Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Cicha Pomoc dla nazistów - ebook

Wydawnictwo:
Tłumacz:
Data wydania:
14 lipca 2015
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
Produkt niedostępny.  Może zainteresuje Cię

Cicha Pomoc dla nazistów - ebook

Organizacja weteranów SS Stille Hilfe ‒ Cicha Pomoc dla Jeńców Wojennych i Internowanych ‒ działa bez przeszkód od 50 lat. Jej najbardziej znanym członkiem jest Gudrun Burwitz, córka Heinricha Himmlera.

Przez ponad cztery dekady nazistowskie stowarzyszenie funkcjonowało pod życzliwą opieką państwa, występując jako organizacja pożytku publicznego. Oficjalnie opiekowało się hitlerowskimi zbrodniarzami wojennymi, służąc im wsparciem prawnym i finansowym, a często także pomocą ze strony prominentnych polityków.

Jednak równocześnie Cicha Pomoc pracuje nad rozwojem międzynarodowej sieci brunatnej braci. Czuwa nad odpowiednim wychowaniem kolejnych pokoleń i przekazaniem im zaplecza finansowego. Dla neonazistów drugiej i trzeciej generacji, dawni brunatni towarzysze są nie tylko wzorcem ideowym, ale także pełnymi entuzjazmu, pomocnymi doradcami.

Raport Olivera Schröma i Andrei Röpke ukazuje od wewnątrz funkcjonowanie środowisk nazistowskich. Opisuje jak mordercy pokroju Aloisa Brunnera czy Klausa Barbie zdołali zaangażować się w grę wywiadów i ruch neonazistowski. Przedstawia przypadki Ericha Priebkego, „księgowego śmierci” z Rzymu, oraz Antona Mallotha, brutalnego nadzorcy z Theresienstadt, jako dowód na opieszałość niemieckiego wymiaru sprawiedliwości. Zakreśla podłoże społeczne, na którym wyrosły dzisiejsze ruchy ekstremistyczne.

Autorzy przyjrzeli się bardzo uważnie siatce stowarzyszenia. Ich wielce pouczający wgląd w mroki środowisk neonazistowskich ukazuje, jak wciąż odżywa brunatna ideologia, przekazywana z pokolenia na pokolenie.

‒ „Stern”

Spis treści

Spis treści

Przedmowa                                       9

Prolog                                           13

Sprawa Antona Mallotha                           21

Stowarzyszenie o nazwie „Cicha Pomoc”              49

Cisi pomocnicy i ich polityczni przyjaciele            100

Argentyna na gorącej linii                          131

Sprawa Ericha Priebkego                          176

Sieć nazistowskich weteranów i adeptów nazizmu      206

Ostatni wielki proces nazistowski                    244

Epilog                                           259

Posłowie do drugiego wydania                       274

Suplement                                        280

Kategoria: Literatura faktu
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-7674-344-8
Rozmiar pliku: 3,4 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

Przedmowa

Często pytaliśmy się siebie samych, dlaczego temat ultraprawicowych ruchów był w polityce przez tyle lat konsekwentnie pomijany. W Niemczech zaczęto się o nich krytycznie wypowiadać dopiero pod koniec lat dziewięćdziesiątych. Opublikowane w niniejszej książce fakty wydobyły na światło dzienne możliwe wyjaśnienia takiego stanu rzeczy.

Czołowi politycy Unii, czyli partii CDU/CSU (np. Alfred Dregger), wspólnie ze stowarzyszeniami byłych członków SS takimi jak Cicha Pomoc dla Jeńców Wojennych i Internowanych (niem. Stille Hilfe für Kriegsgefangene und Internierte e.V.) walczyli przez dziesięciolecia w ramach tzw. cichej dyplomacji w imię tych samych celów, korzystając ze wsparcia prawników, których przeszłość również nosiła znamiona nazizmu. Celem takim było na przykład świadome tuszowanie zbrodni popełnionych w czasach narodowego socjalizmu.

Jako dziennikarze i autorzy książek zajmujemy się tym tematem już od dziesięciu lat. Cały ten czas spędziliśmy w archiwach na poszukiwaniu materiałów, rozmawialiśmy z władzami państwowymi, z zakonspirowanymi śledczymi urzędów kryminalnych oraz tajnymi współpracownikami urzędów ochrony konstytucji, by tylko zyskać dostęp do poufnych informacji i dokumentów dotyczących nazistowskich czy neonazistowskich struktur organizacyjnych. Przede wszystkim jednak zależało nam na nawiązaniu bezpośredniego kontaktu z nazistami i neonazistami. I parokrotnie udało nam się nawet uczestniczyć w ich tajnych spotkaniach, wydarzeniach czy marszach. Tylko w ten sposób mogliśmy wreszcie poznać głównych inspiratorów ruchu i faktycznych sprawców.

Te same osoby, które w latach siedemdziesiątych i osiemdziesiątych pojawiały się w roli przywódców, do dzisiaj dyskretnie i niepostrzeżenie pociągają za sznurki brunatnych ugrupowań. Są struktury i sieci organizacyjne, na których opiera się obecnie trzon ruchu skrajnie prawicowego. Nasuwa się więc pytanie, jak to możliwe, że Cicha Pomoc dla Jeńców Wojennych i Internowanych mogła przez ponad czterdzieści lat działać bezkarnie jako stowarzyszenie pożytku publicznego, korzystając z przywilejów podatkowych i pozostając niezauważoną przez opinię publiczną, funkcjonując bez przeszkód ze strony urzędów i będąc bagatelizowaną przez polityków, według których jej członkowie rzekomo nie mieli żadnego związku z ruchem skrajnie prawicowym. Dopiero gdy zaczęły pojawiać się pierwsze artykuły prasowe i reportaże telewizyjne na ten temat, stowarzyszeniu SS odebrano status organizacji pożytku publicznego, a kolejne publikacje sprawiły, że dotychczasowe główne miejsce spotkań neonazistów zostało zamknięte, natomiast organizujące owe spotkania stowarzyszenie zdelegalizowano. Przy tym wspomnieć należy, iż opublikowaliśmy jedynie informacje, które urzędy i ministerstwa już od dawna miały do dyspozycji. Czy więc jednak milczenie to było celowe?

Niniejsza publikacja jest raportem z pierwszej ręki na temat ruchu skrajnie prawicowego. Naszym celem było jednak przede wszystkim przedstawienie historii Cichej Pomocy oraz tego, jak to nazistowskie stowarzyszenie podające się za organizację dobroczynną zaraz po II wojnie światowej rozpoczęło działalność i jak jego członkowie po dziś dzień dyskretnie i zarazem skutecznie kierują siecią brunatnych towarzyszy. W czasie naszych badań na temat stowarzyszenia SS co rusz trafialiśmy na sprawę Antona Mallotha, nazistowskiego zbrodniarza wojennego prawomocnie skazanego w Czechach za morderstwo, który przez cały ten czas prowadził beztroskie życie seniora w Niemczech. Ów Anton Malloth miał w gestapowskim więzieniu, zwanym „małą twierdzą” w Theresienstadt, zamordować między innymi dziadka Petera Finkelgruena, pisarza z Kolonii. Finkelgruen przez ponad dekadę walczył desperacko o to, by morderca jego dziadka wreszcie odpowiedział za swój czyn przed sądem. Pisarz musiał przy tym walczyć nie tylko z niechętnymi do współpracy organami ścigania, lecz również nieświadomie naraził się Cichej Pomocy, która miała zarówno pieniądze, jak i ogromne wpływy. Tę historię również chcemy tu opowiedzieć. Przykład Antona Mallotha ilustruje bowiem, jak dawniej obchodzono się z takimi tematami w Republice Federalnej Niemiec.

Berlin, marzec 2001 r.

Oliver Schröm, Andrea RöpkeProlog

Spotkanie weteranów i adeptów narodowego socjalizmu w Austrii na Wzgórzu Ulryka – Audiencja u córki Himmlera – Przekazanie wyrazów sympatii przez Jörga Haidera towarzyszom z Waffen-SS

Gdzie był pan na wojnie? W jakiej jednostce pan służył? – pyta surowo.

– 5. Dywizja Pancerna SS Wiking – dziarsko odpowiada Vagner Kristensen.

– Ochotnik z Legionu Duńskiego SS?

– Tak jest!

Kobieta o siwych włosach upiętych w koczek zachowuje kamienną twarz. Do jej bluzki przypięta jest wielka srebrna broszka, na której widnieją cztery końskie głowy na planie koła. Całość układa się w swastykę. Vagner Kristensen się prostuje. Jego uwadze nie umknął fakt, iż ma ona takie same zimne, niebieskie oczy jak jej ojciec. Siedząca przed nim kobieta to nikt inny, tylko Gudrun Burwitz, córka dawnego Reichsführera-SS, Heinricha Himmlera.

Burwitz jest jedynym dzieckiem Himmlera z małżeństwa z osiem lat od niego starszą Margą. Jego marzenie o utęsknionym męskim potomku była w stanie spełnić dopiero jego sekretarka i kochanka, która urodziła mu syna imieniem Helge. Jednak oczkiem w głowie Himmlera pozostała Gudrun. Kiedy Himmler wracał do domu w miejscowości Gmund nad Jeziorem Tegernsee, z brutalnego Führera SS, który miał na sumieniu miliony istnień ludzkich, przemieniał się w opiekuńczego i czułego ojca. Brał „laleczkę”, jak zwykł czule nazywać Gudrun, na kolana i tulił ją, bawił się jej długimi jasnymi warkoczami i opowiadał piękne historie. A „laleczka” uwielbiała swojego „tatulka”. Pod tym względem do dzisiaj się nic nie zmieniło, mimo iż jej ojciec zapisał się w historii jako jeden z najokrutniejszych masowych zbrodniarzy. Himmler był prawą ręką Hitlera, najwyższym zwierzchnikiem wszystkich obozów koncentracyjnych i obozów zagłady, gdzie członkowie podległych mu oddziałów Schutzstaffel (SS) prowadzili ludzi do gazu. Jednak tych okropieństw Himmler oszczędzał swojej córce. W sferze prywatnej przekraczały one jedynie próg jego gabinetu w domu jego ukochanej sekretarki, która i tak już była wtajemniczona w te sprawy. Stały tam krzesła i stoły złożone z części ludzkich ciał. Oparcia krzeseł wykonane były z kości miednicznych, nogi krzeseł i stołów – z pozostałości stóp ludzkich, abażur lampy – z wygarbowanej ludzkiej skóry.

Nawet wtedy, kiedy wszystko wyszło na jaw, uwielbienie córki dla ojca nie uległo zmianie. Sam Heinrich Himmler byłby zapewne wielce dumny ze swojej „laleczki”, gdyby wiedział, z jakim zaangażowaniem troszczy się ona o tych, którzy dla niego mordowali innych. Gudrun Burwitz jest niejako głównym filarem stowarzyszenia zarejestrowanego pod nazwą „Cicha Pomoc dla Jeńców Wojennych i Internowanych”. Za tym poruszającym hasłem kryje się organizacja spiskowa byłych narodowych socjalistów i członków Waffen-SS, którzy zgodnie z mottem SS „Wierność jest naszym honorem”, po zakończeniu wojny pomagali poszukiwanym siepaczom z SS w ucieczce za granicę. W latach późniejszych cele organizacji uległy zmianie. Oficjalnie stowarzyszenie zajmuje się pomocą uwięzionym nazistowskim zbrodniarzom wojennym, zapewnia im dofinansowanie i opłaca prawników. Pod przykrywką statusu organizacji dobroczynnej, stowarzyszenie to zbiera fundusze dla brunatnego ruchu i kształci młodych adeptów narodowego socjalizmu, pozostając niezauważonym przez opinię publiczną i działając bez przeszkód ze strony urzędów ochrony konstytucji.

Chociaż Gudrun Burwitz jest tylko jego zwyczajnym członkiem, w rzeczywistości uważa się ją za niepisaną przewodniczącą stowarzyszenia z racji jej pochodzenia i statusu. Podczas spotkań nazistów i neonazistów, jak na przykład podczas corocznego spotkania weteranów SS w austriackiej miejscowości Krumpendorf nad jeziorem Wörthersee koło Klagenfurtu, oddaje się jej należny szacunek. Z początkiem października tysiące uczestników pielgrzymują na karyntyjskie Wzgórze Ulryka, uświęcone miejsce z czasów celtyckich, by tam uczcić pamięć swoich towarzyszy. Na spotkanie to, które ze względu na szerzone tam skrajnie prawicowe poglądy jest w Austrii od dawna uznawane za kontrowersyjne, przybywają zarówno starzy, jak i młodzi naziści z całej Europy. Obok części oficjalnej na Wzgórzu Ulryka wieczorami w wynajętych hostelach i hotelach odbywają się właściwe spotkania: wieczory dla towarzyszy oraz tajne debaty polityczne. Wówczas za zamkniętymi drzwiami i w kameralnej atmosferze spotykają się członkowie sieci skrajnych prawicowców europejskich; to tam podnosi się ramiona w geście „Heil Hitler”, a wszystko to przy kuflu piwa i przy dźwiękach instrumentów dętych.

I tutaj gwiazdą brunatnej sceny jest Gudrun Burwitz, córka Himmlera. Oddaje się jej cześć godną księżniczki. Salon jej pokoju hotelowego przypomina istny dwór królewski. Jedynie starannie wybrani towarzysze zostają dopuszczeni przed jej oblicze, o co osobiście troszczył się w 1995 roku były Obersturmführer, Sören Kam. Już jako dwudziestolatek ów Duńczyk zgłosił się jako ochotnik do Waffen-SS, by następnie walczyć za Niemcy Hitlera na froncie wschodnim. W gloryfikującej go książce pod tytułem „Dywizja Pancerna SS Wiking” wystawiono mu prawdziwy pomnik. Tam stawia się tego barczystego blondyna o wzroście 190 cm noszącego numer SS 456059 za wzór: „Mężczyźni pod wodzą Obersturmführera Sörena Kama przeczesują teren. Tam, gdzie zjawiali się jego Norwedzy, Duńczycy i Finowie, nie było znać ani śladu Sowietów”. Ale nawet po powrocie do ojczyzny Kam nie przestał mordować. W roku 1943 zastrzelił w Kopenhadze nielubianego dziennikarza, co sprawiło, że w roku 1945 trafił na czołówkę listy poszukiwanych zbrodniarzy w Danii. Wkrótce potem Kam wyjechał do Niemiec, gdzie przez wiele lat mieszkał pod fałszywym nazwiskiem. Udało mu się nawet uzyskać niemieckie obywatelstwo, które od tamtej pory chroniło go przed ekstradycją do Danii. Podczas spotkania na Wzgórzu Ulryka w roku 1995 Kam nosił dumnie na piersi swój Krzyż Rycerski. Krytycznie mierzył wzrokiem młodszych i starszych towarzyszy, nim zdecydował, kto zostanie dopuszczony do audiencji u córki Himmlera. Vagner Kristensen, który również służył jako ochotnik w Dywizji SS Wiking, dostał się do kręgu wybranych bez trudu, w końcu także po zakończeniu wojny okazał się wiernym towarzyszem. Duńczyk ten pomagał w owym czasie w przewozie przez Danię do Szwecji zakonspirowanych siepaczy SS oraz poszukiwanych zbrodniarzy wojennych, skąd mogli się oni udać statkiem do Ameryki Południowej. Kristensen pracował jako ogrodnik w pobliżu granicy niemiecko-duńskiej. Kiedy jeden z klientów poprosił go o sztukę falenopsis, od razu wiedział, że ma do czynienia z jednym z towarzyszy. Nazwa tego gatunku orchidei była ich tajnym hasłem. W ten sposób Kristensen poznał na przykład w 1946 roku Johanna von Leersa, głównego ideologa ministerstwa propagandy III Rzeszy, odpowiedzialnego za „kwestie rasowe”, któremu również pomógł w ucieczce. Później mieli się ponownie spotkać w lokalu „Löwenbräu” w Kairze, gdzie Leers w 1959 roku już jako Amin ben Omar organizował w Egipcie powstanie przeciw Izraelowi.

Takie historie Kristensen opowiadał podczas spotkania towarzyszy w sali królewskiej w Krumpendorfie w pobliżu Wzgórza Ulryka. Tam niegdysiejsi członkowie Waffen-SS mogli szczycić się swoimi dokonaniami. W ich opowieściach łamały się kości i tryskała krew Rosjanina umierającego na śniegu pod Stalingradem. Szczególnie podczas owego spotkania wyróżniał się Peter Timm, który służył jako oficer SS w okrytym złą sławą oddziale Dirlewangera. Siedemdziesięciotrzylatek dumnie pokazywał wszem i wobec swój pierścień z czaszką oraz złotą odznakę za walkę wręcz.

– Dla nich musiałem przez osiemdziesiąt pięć dni stać oko w oko z wrogiem – grzmiał swoim tubalnym głosem. Timm nie szczędził szczegółów opowieści. Szczególnie poruszony jego historią wydawał się dwudziestopięcioletni Frank Jensen z Danii, który rozentuzjazmowany co rusz zadawał pytania.

– Ja nie miałbym nic przeciwko, gdyby znowu się zaczęło – zadeklarował głośno. Z dumą wyłożył na stół pozwolenie na broń, zachwalając swój karabin Mauser 98k. Vagner Kristensen był tak poruszony słowami młodego rodaka, że w trakcie wieczoru pozwolił mu odczytać na głos słowa pozdrowienia duńskich oddziałów Waffen-SS.

Podczas wieczoru głos zabrał jeszcze zupełnie inny gość: Jörg Haider, szef austriackiej FPÖ.

– Dla austriackiego polityka nie jest hańbą pokazywać się na Wzgórzu Ulryka w otoczeniu uczestników spotkania – przemawiał Haider, usiłując się przypodobać swoim „drogim przyjaciołom” na sali. Naziści i neonaziści nagrodzili to pochlebstwo gromkimi brawami. Haider, najwyraźniej zachęcony tą reakcją, dodał, że w imię dyscypliny i porządku sam by się udał na front. W przeciwnym razie „niedługo będziemy żyć w świecie chaosu”. Haider nie zapomina też o ciepłych słowach pod adresem SS-manów z całej Europy, którzy zazwyczaj nie mogą liczyć na wyrazy uznania w swojej ojczyźnie: „Za to w końcu walczyliście i ryzykowaliście własnym życiem”. Zagrzewany gromkimi okrzykami „brawo” płynącymi z sali, brunatny towarzysz z Alp dodał na zakończenie: „Nasze pieniądze przeznacza się na terrorystów, na stroniący od pracy motłoch, a nie mamy pieniędzy na porządnych ludzi z charakterem, którzy nawet w obliczu największej zawieruchy historii do dziś pozostali wierni swoim przekonaniom”. Okrzykom zachwytu nie było końca.

Po wysłuchaniu przemówienia Henri Moreau, belgijski SS-man (z Dywizji Wallonien), miał w oczach łzy. Tak jak inni, on też chętnie by poklepał „ich Jörga” po plecach. Lecz stracił obie ręce podczas walk w sierpniu 1944 roku pod estońskim Dorpatem. Tego wieczoru jednak, będąc w kręgu starych i młodych towarzyszy, czuł się szczęśliwy. Założywszy swoje czarne protezy na ramiona żony, tańczył błogo w rytm białego walca. Młodzi naziści tańczyli raczej niechętnie, zamiast tego opowiadali sobie rasistowskie żarty, jak na przykład: „Niedługo będzie lepiej! Produkują teraz Opla Azylanta – z rurą wydechową skierowaną do wnętrza”. Cały stół wybuchł śmiechem.Sprawa Antona Mallotha

Morderstwa w więzieniu Gestapo w Theresienstadt – Czterdzieści lat we włoskim ukryciu – Łowca nazistów Szymon Wiesenthal na tropie – Opóźniona deportacja do Niemiec – Peter Finkelgruen walczy o sprawiedliwość dla swojego dziadka

Był upalny letni dzień 1988 roku, kiedy Peter Finkelgruen opuszczał pokład „Palomy” w porcie w Pireusie. Na nabrzeżu, przy którym zacumował prom, aż roiło się od rozgorączkowanych pasażerów i spoconych dokerów. Hałas dochodzący od ogromnych dźwigów, które ściągały ciężkie kontenery z pokładów statków, był nie do zniesienia. W powietrzu unosił się zapach morza, oleju napędowego i potu.

Finkelgruen znajdował się w podróży powrotnej z Izraela do Niemiec. Był już cztery dni i trzy noce w drodze, ale nie uskarżał się, bo wprost kochał podróże statkiem. Dawało mu to poczucie pewnego dystansu. A Niemcy były dla niego w tym momencie jeszcze daleko.

Przez ponad osiem lat pracował w Izraelu jako korespondent Deutsche Welle. W tym czasie mieszkał w Jerozolimie, w dzielnicy Kiryat Yovel, razem z wieloma innymi niemieckimi Żydami ze starszego pokolenia. Z okien swojego pokoju miał widok na „Wzgórze Pamięci”, na którym znajduje się Yad Vashem, instytut badań i pamięci o ofiarach Holokaustu.

Oprócz pracy jako dziennikarz, Finkelgruen był kierownikiem biura w Fundacji Friedricha Naumanna. Odbywały się tam regularnie spotkania siedmiu arabskich i izraelskich polityków. Podczas gdy na zewnątrz Izraelczycy i Palestyńczycy odnosili się do siebie z zawiścią i stosowali przemoc, izraelscy ministrowie prowadzili pokojowo dyskusje z palestyńskimi politykami ze strefy Gazy i Zachodniego Brzegu. Nierzadko dochodziło do ożywionych i gwałtownych rozmów, które Finkelgruen nagrywał za zgodą ich uczestników. Owe nagrania na taśmach magnetofonowych, z zapisem izraelsko-palestyńskiego dialogu, znajdowały się obecnie w kartonach przeprowadzkowych, które miały dotrzeć do Niemiec. Finkelgruen jeszcze nie był wówczas pewien, kto w Niemczech mógłby się nimi zainteresować, tak samo jak nie wiedział, co w ogóle czekało na niego w tym kraju. Uczucie to zdawało mu się dziwnie znajome.

Kiedy w roku 1959, przed prawie trzydziestoma laty po raz pierwszy wybierał się w podróż z Izraela do Niemiec, wiedział jeszcze mniej o kraju swojego ojca. Wydawało mu się, iż wskazane jest wręcz, by jeszcze przed wyjazdem zdobyć niemieckie obywatelstwo. Ponieważ wówczas nie było jeszcze niemieckiej ambasady w Izraelu, musiał w tym celu udać się do brytyjskiego konsulatu generalnego w Hajfie, który tymczasowo reprezentował interesy Niemiec. Tam, po pokonaniu niewielkich formalności, otrzymał dokument poświadczający jego niemieckie obywatelstwo. Jednak klawiatury angielskich maszyn do pisania nie znały umlautów, dlatego też w procesie nadania obywatelstwa Finkelgrün stał się Finkelgruenem. Lecz ta niewielka zmiana nie była dla niego zmartwieniem. Miał dopiero siedemnaście lat, a w Niemczech czekało na niego nowe życie.

Jego „poprzednie” życie rozpoczęło się w Szanghaju, gdzie przyszedł na świat w 1942 roku. By uniknąć komór gazowych nazistów, jego rodzice – Ernestine, zwana pieszczotliwie „Esti” i Hans Finkelgrün – udali się na emigrację i ostatecznie po wielu ryzykownych perypetiach trafili do Szanghaju, podobnie jak około trzydzieści tysięcy innych żydowskich uchodźców. Jednak to chińskie miasto, okupowane od 1937 roku przez Japończyków, od czasu zawarcia sojuszu między Japonią a Niemcami w coraz większym stopniu pozostawało pod wpływem aryjskiej polityki rasowej. W trakcie wojny Hitler wysłał do Szanghaju „rzeźnika z Warszawy” – Josefa Meisingera, by w końcu przekonać Japończyków, że i oni, choć oddaleni o dziesięć tysięcy kilometrów od Niemiec, powinni rozpocząć eksterminację Żydów. W roku 1943 w jednej ze zubożałych dzielnic Szanghaju zostało utworzone getto dla bezpaństwowych cudzoziemców, które było surowo izolowane i odcięte od jakiegokolwiek zaopatrzenia. Dla wielu, w szczególności dla starszych ludzi i dzieci, oznaczało to śmierć. W tym getcie zmarł również ojciec Petera Finkelgruena.

Po zakończeniu drugiej wojny światowej i wycofaniu się Japończyków z Szanghaju matka i syn opuścili Chiny w 1946 roku i pojechali do dziadków do Pragi. Kiedy dotarli tam po żmudnej podróży, dowiedzieli się, że dziadek również już nie żył. Martin Finkelgrün zginął z rąk nazistów. Tylko babce Annie udało się cudem uniknąć obozów koncentracyjnych. Była ona przenoszona jako tak zwany więzień polityczny z jednego obozu do drugiego, najpierw z Ravensbrück do Auschwitz, a następnie z Auschwitz do Majdanka. Naziści zarzucali jej hańbę rasową, bo jako Aryjka zakochała się w Żydzie.

Jednak wspólnie spędzany czas w Pradze szybko dobiegł końca. Pierwszego czerwca 1950 roku, kiedy Peter Finkelgruen miał osiem lat, zmarła jego matka. „Zawierzam Piotrusia waszym sercom” – napisała w swoim ostatnim liście do szwagra i szwagierki z Izraela. Tak więc babka udała się ze swoim wnukiem na obczyznę. Nie chciała też, by jej Piotruś dorastał w komunistycznym kraju; przeraził ją fakt, iż musiał on uczyć się w szkole biografii Lenina na pamięć i recytować przepełnione frazesami wiersze z okazji obchodów dnia rewolucji. Wiosną 1951 roku razem weszli na pokład frachtowca, który zabrał europejskich i marokańskich Żydów do Izraela. Istniejące wówczas od trzech lat państwo było dla ocalałych z Holokaustu miejscem drugiej szansy.

Lecz urodzona w Siedmiogrodzie babka nie zaaklimatyzowała się w Izraelu. Nie mówiła po hebrajsku ani nie była Żydówką. W jej domu mówiło się po niemiecku. W 1959 roku zapragnęła powrócić do Niemiec, mimo iż jej wnuka ciągnęło na studia raczej do Anglii lub Ameryki. Lecz Peter Finkelgruen nie mógł pozostawić samej sobie babki, która opiekowała się nim w najtrudniejszym okresie. W roku 1959 razem wrócili do Niemiec, do jej ojczyzny.

To była już druga podróż Petera do Niemiec. Ponownie po ośmioletnim pobycie w Izraelu. „Historia czasem się powtarza” – pomyślał Finkelgruen. Niespiesznie spacerował promenadą biegnącą wzdłuż portu w Pireusie. Obok „Palomy” zacumował właśnie luksusowy parowiec pasażerski; w tym samym czasie kilka promów wypłynęło z portu. Pireus był ważnym węzłem komunikacyjnym łączącym z greckimi wyspami wypoczynkowymi. Peter przyglądał się w zamyśleniu temu zamieszaniu przez dłuższą chwilę. Kiedy przechodził akurat obok kiosku, kupił papierosy i egzemplarz Süddeutsche Zeitung. Z zainteresowaniem przeglądał kolejne strony. Od niemal czterech dni on – dziennikarz z zawodu – nie miał w rękach żadnej niemieckiej gazety. Na piątej stronie natrafił na krótką notatkę następującej treści: „Anton Malloth, skazany jako zbrodniarz wojenny na dożywocie w CSRS w 1948 roku, został deportowany z Włoch do Niemiec”. Jak przeczytał dalej, prokuratura w Dortmundzie nie okazała „najmniejszego zainteresowania” ekstradycją Mallotha, gdyż, według niej, nie zaszło „bezpośrednie podejrzenie popełnienia przestępstwa”. Z początku notatka niezbyt go poruszyła. Dla niego – urodzonego w Szanghaju Żyda – był to tylko kolejny dowód na to, z jaką opieszałością od ponad czterdziestu lat byli ścigani w Niemczech nazistowscy zbrodniarze. W Izraelu wiele się o tym mówiło. Lecz jeden detal sprawił, że notatka szczególnie utkwiła mu w pamięci. Jak właśnie przeczytał, Anton Malloth był dozorcą w Theresienstadt, w gestapowskim więzieniu zwanym „małą twierdzą”. Tam zamordowano dziadka Finkelgruena. Jego babka wielokrotnie mu o tym opowiadała.

Gestapowskie więzienie „mała twierdza” znajdowało się w pobliżu żydowskiego getta, wojskowej fortyfikacji z XVIII wieku, założonej przez cesarza Józefa II, który nazwał to garnizonowe miasto na północy Czech imieniem swojej matki – cesarzowej Marii Teresy. Niemieccy naziści ewakuowali wszystkich mieszkańców Theresienstadt i założyli tam „żydowską osadę”. Byli przy tym na tyle cyniczni, że nakręcili nawet o tym film zatytułowany „Führer daje Żydom miasto w prezencie”. Za budowę getta odpowiedzialny był Reinhard Heydrich. Dnia 16 lutego 1942 roku szef policji bezpieczeństwa i „zastępca protektora Czech i Moraw” wydał oficjalnie decyzję dotyczącą tej kwestii w dzienniku rozporządzeń. Wcześniej, mianowicie dnia 20 stycznia 1942 roku, Heydrich przewodniczył konferencji w Wannsee, na której oświadczył, że w ramach „ostatecznego rozwiązania kwestii żydowskiej” zostaną stworzone „getta dla starców”, do których mieliby trafić „niemieccy Żydzi” w wieku powyżej sześćdziesięciu pięciu lat. W Theresienstadt mieli oni umierać śmiercią naturalną. Do takich obozów trafiali między innymi żydowscy weterani wojenni, którzy odnieśli ciężkie obrażenia bądź otrzymali wysokie odznaczenia. Do tej grupy zaliczał się również dziadek Finkelgruena, który za zasługi w pierwszej wojnie światowej otrzymał Krzyż Żelazny. Budowa „getta dla starców” była ostatnim „osiągnięciem” Heydricha. Wkrótce potem stał się ofiarą zamachu.

Obóz podlegał nadzorowi jednostki centralnej ds. emigracji Żydów (od roku 1943 funkcjonującej pod nazwą Urząd Centralny ds. Regulacji Kwestii Żydowskiej) na terenie Protektoratu Czech i Moraw, z siedzibą w Pradze. Dla Theresienstadt stworzono osobną komendę SS. Do 20 kwietnia 1945 roku do Theresienstadt deportowano łącznie ponad 140 tysięcy osób. Wśród nich byli mieszkańcy „Protektoratu Czech i Moraw”, najstarszych terenów III Rzeszy, a także Austrii, Holandii, Słowacji, Węgier i Danii. Theresienstadt funkcjonowało jako poczekalnia przed obozami śmierci. Pierwsze transporty ruszyły 10 i 22 października 1942 roku do Treblinki. Od 26 października 1942 deportowano głównie do Auschwitz. Łącznie do obozów koncentracyjnych przewieziono ponad osiemdziesiąt osiem tysięcy osób. W samym Theresienstadt zmarły trzydzieści trzy tysiące osób, tysiąc sześćset pięćdziesiąt cztery zostały ostatecznie wyzwolone, a siedmiuset sześćdziesięciu czterem udało się wcześniej uciec. Dnia 9 maja 1945 roku z ponad stu czterdziestu tysięcy osób, które trafiły do getta, szesnaście tysięcy osiemset trzydzieści dwie pozostały jeszcze przy życiu.

Getto określano jako „wielką twierdzę”, a usytuowane obok więzienie Gestapo, bezpośrednio podległe centrali Gestapo w Pradze, nazywano „małą twierdzą”. „Małą twierdzą” kierował Heinrich Jöckel. Po zakończeniu wojny wytoczono mu proces pod zarzutem znęcania się nad wieloma więźniami i ich mordowania. W wyroku sądu ludowego w Leitmeritz w CSRS z dnia 25 października 1946 roku zapisane zostały następujące zeznania świadków: „Więźniowie byli bici i maltretowani. Na rozkaz jeden z więźniów musiał wwieźć na taczkach drugiego do grzęzawiska, czemu przyglądała się córka Jöckela, Nana. Jöckel też obserwował, jak w południe i wieczór przewożono zwłoki Żydów ze stanowisk pracy do kostnicy. (…) Zdarzało się, że jeden ze znajdujących się niżej Żydów zostawał przysypany z góry masą ziemi. Jeśli nie był całkowicie przykryty, a szczególnie, gdy głowa wystawała z ziemi, dobijano go”. Jöckel został ostatecznie skazany przez czeski sąd na dożywocie.

Ciąg dalszy w wersji pełnejPrzypisy

Chodzi o Federalny Urząd Ochrony Konstytucji (Bundesamt für Verfassungsschutz) oraz jego odpowiedniki w krajach związkowych (Landesbehörden für Verfassungsschutz). Są to organy odpowiedzialne za zapewnienie bezpieczeństwa ustrojowego w RFN. Autorzy książki na ogół nie rozróżniają, o jaki urząd dokładnie chodzi, stąd też ogólne określenie „urzędy ochrony konstytucji” (przyp. red.).

Motto SS w oryginale brzmiało „Meine Ehre heißt Treue”, czyli „Wierność jest moim honorem”. W niniejszej książce używa się go w liczbie mnogiej (przyp. red.).

Niem. Nahkampfspange, odznaczenie przyznawane za udział w określonej liczbie bezpośrednich starć z przeciwnikiem. Posiadało ono trzy klasy: brązową za 15, srebrną za 25 i złotą za ponad 50 walk (przyp. red.).

Niem. Freiheitliche Partei Österreichs, pol. Wolnościowa Partia Austrii (przyp. tłum.).

Jedna z najpopularniejszych kompozycji w Niemczech (przyp. tłum.).

Ze względu na dużą częstotliwość występowania, jak i z uwagi na przeplatanie się różnych płaszczyzn czasowych, w miejscu nazwy RFN w niektórych fragmentach książki stosowana jest zbiorcza nazwa „Niemcy” (przyp. tłum.).

Największy niemiecki dziennik wydawany od 1945 r. (przyp. tłum.).

Czechosłowackiej Republice Socjalistycznej (przyp. tłum.).

Pol. Terezin (przyp. tłum.).

Niem. Endlösung (przyp. tłum.).

Pol. Litomierzyce, czes. Litoměřice (przyp. tłum.).Curt Reiss

Wciąż odkrywamy szokujące prawdy o losach nazistów po II wojnie światowej. Co jakiś czas powraca pytanie, jak udało się im ujść nieuchronnej karze za popełniane zbrodnie. Jakim cudem tak wielu z nich pełniło po wojnie eksponowane, wysokie stanowiska?

Curt Riess przewidział taki rozwój wypadków już w 1944 roku. W swej książce ujawnił wówczas mechanizmy, dzięki którym najbardziej prominentni naziści i ich najważniejsi kolaboranci unikną kary. Pokazał, jak poprzez konformizm i oszustwa na niewyobrażalną skalę, świetnie odnajdą się w powojennej rzeczywistości.

Riess pisze, iż już w 1943 roku wysocy urzędnicy nazistowscy zaczęli przygotowania do klęski Rzeszy. Rozczarowani Hitlerem główni architekci jego systemu – Martin Bormann i Heinrich Himmler – stworzyli ściśle tajny program zejścia partii nazistowskiej do podziemia. Skoro wojna była już i tak przegrana, ważne stało się przetrwanie, aby kiedyś w przyszłości podjąć walkę na nowo.

Niezwykle precyzyjny system nazistów miał przenikać struktury rządowe, administrację i usługi publiczne, a także współpracować z zawsze przychylnym mu wielkim biznesem. Oni zaś w sposób tajny mogli koordynować operacje, mające pomóc im odzyskać siły i przygotować się do III wojny światowej.

Z perspektywy czasu widać jasno, że nie wszystkie przewidywania Curta Riessa się sprawdziły. Najbardziej niepokojące jest jednak to, że nadal w zasadzie nie wiemy, w jak wielu kwestiach miał rację...

WKRÓTCE W SPRZEDAŻY!
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: