Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Dasz radę! O pokonywaniu uzależnień - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
10 czerwca 2014
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
Produkt niedostępny.  Może zainteresuje Cię

Dasz radę! O pokonywaniu uzależnień - ebook

Ta książka otwiera oczy na wiele problemów, ostrzega, ale jednocześnie daje nadzieję i uczy wytrwałości w działaniu. Na zdrowie!

O doświadczeniach w terapii uzależnień opowiada w tej książce dr Bohdan Tadeusz Woronowicz – legenda psychiatrii, człowiek konkretny w pracy i poglądach, a równocześnie niezmiernie czuły. Oddaje głos także swoim zdrowiejącym pacjentom i przyjaciołom.

Intensywny styl życia, rozwój technologii, zmiany w relacjach międzyludzkich powodują wzrost i pojawianie się nowych uzależnień. Wielu ludzi nawet nie pyta samych siebie, dlaczego nie potrafią funkcjonować bez picia alkoholu czy palenia marihuany. Dlaczego przesiadują godzinami przed komputerem i nie rozstają się z komórką albo dlaczego ich dziecko woli zaciemniony pokój od treningu na świeżym powietrzu? Czego im brakuje, żeby zatrzymać się, zadać sobie pewne pytania, spojrzeć na świat i siebie i spróbować zmienić swoje życie? Czy przypadkiem nie jest to również Twoje życie?

Jest taka anegdota o Doktorze. Przychodzi pacjent na rozmowę kwalifikacyjną, a Doktor mówi mu tak: „Proszę pana, za tym moim Białym Domkiem stoi wiadro wódki. Pan tam pójdzie, wypije tę wódkę i dopiero przyjdzie do mnie”. To pokazuje, że Doktor wie, że ten gość nie poznał jeszcze swojego dna i nie ma w sobie odpowiedniej motywacji do leczenia.

Przypatrz się sobie i swoim bliskim. Zacznij żyć inaczej. Poszukaj pomocy. Stań się człowiekiem wolnym i smakuj cały świat.

Człowiek uzależniony czuje się bardzo samotny. Nie chce przyznać się przed sobą do uzależnienia, mówi: „W każdej chwili mogę przestać”. Jednak nie może i nie potrafi poprosić o pomoc – jest przecież ambitny i wstydzi się powiedzieć sobie np. „Jestem alkoholikiem” czy „Jestem narkomanem” itd. – to są przecież takie brzydkie wyrazy. Ale trzeba w końcu tak do siebie powiedzieć, a potem wyciągnąć rękę po pomoc, bo na końcu tej wyciągniętej ręki może znaleźć się ktoś, kto pomoże; trzeba tylko przełamać wstyd i poprosić. Tym kimś, kto pomoże, jest na pewno dr Bohdan Woronowicz.

Stanisława Celińska

Bohdan Tadeusz Woronowicz – doktor nauk medycznych, specjalista psychiatra, seksuolog, certyfikowany specjalista i superwizor psychoterapii uzależnień, inicjator nowoczesnych rozwiązań terapeutycznych oraz organizacyjnych w lecznictwie odwykowym w Polsce. Wieloletni szef Ośrodka Terapii Uzależnień w Instytucie Psychiatrii i Neurologii w Warszawie. Prowadzi program terapii w Centrum Konsultacyjnym Akmed. Był pierwszym Powiernikiem Klasy A (niealkoholikiem) w polskiej Wspólnocie AA. Autor wielu artykułów naukowych i popularnonaukowych oraz kilku specjalistycznych książek o uzależnieniach. Pochodzi z Nowogródka.

Karolina Prewęcka – dziennikarka prasowa, autorka wielu tekstów o tematyce medialnej. Od kilku lat przeprowadza wywiady rzeki. Nakładem Prószyński i S-ka ukazały się jej rozmowy z aktorami Bohdanem Łazuką („Przypuszczam, że wątpię”, 2010) i Stanisławą Celińską („Niejedno przeszłam”, 2012). Z zamiłowania i wykształcenia etnograf po Uniwersytecie Warszawskim. Pochodzi z miejscowości Lubraniec na Kujawach.

Kategoria: Poradniki
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-7961-779-1
Rozmiar pliku: 3,0 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

Występują w książce:

Krzysztof Brzózka

dyrektor Państwowej Agencji Rozwiązywania Problemów Alkoholowych (PARPA)

Stanisława Celińska

aktorka filmowa i teatralna

Robert D. Gamble

Amerykanin, pastor Kościoła episkopalnego, od lat związany z Polską, właściciel wydawnictwa Media Rodzina

Irena Jankiewicz

terapeutka, współpracuje z Centrum Konsultacyjnym Akmed

Witold Karaszewski

dyrektor zarządu Fundacji Biuro Służby Krajowej Anonimowych Alkoholików w Polsce

ks. Wiesław Kondratowicz

proboszcz parafii w Kowalewie, prałat Kapituły Konkatedralnej, członek Zespołu Konferencji Episkopatu Polski ds. Apostolstwa Trzeźwości, Diecezjalny Duszpasterz Trzeźwości, założyciel i dyrektor Diecezjalnego Ośrodka Duszpasterstwa Trzeźwości w Kowalewie

Elżbieta Kosior

wiceprezes Fundacji Zależni Nie Zależni

ks. Dariusz Kwiatkowski

w latach 1999–2003 stworzył i kierował Licheńskim Centrum Pomocy Rodzinie i Osobom Uzależnionym, aktualnie duszpasterz rodzin i osób uzależnionych w polskiej parafii w Ealing i przełożony wspólnoty księży marianów w Londynie, przez kilka lat był powiernikiem klasy A polskojęzycznych grup wspólnoty AA poza granicami kraju

Mariola Mastek

współzałożycielka i szefowa CKU – Centrum Konsultacyjnego dla Uzależnionych i ich Rodzin w Dublinie

Tatiana Mindewicz-Puacz

psychoterapeutka, prowadzi poradnię TFC – Psychoterapia Indywidualna i Rodzinna, autorka akcji „Alcosfery. Picie w biznesklasie”

Bolesław Piecha

senator RP, lekarz, były wiceminister zdrowia

Pola

anonimowa alkoholiczka

Eugeniusz Poloczek

prezes Trzeźwościowego Stowarzyszenia Kulturalno-Turystycznego w Katowicach

Adam Dariusz Rachuba

wójt gminy Pokrzywnica koło Pułtuska

Stanisław Ś.

anonimowy alkoholik, poeta, bard, aktor

Tadeusz

anonimowy alkoholik, Londyn

Małgorzata Sawicka-Woronowicz

żona doktora Woronowicza

Dorota Woronowicz

córka doktora Woronowicza

Miłosz Woronowicz

syn doktora WoronowiczaWSTĘP

Jest wyjście z ciemnego tunelu

Co było najpierw?

Moja wielomiesięczna szczera rozmowa ze Stasią Celińską. Powiedziała mi i czytelnikom naszej wspólnej książki o tym, jak piła, była na dnie, ale przebudziła się, dzięki wierze ocalała i zaczęła nowe życie.

W jej świadectwie padło tylko jedno nazwisko. Doktor Bohdan Woronowicz. Szukała u niego ratunku, ale nie spotkali się wówczas. Stasia mówiła o nim z ogromną atencją. Zapamiętałam ten fragment naszej rozmowy.

Po jakimś czasie zaangażowałam się w pomoc pewnej młodej osobie, a ktoś, komu ufam, poradził mi, żeby „iść z tym do Woronowicza”. I wtedy już wiedziałam: to nie może być przypadek, że moje ścieżki prowadzą do tej osoby. Pomyślałam też, że w ogóle powinnam zająć się tematem uzależnień, bo narasta z ogromną siłą i nie możemy być bierni wobec tego problemu.

Pan Doktor zgodził się od razu. „Jeśli w ten sposób możemy uratować choć jedno życie...” – powiedział. Zaczęliśmy rozmawiać. Starałam się być głosem różnych ludzi. Tych, którzy chcieliby dowiedzieć się czegoś więcej i móc na co dzień w zwyczajnych relacjach chronić przed uzależnieniami i pomagać uzależnionym w rodzinie, w domu, pracy czy w sąsiedztwie. A także głosem samych uzależnionych chcących się leczyć oraz tych, którzy jeszcze o tym nie wiedzą, że warto powalczyć o siebie, albo jeszcze nie mają na to sił. Głosem osób podejrzewających u siebie uzależnienie oraz ich bliskich, wśród których wielu jest współuzależnionych.

Tydzień po tygodniu wchodziłam w temat prowadzona przez doświadczonego, twardego, konsekwentnego terapeutę, ale przede wszystkim czułego człowieka. Pan Doktor zaprosił na łamy tej książki ludzi z różnych kręgów. Wśród nich są trzeźwi alkoholicy. Po przejściach wyszli na prostą. Są na tyle mocni, żeby wytrwać i wspierać innych ludzi. Oczywiście rzeczywistość nie jest tak jednolita. Wielu uzależnionym się nie udaje, ale przekaz naszej rozmowy jest jeden: można zdrowieć z uzależnień, trzeba próbować i zmieniać swoje życie na lepsze! Jest wyjście z ciemnego tunelu.

Książka na pewno nie wyczerpuje tematu, nie ma takiego celu ani ambicji, tym bardziej że uzależnienia mogą dotyczyć każdego człowieka i każdy może mieć o nich przemyślenia i opinie. Uzależnień przybywa, mnożą się, jedno kryje drugie. Ich obraz bywa nieostry. Trudny do zdiagnozowania i leczenia.

Doktor Woronowicz w tej coraz bardziej skomplikowanej rzeczywistości mówi prosto, że człowiek jest istotą społeczną, stworzoną do życia z ludźmi. Podkreśla, że we wszystkich uzależnieniach chodzi o to samo – o umiejętność budowania relacji: z bliskimi ludźmi i przypadkowo spotkanymi osobami, z codziennością, ze swoim wnętrzem... Trzeba o to dbać, o czym doktor Woronowicz rozmawia w tej książce ze... Stasią Celińską. Spotkali się jednak po latach.

Dobre relacje międzyludzkie i ze sobą samym rozświetlają twarze, uspokajają, powodują przekaz dobrej energii i leczą z uzależnień.

Dziękuję Panu Doktorowi, Jego Bliskim, moim Rozmówcom.

Karolina PrewęckaZdrowiejąc z uzależnienia, można stać się lepszym człowiekiem.

Bohdan T. Woronowicz

Irena Jankiewicz: Piłam kasacyjnie od około dwóch lat i miałam skrajnie wyczerpany organizm. Wcześniej popijałam. Niewiele ponadczterdziestoletnia kobieta, która nie ważyła nawet czterdziestu kilogramów. Próbowałam skończyć ze sobą.

Do Doktora zaprowadziła mnie mama. Przyleciała do mnie do Warszawy ze Stanów. Mieszkała tam od lat. I wszystko, co tam zbudowała, zostawiła. Dowiedziała się o Doktorze od sąsiadów. To ona pierwsza powiedziała mi: „Chyba jesteś alkoholiczką. Musisz się leczyć. Słyszałam o pewnym lekarzu...”. Wściekłam się i podniosłam na nią głos. Nigdy wcześniej tak jej nie traktowałam. Uległam. Pojechałyśmy razem na Sobieskiego.

Układałam w głowie, co opowiem Doktorowi o sobie. Powiedziałam jednak zdania, których nie planowałam: „Nie radzę sobie z życiem. Proszę o pomoc”. I tyle. Nie wiem, dlaczego tak wyszło. Dziś myślę, że mówiłam krótko i szczerze, bo zobaczyłam kogoś wyjątkowego. W tamtych czasach lekarze, zwłaszcza psychiatrzy, kojarzyli się z białymi fartuchami i oschłością, a on był inny. Pamiętam dokładnie. Miał spodnie ogrodniczki i koszulę w kratę. Brodę. Uśmiechał się, przyjaźnie patrzył mi w oczy, budził zaufanie. Od razu poczułam, że niczego nie udaje, że jest dobry. Skojarzył mi się... z miodem. Powiedziałam te dwa zdania, a on na to: „Dobrze. Ja wiem wszystko...”. Nie wątpiłam, że wie wszystko, mimo że o nic mnie nie pytał, niczego we mnie nie krytykował, nie pouczał. Był tak przekonywający. Oddałam się w jego ręce.

Wyszliśmy z gabinetu. Mama podeszła do Doktora i coś zaczęła mówić. Przerwał jej i powiedział, że córka już WSZYSTKO powiedziała...

*

Pola: Tamtego dnia wyjątkowo nie miałam nic pilnego do zrobienia. Siedziałam w biurze, rozmyślałam o swojej przyjaciółce, która chlała od rana do wieczora, i o sobie, że nie jest ze mną jeszcze tak źle, bo choć łeb mnie boli po wczorajszym, to normalnie funkcjonuję, tak jak wielu moich kolegów.

Około południa nie wyszłam jak zwykle na lunch. Zostałam i postanowiłam zrobić sobie drinka. Nagle dopadła mnie świadomość, że dotąd nigdy nie zdarzyło mi się w pracy, w południe, nalewać sobie alkohol.

I wtedy przyszła kolejna, drażniąca myśl, czy ja nie żyję na pozór? Mam niespełna trzydzieści lat, a już fantastyczne sukcesy zawodowe, choć ostatnio może mniejsze, z facetami jakoś się układa, wieczorami spotykam się z kolegami, jest miło, jest ostre picie, potem przygotowuję się do pracy, mama pomaga mi przy dziecku... Ale jednak coś nie gra. Może okłamuję siebie, wmawiam sobie, że wszystko jest w porządku? Poczułam, że nie wiem, co mam zrobić, sama sobie nie dam rady, że potrzebuję pomocy, kogoś, kto podpowie, jak poukładać się na nowo...

*

Elżbieta Kosior: Przed laty leczyłam się na nerwicę w poradni zdrowia psychicznego. Miałam lęki. Bałam się wszystkiego. Podejmowania decyzji, rozmów. Brałam sporo leków psychotropowych.

Czułam, że muszę zwiększyć dawkę, ale wszystko było na receptę. Poszłam do lekarza. Recepty mi nie dał. Wróciłam do domu. Nie wiedziałam, co ze sobą zrobić. Spojrzałam na barek. Mąż zawsze miał coś do picia. Znalazłam koniak. Jakiś głos z tyłu głowy powiedział mi: „Jak to wypijesz, za chwilę umrzesz”. Ocknęłam się, bo przestraszyłam się mieszanki alkoholu z lekami, ale po chwili wypiłam. I nie umarłam. Mało tego. Poczułam się znacznie lepiej. Zaczęłam pić, żeby się nie bać życia. Nadal brałam psychotropy.

1 grudnia 1994 roku obudziłam się na potwornym kacu. Wstałam i zaczęłam krzyczeć, że nie wytrzymam ani dnia dłużej. Jakbym przeczuwała swój koniec. Chciałam się jednak czegoś uchwycić. Wydobyć z tego stanu. Przed oczy napłynęły mi obrazy sprzed lat. Przypomniałam sobie, jak byłam z małą jeszcze córką u psychologa w Instytucie Psychiatrii i Neurologii przy Sobieskiego. Spotkałam tam przypadkiem na korytarzu znajomego. „Co tu robisz?” – zapytałam. Odpowiedział, że jest na odwyku. I chwyciłam się tego obrazu. Powiedziałam mężowi, że musi mnie zawieźć na Sobieskiego na odwyk. Byłam potwornie zdeterminowana. Najpierw szukałam ratunku w głównym budynku. Skierowano mnie do pobliskiego tak zwanego Białego Domku, do Ośrodka Terapii Uzależnień.

Doktor Woronowicz przyjmował od godziny piętnastej. Weszłam do niego z torbą leków. Powiedziałam, że jestem znerwicowana, pod stałą opieką lekarzy. Posłuchał mnie, popatrzył na mnie. „Jaka nerwica?! – usłyszałam. – Jest pani regularną alkoholiczką, uzależnioną od leków”. Doktor wziął tę moją torbę i powiedział, że mam wybór. Wywalamy te leki do kosza i przychodzę na oddział albo zabieram torbę – i wskazał na drzwi. Oniemiałam. „Ale gbur!” – pomyślałam. Przecież taki ktoś w ogóle nie powinien być lekarzem, a co dopiero mówić o psychiatrze. Przyszłam do niego taka chora, zmaltretowana, nieszczęśliwa, a on!... Podniosłam się z kanapy, ale gdzie miałam pójść? Trudno, postanowiłam jakoś to wytrzymać i zostać. „Może nauczą mnie tu inaczej pić, w kontrolowany sposób” – przemknęło mi przez głowę. Przed przyjęciem na oddział miałam obowiązkowo zaliczyć dziesięć mityngów AA. Nie wiedziałam, co to jest, ale nie dyskutowałam...

*

Stanisław Ś.: Doktor Woronowicz ma intuicję. Taki z niego lisek, który wychwytuje, kto osiągnął jaki etap zdrowienia. Czy jest przygotowany do wejścia na ścieżkę trzeźwości? A będzie dopiero wtedy, gdy zacznie nie pić dla siebie. Wielu przychodzi do Woronowicza dla świętego spokoju, dla żony, rodziny, pracodawcy. Jeszcze nie ma w nich prawdziwej gotowości.

Jest taka anegdota o Doktorze. Przychodzi pacjent na rozmowę kwalifikacyjną, a Doktor mówi mu tak: „Proszę pana, za tym moim Białym Domkiem stoi wiadro wódki. Pan tam pójdzie, wypije tę wódkę i dopiero przyjdzie do mnie”. To pokazuje, że Doktor wie, że ten gość nie poznał jeszcze swojego dna i nie ma w nim odpowiedniej motywacji do leczenia.

Doktor nigdy jednak nie odmawia pomocy. Pamiętam, jak kiedyś przyjechałem do niego do instytutu, taki skacowany. Powiedziałem mu, że nie mogę już sobie dać rady. W biegu zorganizował mi detoks, zadzwonił do ośrodka na Kolską, załatwił mi tam wejście na drugi dzień. Jak mnie odtruli u Doktora, postanowiłem od razu pojechać na tę Kolską, ale po drodze zahaczyłem o lokal. Wypiłem setkę. W ubraniu znalazłem zwitek pieniędzy i kupiłem pół litra. Na Kolską kazali mi przyjść rano. W jakimś schowku wypiłem te pół litra i nawalony o dziewiątej następnego dnia wróciłem do ośrodka. To chyba jedyny przypadek w historii, że pijanego pacjenta przyjęli na detoks... Zadziałała magia nazwiska. No, nie mojego...

*

Tadeusz: Nie pamiętam, kiedy pierwszy raz usłyszałem o doktorze Bohdanie Woronowiczu, ale było to na pewno wiele lat temu. W moim środowisku, na głębokiej prowincji, był postacią legendarną, nieomal mityczną. Co jakiś czas słyszałem słowa: „Jadę do «Worona» na terapię” lub „Wróciłem właśnie od «Worona»”. Nazwa „Strzyżyna” nieodłącznie kojarzona była z nazwiskiem Doktora. Nigdy nie przypuszczałem, że kiedyś przyjdzie mi poznać doktora Woronowicza osobiście i – co więcej – że będę miał możliwość spędzenia z nim czasu i rozmawiania nie tylko o sprawach związanych z alkoholizmem.

Ale to dopiero miało przyjść, bo chociaż słuchałem z zaciekawieniem opowieści przyjaciół, którzy mieli możliwość zetknięcia się z Doktorem i uzyskali od niego dużą pomoc, to wówczas nie byłem zainteresowany ani terapią, ani zdrowieniem. Wydawało mi się, że moje życie jest we właściwych, czyli moich własnych rękach. Zapłaciłem za taką postawę wysoką cenę. Wyjechałem za granicę, tam dosięgłem swojego alkoholowego i życiowego dna...ROZDZIAŁ 1

Uzależnienie

Karolina Prewęcka: Każdy z nas jest inny. Nie ma identycznych scenariuszy życia. Po drodze wszystkim jednak zdarzają się trudne chwile. Niektórzy ludzie przechodzą przez nie wzmocnieni, lecz wiele osób nie radzi sobie z nimi. Wtedy otwiera się przestrzeń dla alkoholu czy innych „wspomagaczy” i... ryzyko uzależnienia. Można w nie wpaść z zupełnie innej przyczyny, na przykład z ciekawości. Jak to jest Pana zdaniem, zdaniem eksperta: czy można stworzyć portret osoby podatnej na uzależnienie i takiej, która nigdy się nie uzależni?

Bohdan T. Woronowicz: Możemy spróbować. Zacznijmy od tego, że są dwie grupy osób, które mają większe szanse niż inni na to, aby się uzależnić.

W pierwszej są ci, którzy nie bardzo potrafią żyć w zgodzie z samymi sobą i z otoczeniem. Nie umieją znaleźć swojego miejsca w rzeczywistości i w związku z tym częściej niż inni ludzie przeżywają stany przygnębienia czy smutku. Bardziej zagrożone będą więc na przykład osoby, które mają trudności w nawiązywaniu kontaktów z innymi i są samotne, bo przecież człowiek ma na ogół potrzebę bycia z ludźmi. Jeśli zaś musi przebywać sam, to zdarza się, że poszukuje towarzystwa, a wtedy najprostszym sposobem okazuje się butelka, kieliszek... Wtedy człowiek albo wypija sobie „na odwagę”, żeby być z innymi czy po to, żeby sprawiać wrażenie kogoś, kim chciałby być, ale na trzeźwo nie potrafi. To też ktoś, kto czuje się niedoceniony czy ma niską samoocenę. Jeśli ktoś taki, kogo nazywam „poszukiwaczem ulgi”, ciągle jest w dołku i zorientuje się, że jakaś substancja albo określone zachowanie poprawia mu samopoczucie, to będzie się ku nim skłaniał. Ulgę przynosi mu, wyrywa go z dołka, nie tylko alkohol, ale też na przykład lek, hazard, seks...

W drugiej grupie są osoby, którym nie wystarczają otaczające nas bodźce. Potrzebują czegoś więcej, podniesienia poziomu przysłowiowej adrenaliny. Określam takich ludzi mianem „łowców nagród”. Tak pobudzają swój znajdujący się w mózgu „układ nagrody” – albo inaczej „ośrodek przyjemności” – by osiągać stan większego pobudzenia – takiego, jakiego by chcieli.

Zarówno „poszukiwacze ulgi”, jak i „łowcy nagród” mogą wpływać na swoje samopoczucie za pomocą alkoholu, narkotyków, leków, a więc różnych substancji psychoaktywnych (bezpośrednio bądź pośrednio) lub pewnych zachowań (czynności). W obszarach mózgu związanych ze wspomnianym wcześniej „układem nagrody” i czynnościami motywacyjnymi zwiększa się wówczas stężenie neuroprzekaźników, na przykład dopaminy – hormonu odpowiedzialnego za motywację do działania i poszukiwanie wrażeń. Co ciekawsze, prawdopodobnie istnieje w mózgu nie jeden „układ nagrody”, ale jest ich więcej, i do tego u każdego człowieka mogą one działać nieco inaczej. Te różnice mogą mieć z kolei wpływ na skłonności do różnych uzależnień. Wymaga to jednak dalszych badań. Trzeba też pamiętać, że uzależnienia mają skłonność czy zdolność do zastępowania się, na przykład ktoś uzależniony od hazardu kończy z tym, ale od razu wpada w alkoholizm, czy do wzajemnego podstawiania się, na przykład uzależniony od alkoholu „zamazuje” skutki jego działania poprzez używanie kokainy.

Poza „układem nagrody” jest jeszcze „coś”, co także wpływa na to, czy się uzależnimy, czy też nie. To „coś” warunkuje nasze funkcjonowanie w życiu, możliwość dostosowania się i dopasowania się do okoliczności, które nie muszą być dla nas komfortowe, radzenia sobie z przeciwnościami, ze stresem itp. To „coś” to wspomniane już wcześniej nasze kompetencje, czyli umiejętności, zdolności umożliwiające skuteczne radzenie sobie z wymaganiami i wyzwaniami codziennego życia. Osoby, które mają deficyty tych kompetencji, będą bardziej podatne na uzależnienia.

Reszta w pełnej wersji
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: