Dlaczego Bóg nie uzdrawia swoich przyjaciół? - ebook
Dlaczego Bóg nie uzdrawia swoich przyjaciół? - ebook
Czy Bóg „ma prawo” uzdrawiać tych, których chce, i dlaczego nie zawsze uzdrawia tych, którzy wiernie Mu służą? Dlaczego nie uzdrowił Mojżesza z jąkania? Albo Pawła, który trzykrotnie błagał, żeby Bóg uzdrowił go z ciernia w ciele?
Przez trzy lata swej posługi Jezus sprawił, że słońce uzdrowienia zabłysło zarówno nad sprawiedliwymi, jak i nad grzesznikami. Dziś czyni to nadal. Uzdrawia wielu; uwalnia od ucisku innych, ale ileż razy nie robi tego w stosunku do tych spośród nas, którzy gościli Go w Betanii swych serc. Stajemy wobec tajemnicy Jego wolności. Bóg jest miłosierny dla tych, dla których chce, i nie waży naszych zasług ani dobrych uczynków.
José H. Prado Flores – biblista, założyciel Szkoły Ewangelizacji Świętego Andrzeja, która działa obecnie w 82 krajach. Jest autorem wielu książek i artykułów dotyczących duchowości katolickiej i Nowej Ewangelizacji, m.in. bestsellera Nowi ewangelizatorzy dla Nowej Ewangelizacji, w którym podsumowuje 40 lat swojego doświadczenia ewangelizacyjnego.
Publikacja w serii Metanoia.
Kategoria: | Wiara i religia |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-7516-906-5 |
Rozmiar pliku: | 731 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Mojżesz jest nazywany przyjacielem Boga. Wiemy, że się jąkał. Dlaczego Bóg go nie uzdrowił? Paweł, współpracownik godzien najwyższego zaufania, trzykrotnie błagał, żeby Bóg uzdrowił go z ciernia w ciele. Dlaczego Bóg nie odpowiedział temu, który oświadczył: dla mnie bowiem żyć – to Chrystus, a umrzeć – to zysk?
Przez trzy lata swojej posługi Jezus sprawił, że słońce uzdrowienia rozbłysło zarówno nad sprawiedliwymi, jak i nad grzesznikami. Uzdrawiał dzieci, młodzież i kobietę dotkniętą krwotokiem, cierpiących na nieuleczalne choroby i w stanie agonalnym. Tylko w Nazarecie, gdzie mieszkali Jego znajomi i krewni, prawie nie czynił cudów. W Betanii również nie uzdrowił swojego starego przyjaciela, który był na skraju śmierci.
Hojnie szafował uzdrowieniami wobec tych, którzy Go słuchali nad jeziorem albo w synagogach. Większość swoich cudów uczynił nieznajomym, natomiast nie odpowiedział na ufne błaganie bardzo umiłowanej rodziny w Judei.
Pospiesznie udał się do domu Jaira, ale zwlekał z powrotem do Łazarza, który był u kresu życia. Wydawał się obojętny na zmartwienia Marty i Marii, które czuły, że życie ich brata się kończy.
Podjął inicjatywę, żeby uzdrowić ucho Malchosa w Getsemani i człowieka z uschłą ręką w synagodze, ale wydaje się, że nie był zainteresowany bliskimi Mu osobami.
Zaopiekował się córką Syrofenicjanki i rzymskim setnikiem, którzy byli mu obcy, ale nie dokonywał cudów w swojej ojczyźnie i na swojej ziemi, gdzie mieszkali Jego krewni.
Wyprostował pochyloną kobietę, która przez osiemnaście lat patrzyła w ziemię. Magdalenie mówił, żeby nie płakała, ale Jego nieobecność wywołała obfite łzy u Marii i usprawiedliwione protesty Marty, czyli osób, o których wiemy, że je miłował. Dlaczego nie zapobiegł cierpieniu swoich przyjaciół?
Jego posługa sprowadzała się do nauczania i uzdrawiania w synagogach i na placach. Kwitnąca Galilea pogan, niebezpieczna Judea, a nawet pogardzana Samaria służyły za tło Jego apostolstwa. Dlatego Święty Piotr twierdzi, że przeszedł On, dobrze czyniąc i uzdrawiając wszystkich, którzy byli pod władzą diabła, ale równocześnie dokonał niewytłumaczalnego wyjątku. Ten, kto uzdrowił tak wielu chorych, nie uczynił tego w stosunku do kogoś, o kim sam mówił: Łazarz, przyjaciel nasz.
Odbył długą wędrówkę, pokonał prawie 30 kilometrów do Naim, aby znaleźć się w odpowiednim momencie właśnie przy tych drzwiach, przez które wynoszono młodzieńca, jedynego syna wdowy, aby go pochować. Chociaż nikt Go o to nie prosił, Jezus wskrzesił zmarłego. Niemniej jednak, specjalnie przybył do Betanii cztery dni po pogrzebie Łazarza. Jego nieobecność, która zamieniła się w obecność, spowodowała protesty tych, którym samotność wystawiła wysoki rachunek.
Trędowaty, którego ciało odpadało kawałkami, został uzdrowiony natychmiast i niezwłocznie, ale Jezus powrócił do Betanii, kiedy ciało zmarłego Łazarza już cuchnęło. Dlaczego pozostał jeszcze dwa dni w Galilei, kiedy otrzymał wiadomość o ciężkim stanie brata Marty i Marii?
Uzdrowił głuchoniemego i uwolnił opętanego, który mieszkał w grobach, chociaż żadnego z nich nigdy wcześniej nie widział, a tym bardziej z nimi nie rozmawiał. Niezwłocznie wysłuchał ojca młodego epileptyka, który udał się do Niego, żeby uwolnił jego syna, ale pozwalał, żeby czas mijał, kiedy śmiertelna choroba pożerała życie Łazarza. Nie zwracał uwagi na dwie siostry, które przez szybkiego posłańca przekazały Mu najnowszy raport, wyjaśniając, że chodzi o kogoś, kogo miłuje. Czy tak traktuje się przyjaciół? W takim razie, czy lepiej będzie o nic nie prosić ani się nie modlić, tylko biernie czekać, aż On postanowi nakarmić anonimowe tłumy?
Nie rozumiem, dlaczego, skoro Jezus nauczał, że pierwszym przykazaniem jest miłować Boga i bliźniego, to znaczy najbliższą osobę, wolał uzdrawiać ludzi, którzy mieszkali daleko albo których nie znał, zamiast zajmować się tymi, którzy byli blisko Jego serca i Jego życia. Czy miał prawo krytykować niewdzięczność cudownie uzdrowionych dziewięciu trędowatych, jeżeli On nie podziękował Łazarzowi, który Go gościł, Marcie, która gorliwie się Nim opiekowała, i Marii, która namaszczała Jego stopy drogimi i delikatnymi wonnościami?
Z Kany objawił swoją terapeutyczną moc wobec umierającego syna urzędnika królewskiego, który znajdował się w odległości 27 kilometrów, ale jest niezrozumiałe, że nie uczynił tego samego w stosunku do Łazarza, którego znał, a nawet nazywał przyjacielem. Nie musiał nawet iść do domu rzymskiego setnika, uzdrowił jego sługę jednym słowem, ale nie odpowiedział kobietom, które powiadomiły Go o ciężkiej chorobie brata. Czy Boży plan polega na błogosławieniu krzyżem boleści i cierpienia umiłowanych osób?
Dlaczego Jezus nie przywrócił Łazarza do zdrowia zamiast opłakiwać jego śmierć? Odpowiedź, że nie dokonał uzdrowienia, żeby go później wskrzesić, jest banalna i powierzchowna. W głębi wszystkich tych okoliczności istnieje ewangeliczne przesłanie.
I. Odkryjemy uzdrowienie syna urzędnika królewskiego, który nie zrobił nic, żeby zostać uzdrowionym.
II. Dla kontrastu pokażemy, jak chromy znad Betesdy, który chce zostać uzdrowiony i być zdrowy, przyjmuje konsekwencje – podnosi łoże w szabat mimo krytycznych głosów i szemrania faryzeuszy.
III. Po tych przykładach, które zapalają światło wiary i zwiększają płomień nadziei, będziemy zdziwieni, widząc, że Jezus był nieobecny w chwili, w której Jego przyjaciele najbardziej Go potrzebowali.
Na tych stronicach zagłębimy się w tajemnicę nieograniczonych dróg wolności Boga, zwracając uwagę na problem: dlaczego Jezus nie uzdrawiał tych, którzy Go miłowali, służyli Mu i Go przyjmowali?
Stoimy wobec tajemnicy Jego suwerennej woli, która czyni miłosierdzie wobec tego, kogo chce, i której waga nie waży naszych zasług ani dobrych uczynków.
My nie próbujemy przedstawić odpowiedzi, ponieważ w głębi przeżywamy coś podobnego. Jezus uzdrawia wielu ludzi, uwalnia z opresji innych, ale ileż razy w stosunku do nas, którzy przyjmowaliśmy Go w Betanii naszego serca, nie czyni tego samego.
On nikomu nie jest nic winien, ponieważ kiedy oferujemy Mu gościnę, służymy Mu lub namaszczamy stopy radosnego posłańca, to my odnieśliśmy korzyść, a w związku z tym nie mamy prawa do niczego.
Uprzedzamy jedynie, że gdyby był w Betanii albo gdyby przywrócił Łazarzowi życie lub zdrowie na odległość, nie byłoby tylu instrumentów w orkiestrze osób, które wzięły udział w symfonii tego cudu.
Kiedy zadziwi nas ta mozaika cudów i uzdrowień, „Pan da nam zrozumienie” (por. 2 Tm 2,7), abyśmy odnaleźli nie odpowiedź teoretyczną, tylko taką, którą możemy zastosować w naszym życiu.
Guadalajara, Meksyk
15 maja 2014 r.
XL rocznica twórczościJezus uzdrawiał na różne sposoby i za pomocą różnych terapii: przez nałożenie rąk, przez włożenie palców w uszy głuchego, przez nałożenie śliny lub błota na oczy ślepca; poprzez wędrówkę do Jerozolimy albo obmycie w sadzawce Siloe; na odległość albo przez podanie ręki.
Osobiście przeżyłem dwie znaczące sytuacje dotyczące mojego zdrowia, które pomogły mi otworzyć się na różne drogi i sposoby, jakimi Bóg wkracza w nasze życie:
1. Uzdrowienie z moich wrzodów, do którego nie przyczyniłem się w żaden sposób
W 1981 roku pękło mi i krwawiło wiele wrzodów. Znalazłem się w szpitalu w Jerozolimie i potrzebowałem nawet transfuzji krwi. W 1982 roku miał miejsce nowy krwotok i kolejny raz znalazłem się w szpitalu na trzy dni. W dniu, w którym mnie wypisano, o północy, krwawienie powróciło. W tych ciemnościach „poddałem się” Panu, bezwarunkowo i z ufnością składając w Jego ręce zarówno moje zdrowie, jak i chorobę. W tej samej chwili doszło do zatrzymania upływu krwi i nie czułem więcej pieczenia. W kilka miesięcy później miałem okazję wykonać ponowne, dokładne badanie w Houston, żeby sprawdzić, w jakim stanie są wrzody. Wynik: całkowite wyleczenie! Mijają już ponad trzydzieści trzy lata od tego doświadczenia, które naznaczyło moje życie.
2. Alergia i płukanie nosa
Przez wiele lat cierpiałem na powtarzające się przekrwienie błony śluzowej nosa. Byłem u wielu lekarzy, zrobiłem wiele badań, żeby wykryć przyczynę alergii, ale bez żadnej poprawy.
Znalazłem wybitnego laryngologa, doktora José Miguela Figueroa, który po wielu badaniach zalecił mi płukać nos pięć razy dziennie. Po nieudanych terapiach zapewnił mnie, że jest to jedyne i ostatnie wyjście. Ostrzegł, że jeżeli nie będę tego robił, w ogóle mi się nie poprawi.
Jako że choroba trwała nadal, uciekłem się do homeopatii, ale również bez pozytywnych wyników. Powróciłem raz jeszcze do doktora Figueroa i wyznałem mu, że nie płukałem nosa. Czułem, że uważa się za pokonanego, ponieważ stwierdził szczerze: „Panie Prado, ja nic już nie mogę zrobić. Moje możliwości zawodowe kończą się w tym miejscu, ale jeżeli naprawdę chce pan wyzdrowieć, polecę panu najlepszego lekarza w mieście, który jako jedyny dysponuje terapią, jakiej pan potrzebuje…”.
Dał mi ołówek i papier, żebym zapisał nazwisko specjalisty od takiego przypadku jak mój. Byłem zadowolony i pełen nadziei, bo wreszcie znalazł się kompetentny lekarz mogący wyleczyć mnie ze wspomnianej alergii, która tak bardzo mi przeszkadzała, zwłaszcza podczas głoszenia nauk.
Laryngolog podniósł wzrok, jakby usiłując sobie coś przypomnieć. Następnie powiedział mi z pewnością siebie:
– „Jedyny lekarz, który może pana uleczyć, nazywa się… nazywa się…”. Zamilkł, drapiąc się po głowie, „…nazywa się… José Prado Flores! Jeżeli pan sam nie zadba o siebie, nie zaopiekuje się samym sobą i nie będzie się trzymał zaleceń, panie Prado, żaden lekarz i żadna medycyna niczego dla pana nie dokonają. Nikt ani nic! Rozumie mnie pan? Traci pan zdrowie, podróżując i pomagając tak wielu osobom. Już czas, żeby pokochał pan samego siebie i zadbał o samego siebie”.
W ten sposób nauczyłem się, że Bóg uzdrawia nas czasami bezpośrednio, bez ludzkiej pomocy, ale przy innych okazjach prosi nas o współpracę.
Przedtem i potem
Istnieją dwa ewangeliczne uzdrowienia, tak blisko ze sobą związane jak dwa różne kolory tęczy, które pokazują nam, że Bóg nie ma recept ani procedur, żeby uzdrawiać, tylko że pewnego dnia stosuje jedną metodę, a innego zmienia swoją terapię, bo nie skupia się na chorobach, tylko na chorych. Pierwsze uzdrowienie miało miejsce w Kanie, a drugie w Jerozolimie.
Jesteśmy w czwartym i piątym rozdziale Ewangelii według Świętego Jana. Łatwo ją zrozumieć, jeżeli korzystamy z właściwego klucza. Nie trzeba zatrzymywać się na tym, co materialne – mówi Ewangelista – tylko dociekać, co oznacza przekaz. Nie wystarczy pływać po powierzchni, ale trzeba wsiąść do łodzi podwodnej, żeby spenetrować głębię wydarzenia.
Bóg jest Bogiem i uzdrawia, kiedy chce, jak chce i kogo chce. Czasami dokonuje tego w sposób natychmiastowy i cudowny, jak w przypadku paralityka, który występuje w rozdziale drugim Ewangelii według Świętego Marka. Innym razem za pomocą terapii wymagającej ludzkiej współpracy, jak w przypadku ślepca, który musi iść do Siloe. Dokonuje tego również czasami za pośrednictwem lekarza (por. Syr 38,1.4.6-7).
Są osoby, które nie wierzą w nadzwyczajne uzdrowienia ani nie otwierają się na nie. Inni nie akceptują procesu terapeutycznego albo danego rodzaju medycyny. Nie brakuje również takich, którzy unikają spotkania z lekarzem, zakładając, że będzie żądał zmiany sposobu odżywiania, zaprzestania palenia albo rezygnacji z alkoholu.
Bóg uzdrawia na różne sposoby. Trzeba być otwartym na każdy z nich. Rozważymy dwie przeciwstawne formy:
Potem było święto żydowskie… (J 5,1a).
Ewangelista łączy cudowne znaki dokonywane przez Jezusa za pomocą jednego ogniwa: Μετὰ ταῦτα „potem”, zakładając, że wystąpiły jeden po drugim, chociaż miały miejsce w dwóch różnych lokalizacjach geograficznych, w odstępie co najmniej jednego tygodnia. Być może dlatego że każdy cud zawiera naukę, której nie można absolutyzować i która zostaje uzupełniona innym cudownym znakiem.
Jeżeli tekst natchniony wskazuje nam potem, trzeba koniecznie zobaczyć zarówno to, co dzieje się przedtem, jak i to, co dzieje się potem, żeby uzyskać pełny obraz różnorodności metod i terapii, za pomocą których Dobry Pasterz uzdrawia swoje chore owce:
- • Przedtem:
Uzdrowienie syna królewskiego urzędnika w Galilei.
- • Potem:
Uzdrowienie chromego nad sadzawką Betesda w Jerozolimie.
Te dwa znaki są połączone, żeby ukazać nam, że Bóg nie stosuje wcześniej przygotowanych recept, ponieważ nie skupia się na chorobach, tylko na chorych. Aby przygotować ten temat, odwiedziłem najpierw niewielkie miasteczko Kana, bardzo znane z tego względu, że jest to miejsce pierwszego cudu Jezusa opisanego w Ewangelii według Świętego Jana, ale niewielu pamięta, że tam miał miejsce drugi cudowny znak Jezusa – uzdrowienie na odległość syna urzędnika w Kafarnaum. Zatrzymamy się w tej miejscowości, żeby rozważyć sposób, w jaki dokonał się ten cud, który ukazuje połowę nauczania terapeutycznych metod Boga.
Następnie udałem się do Jerozolimy i wkroczyłem do miasta otoczonego murami przez „Bramę Lwów”, żeby dotrzeć do pięknego i surowego kościoła, bez obrazów i rzeczy odwracających uwagę – jest tam tylko skromny ołtarz. W głębi znajdują się odkryte przez archeologów cysterny i fundamenty pięciu krużganków – niemi świadkowie zdarzenia opisanego w Ewangelii Janowej: uzdrowienia człowieka, który przez 38 lat leżał na noszach.
Oba cuda są jak dwie strony tego samego medalu i oba tworzą znak, w którym istotna nie jest rzeczywistość słów, tylko znaczenie czynu.