyśmy z aut.

Podała mi jakiś kubek.

– Z kilkudniowym opóźnieniem, ale oto jest.

Podeszłam do niej.

– Co to takiego?

– Mleczny shake.

Uśmiechnęłam się i ją uściskałam, odrobinę za długo nie wypuszczając przyjaciółki z ramion.

Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: