Dusza kobiety. Ego mężczyzny - ebook
Dusza kobiety. Ego mężczyzny - ebook
Kobieta i jej... dusza. Niezwykła opowieść, której bohaterka – Hania pragnie miłości, tolerancji, szczęścia i spełnienia. Zastanawiasz się, czy możesz być postacią z tej opowieści? A czy zależy Ci na tym, by pokochać siebie i swoje życie...?
Niesamowita historia o kobiecie i mężczyźnie, dzięki której dowiesz się jak być wyrozumiałym dla drugiej strony i jednocześnie nie zaniedbywać siebie. Czasami warto spojrzeć na świat oczyma drugiej osoby.
Mężczyzna i jego... ego. To nieustanna, wewnętrzna walka, problem z podejmowaniem decyzji, działanie pod wpływem emocji i obawa przed wyrażaniem uczuć. Odkryj tajemnicę Krzysztofa, który stanął w obliczu pewnych wyborów ale podjął nie zawsze łatwą pracę nad sobą. Co z tego wyniknie?
Historia ta uczy jak żyć w partnerstwie i dostrzegać potrzeby drugiej osoby, a także jak żyć zgodnie ze sobą i ciągle się rozwijać.
Jedna historia, dwa punkty widzenia.
Zwierciadło, w którym możesz zobaczyć swoje życie.
Spis treści
DUSZA KOBIETY
Przedmowa
Wstęp
Rozdział I: Wspomnienia
Rozdział II: Marzenia
Rozdział III: Romans
Rozdział IV: Terapia
Rozdział V: Decyzja
Rozdział VI: Regresing
Rozdział VII: Rozterki
Rozdział VIII: Nowe życie
Rozdział IX: Poczucie winy
Rozdział X: Jak w romantycznej powieści
Rozdział XI: Czy jest Bóg?
Rozdział XII: Zamęt, znaki i zrozumienie
Rozdział XIII: Wewnętrzna decyzja
Rozdział XIV: Pamiętnik kochanki
Rozdział XV: Głębia naszego wnętrza
Rozdział XVI: Pamiętnik raz jeszcze
Rozdział XVII: Materializacja
Zakończenie
EGO MĘŻCZYZNY
Przedmowa
Wstęp
Rozdział I: Pierwsze wrażenie
Rozdział II: Po prostu życie
Rozdział III: Drugie spotkanie
Rozdział IV: Kardynalne prawdy
Rozdział V: Kardynalne prawdy w praktyce
Rozdział VI: Kardynalne prawdy – ciąg dalszy
Rozdział VII: Nowe postrzeganie
Rozdział VIII: Kolejne prawdy
Rozdział IX: Siła wybaczania
Rozdział X: Wybaczanie w praktyce
Rozdział XI: Siła energii
Rozdział XII: Siła dziękczynienia
Rozdział XIII: Czakry jeszcze raz
Rozdział XIV: Spotkanie z Hanią
Rozdział XV: Siła modlitwy
Rozdział XVI: Siła regresingu
Rozdział XVII: Dygresje na temat wartości
Rozdział XVIII: Utrwalenie czakr
Rozdział XIX: Jeszcze o wybaczaniu
Rozdział XX: Od wybaczania do autoregresingu
Rozdział XXI: Zacznij od „ja”
Rozdział XXII: Dziękczynienie
Rozdział XXIII: Czystość intencji i wibracji
Rozdział XXIV: Jeszcze o wizualizacji
Rozdział XXV: Materializacja
Zakończenie
Bibliografia i kontakt z Autorką
Kategoria: | Poradniki |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-7377-637-1 |
Rozmiar pliku: | 656 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Ta książka jest beletrystycznym zapisem pewnej terapii, osnutym na prawdziwych wydarzeniach. Mówi o mozolnym dochodzeniu do prawdy i o poszukiwaniu szczęścia.
Do jej napisania zainicjowała mnie pozycja pewnej polskiej pisarki i zawarty w niej psychologiczny portret kobiety, cierpiącej żony. W ciszy mojego gabinetu, w tym samym miejscu, zasiadają zdradzane żony i porzucane kochanki. Poruszona ich losem, postanowiłam przedstawić podobną sytuację, widzianą oczyma „tej trzeciej”, aby pokazać, że tak samo cierpi, kocha, pragnie i raduje się jak każda kobieta. I dla jej wewnętrznych przeżyć, niejednokrotnie bólu i cierpienia, nie jest istotne, czy jest żoną czy kochanką. W pierwszym odruchu tworzenia pragnęłam, aby te zwaśnione kobiety spojrzały na siebie innymi oczami, wybaczyły sobie nawzajem i zobaczyły, że w sytuacji, która je dotknęła, tkwi głębszy, często nieuchwytny dla nas sens. Jednak w trakcie pisania postanowiłam przedstawić ten obraz z szerszej perspektywy. I tak powstała książka o kobiecie, ale każdy mężczyzna, który pragnie dać szczęście kobiecie, powinien ją przeczytać. Ta książka uczy wzrastania i tolerancji. Tolerancji dla siebie i innych. Uczy miłości do siebie i do świata. Pokazuje, że wszystkie zdarzenia mają swój sens, że każda historia, która wydarza się w twoim życiu, ma swój dobry wymiar, że nie ma złych związków, złych ludzi, złych postępków. Są tylko sytuacje, ludzie i zachowania potrzebne nam do „przerobienia pewnych lekcji”, do zrozumienia, do dalszego rozwoju. Tak jak ogień czy nóż nie jest ani dobry, ani zły. To od nas zależy, w jakim celu użyjemy noża lub ognia, po to, by przygotować posiłek rodzinie, czy po to, by coś zniszczyć. Proponuję ci nowe narzędzia, do pracy nad sobą, do pokonania wewnętrznych barier i blokad stojących na drodze do upragnionego celu.
Ja także mozolnie, czerpiąc z przedstawionych poniżej technik, dochodziłam do tego, kim dziś jestem. Tak też dochodziło do swojego nowego życia wiele innych osób. Czytając ją, może rozpoznasz siebie, zobaczysz siebie jak w zwierciadle, bez względu na to, czy jesteś mężczyzną, czy kobietą. Czytając tę książkę może odnajdziesz swoją drogę do szczęścia i spełnienia.
Chcę ci pokazać jak moja bohaterka rozpoczyna drogę ku świadomemu życiu. Jakie spotykają ją „przygody” i niespodzianki. Ile razy z euforią wzlatywała ku niebu i ile razy musiała podnosić się z kolan.
Jest to książka o kobiecie nieprzeciętnej, która pragnęła wyrwać się z szarej rzeczywistości. O tym, jak ta zmiana bolała, jak rodziło się nieznane. Każde wzrastanie ponad przeciętność boli. To tak, jakbyś z liliputa stawał się olbrzymem. Rośniesz, jesteś coraz większy, sięgasz już głową sufitu, ale wiesz, że to dopiero początek, że aby pójść wyżej musisz przebić głową sufit. I masz wybór, albo urośniesz, ale będzie bolało, albo pozostaniesz w tym samym miejscu. Wtedy spokojnie, bez bólu, będziesz żył w swojej starej rzeczywistości. Zawsze będzie tak samo. Śniadanie, obiad, pranie, zakupy, jakiś film, jakieś przyjęcie. Codziennie tak samo będziesz siedzieć przy tym samym biurku lub stać przy tej samej ladzie. Codziennie, tak samo, codziennie...
Codziennie tak samo będziesz narzekać, że ci się nie udaje, że miało być lepiej, że to przez „nich”. Codziennie tak samo, przez rok, dwa, pięć lat, przez całe życie.
Codziennie tak samo. Albo rozpoczniesz nowe życie i weźmiesz świadomie za nie odpowiedzialność. Bo wiesz, tak naprawdę i tak jesteś za nie odpowiedzialny. Za każdy dzień, za każdą godzinę, każdą minutę. Czy zdajesz sobie sprawę, że codziennie tworzysz i kształtujesz swoje życie, nawet nie wiedząc o tym?
Czy zdajesz sobie sprawę dokąd zmierzasz? Czy zmierzasz do jakiegoś celu, czy zmierzasz donikąd? Tak naprawdę to możesz wszystko w życiu osiągnąć lub wszystko zniszczyć. Życie polega na nieustającym cyklu wyborów. Czy uświadamiasz sobie, jak kształtujesz swoje życie? Dziś masz wybór: świadomie żyć, świadomie pracować lub zrzucić odpowiedzialność na los, na „nich”, na gwiazdy.
A kiedy już podejmiesz decyzję: „Tak. Chcę panować nad swoim losem”, ta książka pokaże ci, jak nad nim panować.
Zwracam się także do mężczyzn, ale szczególnie zwracam się do kobiet. Pragnę, aby czytały ją dojrzałe kobiety i dorastające dziewczęta bo miłość, szczęście czy cierpienie nie wybiera wieku, płci czy rangi społecznej. Tak samo kocha, pragnie, cierpi i raduje się kobieta czy mężczyzna, żona czy kochanka. Zobaczcie, że warto jest być kobietą, że warto jest być świadomą kobietą. Bądźcie dumne ze swojej kobiecości, ale otwórzcie swoje serca dla mężczyzn. Kochajcie i szanujcie mężczyzn. Kochajcie i szanujcie także siebie. Niech mężczyzna będzie dla was wsparciem, przyjacielem, mężem i kochankiem. Dziękujcie Bogu za osobę, która jest obok was i wspiera was swoją obecnością.WSTĘP
Nie urodziłam się po to, aby przegrywać!
Zbierałam Anioły – uskrzydlone istoty –
i nie wiedziałam dlaczego.
Dużo czasu spędzałam z Pawłem. To mądry, inteligentny i przystojny mężczyzna.
Kiedyś, ktoś w jego obecności powiedział o mnie „liszka”. Paweł zaoponował mówiąc: „Może była liszką, ale teraz stała się wspaniałym motylem”. Pomyślałam: „skrzydła”.
Gdy starałam się o nową pracę i zapytano mnie po co tu jestem, odparłam: „chcę latać...”.
Czy kiedykolwiek latałeś we śnie? Czy wiesz, jakie to uczucie – ta rozpierająca radość i entuzjazm?!
Przeżywałam takie wzloty wiele razy w dzieciństwie i w młodości. Wznosiłam się wysoko wraz z moimi przyjaciółmi Aniołami, o których mówiono, że są wytworem dziecięcej wyobraźni... Wzbijałam się w niebo razem z Anią z Zielonego Wzgórza, potem unosiłam się ze Scarlett, fruwałam nad każdą przeczytaną książką, filmem o prawdziwej miłości, unosiłam się nad salą pełną słuchaczy, przed każdą wygłoszoną przeze mnie mową.
Potem zapomniałam, że umiem latać...
Potem długo stałam w miejscu, uderzając skrzydłami o siebie. To bolało!
Od czasu do czasu jeszcze wznosiłam się w powietrze, choć niezbyt wysoko...
Aż pewnego razu znowu przeżyłam ten cudowny stan, rozpierające uczucie wzbijania się ponad przeciętność! Dotąd byłam liszką, może małym elfem, który musiał zwijać swoje skrzydła, aby nikt ich nie zauważył. Ten prawdziwy lot pokazał mi, że mam kolorowe, bogate wnętrze. Ten lot pozwolił mi poznać w sobie nową k o b i e t ę ! Kobietę pragnącą dostać od życia spełnienie emocjonalne, intelektualne i intymne.
Ten lot zainspirował mnie do dalszego rozwijania skrzydeł, do wzbijania się ponad przeciętność. Uwierzyłam w swoją siłę i moc.
Już nie musiałam, jak mężczyźni, walczyć, aby przetrwać i przeżyć. Już nie musiałam walczyć, aby mnie zauważono i zaakceptowano. To ja zaakceptowałam siebie i swoje kolorowe skrzydła, chociaż raziły innych w oczy. Tak, mężczyźni wojują, ja akceptowałam.
I stałam się silna swoją akceptacją i wybaczaniem. A moje skrzydła były zawsze gotowe, ze wspomnieniem każdego lotu i potrzeby jego przeżywania. Tak jak motyl, który wykluwa się z larwy, nie wie kim będzie, tak i ja nie wiedziałam, kim się stanę. Nie wiedziałam dokąd zmierzam, ale zdawałam sobie sprawę, że nie ma już odwrotu, że nie mogę znowu stać się liszką, że już nadszedł czas. Może bolesny, ale nadszedł.
Zrozumiałam, że aby latać, trzeba pobyć chwilę w ciszy i w skupieniu, że trzeba chwili wytchnienia i wyrozumiałości, aby uporać się z codziennością, że jeżeli mój lot ma służyć czemuś wielkiemu, warto poczekać i nabrać sił. Zrozumiałam potęgę czekania i cierpliwości.
Wiem już jak się lata. Od kiedy wyrosły mi skrzydła, robiłam to często.
Kiedyś ktoś powiedział, że każdy człowiek jest jak Anioł, ale ma tylko jedno skrzydło. Po to, aby wzbić się w przestworza potrzeba wziąć się w objęcia...
Miałam kiedyś dwa skrzydła. Piękne i błyszczące, wynoszące mnie w przestworza, ponad przeciętność, ponad codzienność. Jedno się złamało... Wtedy spokojnie stanęłam na ziemi, cierpliwie czekając, aż moje skrzydło poruszy się.
Po raz kolejny stąpam po ziemi, aby rozejrzeć się i zebrać siły do kolejnego lotu. Przysiadłam i czekam, a elfy i anioły patrzą, pokazując mi skrzydła. Uświadamiają, że nadal mogę szybować. Przypominają o tym, że dusza też ma skrzydła i że w niebie dzieją się cuda. Stoję na rozwidleniu dróg, lecz teraz już wiem, którą mam podążać. Zrozumiałam, że złamane skrzydło boli, ale jednocześnie uczy nadziei i wiary w to, że kiedyś znowu wzniesie mnie w przestworza.
Teraz już wiem, dlaczego kolekcjonuję Anioły.
Wiem, że skrzydła wzbijają się wysoko i bez żalu pozostawiają kokon miernoty.
Czy ty też potrafisz latać i sięgać gwiazd na twoim niebie?
Stojące na półce elfy i anioły przypominają mi codziennie, kim naprawdę jestem – może wielobarwnym motylem, może delikatnym elfem, może dumnym aniołem... A nieraz pozornie biernie czekającym, poddającym się sile wyższej niż ty sam, nieraz czekającym na ból przepoczwarzenia, czekającym na całe piękno, jakie może stać się twoim udziałem.Rozdział I Wspomnienia
Cichy czerwcowy poranek. Słońce już wzeszło i ciepłym brzaskiem oświetla okna hotelu. W jedno z nich zagląda szczególnie ciekawie. Zbyt wiele nie może dojrzeć, gdyż pomiędzy zasłonami jest tylko wąska szczelina. Widzi twarz kobiety, łaskocze ją po oczach, które otwierają się i uśmiechają. Do kogo się uśmiecha? Może do swoich myśli?
Ręką chce dotknąć twarzy mężczyzny, nie, niech śpi. Może pocałować go delikatnie? Nie, przed nim pracowity dzień.
„Dzień dobry Panie Boże. Dziękuję Ci za ten poranek i za cudowną noc”.
Ile miłości zamieszkało w tym pokoju. Taki mały hotelowy pokój, a pomieścić może tyle szczęścia!
„Śpij, kochany, śpij. Należy ci się spokojny i dobry sen. Uwielbiam patrzeć jak się budzisz. Uwielbiam budzić się przy tobie. Jak to dobrze, że dotarliśmy do tego miejsca. Niech jeszcze trochę pośpi, ja też zamknę oczy. Kiedyś udawałam szczęście i myślałam, że tak musi być. Już nigdy przed nikim nie będę udawać szczęścia”.
I wtedy, jak na filmie, przed jej oczami zaczęły pojawiać się klatki z przeszłości.
– Pani Haniu to będzie pani pokój. Tu jest pani biurko, komputer. Przykro mi, że to taki niewielki pokój, ale sama pani rozumie, trudne warunki lokalowe. Postaramy się o lepsze miejsce. Jutro pozna pani pozostałych. W pokoju obok pracuje dyrektor Olszewski, po drugiej stronie korytarza dyrektor Marczak i pani Jasińska – to były słowa naczelnego, który oprowadzał ją po biurze.
Została szefową działu kadr.
Jak na dziennikarkę, to był ogromny awans. Często zastanawiała się, jak to się stało, że taką propozycję złożono jej, a nie komuś innemu. Patrząc na „swój” pokój, jeszcze nie dowierzała. Przecież pracowała w firmie dopiero dwa lata, a tyle osób bardziej doświadczonych wiekiem i stażem pracy... Czy zasłużyła sobie na takie stanowisko?
Rano poznała Janka Marczaka i Kasię Jasińską. Była dumna z siebie, z awansu, z tego, w jaki sposób ją przyjmowano. Spokojnie zagłębiła się w notatkach. Nagle usłyszała głos sekretarki:
– Pani dyrektor, przedstawiam pani dyrektora Krzysztofa Olszewskiego.
Podniosła wzrok znad biurka i poczuła dziwny niepokój. Nie, to nie był niepokój, to było zmieszanie. Patrzyły na nią granatowe oczy, obejmowały ją całą, dotykały wzrokiem. Jej pewność siebie prysła. Gdyby ktoś zapytał ją wtedy, jak wyglądał, nie znalazłaby odpowiedzi. Miał granatowe oczy.
Następnego dnia zmieszanie ustąpiło miejsca zainteresowaniu. To przystojny i bardzo elegancki mężczyzna, dżentelmen z pełną klasą, z dużym poczuciem humoru, wie jak rozmawiać z kobietami.
– Pani Haniu, pięknie pani dziś wygląda.
– W czym mogę pani pomóc?
– Może zrobić herbaty?
– Czy ma pani parasol, bo zaczęło padać?
– Piękny lakier do paznokci.
Słyszała w swoim życiu wiele komplementów, ale te słowa brzmiały inaczej. Poruszały coś, czego nie zdołały zrobić żadne inne.
Stawała przed lustrem. Widziała drobną, szczupłą i zgrabną kobietę, zawsze dobrze ubraną i uśmiechniętą. Wiedziała, że podoba się mężczyznom. Czuła to na każdym kroku. Ale nigdy nie wpływało na nią to tak, jak tym razem. Zaczęła zadawać sobie pytanie, dlaczego tak się dzieje.
Minął tydzień, dwa, miesiąc. Zaprzyjaźnili się. Rano budziła się z myślą, że to wspaniały dzień, bo może pójść do pracy. Biegła jak na skrzydłach. Tam czekał ją ciepły uśmiech i pytanie: „Jak minął wieczór, jak się pani czuje?”.
Właśnie, jak się czuła, jak minął wieczór?!
W domu łapała się kilkakrotnie na fakcie, że robi kanapki – i myśli o nim; że kąpie się, patrzy na swoje ciało – i myśli o nim; że opowiada mężowi o pracy – i myśli o nim. I jak się z tym czuła? Cudownie, jak wtedy, gdy miała dwadzieścia lat. Ten ciągły niepokój przypominał jej, że żyje, a nie tylko oddycha... Cudownie, bo od lat nie czuła dreszczu emocji, kiedy rozmawiała z mężczyzną, kiedy pozwalała na siebie „tak patrzeć”. I jak się z tym czuła? Źle, bo obok niej żył inny mężczyzna. Źle, bo tamten też nie wracał do pustego domu.
Jak minął wieczór? Jak co wieczór – minął.
Otworzyła oczy. Spał nadal. Patrzyła na jego nagość.
„Lubię, kiedy odpoczywasz – myślała – twoja intymność jest wtedy taka delikatna. Ale wiem, że kiedy spojrzysz na mnie, staniesz się silny i mocny. Lubię to oczekiwanie zanim mnie dotkniesz, twoje radosne oczy, które mówią, że za chwilę będzie wspaniale. Wystarczą te granatowe oczy, bo dają mi pewność, że będę mogła zapomnieć się i czuć w tym zapomnieniu, że jest ktoś, kto panuje nad wszystkim. A potem, kiedy...”
W tym momencie drgnął, jakby wiedział o czym myślała. Ich myśli często łączyły się. Drgnął i jeszcze przez sen dotknął jej uda.Rozdział II Marzenia
Praca sprawiała Hannie niebywałą satysfakcję. Realizowała się. Pojawiali się nowi kandydaci. Starała się mieć dla każdego czas, zrozumieć powody kierujące ich zachowaniem. Ukończone studia psychologiczne znacznie pomagały jej w wykonywaniu obowiązków. Wiedziała, jak ludzie reagują na stresy, na nową pracę, na zmianę. Wiedziała, że każda zmiana powoduje lęk, że nawet dobre zmiany powodują lęk. Wartościowi ludzie nieraz rezygnują z nowego po to, by tkwić w starym, złudnym bezpieczeństwie. Najbardziej dziwił ją lęk przed sukcesem. Starała się zrozumieć powody. Domyślała się, że to przeszłość tak wpływa na ludzi. Musieli nieźle oberwać od życia. Wspomnienie dawnej porażki napawa ich lękiem, że po raz kolejny może się nie udać. Losy ludzkie układały się jak domki z klocków. Często wszystko pasowało idealnie, ale zdarzały się wyszczerbione elementy. Dziwiło ją, że ludzie opowiadając o sobie, nie widzą, że życie jest jak koło zębate – jedna decyzja pociąga następną. Ludzie, idąc przez życie, przypominali Hannie artystów, misternie tkających kolorowy dywan. Podczas pracy wielokrotnie mogą zmieniać wzory i kształty, rzadko jednak decydują się na to, w obawie przed reakcją otoczenia.
Kobiety wydawały się jej bardziej otwarte. Chętniej opowiadały o pobudkach kierujących nimi przy zmianie pracy, o domu, dzieciach i mężczyznach. Mężczyznach, którzy nie pozwalali im się rozwijać, szantażowali odejściem, narzucali swoją wolę i o mężczyznach uległych, tych, którzy poddawali się kontroli i naciskom, jednocześnie nie starając się w żaden sposób brać odpowiedzialności za swoje życie. Tak, ona też znała takich mężczyzn, którzy zawsze mówili – „widzisz, to przez ciebie”, „zrobiłaś źle, to teraz wybrnij z tego sama”, a sami w tym czasie wspinali się po plecach uległych kobiet. Żal jej było wartościowych kobiet, tkwiących w takich związkach.
A mężczyźni? Oni byli zamknięci w sobie. Najczęściej udawali macho, którym znudziło się coś i dlatego starają się o nowe stanowiska. Byli też tacy, którzy brali ją na litość – dom, żona bez pracy, dzieci, ale dało się odczuć, że to fałsz.
Szkoda jej było tych zamkniętych w sobie facetów, skrywających swoje prawdziwe pobudki. Najczęściej w ich oczach było widać monety. Myśleli, że jeżeli nie zarobią wystarczająco dużo, są nikim, nieudacznikami, kalekami. Ich oczy mówiły „doceń mnie, bo zarabiam”, a nie „doceń mnie, bo jestem niegłupi”. Często była zmęczona po takich rozmowach. Dziwiła się, że mądrzy ludzie nie kierują się w życiu swoimi wartościami, a podporządkowują się pragnieniom społeczeństwa. Tak często złym i niszczącym programom. Używali słów „muszę, powinienem, mam nadzieję, wybrałem mniejsze zło, nie mogę”. Jak też ciężko i trudno musiało być tym ludziom, kiedy w ich umysłach tkwiło tyle negatywnych myśli! Przykro jej było, ale wiedziała, że ci sfrustrowani mężczyźni oraz przerażone kobiety przenoszą tę atmosferę do pracy. Przykro jej było, ale musiała im odmawiać.
Rzadko zdarzali się entuzjastycznie nastawieni ludzie, którzy mówili: „chcę coś zmienić w moim życiu, nie obawiam się, spróbuję czegoś nowego, pewnie się uda”. Tamci przytłaczali ją, broniła się przed chmurą narzekań. Ci dodawali jej sił, aby wierzyła, że się uda i że warto próbować.
Ona też nie miała łatwego życia.
Nauczyli ją żyć w poczuciu obowiązku, że tak trzeba, że powinna, że musi.
Realizowała marzenia swoich rodziców. Była ambitną i zdolną studentką, wyszła wcześnie za mąż za dobrze zapowiadającego się, nudnego prawnika. Ich kariery rozwijały się. Zaczęli nieźle zarabiać i żyli jak należało. Udawała, że jest jej dobrze i że jest szczęśliwa. Ich życie było dla niej tak samo pasjonujące, jak studia jej męża. A ich pożycie intymne, och, zapomniała co to znaczy. W czasie długich wieczornych rozmów poznawała tajniki spraw sądowych, numery paragrafów i dzienników ustaw.
Mąż lubił, kiedy mocno stała na ziemi i nie zaprzątała sobie głowy psychologicznymi mrzonkami. Udawała, że takie życie jej odpowiada, udawała, że praca jej wystarcza. Zdjęcia rodziny – ona w wykrochmalonym sztywnym fartuszku, dalej pary, małżeństwa, powaga chwili, majestat prawa, bezpieczeństwo. Hanna, mądra i uśmiechnięta pani psycholog, nie widziała swoich potrzeb i ran, przykrytych kołderką takiego bezpieczeństwa.
Dobrze, że w pokoju obok był ktoś, kto ją rozumiał. Komu mogła powiedzieć wszystko, komu mogła zaufać. Czuła, że on nie wykorzysta jej słabości, wysłucha, nie zdradzi jej tajemnic i obejmie silnym ramieniem, kiedy będzie trudno.
Naczelny był bardzo zadowolony z pracy Hanny. Często prosił ją do siebie. Hanna śmiało wygłaszała swoje poglądy i wprowadzała zmiany. Niektórzy dziwnie patrzyli na ich służbowe stosunki. Kiedyś usłyszała: „Masz zbyt duży wpływ na szefa, co drugie zdanie powtarza – bo Hania powiedziała”. Innym razem: „O, Hania znowu spędza czas z szefem, ciekawe co ich łączy?”. Nie reagowała, robiła dalej swoje, ale ludzkie języki były nieubłagane. Nie reagowała, wracała chętnie do swojego pokoju, tam zapominała o docinkach i uśmiechała się do swojego przyjaciela. On jeden rozumiał ją i dawał to odczuć, chociaż nieraz złe ogniki biegały w jego oczach, kiedy do pokoju wchodził naczelny.
Drżała. Drżała na wspomnienie jego dotyku. Nie pamiętała, czy kiedyś przeżyła coś podobnego. Zostali po godzinach. Okazało się, że w biurze nie ma już nikogo. Czas do domu. Usiadła na krześle obok szafy i zmieniała buty. Nagle obok stanął on, niby poprawiając krawat. Wstała. Była zmieszana, chciała odejść, nie, wcale tego nie chciała. I w tym momencie poczuła jego usta na swoich. Gorący i miękki pocałunek. A ona... ona zadrżała i zamiast odsunąć się, przywarła do niego. Zarzuciła ręce wokół jego szyi i pozwoliła sobie drżeć dalej. Kiedy oprzytomnieli usłyszała: „Nie broń się Haniu, kiedy dwoje ludzi się spotyka i jest im przeznaczone być razem, to i tak będą, nic na to nie poradzisz”.
Uciekła. Wsiadła do samochodu i drżała. Drżała na wspomnienie tego pocałunku, a w głowie dudniły jej słowa: „nic na to nie poradzisz”. Jak to się stało, że nigdy wcześniej czyjeś usta nie wprowadziły takiego zamieszania?
Wczoraj Hanna jechała z Danusią, nowo przyjętą pracownicą, do Sochaczewa. To kawałek drogi, trzeba było o czymś rozmawiać. Takie ble, ble – pogoda, rodzina, zakupy.
– Dwanaście lat temu, kiedy wychodziłam za mąż, znacznie trudniej było się urządzać – powiedziała Hania.
Milczenie i zdziwienie ze strony Danusi.
– Pani Haniu, przepraszam, ale ile pani ma lat?
Hania zaśmiała się – Trzydzieści trzy, a co, wyglądam poważniej?
– Nie, nie. Odwrotnie. Nie dałabym pani więcej niż dwadzieścia pięć – sześć.
Tak, wyglądała młodziej, ale zaskoczył ją ten komentarz. Nie sądziła, że o tyle młodziej! To ona ją odmłodziła – miłość. To było zaskakujące odkrycie! Jak to możliwe! Kiedy żyła spokojnym szarym życiem, miała spokojne szare lata, szarą garsonkę i zakurzone światła w oczach. Nieraz zastanawiała się, jaki ma naprawdę kolor oczu – zakurzony, szary? Teraz jej oczy są zielone, teraz palą się w nich zielone światła!
Przypomniało jej się pewne zdarzenie. Kiedyś zatrzymał ją policjant, który poprosił, aby dmuchała w balonik.
– Nic pani nie piła, tak pani oczy błyszczą?
Nic nie piła, tylko zgodziła się przed chwilą na spotkanie się z nim, po pracy, w piątek.
Siedzieli w samochodzie, położył rękę na jej kolanie.
– Kochanie, już czas.
Czuła to samo, wiedziała, że nadszedł czas
– Tak, wiem – powiedziała cicho, ale pewnie.
– Spotkajmy się jutro. Moja kuzynka wyjeżdża na weekend – mówił bez żenady – mielibyśmy spokojne miejsce, żeby porozmawiać.
Porozmawiać – o czym? – pomyślała.
– Moglibyśmy porozmawiać o nas, o przyszłości – mówił, jakby czytając w jej myślach.
– Dobrze, ale bez zobowiązań – zastrzegła.
Bała się jeszcze, a jemu też to zdanie się spodobało.
Dziwiła się sobie. Kto to mówi, ja? Ja się na to zgadzam? Porozmawiać u kuzynki? Przecież zgodziłam się pójść z nim do łóżka! A on, a ona?
Jak się okazało, on – jej mąż – nagle wyjechał do rodziców. Ona – żona Krzysztofa – miała tego dnia targi w Poznaniu. Przypadek? On, ona...
Krzysztof czekał w samochodzie. Na tylnym siedzeniu kątem oka zobaczyła jedną długą czerwoną różę! „Tak zaczyna się romans” – pomyślała. Nie, to zaczęło się kilka miesięcy wcześniej. Już wtedy wiedziała, że nie skończy się na przelotnych spojrzeniach.
– Jak się czujesz? – usłyszała.
Czuła się jak nastolatka, która miała przeżyć swój pierwszy raz!
W domu kuzynki panował ład i porządek. Czekał na nią francuski szampan. Wszystko działo się jak w filmie. Stare nagrania w nowych aranżacjach, zbliżenie ciał w tańcu. Jego zachwyt, kiedy poczuł pończochy na jej nogach, delikatne pocałunki, bicie serca. Jeszcze długo wahała się, dziwiąc się, dlaczego jeszcze nie poraził ich piorun.
Krzysztof okazał się czułym, doskonałym partnerem, który wspaniale, ale jednocześnie delikatnie przeprowadził ją przez ich pierwszą noc.
Obudziła się nad ranem. Czuła się zawstydzona, ale szczęśliwa.
Przypominała sobie swoje małżeństwo. Tamte noce, kiedy marzyła i śniła o innym świecie. Wstydziła się swoich marzeń i pragnień. Myślała, że nigdy się nie zrealizują. Przecież jej mąż nie pragnął niczego więcej. A do głowy jej nie przyszło, że więcej może przeżyć w rzeczywistości, a nie tylko w marzeniach. Miała przecież męża! Ale miała także fantazje. Ich też się wstydziła. Myślała, że porządne kobiety nie mogą mieć fantazji.
Na studiach miała zajęcia z nietypową panią profesor. Przynosiła im książki, które były w tym czasie nie do zdobycia. Mówiły one, że myśli człowieka mają ogromną moc.
– To tak jak w restauracji – tłumaczyła pani profesor – zamawiasz danie i czekasz, aż ci je przyniosą. I nie złościsz się i nie narzekasz, kiedy potrawa się przygotowuje. Po prostu czekasz, bo wiesz, że dostaniesz swoje zamówienie. Kiedy oczekujesz wykwintnego dania, przygotowywanego na twoje specjalne zamówienie, ten czas będzie z pewnością dłuższy. I masz prawo zdenerwować się i wyjść, albo cierpliwie siedzieć, popijając, na przykład, colę.
Teraz wyobraź sobie, że jesteś w kosmicznej restauracji i zamawiasz wyszukaną potrawę. Czas oczekiwania może być długi, w zależności od tego, czego oczekujesz. Jeżeli złymi myślami nie będziesz przeszkadzał w realizacji, potrawa nie przypali się, nie wykipi i kelner nie potknie się po drodze, przynosząc ci ją. Otrzymasz wszystko w swoim czasie. Czy wierzysz, że kucharz potrafi przygotować ci odpowiednie danie?
Wszechświat też przygotowuje ci twoje danie, dokładnie według zamówienia, dlatego pomyśl co zamawiasz!
Wtedy, na studiach, nie rozumiała do końca o co chodzi z tą kosmiczną kuchnią. Nie wierzyła, że można sobie coś wymyślić, wymarzyć, a potem to otrzymać. Była zbyt wielką realistką. Ostatnia noc pokazała jej, że to wszystko działa.
Kiedyś myślała, że jej fantazje pozostaną tylko w sferze marzeń. Dziś okazało się, że pojawił się człowiek, który odgadł i spełnił jej pragnienia.
Dlaczego musiała czekać na to tyle lat? Pani profesor mówiła, że kiedy wstydzisz się swoich pragnień, kiedy nie wierzysz, że mogą się one zrealizować to tak naprawdę nie pozwalasz im się urzeczywistnić.
Co dalej – myślała – czy wszechświat pozwoli nam spełniać nasze marzenia?
Czy świat pozwoli nam się kochać? Czy to zbrodnia być z kimś, kto nie jest moim mężem? Czy to grzech pozwolić, aby nasze uczucie rozwijało się?
Te rozterki przerwał jej namiętny pocałunek.Rozdział III Romans
W redakcji zachowywali się jak dawniej. Wydawało się, że nikt niczego nie zauważa. Dziwne i ukradkowe spojrzenia rzucała tylko sekretarka.
Zostawali często po godzinach, aby pobyć razem. To jednak nie było bezpieczne. Hannie nie podobała się jej potajemna miłość. Od zawsze bowiem wiedziała, że przed światem ukrywa się tylko to, co jest złe i grzeszne. Poza tym obawiała się, że gdyby ktoś dowiedział się o ich romansie, mogliby stracić pracę.
Popołudniami chodzili na kawę, żeby spokojnie porozmawiać i popatrzeć na siebie swobodniej. „Gdybyśmy mieli mieszkanie” – powtarzał często.
– „Kocha się za nic. Nieważne ile ma lat, jak wygląda i jaki ma kolor oczu – powiedziała wróżka. – Przed wami rok – półtora, dopiero potem może będziecie razem. Widzę drogę, jakby szosę, pośrodku przebiega przerywana linia. Idziecie wzdłuż tej drogi, trzymacie się za ręce lub puszczacie, tak jak biegnie linia namalowana na szosie. I na razie nic się nie zmieni”.
Nigdy nie sądziła, że pójdzie do wróżki. Nigdy nie wierzyła w takie brednie. Ale teraz potrzebowała pomocy, wsparcia, wskazówki co robić dalej.
Szła zamyślona ulicą, nagle wpadła na jakąś kobietę, dostała do ręki ulotkę mówiącą o tym, jak sesja regresingu może zmienić życie. „Co to jest ten regresing? Powrót do przeszłości? Kolejne bzdury” – pomyślała, ale ulotki nie wyrzuciła.
Kiedy wchodziła na salę wykładową przed prelekcją, po raz kolejny myślała: „Bzdury, ale skoro już tu jestem... Co mi zależy”. Usiadła gdzieś tam na końcu, czuła się niepewnie, była zmieszana. Postanowiła wyjść. Nagle zobaczyła znajomą twarz. Okazało się, że wykład ma poprowadzić jej starsza koleżanka ze studiów. „Zbieg okoliczności” – pomyślała, ale została.
Po raz kolejny usłyszała, że słowa z dzieciństwa, czy tego chcemy czy nie, zapadają głęboko w naszą podświadomość i sterują naszym dorosłym życiem. Rodzice, starsze rodzeństwo, dziadkowie mają wtedy zawsze rację, choć tak naprawdę nie zawsze ją mają. „Ludziom nie należy ufać, bo cię skrzywdzą i wykorzystają” – powtarzali ci wielokrotnie. I teraz, chcesz czy nie, święcie w to wierzysz. I teraz, chcesz czy nie, spotykasz samych takich, którzy cię krzywdzą lub wykorzystują, gdy tylko spróbujesz im zaufać. I teraz, chcesz czy nie, słowa dziadka stają się ciałem. Jego dawno nie ma wśród żywych, a ty ciągle myślisz – „Dziadek miał rację, nie warto ufać ludziom”. Dlaczego tak się dzieje?
Żyjemy w myśl naszych „programatorów”, nie zdając sobie z tego sprawy. Dopóty, dopóki nie dotrzemy do naszych ukrytych myśli i przekonań, realizujemy je nieświadomie i jakże często jesteśmy nieszczęśliwi, zgorzkniali, zrzucając całą winę na niesprawiedliwy świat. Jakże często jesteśmy zagubieni, nie rozumiejąc, jaki wpływ ma na nas przeszłość. Jakże często żyjemy tak, jak mówili nam rodzice, dziadkowie, nauczyciele, choć świadomie odrzucamy ich poglądy.
„Uczciwą pracą nie dojdziesz do pieniędzy!” – i nie dochodzisz, a zarobione parę groszy ukrywasz, aby ktoś nie pomyślał, że jesteś oszustem. „Jak nie wyjdziesz za mąż w młodości, to już nikt nigdy cię nie zechce i zostaniesz starą panną” – i wychodzisz za mąż za pierwszego chłopaka, który cię o to poprosi, w obawie przed staropanieństwem.
„To prawda – pomyślała – nie chcę żyć jak moi rodzice i dziadkowie, ale żyję tak, bo nauczyli mnie, że inaczej nie wypada. Już nie chcę chodzić w wykrochmalonym sztywnym fartuszku”.
Często boimy się podjąć próbę rozpoznania naszych wewnętrznych pragnień w obawie przed tym, że możemy myśleć inaczej, niż nas nauczono. Może w życiu nam się nie udaje, bo kiedyś dawno ktoś powiedział, że nie zasługujemy na sukces, że źle postąpiliśmy i już nigdy nie będziemy szczęśliwi. „Ciężkie przestępstwo” względem siostry, popełnione w wieku pięciu lat – zmyślona historyjka, że całowała się z chłopakiem – i jej słowa: „Jesteś okrutny, zobaczysz, ciebie nikt nie pokocha”, stały się samosprawdzającą się przepowiednią i mogą działać na nas do dziś.
Usłyszała, że najważniejsze to rozpoznać, jakie słowa i myśli sterują naszym życiem. Potem są odpowiednie metody, aby wyrzucić te stare śmieci z naszej pamięci i dalej żyć szczęśliwie, świadomie kierując swoim losem.
To była prawdziwa rewolucja w myślach Hanny. Zrozumiała także, że gdyby nie Krzysztof i ich potajemna miłość, nie znalazłaby się na tej sali i nie dotarłyby do niej słowa tu powiedziane. Może nigdy nie spróbowałaby żyć swoim własnym życiem, może nigdy nie dowiedziałaby się, że może wyzwolić się spod wpływów i panowania innych osób. No właśnie, czyje programy realizuje, w myśl czyich zasad żyje? Tego jeszcze dziś nie wiedziała, ale poczuła, że może to rozpoznać i żyć po swojemu, swoim życiem i swoim szczęściem. Po raz pierwszy przemknęło jej przez głowę, że związek z Krzysztofem ma jeszcze inny, głębszy sens.
Po prelekcji postanowiła poczekać na swoją dawną koleżankę i umówić się z nią na spotkanie.
Jak na skrzydłach pobiegła do pracy, żeby mu wszystko opowiedzieć. Nie zdążyła, dowiedziała się, że muszą natychmiast wyjść, bo ma dla niej niespodziankę. Dobrze, opowie mu wszystko po drodze. Próbowała coś nieskładnie mówić, ale on był tak zajęty swoimi myślami, że się zniechęciła.
Podjechali pod jakiś dom. Jak zwykle szarmancki, Krzysztof otworzył drzwi auta i z tajemniczym uśmiechem poprowadził ją w stronę klatki schodowej. Nie odpowiadał na pytania. Wysiedli z windy na czwartym piętrze, podeszli do drzwi mieszkania.
– Kochanie, mam gniazdko dla nas – usłyszała.
Okazało się, że jego kolega wyjechał na kilka miesięcy za granicę i poprosił Krzysztofa o opiekę nad niewielkim dwupokojowym mieszkaniem.
– Czy jesteś zadowolona? Jak się czujesz?
Była zadowolona, szczęśliwa, ale jednocześnie zmieszana. – Czy nam wolno to robić? – zapytała. Nie usłyszała odpowiedzi, odpowiedzią był gorący pocałunek.
Kiedy odpoczywali, pijąc herbatę, pomyślała: „więc tak to działa”. Bardzo pragnęli własnego kąta i nagle, niespodziewanie ich myśli, wysyłane w przestworza zmaterializowały się. Oczywiście opowiedziała mu swoją teorię.
– Skoro tak sądzisz, to pewnie tak jest – odparł bez przekonania.
Hanna jednak była pewna, że ma rację.
Następnego dnia kupiła świece, kadzidełka, małe dzwoneczki nad łóżko i kolorowe serwetki. Przyniosła figurki aniołów.
– Niech strzegą naszej intymności – powiedziała.
Krzysztofowi niebywale się podobała jej krzątanina. Czuł się dumny z siebie, starał się jej dać wszystko co mógł w tym momencie. Czekały na nią różne nowe niespodzianki. W szufladzie odnajdywała figlarnie zapakowane pończoszki, na lodówce naklejone były kolorowe karteczki z napisem „buzi, buzi, buzi”, w wazonie dumnie stała jedna czerwona róża, taka, jak ta pierwsza. Te milczące słowa mówiły: „Kocham, pragnę”.
A ona odpowiadała swoim ciałem – miękkością nóg i wilgotnym ciepłem pomiędzy nimi.
Hanna była tak zajęta nowym życiem, że przełożyła spotkanie ze swoją koleżanką.
Mijały dni, powinna być szczęśliwa, a jednak czuła, że nie jest tak, jak tego oczekiwała. Zaczynało jej przeszkadzać, że „jej mężczyzna” wraca do „tamtego” domu. Ona, z kolei, coraz bardziej odsuwała się od męża. Przeżywała ogromne emocje, nie chciała go skrzywdzić, ale wiedziała, że kocha innego. Wydawało jej się, że jest w sytuacji bez wyjścia. Cierpiała z powodu życia Krzysztofa z tamtą kobietą, ale jednocześnie nie chciała jej krzywdzić. Co robić, jak żyć, jak dalej postępować?
Zdecydowała się na spotkanie z terapeutką.