Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Chorwacka przystań - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
1 września 2013
Ebook
27,20 zł
Audiobook
29,95 zł
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
Produkt niedostępny.  Może zainteresuje Cię

Chorwacka przystań - ebook

Romantyczna opowieść o niezrealizowanych planach, tęsknocie i o tym, że wieczna miłość istnieje naprawdę. 

Anna, jako korespondentka ogólnopolskiej gazety, wyjeżdża do Chorwacji, by relacjonować wojnę bałkańską. Jest mężatką, ale nie potrafi okiełznać rodzącego się uczucia i zakochuje się w Blażu – chorwackim fotoreporterze wojennym. Czeka ją trudna decyzja. Postanawia porzucić Jerzego, ale po powrocie do Polski miłość do Blaża staje w szranki z oczekiwaniami rodziny, ze zwykłą codziennością i… pewną niespodziewaną nowiną. Anna podejmuje trudną decyzję o pozostaniu w Polsce. Dwadzieścia lat później jej córka Weronika stanie przed podobnym wyborem. Zrządzenie losu sprawi, że Anna jeszcze raz wybierze się do Chorwacji – do miejsca, z którym wiążą się najpiękniejsze wspomnienia z jej młodości…

Anna Karpińska (ur. 1959) – studiowała politologię na Uniwersytecie Wrocławskim, potem przez dziesięć lat była asystentem na Uniwersytecie Mikołaja Kopernika w Toruniu. Po urlopie (1992-1997) była dziennikarką w bydgoskim oddziale Gazety Wyborczej, a następnie ponownie pracowała na UMK. Ma własną firmę doradczą. Wydaje testy sprawdzające dla uczniów szkół podstawowych i gimnazjalistów. Pływa po Mazurach i lubi wypoczynek na południu Europy, głównie na Bałkanach. Ma troje dorosłych dzieci.

Kategoria: Powieść
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-7961-502-5
Rozmiar pliku: 1,5 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

Anna: Jestem matką.

Weronika: Jestem córką.

Anna: Nie zrobisz tego.

Weronika: Zrobię.

Anna: Ja tego nie zrobiłam i jestem szczęśliwa.

Weronika: Nie jestem tego pewna.

Anna: Ważne, że ja jestem.

Weronika: Fałsz, nie jesteś.

Anna: A skąd ty o tym możesz wiedzieć?

Weronika: Bo mam oczy.

Anna: Córuś, to błąd, chcę cię przed nim uchronić.

Weronika: Ja też chciałabym cię uchronić przed twoim błędem, ale nie było mnie jeszcze na świecie.

Anna: Mam doświadczenie. Sprawdziło się, co założyłam.

Weronika: Nie mam doświadczenia, jestem świeża i odważna. Jestem pewna, że sprawdzi się to, co zakładam.

Anna: Kochałam go, ale już od dawna nie kocham.

Weronika: Kocham go i będę kochać.

Anna: Mam udane życie.

Weronika: Będę miała udane życie.

Anna: No nie wiem.

Weronika: A ja wiem.POWRÓT

Samolot z Zagrzebia wylądował na Okęciu około wpół do szóstej po południu. Marcowe muldy zdobiły krawężniki niczym niestaranne szlaczki pierwszoklasistów. Słońcu nie udało się przebić przez chmury, przedwiosenna szarość ogarniała brunatne, dawno nieremontowane ulice, kładąc na oskubanych kamienicach i zasłanych psimi odchodami skwerach cień pozimowego brudu. Poczułam lekkie wstrząsy. Może się zwali – przeszło mi przez myśl. Ogarnęła mnie obojętność. Niespodziewane marzenie rozlało się po świadomości, kojąc nerwy przed spotkaniem z moim mężem, Jerzym. Moje obie nogi jeszcze tkwiły na drugim pięterku zadarskiego domu z zielonymi okiennicami – lewa nie do końca się otwierała, wpuszczając rankiem nieproszone po nieprzespanej nocy promienie słońca. Wyglądam za okno. Blaż czeka w terenówce, ospały, jakby nie pamiętał, że ma mi pomóc wynieść bagaże. Wychodzę więc z torbiszczem rzeczy, ciągnąc je do samochodu, a on opuszcza go powoli, otwiera bagażnik i podrywa moje bambetle, jak gdyby właśnie przypomniał sobie o zasadach savoir-vivre’u. Wrzuca do środka walizy nieobecny, wskazując mi miejsce z przodu auta. Jedziemy szybko, cicho, w skupieniu. Skromne chorwackie lotnisko oferuje niewielki parking, na którym ledwie znajdujemy miejsce. Szukam słów, jakimi pożegnam Blaża. Nie będę go żegnać! Przecież zobaczymy się niebawem. Postaram się o to. Przyjadę, nie przeżyję, gdyby miało się stać inaczej. Przed oczami przemyka mi obraz Jerzego na warszawskim lotnisku. Matko, on o niczym nie wie. Czeka na mnie, wymalował mieszkanie.

Blaż spogląda na mnie z miną zbitego psa. Cudnie prezentuje się w cywilnej wersji munduru moro, spod którego wystaje kołnierzyk czarnej barchanowej koszuli. Nic nie jest w stanie pozbawić go męskości i wyglądu chorwackiego macho. Czekam na gest z jego strony. Mam nadzieję, że mnie szybko pożegna, odepchnie, zostawi na płycie lotniska, odejdzie, nie odwracając się za siebie. A ja popatrzę na jego oddalające się plecy, dźwignę torbę i powoli, oglądając się za siebie, pójdę w kierunku autobusu podwożącego pasażerów do samolotu. Marzę o takiej scenie, marzę, by wyzwolił mnie z odpowiedzialności decydowania o naszym losie. Marzę, by się na mnie wściekł, wzgardził mną za upór, sentymenty, poczucie odpowiedzialności za małżeństwo z Jerzym, za moją decyzję powrotu do Warszawy.

– Powiedz coś. – Nie wytrzymuję milczenia.

– Coś – mimo woli wymyka mu się żart, rozładowując atmosferę.

– Teraz lepiej – złapałam oddech.

Nie dołuj mnie, ledwie się trzymam. Napiszę zaraz po przyjeździe. Pisz do mnie na redakcję. Uważaj na siebie. Pamiętaj, że cię kocham.

– Ana. – Przytulił mnie mocno. – Ana. Wracaj.

– Witamy na pokładzie samolotu Polskich Linii Lotniczych LOT. – Stewardesa informowała o parametrach lotu, sącząc do uszu pasażerów wszystkie „niezbędne” dane.

Ludzie zapinali pasy, wiercąc się na swoich siedzeniach, poprawiając bagaż, łykając tabletki, uspokajając dzieci. Patrzyłam w przestrzeń, nie znajdując siły, by sięgnąć po pasy.

– Proszę zapiąć pasy.

– Tak – zdobyłam się na wysiłek.

– Czy dobrze się pani czuje? – Stewardesa pochyliła się w moją stronę.

– Oczywiście. – Dajcie mi wszyscy święty spokój! – przeleciało mi przez głowę, ale usta grzecznie odpowiedziały: – Dziękuję, wszystko w porządku.

W najlepszym, kurwa! Właśnie zostawiam miłość swego życia, mojego Blaża, jadę do domu, do mojego męża Jerzego, i nie rozumiem dlaczego, ale czuję, że to jest błąd, i nie mogę temu zapobiec. Co ja robię? Matko, muszę wytrzeć oczy, bo Jerzy zobaczy, że ryczałam. Po mnie zawsze widać. Dlaczego wlazłam do tego głupiego samolotu? Dlaczego wracam do starego i wiadomo jakiego. Dlaczego będę jadła z Jerzym kolację, a potem pójdziemy do łóżka? Dlaczego w sobotnie popołudnie przyrządzę kolacyjkę i zaprosimy naszych rodziców, którym będę opowiadać, co się działo w Chorwacji? Nie chcę wylądować. Mam nadzieję, że będziemy latać w przestworzach w nieskończoność, nie dając rzeczywistości zgarnąć nas w swoje objęcia. Niestety, nie jest to możliwe. Kobieta, która jest w ciąży, musi w końcu urodzić, samolot musi osiąść na lotnisku.

Płyta lotniska w zasięgu ręki, lusterko też. Wklepuję krem nivea w policzki, próbuję przypudrować twarz, kręcę oczami, by wyglądały świeżo, przeczesuję włosy dłońmi. Wystarczy jeszcze obciągnąć bluzkę, by ułożyła się wzdłuż linii spodni, zarzucić torbę na ramię i z podciągniętym krawatem wyjść z samolotu.

Widzę go z daleka. Stoi z wiechciem tulipanów. Żółte, moje ulubione. Niech to! Pamiętał. A nie chciałam, żeby pamiętał. Mógłby przynieść garść różowych goździków.

– Nareszcie, Anuś. – Jego słowa sprowadzają mnie na ziemię.

– Cześć, Jurek – próbuję udawać radość. – Długo czekałeś?

– Dobrze, że jesteś. Daj torbę, poniosę. Dobrze, że jesteś.

Nie wiem, Jerzy, czy dobrze, że jestem. Poczułam kamień w sercu. Moje ciało lata w przestworzach, nogi kroczą po Okęciu, plecy podparte przez Blaża lekko opadają na miękkie poduszki, zapadając w nasz wspólny sen.ANNA

wrzesień 1991

Aniu, możesz do mnie podejść? – Szef włożył głowę we wpółotwarte drzwi. – Jest sprawa.

Był lekko po czterdziestce, miał szpakowate, rzedniejące włosy, a gdy się postarał, całkiem miły uśmiech. Tym razem jednak chyba nie było mu do śmiechu, bo kąciki ust opadały mu w kierunku brody, a oczy wydawały się zmęczone.

– Siadaj, Anka.

Wskazał mi krzesło przed biurkiem, gdy po chwili zjawiłam się w jego gabinecie. Sam zajął miejsce na jego blacie.

– Siadaj, słuchaj i się nie odzywaj, a już na pewno nie podejmuj żadnych decyzji.

Wstrzymałam oddech. Czułam przez skórę, że ze szpitala nici, a może, Matko Boska, coś gorszego? Chce mnie zwolnić? Pracowałam w gazecie od zawsze, sam mnie zatrudnił. Ta dupa Miśka na mnie nagadała? Myśli gnały jak opętane, nie znajdując mety. Tylko kłopoty mi teraz potrzebne. W ciągu trzech lat dwa poronienia, badań, że ho, ho! Ostatnia szansa w tym profesorze Douglasie, sławie endokrynologicznej, na którą dostałam namiar od ginekologa prowadzącego mnie od ośmiu lat. „Proszę pani”, powiedział w trakcie kolejnej wizyty, „nic nie mogę już zrobić w pani przypadku, to poza moimi kompetencjami. Polecę pani starszego kolegę, profesora Douglasa. To Amerykanin, będzie w Warszawie przez miesiąc. Dam pani kontakt do doktora Wziętego, proszę się do niego udać i za jego pośrednictwem załatwić wizytę u profesora. Niech się pani nie martwi. Jest pani młoda, w końcu się uda”. Wzięłam do ręki kartkę z telefonem do Wziętego. Wstałam z krzesła, starannie wsunęłam je pod biurko i wyszłam z gabinetu. „Dziękuję panu, doktorze”, powiedziałam już do siebie na korytarzu, biegnąc do wyjścia, by żadna z pacjentek nie zauważyła moich łez.

Jestem młoda. No nie wiem, trzydzieści jeden lat, osiem lat starań o dziecko. Amerykanin. I co z tego? W Ameryce też są bezpłodne kobiety, którym nie można pomóc. Profesor, doświadczony. A może po prostu stary i już nic nie umie?

Wyszłam na jesienną deszczową ulicę. Spadające liście przylepiały się do butów, popędzana wiatrem mżawka ścierała łzy z policzków. Zapomniałam, gdzie zaparkowałam samochód. Nie chciałam, by Jerzy jechał ze mną. Instynktownie czułam, że potrzebuję czasu w wieczornych korkach, by uporać się z kolejną złą wiadomością.

Douglas – przypomniałam sobie. Nadzieja. Kolejna? Rozum pokonywał nadzieję. Tak, kolejna – nadzieja pokonywała rozum. Tylko się trzymaj! Jesteś młoda, powiedział doktor, nie poddawaj się.

Wzięty przyjął mnie miło, zainkasował, umówił na spotkanie. Jerzy był pełen optymizmu. Wspierał mnie, jak mógł, chociaż czułam, że chęć posiadania dziecka nie determinuje jego działań. „Kochanie, będzie dobrze. Pójdziesz do tego Amerykanina...”. „Douglasa” – przypomniałam. „Tak, Douglasa, i on ci coś poradzi”. „Chyba nam?” – uniosłam się ze zniecierpliwieniem. „Oczywiście, że nam, kochanie”.

– Anka, jesteś tu? – Stary stuknął nogą w stół. – Co się tak zamyśliłaś? Puk, puk, wracaj do żywych.

– Co mi miałeś do powiedzenia? – wysiliłam się na inteligentne zagajenie, przywołując siebie do porządku.

– Powtórzę. Nic nie mów, słuchaj i nie odmawiaj, zanim się nie zastanowisz.

Zamknęłam się, nadstawiłam uszu i przestałam myśleć. Wyduś to z siebie.

– Ha! Ale cię nabrałem! Już myślałem, że będę musiał wzywać karetkę. Jest robota! – Stary z zadowoleniem rozwarł przede mną ramiona. – Mam dla ciebie wspaniałą propozycję. Pojedziesz do Chorwacji jako korespondent wojenny.

– Kiedy?

– Za kilka dni, gdy tylko zdążysz zapakować walizkę – emocjonował się, wyrażając to szerokim uśmiechem.

– Ale ja nie mogę – szepnęłam cicho.

– Co to znaczy „nie mogę”? – nachmurzył się. – No dobrze, rozumiem, wojna, niebezpieczeństwo jakieś jest, ale myślałem, że to ci się spodoba! Anka, jesteś najlepsza. Kogo mam tam posłać? Miśkę?

Wiedział, stary skurczybyk, jak mnie podejść. Miśkę, no na pewno, pomyślałam, głupią siusiumajtkę. Niech sobie sztyftuje ile wlezie w gazecie i tak nic z tego nie będzie. Myśli galopowały jak tabun koni. Adrenalina mi się podniosła. Przez głowę przeleciał dom, Jerzy, Douglas, wszystkie smutki i niedawne zniechęcenie. Poczułam krew krążącą prędzej w żyłach, zobaczyłam przygodę, wziął mnie pod włos.

– Na jak długo, Harry? – spytałam spokojnie.

– A co, czy ja jestem Duchem Świętym, żeby ci powiedzieć, jak długo wojna będzie trwała? – Widząc pytanie w moich oczach, zreflektował się i dodał: – No, na razie na trzy miesiące. Pasuje? Nic nie mów. Powiesz mi jutro.

Po wyjściu z redakcji opanowało mnie podniecenie. Jadę! Do licha ze wszystkim. Jadę! Matko, przecież ja jeszcze nigdzie nie byłam. Pamiętam, jak przekraczaliśmy z rodzicami granicę z Czechosłowacją w Libercu. Co to było za przeżycie! Zagranica, inny język, nobilitacja. Za rok wypuściliśmy się na wczasy do Warneműnde w ramach dobrych stosunków ze wschodnimi Niemcami. Mama była nauczycielką i udało się jej załapać na związkowe wczasy. W osiemdziesiątym pierwszym odwilż. Niemcy wpuścili Polaków na saksy, a potem halt!, delegalizacja Solidarności i znowu siedzimy, drodzy panowie i panie, na własnych śmieciach, pozostawiając imperialistom ich rubieże. Kto wyjechał, to jego, reszta została bez prawa wyboru. A tu taka okazja!

Gdy dobiegłam do domu, decyzję już miałam za sobą.

– Jurek! Jadę do Chorwacji! – krzyknęłam od progu.

– Gdzie?! – nie dosłyszał, telewizor zagłuszał mój głos.

– Stary zaproponował mi wyjazd do Chorwacji. Potrzebują korespondenta.

– Chyba żartujesz! Nie pozwolę ci – oburzył się Jerzy. – Ty nie wiesz, co tam się dzieje. Mowy nie ma.

– Jurek, nie mów tak. Może do końca nie wiem, ale się dowiem. Jureczku, dam sobie radę i ty też, prawda? – Zalotnie spojrzałam mu w oczy.

– Porozmawiajmy. – Jerzy poważnie podszedł do tematu. – Nawet się nie orientujesz, jakie to jest niebezpieczne. – Spojrzał mi w oczy i świadom podjętej już przeze mnie decyzji, postanowił wytoczyć najcięższe armaty: – A profesor Douglas?

– Misiu, nie przepadnie. On tu będzie jeszcze nieraz. A poza wszystkim jesteśmy młodzi, nie ma się o co martwić.

Złożył broń. Długo rozmawialiśmy tej nocy. Skończyło się na tym, że trzeba mi przygotować odpowiedni ekwipunek i nie rezygnować z okazji. Aha, i mam na siebie uważać.
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: