Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Dwie głowy anioła - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
25 czerwca 2014
Ebook
27,90 zł
Audiobook
18,74 zł
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
Produkt niedostępny.  Może zainteresuje Cię

Dwie głowy anioła - ebook

Kontynuacja powieści Głowa anioła. Nawet największa miłość czasem może się skomplikować...

Julia wraz z mężem postanawia wybrać się na wypoczynek do swojej rodzinnej miejscowości. Oboje nie posiadają się ze zdumienia na widok zmian, jakie tam zaszły. Wakacyjną sielankę przerywa jednak znalezienie zwłok. Urlop staje się aż za bardzo ekscytujący.

Romans, odrobina sensacji i kryminału, zwroty akcji, zresztą jak zwykle w powieściach Cygler, która nie lubi się nudzić w jednym gatunku.

Hanna Cygler – z urodzenia i zamiłowania gdańszczanka. Zawodowo zajmuje się tłumaczeniem ze szwedzkiego i angielskiego, a dla przyjemności – czytelników i swojej – pisze powieści (nie tylko dla kobiet). Dom Wydawniczy REBIS opublikował następujące książki tej autorki: Odmiana przez przypadki, Dobre geny, Bratnie dusze, Tryb warunkowy, Deklinacja męska/żeńska, Przyszły niedokonany, W cudzym domu, Kolor bursztynu, Grecka mozaika i Głowa anioła.

Strona autorki: hannacygler.pl

Kategoria: Romans
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-7818-285-6
Rozmiar pliku: 877 KB

FRAGMENT KSIĄŻKI

Rozdział I

Dla tych, którzy nie wierzą w cuda, HERBARIA stanowi niewątpliwą niespodziankę. Czy nie najwyższy czas pogodzić się z faktem, że otaczający świat jest na tyle zaskakujący, iż sam znajduje remedium na czynione przez nas zło? HERBARIA jest przecież naturalnym produktem, wyrosłym bez sztucznych substancji oraz udziału chemicznych środków uprawy roślin. Skuteczność zawdzięcza jedynie mocy słońca, księżyca i krystalicznych kropli deszczu. Rezultaty działania HERBARII można stwierdzić naocznie, choć nauka nie potrafi jeszcze ich wyjaśnić. Już tysiące osób skorzystały z dobroczynnych właściwości HERBARII. Uwierz w siebie i w HERBARIĘ. Nic przecież nie ryzykujesz...

Ha! Może i nic, ale dla wielu ludzi te pięćdziesiąt złotych to zawsze pewne finansowe ryzyko, pomyślał Alek, zanim zdecydowanym ruchem nacisnął na przycisk pilota.

W mieszkaniu zaległa głucha, nieczęsta tutaj cisza, a on natychmiast zerwał się z fotela. Spojrzał na zegarek i odetchnął z ulgą. Niepotrzebnie panikował. Spacerowicze powinni pojawić się w domu dopiero za godzinę. Najpierw oni, a potem... Julia. Rano obiecała mu solennie, że wróci punktualnie o piątej. Tym razem na pewno to zrobi. Żadna siła nie zmusi jej do pozostania dłużej w pracy. Powiedzmy, że on tym razem postara się w to uwierzyć. I dlatego zniknie przed jej domniemanym przyjściem. „Ja tego zupełnie nie rozumiem, ale ty, Olek, zachowujesz się coraz częściej jak gówniarz”. Jej słodziutki głos żmijki wyraźnie brzmiał mu w uszach. No to Julia sobie znowu pogada. Ale niezbyt długo, bo przecież jutro wyjeżdża do Londynu. I całe szczęście. Nie będzie w domu nikogo, kto by go chciał pouczać i reformować.

Zbliżył się do pełnego trunków barku i nalał sobie szklaneczkę single malt z wodą. Lagavulin jest zdecydowanie najlepsza, westchnął.

O czym on to...? A, o reformowaniu... No bo jak długo można tego wysłuchiwać? Julia w domu zjawiała się zawsze jak niezapowiedziany gość i natychmiast brała się do ustawiania wszystkich po kątach.

Dopił szybko drinka i przeszedł do sypialni zmienić ubranie. Cały czas miał jeszcze na sobie garnitur. Pewnie już po raz ostatni.

W sypialni panował taki bałagan, że niemal stracił ochotę, aby tam wchodzić. Przed szafą sterta ubrań, a na małżeńskim łożu rozsypany kosz z przytulankami. Maluchy najbardziej upodobały sobie to miejsce. Ponieważ nie widywały zbyt często mamusi, przynajmniej chciały sobie powdychać zapach jej perfum. Dziwne, ale do niedawna sam robił podobnie.

Ze złością rzucił na ziemię jej jedwabną koszulę nocną, która w niepojęty sposób sama wsunęła mu się w rękę. Niech to ktoś sobie posprząta. Skoro nie on, to najpewniej jutro sprzątaczka. On już miał dosyć. Był cholernie zmęczony tym wiecznym bałaganem i ciasnotą. Julia dawno powinna zgodzić się na zbudowanie w Warszawie domu, ale już drugi rok nie mogła określić, jak długo tu pozostaną. I tak tkwili w czteropokojowym starym mieszkaniu z coraz to większym dobytkiem.

Alek zorientował się, że ta sytuacja jest najmniej komfortowa dla niego samego. Julii w zasadzie było wszystko jedno. Podczas gdy jej apartament w Chicago w stylu Miesa van der Rohe wyglądał jak ilustracja do książki i nie znosił żadnych osobistych dodatków, w warszawskim mieszkaniu obowiązywały inne reguły. Walizki Julii zajmowały tu centralną pozycję. Dzisiaj Warszawa, jutro Londyn, za trzy dni Chicago, za dziesięć San Francisco. I tak ruchem konika szachowego po mapie. I co z tego, że sprzedane już były udziały w Tokio i Wiedniu? Pani architekt chwytała jedynie swoje karty kredytowe oraz kolejną ze swoich walizek, całowała w czółka ich wszystkich, wyznawała im dozgonną miłość i... tyle ją widzieli.

Ale i ona sama stała się w końcu ofiarą tych przeprowadzek. A w zasadzie biedny Charles, pomyślał Alek, wbijając się w nieco przyciasne dżinsy. Tak, to przecież Charlie stał się pierwotną przyczyną ich małżeńskiego kryzysu.

– Charlie! – Julia w samych majtkach i biustonoszu wspinała się po secesyjnej szafie.

– Urwiesz zawiasy – ostrzegł ją Alek, wchodząc do pokoju.

– Charles. Nie ma Charlesa.

W oczach żony dostrzegł wyraźną panikę.

– Jak to nie ma? A gdzie był ostatnio? – spytał.

– Przecież przywieźliśmy go z Chicago na święta.

– Razem z tymi wózkami i dziecięcymi rzeczami? Nie wiedziałem, że Charles leciał z nami.

Julia zsunęła się z szafy i wygięła usta w podkówkę, zupełnie jak Ala.

– Dlaczego? – spytał oskarżycielskim tonem.

– Bo chciałam go mieć przy sobie.

W jej oczach pojawiły się łzy, a w jego – wściekłość, że woli mieć przy sobie swojego pierwszego męża.

– Olek, czy widziałeś pudełko z Charliem w tym domu?

Pokręcił przecząco głową. Pamiętał dobrze, że nie widział tego pudełka, i to sprawiało mu pewną satysfakcję. Jednakże nigdy nie wspomniał o tym Julii. O satysfakcji oczywiście!

W chicagowskim mieszkaniu przy Lake Shore Drive Charlie miał swoje ustalone miejsce. Była nim półka, na której stało jego oprawione w ramkę zdjęcie. To był prawdziwy ołtarzyk, na którym w ważniejsze rocznice Julia zapalała świeczki. Alek za wszelką cenę starał się wówczas tak odwracać zdjęcie, aby wzrok Charlesa nie padał na łóżko, gdyż te spojrzenia zbyt go dekoncentrowały podczas zajmowania się ciałem żony.

Przechowywanie prochów zmarłego męża w domu zawsze wydawało się Alkowi nienormalne. Miejsce zmarłych jest na cmentarzu, a nie w sypialni – nawiedzanej, ale seksem. Alek w skrytości zawsze bał się duchów i innych paranormalnych zjawisk, tego rodzaju sąsiedztwo więc na dłuższą metę mogło stanowić zagrożenie dla jego potencji. Dla Julii bliskość prochów Charlesa miała świadczyć o pamięci i stanowić inspirację twórczą. (Alek, jako drugi mąż, pewnie takiej nie stanowił. Nie był przecież architektem!). Upierała się przy tym jak osioł, ostatecznie jednak poszła na kompromis i zgodziła się na częściowe przysłonięcie zdjęcia. A kiedy trumienne pudełko nie pojawiło się wraz z nimi w Warszawie, Alek stwierdził, że Julia w końcu przyzwyczaiła się do myśli, że to on teraz jest jej mężem i to jemu powinna oddawać cześć. Teraz jednak okazało się to jedynie jej przeoczeniem.

– Jak myślisz, gdzie on może być?

– A co? Ma ci dopomóc przy doborze odpowiedniej kiecki?

– Podły!

Przytulił do siebie opierającą się Julię. Po porodzie nie doszła tak szybko do formy jak poprzednio, ale uważał, że jest teraz bardziej apetyczna. Wiedział jednak, że jeśli nie chce mieć rozbitej głowy, nie powinien prawić tego rodzaju komplementów.

– Charles śnił mi się dzisiaj i to było jakby ostrzeżenie. Jeśli go teraz nie znajdę, cała moja kariera będzie zrujnowana. Musimy go znaleźć, Olek. Jak myślisz, gdzie on jest?

Nie powiedział jej, że być może Charles zmieszał się z dziecięcymi odżywkami lub innymi substancjami, preferując dopełnienie swego jestestwa w obiegu zamkniętym. Czuł, że dla Julii byłaby to śmiertelna obraza i szarganie świętości. Obiecał natomiast posłusznie, że postara się go jak najszybciej odnaleźć.

Pół roku później Charlie nadal był nieuchwytny, a Julia coraz bardziej zamknięta w sobie i nachmurzona. Wieczorami, kiedy gościła w Warszawie, snuła się po mieszkaniu, nawołując żałośnie:

– Charlie, gdzie jesteś?

I tym razem Alek nie sprostał jej oczekiwaniom.

Telefon zadzwonił w momencie, kiedy naciskał na klamkę. Ponieważ na jego komórce nie wyświetlił się numer Julii, odebrał bez wahania.

– Cześć, tu Michał.

– Z kondolencjami? – rzucił natychmiast i usłyszał po drugiej stronie głębokie westchnienie.

A zatem miał rację. Wieści w tym światku krążyły szybciej niż przez światłowody. Zapewne ojciec też był w to wmieszany.

– Myślałem, że będziesz chciał pójść ze mną do knajpy – rzucił po chwili Michał.

Dlaczego nie? Michał był dobrym partnerem do wódki. Umiał wypić i niewiele gadał. Umówili się za pół godziny w pubie na Starówce, w tym samym, gdzie kiedyś Alek dorabiał.

Kiedy zamykał mieszkanie na klucz, usłyszał dochodzący z dołu dziecięcy głosik. Po chwili zgrzytnęła winda i zaczęła wjeżdżać do góry. Zanim zdążył pomyśleć, pospiesznie wbiegał już schodami na wyższe piętro. Czekał tam do chwili, kiedy dobiegające zza drzwi dźwięki podpowiedziały mu, że wszyscy szczęśliwie zniknęli za nimi. Cisza, jaka zapadła po chwili, była tym razem szalenie wymowna. Rzeczywiście, nie miał żadnych wątpliwości, czuł się teraz jak ostatni gówniarz.

Do pubu dotarł na dziesięć minut przed czasem i zanim pojawił się Michał, Alek zdążył już do połowy wysączyć swojego żywca.

Michał Rychwalski, no, no, no! Kiedy podszedł do baru, by zamówić drinka, Alek dokładnie obejrzał jego garnitur. Co najmniej dwa tysiące złotych! Mimo iż facet płacił alimenty na dwie córki. Widać firmie nieźle się powodziło, skoro pozwalała pracownikom na taki luksus. Dochody kancelarii sprzyjają również rozwijaniu wyrafinowanych gustów, myślał Alek, patrząc na postawiony na stole Pimm’s, ulubiony trunek angielskiej arystokracji podczas wyścigów w Ascot.

– Cholernie gorąco! – odkrywczo skomentował trzydziestostopniowy upał Michał.

Sam sobie winien. Po co paraduje w garniturze?

– Jest to więc dobry moment, żeby wziąć sobie urlop – zauważył Alek.

Michał spojrzał na niego bez komentarza. Zapadła cisza, którą Alek znosił o wiele gorzej. Długo więc nie wytrzymał.

– I co? Ojciec z tobą rozmawiał?

– Powiedział mi tylko o tym. – Michał przyjął obronną postawę.

– A przedtem pewnie w klozecie wyrwał sobie połowę włosów.

– Nie przesadzaj, Olek. To nie żadna tragedia.

Jak łatwo mu to mówić. Może żadna dla niego, ale kto parę lat temu uwierzyłby, że kariera Michała jeszcze tak świetnie się ułoży? I któż to był jej autorem, co?

Kamień węgielny pod tę karierę został położony na tydzień przed wyjazdem Michała z Chicago.

– Gdyby nie dzieci, wcale bym się nie przejmował, co z sobą zrobić. Ale w tej sytuacji... Przecież wiem, ile Iwona zarabia jako nauczycielka. To byłoby świństwo im nie pomóc. Że też ta robota w muzeum uciekła mi przed samym nosem.

Rozmawiali wówczas sami, bez Julii. Michał obawiał się, że jeśli przy niej poruszyłby temat swojej nędzy, z pewnością natychmiast ofiarowałaby się z pomocą. A on już i tak uważał, że wystarczająco otrzymał. Te luksusowe wakacje w Stanach dla niego i Jagody, dom rodziny Sarnowskich w K. Nawet własnemu bratu nie można bez końca pomagać.

– Sam zrezygnowałeś z pracy w prokuraturze.

– Uważasz, że mogłem tam zostać? – spytał, doskonale znając odpowiedź Alka. Przecież to on zawsze twierdził, że Michał jest współczesnym inspektorem Javertem, nadgorliwcem i służbistą, przekraczającym wszelkie obowiązujące w jego zawodzie normy.

Tylko że Alek zdążył już nieco zweryfikować swoje poglądy. Zwłaszcza teraz, kiedy Julia spodziewała się dziecka, Michał nie wydawał się już takim zagrożeniem jak przedtem. Po tej całej aferze z Morawieckim, jego kumplem dyrektorem banku Graczykiem i ich wspólnym dzieckiem, heroiną, miasto K. stało się dla Rychwalskiego zbyt małe, tym bardziej że wraz z Iwoną zdecydowali się jednak na rozwód.

– Może mógłbyś spróbować w Warszawie?

– Żartujesz chyba. Nie utrzymam się tam nawet przez tydzień. Ale może jak ty zaczniesz pracę w kancelarii, to zorientujesz się w możliwościach.

Ha, to o to mu chodzi. Michał z pewnością uważa go za szczęściarza. Po obronie pracy magisterskiej Alek otrzymał propozycję pracy od września w kancelarii swojego promotora. Przeczuwał wprawdzie, że ojciec musiał w tym maczać palce, ale skoro nie miał na to żadnych dowodów, pozostawało mu jedynie entuzjastycznie się zgodzić.

Nagle rozjaśniło mu się w głowie.

– Słuchaj, Michał, a może pogadałbym z ojcem w twojej sprawie. Może on mógłby jakoś pomóc?

– Twój ojciec... – Michał drgnął. Czy słynny adwokat mógłby pomóc byłemu prokuratorowi, który kiedyś aresztował jego własnego syna? Wątpliwe. Ale Alek, znający niekonwencjonalne zachowania ojca, tak nie uważał. I jak się okazało, nie pomylił się.

Od września 1996 roku Michał rozpoczął pracę w kancelarii adwokacko-prawnej mecenasa Orlicza-Druckiego i wkrótce po „przechrzczeniu się” z prokuratora na radcę prawnego stał się prawą ręką szefa. W ciągu tych trzech lat udało mu się odnieść błyskotliwy sukces. Klienci zachwycali się jego przygotowaniem, fotograficzną pamięcią, klientki zaś – nienaganną prezencją.

– Nie, skądże, to nie jest żadna tragedia – potwierdził stanowczo Alek, spuszczając jednak mimowolnie wzrok.

Michał znowu zamilkł i zaczął obracać w rękach szklankę z drinkiem.

– Kiedy ostatni raz byłeś w domu? – spytał Alek.

– W zeszłym miesiącu. W ten weekend przyjeżdżają dziewczyny. Będzie można was odwiedzić?

– Sądzę, że to ja najpierw je odwiedzę.

Michał odstawił szklankę i zdziwiony uniósł brwi.

– Jedziesz tam?

– Mówiłem ci, że mam urlop.

– To dobrze, bo chciałbym cię o coś poprosić.

Alek słuchał go z uwagą, która obejmowała również parę dwudziestolatek wpatrzonych w Michała jak w obrazek, i miał wrażenie, że z wyjątkiem posiwiałych skroni ten facet niewiele się zmienił. Znów miał ochotę pchać nos w sprawy, które go nie dotyczyły. Podobnie było z nim samym. Słowa Michała zagrały na pewnej znajomej strunie i wraz z kolejnym żywcem uruchomiły w jego krwiobiegu zastrzyk adrenaliny.

Julia weszła do mieszkania niemal bezgłośnie, nie chcąc zbyt nachalnie anonsować swego powrotu. W przedpokoju zrzuciła czółenka, które w upale rozsadzały jej stopy. Do tego bolała ją głowa, ale, jak przypuszczała, był to raczej kac moralny. Nie wróciła przecież do domu o takiej godzinie, jak zapowiadała. Domyślała się, co Olek o niej sądzi. Milczący telefon stanowił wyraźny dowód.

Mogła przecież odmówić młodej dziewczynie, która tego popołudnia wpadła na pomysł, żeby pokazać jej swój projekt. Tylko że ciągle przed oczami miała siebie samą sprzed wielu lat, drżącą ze strachu i stojącą w pozycji pokornego petenta przed Richardem, którego interesowały bardziej własne wypielęgnowane paznokcie niż jej prace. Nigdy nie zapomniała również ciepłych słów swojego pierwszego męża, który, mimo swych licznych zobowiązań, poświęcił jej czas i uwagę. Obiecała wówczas sobie, że niezależnie od tego, jak wysoko zajdzie, nigdy w życiu nie nabierze arogancji władzy. A portfolio tej młodej było naprawdę niezłe. Prace tchnące świeżością i odważnie kreślone. Chętnie zatrudniłaby ją na stałe, gdyby mogła zwiększyć warszawską obsadę...

Poszła od razu do pokoju dziecięcego. Mimo iż dopiero dochodziła ósma, maluchy pogrążone były w głębokim śnie. Popołudniowa opiekunka, Monika, łapiąc ostatnie promienie słońca, próbowała zgłębiać tajemnice marketingu.

– Wykończył je upał. – Uśmiechnęła się do Julii, wskazując łóżeczka.

Julia zbliżyła się do uśpionych dzieci z uśmiechem. Adaś ssał swój palec. Ostrożnie wyjęła mu go z ust i pogładziła po rączce. Miał jeszcze taki słodki niemowlęcy tłuszczyk, który wprost kusił do głaskania i tarmoszenia. Alicja, choć jedynie rok starsza, wydawała się przy nim dziwnie dorosła. Może ze względu na bujne ciemne włoski i wielkie, poważne zielone oczy, przysłonięte zakręconymi rzęsami. Wygląda jak śpiąca lalka, stwierdziła Julia i pocałowała córeczkę w policzek.

– Olka nie ma w domu? – spytała, unosząc się znad łóżka.

Monika stała już gotowa do wyjścia.

– Nie. Ale wydaje mi się, że wpadł do domu, kiedy byłam na spacerze.

To było pewne niedomówienie. Ale po co miała opowiadać Julii, że na stole pojawiła się napoczęta butelka whisky i pusta szklanka. Lepiej było samej skorzystać z takiej okazji.

– To ja już pójdę – powiedziała, na wszelki wypadek stojąc w odpowiedniej odległości od Julii, żeby ta niczego nie wywąchała. Ostrożność w tym wypadku była bardzo zalecana. Monika wiedziała, że Julia bez skrupułów zwalnia opiekunki za najmniejsze przewinienie. A płaciła wyśmienicie. I było to prawdziwym wsparciem dla jej nędznego stypendium.

– No tak, ale przecież Olek nie umówił się z tobą w sprawie przerwy wakacyjnej. I co teraz zrobimy?

– To może państwo zostawią dla mnie wiadomość u rodziców, a ja oddzwonię?

Julia odprowadzała do drzwi Monikę lekko zirytowana. Co ten Alek sobie myśli? Żeby się tak zachowywać. Z pewnością to była zemsta za jej spóźnienie. Nie powinien jednak zapominać, że jest ojcem dwójki malutkich, wymagających opieki dzieci. Skoro ani matka, ani ojciec nie mieli czasu zająć się swymi pociechami, powinni zorganizować opiekę u innych. A Alek to teraz zignorował.

Prychając pod nosem, poszła prosto pod prysznic. Chłodna woda ostudziła nieco jej złość, ale kiedy już ubrana w szlafrok spróbowała wybrać numer Alka i ponownie usłyszała, że komórka jest wyłączona, wściekła się na dobre.

Jeszcze raz zajrzała do dzieci, upewniając się, że wszystko w porządku, i poszła do kuchni przygotować herbatę.

Niewątpliwie to przykre, że na ogół widywała swoje dzieci, gdy już spały, ale w myślach starała się nie rozwijać tego tematu. Tak już jest, no i trudno. Nie da się wpędzić w pułapkę czyhającą na wszystkie kobiety próbujące łączyć karierę z wychowywaniem dzieci. I co z tego jej albo dzieciom przyjdzie, że zacznie roztrząsać ten dylemat? Sama przeżyła dzieciństwo prawie wyłącznie zdana na łaskę gospodyń domowych i jakoś nie ma z tego powodu lęków i depresji. A te rozliczne rozjazdy wkrótce się skończą. Może już za rok?

Kiedy czekała, aż herbata się zaparzy, usłyszała dzwonek do drzwi. W judaszu dostrzegła Orlicz-Druckiego.

– Cześć, tato! Olka nie ma z tobą? – Pocałowała go w policzek.

– Nie. Cały czas próbowałem do niego dzwonić i nic. Dlatego przyjechałem do was.

– Ja też próbowałam.

Dziwne, ale nawet przez moment nie przyszło jej do głowy, że mogło mu się coś stać. Dopiero teraz.

Andrzej Orlicz-Drucki pokręcił tylko głową i poszedł do pokoju. Julia znikła na chwilę w sypialni, żeby się ubrać. Kiedy wróciła i spojrzała na posępną twarz teścia, domyśliła się wszystkiego.

– Olek nie zdał, prawda?

– Nie.

– O Boże! – Schowała twarz w dłoniach. – Dlaczego nic mi nie powiedział?

– Wiesz, jaki jest. Zawsze skrajnie nerwowo reaguje na porażki.

Nie odezwała się, nie chcąc mu przyznawać racji.

– Najgorsze jest to, że prawie mu się udało. Prawie. Ale on ostatnio był zupełnie rozkojarzony. Poza tym to, że przez dłuższy czas po studiach nie podjął pracy...

– To nie była jego wina – przerwała mu Julia. – To ten cholerny typ, który nie przyjął go do kancelarii tylko dlatego, że spóźnił się o dwa tygodnie. To moja wina. Gdyby Olek nie został przy mnie w Stanach do narodzin Alicji, jego kariera potoczyłaby się zupełnie inaczej. A tak go prosiłam, żeby wracał!

Była okropnie rozgoryczona i czuła wzbierające łzy w oczach.

– Ależ, córciu. Przecież ja to wiem. Powiedz mi, co stało mu na przeszkodzie, żeby przyjść do pracy u mnie. Tak jak Michał. Bez trudu zdałby teraz ten egzamin na aplikację.

– Po co pytasz? Przecież sam wiesz, co stało na przeszkodzie – wybuchła teraz z furią. – Jego duma i chęć pokazania, że sam bez twojej pomocy zostanie adwokatem.

– I to moja wina, tak? Że doskonale znając reguły w tym hermetycznym światku, chciałem pomóc własnemu synowi, który nie zna słowa kompromis? To jak on, do jasnej cholery, chce być adwokatem? Jak mu sędzia zasądzi wyższy wyrok, to obrazi się na niego i wyjdzie z sali, co?

Julia zagryzała dolną wargę. W duchu częściowo zgadzała się z teściem. Przecież Alek, gdyby tylko chciał, mógł rozpocząć pracę wiele miesięcy wcześniej, po ich przyjeździe do kraju. Ale jak zwykle wydziwiał i zasłaniał się dziećmi, jak wieloletnia gospodyni domowa, przerażona perspektywą znalezienia płatnego zatrudnienia. Julia podejrzewała również, że w skrytości ducha pragnął kolejnego dziecka, gdyż taka wymówka oddaliłaby od niego widmo pracy. Ona jednak nie zamierzała iść mu na rękę. Wraz z ginekologiem opracowała niezawodny plan antykoncepcyjny.

– No trudno. – Orlicz-Drucki wstał z fotela. – Nic takiego się w sumie nie stało. Za rok kolejny egzamin. Olek bardziej się wdroży, przyzwyczai do tej rzeczywistości i może w końcu zrozumie, że to nie plac budowy.

Julia zastanawiała się, czy teść wie, że Alek pracował w Chicago w ekipie budowlanej. Sama wpadła na to po paru tygodniach, czując, jak dotykające ją ręce stają się coraz bardziej spierzchnięte i chropowate, a ich właściciel zasypia natychmiast po zderzeniu z pościelą.

– Pracujesz fizycznie! – Usiadła gwałtownie na łóżku.

– Dopiero mam zamiar.

Przekonująco udawał głupiego, ale ona miała dosyć tej gry.

– Powiedz mi dlaczego? Dla pieniędzy? – jęknęła ze zdziwieniem zamożna kobieta.

– Nie, dla sportu. – Alek zerwał się z łóżka i zbliżył do okna, z którego rozciągał się bajkowy widok na jezioro Michigan.

Julia podciągnęła koszulę na swój zarysowujący się już brzuch i podeszła do niego.

– Nie masz zielonej karty – sięgnęła po podstawowy argument.

– Nikt w mojej brygadzie nie ma – odpowiedział, nie odrywając wzroku od jeziora.

Ale potem się przełamał i ze zdumieniem stwierdził, że w taki sposób nie rozmawiali z sobą już od dawna. Powiedział, że pracuje tylko po kilka godzin dziennie, żeby się czymś zająć. Prawnik po studiach w Polsce może być w Stanach tylko bezrobotny, natomiast bezczynny absolwent technikum budowlanego tutaj to po prostu grzech marnotrawstwa.

– Kiedy byłam w ciąży z Olą, chodziłeś do bibliotek.

– Tak, bo myślałem, że wkrótce zacznę pracować w zawodzie. A poza tym potrzebuję kontaktów z ludźmi.

– A ja, a Alicja?

– Ona potrzebuje bardziej swojej niani do zmieniania pieluch, a ty... Ciebie i tak nigdy nie ma.

– Zabiję cię, jeśli dasz się złapać przy pracy na czarno – powiedziała tylko, przełykając gorycz jego słów.

– Nie ma obawy. Nie pójdziesz na krzesło elektryczne. – Wtulił ją w siebie z dużą dozą czułości. – To tylko parę tygodni. Nowe doświadczenia. – Zaśmiał się cicho. – Czy wiesz, że mówię w pracy tylko po polsku?

O tym akurat Julia miała duże pojęcie. Znała swoich miejscowych wykonawców.

Zagłębiła palce w jego jasnych włosach i obiecała sobie, że najpóźniej na Gwiazdkę wrócą do domu. Do domu!

W domu wszystko miało być lepiej. I było. Bo jak nie może być cudownie, kiedy ma się dwójkę wspaniałych maluchów i męża, z którym „nudno nigdy nie jest”? Julia była spełniona i szczęśliwa, i nie zamierzała rezygnować z takiego błogostanu. Nawet Alek nie mógł jej w tym przeszkodzić. Lepiej żeby nawet nie próbował!
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: