Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

  • Empik Go W empik go

Dzieci pani Onufrowej: powieść dla młodzieży - ebook

Wydawnictwo:
Rok wydania:
2011
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Dzieci pani Onufrowej: powieść dla młodzieży - ebook

Klasyka na e-czytnik to kolekcja lektur szkolnych, klasyki literatury polskiej, europejskiej i amerykańskiej w formatach ePub i Mobi. Również miłośnicy filozofii, historii i literatury staropolskiej znajdą w niej wiele ciekawych tytułów.

Seria zawiera utwory najbardziej znanych pisarzy literatury polskiej i światowej, począwszy od Horacego, Balzaca, Dostojewskiego i Kafki, po Kiplinga, Jeffersona czy Prousta. Nie zabraknie w niej też pozycji mniej znanych, pióra pisarzy średniowiecznych oraz twórców z epoki renesansu i baroku.

Kategoria: Klasyka
Zabezpieczenie: brak
Rozmiar pliku: 250 KB

FRAGMENT KSIĄŻKI

I.

"Wej­rzyj­cie na pta­ki po­wietrz­ne, iż ci nie sie­ją, ani żną, ani zbie­ra­ją do gu­mien, a Oj­ciec Wasz Nie­bie­ski żywi je. A za­ście Wy nie da­le­ko waż­niej­si niż oni".

Ma­te­usz 2. 7. w. 26.

"Bo­jo­wa­nie jest ży­wot czło­wie­ka na zie­mi, a jako dni na­jem­ni­cze, dni jego". Sło­wa te Joba za­sto­so­wać było moż­na do ca­łe­go ży­cia dziś już do­go­ry­wa­ją­cej zwol­na pani Onu­fro­wej. "Bo­jo­wa­nie" był jej ży­wot, "bo­jo­wa­nie" z bie­dą, z pra­cą, z nie­szczę­ściem, z cho­ro­bą. "Na­jem­ni­cze dni" szyb­kim kro­kiem dą­ży­ły do kre­su. Od cza­su do cza­su, osła­bio­nym gło­sem od­zy­wa­ła się cho­ra do sie­dzą­ce­go obok jej łoża sta­rusz­ka w za­kon­nej su­kien­ce.

– Oj­cze, wiesz do­brze, że nie­mam co ży­cia ża­ło­wać… Stę­sk­nio­na je­stem za wiecz­nym spo­czyn­kiem… Już ani ręce te pra­co­wać nie mogą, ani my­śli do gło­wy przy­cho­dzić nie chcą… Mnie już czas, wiel­ki czas. Ale jak po­my­ślę o dzie­ciach… Boże mój! Boże! co oni bez­em­nie po­czną? Bied­na moja Anu­siu… sro­gie cie­bie cze­ka ży­cie…

– Cór­ko – od­rzekł ła­god­nym gło­sem słu­ga Boży, to­bie się na­le­ży spo­czy­nek. Na nich ko­lej pra­co­wać, wal­czyć, cier­pieć, a na nie­bo so­bie za­słu­gi­wać. Czy my­ślisz, że im Bóg swej ła­ski od­mó­wi dla­te­go, że bied­ne sie­ro­ty bar­dziej jej jesz­cze od in­nych po­trze­bu­ją? A od cze­go wia­ra two­ja, je­że­li po­wąt­pie­wasz o mi­ło­sier­dziu Opatrz­no­ści? Od cze­go cały ten twój ży­wot po­czci­wej pra­cy, cięż­kich prób, nie­zmien­ne­go pod­da­nia się wy­ro­kom Bo­skim, je­że­li w ostat­niej chwi­li my­ślisz, że ci Bóg za­sług two­ich nie po­li­czy, a go­rą­cych mo­dlitw nie wy­słu­cha? "Dam wam spo­czy­nek, mówi Pan – bo­ście zna­leź­li ła­skę przedem­ną. Znam was wszyst­kich po imie­niu. Udzie­lę wam wszyst­kich dóbr mo­ich". Pa­mię­taj na sło­wa te Je­zu­sa, znaj­dziesz w nich nie­wy­czer­pa­ne źró­dło spo­ko­ju i za­ufa­nia. U stóp Je­zu­sa, któ­ry do sie­bie dziat­ki przy­gar­niał i ma­lucz­kich uko­chał, złóż wszel­kie trwo­gi o los two­ich dzie­ci, On ich nie opu­ści, ja ci to mó­wię w Jego imie­niu. Nie za­kłó­caj so­bie ostat­nich dni ży­cia nie­po­ko­jem bo­le­snym dla twe­go ser­ca, a grzesz­nym wzglę­dem Boga, któ­ry nie od­mó­wiw­szy to­bie nig­dy ła­ski Swej świę­tej, nie dał ci pra­wa, abyś dziś o mi­ło­sier­dziu Jego po­wąt­pie­wa­ła. Nie patrz już na zie­mię. Patrz w nie­bo, tyl­ko w nie­bo. Pa­mię­taj, że Bóg ci po­li­czy każ­dą pra­cę, każ­dą bo­leść, każ­dą łzę two­ją. Nic z twe­go ży­cia nie bę­dzie zmar­no­wa­ne­go, Po­wta­rzaj cią­gle "Sur­sum Cor­da". patrz w Nie­bo. Bóg z tobą, cór­ko. Ju­tro ra­niut­ko, przyj­dę do was.

Wstał Oj­ciec Hi­la­ry, zna­kiem Krzy­ża św. po­bło­go­sła­wił cho­rą, któ­ra go z ser­decz­nem usza­no­wa­niem w rękę po­ca­ło­wa­ła, po­tem wodę w szklan­ce przy łóż­ku sto­ją­cej od­świe­żył, do lamp­ki noc­nej ole­ju do­lał i ci­chym kro­kiem z po­ko­ju wy­szedł, zaj­rzaw­szy jesz­cze obok do iz­deb­ki. Ści­snę­ło mu się mi­mo­wol­nie ser­ce na wi­dok tych troj­ga istot, któ­re we­dług ostat­nie­go wy­ro­ku le­ka­rza, lada dzień sie­ro­ta­mi zo­stać mia­ły.

– Bied­ne dzie­ci! – po­my­ślał – śpią spo­koj­nie, ale ży­cie ich spo­koj­nem nie bę­dzie. Niech im ta za­cna, bo­go­boj­na mat­ka wy­pro­si w nie­bie sił i wy­trwa­ło­ści. Trze­ba bę­dzie o nich pa­mię­tać.

Pani Onu­fro­wa tym­cza­sem, ręce zło­żyw­szy do mo­dli­twy, po­wta­rza­ła co chwi­lę, ci­chym gło­sem "Sur­sum Cor­da". Tę­sk­no­ta za Nie­bem zwol­na du­szę jej całą ogar­nia­ła. Świat ziem­ski, kło­po­ty jego, bie­dy, cier­pie­nia, ża­ło­by, co­raz to bar­dziej z oczów tra­ci­ła i gdy oko­ło pół­no­cy za­snę­ła snem spo­koj­nym, taki ła­god­ny, opro­mie­nio­ny wy­raz osiadł na jej czo­le, że już chy­ba Anio­ło­wie z Nie­ba do snu ją usy­pia­li.II.

Nie troszcz­cież się tedy o ju­trze. Al­bo­wiem ju­trzej­szy dzień o swo­je po­trze­by tro­skać się bę­dzie. Do­syć­że ma dzień na swej nę­dzy.

Ma­te­usz 2. 7. w. 34.

Na­za­jutrz Oj­ciec Hi­la­ry od­pra­wiw­szy ra­niut­ko Mszę św. na in­ten­cyą cho­rej, po­dą­żył o ile po­zwa­lał wiek po­de­szły, do jej miesz­ka­nia. Szó­sta biła go­dzi­na na ra­tu­szo­wym ze­ga­rze, gdy do drzwi za­stu­kał. Nikt się nie ode­zwał. Nie­co tem mil­cze­niem za­nie­po­ko­jo­ny, wszedł do po­ko­ju. Dziw­nie pięk­ny a wzru­sza­ją­cy cze­kał go tam ob­raz: opro­mie­nio­na pierw­szym brza­skiem wscho­dzą­ce­go słoń­ca, pięk­na tą pięk­no­ścią jed­nej tyl­ko śmier­ci wła­ści­wą, le­ża­ła po­stać pani Onu­fro­wej. Na twa­rzy jej, na ustach jak­by lek­kim uśmie­chem roz­war­tych, na rę­kach swo­bod­nie do mo­dli­twy zło­żo­nych, tak wy­raź­nie ma­lo­wał się ów spo­kój wiecz­ny, za któ­rym du­sza jej tę­sk­ni­ła, że pa­trząc na nią, sę­dzi­wy za­kon­nik po­my­ślał nie­mal z za­zdro­ści uczu­ciem: "Szczę­śli­wa! kie­dyż i mnie się ten spo­kój do­sta­nie!" Lecz wnet inne owład­nę­ło nim wra­że­nie, gdy uj­rzał klę­czą­cą u stóp łóż­ka dzie­wecz­kę, tak ogro­mem nie­szczę­ścia przy – gnę­bio­ną, że ani słów, ani łez, ani wej­rze­nia zna­leść nie mo­gła, żeby wy­nu­rzyć co się w ser­cu jej dzia­ło. Ukląkł Oj­ciec Hi­la­ry przy zmar­łej; ci­cho, go­rą­co się mo­dlił, po­tem zwol­na, pół­gło­sem od­ma­wiać za­czął li­ta­nią za umar­łych; gdy do­szedł do wy­ra­zów "za du­sza­mi tych, któ­rych szcze­gól­nie za ży­wo­ta ko­cha­li­śmy i któ­re nas tak­że ko­cha­ły " bied­na sie­ro­ta, gło­sem prze­ry­wa­nym łka­niem, po­czę­ła od­po­wia­dać "Zmi­luj się nad nie­mi".

Skoń­czyw­szy li­ta­nią, ka­zał za­kon­nik dzie­wecz­ce wstać.

– Kie­dyż mat­ka skoń­czy­ła? – za­py­tał.

– Nie wiem Oj­cze, nie wiem – od­rze­kła dzie­wecz­ka, za­no­sząc się od wiel­kie­go pła­czu. – O go­dzi­nie 5 zbu­dził mnie dzwo­nek Wa­sze­go ko­ścio­ła; zmó­wi­łam Anioł Pań­ski, po­tem we­szłam po­ci­chu do po­ko­ju Mat­ki… za­sta­łam ją tak, jak ją wi­dzisz… umar­ła sama… nie miał jej kto oczu za­mknąć… bło­go­sła­wień­stwa nam swe­go nie dała… uści­skać ją raz jesz­cze za ży­cia, rąk jej uca­ło­wać nie mo­głam… O mój Oj­cze, mój Oj­cze! to okrop­ne… Mama tu koń­czy­ła ten swój świę­ty ży­wot… a ja tam spa­łam…

Mó­wiąc to, bied­ne dziec­ko za­ła­my­wa­ło ręce drżąc całe z wiel­kie­go bólu, któ­ry ser­ce jej prze­szy­wał.

– Okrop­ne dla cie­bie, Anu­siu, i bar­dzo, bar­dzo bo­le­sne, ale mat­ce Bóg mi­ło­sier­ny oszczę­dził wi­do­ku two­jej bo­le­ści… two­ich łez, oszczę­dził ostat­nie­go po­że­gna­nia tak roz­dzie­ra­ją­ce­go dla ser­ca ma­cie­rzyń­skie­go. Bło­go­sła­wi­ła wam z głę­bi du­szy, bło­go­sła­wień­stwo to w moje zło­ży­ła ręce, ja ci go w jej imie­niu udzie­lam.

Anu­sia upa­dła na ko­la­na, skła­da­jąc ręce.

– My­śla­ła o was bez­u­stan­nie… za was się mo­dli­ła, trosz­czy­ła o wasz los. Te­raz, Bóg ją do sie­bie po­wo­łał… tro­ski jej skoń­czy­ły się. Za­snę­ła snem spra­wie­dli­wych. Nie ża­łuj jej tego spo­ko­ju. Owszem, niech ci to bę­dzie osło­dą w nie­szczę­ściu, że ta do­bra, ko­cha­na mat­ka, któ­ra tak uciąż­li­we mia­ła ży­cie, dziś na ło­nie Boga Wszech­moc­ne­go od­bie­ra wy­na­gro­dze­nie za wszyst­ko, co z do­pusz­cze­nia Bo­że­go na zie­mi cier­pli­wie zno­si­ła. Łzy two­je i głę­bo­ki żal po­dzie­lam ser­decz­nie Anu­siu, ale wśród tych łez i tego żalu o jed­nę rzecz cie­bie pro­szę, to jest że­byś pa­mię­ta­ła, że bę­dąc cór­ką bar­dzo świą­to­bli­wej mat­ki, masz obo­wią­zek na­śla­do­wa­nia jej; bądź prze­ko­na­na, że ona nad wami z Nie­ba czu­wać bę­dzie. Idź te­raz do ko­ścio­ła na chwil­kę. Cięż­ki krzyż twój złóż u stóp krzy­ża Chry­stu­so­we­go. Tam proś o świa­tło, o siłę, o od­wa­gę.

– A dzie­ci? – od­rze­kła na to Anu­sia, ku drzwiom iz­deb­ki łza­we zwra­ca­jąc oczy. – Ja przy dzie­ciach zo­sta­nę do twe­go po­wro­tu.III.

"Prze­toż Wam po­wia­dam: wszyst­ko o co­kol­wiek mo­dląc się pro­si­cie, wierz­cie, że otrzy­ma­cie a sta­nie się Wam".

Ma­rek 7. 11. w. 24.

Gdy w go­dzi­nę póź­niej wró­ci­ła Anu­sia do domu, mo­dli­twą nie­co po­krze­pio­na, za­sta­ła Ojca Hi­la­re­go i Sio­strę Re­gi­nę, po któ­rą ten­że był po­słał, po­cie­sza­ją­cych bied­ne dzie­ci, nie­utu­lo­ne w żalu. Za­cny za­kon­nik wy­sy­ła­jąc Anu­się do ko­ścio­ła, pod­jął się był dzie­ciom po­wie­dzieć o śmier­ci mat­ki, chcąc i tak już cięż­ko przy­gnę­bio­nej dzie­wecz­ce oszczę­dzić bo­le­sne­go tego za­da­nia. Uj­rzaw­szy star­szą sio­strę, rzu­ci­ły się w jej ob­ję­cia z wiel­kim pła­czem, Anu­sia zaś tu­ląc je do łona, czu­ła, że od­tąd całe jej ży­cie ro­dzeń­stwu win­no być po­świę­co­ne.

– Oh! Anu­siu, Anu­siu, co my bez mamy po­cznie­my! – wo­ła­ła dzie­się­cio­let­nia Lu­dwi­nia. – Czyż to być może, że ona już nie żyje?…

I to mó­wiąc, rwa­ła się ku drzwiom po­ko­ju, w któ­rym zwło­ki mat­ki le­ża­ły, lecz na­głą zdję­ta trwo­gą i po­sza­no­wa­niem, drzwi tych otwo­rzyć nie śmia­ła. O czte­ry lata młod­szy od niej Jaś, nie do­brze ro­zu­miał o co cho­dzi, bo dzie­ci nie ro­zu­mie­ją ca­łej gro­zy śmier­ci. Pła­kał, bo wi­dział pła­czą­ce sio­stry, nie zda­wał so­bie wszak­że spra­wy z po­wo­du tych łez. Po chwi­li, wziąw­szy sio­strę za rękę:

– Anu­siu – za­wo­łał – pójdź­my do mamy, ona tyl­ko spi, spi dłu­go, bo cho­ra, ale my ją tak pro­sić bę­dzie­my, tak bę­dzie­my ją po rę­kach ca­ło­wać, że się obu­dzi. Zo­ba­czysz Anu­siu, jak jej po­wiem, że już za­wsze grzecz­ny będę, że przy pa­cie­rzu nie będę ła­pał much, że w ko­ście­le krę­cić się nie będę na wszyst­kie stro­ny, że dziś jesz­cze do­uczę się "Kie­dy ran­ne wsta­ją zo­rze" to mnie mama w gło­wę po­ca­łu­je i po­wie: "Do­brze, mój Ja­siecz­ku, bądź do­bry, to ci Pan Je­zus po­bło­go­sła­wi".

Ser­decz­na pro­sto­ta chłop­czy­ny roz­czu­li­ła wszyst­kich do głę­bi ser­ca. Wziął go Oj­ciec Hi­la­ry na ko­la­na, pod­czas gdy Sio­stra Re­gi­na zwol­na otwie­ra­ła drzwi od po­ko­ju zmar­łej.

– Ja­siu – rzekł za­kon­nik po­waż­nym gło­sem wska­zu­jąc ręką na po­stać pani Onu­fro­wej – mama sły­szy two­je sło­wa, sły­szy je z Nie­ba do­kąd ją Pan Bóg po­wo­łał do swo­jej chwa­ły, bo była do­bra, po­boż­na, pra­co­wi­ta, mi­ło­sier­na. Pa­mię­taj, coś ma­mie obie­cał: że bę­dziesz grzecz­ny, pil­ny w na­uce, po­słusz­ny, po­boż­ny. Od­tąd we wszyst­kiem mu­sisz słu­chać Anu­si, bo tak mama ka­za­ła. Słu­cha­jąc Anu­si, bę­dziesz słu­chał mamy. Bóg was nie opu­ści, moje dzie­ci, jeź­li wy się Boga trzy­mać bę­dzie­cie. Mat­ka nad wami czu­wa, za was się mo­dli. Póki się bę­dzie­cie sta­ra­li we wszyst­kiem słu­chać udzie­la­nych wam przez nią prze­stróg i rad; póki w ser­cach wa­szych żad­na nie po­sta­nie myśl, któ – rej­by­ście przed tą uko­cha­ną, a dziś już zmar­łą mat­ką wy­ja­wić nie mo­gli, do­pó­ty bło­go­sła­wień­stwo Boże nad wami spo­czy­wać bę­dzie. Nie­szczę­ście wa­sze jest bar­dzo wiel­kie; wiel­kie też bę­dzie mi­ło­sier­dzie Bo­skie. Sio­stra Re­gi­na obie­ca­ła, że tu przy was zo­sta­nie w tych pierw­szych cięż­kich chwi­lach. Wszak tak Sio­stro?

– Tak… jest, wie­leb­ny Oj­cze, Mat­ka Prze­ło­żo­na po­zwo­li­ła mi tu po­zo­stać aż po po­grze­bie pani Onu­fro­wej. Lu­dwi­ni i Ja­sio­wi ka­za­ła co rano na cały dzień tam do nas cho­dzić; Sio­stry się nie­mi zaj­mą i tyl­ko na noc do domu wra­cać będą. Tym spo­so­bem Anu­sia przez te pierw­sze dni nie bę­dzie po­trze­bo­wa­ła o nich się kło­po­tać, a ja jej tu we wszyst­kiem do­po­mo­gę i po­cie­szę ile będę mo­gła.

– Bóg Wam za­płać, wie­leb­ny Oj­cze, Bóg za­płać ko­cha­na Sio­stro – z roz­rzew­nie­niem rze­kła Anu­sia – to już pew­no mo­dli­twy mat­ki na­szej uko­cha­nej ta­kich nam opie­ku­nów wy­pro­si­ły.IV.

"To­bie zo­sta­wio­ny jest ubo­gi: sie­ro­cie Ty bę­dziesz po­moc­ni­kiem".

Psalm 10. w. 14.

Po po­grze­bie pani Onu­fro­wej, po upo­rząd­ko­wa­niu wszyst­kie­go w tych dwóch skrom­nych po­ko­jach, w któ­rych próż­nia po nie­od­ża­ło­wa­nej mat­ce i smu­tek o każ­dej go­dzi­nie bied­nym dzie­ciom rzew­nie czuć się da­wa­ły, Anu­sia, wsku­tek dłu­giej roz­mo­wy z Oj­cem Hi­la­rym po­sta­no­wi­ła od­ra­zu, od­waż­nie w oczy spoj­rzeć po­ło­że­niu swe­mu. Sta­ran­nie a roz­sąd­nie wy­cho­wa­na, wie­dzia­ła od­daw­na, że jej przyj­dzie kie­dyś na ży­cie za­ra­biać, ale to kie­dyś zda­wa­ło jej się do tych dni ostat­nich tak od­da­lo­ne, że rzad­ko o niem my­śla­ła. Wpraw­dzie do trzy­na­ste­go roku ży­cia Anu­si, do­kąd po­ło­że­nie pani Onu­fro­wej nie było jesz­cze zbyt trud­ne, dziew­czyn­ka nie tyle ręcz­ną ro­bo­tą, ile na­uką za­ję­ta była, a że do wszel­kiej na­uki mia­ła i ła­twość nie­zwy­kłą i za­mi­ło­wa­nie wiel­kie, nie­mal za­wsze by­wa­ła pierw­szą w kla­sie. Pie­ści­ła się my­ślą, że już w pięt­na­stym roku ostat­ni zda eg­za­min i na­ten­czas za­szczyt­nie, ale we­dle upodo­ba­nia swe­go, bę­dzie mo­gła mat­ce i ro­dzeń­stwu przyjść w po­moc. Ro­dzeń­stwa zaś wte­dy było jesz­cze pię­cio­ro w domu: dwie cór­ki i trzech sy­nów. Lecz Bóg snać nie chciał, aby Anu­sia szła tą dro­gą ży­cia, któ­rą so­bie sama była wy­bra­ła i któ­ra od­po­wia­da­ła wszyst­kim jej skłon­no­ściom. Wska­zał jej dro­gę inną, peł­ną walk, peł­ną za­sług i wy­rze­cze­nia się sie­bie sa­mej.

Na­wie­dzi­ła cięż­ka cho­ro­ba dom pani Onu­fro­wej. Tro­je dzie­ci na­raz za­pa­dło na ty­fus. Nie mi­nął ty­dzień a bied­na mat­ka dwóch star­szych sy­nów na cmen­tarz za­wio­zła, tych wła­śnie, któ­rych wiek i koń­czą­ce się wy­cho­wa­nie wska­zy­wa­ły na opie­ku­nów młod­sze­go ro­dzeń­stwa i na pod­po­rę mat­ki. Wą­tłe­go cia­ła, choć nie­zwy­kłe­go har­tu du­szy, głę­bo­ko tem nie­szczę­ściem wstrzą­śnię­ta pani Onu­fro­wa od­tąd cią­gle na zdro­wiu za­pa­da­ła. W parę mie­się­cy po stra­cie bra­ci, Anu­sia z praw­dzi­wym lecz sta­ran­nie ta­jo­nym bó­lem ser­ca, oświad­czy­ła dnia jed­ne­go mat­ce, że ma za­miar po­rzu­cić pen­syą, a wziąść się do ro­bót ręcz­nych. Zbyt jesz­cze mło­da i nie­do­świad­czo­na żeby do­brze uda­wać, to, cze­go nie czu­ła, mat­ki oszu­kać nie po­tra­fi­ła uda­ną we­so­ło­ścią. Po­zna­ła od­ra­zu pani Onu­fro­wa wiel­kość ofia­ry, któ­rą jej cór­ka zro­bić za­mie­rza­ła. Bo­la­ła nad tem, że zmu­szo­na była ofia­rę tę przy­jąć, ale jej co­dzien­nie sił uby­wa­ło; czu­ła, że na dłu­gie lata już li­czyć nie może i że obo­wiąz­kiem jej było za­pew­nić Anu­si spo­sób naj­pew­niej­szy za­ra­bia­nia na ży­cie nie­tyl­ko swo­je ale i młod­sze­go ro­dzeń­stwa.

– Wiem, Anu­siu moja – mó­wi­ła tu­ląc cór­kę do sie­bie, że mi wiel­kie ro­bisz po­świę­ce­nie po­rzu­ca­jąc na­uki, do któ­rych mia­łaś i za­mi­ło­wa­nie i ła­twość. Gdym cie­bie od­da­wa­ła na pen­syą, twój oj­ciec jesz­cze żył. Nie prze­wi­dy­wa­łam wów­czas, że nam go Bóg tak pręd­ko za­bie­rze, a z nim i naj­więk­szą część na­sze­go do­cho­du. Po­dwo­iłam sta­rań i tru­du, żeby wła­sną pra­cą za­peł­nić i za­stą­pić to, cze­go nas jego śmierć była po­zba­wi­ła. Na­tem star­ga­łam siły i gdy przy­szły nowe nie­szczę­ścia, za­sta­ły mnie z nad­we­rę­żo­nem zdro­wiem i bez od­wa­gi wo­bec tych nie­prze­wi­dzia­nych cio­sów. Lecz "Bóg dał, Bóg wziął" wy­rze­kać na Jego świę­tą wolę nie będę. Za Jego też to wolę uwa­żam, że ty sama Anu­siu przy­no­sisz mi w ofie­rze to, cze­go nie mia­łam ser­ca od cie­bie żą­dać.

– Dla Cie­bie zro­bio­na ofia­ra, ofia­rą być prze­sta­je Mat­ko dro­ga.

– Nie, dziec­ko moje, ofia­ra za­wsze po­zo­sta­je tem czem jest, ale po­nie­sio­na dla mat­ki, dla ro­dzeń­stwa młod­sze­go, szczę­ście to­bie jesz­cze na tym świe­cie przy­nie­sie. Cier­pieć bę­dziesz i wal­czyć, może na­wet pła­kać nie­raz po­rzu­ca­jąc ulu­bio­ne na­uki, tyl­ko ma­jęt­nych ro­dzi­ców dzie­ciom do­zwo­lo­ne, ale w głę­bi ser­ca twe­go taki się wy­ro­bi spo­kój, taka siła i od­wa­ga wo­bec trud­no­ści ży­cia, że gdy przyj­dą dni lep­sze i Bóg cie­bie praw­dzi­wą po­myśl­no­ścią ob­da­rzy, po­wiesz so­bie: mat­ka mia­ła słusz­ność, ofia­ra była tyl­ko dro­gą do szczę­ścia, ale dro­gą cier­ni­stą Anu­siu, i dla tego wła­śnie osią­gniesz to szczę­ście bez na­ra­że­nia du­szy two­jej, owszem, wy­pró­bu­jesz ją i udo­sko­na­lisz cier­pie­niem i pra­cą.

Od dnia tego za­czę­ła dzie­wecz­ka cho­dzić do szwacz­ki, bar­dzo za­cnej oso­by, któ­rą pani Onu­fro­wa od­daw­na zna­ła i sza­co­wa­ła. Tam, rów­nie jak na pen­syi uczy­ła się pil­nie i z wiel­ką aku­rat­no­ścią wy­peł­nia­ła po­wie­rzo­ne jej ro­bo­ty, z tą wszak­że róż­ni­cą, że tu ro – biła przez uczu­cie obo­wiąz­ku to, co na pen­syi spra­wia­ło jej przy­jem­ność. Nikt wszak­że nie spo­strzegł nig­dy ci­chej tę­sk­no­ty, któ­ra się w jej ser­cu mi­mo­wol­nie od­zy­wa­ła za ulu­bio­nym for­te­pia­nem, za zaj­mu­ją­ce­mi książ­ka­mi, za wszyst­kie­mi temi na­uka­mi, w któ­rych ce­lo­wa­ła. Dy­rek­tor­ka i za­ra­zem wła­ści­ciel­ka szwal­ni, pan­na Do­mi­cel­la, po­lu­bi­ła szcze­rze tę dziew­czyn­kę ci­chą, pra­co­wi­tą, ła­god­ną, a że Anu­sia umia­ła wszyst­kim się przy­po­do­bać, więc i z ko­le­żan­ka­mi w przy­jaź­ni żyła, od­da­jąc im małe usłu­gi gdy się po temu oko­licz­ność nada­rzy­ła. Tym spo­so­bem nie bra­ły jej dziew­czę­ta za złe wzglę­dów, któ­re pan­na Do­mi­cel­la dla niej mia­ła.

Po dwóch la­tach cią­głej lecz swo­bod­nej i nie­zbyt uciąż­li­wej pra­cy, przy­szło bied­nej Anu­si i szwal­nię opu­ścić. Pani Onu­fro­wa co­raz bar­dziej za­pa­da­jąc na zdro­wiu, czę­ściej w łóż­ku niż na no­gach dnie spę­dza­ła. Sta­ra­nia oko­ło młod­szych dzie­ci nu­ży­ły ją nie­zmier­nie. Obec­ność Anu­si sta­wa­ła się z dniem każ­dym bar­dziej w domu po­żą­da­ną. Spo­strze­gł­szy to, oświad­czy­ła pan­nie Do­mi­cel­li, z wiel­kim ża­lem tej­że i ca­łe­go za­stę­pu pa­nie­nek, że od­tąd do szwal­ni cho­dzić prze­sta­nie, po­nie­waż cho­ra mat­ka bez niej w domu obejść się nie może. Na in­ten­cyą uko­cha­nej swo­jej uczen­ni­cy, dała pan­na Do­mi­cel­la po­że­gnal­ny pod­wie­czo­rek, na któ­rym pito her­ba­tą zdro­wie Anu­si. Pa­nien­ki ja­dły mnó­stwo wy­bor­nych cia­ste­czek, tro­chę po­pła­ka­ły że­gna­jąc od­cho­dzą­cą ko­le­żan­kę, po­czem się ro­ze­szły do swych miesz­kań. Gdy ostat­nia z nich z po­ko­ju wy­szła, przy­cią­gnę­ła pan­na Do­mi­cel­la Anu­się do sie­bie.

– Nie wia­do­mo, moje dziec­ko, ja­kie cie­bie ko – leje losu cze­ka­ją. Mam na­dzie­ję, że bę­dziesz szczę­śli­wą, tak jak je­steś do­brą i miłą; ale Bóg zwy­kle naj­lep­szych na­wie­dza krzy­ża­mi. Mo­żesz za­tem i ty Anu­siu po­paść w nie­szczę­ście. Po­myśl na­ten­czas o mnie; masz we mnie przy­ja­ciół­kę szcze­rą, któ­ra ci nig­dy ani rady, ani po­mo­cy nie od­mó­wi. Pa­mię­taj o tem. Masz tu skrom­ny upo­mi­nek – i to mó­wiąc ma­leń­kie pu­deł­ko wsu­nę­ła Anu­si do ręki – niech ci przy­po­mi­na chwi­le spę­dzo­ne u mnie, a któ­re nie będą stra­co­ne­mi chwi­la­mi, wie­rzaj mi, boś się na­uczy­ła pra­co­wać, a pra­cą tą za­peł­nisz ży­cie two­je, dru­gim bę­dziesz ulgą i po­mo­cą.

Anu­sia głę­bo­ko wzru­szo­na tylą do­bro­ci, uca­ło­wa­ła ręce za­cnej ko­bie­ty i chcia­ła odejść.

– Jesz­cze chwil­kę się wstrzy­maj Anu­siu i wy­słu­chaj mnie do koń­ca. Dwa lata już pra­cu­jesz u mnie. Mia­łam ci wła­śnie po­wie­dzieć, że z roz­po­czę­ciem roku trze­cie­go, już cie­bie za uczen­ni­cę uwa­żać prze­sta­ję i że bę­dziesz mia­ła sta­łą pen­syą. Po­nie­waż cię cho­ra mat­ka do sie­bie po­wo­łu­je, trze­ba bę­dzie rze­czy in­a­czej uło­żyć, bez stra­ty dla mnie i bez krzyw­dy dla cie­bie. Od­tąd będę ci da­wa­ła ro­bo­tę do domu, pła­cąc od sztu­ki. Tym spo­so­bem przy­nie­siesz mat­ce po­cie­chę obec­no­ścią two­ją, do­po­ma­gać jej bę­dziesz w za­ję­ciach do­mo­wych, a pra­cą rąk two­ich przy­czy­nisz się do do­bro­by­tu mat­ki i ro­dzeń­stwa. Ta­kie po­czci­we ser­ce jak jest two­je, ra­do­wać się bę­dzie my­ślą, że w mło­do­cia­nym, nie­mal w dzie­cin­nym wie­ku bę­dziesz już pod­po­rą ca­łej ro­dzi­ny. To ci za­pew­ni szczę­ście w Nie­bie, a praw­do­po­dob­nie i szczę­ście na zie­mi.

I ser­decz­nie uści­skaw­szy pła­czą­cą dzie­wecz­kę, od­pro­wa­dzi­ła ją aż na scho­dy, od­kła­da­jąc roz­sta­nie do ostat­niej chwi­li.

Wró­ciw­szy do domu, opo­wie­dzia­ła Anu­sia mat­ce roz­mo­wę i po­że­gna­nie z pan­ną Do­mi­cel­lą, po­czem do­by­ła z kie­sze­ni da­ro­wa­ne pu­de­łecz­ko. Ja­kież było ich zdu­mie­nie, gdy zna­la­zły w niem trzy sztu­ki zło­ta. Anu­sia, któ­ra nig­dy zło­ta nie wi­dzia­ła, przy­pa­try­wa­ła się du­ka­tom z dzie­cin­ną ra­do­ścią, za­py­tu­jąc mat­ki, co z tem zło­tem ma zro­bić.

– Scho­waj je sta­ran­nie, moje dziec­ko; mogą przyjść na nas złe cza­sy – (w du­szy zaś mó­wi­ła: gdy mnie mię­dzy wami nie bę­dzie) – wte­dy ci się przy­da­dzą. Jeź­li zaś Bóg mi­ło­sier­ny uchro­ni nas od złej doli, to póź­niej, gdy do­ro­śniesz, pie­nią­dze te bar­dzo uży­tecz­ne ci będą.

– Czy za te trzy sztu­ki zło­ta moż­na ku­pić for­te­pian? – za­py­ta­ła Anu­sia, któ­rej na­my­śli od­ra­zu sta­nę­ły ulu­bio­ne lek­cye mu­zy­ki.

– Nie, ku­pić for­te­pia­nu za to nie moż­na, ale moż­na na­jąć ta­ko­wy na kil­ka mie­się­cy. Moż­na ku­pić ład­nych ksią­żek…

– Oh! mamo, nie mów mi o tem. Ja nic dla sie­bie, dla swo­jej przy­jem­no­ści ku­pić nie chcę. Chcę tyl­ko, żeby To­bie było le­piej, wy­god­niej, ład­niej. Tylu tu rze­czy w tych dwóch po­ko­jach bra­ku­je. Na­przy­kład…

– Ra­dzę ci nie ra­cho­wać bra­ku­ją­cych tu rze­czy – prze­rwa­ła pani Onu­fro­wa ze smut­nym uśmie­chem – bo nie trzech, ale trzy­dzie­stu sztuk zło­ta na to po­trze­ba­by. Tym­cza­sem scho­waj pie­nią­dze do szaf­ki, póź­niej o tem po­my­śli­my.

Usłu­cha­ła Anu­sia mat­ki, zło­to do szu­fla­dy za­mknę­ła, ale tyl­ko dwie sztu­ki, trze­cią zaś wsu­nę­ła nie­po­strze­że­nie do kie­sze­ni. Całą noc jej się śni­ło, że ku­po­wa­ła mnó­stwo do­brych i ład­nych rze­czy; że po­kój mat­ki ślicz­nie ume­blo­wa­ła, że sio­strę i bra­cisz­ka w nowe przy­oble­kła su­kien­ki, a gdy go­dzi­na szó­sta bić za­czę­ła i mat­ka na nią za­wo­ła­ła, że czas wsta­wać, wła­śnie wno­si­li do po­ko­ju wspa­nia­ły for­te­pian, na któ­rym le­żał cały stós naj­roz­ma­it­szych nót. Zbu­dzo­na z cza­ru­ją­ce­go ma­rze­nia, nie od­ra­zu się Anu­sia z rze­czy­wi­sto­ścią oswo­ić zdo­ła­ła i nie jed­no przy ubie­ra­niu wy­mknę­ło jej się wes­tchnie­nie. Do­pie­ro gdy so­bie przy­po­mnia­ła obec­ność jed­ne­go du­ka­ta w kie­sze­ni i ja­kie mu była wy­zna­czy­ła cel, roz­pro­mie­ni­ło się jej ob­li­cze.
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: