Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Dusza świata - ebook

Wydawnictwo:
Tłumacz:
Data wydania:
28 kwietnia 2016
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
Produkt niedostępny.  Może zainteresuje Cię

Dusza świata - ebook

Światu grozi katastrofa. Siedmiu mędrców siedmiu religii musi ocalić ludzkość...

Siedmiu mędrców wezwanych magiczną siłą do tybetańskiego klasztoru musi przekroczyć granice, które wyznaczyły ich wiara i kultura… Najpierw muszą odrzucić wszystko, co ich dzieli: rytuały, znaki i tradycje własnych religii. I dopiero wtedy otworzą się ich serca i umysły na Duszę Świata. Tak starożytni nazywali życzliwą siłę, która utrzymuje harmonię we wszechświecie. Mędrcy szukać będą klucza do siedmiu uniwersalnych prawd życiowej mądrości, która wyznaczy drogę do pokoju, miłości i ocalenia ludzkiego świata przed zagładą.

Kategoria: Proza
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-241-5498-2
Rozmiar pliku: 1,5 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

Część pierwsza U stóp Białej Góry

1 Wyjazd

Te niezwykłe zdarzenia rozegrały się na przestrzeni kilku godzin.

Stary rabin Salomon siedział w kuchni, kiedy usłyszał głos: „Jedź do Tulanki”. Zawołał swoją żonę Rachelę, lecz ona niczego nie słyszała. Wydawało mu się, że to był sen, ale głos odezwał się znowu: „Jedź do Tulanki, nie zwlekaj”. Pomyślał więc, że to może sam Bóg do niego przemówił. Ale dlaczego właśnie do niego? Rabbi Szlomo, jak go nazywano, był człowiekiem o ogromnym poczuciu humoru i wyjątkowo otwartym umyśle, należał do liberalnego odłamu judaizmu. Wyjechał z Nowego Jorku czterdzieści lat temu z żoną i czworgiem dzieci, aby osiąść w Jerozolimie. Z pasją studiował i nauczał kabały, mistycznego nurtu judaizmu. Miał garstkę studentów żydowskich i nieżydowskich. Poprosił więc wnuka, aby sprawdził w Internecie, gdzie leży Tulanka.

– To buddyjski klasztor w Tybecie – odpowiedział chłopak.

Kabalista znieruchomiał ze zdumienia. Dlaczego Wiekuisty chce mnie, osiemdziesięciodwuletniego starca, wysłać do Tybetu?

Ansya nie mogła zasnąć. Młoda kobieta wyszła z jurty i zapatrzyła się w gwiaździste niebo. Ta nomadka, pilnująca bydła, kochała nieskończoną przestrzeń nieba tak samo jak bezkres stepów Mongolii, na których żyła prawie od urodzenia. Nabrała w płuca świeżego powietrza i wróciła do jurty, w której mieszkała z ciotką, szamanką, potrafiącą rozmawiać z duchami. Kilka lat temu stara kobieta odkryła u swojej siostrzenicy dar leczenia, i odtąd wtajemniczała ją w sekrety uzdrawiania. Prawie codziennie przychodzili do nich ludzie i prosili o poradę. Ansya była piękna i wolna, wiec niektórzy mężczyźni wymyślali urojone choroby tylko po to, by móc ją zobaczyć. Wtedy Ansya szła zająć się zwierzętami i zostawiała ich rozczarowanych ze starą, na wpół niewidomą ciotką. Wobec prawdziwie chorych uderzała w bęben, przywołując duchy wyzwalające ciała i dusze. Tańczyła, wprowadzając się w trans. Tego dnia dziwna wizja pozbawiła ją sił. Kiedy zajmowała się młodą matką, pojawił się przed nią duch w aureoli światła i gestem dał jej do zrozumienia, że powinna wyjechać. Ansya, nie pojmując znaczenia tego wezwania, opowiedziała o nim ciotce, która przyjęła je milczeniem. Ale gdy w środku nocy dziewczyna powróciła do jurty, siedząca na jej posłaniu szamanka rzekła:

– Zobaczyłam we śnie miejsce, do którego masz się udać. To tybetański klasztor na granicy między Chinami a Indiami. Jedź tam skoro świt.

Tysiące kilometrów od stepów Mongolii ojciec Pedro też miał sen. Urodzony w miejscowości Salwador de Bahia w Brazylii, ten katolicki mnich od ponad dwudziestu pięciu lat mieszkał w amerykańskim stanie Oregon. Porzucił klasztor trapistów dla ubogiej pustelni w lesie, w której chciał dokonać żywota w nieustającej modlitwie. Ale oto zobaczył we śnie małą dziewczynkę, która nakazała mu udać się, nie zwlekając, do tybetańskiego klasztoru na drugim końcu świata. Jego brazylijskie serce wierzyło w prawdę snów i magię istnienia. Zaintrygowany, opuścił swoją chatę i ruszył do Chin.

Ma Ananda, hinduska mistyczka, prowadziła mały aszram na północy Indii. Ta pulchna kobieta nieokreślonego wieku już w dzieciństwie została uznana za wielką świętą. Od tej pory nauczała, choć sama nie odbyła żadnych nauk. Wyruszyła w drogę o świcie. I nawet nie spojrzała za siebie na uczniów, którzy zasmuceni patrzyli, jak odjeżdża, nie wiedząc ani dokąd, ani na jak długo.

Mistrz Kong opowiedział swojej żonie, co mu się przydarzyło. Stary chiński mędrzec mieszkał z rodziną niedaleko Szanghaju. Doglądał małej taoistycznej świątyni i do życia nie potrzebował prawie niczego. Większą część dnia spędzał siedząc na ziemi na swojej poduszce, wykładając podstawy chińskiej mądrości garstce uczniów, wśród których kilku było z Zachodu. Nie wiedzieć czemu, w późnych latach życia odkrył w sobie nagłą pasję do technologii. Miał laptop, telefon satelitarny, a jego uczniowie ofiarowali mu z okazji siedemdziesiątych piątych urodzin ostatni model GPS, którego używał dwa razy w tygodniu, idąc do sąsiedniej wioski, chociaż drogę znał na pamięć. Tego ranka, kiedy uruchomił GPS, stwierdził ze zdziwieniem, że na ekranie pojawiły się dwie linie, wyznaczające długość i szerokość geograficzną. Zaintrygowany sprawdził dane i odkrył, że przecinają się w Tybecie. Upewniwszy się, że nikt nie korzystał z urządzenia bez jego wiedzy, zajrzał do księgi wyroczni Yi-King, która powiedziała mu: „Należy wyruszyć w podróż”. Nie wahając się, ucałował żonę, dzieci, wnuki i ruszył do Tybetu.

Najtrudniejszą podróż odbył szejk Jusuf, założyciel niewielkiego bractwa sufickiego w Nigerii. Ten ogromny mężczyzna znieruchomiał ze zdziwienia na widok liter T U, L, A, N, K, A, błyszczących dziwnym światłem na pierwszej stronie książki, którą właśnie czytał. W tej samej chwili wiatr przewrócił strony Koranu i otworzył je na surze Podróży. Szejk Youssuf z trudem rozstawał się z rodziną, ponieważ jego żona właśnie powiła ich piąte dziecko, córkę Leilę. Jednak nakaz wyjazdu był silniejszy. Nie wiedział, którą drogę wybrać, ale prowadziło go przeznaczenie.

Najdłużej wahała się Gabrielle. Jako profesor filozofii greckiej na Uniwersytecie w Amsterdamie była żarliwą wyznawczynią stoików i Spinozy, najsławniejszego z mieszkańców Amsterdamu. Ta czterdziestoletnia kobieta uważała, że mądrość nie ma związku z religiami, ale jest sprawą subtelnego połączenia rozumu i intuicji, a przede wszystkim powinna pomagać żyć. Od kilku lat należała do kobiecej loży masońskiej, w której z pasją oddawała się badaniom nad symboliką. Pewnego razu, nie mogąc zasnąć, wstała w środku nocy, włączyła telewizor i trafiła na program poświęcony buddyzmowi tybetańskiemu. Kiedy wspomniano o klasztorze Tulanka, przeszedł ją dreszcz od stóp do głów. Nie wiedzieć dlaczego, ogarnęła ją jedna tylko myśl: natychmiast rzucić wszystko i ruszyć do tego klasztoru. Wzięła proszek nasenny i próbowała zapomnieć o tej obsesyjnej myśli. Ale kiedy następnego dnia minęła na ulicy panią wołającą do swego psa: „Tulanka! Do nogi!”, wszelkie wątpliwości zniknęły. Sięgnęła po telefon i poprosiła swojego byłego męża o zajęcie się przez kilka tygodni ich córką Natiną. Odmówił, bo miał wyjechać za granicę na kongres. Wtedy dziewczynka, słysząc rozmowę, zaczęła błagać matkę, żeby zabrała ją ze sobą do Tybetu. Właśnie zaczynały się letnie wakacje, więc nie było żadnych przeszkód przez najbliższe sześć tygodni. Natina miała niebawem skończyć czternaście lat, była ciekawa wszystkiego i marzyła o dalekich podróżach. Gabrielle z początku odmówiła, szukając innych możliwych rozwiązań. Ale jakimś dziwnym zrządzeniem wszystkie upadały, jedno po drugim. Pani filozof ze stoickim spokojem pomyślała, że „los sam zdecydował”. Natina rzuciła się matce na szyję:

– Więc to prawda? Jedziemy do Tybetu?2 Klasztor

Do klasztoru Tulanka, przytulonego na wysokości czterech tysięcy metrów do skalistego zbocza ośnieżonej góry, nie można było dojechać samochodem. Niżej, w odległości piętnastu kilometrów, znajdowała się mała miejscowość z jedynym hotelem, dokładnie naprzeciwko dworca autobusowego. To tam, w niecały tydzień od początku tych wydarzeń, spotkali się rabin Szlomo, szamanka Ansya, ojciec Pedro, Ma Ananda, mistrz Kong, szejk Youssuf, Gabrielle i jej córka Natina. Byli jedynymi cudzoziemcami w hotelu, więc natychmiast zawarli znajomość, co było o tyle łatwe, że wszyscy mówili po angielsku. W czasie rozmowy ze zdziwieniem stwierdzili, że wszyscy trafili do tego miejsca w sposób zupełnie zagadkowy. Nikt nie potrafił odpowiedzieć na pytanie, po co. Jednak fakt, że każde z nich wywodziło się z innej, wielkiej tradycji filozoficznej i duchowej, zdawał się wskazywać, że los zetknął ich w jakimś określonym celu. Ale jakim?

Dołączył do nich również tybetański przełożony Tulanki. Lama Dorje przybył w towarzystwie dwóch młodszych mnichów jadących na koniach. Wysłuchał opowieści przybyłych i zaproponował, aby konie objuczyć bagażem i ruszyć do klasztoru.

– Wszyscy chcemy iść za tobą, przyjacielu, ale powiedz nam przynajmniej, dlaczego znaleźliśmy się w tym miejscu? – zapytał rabin Szlomo, czemu pozostali skwapliwie przytaknęli.

Stary lama uśmiechnął się.

– Sam trzy dni temu miałem sen, że muszę ruszyć do miasteczka po siedmiu cudzoziemskich mędrców, czterech mężczyzn i trzy kobiety, oraz jedną dziewczynkę o jasnych włosach, aby zaprowadzić ich do klasztoru. Dlaczego? Tego nie wiem, podobnie jak i wy!3 Tenzin

Podróż do Tulanki trwała trzy dni i dwie noce, ze względu na wiek i zmęczenie mędrców, którzy mimo to pomagali sobie wzajemnie na trudniejszych odcinkach stromej drogi. Trzeciego dnia wieczorem ich oczom ukazał się klasztor. Piękno krajobrazu kazało im zapomnieć o wysiłku i chorobie wysokościowej, która pojawiła się u niektórych. Dwudziestu tybetańskich mnichów żyło tu pod przywództwem młodego dwunastoletniego lamy: Tenzina Pemy Rinpocze.

Tenzin, zgodnie z tybetańską tradycją, już jako dziecko został uznany za reinkarnację wielkiego mistrza duchowego, Lamy Tokdena Rinpocze, poprzedniego przełożonego klasztoru. Jego najlepszego ucznia, Lamę Dorje, wyznaczono na opiekuna młodego Tenzina.

Lama Tokden zażądał przed śmiercią, aby jego następca został wykształcony w dwóch kulturach: tybetańskiej i zachodniej. Pozostawił również symboliczne wskazówki dotyczące miejsca jego następnego wcielenia. Trzy lata po jego odejściu, kierując się tymi zaleceniami, Lama Dorje odnalazł swojego mistrza. W środku zimy przed oknami chaty, w której narodziło się dziecko, wyrosły kwiaty, co zdumiało jego rodziców, zwykłych chłopów. Dziecko miało dwa lata, kiedy Lama Dorje po raz pierwszy odwiedził rodzinę. Przebrał się za zwykłego sługę, natomiast inny mnich odegrał rolę lamy. Jednak chłopiec nie zainteresował się mnichem, lecz od razu zwrócił się do starego lamy przebranego za sługę i śmiejąc się, zawołał: „Lama Tulanka, Lama Tulanka!” Chwycił zawieszony na jego szyi modlitewny różaniec, który należał do byłego przełożonego klasztoru, i krzyknął głośno: „To moje, to moje!” Lama Dorje rozpłakał się z radości i zabrał dziecko i jego rodziców do klasztoru. Pozostawiono mu imię Tenzin, ale dodano imię Pema i tytuł Rinpocze, co oznacza „bardzo cenny”. Po kilku tygodniach spędzonych w klasztorze rodzice Tenzina powrócili do domu, powierzając dziecko mnichom. Z Kanady sprowadzono lamę, aby nauczył chłopca języka angielskiego i podstaw kultury zachodniej. Według wskazówek jego poprzednika chłopiec nie został wyświęcony na mnicha, ale złożył śluby jako osoba świecka. Gdy osiągnie pełnoletność będzie mógł zdecydować, czy wybierze życie klasztorne, czy świeckie; w oczekiwaniu na ten wiek żył według klasztornej reguły i nosił szatę w kolorach czerwonym i żółtym.

Pierwszego wieczoru wszyscy zebrali się na tarasie klasztoru. Tenzin zabrał głos z niezwykłą pewnością, która zadziwiła gości:

– Tajemnymi drogami karma przywiodła w to miejsce ośmiu mędrców, którzy wywodzą się z głównych prądów duchowych świata: szamankę, europejską filozofkę, hinduską mistyczkę, chińskiego mistrza taoizmu, żydowskiego rabina kabalistę, chrześcijańskiego mnicha, muzułmańskiego mistrza sufi, nie zapominając o mnichu buddyjskim w osobie Lamy Dorje. – Młody lama przerwał na chwilę i skierował wzrok na Natinę, której błękitne oczy obserwowały go z uwagą. – Jestem szczęśliwy, że jest z wami dziewczyna o złocistych włosach i oczach koloru nieba. Mimo swego młodego wieku bez wątpienia nosi w sobie głęboką mądrość. – Łagodna twarz Natiny oblała się rumieńcem. Tenzin uśmiechnął się i kontynuował: – Przyjechaliście tu dobrowolnie, idąc za nakazem serca, nie znając przyczyny tej podróży, choć odmieniła wasze życie. Nasz klasztor jest ubogi i znajduje się na zupełnym pustkowiu, jednak zrobimy wszystko, aby uczynić wasz pobyt jak najlepszym.

Po chwili ciszy zabrał głos ojciec Pedro.

– Jesteśmy wdzięczni za ciepłe przyjęcie, Lamo Tenzinie. Nie przeszkadza nam surowość tego miejsca, wręcz przeciwnie. Mamy jedną prośbę: chcemy dowiedzieć się, dlaczego tu jesteśmy i na jak długo.

Mędrcy przytaknęli zgodnie.

– Nie wiem nic więcej ponad to, co wie Lama Dorje. Mnie nic się nie przyśniło i nie usłyszałem żadnego głosu.

– Nie martwmy się – powiedziała cicho szamanka Ansya. – Siła, która nas tu sprowadziła, powie nam, jakie jest nasze zadanie.

– Z pewnością – zgodziła się Ma Amanda. – Dajmy się prowadzić i zobaczmy, co zdarzy się dalej.

– Jeśli to ma potrwać, chciałbym dowiedzieć się, co słychać u mojej rodziny – rzucił szejk Youssuf. – Czy stąd można się jakoś porozumieć ze światem?

– Niestety nie! – odpowiedział Lama Dorje. – Nie mamy tu ani telefonu, ani Internetu. Klasztor to miejsce odosobnienia i nigdy nie odczuwaliśmy takiej potrzeby. Mam nadzieję, że uprzedziliście bliskich, że wasza nieobecność może potrwać…

– Oczywiście – powiedziała Gabrielle. – Ale dla tych z nas, którzy mają rodziny, nie powinna być za długa.

– Nie martwcie się! – Mistrz Kong uśmiechnął się. – Ja nigdy nie ruszam w drogę bez laptopa i telefonu z połączeniem satelitarnym…

Gabrielle spojrzała zdumiona na starego mężczyznę, który zdawał się przybywać z innej epoki, po czym wybuchnęła głośnym śmiechem.

– A więc, skoro problemy z łącznością zostały rozwiązane, zapraszam, aby spróbować naszej słynnej palonej jęczmiennej mąki: nazywamy ją tsampa – zaproponował Tenzin.

Wszyscy zgodzili się z radością.

Nikt nie mógł wtedy wyobrazić sobie tego, co nastąpiło niebawem.4 Źródło, słoń i góra

Pierwsze dni minęły w dobrym nastroju. Ośmioro mędrców z przyjemnością poznawało się wzajemnie. Każde z nich o własnej wierze wiedziało wszystko, ale żadne nie poświęciło dość czasu, aby gruntownie poznać inne religie. Ze zdziwieniem stwierdzili, że mimo istotnych różnic, w ich sposobie przeżywania duchowości było wiele wspólnego

– Łączy nas podobne doświadczenie duchowe, nawet jeśli język naszych tradycji różnie je wyraża – zauważyła Ma Ananda, podczas wspólnego posiłku na tarasie klasztoru.

– Tak – odpowiedział ojciec Pedro z uśmiechem. – Mam wrażenie, że wszyscy badacze duchowości świata czerpią z tego samego źródła: źródła życia i miłości. Każdego dnia staramy się, poprzez modlitwę i medytację, z otwartym sercem i duszą, pić wodę ze źródła wiecznej mądrości. Płynie z tego wielka radość, której doświadczamy najczęściej w ciszy kontemplacji.

Rabin Szlomo, uśmiechając się przekornie, dodał:

– I to właśnie różni nas od strażników dogmatu we wszystkich religiach. Oni trzymają się w dużej odległości od tego źródła i spierają się w nieskończoność o to, czy woda, której nigdy nie pili, jest ciepła czy zimna, słona czy słodka, gazowana czy nie, mineralna czy wapienna!

Wszyscy wybuchnęli śmiechem.

– Czy znacie przypowieść o słoniu? – zapytał szejk Youssuf współbiesiadników.

Ma Ananda i Lama Dorje potwierdzili, uśmiechając się porozumiewawczo.

– Ale my nie! – odparł mistrz Kong.

– Oto ona: Pewnego dnia król zgromadził poddanych, którzy byli niewidomi od urodzenia, i zapytał ich, czy wiedzą, jak wyglądają słonie. Odpowiedzieli: „O nie, wielki panie, nie znamy tych zwierząt, nie wiemy, o co chodzi”. Król zapytał więc: „Czy chcecie poznać ich kształt?” Niewidomi odpowiedzieli chórem: „Chcemy dowiedzieć się, jakie są słonie”. Król każe sługom natychmiast przyprowadzić zwierzę i prosi niewidzących, aby go dotknęli. Niektórzy dotknęli trąby i król powiedział: „To słoń”. Inni dotknęli ucha, kłów, głowy, boku, nogi, ogona. Wszystkim król mówił: „To jest słoń”. Następnie król pyta niewidzących: „Jaki jest słoń?” Ten, który dotknął trąby, mówi: „Słoń jest podobny do grubej liany”. Ten, który dotknął ucha: „Słoń jest podobny do liścia bananowca”. Ten, który dotknął kła: „Słoń jest podobny do tłuczka”. Ten, który dotknął głowy: „Słoń jest podobny do garnka”. Ten, który dotknął boku: „Słoń jest podobny do muru”. Ten, który dotknął nogi: „Słoń jest podobny do drzewa”. Ten, który dotknął ogona: „Słoń jest podobny do sznura”. Wszyscy zaczynają się kłócić o to, kto ma rację i dyskusja staje się coraz gorętsza. Król nie może powstrzymać się od śmiechu i mówi: „Słoń ma jedno ciało, a was w błąd wprowadziło to, że dotykaliście tylko jego części”. Podobnie dzieje się w przypadku różnych doktryn religijnych – powiedział sufi. – Każdy mówi o Bogu, boskości lub Absolucie posługując się swoimi możliwościami poznania, które są ograniczone. Żadna religia nie może twierdzić, że do niej należy cała Prawda. Prawda ukazuje się światu we fragmentach.

– To właśnie głosimy w tradycji kabalistycznej teorii ograniczeń Tzimtzum – potwierdził rabin Szlomo. – Przed powstaniem świata Bóg wypełniał sobą całą przestrzeń. Po jego stworzeniu Wiekuisty powoli ograniczał swoje boskie Światło, aby dostosować je do możliwości poznania istot, które powołał do życia. W pewnym sensie Tzimtzum oznacza właśnie ograniczanie tego Światła. Każdy świat, każda tradycja, każda jednostka ma dostęp do niego w sposób cząstkowy, każdy według swych możliwości. W ten sposób boskie Światło odsłania się stopniowo wszystkim istotom, we wszystkich światach, ale nikt nie może twierdzić, że wie wszystko o Objawieniu. Przeciwnie, każdy z nas potrzebuje innych, aby iść dalej w odkrywaniu boskiego Światła.

– Tak – podjęła Ma Ananda – każda religia ma własny, oryginalny i szczególny sposób pojmowania prawdy uniwersalnej. – Podniosła wzrok na otaczające góry. – Podobnie jak te góry. Każda ma szczyt, który można zdobyć. Ale po co je porównywać? Każdy jest piękny i każda droga doń wiodąca uczy nas nowych rzeczy. Każda ścieżka składa się z przeszkód do pokonania i pozwala odkrywać wspaniałe widoki. Nie jest ważne zdobycie tej, tamtej czy jeszcze innej góry, ale przebycie drogi wiodącej na jej szczyt i dokonanie tego z uwagą, wytrwałością, otwartym sercem i wrażliwą duszą. To nie nazwa zdobytej góry zmienia nas, ale miłość i trud, które włożyliśmy w dojście do niej. Świat jest piękny różnorodnością krajobrazów. Życie duchowe jest piękne wielością jego dróg.

Koniec wersji demonstracyjnej.
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: