Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Ciekawość zakazana - ebook

Wydawnictwo:
Tłumacz:
Data wydania:
Czerwiec 2016
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
Produkt niedostępny.  Może zainteresuje Cię

Ciekawość zakazana - ebook

ERICH VON DÄNIKEN od wielu lat głosi i udowadnia tezę, że naszą planetę odwiedziły kiedyś pozaziemskie istoty, które nawiązały kontakt z ludźmi i wpłynęły na dalszy rozwój ludzkości. Z naukowych badań wyciąga niezwykłe wnioski i stawia pytania, jakich nikt nie ośmielił się zadać.

• W Anatolii odkryto monumentalne budowle, które są o 6000 lat starsze od piramid w Gizie. Zbudowano je z bloków kamiennych ważących po 50 ton. W jaki sposób ludzie z epoki kamiennej tego dokonali?

• Niedaleko Belgradu odkryto kulę kamienną, na której z ogromną precyzją wygrawerowano gwiazdozbiory z epoki kamiennej. Po co? Dlaczego na wielu wizerunkach z tego okresu ludzkie postacie przypominają kosmonautów?

• W jednym z przekazów historycznych Indian Mapucze mowa jest o dwóch ludziach, którzy ostrzegli szczep przed wielką powodzią. Potem udali się do „wielkiej góry, stojącej na czterech nogach”, która zaczęła się poruszać i emitować błyski. Czy to był statek kosmiczny?


Ciekawość zakazana! przynosi nowe dowody słuszności tezy Dänikena. Wraz ze znakomitymi naukowcami, takimi jak profesor Navia, Peter Fiebag, Reinhard Habeck czy Hartwig Hausdorf, autor prezentuje nowe odkrycia, które po raz kolejny dowodzą jednego: przebieg wczesnej fazy dziejów ludzkości jest przedstawiany w sposób fałszywy!

Kategoria: Popularnonaukowe
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-241-5994-9
Rozmiar pliku: 29 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

I. TABU A BADANIA NAUKOWE

Przedmowa

Ponad sto dwadzieścia lat temu – w 1890 roku – ukazało się obszerne dzieło pod tytułem The Story of Man (Dzieje człowieka). Autor tej książki, amerykański profesor J.W. Buel, już na samym początku zadaje następujące pytania:

„Czy Gutenberg wynalazł druk? Jeżeli tak, to dlaczego już 2000 lat wcześniej zadrukowywano papier w Chinach? Czy Galileusz był wynalazcą teleskopu? Skąd w takim razie znały go już kultury w Ameryce Środkowej? Skąd się wzięła luneta, za pomocą której rzymski cesarz Neron obserwował walki gladiatorów? W Bibliotece Watykańskiej znajduje się kilka kamieni szlachetnych z krajów dalekowschodnich, na których wygrawerowane zostały miniaturowe rysunki, na przykład nagie ciało Herkulesa z uwzględnieniem każdego mięśnia i pojedynczych włosów. Jaka siła naukowa za tym stoi? Nasze pokolenie jest przekonane, że wynalazło stal, ale Asyryjczycy i Hindusi władali stalą już tysiące lat wcześniej. Nawet Saladyn, który walczył w krzyżowcami, używał miecza ze stali. Jednym uderzeniem miecza rozpołowił w locie ptaka. Czy szkło to wynalazek naszej ery? Ale przecież w ruinach Pompei, zniszczonej przed 2000 lat przez erupcję Wezuwiusz, odnaleziono prawdziwą fabrykę szkła z setkami szklanych dzieł sztuki, w tym także naczynia do picia oraz szkła powiększające. Jesteśmy dumni z odkrycia elektryczności. Ale elektryczne lampy sygnałowe były używane już w świątyni Salomona. Proch to wynalazek średniowiecza? W Chinach znano go już przed tysiącami lat…”

Erich von Däniken (fot. Peter Fiebag).

Pytania z tamtego czasu nadal pozostają bez odpowiedzi – a doszły jeszcze nowe. Od kilku lat wiemy, że naszą błękitną planetę odwiedziły kiedyś istoty pozaziemskie. Poświadczają to teksty z dawnych Indii, jak również postacie z Biblii, takie jak Ezechiel czy Enoch. Oczywiście w tamtym okresie ET^() nie były nazywane „istotami pozaziemskimi”, lecz „bogami” lub „strażnikami firmamentu”. Ale kim oni byli? Czego chcieli? Skąd przybyli? Czy powrócą do nas?

Tymczasem już ponad setka autorów na całym świecie pisze na ten fascynujący temat. A od kilku lat amerykańska stacja History Channel produkuje serial telewizyjny pod tytułem Ancient Aliens. Osiąga on najwyższą oglądalność od czasu istnienia tego kanału – i to po wyemitowaniu 90 (!) odcinków. Coś się dzieje. Na całym świecie. Nie można już ignorować idei istnienia pozaziemskich wpływów na ludzkość.

Jestem dumny z wydania tej książki, bo w niej odważni ludzie z różnych dziedzin prezentują swoje zapatrywania na ten temat. Wszystkim autorom serdecznie dziękuję za ich zaangażowanie! Szczególne podziękowanie należy się niezmordowanemu dyrektorowi oświatowemu Peterowi Fiebagowi, który wybrał te teksty i je opracował.

Wszystkim czytelnikom życzę wielu interesujących wrażeń.

Z serdecznymi pozdrowieniami

Doktor Honoris Causa Erich von DänikenPoszukiwanie odpowiedzi na pytania o początek wszechświata

Słynny brytyjski naukowiec John B.S. Haldane (1892–1964) ujął kosmologiczną rzeczywistość w kilku słowach o ogromnym znaczeniu. Wszechświat, jak napisał, jest z pewnością nie tylko bardziej skomplikowany, niż sobie wyobrażamy, ale także niż moglibyśmy to sobie w ogóle wyobrazić. Pogląd ten stanowi jednoznaczne wyzwanie dla tych, którzy poszukują odpowiedzi na pytania o pochodzenie struktur wszechświata, początków życia na naszej marginalnej planecie oraz powodów awansu rasy ludzkiej.

Już starożytni, na przykład filozofowie greccy, podważali ideę, według której Ziemia stanowi centrum wszechświata, a życie, zwłaszcza człowieka, jest wyjątkowym dziełem stworzenia. Anaksymander (610–547 p.n.e.) stwierdził, jak bezgranicznie rozpościera się wszechświat w przestrzeni i w czasie, podczas gdy Anaksagoras (499–428 p.n.e.) wyobrażał sobie Księżyc oraz inne planety jako pełne żywych istot, a nawet uważał za możliwe istnienie tam istot podobnych człowiekowi.

Przekonanie o wyjątkowości naszego gatunku starogreccy filozofowie uważali za wyraz narcystycznego przesądu, zgodnie z którym to, czy czyni nas ludźmi, jednocześnie wynosi nas do rangi jedynego w swoim rodzaju fenomenu.

Jak z tego wynika, wśród tych filozofów pojawiały się postawy nieco zbliżone do wypowiedzi Johna Haldane’a, rodzaj intelektualnej antycypacji jego twierdzenia, które zmusza nas do pokory w obliczu niezmierzonej różnorodności dzieła stworzenia. Żyjemy po prostu we wszechświecie, który jest bardziej skomplikowany, bardziej heterogeniczny, niż możemy to sobie wyobrazić.

W czasach nowożytnych pogląd, że nie możemy być sami we wszechświecie, ponieważ życie jest naturalnym fenomenem, stał się tak oczywisty i przekonujący, jak każdy inny proces w przyrodzie. Już w XVI wieku, kiedy Giordano Bruno (1548–1600) uznał, że życie rozprzestrzenia się w całym wszechświecie, dla nauki rozpoczął się powolny, bolesny proces dochodzenia do przekonania, że istnieją inne zamieszkane planety, starsze od Ziemi, na których powstały wysoko rozwinięte cywilizacje.

Dzisiejsze poszukiwania bardzo oddalonych od nas planet, które nadawałyby się do zamieszkania, stanowią świadectwo pogłębionego przeświadczenia i doświadczenia niektórych naukowców. Główną przeszkodą na tej drodze była wręcz endemiczna arogancja ludzkiego gatunku, przekonanego o swojej rzekomej wyjątkowości jako specjalnego dzieła stworzenia Boga lub bogów. Uważaliśmy się za uprzywilejowanych, co oznaczało, że jesteśmy sami we wszechświecie. Ta duma, będąca cechą charakterystyczną człowieka, widoczna jest zwłaszcza w zapatrywaniach teologów i niektórych filozofów XIII wieku, opartych na twierdzeniu Arystotelesa, że Ziemia to jedyne miejsce we wszechświecie, w którym możliwe jest powstanie życia.

Jednakże już wtedy pojawiły się głosy uznające twierdzenie o wyjątkowości Ziemi i istot ludzkich za absurd, gdyż w takim przypadku można by było przyrównać Boga do obdarzonego wielkim talentem malarza, który stworzył tylko jedno dzieło, i to, przyznajmy szczerze, niezbyt dobrej jakości. Rodzaj ludzki wykazuje przecież – co w sposób bardzo pesymistyczny podkreślał niemiecki filozof Arthur Schopenhauer (1788–1860) – mnóstwo cech, które można uznać na zwykłe błędy natury.

Przed 40 laty na scenie pojawił się Erich von Däniken. W swojej książce Wspomnienia z przeszłości, która okazała się bestsellerem, sformułował wiele pytań dotyczących twierdzeń uważanych od zawsze za pochodzące od Boga – nie tylko przez zwykłych ludzi, ale również przez naukowców, na przykład historyków i archeologów. Stawiając pytania, na które odpowiedzi są wyzwaniem i których definitywne wyjaśnienie pozostaje kwestią otwartą, nieco przypomina on Sokratesa (469 p.n.e.–399 p.n.e.), który poświęcił całe życie na formułowanie pytań bez udzielania odpowiedzi.

Erich von Däniken podróżuje po całym świecie i wciąż znajduje zadziwiające rzeczy, których nie udaje się wyjaśnić. Od dawna jest rzecznikiem hipotezy – w dziejach nauki nie takiej znowu nowej – że gatunek ludzki nie ma za sobą tak naturalnej historii, jak to się powszechnie sądzi. Stawia pytania i wyraża swoje wątpliwości w odniesieniu do kwestii uważanych zazwyczaj za niepodważalne fakty. Nie zadowala się odpowiedziami pochodzącymi od naukowego establishmentu, bo był i jest przekonany, że wiele zjawisk jest w rzeczywistości znacznie bardziej skomplikowanych i zagadkowych, niż to się ogólnie przyjmuje. Badanie starych monumentów oraz analiza starożytnych przekazów pisemnych i ustnych każą mu odrzucić wnioski badaczy akademickich, gdyż w jego mniemaniu dowodzą, że prawda znajduje się dużo głębiej.

Erich von Däniken i profesor Luis Navia.

Prawda ta, jak twierdzi, to możliwość, że w dawnych czasach ludzkość była poddawana wpływom pochodzącym spoza gatunku homo sapiens.

Wszechświat może być, jak sugeruje John B.S. Haldane, bardziej skomplikowany, niż jesteśmy to sobie w stanie w ogóle wyobrazić. Dlaczego w takim razie nie dopuścić możliwości, że w dziejach ludzkości, obarczonej licznymi niedoskonałościami, znajdują się ślady wpływów pozaziemskich form życia i inteligencji? Dlaczego nie przyjąć, że monumentalne świadectwa dawnych kultur, których powstanie jest trudne do wytłumaczenia, mogą zawierać ślady bardziej zaawansowanej cywilizacji, która z niewiadomych powodów wywarła wpływ na ludzkość?

Erich von Däniken nie twierdzi, że potrafi podać ostateczne odpowiedzi czy niepodważalne wyjaśnienia. On po prostu stawia pytania i tym samym kieruje naszą uwagę na liczne sprzeczności, jakie nas otaczają. Jest wyzwaniem dla świata naukowego, bo przypomina, że w większości dziedzin nauki nie da się przeprowadzić dowodu z całkowitą pewnością jego prawdziwości (tak jest, nawiasem mówiąc, tylko w matematyce), możliwe jest jedynie formułowanie odpowiedzi w pewnym zakresie pewności, względnie niepewności.

Dlatego – w ramach wszechświata, o którym nadal wiemy bardzo niewiele – kontakty z istotami pozaziemskimi są hipotezą bez wątpienia wartą uwagi. To właśnie Erich von Däniken zmusił nas do przemyślenia tego, co uważaliśmy za pewniki naszej wiedzy, i zaszczepił w niektórych ludziach – niestety niezbyt licznych – zdrową ciekawość, która może przynieść naukowe owoce. Pozaziemskie pochodzenie życia czy też człowieka, a przynajmniej kontakt z istotami z innych rejonów wszechświata, stanowi możliwość, którą warto uwzględnić i rozważyć. Odrzucenie jej i pozostanie na wydeptanej ścieżce tradycyjnych wyjaśnień jest w gruncie rzeczy oznaką intelektualnej przeciętności.

Erich von Däniken już choćby za samo rozbudzenie ludzkiej dociekliwości zapewnił sobie ważne miejsce w dziejach świadomości człowieka.

prof. dr Luis E. NaviaBadania nad ETI^() jako rzecz naturalna. O cichej przemianie tabu

Eksperymenty i obliczenia dotyczące powstania złożonych komponentów życia, studia nad jego uwarunkowaniami na setkach odkrytych nowych systemach egzoplanetarnych, poszlaki wskazujące na istnienie życia na Marsie, hipotezy na temat egzotycznej biologii na Tytanie, księżycu Saturna, czy wreszcie projekty badań wewnątrz pokrytego lodem oceanu na Europie, księżycu Jowisza – to nie są już nierealistyczne spekulacje różnych fantastów, lecz solidne naukowe rozważania. W ostatnich latach miałem okazję uczestniczyć w licznych kongresach astronomicznych, których tematykę stanowiły w coraz większym stopniu te właśnie kwestie. Wyjątkowym przykładem był X Światowy Kongres Bio-Astronomiczny, który odbył się w 2011 roku w Montpellier we Francji. Po raz pierwszy impreza, zorganizowana przez International Astrobiology Society and Bioastronomy (Commission 51 of the International Astronomical Union)¹ wspólnie z ISSOL (International Society for the Study of the Origin of Life and Astrobiology Society), dotyczyła kwestii związanych z powstaniem życia². W kongresie uczestniczyło około 600 osób reprezentujących różne uniwersytety, instytuty naukowe i organizacje, a niezwykle bogaty program obejmował prelekcje, prezentację (na specjalnych tablicach) 319 projektów badawczych naukowców z całego świata oraz panele dyskusyjne.

Już same tytuły wielu wykładów brzmiały intrygująco. Oto kilka przykładów:

Nowa definicja życia

Egzoarcheologia i ewolucja

Czy ziemskie zarodki mogą być transportowane na inne planety?

Umiarkowana strefa organicznie-komórkowa

Przerwać „wielką ciszę”: symulacja aktywnego SETI^()

Model matematyczny ewolucji i SETI

Różnorodne drogi encefalizacji (stosunek mózgu do masy ciała) u istot cywilizacji technologicznej

Wkład opartej na informacjach teorii naturalnej selekcji w definiowanie życia i inteligencji

Ale ważniejsze od pojedynczych eksperymentów naukowych i formuł matematycznych były wnioski końcowe oraz ogólne zapatrywania, jakie zostały tam wyrażone w sposób bezpośredni lub pośredni. Według moich obserwacji dyskusje fachowców na tym kongresie ewidentnie dowodzą, że główny nurt badań naukowych ulega powoli przemianie. Można by powiedzieć, że nauka idzie z duchem czasu. Projekty badawcze dotyczące życia pozaziemskiego, w tym inteligentnego życia, a nawet kontaktu z ETI, nie są z góry kwalifikowane jako science fiction. Eksperci, przynajmniej między sobą (!), nie boją się już, że ubrudzą sobie akademickie dłonie.

Jeszcze do niedawna uważana za całkowitą fantazję panspermia nie była na tym kongresie niczym podejrzanym. Wręcz przeciwnie: to, że zarodki i komponenty życia mogą się przemieszczać z gwiazdy na gwiazdę, na przykład przenoszone przez wiatr słoneczny, nie jest uważne za żadną nowość. Aby wyrazić kosmiczne paralele struktur życia, mówiono także o „ewolucji galaktycznej”. Koncepcja panspermii zakłada rozprzestrzenianie się jednolitej formy życia. Ale również gdy powstaje ono na nowo, nie otaczają nas żadne dziwaczne krzemowe istoty, lecz takie samo życie, jakie znamy – tak brzmiała kwintesencja wielu referatów.

Prawdopodobieństwo, że życie może powstać z materii nieożywionej, uważano dotychczas za równe trafieniu głównej wygranej w toto-lotka, a do tego niezbędnych jest – jak twierdzono – wiele czynników. Wydaje się jednak, że w przeogromnej biochemicznej złożoności znaleziono złoty środek, który przekonująco wyjaśnia, jak doszło do powstania samoreprodukujących się makromolekuł: w wyniku ewolucji na płaszczyźnie molekularnej! W zmienionych warunkach powstają pojedyncze związki chemiczne i rozwijają nowe mechanizmy przeżycia… o ile w przypadku molekuł można mówić o przeżyciu. Symulacje komputerowe pomagają przedstawiać w przyspieszonym tempie poszczególne etapy ewolucji z wielu milionów lat i sprawdzać w laboratorium nowe punkty wyjścia do rozważań.

Astronauci z „Apolla 12” (1969) badają sondę „Surveyor 3”, która wystartowała z Ziemi w 1967 roku. Znaleźli na niej zaschnięte bakterie (Streptococcus mitus), które przyleciały wraz z sondą na Księżyc i ponownie odrodziły się na Ziemi (fot. NASA).

Nowe rozważania dotyczą także innej kwestii. Dotychczas obowiązywał pogląd, że gdyby na Ziemi ewolucja odbyła się po raz wtóry, życie przybrałoby zupełnie inne formy. W literaturze naukowej kwestia ta znana jest pod pojęciem Rerun evolution on Earth. Obecnie coraz powszechniejsze jest przekonanie, że nacisk ewolucyjny wytwarza takie same lub bardzo podobne nie tylko formy i kształty zewnętrzne istot żywych, ale również ich jakość i umiejętności. Również rozwój inteligencji uważa się za quasi-zaprogramowany, jako rodzaj strategii przetrwania życia, które wcześniej czy później się rozwinie.

W świetle nowych badań wątpliwe wydają się hipotezy uznające zamieszkaną Ziemię i ludzkość za szczególny wyjątek. Na przykład małe gwiazdy, a także większe, zwane „brązowymi karłami”, mogą mieć strefy umiarkowane z planetami, na których istnieje życie – nawet jeżeli siły grawitacji powodują, że planety te są skierowane zawsze tą samą stroną do swojej gwiazdy matki. Planety o stabilnych orbitach mogą się znajdować również w systemach gwiazd podwójnych – czemu dotychczas zaprzeczano. Poza tym, jak uważa się powszechnie, życie jest w stanie stworzyć sobie dogodne warunki środowiskowe także poza obszarem stref umiarkowanych, na przykład przez efekty cieplarniane.

Podważone zostało przekonanie, że tylko planeta posiadająca naturalnego satelitę – jak to jest w przypadku Ziemi – może mieć stabilną atmosferę i tym samym szansę na rozpoczęcie procesu ewolucji. Życie jest tak elastyczne, że może kwitnąć również na planetach pozbawionych księżyca. Dotyczy to zwłaszcza inteligentnych form życia, które potrafią się dopasować w jeszcze szybszym tempie niż gatunki podczas naturalnej ewolucji.

W świetle tych ustaleń prawdopodobieństwo istnienia światów, na których istnieje życie, radykalnie wzrasta. Ta optymistyczna perspektywa ma swoje konsekwencje.

Dotyczą one zwłaszcza kognitywnych inteligentnych pozaziemskich form życia, dysponujących świadomością i umiejętnościami, które pozwalają im na opuszczenie własnej planety. Wiele hipotez nadal opiera się na znanym od 50 lat równaniu Drake’a, które próbuje określić liczbę cywilizacji technologicznych w Galaktyce i zarazem zrozumieć mechanizmy warunkujące szanse powstania takich cywilizacji.

Współcześni naukowcy usiłują, przy użyciu modeli matematycznych, uzyskać więcej z formuły Drake’a i niejako polepszyć jej jakość. Zwłaszcza czynnik trwałości życia cywilizacji technologicznej może być określony w kontekście wiedzy wynikającej z badań nad ewolucją. Procesy ewolucyjne przebiegają w sposób dynamiczny, najpierw bardzo powoli, a później coraz szybciej, ekspotencjalnie. Jak udowodniono już w przypadku populacji żywych form – a dotyczy to również kultur – droga życiowa długo biegnie cyklicznie, tworzy odnogi albo stabilizuje się na niezmiennym poziomie. Upraszczając, szeroko zakrojone obliczenia wskazują, że cywilizacje technologiczne mogą być długotrwałe i tworzyć odnogi, jak to jest w przypadku wielkich kultur ludzkości i mogą być także stabilne pod względem energetycznym.

I o to właśnie chodzi! Cywilizacje ETI – które są bardzo stare, zgromadziły niewyobrażalną wręcz ilość informacji i doświadczeń, same dokonały własnej ewolucji biologicznej, a ich technologie mogą rozwijać więcej innowacji niż nasze – z pewnością są w stanie pokonywać granice nadal nieprzekraczalne dla ludzkości. Może to dotyczyć wszystkiego: od podróży międzygwiezdnych, przez długowieczność, aż do całkiem nowych form myślenia i działania.

Jak widać, jedno wynika tutaj z drugiego. Każde nowe odkrycie nauki ma swoje konsekwencje: panspermia i jednolitość życia jako normalność, galaktyczna ewolucja, kognitywna inteligencja i długowieczność cywilizacji jako norma, a można jeszcze dodać, także jako konsekwencję, międzygwiezdne podróże i brak izolacji światów ożywionych w kosmosie. To cały łańcuch faktów i argumentów, które dowodzą, że ożywione światy w kosmosie są dostępne dla podróży międzygwiezdnych. Łańcuch faktów!

Nie sposób przeczyć udowodnionym odkryciom i wynikom badań naukowych. I bardzo dobrze! A jednak niektórzy mają problem z zaakceptowaniem konsekwencji tego łańcucha argumentów. Dlaczego?

Kontakty międzygwiezdne jako reguła i wizja Ziemi, która nigdy nie była izolowana od innych światów – żeby wymienić tylko te przykłady – są sprzeczne, jak argumentują owi sceptycy, z fundamentalnymi zasadami nauki. O co im właściwie chodzi?

Praw fizyki i wzorów matematycznych uczymy się w szkole. Prawie każdy zna słynny wzór Einsteina E = mc², twierdzenie Pitagorasa czy zasady dynamiki Newtona. Ale istnieją setki innych reguł, które także są ważne, a praktycznie nieznane.

Kto na przykład słyszał o prawie Riepla? Według tej zasady żaden środek komunikacji nie jest w całości zastępowany przez nowszy, lecz tylko uzupełniany. Rękopisy czy książki będą istniały zawsze – mimo mediów elektronicznych, które również nie zostaną całkiem wyparte przez nowe rozwiązania techniczne, ale jedynie zmarginalizowane. Z kolei zasada Pareta głosi, że 80 procent każdej pracy wymaga około 20 procent nakładów. Aby wykonać pozostałe 20 procent tej pracy, trzeba zainwestować 80 procent nakładów – co jest sprzeczne z dążeniem do perfekcji. Według prawa Moore’a co dwa lata podwaja się stopień złożoności chipów komputerowych. Zasada Petera, pozornie paradoksalna czy wręcz zabawna, mówi, że w wielkich firmach lub strukturach administracyjnych awansują wykwalifikowani pracownicy, ale tylko tak długo, aż osiągną poziom własnej niekompetencji. A kto chce dojść do granicy absurdu, może odwołać się do prawa Murphy’ego, według którego w przypadku gdy istnieje możliwość pozytywnego lub negatywnego wyniku, sprawy zawsze przybierają zły obrót.

Jeżeli chodzi o zaprzeczanie kontaktów ETI z Ziemią, przywoływane są na ogół dwie takie reguły: zasada przeciętności (znana pod angielskim określeniem principle of mediocrity) oraz prawo Ockhama (nazywane potocznie „brzytwą Ockhama”). Według obu tych zasad przy ocenie rzeczy nieznanych należy opierać się na doświadczeniu.

Pierwsza z nich powiada, że jeżeli wypełnię kupon toto-lotka, prawdopodobieństwo braku wygranej będzie bardzo duże – ponieważ należę do strefy przeciętności. Do tej strefy należy nie tylko pasażer samolotu, który nie spada, ale również Ziemia, która nie miała i nie ma kontaktu z istotami pozaziemskimi. Zasada przeciętności nie wyklucza wygranej w toto-lotka czy wizyty na naszej planecie istot pozaziemskich, a jedynie silnie relatywizuje ich prawdopodobieństwo.

Pozornie logiczna, ma jednak pewną słabość w odniesieniu na przykład do kwestii izolacji Ziemi w kosmosie. Sprawdza się tylko wtedy, gdy zna się wszystkie fakty dotyczące możliwości zaistnienia danej sytuacji. Jednakże ocena tej samej kwestii ulega przemianie wraz z upływem czasu w wyniku powiększania się wiedzy na jej temat.

Pozostańmy przy temacie ludzkości i ETI. Po pierwszych kilku miliardach lat, kiedy nasz wszechświat był jeszcze młody, nie było odpowiedniej liczby ciężkich elementów, aby mogły powstać planety z ekosferami. Gdyby planeta taka jak nasza powstała już po 4 czy 5 miliardach lat, a nie po 10, zdarzenie to byłoby podobne do wysokiej wygranej w toto-lotka. Innymi słowy: to, co jest przeciętną czy średnią statystyczną, zmienia się z upływem czasu. Obecnie światy zawierające życie, także te z inteligentnymi istotami, nie są już rzadkością w porównaniu do prawszechświata. Czy to oznacza, że – zgodnie z zasadą przeciętności – większość cywilizacji galaktycznych znajduje się na poziomie rozwoju technologicznego porównywalnego z naszym? A może większość z nich jest raczej bardziej rozwinięta i tylko niewiele przypadkiem ma na karku dopiero kilka tysięcy lat?

Jeżeli wziąć pod uwagę, że zasada przeciętności sprawdza się tylko wtedy, gdy dysponujemy odpowiednią liczbą informacji, z trudem można sobie wyobrazić galaktykę pełną dopiero co powstałych cywilizacji. Szacunki dotyczące średniej statystycznej w odniesieniu do innych światów i cywilizacji są bowiem uwarunkowane nie tylko upływem czasu – miliardów lat – i postępami w procesie ewolucji, ale także bardzo dynamicznymi procesami zachodzącymi w tych światach. Gdy tylko w takiej galaktyce pojawią się ETI (pozaziemskie inteligencje) albo zaczną wspierać rozwój w innych światach, wzrasta automatycznie ich liczba. To, co niegdyś było przeciętnością pod względem występowania, zaczyna się zmieniać.

Podsumowując: zasada przeciętności nie może służyć do formułowania wniosków dotyczących liczby i poziomu kulturowego cywilizacji pozaziemskich, ponieważ w tej kwestii nie chodzi o stałe dane statystyczne, lecz o dynamiczne, ewolucyjne procesy. Takie relatywizowanie pesymistycznych szacunków przez sceptyków można było usłyszeć również na X Światowym Kongresie Bio-Astronomicznym w 2011 roku w Montpellier – miał tam miejsce proces przemiany sposobów myślenia, gdyż stopniowo zaczynają dominować fakty, a nie emocjonalne, uogólniające oceny.

Dotyczy to również zasady Ockhama. Według niej w celu wyjaśnienia nieznanego stanu faktycznego powinno się wybierać te odpowiedzi, które opierają się na najmniejszej liczbie hipotez. Tak więc wszelkie wyjaśnienia komplikujące sprawę należy odcinać, jak brzytwą. Zastosowanie tej zasady znane jest na przykład w kwestii UFO: uznanie tych obiektów za balony meteorologiczne, tajne militarne urządzenia latające czy też produkt halucynacji jest prostsze od przyjęcia, że to pozaziemskie statki kosmiczne. Jednakże tym, co czyni brzytwę Ockhama tępą, jest brak informacji. Można przecież podać liczne przykłady zmiany oceny tego samego zjawiska na przestrzeni czasu. Przyczyn różnych chorób szukano już w starożytnym Rzymie. Najprościej można by je wyjaśnić – gdyby w tamtym czasie stosowano brzytwę Ockhama – karą zesłaną przez bogów, a nie oddziaływaniem mikroskopijnych wirusów i bakterii, których wtedy nikt nie był w stanie zobaczyć czy choćby podejrzewać ich istnienie. Dzisiaj jesteśmy dużo mądrzejsi! Albo weźmy meteoryty. Do XIX wieku najprostszym wyjaśnieniem – obecnie wiemy, że nieprawdziwym – było, że tego typu opowieści muszą być zwykłym zmyśleniem. Wszak z nieba nie mogą spadać kamienie, uważali ówcześni uczeni. Oba te przykłady wyraźnie pokazują, że to, co jest uważane za najbardziej prawdopodobne, wynika z poziomu wiedzy. Zresztą nie musimy wcale podróżować w przeszłość, aby znaleźć przykłady na zawodność brzytwy Ockhama. Małe dziecko na pytanie, skąd się biorą dzieci, odpowie prawdopodobnie, że przynosi je bocian.

Uogólniające oceny formułowane bez uwzględnienia najnowszych wyników badań naukowych prowadzą do błędnych szacunków. Zwłaszcza w argumentacji krytyków i sceptyków kwestia ETI bardzo często konfrontowana jest z codzienną wiedzą opartą na zasadzie Ockhama. Ale naukowcy nie dokonują szacunków na oko. Jeżeli pojawia się nowy łańcuch faktów, na podstawie którego można stwierdzić nie tylko istnienie zaawansowanych cywilizacji w kosmosie, ale także uwzględnić międzygwiezdne ekspansje, to pojawiają się również zupełnie nowe, bardziej prawdopodobne wyjaśnienia tych fenomenów. Wynikiem interpretacji znaleziska archeologicznego czy przekazu historycznego dokonanej według metody Ockhama będzie w wielu przypadkach wniosek, że wytłumaczeniem musi być zjawisko kultyczne. Jednakże owo „musi” jest natychmiast relatywizowane, jeśli założyć, że w dawnych czasach miały miejsce kontakty z „bogami” astronautami. Wtedy brzytwa Ockhama okazuje się nagle bardzo ostra!

Istnieje jeszcze jedna, bezimienna zasada: najpierw uważa się coś za absurdalne, później akceptuje się jako wariant spekulatywny, aby na końcu stwierdzić: „Ależ zawsze tak sądziliśmy!” Ktokolwiek zaobserwował tę prawidłowość, miał całkowitą rację. Naukowcy działający w obszarze astrobiologii oraz badań SETI poszerzyli, według mojego przekonania, horyzonty, gdyż zmusiły ich do tego nowe fakty i obliczenia. Ewolucja galaktyczna, brak izolacji naszego systemu planetarnego, ETI jako realny czynnik są już akceptowane. Dyskusje na kongresie w Montpellier i na innych kongresach naukowych były rzeczowe i zorientowane na fakty – mimo kontrowersyjności poruszanych kwestii. Prawdopodobnie właśnie ta kontrowersyjność jest przeszkodą w prowadzeniu przez naukowców fachowych dyskusji ze „światem zewnętrznym”. Albo też fakt, że wiele hipotez pokrywających się z najnowszymi odkryciami naukowymi zostało sformułowanych przez badaczy amatorów? Aby zrozumieć wyniki badań oraz obliczeń naukowych i włączyć je do wiedzy ogólnej, potrzeba czasu. Trudno ocenić ile, ale niewątpliwie ten proces już się rozpoczął. I jest nieodwracalny.

To, że naukowcy przestali się wzbraniać przed otwarciem swoich obszarów badawczych na możliwość ewentualnych kontaktów z inteligencjami pozaziemskimi, tylko na pierwszy rzut oka jest rzeczą zadziwiającą. Wprawdzie tego typu teorie formułowane są niezwykle ostrożnie, ale ogólna tendencja zdominowana jest przez fakty na rzecz nowych argumentów. Naukowcy, którzy jeszcze bardziej poszerzają swój horyzont, wciąż spotykają się ze sprzeciwem, dotyczy on jednak raczej szczegółów niż ogólnych założeń. Miejmy nadzieję, że do badań nad ETI dołączą kolejne dyscypliny nauki, a przede wszystkim, że informacje o tym, co dzieje się za kulisami tych badań, będą przedstawiane przez media opinii publicznej w dużo większym zakresie, częściej niż do tej pory, bez resentymentów, a także bez posmaku śmieszności i braku odpowiedniej wiedzy.

Ulrich DopatkaKomponenty historii: dawne rzeczywistości

Teoria naukowa dziadków umarła! Utknęła w martwym punkcie między innymi z powodu swojej odgraniczającej koncepcji (nauki od reszty świata) oraz pustych wyobrażeń o racjonalności.

Helmut F. Spinner, profesor filozofii, teoretyk nauki

W nowoczesnym społeczeństwie informacyjnym sytuacja dotycząca zasobów i rodzaju wiedzy zmienia się permanentnie, ponieważ informacja i twarde kontrinformacje dokonują korekty teorii naukowych i relatywizują punkty widzenia. To, co dzisiaj uważane jest za słuszne, już jutro może być nieaktualne. Jeżeli przyjrzeć się bliżej samoświadomości nauk historycznych, widoczna staje się „pułapka obiektywności”. Oczywisty jest również fakt, że badania paleo-SETI^() powinny być jak najszerzej akceptowane.

Badania paleo-SETI otwierają bowiem ogromne możliwości analizy niewyjaśnionych dotychczas zagadkowych zjawisk w naszej prehistorii i umieszczenia ich na odpowiednim miejscu w strukturach nauki. Niezliczone publikacje naukowe – artykuły, wykłady, książki, raporty z badań naukowych, wpisy internetowe – dołączyły w ciągu ostatniego półwiecza najróżniejsze komponenty do nowej historii ludzkości. Głównym obiektem zainteresowań paleoastronautyki były takie zagadnienia, jak: prastare kulty, budowle megalityczne, niewyjaśnione odkrycia, wydarzenia biblijne, zagadki Dogonów, piramidy, antyczne urządzenia latające i wiele innych.

Puste miejsca w historii

Każdy, kto reprezentuje alternatywny punkt widzenia historii, stawał się – i staje się nadal – obiektem krytyki ze strony tradycyjnej, konserwatywnej nauki. Jednakże w wielu przypadkach doszło w ostatnich latach do jak najbardziej kreatywnej wymiany myśli: archeolodzy, antropolodzy, historycy, naukowcy badający kosmos i astronauci, przedstawiciele nauk przyrodniczych, a także filozofowie, filolodzy i teolodzy dołożyli swoje komponenty do paleo-SETI i tym samym do dziejów ludzkości.

Z drugiej strony, wciąż istnieją sceptycy, którzy twierdzą, że paleoastronautyka jest nie do zaakceptowania pod względem naukowym. Powołują się przy tym regularnie na aktualny stan konserwatywnych badań. Problemem owych sceptyków jest fakt, że sami często nie zastanawiają się nad własnym punktem widzenia, nie podają go w wątpliwość, a swoją wiedzę uważają za niepodważalną. Mark Twain powiedział kiedyś: „Kłopot z naprawiaczami świata jest taki, że nie zaczynają od samych siebie”.

Fizyk profesor David Bohm¹ zwrócił uwagę, że sami stwarzamy fakty. Już poprzez bezpośrednie postrzeganie wywołujemy stan faktyczny polegający na tym, że przydajemy mu porządek, formę i strukturę. W fizyce klasycznej stan faktyczny, w sensie uporządkowania planetarnych orbit, „jest robiony”. W ogólnej teorii względności fakt „jest robiony” w sensie uporządkowania geometrii Riemanna, itd.

Tezę tę podjął mój brat Johannes Fiebag², doktor nauk przyrodniczych:

Tak więc rzeczywistości nie ma, ona powstaje dopiero w momencie, kiedy obserwowane przez nas procesy porządkujemy w ogólnie znane schematy: w fizyce, w biologii, a także, rzecz jasna, w archeologii i mitologii. W rzeczywistości są to jedynie zjawiska, które postrzegamy i które określamy jako fakty, jeżeli pasują do istniejącego obrazu świata, a jako „pseudonaukowy bezsens”, jeżeli nie jest to możliwe. Na przykład plamy na Słońcu, które pierwszy zobaczył przez swoją lunetę Galileusz, zostały uznane przez ówczesne dominujące gremia naukowe za rezultat „zaburzeń wzrokowych”, ponieważ nie można ich było dopasować do obowiązujących dogmatów. Mimo to istniały. W podobny sposób negowano kulisty kształt Ziemi, zaprzeczano, że meteoryty spadają na naszą planetę z kosmosu (ponieważ, jak każdemu wiadomo, „w niebie nie ma kamieni”), a hipoteza, że życie na Ziemi mogło ulec zmianom pod wpływem katastrof pochodzenia kosmicznego, jeszcze na początku lat 80. XX stulecia była uważana za „urojenie”. Dzisiaj mamy już lepszą wiedzę na ten temat.

Ale czy wyciągamy z tego wnioski? Raczej nie – scientific community (naukowa wspólnota) ogłasza wszem wobec za pośrednictwem „cenionych naukowców”, czym są fakty, a czym nie . Według mnie należy nieustannie zwracać na to uwagę, że „fakty” są jedynie naszymi przesądami, a „rzeczywistość” tylko odbiciem naszego aktualnego światopoglądu. Natomiast rzekome „urojenia” mogą stać się pewnego dnia całkiem zwyczajną wiedzą naukową ludzkości.

Ten punkt widzenia dotyczy zwłaszcza nauk historycznych, ponieważ, jak stwierdził profesor Thomas Müller w 1998 roku w swoim podstawowym dziele napisanym dla Seminarium Historycznego Uniwersytetu w Zurychu³:

Minione wydarzenia dostępne są teraźniejszości jedynie w formie wiadomości, śladów i pozostałości przeszłości. Prace historyków, będące zawsze tylko częściowym przywołaniem przeszłych wydarzeń, pozostają tym samym niekompletnymi próbami zbliżenia się do przeszłych rzeczywistości.

Słynny francuski filozof Bernard Fontenelle⁴ porównuje wiedzę do pustego miejsca, które należy zapełnić kolejnymi dodatkami, „zarezerwować miejsca, jeżeli można tak powiedzieć, które zostaną zajęte dopiero w przyszłości”.

Dobrym przykładem takiego „pustego miejsca w historii” są ruiny Teotihuacán w Ameryce Środkowej. Początkowo twierdzono, że pod piramidami tego świętego miasta nie ma żadnych grobów. Ale potem zmieniono zdanie, gdyż podczas wykopalisk prowadzonych w 2010 roku na końcu tunelu znajdującego się 15 metrów pod piramidą Quetzalcoatla znaleziono grobowiec sprzed koło 1800 lat, w którym prawdopodobnie został pochowany władca Teotihuacán. Tunel, który ma od 3 do 5 metrów szerokości i ciągnie się na długości prawie 120 metrów, udało się zbadać przy użyciu zdalnie sterowanej kamery.

„Znalezisko to może stanowić klucz do zrozumienia prekolumbijskich kultur Ameryki Środkowej”, stwierdził szef archeologów prowadzących wykopaliska Sergio Gómez Chávez. Według niego wiele wskazuje na to, „że wraz z opieczętowaniem tunelu zakończyła się nieznana dotychczas era antycznego Meksyku i rozpoczęła zupełnie nowa”.

Puste miejsce należy więc wypełnić nową prawdą, która jednak pozostanie w nim tylko do momentu, aż pojawi się kolejna. Problem polega na tym, że pisanie dziejów przez historyka jest w gruncie rzeczy utrwalaniem aktualnych prawd⁵. Powinniśmy zatem mówić o „aktualnej przeszłości”, która już jutro może się znaleźć na „złomowisku” byłych doktryn naukowych, bo obowiązywać będą nowe prawdy.

Historyk nauki Pecheu tak podsumowuje tę kwestię w pracy Ideologie und Geschichte der Wissenschaften (Ideologia i historia nauki): „Krytyczna historia dokonuje wyborów i osądza; ustala to, co jest obowiązujące, i odrzuca to, co takie nie jest; kształtuje przeszłość w rozumieniu teraźniejszości”. Nasuwa się oczywiste pytanie: Skoro historia jest permanentnie zmieniana, w jaki sposób mamy rozpoznać zarodki prawdy?

Poznanie a upływ czasu

Krytycy paleo-SETI błędnie sądzą, że wydarzenia historyczne można oceniać tak samo jak zjawiska przyrodnicze. Powołują się przy tym na tak zwane kryteria jakości naukowej, których użyteczność podważa filozof Stephen Toulmin⁶:

Można mieć poważne wątpliwości, czy kiedykolwiek uda się sformułować coś takiego, jak ostateczna wizja celów nauki . Filozofowie często ulegają pokusie charakteryzowania nauki jako procesu podlegającego określonym regułom, które można spisać na małej karteczce. Uważają określone wymogi (na przykład ten o dostarczeniu sprawdzających się później przepowiedni) za jedyny test, jaki powinna przejść każda naukowa hipoteza.

I dalej zauważa:

Raczej nie można mieć nadziei, że stosując takie ogólne reguły, naprawdę zdołamy coś zrozumieć. Nie istnieje uniwersalna recepta dla wszystkich gałęzi nauk i dla wszystkich naukowców, tak jak nie ma jednego przepisu dla wszystkich kuchni i wszystkich kucharzy. W nauce istnieje wiele rzeczy, które nie odpowiadają żadnym ustalonym regułom i metodom . Nasze kryteria ocen nie są absolutne i niezmienialne”.

Toulmin słusznie krytykuje frazesy obowiązujące w naszej cywilizacji naukowo-technicznej. W jaki bowiem sposób historyk miałby przewidzieć narodziny króla czy wybuch rewolucji, które już miały miejsce? W tym przypadku można by mówić co najwyżej o „wstecznej przepowiedni”. Jego ostateczny wniosek brzmi następująco: nie istnieje żaden prosty test sprawdzający jakość naukową.

Historia składa się z wyjątkowych wydarzeń i zjawisk. Nie można ich, jak to jest w naukach przyrodniczych, powtórzyć w celu dokonania weryfikacji. Wszystko zależy od sensowności wydarzeń, jakie przedstawia historyk czy archeolog. I zawsze trzeba zdawać sobie sprawę, że każda teoria jest opracowywana w ramach istniejących uwarunkowań historycznych i społecznych⁷.

W 2010 roku w mediach pojawiała się następująca wiadomość⁸: „W różnych zakątkach ziemi archeolodzy odnajdują rysunki naskalne z okresu epoki kamiennej z tymi samymi symbolami. Mogą to być znaki prapisma, które powstało na długo przed wczesnymi cywilizacjami”.

Paleoantropolożka Genevieve von Petzinger dokładnie przeanalizowała symbole, jakie ludzie z epoki kamiennej namalowali na skałach i ścianach jaskiń. W rezultacie udało jej się dostrzec pewne prawidłowości. „Kiedy zdałam sobie z tego sprawę, aż przeszedł mnie dreszcz”, wspomina. Von Petzinger, absolwentka wydziału paleoantropologii na University of Victoria, być może odkryła pierwsze pismo ludzkości. Doszła do tego wniosku, gdy zauważyła, że pewne symbole geometryczne pojawiają się na ścianach jaskiń dwa razy częściej niż wizerunki zwierząt czy sceny z polowań. „Oznacza to, że muszą istnieć dosłownie tysiące malowanych znaków z neolitu”, twierdzi von Petzinger.

Analiza komputerowa 5000 rysunków ze 146 jaskiń we Francji, powstałych w okresie 35 000–10 000 lat temu, wykazała, że aż 26 symboli pojawia się w większości z nich. Rysunki naskalne w jaskiniach poza obszarem Francji również zawierały te znaki. Von Petzinger sporządziła mapę, która pokazuje, jak powtarzające się symbole są rozłożone na różnych kontynentach. Tym, co ją ogromnie zadziwiło, był fakt, że dotychczas żaden badacz nie skatalogizował tych symboli.

Gdyby paleoantropolodzy przeczytali książki profesora Marcela Hometa, Ericha von Dänikena, Petera Kolosima czy Roberta Charroux, doszliby do tego wniosku już kilka dekad wcześniej. Ignorancja i klapki na oczach uniemożliwiły im rewizję własnego punktu widzenia. Uznali swoją wiedzę za absolutną i zlekceważyli idee pochodzące spoza aktualnie obowiązującej. A przecież, jak trafnie zauważył mój brat Johannes Fiebag: „rzekome »urojenia« mogą stać się pewnego dnia całkiem zwyczajną wiedzą naukową ludzkości”.

Nowoczesne analizy komputerowe symboli z epoki kamiennej potwierdzają to, co profesor Marcel F. Homet, pionier paleo-SETI, udowodnił podczas swoich wypraw po Amazonii w latach 1949–1952: tysiące lat temu istniał ogólnoświatowy kod informacyjny. Na zdjęciu „Kamień dziesięciopalczasty” z Coaty, który jest prawie identyczny ze znaleziskiem w Vilmaure we Francji
(fot. Homet).

Krytycy paleo-SETI powinni także wyciągnąć wnioski z publikacji historyka Reinharda Kosseleka, który stwierdził samokrytycznie: „To, co dzisiaj mówimy na temat historii, nie jest odzwierciedleniem jeden do jednego, lecz próbą zacerowania pełnej luk sieci źródeł”⁹.

Mieszkam w Northeim, małym mieście na północnym krańcu Harzu. Nigdy nie przypuszczałem, że zaledwie kilka kilometrów dalej znajduje się rzymskie pole bitwy. Zostało ono odkryte latem 2008 roku. Znalezione tam monety, szpice oszczepów, kolczuga, fragmenty kości i inne przedmioty pozwoliły określić datę tego wydarzenia na trzecie stulecie naszej ery. Było to absolutnym zaskoczeniem dla historyków, gdyż nie liczono się z tak masową obecnością militarną Rzymian w tak późnym okresie w miejscu tak odległym od Germania Magna.

Jest to pierwsze potwierdzenie, że Rzymianie jeszcze 200 lat po klęsce w bitwie w Lesie Teutoburskim przedsiębrali szeroko zakrojone akcje militarne, i to aż do samego centrum Germanii. Dr Michael Geschwinde z Krajowego Urzędu Ochrony Zabytków w Dolnej Saksonii stwierdził:

Przywykliśmy do tego, że historia jest pisana przez historyków. Tutaj ten powszechny proces został odwrócony: odkrycie archeologiczne dokonało quasi-interwencji w nasz wizerunek historii, zmusza nas do dokonania korekt, pisze historię na nowo! Wyobrażenia o „wolnym od Rzymian” rozwoju germańskich plemion w okresie od I do III wieku po Chrystusie trzeba poddać rewizji . Wprawdzie istnieją relacje z rzymskich źródeł o wyprawach zbrojnych długo po bitwie w Lesie Teutoburskim, ale nigdy nie udało się tego udowodnić. Teraz musi dojść do nowej oceny także tych historycznych tekstów.

Przykład ten pokazuje bardzo wyraźnie, że wydarzenia z przeszłości są dostępne teraźniejszości jedynie w formie relacji, śladów i pozostałości. Praca historyków zawsze pozostanie pełną luk próbą zbliżenia się do byłej rzeczywistości³. Historyk ma do dyspozycji ograniczoną liczbę źródeł, zazwyczaj tym mniejszą, im starsza jest badana przeszłość. Istnieją też wydarzenia, które nie pozostawiły po sobie żadnych śladów. Poza tym historyk zawsze włącza do rekonstrukcji przeszłych wydarzeń własną teraźniejszość i własny punkt widzenia. Wynikają z tego trzy oczywiste konsekwencje.

Opracowania historyczne są:

1. zawsze tymczasowe,

2. nigdy w pełni wyczerpujące, a tym samym

3. w każdej chwili mogą zostać zrewidowane.

Wywody historyczne zawsze są „w trybie przypuszczającym, nawet jeżeli formułuje się je za pomocą zdań orzekających”¹⁰.

Sensacyjne znalezisko w Dolnej Saksonii podważa historyczny „pewnik”. Rzymianie jeszcze długo po bitwie w Lesie Teutoburskim byli obecni poza limes („Oldenburgische Volkszeitung” z 18 kwietnia 2009 roku).

Kino epoki kamiennej

To także trzeba raz jeszcze wyraźnie podkreślić: w nauce nie ma bezstronności. Należy uświadomić sobie ten fakt, inaczej wpadnie się – jak to jest w przypadku wielu krytyków – w tak zwaną pułapkę obiektywizmu. Badania historyczne czy archeologiczne rzadko dostarczają jednoznacznych odpowiedzi; prawie zawsze możliwe są odmienne interpretacje lub różnorodne stany faktyczne, a także ich uzasadnienia¹¹. Mimo to naukowcy i media wysuwają tego typu „hegemonialne roszczenia”. Chcą decydować o interpretacji świata i jednocześnie tłumią wszelkie alternatywy. Każdy pogląd na temat odmiennych światów zagraża ich własnym interpretacjom.

W 2010 roku został opublikowany artykuł zatytułowany Kino epoki kamiennej. Filmy na skałach¹². Czytamy w nim:

Czy w neolicie były kina open-air? Badacze opracowali zaskakującą teorię. Według niej nasi prehistoryczni przodkowie oglądali serie rysunków naskalnych, które przypominają filmy. A teraz naukowcy ożywili te obrazki.

Walki na miecze i sceny wojenne, ludzie na polowaniach i podczas tańców rytualnych, do tego pomysłowe efekty świetlne i słoneczne – wygląda na to, że widzom kina epoki kamiennej prezentowano niezły repertuar.

Tę zadziwiającą tezę na temat istnienia „prehistorycznego kina” sformułowali brytyjscy i austriaccy archeolodzy, którzy przeanalizowali liczące nawet 6000 lat rysunki naskalne w Val Camonica (Lombardia, Włochy). Znajdują się tam ciągi złożone nawet z 50 obrazków, co stwarza wrażenie animacji: „Te rysunki naskalne nie są statycznymi ujęciami, lecz obrazami składającymi się na pewną historię – zupełnie jak w kinie”, wyjaśnia Frederick Baker z Muzeum Archeologicznego i Antropologicznego Uniwersytetu w Cambridge. Poza tym można było osiągać efekty rozjaśniania i zaciemnienia, jak w prawdziwym filmie, poprzez wykorzystanie zmieniającej się pozycji słońca. A sceny wyryte na wyjątkowo gładkich skałach odbijają się jak na ekranie.

W „Spiegel Online” można przeczytać następujący komentarz na ten temat:

…„teorię” tę sformułował już 40 lat temu w swoich książkach największy naukowiec wszech czasów Erich von Däniken.

To nie jest nic nowego. W tamtym czasie naukowiec z mainstreamu musiał się zaciekle bronić przed teoriami Dänikena, ponieważ w przeciwnym razie nie byłby traktowany poważnie.

Dzisiaj stare koncepcje Ericha są odgrzewane i sprzedawane jako nowe naukowe odkrycia.

No cóż, duch czasu…

Kwestię, czy niezwykła teoria starego kina jest słuszna, pozostawmy otwartą. Ale niektórym naukowcom bez wątpienia przydałoby się trochę więcej pokory i zarazem otwartości. Zbyt często bowiem rozpowszechniane są twierdzenia określane mianem faktów, z zachwytem przyjmowane przez krytyków i media, a potem okazuje się, że to tylko przypuszczenia, fantazje. Już Jakob Burckhardt (1818–1897) w swoich Weltgeschichtliche Betrachtungen (Rozważania historyczne o świecie) napisał: „Historia jest najbardziej nienaukową ze wszystkich nauk, tyle że przekazuje dużo rzeczy godnych uwagi”.

Epoka technicznego ateizmu

Wyrazisty negatywny przykład stanowi pogląd Carla-Friedricha Geyera, który w swoim dziele Formen, Beispiele, Deutungen (Formy, przykłady, interpretacje) stwierdza: „Mity nie mówią o bogach czy innych tego typu siłach, lecz o naszej egzystencji”. Skąd Geyer bierze taką pewność? Czy był obecny przy powstawaniu mitów? Do tego typu skrótów myślowych i ich skutków odnosił się profesor Rolf Ulbricht w 1988 roku¹³:

Człowiek neguje swoją historię, swoje doświadczenia i swoją religię, ponieważ chce być nowoczesny . Powinno się raczej zadawać pytania, dlaczego ludzie w przeszłości byli zawsze tak bardzo zainteresowani bogami, mimo że według ateistów ci w ogóle nie istnieją. Dlaczego ludzie podchodzili do bogów z obawą i strachem? Dlaczego składali im ofiary? Dlaczego kierowali śpiewy i modlitwy ku niebu? Dlaczego całe pokolenia pracowały w pocie czoła przy budowie świątyń i innych obiektów kultu? Dlaczego stare przekazy historyczne są pełne bogów? Dlaczego ludzie pragną być podobni do bogów?

W epoce technicznego ateizmu powinniśmy nie tylko pytać, czy tak wszechmocni niegdyś bogowie, źródło wszelkiego dobra, uosobienie rozsądku i moralności, byli wolontariuszami z odległych planet, lecz także przyznawać tym bogom, z powodu naszych technicznych doświadczeń, cechy i umiejętności, których sami jeszcze nie mamy i których być może nigdy nie będziemy posiadali.

Podsumujmy: każdy, kto zajmuje się naszą przeszłością – nieważne, z jakiego punktu widzenia – powinien wyciągnąć wnioski z rozwoju nauk historycznych. Historyczne i prehistoryczne dokumenty oraz przekazy muszą być nieustannie podawane w wątpliwość, oceniane na nowo i porównywane z aktualnym stanem wiedzy. W tym kontekście badania paleo-SETI wydają się potrzebne i pożyteczne. Wystarczy bowiem jeden jedyny dowód, jeden niepodważalny relikt pochodzenia pozaziemskiego, aby potwierdzić teorię paleoastronautyczną. Dlatego bardzo ważne jest, aby ciekawość nie była „zakazywana”, aby myśli i rezultaty badań mogły być prezentowane i omawiane w swobodny sposób, także w kręgach naukowych, i aby również pasjonaci bez naukowych tytułów mogli swobodnie szukać nieznanych jeszcze dróg i w ten sposób wnieść swój wkład do badań nad teorią paleo-SETI i do dziejów ludzkości.

Peter FiebagPrzypisy

^() ET (Extra Terrestrial) – pozaziemski (przypisy oznaczone gwiazdką, o ile nie zaznaczono inaczej, pochodzą od tłumacza).

^() ETI (Extra-Terrestrial Intelligence) – pozaziemska inteligencja.

^() SETI (Search for Extra-Terrestrial Intelligence) – projekt naukowy, którego celem jest szukanie kontaktu z pozaziemskimi cywilizacjami.

^() Paleo-SETI (Paleoastronautyka) – hipotezy dotyczące przeszłości ludzkiej cywilizacji w kontekście jej kontaktów z istotami pozaziemskimi.
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: