Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

  • Empik Go W empik go

Do widzenia - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
30 kwietnia 2013
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, PDF
Format PDF
czytaj
na laptopie
czytaj
na tablecie
Format e-booków, który możesz odczytywać na tablecie oraz laptopie. Pliki PDF są odczytywane również przez czytniki i smartfony, jednakze względu na komfort czytania i brak możliwości skalowania czcionki, czytanie plików PDF na tych urządzeniach może być męczące dla oczu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(3w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na laptopie
Pliki PDF zabezpieczone watermarkiem możesz odczytać na dowolnym laptopie po zainstalowaniu czytnika dokumentów PDF. Najpowszechniejszym programem, który umożliwi odczytanie pliku PDF na laptopie, jest Adobe Reader. W zależności od potrzeb, możesz zainstalować również inny program - e-booki PDF pod względem sposobu odczytywania nie różnią niczym od powszechnie stosowanych dokumentów PDF, które odczytujemy każdego dnia.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Do widzenia - ebook

Tylko w marzeniach możemy być naprawdę wolni

Krótkie i długie. O kobietach, mężczyznach, śmierci, przyjaźni. Każde inne. O miłości, pasji, walce i przeznaczeniu. Historie, które wszystko dzieli ale łączy koniec.

Co się stało w kawiarni pod szkołą filmową? Dlaczego pewien ojciec wspominając szkołę nie powiedział całej prawdy? Jak to możliwe, że serce może bić po śmierci? Co się stało zanim pilot samolotu Ił-62 Tadeusz Kościuszko 9. Maja 1987 roku nadał komunikat radiowy „Do widzenia! Cześć! Giniemy!”.

Czy to prawda, że samobójcy pozostają po śmierci z żywymi? I dlaczego bywa, że wysoko nad ziemią czasem milczy radio…


Zbiór zawiera nagrodzone pierwszym miejscem w konkursie literackim „Mój Belfer” zorganizowanym przez Nauczycielski Klub Literacki przy Zarządzie Okręgu Opolskiego ZNP opowiadanie pt. „Tak jest, kapitanie!”.

Spis treści

Do widzenia

Czwarty dzień grudnia

Jej ostatnie samobójstwo

Jak słychać?

Tak jest, kapitanie!

Syndrom złamanych serc

Ochroniarz

Pół godziny Tadeusza Kościuszki

Pierwszy krok w niebo

Kategoria: Opowiadania
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-272-3838-2
Rozmiar pliku: 357 KB

FRAGMENT KSIĄŻKI

Do widzenia

Zda­rzy­ło się to, kie­dy nie mia­łem po­ję­cia, co ro­bić z ży­ciem. W jed­nej z tych stu­denc­kich, cia­snych i dusz­nych ka­wiarń gdzieś nie­opo­dal Kra­kow­skiej Szko­ły Fil­mo­wej. Był maj, po­wie­trze pach­nia­ło uro­czo, słoń­ce za oknem przy­jem­nie pa­li­ło w oczy. Włó­czy­łem się po mie­ście za­ko­cha­ny Ba­czyń­skim, Szym­bor­ską i Gaj­cym. Za­sta­na­wia­łem się wte­dy, ja, głu­pi żół­to­dziób, dla­cze­go to Fer­dy­dur­ke jest szkol­ną lek­tu­rą, a nie Por­no­gra­fia. Wsze­dłem tam uga­sić pra­gnie­nie. Zmru­żyw­szy po­wie­ki, od­da­łem się w na­strój bło­gi, sen­ny, lecz po­zor­nie nie­wzru­szo­ny. Ten spo­kój lo­ka­lu mego chwi­lę póź­niej zbu­rzy­ła ona.

– Po­pro­szę kawę – rzu­ci­ła w kie­run­ku bar­ma­na, wcho­dząc. – Cho­ler­ka, po­my­li­łam go­dzi­nę – do­da­jąc, bły­snę­ła uro­czym uśmie­chem.

– Eg­za­min?

– Z fil­mu – od­par­ła, trzy­ma­jąc po­mię­tą kar­tę pa­pie­ru.

Wło­sy spię­te w mysi ogo­nek. Bia­ła ko­szul­ka, gra­na­to­wy swe­te­rek, czar­na spód­nicz­ka do ko­lan. Wraz z jej wtar­gnię­ciem w nasz lo­kal wlał się prze­dziw­ny stan nie­po­ko­ju. Nie­wy­tłu­ma­czal­ne ocze­ki­wa­nie na nie wia­do­mo co, któ­re ma na­dejść z nie wia­do­mo skąd. Ale bez wąt­pli­wo­ści, że przyj­dzie.

– Ro­zu­miem – bar­man od­parł uprzej­mie. – Ile musi pani cze­kać?

– Kwa­drans.

– A, to aku­rat na kawę.

Po chwi­li, gdy fi­li­żan­ka była już peł­na, a bar­man do­dał cie­płe „po­wo­dze­nia”, skie­ro­wa­ła się ku nam. Za­zna­czyć bo­wiem mu­szę na­pręd­ce, że oprócz mnie był jesz­cze pe­wien je­go­mość. Sie­dział w ką­cie sal­ki tego ab­sur­dal­ne­go lo­ka­lu, a oprócz trzech i pół me­tra dzie­li­ła nas prze­paść bez­mia­ru nie­szczę­ścia.

W bez­ru­chu, ni­czym gad ja­kiś, ob­ser­wo­wa­łem ją od po­cząt­ku. Na­sze spoj­rze­nia spo­tka­ły się wresz­cie. Lecz cóż to, znad Gom­bro­wi­czow­skiej mej ba­ry­ka­dy nie dość, że nie mo­głem do­strzec ko­lo­ru jej ocząt, to za­raz się też oka­za­ło, iż może to do­brze. Oczy nie­zna­ne­go ko­lo­ru prze­nio­sła bo­wiem na bie­da­ka przy dru­gim sto­li­ku i chy­żo ru­szy­ła ku nie­mu.

To mnie za­sta­no­wi­ło. Czym wte­dy się kie­ro­wa­ła, nie wiem. Może, wy­bie­ra­jąc, uzna­ła, że czy­tam? Nie chcia­ła prze­ry­wać? Dla­te­go wy­bór padł na nie­szczę­śni­ka w ką­cie? Na­stęp­ne jej sło­wa mia­ły jed­nak zdra­dzić po­wód tej de­cy­zji, po­zor­nie po­zba­wio­nej lo­gi­ki.

– Prze­pra­szam – za­ga­iła. – Po­ćwi­czy pan ze mną?

Z pew­no­ścią miał po czter­dzie­st­ce i wy­glą­dał jak łach. Albo jak cie­lę. Nie że­bym po­czuł się ura­żo­ny jej kar­ko­łom­nym wy­bo­rem, ale tak mia­ły się fak­ty. Uza­sad­nio­ne zresz­tą oko­licz­no­ścia­mi, o czym póź­niej. Dość wspo­mnieć, że łach sie­dział sam, prze­gra­ny, ze spusz­czo­ną gło­wą, w nie­wo­li czar­nych my­śli, jak­by drze­miąc, i nie wy­glą­dał na szcze­gól­nie in­te­li­gent­ne­go.

– Po­ćwi­czy? – spy­tał bez­myśl­nie.

W tym po­wtó­rze­niu brak było in­ter­punk­cji, cze­go­kol­wiek z emo­cji, cho­ciaż­by py­taj­ni­ka, tak zda­wał się po­chło­nię­ty my­śla­mi i wy­ob­co­wa­ny. Przy­siągł­bym, że tak wła­śnie wy­glą­da czło­wiek tuż przed sa­mo­bój­czym sko­kiem z wie­żow­ca, mo­stu czy ska­ły.

– No – mała przy­tak­nę­ła na­tych­miast – dia­log. Tekst mam. Do eg­za­mi­nu.

– Do eg­za­mi­nu?

– Uhm. Za pięt­na­ście mi­nut. Naj­lep­si za­gra­ją w fil­mie. Wy­świad­czył­by mi pan… – chwi­lę się waha – wy­świad­czył­byś mi przy­słu­gę?

– Przy­słu­gę?

– Chcia­ła­bym ostat­ni raz po­wtó­rzyć ten dia­log.

– Dia­log?

– Tyl­ko raz. Pro­szę – mała na­ci­ska uro­czo.

Na to męż­czy­zna od­wra­ca wol­no gło­wę w kie­run­ku to­a­le­ty, jak­by chciał uciec, lecz nie spusz­cza wzro­ku z dziew­czy­ny. W tym śla­ma­zar­nym ru­chu jest ja­kiś przy­mus, nie­zro­zu­mia­ła ko­niecz­ność.

– Raz?

– Tak.

– W po­rząd­ku.

I tym mnie zdzi­wił, za­sko­czył i za­cie­ka­wił. Wy­glą­dał prze­cież tak samo jak każ­dy z nas, chłop­ców, męż­czyzn w tej prze­klę­tej chwi­li. Ża­ło­śnie i pod­le. Pró­ba tek­stu wy­da­je się w ta­kich oko­licz­no­ściach na­wet już nie na miej­scu, lecz naj­zu­peł­niej nie­do­rzecz­na. Ni­czym mro­żo­ne po­my­je pite przez rur­kę jak ko­lo­ro­wy drink z pa­ra­sol­ką. A jed­nak zgo­dził się, co mia­ło w so­bie jesz­cze wię­cej z gro­te­ski. Gom­bro­wicz w sam raz, Wit­ka­cy na do wi­dze­nia.

– Za­czy­na się tu­taj. – Dziew­czy­na wska­zu­je pal­cem tekst cie­la­ko­wi. – „Ar­tur, to ko­niec!” – mówi. – A pan… ty czy­tasz na­stęp­ną li­nij­kę. Okej?

– Okej.

– To su­per. Za­czy­naj­my. Ar­tur, to ko­niec!

– Nie ro­zu­miem.

– Ja je­stem Ju­lia, a ty je­steś Ar­tur – wy­ja­śnia nie­szczę­śni­ko­wi jak kro­wie na ro­wie. – Czy­tasz kwe­stię Ar­tu­ra, a ja Ju­lii. I masz po­wie­dzieć – zer­ka do tek­stu – a wła­śnie, ale heca – uśmie­cha się znów – masz po­wie­dzieć „nie ro­zu­miem”.

– Aha – od­po­wia­da cie­lak.

– Ar­tur, to ko­niec!

– Nie ro­zu­miem.

– A do cze­go spro­wa­dza się na­sze ży­cie? – ak­to­recz­ka czy­ta.

– Do cze­go?

Po jego sło­wach dziew­czy­na prze­ry­wa i chwi­lę pa­trzy w twarz cie­la­ko­wi. Jego od­po­wiedź jest jesz­cze bar­dziej bez­myśl­na. Dziew­czę, wi­dać, za­po­mnia­ło tek­stu i pew­nie ża­łu­je wy­bo­ru idio­ty na spa­ring­part­ne­ra do dia­lo­gu. Sy­tu­acja z ab­sur­du zmie­nia się w nie­śmiesz­ną ko­me­dię.

– Cze­kaj, cze­kaj – pro­si ła­cha po chwi­li – nie pod­po­wia­daj. – Mmm… – mru­cząc pod no­sem, wi­dać sta­ra się przy­po­mnieć kwe­stię. – Do ni­cze­go.

– Ni­cze­go? Nie ro­zu­miem – mówi cie­lak.

Za­pa­da ci­sza. Sły­chać je­dy­nie ty­ka­nie ze­ga­ra i prze­ci­na­ją­ce cie­płe po­wie­trze ło­pa­ty wen­ty­la­to­ra pod su­fi­tem. Dziew­czy­na na­gle uświa­da­mia so­bie, co wła­śnie się sta­ło.

– A tak, tak, masz ra­cję. To jest po­wta­rza­ne kil­ka razy – mówi.

Cie­lak wi­docz­nie, spo­glą­da­jąc na kart­kę, za­pa­mię­tał tekst. Nie był trud­ny wpraw­dzie, lecz gość spra­wiał po­zo­ry muła.

– Ja już cię nie ko­cham – dziew­czy­na na­tych­miast do­da­je. – My­śla­łam o tym od daw­na, te­raz je­stem już pew­na. Od­cho­dzę. Nie patrz tak na mnie – traj­ko­cze – nie bądź na mnie zły. Przy­kro mi – do­da­je po krót­kiej pau­zie.

Uśmie­cha się za­do­wo­lo­na. Już pra­wie pa­mię­ta. Męż­czyź­nie jed­nak nie jest do śmie­chu. Jego twarz nie zmie­nia się ani na chwi­lę. Muł zda­je się na­wet nie mru­gać ocza­mi. Mil­czy. Nic dziw­ne­go. Ta pró­ba, lub coś ra­czej na jej kształt, pró­ba pró­by, po­wie­dział­bym, nie ma w so­bie odro­bi­ny ak­tor­stwa. Dzie­wo­ja le­d­wie na­uczy­ła się tek­stu. Na­wet nie re­cy­to­wać, a co do­pie­ro grać – my­ślę.

– Wsta­ję i idę do to­a­le­ty – ak­to­recz­ka, zer­ka­jąc w tekst, wy­ja­śnia ciąg dal­szy – a kie­dy wró­cę, mam ci po­wie­dzieć: „Cóż, idę. Dasz mi bu­zia­ka?”.

– Nie, spa­daj – łach od­po­wia­da na­tych­miast zgod­nie z dia­lo­giem Ar­tu­ra.

– No! I to ko­niec!

Na­stę­pu­je chwi­la mil­cze­nia. Ak­to­recz­ka się cie­szy. Ten pa­trzy tępo w dziew­czy­nę. Wpa­tru­je się w nią ra­czej jak ka­ta­to­nik.

– Nie­za­do­wo­lo­ny, co?

– Nie­zbyt.

– Za­cznij­my od nowa. Ar­tur, to ko­niec! – mówi. – A do cze­go spro­wa­dza się na­sze ży­cie? – po­wta­rza, po­mi­ja­jąc kwe­stię męż­czy­zny. – Ja już cię nie ko­cham. My­śla­łam o tym od daw­na, te­raz je­stem już pew­na. Od­cho­dzę. Nie patrz tak na mnie – ter­ko­cze ni­czym ka­ra­bin ma­szy­no­wy – nie bądź na mnie zły. Przy­kro mi. Cóż, idę. Dasz mi bu­zia­ka?

– Nie, spa­daj.

Dziew­czy­na kiwa gło­wą w uzna­niu jesz­cze bar­dziej za­do­wo­lo­na. Męż­czy­zna od­zy­wa się wła­sny­mi sło­wa­mi:

– Znasz tekst.

– Dzię­ku­ję. Ale brak w nim emo­cji. Spró­bu­je­my raz jesz­cze?

– Jesz­cze raz?

– Tak, pro­szę. Ostat­ni.

– Ostat­ni.

– Tak.

– Do­brze.

– Ar­tur, to ko­niec! – za­czy­na, a w jej sło­wach wresz­cie sły­szę wy­po­wiedź ko­bie­ty od­cho­dzą­cej od męża albo ko­chan­ka. – A do cze­go spro­wa­dza się na­sze ży­cie? – Z tego zda­nia prze­bi­ja jed­nak sztucz­ność ni­czym aspar­tam za­miast cu­kru w ga­zo­wa­nych na­po­jach. – Ja już cię nie ko­cham – mówi, lecz te­raz jest znów bez­na­dziej­nie. – My­śla­łam o tym od daw­na…

– Uśmiech­nij się.

– Co?

– Uśmiech­nij się – cie­lak po­wta­rza.

– Mam się uśmiech­nąć?

– Tak.

– Ale ona go zo­sta­wia, no, tego Ar­tu­ra – wy­ja­śnia cier­pli­wie im­be­cy­lo­wi. – W ta­kiej chwi­li mam uśmiech­nąć?

– Tak.

Sie­dzi w bez­ru­chu ni­czym sza­le­niec ja­kiś, idio­ta bez­sprzecz­ny, cho­ry na ław­ce w par­ku przed szpi­ta­lem dla ner­wo­wo i psy­chicz­nie cho­rych. Po­twier­dza ski­nię­ciem gło­wy. Stu­dent­ka pa­trzy z nie­do­wie­rza­niem na obiekt swo­je­go dzi­wacz­ne­go wy­bo­ru. Za­sta­na­wiam się, czy te­raz ża­łu­je. Trud­no opi­sać jej twarz w tam­tej chwi­li, bo sło­wo „za­sko­czo­na” zbyt płyt­ko od­da­je jej wy­raz. Lecz mimo to, ku mej kon­ster­na­cji, po chwi­li uśmie­cha się, jak obłą­ka­ny jej ra­dzi, i za­czy­na po raz ko­lej­ny:

– Ar­tur, to ko­niec.

– Nie ro­zu­miem.

– A do cze­go spro­wa­dza się na­sze ży­cie? – Uśmie­cha się da­lej.

– Do cze­go?

– Do ni­cze­go.

– Ni­cze­go?

Dziew­czy­na sku­pia wy­si­łek, by za­grać twa­rzą, jak jej po­ra­dził. I bar­dzo do­brze. Świet­nie jej to te­raz wy­cho­dzi – be­stial­sko wy­da­ję wer­dykt. Tym ra­zem w dia­lo­gu do­strze­gam praw­dzi­wą iskrę. To za­czy­na wy­glą­dać re­al­nie – my­ślę. Tym­cza­sem ona da­lej gra wprost fan­ta­stycz­nie.

– Nie ro­zu­miem.

I wte­dy. Tam­ta chwi­la, kie­dy TO wła­śnie się sta­ło. Po­wie­trze w ka­wiar­ni, ruch na uli­cach i na­wet ob­ro­ty ło­pat wen­ty­la­to­ra przy lam­pach zda­ły się na chwi­lę ustać. Wpa­trzo­na w jego spoj­rze­nie opę­ta­ne­go twar­do utkwio­ne w jej wzro­ku. Do­kład­nie wte­dy uśmiech spły­wa z twa­rzy dziew­czy­ny. Męż­czy­zna da­lej, w tej sa­mej po­zie, z nie­zmien­nym wy­ra­zem ob­li­cza wpa­tru­je się w stu­dent­kę, z tą jed­nak róż­ni­cą, że…

– Ja już cię nie ko­cham – od­po­wia­da wol­no, zu­peł­nie in­a­czej. – Od­cho­dzę – do­da­je, zmy­liw­szy tekst, ale nic to, tym przy­pad­ko­wym spo­so­bem na­da­je swej grze cech nie­by­wa­łej, wprost fan­ta­stycz­nej wir­tu­oze­rii, mógł­bym po­my­śleć, gdy­by nie to, cze­go świa­dom by­łem od sa­me­go po­cząt­ku.

Na­raz w jej oczach bły­ska­ją łzy jak dwa szty­le­ty. I sta­je się dla mnie ja­sne, że bu­dzi się gdzieś głę­bo­ko skry­ta w niej dziew­czyn­ka. Że oto ten pro­sty dia­log, to dur­ne: „Ar­tur, to ko­niec” przy­po­mnia­ło jej coś, co nie jest fil­mem, ale pew­nie cier­ni­stym wspo­mnie­niem. A twarz jej mówi, krzy­czy wprost do mnie, że wca­le nie za­po­mnia­nym.

– My­śla­łam o tym od daw­na. – Wi­dzę, że sło­wa z tru­dem przy­cho­dzą jej przez łzy. – Te­raz, te­raz je­stem już pew­na – łka we wciąż nie­wzru­szo­ną twarz szaj­bu­sa. – Nie patrz tak na mnie! – prze­ry­wa na­gle, pod­no­sząc głos.

Sło­wa dziew­czy­nie za­sy­cha­ją w gar­dle. Prze­ły­ka śli­nę. Po chwi­li do­da­je szep­tem:

– Nie bądź na mnie zły.

Lecz zda­nie to drży jak most, po któ­rym to­czy się opa­słe ciel­sko lo­ko­mo­ty­wy. Da­lej jest tyl­ko roz­pacz.

I do­pa­da mnie na­gle strasz­na, acz nie­do­rzecz­na wąt­pli­wość, że oto może to nie być praw­dzi­wy dia­log. Że to tyl­ko świet­na gra ak­to­recz­ki. A fa­cet gra do­brze, bo jego rolą jest mil­czeć. To pro­sta rola prze­cież. W sam raz dla idio­ty. Że łzy, po­cią­gnię­cia no­sem i te jej spoj­rze­nia są uda­wa­ne. Ale nie. Wiem, że jest in­a­czej. Zu­peł­nie in­a­czej.

– Przy­kro mi – koń­czy sce­nę. – Cóż, idę.

Za­wsty­dzo­na wy­cie­ra łzy i spo­glą­da na męż­czy­znę.

– Mu­szę le­cieć – śmie­je się przez płacz.

Męż­czy­zna tym­cza­sem wy­glą­da tak samo jak przed kil­ko­ma mi­nu­ta­mi. Nie ma w nim ani cie­nia za­sko­cze­nia. Nic się nie zmie­nia. Brak choć­by odro­bi­ny szo­ku. Wciąż tak samo jest nie­wzru­szo­ny. Szok jed­nak do­pa­da mnie i bar­ma­na. Te­raz do­pie­ro do­strze­gam, że nie tyl­ko ja TO ob­ser­wo­wa­łem. Uświa­da­miam so­bie, że dla chło­pa­ka za ba­rem rów­nież i ja je­stem jak ogni­wo ja­kie­goś łań­cu­cha, jak część tej oso­bli­wej sce­ny, choć z mo­ich ust nie pada ani jed­no sło­wo.

Stu­dent­ka wsta­je, zdzi­wio­na tym, co prze­ży­ła. Uśmie­cha się de­li­kat­nie, ale wi­dać jest za­wsty­dzo­na. Wy­cho­dzi w po­spie­chu, chy­ba w grun­cie rze­czy za­do­wo­lo­na.

– Dzię­ku­ję – rzu­ca na po­że­gna­nie.

Jej kawa po­zo­sta­je nie­tknię­ta. Ma­cha nam ręką nie­pew­nie, ob­ra­ca się i zni­ka. Se­kun­dę póź­niej zja­wia się ktoś, o kim stu­dent­ka nig­dy ma się już nie do­wie­dzieć. Z ła­zien­ki wra­ca kat ła­cha. Od po­cząt­ku o niej wie­dzia­łem. Wie­dzie­li­śmy wszy­scy z wy­jąt­kiem ak­to­recz­ki. Sły­sze­li­śmy roz­mo­wę baby z cie­la­kiem, ja zza tar­czy mej Por­no­gra­fii, bar­man skry­ty szań­cem bu­fe­tu. Tym­cza­sem tam­ta zbli­ża się pew­nym kro­kiem do nie­cie­ka­we­go, spo­glą­da z uśmie­chem i wzdy­cha głę­bo­ko.

– Cóż, idę.

Nie robi to jed­nak na ni­kim więk­sze­go wra­że­nia, albo wra­że­nie jest tak duże, że nie po­tra­fi­my wła­snym zmy­słom uwie­rzyć.

– Ar­tur, dasz bu­zia­ka?

– Nie, spa­daj.

--

In­spi­ro­wa­ne fil­mem On s’em­bras­se.

Re­ży­se­ria: Pier­re-Oli­vier Mor­nas.
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: