Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

  • promocja
  • Empik Go W empik go

Dziedzictwo ognia. Szklany tron. Tom 3 - ebook

Wydawnictwo:
Tłumacz:
Data wydania:
2 września 2015
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Dziedzictwo ognia. Szklany tron. Tom 3 - ebook

Trzecia część bestsellerowego "Szklanego Tronu"!

Celaena Sardothien przeżyła już wiele – brutalne szkolenia, niewolę, turniej o pozycję Królewskiej Obrończyni… Tym razem jednak przyjdzie się jej zmierzyć z własnymi demonami, z ciężarem jej dziedzictwa. Aby uzyskać informacje – kluczowe w wojnie z okrutnym królem Adarlanu – musi nauczyć się panować nad ogniem, który nosi w sobie. Podczas gdy codziennie ćwiczy pod czujnym okiem nieśmiertelnego Rowana, król wciela w życie kolejne z jego mrocznych planów. Jednak i na dworze  władcy zawiązują się sojusze, mające na celu zakończenie jego panowania i przywrócenie magii na kontynencie.

Celaena, nieświadoma tego, co się dzieje w Rifthold, ma jeden cel  – dostać się do legendarnego Doranelle, którym rządzi Maeve, i uzyskać  odpowiedzi na nurtujące ją pytania. Jak jej władca zdołał usunąć magię? Co zrobić, by ją przywrócić? Jednak opanowanie jej mocy to niejedyna rzecz, z którą będzie musiała się przedtem zmierzyć – król Adarlanu już o to zadbał. Czy dziewczynie uda się wyjść cało z koszmaru, jaki zgotował jej władca pozbawionego magii kontynentu? Co jeszcze planuje król? I jaki los czeka rebeliantów?

Kategoria: Fantasy
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-280-2311-6
Rozmiar pliku: 5,0 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

1.

Na bogów, w tej żałosnej imitacji królestwa jest piekielnie gorąco!” – pomyślała Celaena Sardothien. A może tak jej się tylko wydawało, ponieważ od rana leżała na skraju dachu z terakoty, osłaniając oczy ramieniem i powoli prażąc się w słońcu niczym bochenki płaskiego chleba, które miejscowa biedota układała na parapetach, gdyż nikogo nie było stać na piec z cegły.

Chleb nazywał się teggya i dziewczyna miała go dosyć. Nienawidziła smaku tego chrupkiego, czosnkowego pieczywa, którego nie mógł usunąć z podniebienia nawet kubek wody. Marzyła, aby już nigdy w życiu nie musieć go jeść.

Zapewne czuła tak, ponieważ od chwili przybycia do Wendlyn dwa tygodnie temu na nic innego nie było jej stać. Zgodnie z rozkazem Jego Królewskiej Mości Władcy Całej Ziemi króla Adarlanu dotarła do stolicy królestwa, zwanej Varese, a gdy skończyły jej się pieniądze, musiała uciekać się do kradzieży chlebków teggya i wina z wozów kupieckich. Podjęła taką decyzję po tym, jak przyjrzała się ufortyfikowanemu zamczysku, znakomicie wyszkolonym strażnikom, kobaltowym proporcom powiewającym z dumą na suchym, gorącym wietrze i uznała, że nie zabije wyznaczonych jej osób.

Od tej pory kradła teggya oraz… wino. Było to kwaśne czerwone wino pochodzące z winnic ciągnących się wzdłuż łagodnych, niewysokich wzgórz wyrastających wokół stolicy. Z początku nie mogła go przełknąć, ale obecnie bardzo jej smakowało. Tym bardziej że od dłuższego czasu i tak na niczym jej nie zależało.

Wyciągnęła rękę, szukając glinianego dzbana, który zabrała ze sobą na dach, ale jej dłoń natrafiła na pustkę. Zaklęła. Co się, u licha, stało z winem?

Świat gwałtownie przechylił się i rozbłysnął tysiącem gwiazd, gdy przewróciła się na plecy. Wysoko nad nią krążyły ptaki, utrzymujące należyty dystans od jastrzębia, który od samego rana siedział na czubku pobliskiego komina, czekając na kolejną zdobycz. Poniżej ulice targowe tętniły życiem, oślepiały kolorami i ogłuszały wrzawą. Celaena widziała ryczące osły, kupców zachwalających towary, ubrania – zarówno zamorskie, jak i dobrze jej znane, wozy toczące się z turkotem po bruku. Ale gdzie był jej…

O, tutaj. Dzban stał schowany za ciężką, czerwoną dachówką, tak by wino się nie zagrzało. Zabójczyni ustawiła go tam kilka godzin temu, gdy wspięła się na dach, aby przyjrzeć się murom zamkowym. Przynajmniej taki miała zamiar, nim uświadomiła sobie, że o wiele bardziej wolałaby zgubić się wśród cieni. Cieni, które zdążyły się już znacznie wydłużyć, od kiedy zostały wypalone przez bezlitosne słońce Wendlyn. Wszelkie ambitne zamiary szybko nikły w takiej temperaturze.

Celaena spróbowała pociągnąć z dzbana, ale uświadomiła sobie, że był pusty. I całe szczęście, bo już kręciło jej się w głowie. Potrzebowała wody i więcej teggya. Przydałoby się też coś na obolałą, rozbitą wargę i otartą kość policzkową – pamiątkę po wizycie w jednej z miejskich tawern wczoraj w nocy.

Dziewczyna z jękiem przewróciła się na brzuch i przyjrzała ulicom, znajdującym się kilkanaście metrów pod nią. Wiedziała, że są patrolowane przez straż. Rozpoznawała już żołnierzy i była opatrzona z ich uzbrojeniem. Poznała rutynę straży oraz mechanizm otwierania trzech ogromnych bram prowadzących do zamku. Wyglądało na to, że ród Ashryverów podchodził do kwestii bezpieczeństwa bardzo, bardzo poważnie. Minęło już dziesięć dni od przybycia dziewczyny do Varese. Podróżowała w pośpiechu, choć nie miała ochoty zabijać wyznaczonych jej ofiar. Miasto było przeogromne, więc Celaena uznała, że tak pospieszna podróż to najlepszy sposób na uniknięcie spotkania z urzędnikami imigracyjnymi. Wolała wymknąć się im aniżeli zostać wcieloną do tutejszego przewspaniałego systemu pracy. Poza tym po długich tygodniach spędzonych na morzu, gdzie mogła jedynie leżeć na wąskiej koi bądź z niemalże religijnym zapałem ostrzyć broń, potrzebowała jakiegoś urozmaicenia.

„Jesteś tchórzem. Tylko i wyłącznie tchórzem” – powiedziała do niej Nehemia.

Słowa te rozbrzmiewały w każdym zgrzytnięciu osełki i wlokły się za nią przez wszystkie mile morskie. Tchórz, tchórz, tchórz. Celaena poprzysięgła, że wyzwoli Eyllwe. W chwilach rozpaczy, żalu oraz wściekłości, gdy odsunęła na bok rozmyślania na temat Chaola, Kluczy Wyrda i wszystkiego, co porzuciła i straciła, zdołała ułożyć plan działania. Był on nieprawdopodobny i wręcz szalony, ale miał na celu zwrócenie wolności zniewolonemu królestwu. Dziewczyna pragnęła odnaleźć i zniszczyć Klucze Wyrda, z których pomocy skorzystał król Adarlanu, budując swe przeklęte imperium. Była gotowa poświęcić własne życie, aby zrealizować ten cel. Ona jedna przeciwko królowi. Tak to powinno wyglądać. Nikt oprócz niej nie może znaleźć się w niebezpieczeństwie, nikt nie może ucierpieć oprócz niej samej. Tylko potwór mógł zniszczyć innego potwora.

Skoro już znalazła się tutaj za sprawą Chaola, który chciał dla niej dobrze, ale popełnił błąd, przynajmniej mogła zdobyć odpowiedzi na nurtujące ją pytania. W całej Erilei żyła tylko jedna osoba tak stara jak Klucze Wyrda. Były one dziełem wojowniczej rasy demonów, która nadała tym trzem przedmiotom tak wielką moc, że ukrywano je od tysięcy lat i niemalże wymazano z ludzkiej pamięci. Osobą tą była królowa Maeve, władczyni istot Fae. Maeve wiedziała o wszystkim i nie było się czemu dziwić – stąpała po ziemi od zarania dziejów. Pierwszym elementem niemądrego, idiotycznego planu Celaeny było więc odnalezienie Maeve, zdobycie wiedzy o sposobach zniszczenia Kluczy Wyrda i powrót do Adarlanu.

Przynajmniej tyle mogła zrobić dla Nehemii i… i dla wielu innych ludzi. W niej samej ziała bowiem pustka. Pozostały jedynie popioły, czeluść i żelazna przysięga, wyryta w jej sercu, przysięga złożona przyjaciółce, która naprawdę dobrze ją znała.

Gdy statek wszedł do największego portu Wendlyn, zabójczyni z podziwem przyglądała się ostrożnym działaniom załogi. Marynarze zaczekali bowiem na bezksiężycową noc, a następnie zaprowadzili Celaenę i inne uchodźczynie z Adarlanu na galerę, która prześlizgnęła się przez tajemne wyrwy w rafie koralowej. Rafa stanowiła główny system zabezpieczeń przed inwazją legionów Adarlanu. Rozpracowanie go było jednym z celów misji Celaeny jako Królewskiej Obrończyni. Dziewczyna nie przestawała myśleć o tym, jak uchronić Chaola oraz rodzinę Nehemii przed śmiercią z ręki króla. Władca Adarlanu poprzysiągł bowiem, że uczyni to, jeśli zabójczyni nie zdobędzie tajnych planów obrony morskiej Wendlyn oraz nie zamorduje króla wraz z następcą tronu podczas dorocznego balu z okazji przesilenia letniego. Dziewczyna odepchnęła od siebie ponure myśli, gdy wraz z pozostałymi uciekinierkami dotarły na brzeg i zostały postawione przed obliczem władz portowych.

Wiele kobiet nosiło rany zarówno na ciele, jak i na duszy. Ich oczy nadal błyszczały koszmarami, które przypadły im w udziale w Adarlanie. Celaenie udało się zniknąć podczas zamieszania związanego ze schodzeniem na brzeg, ale mimo to przyczaiła się na dachu i odprowadziła wzrokiem uchodźczynie wchodzące do budynku, w którym spodziewały się otrzymać nowe domy oraz zatrudnienie. Zabójczyni wiedziała, że urzędnicy mogą je później zabrać w odludne miejsce i zrobić z nimi to, co im się żywnie podoba. Mogli je sprzedać lub w inny sposób skrzywdzić. Były tylko niechcianymi, pozbawionymi wszelkich praw uciekinierkami. Nie mogły się niczemu sprzeciwić.

Celaeną nie kierowały tylko jej własne obsesje. Nehemia na pewno zostałaby do końca, aby się przekonać, że kobietom nic się nie stało. Zabójczyni wiedziała o tym i wyruszyła w drogę do stolicy dopiero wtedy, gdy nabrała takiej pewności.

Nie miała pojęcia, jak wprowadzić w życie pierwszy etap swojego planu, więc dla zabicia czasu postanowiła poszukać sposobu na wdarcie się do zamku. Dzięki temu może przestanie myśleć o Nehemii…

Na razie szło jej nieźle. Ukrywając się w niewielkich lasach i stodołach, przemykała niczym cień przez wiejskie tereny.

Wendlyn. Kraj mitów i potworów, legend i ucieleśnionych koszmarów.

Podczas wędrówki Celaena natrafiała na gorące, kamieniste pustynie oraz gęste lasy, które w miarę jak podnosił się teren, zieleniały coraz intensywniej. Wybrzeże oraz okolice głównego portu były suche, jakby promienie słońca wypaliły tam wszelką roślinność. Bardzo się różniły od wilgotnego, zamarzniętego zimą imperium, które pozostawiła za sobą. Wendlyn bez wątpienia był krainą obfitości oraz możliwości, w której ludzie nie zagarniali dla siebie wszystkiego, na co mieli ochotę, w której nie zamykano na noc drzwi, a nieznajomych na ulicy obdarzano uśmiechem. Celaena jednakże nie dbała o to, czy ktoś się do niej uśmiechał, czy też nie. Wraz z upływem czasu przestawało jej zależeć na czymkolwiek. Determinacja, wściekłość oraz inne uczucia, z którymi opuściła Adarlan, powoli gasły, pożerane przez drążącą ją pustkę.

Po czterech dniach podróży zabójczyni ujrzała wreszcie ogromną stolicę wzniesioną u stóp wzgórz. Miała przed sobą Varese, miejsce narodzin jej matki, tętniące życiem serce królestwa. Varese było miastem czystszym od Rifthold, a klasa średnia była tu liczna i zamożna, ale nadal pozostawało taką samą stolicą jak inne, ze slumsami, ciemnymi zaułkami, dziwkami oraz hazardzistami. Odnalezienie przestępczego światka nie zabrało dziewczynie wiele czasu.

Na ulicy poniżej trzech strażników zatrzymało się na pogawędkę. Celaena oparła podbródek na dłoniach. Podobnie jak inni strażnicy mężczyźni mieli na sobie lekkie zbroje i nosili sporo broni. Jeśli wierzyć plotkom, Wendlyńczycy byli szkoleni przez Fae, aby walczyć bez litości, szybko i podstępnie. Celaena nie chciała tego sprawdzać z wielu powodów. Miejscowi wydawali się o wiele czujniejsi niż typowi strażnicy z Rifthold, mimo że nie zauważyli czyhającej nad nimi zabójczyni, ale dziewczyna wiedziała, że na razie stanowi zagrożenie wyłącznie dla siebie. Nawet prażąc się na dachach kamienic i myjąc ukradkiem w którejś z licznych miejskich fontann, nadal czuła krew Archera Finna ściekającą na jej włosy i skórę. Pomimo nigdy niemilknącej wrzawy Varese nadal słyszała jęki Archera, którego zadźgała w tunelu pod zamkiem. Pomimo upału i wypijanego wina nadal widziała przerażenie na twarzy Chaola, gdy dowiedział się o jej powiązaniach z Fae oraz ogromnej, mrocznej mocy, która mogła ją zniszczyć. Często zastanawiała się, czy kapitan rozwiązał zagadkę, którą zadała mu w dokach Rifthold. A jeśli odkrył prawdę? Cóż, nie pozwalała sobie brnąć w tego typu rozważania. Nie był to odpowiedni moment na myślenie o Chaolu, prawdzie czy jakiejkolwiek innej kwestii, która rozrywała jej duszę na strzępy.

Delikatnie dotknęła pękniętej wargi i skrzywiła się, spoglądając na strażników. Grymas ust sprawił, że zabolało ją jeszcze bardziej. Zasłużyła sobie na ten cios w bójce, którą sprowokowała zeszłej nocy. Przecież wbiła tamtemu facetowi jądra w żołądek. Nic dziwnego, że się wściekł, gdy wreszcie złapał oddech. Wściekł się? Mało powiedziane. Celaena odsunęła dłoń od ust i przez chwilę przyglądała się straży. Nie przyjmowali łapówek od kupców, nikogo nie straszyli grzywnami, nad nikim się nie znęcali jak ich koledzy z Rifthold. Każdy urzędnik czy żołnierz, którego tu widziała, wydawał się taki… dobry.

Równie dobry jak Galan Ashryver, następca tronu Wendlyn.

Rozdrażniona Celaena pokazała język strażnikom, rynkowi, jastrzębiowi na pobliskim kominie, zamkowi i mieszkającemu w nim księciu. Żałowała, że tak szybko skończyło jej się wino.

Sposób na wkradnięcie się do zamku odkryła dziesięć dni temu. Trzy dni po przybyciu do Varese. Tydzień od owego okropnego dnia, kiedy to wszystkie jej plany legły w gruzach.

Owionął ją ożywczy wiatr, niosący aromat przypraw znad straganów stojących wzdłuż sąsiedniej ulicy. Rozpoznała tymianek, gałkę muszkatołową i kminek. Wciągnęła powietrze głęboko w płuca, chcąc, by rozjaśniło jej w głowie. Z jednego z okolicznych górskich miast przypłynęło echo dzwonów, a gdzieś na placu grupa minstreli zaczęła grać wesołą melodię. Nehemii bardzo by się tu podobało.

Świat niespodziewanie zadygotał i znikł w głębi, która wyrosła w sercu dziewczyny. Nehemia nigdy nie ujrzy Wendlyn. Nigdy nie usłyszy górskich dzwonów ani nie będzie spacerować po targu przypraw. Celaenie zrobiło się ciężko na sercu.

Wydawało jej się, że ułożyła świetny plan. Spędziła wiele czasu na rozgryzaniu fortyfikacji zamkowych i wymyślaniu sposobu na dotarcie do Maeve, od której miała wydobyć prawdę o Kluczach. Wszystko układało się idealnie aż do tego przeklętego przez bogów dnia, gdy uświadomiła sobie, że straż codziennie o drugiej po południu zostawia lukę w południowym odcinku systemu obronnego. Poznała wówczas system otwierania bram i wkrótce zakradła się na dach kamienicy jakiegoś arystokraty, aby obserwować wyjazd Galana Ashryvera. Zobaczyła jego oliwkową skórę i ciemne włosy, dostrzegła nawet turkusowe oczy, identyczne jak jej, przez co na ulicach nosiła kaptur, ale krew w żyłach zmroziły jej dopiero wiwaty ludzi. Witali jego, swego księcia. Adorowali go, uwielbiali jego śmiały uśmiech i lekką zbroję błyszczącą w niekończącym się słońcu. Krzyczeli z radością, gdy wyjeżdżał na czele oddziału na północne wybrzeże, by kontynuować łamanie blokady. Łamanie blokady… Książę – wyznaczony jej cel – łamał blokadę nałożoną przez Adarlan, a ludzie wysławiali go i uwielbiali!

Przeskakując z dachu na dach, śledziła następcę tronu i jego ludzi przejeżdżających przez ulice miasta. Wystarczyłaby jedna strzała posłana między te turkusowe oczy i nigdy by już nie wstał. Niemniej jednak wiwaty stawały się coraz głośniejsze, a ludzie rzucali kwiaty, promieniejąc dumą ze swego idealnego, wspaniałego księcia…

Celaena dotarła do bram, w chwili gdy je otwierano, aby wypuścić oddział. Galan Ashryver wyjeżdżał, aby zdobywać chwałę i walczyć o dobro oraz wolność swego królestwa. Dziewczyna stała na dachu dopóty, dopóki następca tronu nie stał się jedynie plamką na horyzoncie. Potem weszła do najbliższej tawerny i wszczęła najkrwawszą bijatykę w swoim życiu. Znikła na sekundę przed pojawieniem się straży miejskiej. Chwilę później, wycierając nos w brudną od krwi koszulę i plując krwią na bruk, uznała, że nie ma zamiaru kiwnąć palcem w żadnej sprawie.

Jej plany były nic niewarte. Galan i Nehemia powiedliby świat ku wolności i wspólnie zwyciężyliby króla Adarlanu. Nehemia jednakże nie żyła, a złożona przez Celaenę przysięga, idiotyczna i żałosna, była warta tyle co błoto na ulicy. Sam Galan nie miał szans w starciu z Adarlanem, choć miał całą armadę na swe rozkazy. Skoro Nehemia nie była już w stanie powstrzymać króla, plan odnalezienia Maeve nie miał sensu.

Na szczęście zabójczyni nie natknęła się jeszcze na żadną z istot Fae i nigdzie nie spostrzegła nawet pobłysku magii. Cieszyło ją to, gdyż robiła, co w jej mocy, aby tego uniknąć. Jeszcze przed ujrzeniem Galana trzymała się z dala od straganów, na których sprzedawano wszystko, od błyskotek po eliksiry, i rynków, na których występowali uliczni artyści i handlowali rzemieślnicy. Szybko dowiedziała się, w których tawernach spotykają się czarodzieje, i omijała je szerokim łukiem. Czyniła to dlatego, że czasami, gdy znalazła się w zasięgu czyjejś mocy, budziła się w niej mrowiąca, wijąca się istota.

Minął tydzień od chwili, gdy porzuciła swój plan i przestało jej na czymkolwiek zależeć. Podejrzewała, że upłynie wiele czasu, nim uzna, że naprawdę ma dość smaku teggya, wszczynania bójek co wieczór i picia kwaśnego wina na dachach.

Miała wyschnięte gardło, a w brzuchu jej burczało. Zsunęła się z dachu powoli i ostrożnie, bynajmniej nie ze względu na czujnych strażników, ale dlatego, że kręciło jej się w głowie. Czuła, że nieźle by się poobijała, gdyby próbowała zeskoczyć. Z niechęcią spojrzała na wąską bliznę na dłoni. Była to nędzna pamiątka żałosnej przysięgi, którą złożyła nad zamarzniętym grobem Nehemii jakiś miesiąc temu, a także pamiątka wszystkich innych rzeczy, które jej nie wyszły, i osób, które zawiodła. Wciąż miała pierścień z ametystem otrzymany od Chaola. Co noc grała o niego, traciła go i odzyskiwała przed wschodem słońca. Pomimo tego, co się wydarzyło, pomimo częściowego udziału kapitana w śmierci Nehemii, pomimo przerwania tego, co było między nimi, nie potrafiła pozbyć się pamiątki. Trzykrotnie przegrała pierścień w karty, ale odzyskiwała go za każdym razem, nie przebierając w środkach. Sztylet wbity między żebra zazwyczaj okazywał się o wiele bardziej przekonujący niż tysiące słów.

Jakimś cudem Celaenie udało się zleźć na ulicę, gdzie natychmiast oślepiły ją cienie. Oparła się o chłodny, kamienny mur i czekała, aż jej wzrok przyzwyczai się, a w głowie przestanie wirować. Ależ się stoczyła… Jak długo potrwa, zanim znajdzie się na samym dnie?

Najpierw poczuła smród obcej kobiety, a dopiero potem zobaczyła jej wielkie, pożółkłe oczy i zeschnięte, rozchylone wargi.

– Won, kocmołuchu! Nie chciałabym znaleźć się w twojej skórze, jak cię jeszcze raz dorwę przed moimi drzwiami!

Celaena cofnęła się, mrugając oczami. Owe drzwi były zaledwie dziurą w ścianie, wypełnioną najrozmaitszymi odpadkami i workami z dobytkiem. Kobieta zaś okazała się zgarbioną staruszką z tłustymi włosami i zepsutymi zębami. Dziewczyna zamrugała i obraz stał się wyraźniejszy. Staruszka była rozjuszona, na wpół szalona i brudna. Zabójczyni uniosła dłonie i cofnęła się o kilka kroków.

– Przepraszam!

Kobieta splunęła. Flegma wylądowała na bruku tuż obok zakurzonych butów dziewczyny. Celaena nie miała siły, aby wzbudzić w sobie obrzydzenie lub wściekłość. Odeszłaby bez słowa, gdyby nie to, co właśnie ujrzała.

A patrzyła na swoje ubranie, brudne, poplamione i podarte. Cuchnęła straszliwie, a owa żyjąca na ulicy starucha właśnie uznała, że jest kimś takim jak ona sama, inną żebraczką walczącą o miejsce. Cóż. Czyż to nie wspaniałe? Chyba właśnie sięgnęła dna. Pewnie któregoś dnia będzie się z tego śmiać, o ile zdoła zapamiętać ten incydent. Zresztą nie mogła sobie przypomnieć, kiedy śmiała się po raz ostatni. Przynajmniej mogła teraz pocieszyć się tym, że gorzej już nie będzie.

Wtedy usłyszała jednak niski męski śmiech dobiegający z cieni za jej plecami.2.

Mężczyzna był Fae.

Po dziesięciu latach egzekucji, spaleń i prześladowań Celaena patrzyła na mężczyznę Fae idącego w jej kierunku. Fae czystej krwi. Znalazł się tak blisko, że o ucieczce nie było mowy. Żebraczka i pozostali ludzie na ulicy zamilkli. Zapadła cisza tak głęboka, że słychać było dzwony bijące w odległych górach.

Nieznajomy był wysokim, barczystym, muskularnym mężczyną, który aż emanował energią. Zatrzymał się w strumieniu światła słonecznego. Jego srebrne włosy lśniły.

Lekko spiczaste uszy i nieco przedłużone kły wystarczyłyby, aby przerazić wszystkich w uliczce, łącznie ze skamlącą teraz szaloną żebraczką. Serce Celaeny zmroził jednak tatuaż ciągnący się wzdłuż lewej strony surowej, ogorzałej od słońca twarzy. Szereg znaków można by uznać za ornament, ale dziewczyna pamiętała język Fae na tyle, by wiedzieć, że to słowa zaczynające się na wysokości skroni, które spływały w dół po szczęce oraz szyi i nikły za połą jasnego kaftana. Zabójczyni miała przeczucie, że tatuaże ciągną się po całym ciele nieznajomego, a jego strój kryje wiele sztuk broni. Sięgając po sztylet schowany pod płaszczem, pomyślała, że Fae mógłby uchodzić za przystojnego, gdyby w jego zielonych oczach nie kryła się agresja.

Nazwanie go młodzieńcem byłoby błędem. Zlekceważenie go byłoby jeszcze większą pomyłką, nawet gdyby nie nosił miecza przytroczonego do pleców i paskudnie wyglądających noży przy pasie. Poruszał się ze śmiercionośną gracją i rozglądał się, jakby właśnie wkroczył na arenę.

Rękojeść sztyletu była ciepła. Celaena przybrała odpowiednią pozycję, z zaskoczeniem łapiąc się na tym, że odczuwa lęk. Dobrze przynajmniej, że strach obudził w niej zmysły, uśpione od trzech tygodni.

Wojownik Fae szedł powoli ulicą. Jego skórzane, sięgające kolan buty nie wydawały żadnych dźwięków. Ulicznicy i żebracy cofali się w cień, umykali ku zalanym słońcem ulicom lub chowali się gdzie popadnie. Robili wszystko, by zejść mu z drogi.

Celaena od razu wiedziała, że przyszedł tu po nią. Wiedziała też, kto go przysłał.

Sięgnęła po Oko i z przerażeniem odkryła, że już go nie ma. Oddała amulet Chaolowi, gdyż był to jedyny sposób, w jaki mogła zapewnić mu ochronę. Pewnie go wyrzucił zaraz po tym, jak uzmysłowił sobie prawdę i mógł teraz bez wyrzutów sumienia ogłosić się jej wrogiem. A może powiedział o wszystkim Dorianowi.

Instynkt podszeptywał Celaenie, by wskoczyła na dach po rynnie, ale przypomniała sobie o swoim porzuconym planie. Czyżby któryś z bogów zlitował się i rzucił jej kość na zachętę? Musiała się przecież spotkać z Maeve, a miała przed sobą jednego z elity jej wojowników. Nieznajomy był gotów do walki, ale emanująca z niego silna aura wskazywała, że nie jest z tego do końca zadowolony.

Na uliczce panowała cisza jak na cmentarzu. Fae taksował ją wzrokiem. Jego nozdrza poruszały się delikatnie, jak gdyby… Jak gdyby próbował pochwycić jej zapach. Celaena przypomniała sobie ze złośliwą satysfakcją, że okropnie śmierdzi, ale po chwili doszła do wniosku, że obcemu nie zależało na zapachu jej ciała. Nie, on próbował odkryć jej właściwy zapach, wskazujący na jej ród i pochodzenie. Gdyby wypowiedział jej imię na głos przed tymi ludźmi… Cóż, Celaena nie miała wątpliwości, że Galan Ashryver pospiesznie powróciłby do domu i nakazałby strażom zachować szczególną ostrożność, a przecież nie o to jej chodziło. Tymczasem ów drań wyglądał na takiego, który chętnie by tak uczynił, choćby po to, by udowodnić, że to on panuje nad sytuacją. Dziewczyna skoncentrowała się więc, zebrała wszystkie siły i podeszła ostrożnie do niego, próbując sobie przypomnieć, jak zachowałaby się w tej sytuacji kilka miesięcy temu, zanim jej świat runął.

– Miłe spotkanie, przyjacielu – prychnęła niczym kotka.

– W istocie, miłe.

Nie zważała na szok na twarzach gapiów. Skupiła się tylko na ocenianiu możliwości przeciwnika. Trwał naprzeciwko niej nieruchomo, ze spokojem, który nosili w sobie wyłącznie nieśmiertelni. Celaena uspokoiła bicie serca i wyciszyła oddech. Wojownik zapewne słyszał jedno i drugie, a do tego umiał wyczuć wszystkie jej emocje. Nigdy w życiu nie zdołałaby go zmylić brawurą. Istotę, która chodziła po ziemi od wielu wieków, trudno było czymkolwiek zaskoczyć. O pokonaniu jej również nie miała co marzyć. Była Celaeną Sardothien, ale teraz miała naprzeciwko siebie doświadczonego wojownika Fae. Zatrzymała się więc w odległości dwóch metrów od niego. Na bogów, ależ był potężny!

– Cóż za miła niespodzianka – powiedziała głośno, by wszyscy ją usłyszeli. Kiedy po raz ostatni mówiła cokolwiek z życzliwością? Ba, nie mogła sobie przypomnieć swego ostatniego pełnego zdania. – Sądziłam, że mamy się spotkać przy bramie miasta.

Na szczęście nie ukłonił się jej. Jego surowa twarz nawet nie drgnęła. Niech sobie myśli, co chce. Była pewna, że jej wygląd całkiem go zaskoczył. Cóż, bez wątpienia wybuchł śmiechem, gdy żebraczka wzięła ją za jedną ze swoich.

– Chodźmy – rzekł.

Jego niski głos, w którym zabrzmiała nuda, odbił się echem od kamiennych ścian. Fae odwrócił się i ruszył w stronę wyjścia z uliczki. Celaena gotowa była postawić wszystkie pieniądze, że skórzane karwasze na jego przedramionach skrywały ostrza. Szykowała jakąś złośliwą ripostę, choćby po to, by wyczuć jego nastrój, ale ludzie nadal przyglądali się zajściu, Fae zaś szedł przed siebie, nie spojrzawszy na nikogo. Nie miała pojęcia, czy zrobiła na nim wrażenie, czy może czuł do niej obrzydzenie.

Wyszła w ślad za wojownikiem na zalaną słońcem ulicę i razem ruszyli przez tłum. Mężczyzna ignorował ludzi, którzy przerywali pracę i tłoczyli się dookoła, by im się przyjrzeć. Nie oglądając się na towarzyszkę, podszedł do pary zwyczajnych koni uwiązanych przy korycie przy jednym z placów. Celaenie zawsze się wydawało, że Fae wybierali szlachetniejsze rumaki. Przypuszczalnie wojownik przybył tu na innym wierzchowcu, a na miejscu nabył pośledniejsze.

Wszyscy Fae dysponowali zwierzęcą formą. Dziewczyna akurat znajdowała się w swojej, gdyż dla Fae śmiertelny człowiek był zwierzęciem w tym samym stopniu co ptaki krążące im nad głowami. Ciekawe, w co on mógł się zmienić? Uznała, że pasuje do niego wilk. Kaftan Fae spływał bowiem niczym wilcza sierść, a jego kroki były niebywale ciche. A może górski kot? W jego ruchach kryła się przecież drapieżna gracja.

Fae wskoczył na większą z klaczy, pozostawiając jej srokate zwierzę, które wydawało się bardziej zainteresowane znalezieniem czegoś do jedzenia niż dłuższą wędrówką. Przynajmniej pasowali do siebie.

Dziewczyna nie oczekiwała żadnych wyjaśnień. Wsunęła swe zawiniątko do juków i obciągnęła rękawy, by zasłaniały wąskie blizny na nadgarstkach – pamiątki po ciężkich kajdanach i pobycie w kopalni soli. Jej przeszłość nie powinna nikogo interesować. Maeve również. Im mniej o niej wiedzieli, tym mniej faktów mogli użyć przeciwko niej.

– Poznałam w życiu paru ponurych, pogrążonych w myślach wojowników, ale ty chyba przebijasz ich wszystkich.

Fae odwrócił się ku niej, a Celaena ciągnęła:

– O, jesteś tu. Fajnie. Myślę, że wiesz, z kim masz do czynienia, a więc nie będę zawracać sobie głowy przedstawianiem się, ale zanim mnie wywieziesz bogowie wiedzą dokąd, chciałabym poznać twoje imię.

Wojownik zacisnął usta i rozejrzał się po placyku. Każdy z gapiących się na nich ludzi natychmiast znalazł sobie coś do pracy. Gdy tłum się rozproszył, powiedział:

– Zauważyłaś już tyle, że bez trudu dojdziesz do tego, kim jestem.

Mówił wspólną mową z subtelnym akcentem. Gdyby Celaena była w lepszym nastroju, zapewne uznałaby, że jest miły dla ucha.

– No dobra. Ale jak mam cię nazywać? – Dziewczyna złapała łęk siodła, ale nie wskoczyła na klacz.

– Rowan.

Jego tatuaż zdawał się pochłaniać blask słońca. Był bardzo ciemny, jakby został przed chwilą wykonany.

– A więc dobrze, Rowan…

Ups, nie spodobał mu się jej ton. Fae zmrużył lekko oczy, jakby ją ostrzegał, ale dziewczyna ciągnęła:

– Czy wolno mi spytać, dokąd jedziemy?

Wciąż była pijana albo właśnie osiągnęła kolejny poziom apatii. Nikt przy zdrowych zmysłach nie zwracał się w ten sposób do Fae. Nic nie mogło jej jednak powstrzymać. Czuła, jakby bogowie, Wyrd albo nici przeznaczenia ze wszystkich sił usiłowali wepchnąć ją z powrotem na obraną przez nią wcześniej ścieżkę.

– Zabieram cię tam, gdzie zostałaś wezwana.

Jeśli w istocie miała niebawem ujrzeć Maeve i zadać jej kilka pytań, nie przejmowała się tym, w jaki sposób dostanie się do Doranelle i w czyim towarzystwie.

„Zrób to, co należy” – przykazała jej Elena.

Jak zwykle pominęła wszelkie szczegóły i nie powiedziała jej, co takiego właściwie należy zrobić po dotarciu do Wendlyn, ale podróż wydawała się ciekawszym obrotem wydarzeń od jedzenia czosnkowego chleba, picia kradzionego wina oraz uchodzenia za żebraczkę. Niewykluczone, że za trzy tygodnie wejdzie na statek i popłynie do Adarlanu z gotowym rozwiązaniem.

Takie myśli powinny dodać jej energii, ale tak się nie stało. Celaena bez słowa dosiadła konia. Nie chciało jej się mówić. Wystarczyła chwila rozmowy, aby całkiem ją zniechęcić do kolejnych. Dobrze, że Rowan również nie miał ochoty się odzywać. Wyjechali z miasta żegnani przez machających do nich żołnierzy.

Podczas jazdy wojownik nie pytał, dlaczego znalazła się w Wendlyn ani co robiła przez ostatnich dziesięć lat, odkąd świat trafił szlag. Jechał przed siebie z kapturem nasuniętym na srebrne włosy, lecz nadal na pierwszy rzut oka było widać, że nie jest człowiekiem. Był jednocześnie wcieleniem wojownika i prawa.

Jeśli w istocie był tak stary, jak sądziła, spodziewała się, że wiek jakoś odznaczy się na jego wyglądzie. Podświadomie oczekiwała, że usłyszy syk wypalającej się powoli energii nieśmiertelności. Mimo to wiedziała, iż zapewne mógłby ją zabić bez wahania i zająć się kolejnym zadaniem, wolny od wszelkich wyrzutów sumienia.

Nie poruszyło jej to tak bardzo, jak powinno.
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: