Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

  • Empik Go W empik go

Dwie powieści Janka z Głodomanku. - ebook

Wydawnictwo:
Rok wydania:
2011
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Dwie powieści Janka z Głodomanku. - ebook

Klasyka na e-czytnik to kolekcja lektur szkolnych, klasyki literatury polskiej, europejskiej i amerykańskiej w formatach ePub i Mobi. Również miłośnicy filozofii, historii i literatury staropolskiej znajdą w niej wiele ciekawych tytułów.

Seria zawiera utwory najbardziej znanych pisarzy literatury polskiej i światowej, począwszy od Horacego, Balzaca, Dostojewskiego i Kafki, po Kiplinga, Jeffersona czy Prousta. Nie zabraknie w niej też pozycji mniej znanych, pióra pisarzy średniowiecznych oraz twórców z epoki renesansu i baroku.

Kategoria: Klasyka
Zabezpieczenie: brak
Rozmiar pliku: 397 KB

FRAGMENT KSIĄŻKI

OD WY­DAW­NIC­TWA.

Jed­nym z naj­płod­niej­szych i naj­le­piej do ludu prze­ma­wia­ją­cych pi­sa­rzy na­szych jest, zna­ny pod imie­niem "Jan­ko z Gło­do­man­ku", któ­re­go po­wie­ści i inne roz­pra­wy za­peł­nia­ją róż­ne cza­so­pi­sma lu­do­we pol­skie. Umie on na tle po­wie­ścio­wem osnu­wać wy­pad­ki hi­sto­rycz­ne prze­szłych cza­sów i ob­ja­śniać je dla po­ję­cia ogó­łu.

Nie­daw­no wy­szła osob­no jego po­wieść z roku 1831, pod ty­tu­łem: Mi­sjo­na­rze, umiesz­czo­na pier­wiej w "Gwiazd­ce Cie­szyń­skiej", i zna­la­zła naj­lep­szą oce­nę. Wy­da­je­my w obec­nem dzieł­ku dwie te­goż au­to­ra po­wie­ści: "Róża Al­bań­ska" i "Wszyst­ko za dar­mo", i ocze­ku­je­my, że rów­nie do­bre znaj­dą przy­ję­cie. Sta­ra­my się roz­po­wszech­niać utwo­ry, któ­re uwa­ża­my za do­bre i po­ży­tecz­ne, prze­to, je­że­li tem wy­da­niem do­go­dzi­my czy­ta­ją­cej pu­blicz­no­ści, bę­dzie to dla nas za­chę­tą, aby i inne ulu­bio­ne po­wiast­ki sza­now­ne­go au­to­ra wy­do­być z rocz­ni­ków pism cza­so­wych i po­dać dru­kiem do ogól­niej­sze­go użyt­ku.

Tego sa­me­go au­to­ra wy­szło już dużo po­wie­ści, ze­bra­li­śmy co moż­na i dla uwi­docz­nie­nia wy­li­cza­my ta­ko­we, mia­no­wi­cie:

1. W "Gwiazd­ce Cie­szyń­skiej" umiesz­czo­ne:

Wach­mistrz Ko­zac­ki.

Chłop pa­nem.

Ostat­ni po­to­mek na Gniew­ko­wie.

Fat­ma Afry­kan­ka.

Mi­sjo­na­rze.

Woj­sko za­śnię­te.

Po­moc wła­sna.

Nie­za­po­mi­naj­ki.

Pierw­sze spo­tka­nie.

Sta­ro­san­de­cza­nin.

Róża Al­bań­ska.

Wszyst­ko za dar­mo.

Oprócz tego ar­ty­ku­ły na­uko­we: Iwo­nia ho­spo­dar wo­ło­ski, – Wie­czor­ki hu­mo­ry­stycz­no-na­uko­we, – Kre­dyt bez­pro­cen­to­wy, – i inne mniej­sze roz­pra­wy i wier­sze.

2. W "Przy­ja­cie­lu do­mo­wym" we Lwo­wie:

Gierm­ko­wie Bo­le­sła­wa Wsty­dli­we­go, kró­la pol­skie­go.

Wy­cho­wan­ka.

Chleb Prom­nic­ki.

Grzech brat­ni.

Wy­pra­wa na za­mek w Za­wa­dzie.

Amne­stja mo­skiew­ska.

Oprócz tego róż­ne roz­pra­wy eko­no­micz­ne.

3. W "Ga­ze­cie Gór­no­ślą­skiej" w By­to­miu:

Je­niec z pod Ce­co­ry.

Nie­spo­dzian­ki.

Piel­grzym pol­ski.

Roz­pra­wy zaś: Po­ko­le­nie Pia­sta i z nim po­łą­czo­na przy­szłość Eu­ro­py a szcze­gól­niej Pol­ski, – Po­mnik cno­cie, – Cy­wi­li­za­cja – itd.

4. W "Wień­cu" i "Psz­czół­ce" we Lwo­wie:

Han­ka dziew­ka z przed­mie­ścia (księż­na Ostrow­ska).

Kro­ni­ka chle­ba.

5. W "Prze­my­śla­ni­nie":

Dzie­cię z Dy­no­wa.

6. W "Po­stę­pie rol­ni­czym" ar­ty­ku­ły bar­dzo in­te­re­sow­ne:

Es­te­ty­ka rol­ni­cza, – Pie­niądz jako wy­pływ eko­nom­ji, – Ka­pi­tał go­spo­dar­czy i jego war­tość, – Li­chwa i spo­so­by na za­bi­cie onej­że, – Fał­szy­wy kre­dyt, – Uży­tecz­ność la­sów, – Akli­ma­ty­za­cja ro­ślin, – Cho­dow­la by­dła, – Du­sza zwie­rząt itd.

Szko­da wi­docz­na, że te utwo­ry au­to­ra są tak roz­rzu­co­ne, a za­słu­gi­wa­ły­by na zbio­ro­we ogło­sze­nie. Re­dak­cja "Gwiazd­ki Cie­szyń­skiej" tyle po­zbie­ra­ła wia­do­mo­ści o pra­cach "Jan­ka z Gło­do­man­ku", a jest nim ks. Jan Per­ges z Gum­nisk, dzie­kan i pro­boszcz Dy­ece­zji Tar­now­skiej w Ga­li­cji.

Spo­dzie­wa­my się, że sza­now­ny au­tor jesz­cze za­szczy­ci cie­ka­wą pu­blicz­ność swo­je­mi utwo­ra­mi. Ży­czy­my mu sta­ro­pol­skiem: Szczęść Boże!

W Cie­szy­nie 1883.

Re­dak­cja "Gwiazd­ki Cie­szyń­skiej".I.

Bez­ma­ła 25 ki­lo­me­trów za Tar­no­wem leży małe mia­stecz­ko w gó­rach po­łu­dnio­wych po­ło­żo­ne: Ry­gli­ce. Daw­ne­mi cza­sy była to wio­ska na­le­żą­ca do kró­lewsz­czy­zny. Ksią­żę pol­ski Wła­dy­sław, po­znaw­szy dziel­nych na wpra­wach wo­jen­nych ry­ce­rzy i tę­gich rę­ba­czy, Mi­ko­ła­ja Bu­rzę i Waw­rzyń­ca Kie­la­now­skie­go, nadał im Ry­glic­kie po­sia­dło­ści, oni też za­ło­ży­li na pa­miąt­kę swo­ją dwie osob­ne koło Ry­glic wio­ski: Bu­rzyn i Kie­la­no­wi­ce oko­ło 1300 r. – Czy przez mał­żeń­stwa, czy też kup­na, za­mia­nę, prze­szły Ry­gli­ce do fa­mil­ji Łycz­ków, któ­rzy pi­sa­li się Łycz­ko de Ry­gli­ce. Z tych wspo­mi­na­ni Mar­ci­na Łycz­ko pro­bosz­cza Tar­now­skie­go, męża szczo­dro­bli­we­go, uczo­ne­go i po­boż­ne­go, któ­ry fun­dusz zo­sta­wił przy Aka­dem­ji kra­kow­skiej na ubo­gich stu­den­tów, a był tak­że pro­bosz­czem w Gum­ni­skach nad Dem­bi­cą, dzie­dzic­twie La­to­szyń­skich. Z tej fa­mil­ji byli za­cni lu­dzie, jako Alek­san­der cho­rą­ży sa­noc­ki; Mi­chał co się na­wet po­łą­czył ślub­nym kon­trak­tem z Czar­to­ry­ski­mi, po­jąw­szy księż­nicz­kę Ka­ta­rzy­nę. Ale mniej­sza już o in­nych, pod pió­ro na­su­wa się nam Jan i Sta­ni­sław Łycz­ko­wie z Ry­glic, ka­wa­le­ro­wie zu­chy, co się spi­sy­wa­li na wy­pra­wach wo­jen­nych.

Prze­no­si­my się my­ślą w cza­sy Zyg­mun­ta Au­gu­sta, ostat­nie­go ja­gie­loń­skie­go po­tom­ka. Od­by­wa się sejm w Lu­bli­nie, na któ­rym był obec­ny sław­ny kar­dy­nał

Ho­zjusz pre­zy­dent so­bo­ru try­denc­kie­go, i Wi­cen­ty Por­ty­kus le­gat pa­pie­ski (1569 r.), gdzie pod ich obec­no­ścią przy­szła sław­na unja Li­twy z Ko­ro­ną pol­ską po wie­czy­ste cza­sy. Na taki sejm zjeż­dża­li się ma­gna­ci, de­pu­ta­ci, i szlach­ta jako spek­ta­to­ro­wie nie­mal z ca­łe­go kra­ju. Nie dzi­wo­ta, ga­zet jesz­cze nie było, spra­woz­da­nia do­wia­dy­wa­no się tyl­ko z pry­wat­nych li­stów lub opo­wia­dań ja­kie­go kwe­sta­rza a tu przed sej­mem jesz­cze nie wie­dzia­no do­brze o kon­dy­cjach, bo nie roz­nio­sły wici pre­li­mi­na­rzów do tej ak­cji po zam­kach i dwo­rach.

W Ry­gli­cach miesz­ka­ła po­de­szła ma­tro­na, wdo­wa z troj­giem ulu­bio­nych dzie­ci; sy­no­wie lubo pod wą­sem, pod­strzy­że­ni, mia­ni byli za­wsze za dzie­cia­ków, mat­ka ty­tu­ło­wa­ła ich Ja­siu i Sta­siu, a có­recz­kę li­czą­cą wię­cej niż 15 wio­snę, za­wsze jesz­cze na­zy­wa­ła pod­lot­kiem. Bę­dąc jed­nak go­spo­dar­ną i rząd­ną, po­sia­da­ła znacz­ne ma­jąt­ko­we za­so­by w la­mu­sie; aby jej nie­po­czci­wy nie na­ru­szył ma­jąt­ku, prze­cho­wy­wa­ła go naj­czę­ściej w zbo­żu, ży­cie lub psze­ni­cy; tam w wo­recz­kach kry­ły się czer­wo­ne zło­te, i prag­skie gro­sze, prze­zy­wa­ne Cze­skie­mi. Przy tej oszczęd­no­ści była jed­nak hoj­ną, da­wa­ła dużo na ubo­gich kmie­ci w cza­sie nie­uro­dza­ju, nie szczę­dzi­ła ofiar do ko­ścio­ła, a gość nie od­je­chał nig­dy przed ty­go­dniem. Szcze­gól­ne zaś mia­ła za­bo­bon­ne uprze­dze­nie do licz­by sió­dem­ki. Sie­dem desz­czek, sie­dem ław, ty­leż okien lub drzwi w miesz­ka­niu je­że­li spo­strze­gła, wy­jeż­dżaj za­raz. Wie­dzie­li o tym prze­sa­dzie sy­no­wie. Jan tem­pe­ra­men­tu nie­co cho­le­rycz­ne­go, pręd­ki, śmie­szek, je­że­li nie mógł co zy­skać u mat­ki, wy­je­chał tyl­ko z jaką sió­dem­ką, za­raz mu nie od­mó­wi­ła. Obaj ze Stasz­kiem.

na­mó­wi­li się, by je­cha­li do Lu­bli­na, tyl­ko im było w gło­wie, czy Waść mama po­zwo­li.

Tra­fi­ło się, że tego roku w pierw­szych dniach maja spadł śnieg wiel­ki; psot­ny Jan Łycz­ko udzia­łał sie­dem ku­lek ze śnie­gu, przy­niósł do miesz­ka­nia, po­ło­żył na pie­cu mó­wiąc: "Słu­chaj Waść mamo, te kul­ki ozna­cza­ją sie­dem lat, je­że­li się wszyst­kie sto­pią, wszyst­kie lata będą nie­uro­dzaj­ne, a któ­ra się nie sto­pi, ten rok bę­dzie uro­dzaj­ny; jest to pro­gno­sty­ka, czy ma mama sprze­dać zbo­ża ze spi­chle­rza lub nie." – Mat­ka zo­ba­czyw­szy te sie­dem bry­łek śnie­gu, wy­krzy­kła: "pa­mię­taj­że, że się za sie­dem lat nie oże­nisz." – "Ja Wa­ści jesz­cze dru­gie 7 do­dam, bę­dzie 14, a za to po­ja­dę do Lu­bli­na." – "Jedź so­bie." – "Zgo­da," krzyk­nął Jan, ca­łu­jąc mat­ki dło­nie, a ona mu: "Pa­mię­taj­że, lat 14 bę­dziesz ka­wa­le­ro­wał." – "Nic nie szko­dzi, spusz­czam Sta­ni­sła­wo­wi pierw­szeń­stwo."

Mag­du­sia przę­dła ką­dzio­łecz­kę, wart­ko ob­ra­ca­jąc wrze­cio­no, jeno się jej pa­lą­ce uśmie­cha­ły oczka; po­pra­wia dłu­gie­go war­ko­czy­ka i rze­kła z uśmie­chem: "Ja­siu! toś za­po­mniał przy­rze­cze­nia?" – Jan spoj­rzał na sio­strę z za­du­mie­niem, a mat­ka rze­kła: "Tak? to i tyś się z nim na­mó­wi­ła?" – "Prze­pra­szam Wa­ści," rze­kła "dzie­wo­ja,"sej­mo­wa­nie na­le­ży do dy­gni­ta­rzy a nie do ko­biet, ani mi się śni­ło o po­dró­ży, tem mniej, żem sie­ro­ta, a świat o ta­kich się nie trosz­czy wca­le." – "Od cze­go­żem Mag­du­siu! al­bom nie mat­ką, abym nie pa­mię­ta­ła o to­bie?" – Mag­du­sia wsta­je, kła­dzie ką­dzioł­kę i ca­łu­je ma­tro­nie wszyst­kie pa­lusz­ki, po­wta­rza­jąc: "Waść po­zwo­li sześć razy."

"Ot, to mi dziec­ko," rze­kła mat­ka ucie­szo­na, "a ten śmie­szek," wska­zu­jąc na sto­ją­ce­go Jana, "my­śli, że mi do­ku­czy sió­dem­ką; ani za lat 14 się nie oże­ni, nie po­zwo­lę." – "Po­wie­dzia­łem Wa­ści ma­mie, ze sta­nu mał­żeń­skie­go re­zy­gnu­ję, mam inne pla­ny: sie­dem razy wy­prać Niem­ców, sie­dem za­bić Mo­ska­li, sie­dem­dzie­siąt sie­dem Tur­ków, a sie­dem­set sie­dem­dzie­siąt sie­dem Ta­ta­rów, co Pol­sce do­kru­pia­ją." – "Idź mi precz, nie chcę cię wi­dzieć, jedź so­bie do Lu­bli­na, Staś przy mnie zo­sta­nie. Nie­god­nyś syn." – "O niech się Waść mama nie dąsa. Sie­dem grze­chów głów­nych, siód­me gniew."

To prze­drzeź­nia­nie się syna tak roz­gnie­wa­ło ko­bie­tę, że wy­szła za­py­rzo­na z kom­na­ty, a Jan się śmiał, przy­bie­ga do sio­stry obej­mu­jąc ją rę­ko­ma: "Zło­tu­siu, nie gnie­waj się przy­najm­niej ty na mój nie­szczę­sny hu­mor. Có­żem wi­nien za pręd­kość moją? Wie­rzaj mi, że­bym ci ży­cia i szczę­śli­wo­ści przy­chy­lił, ile moje star­czą siły; po­nio­sę dla cie­bie wszyst­kie ofia­ry,. a na­wet ży­cie, tyl­ko wiesz co? Za­dra­sną­łem nie­po­trzeb­nie ser­ce mat­ki, je­że­li mnie ko­chasz, prze­bła­gaj ją za mnie." – "Ja­siu, dziś nie­mo­żeb­ne. Mat­ka uprze­dzo­na nie przed­się­weź­mie dziś żad­nej czyn­no­ści, da­rem­ne by­ły­by kro­ki wzglę­dem po­jed­na­nia; ju­tro mamy jak na nie­szczę­ście siód­me­go maja, zno­wu sió­dem­ka." – Jan skro­bie się po wło­sach "Jak­żem nie­roz­waż­ny, mógł­bym już dziś je­chać do Lu­bli­na, a tu bez czer­wo­nych ani rusz." – "Do­brze ci tak, ty pręd­ki czło­wie­ku," ode­zwał się brat Sta­ni­sław; "two­ją nie­roz­sąd­ną mową spa­ra­li­żo­wa­łeś cały plan na­szej jaz­dy." – "No Sta­chu! kie­dym ci od­stą­pił pier­wo­rodz­two, za­że­gnaj­że twą po­wa­gą ową bu­rzę. Ver­bum no­bi­le, zo­sta­nę ka­wa­le­rem do śmier­ci, a ty z Mag­du­sią bę­dzie­cie dzie­dzi­ca­mi." – Nie pleć ni w pięć ni w dzie­więć." – Jan się uśmie­cha, "a sie­dem nie?"

Wszy­scy tro­je za­czę­li się śmiać; na ten akt wcho­dzi mat­ka: "Mag­duś do ką­dzioł­ki, a ty Sta­siu prze­czy­taj uni­we­rza­ły, wła­śnie przy­szły wici z gro­du nie wiem, co zno­wu żą­da­ją." – Jan sta­nął na boku za­ło­żyw­szy ręce na pier­si, Imość usia­dła na ła­wie, a Staś przy niej roz­ło­żył pa­pier i czy­ta: "Na wy­pa­dek gro­żą­ce­go nie­bez­pie­czeń­stwa ze stro­ny Tur­cji mają być ry­ce­rze go­to­wi do po­spo­li­te­go ru­sze­nia." – Jan przy­bli­ża się ku sie­dzą­cej ma­tro­nie, uklęk­nął i rzekł: "Waść mama po­bło­go­sła­wi, kie­dy król i oj­czy­zna woła!"Łycz­ko­wa zmię­sza­ła się, za­trzę­sły się jej war­gi i ręce, ob­ję­ła gło­wę syna w swo­je dło­nie: "Oj synu, dziec­ko ko­cha­ne, oj­ciec do­stał styg­my pod Gdań­skiem, i ty chcesz otrzy­mać ta­ko­we? Dla oj­czy­zny wszyst­ko, i ży­cie! Idź, niech cię Bóg bło­go­sła­wi! ale prze­cie nie jedź dziś ani ju­tro, bo dzień siód­my, a ja mam wstręt przed sió­dem­ką, bo oj­ciec po­je­chał dnia siód­me­go i dziś jam bied­na wdo­wa."

"Zga­dzam się z wolą uko­cha­nej mamy, je­że­lim zna­lazł prze­ba­cze­nie i ła­skę, pro­szę za Sta­siem, on mi bę­dzie to­wa­rzy­szył." – "Więc oby­dwaj chce­cie mnie opu­ścić?" wsta­ła, wes­tchnę­ła głę­bo­ko:"ach Boże!" spoj­rza­ła na Mag­du­się, któ­rej ru­mie­niec skro­pił lica z prze­ra­że­nia, i rze­kła da­lej: "My tedy same, sa­mu­teń­kie mamy po­zo­stać na świe­cie jak sie­ro­ty!" – Prze­cho­dzi­ła się chwiej­nym kro­kiem po kom­na­cie w za­my­śle­niu;

dzie­ci sta­ły jak mar­mu­ry. – "Oh, Boże! prze­mień, nie daj zgi­nąć sie­ro­tom mó­wi­ła z łka­niem.

Jan krę­cił so­bie wą­sik mały, pa­trząc się na dół; ja­kie za­ję­ły gło­wę jego my­śli, nikt nie od­gad­nął, bo co­raz to bled­sza była cera jego twa­rzy. Ode­tchnął na­resz­cie, usiadł na ła­wie mó­wiąc: "Niech Waść mama się nie fra­su­je, Bóg do­bry zgi­nąć nam nie da, zresz­tą może się jesz­cze in­a­czej rze­czy wy­kształ­tu­ją; król nasz roz­trop­ny, na dar­mo nie da roz­le­wać krwi; a cóż­by po­wie­dzia­ła szlach­ta, że my mło­dzi Łycz­ko­wie nie sta­je­my w obro­nie oj­czy­zny?" – "Praw­da, ho­nor nad wszyst­ko! Su­lim­czy­ki byli wa­lecz­ny­mi!" (Łycz­ko­wie bo­wiem byli her­bu Su­li­ma).

Mat­ka wsta­ła, wzię­ła, pęk klu­czy i wy­szła. Jan sko­czył do okna i pa­trzy się, na­resz­cie szep­nął: "chwa­ła Bogu idzie mama do spi­chle­rza, za­pew­ne czer­wo­nych przy­nie­sie." Nie omy­lił się, pani Łycz­ko­wa przy­nio­sła pęk pod pa­chą, po­ło­ży­ła klu­cze na swo­jem miej­scu, przy­stą­pi­ła do sto­łu, po­ło­ży­ła wo­rek skó­rza­ny, od­wią­za­ła, mó­wiąc: "Dam wam dzie­ci na wo­jen­ną wy­pra­wę, jed­nak za­kli­nam was na pro­chy ojca, aby­ście na do­bre uży­li tych pie­nię­dzy; 200 czer­wo­nych wy­star­czy wam na po­czą­tek, gdy­by zaś wy­pa­da­ło rze­czy­wi­ście sta­nąć do boju, wprzód nim po­je­dzie­cie, przy­ślij­cie mi goń­ca, abym was mo­gła za­opa­trzyć na dal­sze… Na­każ­cie okul­ba­czyć ko­nie, wy­jeż­dżaj­cie dziś, aby­ście mi omi­nę­li ju­trzej­szą sió­dem­kę." – Buch się stał we dwo­rze, pa­ko­wa­nie do wo­zów, sio­dła­nie koni. – Pa­ni­cze po­że­gnaw­szy mat­kę i sio­strę wy­je­cha­li przed wie­czo­rem.II.

Na sejm lu­bel­ski zje­cha­ło się mnó­stwo ob­cych dy­gni­ta­rzy, mię­dzy in­ny­mi go­niec od cara mo­skiew­skie­go, po­seł ce­sa­rza nie­miec­kie­go Mak­sy­mil­ja­na, mar­gra­bia Al­bert ksią­żę pru­ski, po­sło­wie mia­sta Gdań­ska, na­wet po­seł od suł­ta­na tu­rec­kie­go, co każ­dy to z in­nem żą­da­niem. Król Au­gust był oględ­nym po­li­ty­kiem, każ­de­go z tych wy­słu­chał proś­by z uwa­gą i nie od­po­wie­dział nie na­ra­dziw­szy się wprzó­dy z se­na­tem. Waż­nym był akt hoł­du czy­nio­ne­go kró­lo­wi od księ­cia pru­skie­go pu­blicz­nie. Król usiadł na ma­je­sta­cie, a ksią­że z przy­klęk­nie­niem mó­wił przy­się­gę wier­no­ści, jako pod­da­ny. Wi­dzów tam było na kil­ka­na­ście ty­się­cy sa­mej szlach­ty.

Mię­dzy tem zgro­ma­dze­niem wi­dzi­my trzech mło­dych lu­dzi, ro­dzo­nych bra­ci: Ada­ma, Ki­lia­na i Jó­ze­fa Gryf La­to­szyń­skich. Pierw­szy, człek fil­gra­no­wy, dwor­niś, wię­cej mię­dzy płcią pięk­ną wy­cho­wa­ny, gład­ki, uprzej­my, w mo­wie słod­ki, ale za­wsze sła­bo­wi­ty, nie­na­wi­dził kie­lisz­ka, nie ura­czył nikt go bie­sia­dą, wy­ma­wiał się za­wsze: nie mogę, zdro­wie nie po­zwa­la, dla mnie szka­plerz i grom­ni­ca. – Ki­lian zno­wu bru­net, rześ­ki, moc­ny dąb, szer­mierz uro­dzo­ny na żoł­nie­rza, nie­stru­dzo­ny, nie­chby nie spał i pięć nocy. – Trze­ci sta­ty­sta, mę­drek, ora­tor, trzę­snął rę­ka­wem, nuż wier­sze le­cia­ły jak z płat­ka, umiał nie­mal na pa­mięć Owi­diu­sza i de­kla­mo­wał czę­sto w kole; wszak to były aka­de­mik al­mae ma­tris w Kra­ko­wie, któ­ra mu przy by­strem jego po­ję­ciu dała ta­kie wy­cho­wa­nie; pró­bo­wał on i żoł­nier­ki z bra­tem Ki­lia­nem, za­cią­gnąw­szy się pod cho­rą­giew Le­śniow­skie­go, kie­dy ten­że wo­jo­wał z Mo­skiew­skim knia­ziem Krup­skim pod New­lem. Ki­lian od­zna­czył się do­staw­szy po­chwa­łę, a Jó­zef zaś chlup­nął do wody, że go le­d­wo wy­cią­gnię­to, i nie był przy ata­ku; szy­dził też brat za­wsze z nie­go, że ode­brał chrzest mo­skiew­ski, bo się cały za­nu­rzył. Lecz mimo tych przy­gód trwa­ła za­wsze mi­łość bra­ter­ska mię­dzy nimi, wi­dzia­no ich też za­wsze ra­zem.

Sły­sząc o sej­mie wiel­kim w Lu­bli­nie, po­je­cha­li wszy­scy trzej z La­to­szy­na. Oj­ciec bo­wiem ich mimo naj­więk­szej ocho­ty po­zo­stał w domu z przy­czy­ny, bo się spo­dzie­wał co chwi­la wiel­kie­go a upra­gnio­ne­go go­ścia, o któ­rym sły­szał, że jesz­cze żyje, ale nie wi­dział go… ani znał od mło­do­ści, był bo­wiem ka­wa­le­rem Je­ro­zo­lim­skim czy­li Bo­żo­grob­skim.

Ani się spo­dzie­wał sa­mot­nik od­wie­dzin, gdy za­jeż­dża ka­re­ta; wy­cho­dzi na­prze­ciw go­ścia, uśmiech­nął się: "ha­beo so­ciurn do­lo­ris. Wi­tam Wa­ści są­sia­da, my­śla­łem, że po­ba­wię się sa­mot­nie w oko­li­cy, a tu Waść za­jeż­dża. Czy nie z po­że­gna­niem, he?" – Pan Jan Pod­grodz­ki, dzie­dzic na Pod­gro­dziu Bra­ci­go­wej, Sta­siow­ce Gło­bi­ko­wej, i pra­wie więk­szą ma­jąc część pa­ra­fji Gum­ni­skiej, człek oty­ły, cier­pią­cy na po­da­grę, pół­gęb­kiem se­ple­nią­co mó­wią­cy, od­zy­wa się: "Waść są­sie­dzie, mnie sej­my wy­wie­trza­ły, mó­wię Ma­ter Dei praw­dę, ra­cho­wa­łem na nie­go, że moje zda­nie po­dzie­lisz, bo Ma­ter Dei ani wy­trzy­mać, jak się ta szlach­ta za­rzy­na. "

"Co zno­wu sły­szę? nie­chże są­siad wy­się­dzie, słu­żę do mej ubo­giej cha­ty." – "Kpij se, kpij z Pod­grodz­kie­go, że ma wło­ści, a nic we wło­ściach, tu w Lato – szy­nie bróg na bro­gu, żyta i psze­ni­cy, a u mnie ani owsa." – "Za to lasy, ale to lasy." – "Cóż mi z ki­jów, Ma­ter Dei, kie­dy się nie­mi nie po­de­prę." – "Wol­ne żar­ty, pro­szę są­sia­da." – "Po­móż mi Waść, abym się sparł na jego ra­mie­niu, bo pe­da­ły wy­po­wie­dzia­ły służ­bę." – "Nie żal im Mo­ści Wa­sze, na­hu­la­ły się do­syć." – "Co już to, więc przy­zna­ję Wa­sze­ci. Jak Bona przy­je­cha­ła do Kra­ko­wa, co to były za za­ba­wy! Cały Kra­ków wy­tań­co­wa­łem, a ze Stań­czy­kiem co się na karb jego wy­bra­ja­ło, ani rady. Gdzie się to po­dzia­ły te cza­sy!"

Gość ze­szedł z po­wo­zu, La­to­szyń­ski wpro­wa­dził go do kom­nat swo­ich, po­sa­dził za sto­łem na dę­bo­wej ła­wie. Pod­grodz­ki jeno sa­piał, bo było w le­cie, dzień par­ny; pro­sił o wodę, sam go­spo­darz mu usłu­żył po­da­jąc ją w dzba­nie. – Pod­grodz­ki ochło­dziw­szy się rzekł: "Ej gody, gody, gody, wnet tu bę­dzie wino z wody w dzba­nie La­to­szyń­skim." – Ta sen­ten­cja do­da­ła obom hu­mo­ru, go­spo­darz po­sta­wił wnet na sto­le wino, a Pod­grodz­ki rzekł:

"Co mógł Ja­sio, Ja­no­wi za­sie, dziś wino w dzba­nie moje ka­ra­nie! Tak, tak są­sie­dzie, prze­pra­szam cię, ani miod­ku, ani wina nie piję, chcąc jesz­cze po­ża­ło­wać za grze­chy, co się nie­mi Boga ob­ra­zi­ło. Zresz­tą mój są­sie­dzie, ży­je­my w kry­tycz­nych cza­sach, na­stał prze­wrot wia­ry pod na­zwą re­for­ma­cji, za­gnież­dża się to już i w na­szej Pol­sce. Pi­szą mi sy­no­wie z Lu­bli­na, że zlu­trza­ły Bran­de­bur­czyk przy­się­gał kró­lo­wi; po­wiedz mi są­siad, czy może być taki Rze­czy­po­spo­li­tej wier­ny, któ­ry swej wie­rze stał się nie­wier­nym? U nas taki Ra­dzi­wił, Mo­krzew­ski, a na­wet spo­wied­nik za­kon­nik sta­li się od­stęp­ca­mi i pod­szep­tu­ją kró­lo­wi o owej wie­rze. Ja­kem sta­ry, tak mnie boli. Nie po­je­cha­łem na sejm, abym się nie spo­tkał z temi od­stęp­ca­mi, bo­bym nie wy­trzy­mał, a po­zwał jed­ne­go i dru­gie­go. "

"I cóż też wię­cej pi­szą, są­sie­dzie, sy­no­wie Wać­pa­na? Moi co do­pie­ro po­je­cha­li, za­trzy­my­wa­łem ich umyśl­nie, spo­dzie­wam się go­ścia, o któ­rym mi się ani śni­ło, by za­wi­tał kie­dy w moje pro­gi." – "A któż taki?" – "Ani­byś Waść nie od­gad­nął: ka­wa­ler mal­tań­ski!" – "To Ki­li­jan żyje? Ma­ter Dei, śnił mi się kil­ka razy, po­je­cha­łem do św. Mi­ko­ła­ja i da­łem za du­szę jego na na­bo­żeń­stwo. Pi­sał do ro­dzi­ny?" – "Otrzy­ma­łem list pi­sa­ny z Rzy­mu przez goń­ca na­sze­go po­sła przy­sła­ny, że żyje Ki­li­jan i do­wia­du­je się o ro­dzi­nie."

"Hoho, pa­mię­tam jesz­cze z mej mło­do­ści, gdy przy­je­chał po­seł duń­ski w dzie­wo­słę­by po kró­lew­nę na­szą Elż­biet­kę, sio­strę Zyg­mun­to­wą. Ona od­rze­kła: Wolę gło­wę swo­ją po­ło­żyć przy gro­bach mi­łych przy­ja­ciół na oj­czy­stej zie­mi, ni­że­li miesz­kać w ob­czyź­nie. Ki­li­jan ba­wił na­ów­czas w Kra­ko­wie, od­wie­dza­jąc wszyst­kie ko­ścio­ły. Gdy usły­szał ten za­miar kró­lew­ny, od­parł: Ja zno­wu wolę spo­czy­wać w ob­czyź­nie, ni­że­li u swo­ich. Jed­ni się zeń śmia­li, dru­dzy mó­wi­li: ma bzi­ka; a nie­pa­mię­tam, kto mó­wił: że z mi­ło­ści za­wie­dzio­nej ob­mier­z­ła go zie­mia. Od­tąd znik­nął, mó­wi­li, że po­szedł na piel­grzym­stwo. War­ta­ło­by się wy­wie­dzieć, czy przy­bę­dzie, oh, on by nam do­pie­ro umiał opo­wia­dać, co sły­chać w da­le­kim świe­cie."

"Na­pi­sa­łem mu, że ja bra­ta­nek żyję z woli Bo­żej i mam trzech sy­nów; pro­si­łem, aby przy­słał jaki upo – mi­nek dla wnu­ków. Mu­siał ode­brać pi­smo moje, prze­sła­łem go przez Li­ge­zę z Za­wa­dy, on de­pu­ta­tem, zna się bli­żej z dwo­rem, któ­ry ma z Rzy­mem ko­mu­ni­ka­cję, to mu prę­dzej list do­rę­czą." – "Hoho!" rze­cze Pod­grodz­ki, "Li­gę­za, ten lu­mi­narz na­szej oko­li­cy pew­ny sło­wa." – "On mnie też upew­nił, mój Wa­ści są­sie­dzie, że ka­wa­ler Je­ro­zo­lim­ski przy­bę­dzie wkrót­ce do ro­dzi­ny. Tak cze­kam nań sie­dząc w domu ka­mie­niem; musi to być sta­rzec wiel­ki, a więk­sze jesz­cze ma w świe­cie zna­cze­nie, kie­dy na pie­czę­ci nosi krzyż z ośmio­ma ra­mio­na­mi."
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: