Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Cyngle - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
14 kwietnia 2015
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
29,88

Cyngle - ebook

Opowieść „CYNGLE” rozpoczyna się w Międzyrzecu Podlaskim w czerwcu 1999r. Główni bohaterowie wychowani na „Psach” Pasikowskiego, Dżino, Enrico i Mały, mieszkają na jednym osiedlu. Przyjaźnią się od dziecka. Dżino, były żołnierz, uczestnik misji pokojowej w Bośni i Hercegowinie, były najemnik z Kosowa, otrzymuje propozycję pracy od swego byłego dowódcy. Teraz jest on grubą rybą wśród warszawskich biznesmenów. Zabiera przyjaciół i wyrusza do Pruszkowa. Robota ma być prosta. Ochrona dowódcy. Przyjaciele dowiadują się jednak, że pracodawca zadarł z Serbami i to jeszcze podczas wojny w Bośni. Sprzątnął im sprzed nosa śmiercionośne głowice. Generał Kostyriew, dowódca Serbów, werbuje w swe szeregi coraz więcej Rosjan. Postanawia zrobić wszystko by dowiedzieć się gdzie wróg ukrył rakiety. Chce je odzyskać. Dżino postanawia dokończyć to, co zaczęło się 3 lata temu, zniszczyć głowice i definitywnie rozprawić się z Kostyriewem. Werbuje ludzi z byłego oddziału i próbuje wykonać zadanie. Zwroty akcji, policja, zdrada, miłość i śmierć, depczą im po piętach. Nie wszyscy wyjdą z tego żywi. Jeżeli im się nie uda, świat może przestać istnieć. Czy wróg pozwoli im zniszczyć śmiercionośne głowice? Odpowiedzi znajdują się na stronach powieści.

Michał Idzikowski (36 l.) urodził się w Międzyrzecu Podlaskim w województwie lubelskim. Skończył studia magisterskie na Akademii Siedleckiej. Studiował pedagogikę. Od 7 lat mieszka w Białej Podlaskiej lecz chętnie wraca do oddalonego o 25 km Międzyrzeca Podlaskiego, gdzie odwiedza rodzinę i przyjaciół. Ma śliczną żonę i dwie piękne córki. Dużo czyta i gra w gry komputerowe, najchętniej te z gatunku RPG.

Kategoria: Sensacja
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-64343-59-9
Rozmiar pliku: 4,4 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

PROLOG

23 czerwca 1999r. Międzyrzec Podlaski

Wszystko zaczęło się tego pamiętnego dnia. Padał deszcz, życie jak zwykle śmierdziało. W piwnicach osiedlowych bloków zalęgły się cienie. Przez niedomknięte okienka widać było zniszczone twarze, słychać było głosy ich właścicieli. Odór taniego spirytusu zmieszany z dymem skręcanych naprędce papierosów unosił się w powietrzu, wypełniając poranne powietrze ohydną mieszanką. Mieszkańcy blokowiska usytuowanego nieopodal miejskiego cmentarza wyłaniali się zza betonowych ścian, by rozpocząć codzienny rytuał. Nikt nie spieszył się do pracy. Nie widać było jeszcze kolorowych tornistrów dyndających na plecach dzieci, wyruszających do szkoły. Było wcześnie a mimo to flaszka rozbełtanego spirytusu przechodziła już z rąk do rąk. Jej zawartość drapała gardło i paliła wnętrzności. I nie kosztowała zbyt drogo. Pięć polskich złotych nie było wygórowaną ceną za pół litra trucizny. I jeszcze to opakowanie, bełt przelany w butelkę po occie. Można ją było kupić w co drugim bloku, a melin na osiedlu nie brakowało. Na tych lepszych można było spróbować spirytusu na miejscu i zagryźć działkę konserwowym ogórkiem. Zawartość butelki znikała szybko w przełykach biesiadujących. Jeszcze jedna, a potem trzeba będzie wyjść na zewnątrz, pod sklep… nazbierać kolejne monety i kupić następny zajzajer na osiedlowej melinie. Czasami te pijackie szumowiny wylegały z cienia by napaść na zwykłych mieszkańców tego osiedla i siłą wydrzeć ciężko zarobione przez nich pieniądze…, za które Ci degeneraci zakupić będą mogli swój nektar. Zdarzało się i tak… ale nie dzisiaj…

Wysoki, dwudziestokilkuletni mężczyzna wyszedł z klatki najdłuższego z bloków. Zrobił parę kroków, spojrzał na zegarek i zaczął iść wolno chodnikiem. Podniósł kołnierz w skórzanej kurtce i zapalił papierosa nie przejmując się padającym deszczem. Machnięciem nogi odgonił szczekającego psa i splunął w stronę wystającej z piwnicy głowy. Jego wzrok wędrował co chwilę w stronę przeciwległego bloku, wpatrywał się w okna gdzie mieszkali jego kumple.

Zatrzymał się. Oczekiwał w umówionym miejscu na spotkanie, nikt jednak nie nadchodził. Po jego krótkich blond włosach zaczęła skapywać deszczówka, na kurtce widać było już tysiące kropel. Cienie w piwnicach zniknęły, odgłosy ucichły. Tylko krople deszczu uderzały miarowo w stary chodnik, zmywając wszystkie zalegające na nim brudy. Wyczuwalne już i tak napięcie, momentalnie zaczęło rosnąć i przybierać na sile. Gdzieś w oddali odezwała się syrena policyjna. Inne osiedla miały tam swoich „mieszkańców”.

Coś było nie tak. Mieli się spotkać w mówionym czasie, a ten właśnie mijał. Mężczyzna wyciągnął pistolet i przeładował go. Chwycił spluwę w lewą dłoń. Niedopałek poszybował w powietrzu, wpadł w kałużę i zgasł. Ruszył w stronę przeciwległego bloku. Pewnym krokiem, skupiony i zdecydowany. Z kieszeni kurtki wyciągnął ciemne okulary i wsunął je na nos. To mu dodawało pewności, choć nigdy nie chorował na jej brak. Podszedł do bloku. Spojrzał w górę, na okna mieszczące się na pierwszym piętrze klatki, obok której właśnie przechodził.

W oknie coś mignęło, po chwili otworzyło się z trzaskiem. Postać ubrana w stary waciak i gumowce uderzyła z gruchotem o asfalt. Niemal pod nogi zbliżającego się mężczyzny.

— Na szczęście to nie Enrico. — pomyślał gdy odtrącił nogą rękę, która zasłaniała twarz.

Pistolet trzymał gotowy do użycia. Nie zawahałby się strzelić… Spojrzał na ciało. Mężczyzna był starszy od niego, brudny i zarośnięty. Śmierdział zajzajerem. Nie ruszał się. Miał otwarte oczy. Chłopak widywał go wielokrotnie pod sklepem i w piwnicach swojego bloku. On był odpowiedzialny za napady na mieszkańców. Kradł biżuterię i pieniądze, by móc się później napić. Wołali na niego Żółw. Przypomniał sobie, że kilka razy chciał wysępić od niego fajka.

— Może teraz chcesz zapalić ścierwo?! — krzyknął i podeszwą swojego ciężkiego wojskowego buta nadepnął Żółwiowi na krtań. Mężczyzna nie wydał z siebie żadnego dźwięku. Nawet się nie poruszył.

— Do ciebie mówię, sukinsynu! — warknął i nacisnął mocniej. Bez rezultatu. Żółw był martwy. Pod jego głową zaczęła się formować kałuża czerwonej posoki. Rozlewała się na asfalt bardzo szybko, mieszając się z brudem i deszczem…

— Dżino zostaw go! On nie żyje! — W oknie na pierwszym piętrze pojawiła się uśmiechnięta twarz.

Facet w oknie był niższy od Dżina, ale równie dobrze zbudowany. Czuprynę miał krótszą niż jego przyjaciel stojący na dole. Na pierwszy rzut oka można by było wziąć go za obcokrajowca. Jego twarz była brązowa. A włosy czarne jak smoła. Szybko przygarniał do siebie promienie słońca. Obaj byli w podobnym wieku. Ubrany był w hawajską koszulę, rozpięta do połowy. Śmiał się, bawiąc oczy całą sytuacją.

— Kurwa! — krzyknął Dżino — już myślałem, że cię dorwali. Schodź szybko na dół. Byliśmy umówieni! Zawsze muszę na ciebie czekać! — złapał ciało za kołnierz waciaka i zaciągnął je pod żywopłot.

Rozejrzał się nerwowo wokoło, wzrokiem przebiegł po oknach i balkonach. Nikogo nie widział. Ale czuł, że gapią się na niego zza firanek. Schował pistolet za pasek, z tyłu spodni. Wyciągnął kolejnego papierosa i odpalił go. Zaciągnął się dymem.

Enrico zszedł na dół i spojrzał z niesmakiem na Dżina, widząc papierosa w jego ustach. Bardzo tego nie lubił. Te spojrzenie nie zrobiło większego wrażenia na palącym, przywitali się i ruszyli w stronę kolejnej klatki. Szybkim krokiem weszli do środka. Dotarli na drugie piętro. Drzwi były otwarte. Weszli i zaryglowali je za sobą. W przedpokoju przywitał ich niewysoki mężczyzna. Miał na sobie jedynie bokserki. Przeciągnął się powoli i ziewnął. Pogłaskał się po wygolonej na „łyso”. Świeże strupy świadczyły o tym, iż niedawno się strzygł. Na klatce piersiowej i przedramionach miał blizny, stare i świeże. Uwielbiał walki na noże.

— Kurwa, Mały! — zaklął Dżino — ile można na ciebie czekać?

— Spoko. Słyszę dobrze, nie musisz się drzeć. Zaspałem bo miałem wczoraj małą imprezkę. — Kiedy to mówił, z pokoju wyjrzała jakaś młoda dziewczyna. Nie miała na sobie zbyt dużo garderoby, zasłaniała się bluzką. Prześwitywały przez nią sutki jej pełnych piersi.

— Wszystko rozumiem. — Dżino uśmiechnął się patrząc na dziewczynę.

Była niezła. Uśmiechała się zalotnie jeszcze bardziej odsłaniając cycki.

— Dobra. Przepraszam. Możemy gdzieś usiąść i pogadać?

— Jasne. Idźcie do kuchni. — odpowiedział z uśmiechem Mały — Enrico, w lodówce jest piwo. Jakbyś mógł…

Enrico nie reagował. Wpatrywał się w dziewczynę. Nawet ładna ale pusta i tylko na jeden raz — pomyślał.

— Enrico… — ponowił Mały.

— Jasne, nie ma sprawy. — odpowiedział Enrico. Puścił oczko w stronę półnagiej laski i wszedł do kuchni.

— Oj Mały, Mały — przechodząc poklepał przyjaciela po twarzy i uśmiechnął się do niego.

— Zaraz do was dołączę… Tylko włożę jakieś spodnie. — Mały złapał dziewczynę i zniknął z nią w pokoju. Wchodząc zamknął za sobą drzwi.

Dżino rozejrzał się po mieszkaniu. W kiblu paliło się światło.

— To pewnie brat Małego. — pomyślał Dżino — Znowu się chowa skurwiel. Dżino nie pałał miłością do starszego brata Małego. Starszego o kilka minut. Byli bliźniakami. Odziedziczył w genach większy wzrost ale wszystkie lepsze cechy ulokowały się w Małym. Wielokrotnie uczestniczył w bijatykach pod sklepem. Podobno sam nawet pił zajzajer. Dżino położył na stół pistolet i usiadł na stołku. Enrico otworzył lodówkę i postawił na stół dwie „Perły”. Oderwał kapsle i podał Dżinowi butelkę. Dżino wziął swoją Berettę 92FS w dłoń i położył ją na kolanie. Przechylił piwo i wlał w siebie odrobinę złotego płynu.

— Dlaczego załatwiłeś Żółwia?

— Bo dupek zaczepił mnie na ulicy i pyta się mnie czy mam fajka? A wiesz, że jestem na to uczulony, więc odpowiadam mu — tak mam, ale w domu. Chodź ze mną, to ci dam. No i poszedł. W domu dałem mu papierosa i poprosiłem go grzecznie, żeby spalił w oknie. Skurwiel mówi do mnie — daj mi jeszcze ognia. Tego było za wiele. Wybuchłem. Uderzyłem go raz, kantem dłoni w krtań. Wypadł przez okno już martwy. A resztę już znasz Dżino. — Enrico skończył z uśmiechem swoją opowieść.

— Jedną szumowinę mniej w mieście. Idę się odlać. — Wstał, przeszedł przez przedpokój i skierował się w stronę łazienki. Po drodze schował pistolet za pasek.

— Jest tam kto?

— Tak… już wychodzę… — głos większego z bliźniaków dobiegł zza drzwi. Był przestraszony i rozdygotany. Mężczyzna schował się w swojej kryjówce z nadzieją, że nieproszeni goście szybko sobie pójdą i dadzą mu spokój. Myślał o tym, że Mały nie pozwoli go skrzywdzić. Jednak jak zwykle się łudził…

— Wyłaź i zrób miejsce! — krzyknął Dżino rozpoznając ten syczący głos.

Drzwi otworzyły się i mężczyźni spojrzeli na siebie. Chwila nieprzerwanej ciszy wydawała się wiecznością. Spojrzenie w oczy i badanie przeciwnika. Kto pierwszy zrobi niewłaściwy ruch i spanikuje. Minęła sekunda lub może dwie. Nie więcej. Większy z bliźniaków szybkim ruchem ręki wyciągnął z kieszeni spodni sprężynowy nóż i wysunął ostrze.

— Mówiłem ci, że nie chcę cię tu więcej widzieć frajerze! — krzyknął do Dżina. Starał się przydać barwie swego głosu ostry ton, przekrzyczeć swój lęk i zastraszyć przeciwnika.

— Nie mów do mnie frajerze! — Dżino spokojnie obserwował twarz mężczyzny. Czekał na jego ruch. To nie rękę z nożem obserwował ale twarz, czekał na moment, w którym tamten zaatakuje. Obserwował jego mimikę. A twarz buzowała strachem i niezdecydowaniem.

— Rzuć nóż. Wyskocz do mnie na pięści. — Dżino cofnął się i zacisnął dłonie. Uniósł je obie do góry, prawą na wysokości oczu, by osłaniała twarz a lewą oddaloną od przeciwnika, gotową do wyprowadzenia ciosu trzymał w gotowości.

— Wal się — twarz wyższego z bliźniaków zmieniła się w napadzie furii a ręka z nożem pomknęła do przodu. Prosto w kierunku Dżina. Atak był mało skuteczny a twarz zdradziła zamiary atakującego chwilę przed tym, jak zaatakował. Dżino zasłonił się prawą ręką przed zbliżającym się ostrzem i lewym sierpowym uderzył Większego prosto w szczękę. Potężne uderzenie powaliło mężczyznę na ziemię. Nóż wypadł z bezwładnej ręki.

— Mógłbym cię zabić ścierwo — Dżino podniósł nóż z podłogi — ale nie mogę się nawet na ciebie patrzeć. Leż tu spokojnie, bo mogę naszczać ci na tę twoją piękną buźkę.

Przestąpił nad leżącym i wszedł do toalety. Wyrzucił nóż do kosza na bieliznę. Nigdy nie lubił białej broni. Pociągały go spluwy. Noże — to miłość Małego. Gdy wyszedł, w przedpokoju stał już Mały. Ubrał się w „bojówki” i czarny polar. Dziewczyna jeszcze raz zalotnie popatrzyła na Dżina, pocałowała Małego i wyszła z mieszkania. Mały przenosił wzrok, to na leżącego w przedpokoju brata, to na Dżina. Nie był zbyt zadowolony.

— Przepraszam Mały za brata, ale potknął się o moja nogę. Widocznie za dużo wypił. Ale nie martw się, nie zrobił sobie krzywdy. Zasnął.

—Mały wybuchnął śmiechem:

— Enrico chodź zobacz.

Z kuchni wyłonił się Enrico i dołączył się do rechotu Małego.

— Nieźle się musiał potknąć. — Enrico puścił oczko do Dżina.

— Kurwa on się zawsze gdzieś wpierdoli. — odezwał się Mały — A dobrze mu tak.

Zaczęli śmiać się we trzech. Głośno i radośnie. Jednak chwila radości nie trwa zbyt długo. Pod blokiem rozbrzmiał głośny sygnał radiowozu policyjnego. Słychać było kolejne syreny. Zapewne karetka. Mężczyźni podbiegli do okna w kuchni. Wyjrzeli na zewnątrz. Na dworze, przy klatce na włączonych ”bombach” stał policyjny polonez, na osiedle wjeżdżała karetka. Ludzie zaczęli wychodzić na balkony i z klatek. Coś się działo, kolejna atrakcja i okazja do poplotkowania. Ilu z nich widziało całe zdarzenie, a ilu odważy się powiedzieć coś Policji. Czas pokaże.

— Zabierają ciało. — wyszeptał Enrico.

— Chowajmy się, — dodał Dżino — martwię się żeby nas nikt nie sypnął.

— Jeżeli ktoś sypnie, już po nim. — Mały wyciągnął z pochwy przy pasku długi, myśliwski nóż — Ściągnę takiemu skórę, ale zrobię to na żywca.

— Dobra, musimy się zamelinować na parę godzin — Dżino wyszedł do przedpokoju. Większego nie było widać już na podłodze. Wszedł do pokoju i usiadł na fotelu. Enrico i Mały zajęli miejsca na kanapie naprzeciwko niego.

— Czemu chciałeś się spotkać?

— Mam do was interes. —zaczął Dżino — Potrzebuję was do pewnej roboty w Warszawie.

Nie ma sprawy. Zaczynałem się już nudzić. — powiedział Mały.

— Jesteśmy z tobą do samego końca. Naszego lub twojego. — dorzucił Enrico.

Dżino uśmiechnął się. Enrico wiedział doskonale, że jego przyjaciel wychował się na „Psach” Pasikowskiego i cytat z ulubionego filmu bardzo mu się w tej chwili spodoba.

— Wiedziałem, że mogę na was liczyć. Zostaniecie za to wynagrodzeni. W nocy ruszamy.
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: