Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

  • Empik Go W empik go

Dzieje Rzeczypospolitej Polskiej. Tom 5-6 - ebook

Wydawnictwo:
Rok wydania:
2011
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Dzieje Rzeczypospolitej Polskiej. Tom 5-6 - ebook

Klasyka na e-czytnik to kolekcja lektur szkolnych, klasyki literatury polskiej, europejskiej i amerykańskiej w formatach ePub i Mobi. Również miłośnicy filozofii, historii i literatury staropolskiej znajdą w niej wiele ciekawych tytułów.

Seria zawiera utwory najbardziej znanych pisarzy literatury polskiej i światowej, począwszy od Horacego, Balzaca, Dostojewskiego i Kafki, po Kiplinga, Jeffersona czy Prousta. Nie zabraknie w niej też pozycji mniej znanych, pióra pisarzy średniowiecznych oraz twórców z epoki renesansu i baroku.

Kategoria: Klasyka
Zabezpieczenie: brak
Rozmiar pliku: 862 KB

FRAGMENT KSIĄŻKI

I

Król Pol­ski nie był wła­ści­cie­lem wszyst­kiej zie­mi, a tem mniej lu­dzi w kra­ju miesz­ka­ją­cych, lecz był tyl­ko za­wia­dow­cą i nie­ja­ko naj­star­szym i naj­wyż­szym urzęd­ni­kiem. Jego urzę­do­wa­nie trwa­ło do zgo­nu, i prze­cho­dzi­ło snad­no na syna, byle do­let­nie­go a zdat­ne­go, tak zu­peł­nie jak prze­cho­dzi­ły sta­ro­stwa, wo­je­wódz­twa. Mo­gło się też urzę­do­wa­nie dać na­cią­gnąć na zię­cia, a za­tem i cór­ka kró­la znaj­dy­wa­ła pew­ne uwzględ­nie­nie. Przy kró­le­stwie snad­niej jed­nak było utrzy­mać się po­tom­stwu, jak przy in­nym urzę­dzie, bo do spół­u­bie­ga­nia się z dzieć­mi kró­la na­le­ża­ło wie­le sprzy­ja­znych sto­sun­ków i przy­ja­ciół; w ogó­le król miał spo­sob­ność swe­mu sy­no­wi przy­go­to­wać wie­le siły i z jego in­te­re­sem zwią­zać in­te­re­sa swych przy­ja­ciół lub ich sy­nów. Zyg­munt Au­gust nie­zo­sta­wił syna ani cór­ki, ani bra­ta; nie­zo­sta­wił na­wet żad­ne­go męż­czy­zny z sobą spo­krew­nio­ne­go, po mie­czu, bo po­kre­wień­stwo Czar­to­ry­skich i in­nych knia­ziów li­tew­skich jest do­pie­ro pło­dem póź­niej­szych wy­ro­jeń, kłam­stwem pi­sa­rzy ro­do­wych i he­ral­dycz­nych, co z po­wie­trza, jako naj­głów­niej­sze­go źró­dła hi­sto­rycz­nych wia­do­mo­ści, czer­pa­li swo­je po­da­nia.

Po śmier­ci Zyg­mun­ta Au­gu­sta nie mógł nikt po­wąt­pie­wać, że Pol­ska obie­rze so­bie kró­la z temi sa­me­mi pra­wa­mi, któ­re słu­ży­ły kró­lom daw­nym, bo sko­ro każ­da gro­ma­da wiej­ska, po­mi­mo swe­go pier­wiast­ku re­pu­bli­kanc­ko-sło­wiań­skie­go, mia­ła kró­la-szlach­ci­ca, lub kró­la-księ­dza, toć nad całą gro­ma­dą szlach­ty mu­siał sta­nąć król-mo­nar­cha. Żeby na­czel­ni­ka na­ro­do­wi obrać, żeby do jego obo­ru każ­dy szlach­cic miał pra­wo na­le­żeć, było za­sa­dą praw­ną, je­że­li mniej ja­sno daw­niej, to roku 1538. naj­do­bit­niej wy­rze­czo­ną (1). O ob­ra­niu Po­la­ka lub Li­twi­na, mó­wio­no, ale wła­ści­wie ni­ko­mu ani przez gło­wę prze­cho­dzić to nie mo­gło, bo nie­daw­no Zyg­mun­to­wi Au­gu­sto­wi kie­dy się oże­nił z Ra­dzi­wił­łów­ną, szlach­ta czy­ni­ła wy­rzu­ty, że spla­mił god­ność tro­nu przez szu­ka­nie po­łą­cze­nia w krwi pod­łej to jest, w krwi tej sa­mej co pły­nę­ła w ich wła­snych ży­łach szla­chec­kich. Było to za­pa­try­wa­nie się szcze­gól­ne z po­ni­ża­niem sie­bie sa­me­go do osta­tecz­no­ści, ale po­wszech­ne w ca­łej Eu­ro­pie, więc bar­dzo ko­niecz­ne, a za­tem nie ma co prze­ciw nie­mu po­wie­dzieć.

Bez męż­czy­zny rodu kró­lew­skie­go kra­jo­we­go trze­ba było szu­kać pana krwi za­gra­nicz­nej kró­lew­skiej, i dla tego nikt ani po­wąt­pie­wać nie­mógł, że kró­lem zo­sta­nie jaki cu­dzo­zie­miec z krwi pa­nu­ją­cych. Jaw­nem to było w Pol­sce i nie­mo­gło być taj­nem po ob­cych kra­jach; stąd jak Po­la­cy psu­li so­bie gło­wę, komu za gra­ni­cą od­dać ber­ło, tak po dwo­rach mo­nar­chów cu­dzo­ziem­skich ob­my­śla­no spo­so­by, jak­by dla tego lub owe­go księ­cia zła­pać je naj­snad­niej. Zyg­munt Au­gust, po­zo­sta­wił nie­za­męż­ną sio­strę Annę. Ob­ra­no praw­da nie­gdyś Ja­dwi­gę, ale oj­ciec król Lu­dwik za ży­cia swe­go stop­nio­we­mi ukła­da­mi za­ku­pił jej ko­ro­nę u kil­ku prze­moż­nych pa­nów; Zyg­munt Au­gust ato­li – (1) Sta­tut z piąt­ku po św. Ma­cie­ju r. 1538. po­wia­da: Co­mi­tia re­gni edi­can­tur ad no­vum re­gem eli­gen­dum: fiat elec­tio re­gis li­be­ra, ita ut omnium re­gni se­na­to­rum, con­si­lia­rio­ru­mque, pra­ela­to­rum, ba­ro­num, mi­li­tum, no­bi­lium, qu­icu­nque co­mi­tia ista obie­rint, eis­gue in­ter­fu­erint con­sen­su et vo­lun­ta­te, no­vus rex eli­ga­tur et de­nun­tie­tur. Sta­tu­ra Her­bur­ta pod ar­ty­ku­łem Elec­tio re­gis.

nie­kło­po­tał się o utrzy­ma­nie na tro­nie sio­stry, ani nie był w sta­nie prze­ku­py­wać zbyt licz­nej szlach­ty, prze­to o ob­ra­niu ko­bie­ty nikt nie­my­ślał. Lubo za Zyg­mun­ta Au­gu­sta prze­szło pra­wo exe­ku­cyi, to jest, aby prze­ciw wy­raź­nym usta­wom ni­ko­mu nie było wol­no trzy­mać dóbr skar­bo­wych, cią­gnąć ko­rzy­ści z urzę­dów z sobą nie­zgod­nych, al­bo­li w inny spo­sób przez nad­uży­cie, zbi­jać ma­jąt­ków ze szko­dą do­bra po­spo­li­te­go, prze­cież i exe­ku­cya exe­kwo­wa­ną nie­by­ła. Mąż Anny za­wsze­by bar­dziej nad­uży­ciu po­bła­żał, na któ­re przez spa­ry pa­trzał Zyg­munt Au­gust, aza­tem ci, któ­rym ma­te­ry­al­nie mo­gła za­szko­dzić exe­ku­cya, by­li­by chcie­li ta­kie­go ob­ce­go księ­cia obrać, coby Annę po­jął w mał­żeń­stwo. Aleć dru­dzy ma­jąc inne in­te­re­sa na my­śli, nie­kło­po­ta­li się o Annę. Nie­po­dob­na zgo­ła było prze­wi­dzieć, komu wpad­nie Pol­ska w ręce. Tym­cza­sem w bez­kró­le­wiu roz­wią­zał się sąd prze­ciw moż­nym i szlach­cie o na­jaz­dy za­bój­stwa i inne krzyw­dy, bo tyl­ko mógł być wy­ko­ny­wa­nym przez kró­la lub pa­nów z jego ra­mie­nia wy­zna­czo­nych, al­bo­li sta­ro­stów niby to sta­łych urzęd­ni­ków, aleć za­wsze tyl­ko kró­lew­ską po­wa­gą za­sła­nia­nych. Bez kró­la sąd nie­ist­niał. Wiek zaś do wszel­kich gwał­tów był za­wsze jesz­cze nie­zmier­nie po­chop­ny. Zje­cha­li się więc do Kra­ko­wa Mie­lec­ki kasz­te­lan a Jan Fir­lej z Dą­brów­kę wo­je­wo­da i sta­ro­sta kra­kow­ski, tu­dzież wo­je­wo­do­wie san­do­mir­ski i ka­li­ski, nie­mniej kasz­te­la­ni san­do­mir­ski, raw­ski, biec­ki, ra­dom­ski, żar­now­ski, za­wi­cho­st­ski, oświę­cim­ski i mnó­stwo ry­cer­stwa ma­ło­pol­skie­go. Tam spi­sa­li so­bie za­rę­cze­nie, że prze­ciw każ­de­mu, coby cu­dze do­bra za­je­chał, wy­stą­pią wspól­nie jako prze­ciw­ko nie­przy­ja­cie­lo­wi. Da­lej ura­dzi­li, że trze­ba za­mek kra­kow­ski osa­dzić woj­skiem i za­opa­trzyć strzel­bą, pro­chem, ku­la­mi, po­dob­nież zam­ki przy­gra­nicz­ne od Wę­gier, bo się oba­wia­li, żeby dom ra­ku­ski chci­wy pa­no­wa­nia a tę­pią­cy w koło sie­bie wszel­kie na­ro­do­wo­ści dla zy­sku nie­miec­kiej, nie na­padł Pol­ski i nie­po­rwał gwał­tem ko­ro­ny. Uło­ży­li się mię­dzy sobą wzglę­dem lu­dzi zbroj­nych, a na­resz­cie kosz­tów, któ­re mia­ły każ­de­mu być po­źniej przez Rzecz­po­spo­li­tą zwró­co­ne. Nie był to zjazd sa­mych no­wo­wier­ców, ale nie masz wąt­pli­wo­ści, że na nim ich zda­nie prze­wa­ża­ło.

We Wiel­ko­pol­sce do Ło­wi­cza gdzie ba­wił pri­mas Ja­kób Uchań­ski, zje­cha­li bi­skup chełm­ski, wo­je­wo­do­wie po­znań­ski, sie­radz­ki, łę­czyc­ki, brze­ski, płoc­ki, ino­wro­cław­ski czy­li wła­dy­sław­ski, tu­dzież kasz­te­la­no­wie lędz­ki, ra­cię­ski, a na­resz­cie wie­le ry­cer­stwa. Sta­nął tam tak­że ro­dzaj związ­ku, w celu utrzy­ma­nia ładu, a ob­ró­co­ny prze­ciw na­jezd­ni­kom. Ka­za­no zo­sta­wić otwo­rem księ­gi groc­kie, aby ukła­dy i ma­ni­fe­sta stron mo­gły iść swo­im bie­giem; za­po­wie­dzia­no, że sejm bę­dzie wy­ko­ny­wał spra­wie­dli­wość jak za ży­cia kró­la, ozna­czo­no po­chód po­spo­li­te­go ru­sze­nia, gdy­by zwo­ła­nem zo­sta­ło i usta­no­wio­no sku­tecz­ne środ­ki na przy­pa­dek na­pa­du z ob­cych kra­jów. Po­dob­ny zjazd od­by­li se­na­to­ro­wie i oby­wa­te­le Rusi czer­wo­nej i Po­do­la w mie­ście Gli­nia­nach, (1) gdzie wy­rze­kli, że po­łą­cze­nie swych ziem z Pol­ską r. 1438. za­war­te po­twier­dza­ją i od Rze­czy­po­spo­li­tej nig­dy ode­rwać się nie­da­dzą.

Za­rę­cze­nia czy­li związ­ki w Ło­wi­czu, Kra­ko­wie i Gli­nia­nach przy­go­to­wa­ne wpro­wa­dzo­no we wy­ko­na­nie dla Wiel­ko­pol­ski w Kole, a dla Ma­ło­pol­ski w Wi­śli­cy na zjaz­dach licz­niej­szych. Pra­wo zwią­zek tego ro­dza­ju już wte­dy na­zy­wa­ło kap­tu­rem, któ­ry to wy­raz pier­wot­nie zna­czył ża­łob­ne ubra­nie. Biel­ski w Kro­ni­ce Pol­skiej mówi: że ten kap­tur był tyl­ko po­no­wie­niem kon­fe­de­ra­cyi, któ­rą za­wią­za­li Po­la­cy po zgo­nie kró­la Lu­dwi­ka we wto­rek po św. Ka­ta­rzy­nie r. 1382. i w ogó­le roz­pra­wia jako o rze­czy sta­rej i zwy­kłej przed elek­cya..

Na kap­tu­rze w Kole już w je­sie­ni ze­bra­nym, przy­da­no każ­de­mu sta­ro­ście do sądu czte­rech szlach­ty. Sąd ten ob­wi­nio­ne­mu o gwał­ty miał w po­zwie na­zna­czać rok czy­li ter­min dwu­nie­dziel­ny. O gar­dło do­zwo­lo­no ru­sze­nia czy­li ape­la­cji do naj­bliż­sze­go sej­mu, a exe­ku­cyą wy­ro­ku kap­tu­ro­we­go od­da­no wo­je­wo­dzie lub w jego za­stęp­stwie – (1) An­dre­ae Ma­xi­mi­lia­ni Fre­dro Ge­sto­rom Po­pu­li Po­lo­ni sub Hen­ri­co Va­le­sio. An­nus 1572.

kasz­te­la­no­wi z wła­dzą ato­li po­wtór­ne­go roz­po­zna­nia spra­wy. Wszę­dzie zaś do exe­ku­cyi wy­ro­ku, nie­tyl­ko szlach­tę ca­łe­go po­wia­tu, ale w ra­zie prze­mo­cy kil­ku wo­je­wództw we­zwać było wol­no. Są­dom tym na kap­tu­rze usta­no­wio­nym czy­li kap­tu­ro­wym, zle­co­no pod roz­po­zna­nie prze­stęp­stwa, ale tak­że spra­wy po­spiesz­ne jak o wy­ku­po­wa­nie dóbr ze za­sta­wu i wy­raź­nie oświad­czo­no, że na nich ma więk­szość gło­sów sta­no­wić, a za­tem już bez prze­wa­gi jed­ne­go naj­zna­ko­mit­sze­go ze sę­dziów, jak­to pod­ów­czas zwy­kle i pra­wie wszę­dzie w Eu­ro­pie się dzia­ło.

Ma­ło­po­la­nie gdy dla spi­sa­nia kap­tu­ra zje­cha­li się do Wi­śli­cy, w usta­no­wio­nym są­dzie kap­tu­ro­wym sta­ro­stom po­wia­to­wym nie czte­rech, lecz tyl­ko dwóch przy­da­li sę­dziów. Rok w po­zwach do sta­wie­nia się przed są­dem tak­że dwu­nie­dziel­ny wy­zna­czać ka­za­li. O spra­wach za­staw­nych nic nie wy­rze­kli, a exe­ku­cyą w ten spo­sób opi­sa­li, że do ska­za­ne­go wy­ro­kiem mia­ła zje­chać wszyst­ka szlach­ta: rzecz roz­po­znać i do­pil­no­wać, je­że­li kto słusz­nie był po­tę­pio­ny, aby gar­dło stra­cił lub inną od­niósł karę; je­że­li zaś zna­la­zła­by go nie­win­nym, to go pu­ścić mia­ła, coby dla po­wo­da i sądu oczy­wi­stym i wiel­kim sta­ło się wsty­dem. Te i inne pierw­sze zjaz­dy po śmier­ci Zyg­mun­ta od­by­wa­ne po wo­je­wódz­twach, urzą­dza­ły tyl­ko środ­ki bez­pie­czeń­stwa na czas bez­kró­le­wia, ale leż było trze­ba ra­dzie i o no­wym kró­lu.

Na d. 24. Sierp­nia niby to dla od­wie­dzin cia­ła zmar­łe­go Pana, na­je­cha­ło się do Kny­szy­na nie­ma­ło se­na­to­rów ma­ło­pol­skich i li­tew­skich, trzech zaś tyl­ko z Wiel­ko­pol­ski, a nikt od Rusi i Prus. Lubo w ma­łej licz­bie prze­cież uło­ży­li, gdzie i jak ma się od­by­wać sejm elek­cyj­ny. Na­przód ato­li szlach­ta po­znań­ska i ka­li­ska wiel­kich pa­nów nie­lu­bią­ca, a żwa­wa i do opo­ru po­chop­na, zje­cha­ła się do Śro­dy i po­czę­ła wo­łać, że sejm przez kil­ku tyl­ko moż­niej­szych na­zna­czo­ny, do­brze­by było i sza­bla­mi po­roz­pę­dzać. Je­że­li się ma tak źle wszyst­ko dziać, to naj­le­piej za­raz w Śre­dzie obrać so­bie osob­ne­go kró­la. Za uśpie­niem po­dob­nych mów, do­ka­za­li na­ko­niec roz­trop­niej­si, że po­le­co­no swym se­na­to­rom, aby z pri­ma­sem i in­ne­mi zwierzch­ni­ka­mi Rze­czy­po­spo­li­tej, we­dług prze­pi­sów praw­nych, a nie poką – tne­mi za­bie­ga­mi, jak pa­no­wie już za­czy­na­ją, rzecz uło­żo­no. Inne wo­je­wódz­twa nie­uzna­wa­ły tak­że po­wa­gi urzę­do­wej zjaz­du kny­szyń­skie­go i z tej przy­czy­ny pri­mas Ja­kób Uchań­ski zwo­łał zjazd do Kask nie­da­le­ko od War­sza­wy. Tam tedy ura­dzo­no, że na Trzy kró­le zbio­rą się wszy­scy do War­sza­wy i usta­no­wią dzień elek­cyi. Ro­ze­sła­no po­słów do Li­twy, Prus, Inf­lant, czer­wo­nej Rusi i na­pi­sa­no o tej uchwa­le na Wo­łyń i do Ki­jo­wa, wzy­wa­jąc zie­mie ko­ron­ne, aby szlach­ta zło­ży­ła sej­mi­ki na św. Łu­cyą i aby z każ­de­go wo­je­wódz­twa na sejm war­szaw­ski wzglę­dem elek­cyi ra­dzić ma­ją­cy, czy­li kon­wa­ka­cyj­ny po dwóch po­słów wy­pra­wi­ła. Z dwo­rów za­gra­nicz­nych, któ­re się za­wi­ja­ły koło schwy­ta­nia dla swych ksią­żąt ber­ła pol­skie­go, naj­pil­niej­szy był, jak snad­no zgad­nąć wie­deń­ski i wcze­śnie przy­słał w wiel­kim po­sel­stwie Ro­sen­ber­ga, a prócz tego Cy­ru­sa opa­ta ci­ster­sów wro­cław­skich, Go­stal­da mar­ki­za ne­apo­li­tań­skie­go, Mar­ci­na Ger­st­man­na dzie­ka­na ka­pi­tu­ły wro­cław­skiej i ja­kie­goś Por­ti­ku­sa. Ci czte­rej ajen­ci prze­la­ty­wa­li Pol­skę i Li­twę, uwi­ja­li się po­mię­dzy bi­sku­pa­mi, du­cho­wień­stwem, pa­na­mi ści­śle do ko­ścio­ła przy­wią­za­ny­mi, wy­no­si­li pod nie­bio­sa syna ce­sar­skie­go Er­ne­sta, a tęgo sy­pa­li zło­tem i wy­sta­wia­li ob­li­gi na sumy. Od mat­ki Ka­ró­la IX. kró­la fran­cuz­kie­go Ka­ta­rzy­ny Me­di­ci, dla jej syna Hen­ri­ka wy­ro­zu­mie­wa­li od daw­na pa­nów ma­leń­ki ka­rze­łek Po­lak ro­do­wi­ty Kras­sow­ski lu­bio­ny na dwo­rze fran­cuz­kim, tu­dzież mło­dy Fran­cuz Jan Ba­la­gni jesz­cze za ży­cia nie­bosz­czy­ka kró­la, ale już pod­czas jego cho­ro­by cięż­kiej, umyśl­nie w tym celu wy­pra­wio­ny. Gdy ten ostat­ni wró­cił do Pa­ry­ża z do­nie­sie­nia­mi, że moż­na so­bie na­bi­jać gło­wę po­myśl­nym skut­kiem, przy­sła­ny zo­stał, ma­ją­cy zna­jo­mo­ści w Pol­sce, do któ­rej już daw­niej od rzą­du fran­cuz­kie­go jeź­dził, Mon­tlue bi­skup wa­len­cy­eń­ski oj­ciec na­tu­ral­ny tego Jana Ba­la­gni. Żeby za­gra­nicz­ne wpły­wy po kra­ju się nie roz­le­wa­ły, po­wie­dzia­ne było w Ka­skach, że po­sel­stwo ce­sar­skie ma cze­kać elek­cyi w Urzę­do­wie, fran­cuz­kie zaś w Ko­ni­nie i pierw­sze­mu dano na przy­sta­wa Ada­ma Ko­nar­skie­go bi­sku­pa po­znań­skie­go, a dru­gie­mu Mi­ko­ła­ja Ma­cie­jow­skie­go wo­je­wo­dę lu­bel­skie­go, któ­rzy mie­li uwa­żać, aby ci po­sło­wie prak­tyk żad­nych nie­ro­bi­li. Po­nie­waż jed­nak nie­by­li więź­nia­mi, nikt nie mógł za­bra­niać, aby pa­no­wie sami do nich nie­zjeż­dża­li i ukła­dów nie­za­wie­ra­li. Co się zaś ty­czy ajen­tów la­ta­ją­cych, tym roz­ka­za­no kraj opu­ścić, a gdy­by się jed­nak uwi­ja­li, to ich wy­ła­pać i pod roz­po­rzą­dze­nie Rze­czy­po­spo­li­tej po­sta­wić. Uchwa­lo­no na­wet, że każ­dy pan lub szlach­cic, wy­jeż­dża­ją­cy do ob­cych kra­jów, al­bo­li z nich wra­ca­ją­cy, po­wi­nien się opo­wie­dzieć sta­ro­ście przy­gra­nicz­ne­mu. Że mia­no w bez­kró­le­wiu i tę ostroż­ność, żeby jaki mo­nar­cha za­gra­nicz­ny swo­ich zbroj­nych lu­dzi do kra­ju nie­po­wsu­wał, prze­to wzbro­nio­no do woj­ska pol­skie­go, naj­mo­wać cu­dzo­ziem­ców. Przez wzgląd na chci­wy dom ra­ku­ski, dro­gi od Wę­gier za­sie­ka­mi po­za­wa­la­no. Szlach­ta mia­ła być w po­go­to­wiu do wsia­da­nia na koń każ­dej chwi­li. Po mia­stach za­ka­za­no strze­lać, a szyn­kow­nie niby dla ża­ło­by po kró­lu, lecz wła­ści­wie dla spo­ko­ju mu­sia­no po­za­my­kać. Wo­je­wo­da i sta­ro­sta kra­kow­ski, po­opa­try­wa­li wa­row­nie Kra­ko­wa; mia­stu na­gro­ma­dzić ka­za­li su­cha­rów, soli, drze­wa, pro­chu, kul, strzel­by. Na­wet opa­ci i pro­bosz­cze mie­li po­le­co­ne; aby spo­so­bi­li wozy, ko­nie i inne za­pa­sy na woj­nę lecz mniej wo­jen­ne. Wszyst­ko to prze­ciw do­mo­wi ra­ku­skie­mu, co już zni­we­czył wol­ność cze­ską i wę­gier­ską.

Kró­lew­na Anna ba­wi­ła w Łom­ży i wy­bie­ra­ła się na miesz­ka­nie do War­sza­wy, lecz jej tego chcia­no wzbro­nić z oba­wy, aby za­gra­nicz­ni ajen­ci koło niej się nie krę­ci­li, ho biła w swo­je pra­wo dzie­dzicz­ne przy­najm­niej co do Li­twy. Karn­kow­ski bi­skup ku­jaw­ski i Jan Sie­ra­kow­ski wo­je­wo­da łę­czyc­ki, zna­ny nam z daw­niej­szych sej­mów i jako kom­mi­sarz do Gdań­ska, mie­li ją od za­mia­ru wstrzy­mać, ale Anna za­sta­wia­ła się, że w in­nych stro­nach pa­nu­je sil­nie mo­ro­wa za­ra­za, i dla tego ją ku War­sza­wie do Pia­secz­ny od­pro­wa­dzi­li.

Li­twa lubo przez swych przed­niej­szych pa­nów po­ro­zu­mia­ła się z przed­niej­sze­mi pa­na­mi pol­ski­mi w Kny­szy­nie, jed­nak­że mu­sia­ła się mar­ko­cić o utra­tę Pod­la­sia, Wo­ły­nia, księ­stwa ki­jow­skie­go czy­li Rusi ukra­in­nej, gdyż sta­ro­stwa i urzę­dy tych ziem, po­szły w za­kres roz­daw­nic­twa spły­wa­ją­ce­go w zło­tych kro­plach tyl­ko na pa­nów ko­ron­nych. Ob­ra­ża­ła się Li­twa i o to, że Inf­lan­ty wprzód z nią złą­czo­ne, do­pie­ro przez nią we­szły w skład Rze­czy­po­spo­li­tej, a prze­cież zjazd ko­ron­ny od­by­wa­ny w Ka­skach bez oglą­da­nia się na Li­twę, wprost wy­pra­wił do Inf­lant w po­sel­stwie pro­bosz­cza z Żu­ko­wa, aby swój sejm zło­ży­ły i po­słów na kon­wo­ka­cyą do War­sza­wy wy­bra­ły. Wy­glą­da­ło to zno­wu, jak­by Po­la­cy jesz­cze i ten kraj chcie­li cał­kiem do sie­bie przy­gar­nąć, lubo na sej­mie par­czow­skim i po­tem na sej­mie lu­bel­skim unii r. 1569. po­wie­dzia­no, że rów­nie z Li­twą jak z ko­ro­ną złą­czo­ny. W ko­ro­nie na od­wrót po­czy­ty­wa­no za złe wiel­kie­mu księ­stwu, że samo wy­pra­wi­ło Ha­ra­bur­dę do cara, a nie­któ­rzy je na­wet po­są­dza­li, że z nim w ja­kieś ta­jem­ne ukła­dy wzglę­dem Inf­lant wcho­dzi.

W Pru­sach szcze­gól­nie mia­sta więk­sze bu­rzy­ły się prze­ciw wpły­wo­wi pol­skie­mu i nie ob­ra­no ni­ko­go na ów zjazd kny­szyń­ski od­by­wa­ny przy cie­le zmar­łe­go kró­la.

Piotr Zbo­row­ski wo­je­wo­da san­do­mir­ski i Jan To­mic­ki kasz­te­lan gnieź­nień­ski, zo­sta­li wy­sła­ni z Kask do Mści­bo­wa na Li­twę, gdzie się na­ra­dza­no jak po­stę­po­wać w bez­kró­le­wiu. Tam tedy pa­no­wie li­tew­scy dali oświad­cze­nie ko­ron­nym, że chcą wy­trwać przy zjed­no­cze­niu, ale czy na sejm kon­wo­ka­cyj­ny do War­sza­wy wsta­wić się będą mo­gli, tego nie­wie­dzą, bo im po­trze­ba zro­bić tak wal­ny zjazd do Wil­na, jak go w ko­ro­nie zro­bio­no do Kask; że wresz­cie akt unii czy­li zjed­no­cze­nia nie mówi o żad­nej kon­wo­ka­cyi, ale od razu o elek­cyi. Do­po­mi­na­li się zwro­tu Pod­la­sia i Wo­ły­nia, a kró­lew­nej An­nie ka­za­li po­wie­dzieć, żeby so­bie gło­wy nie­na­bi­ja­ła ja­kiemś pra­wem dzie­dzic­twa, bo Li­twa jest na­ro­dem wol­nym i do ni­ko­go jako wła­sność na­le­żeć nie­my­śli. Za­rę­cza­li, że Ha­ra­bur­da nie­ma żad­nych ta­jem­nych po­le­ceń do fry­mar­cze­nia z ca­rem.

Roz­po­czę­ły się po zie­miach ko­ron­nych sej­mi­ki, na któ­rych z każ­de­go wo­je­wódz­twa wy­bie­ra­no po dwu po­słów i da­wa­no in­struk­cye wzglę­dem bez­kró­le­wia i elek­cyi. No­wo­wier­cy tu i owdzie umie­li wci­snąć za­strze­że­nie, żeby pri­mas nie za nad­to po­zwa­lał so­bie za­stę­po­wać wła­dzę kró­lew­ską.

Na sej­mi­ku w Śro­dzie skar­ży­li się Przy­jem­ski i Pierz­chliń­ski, któ­rzy mie­li do­bra nada­ne w Pru­sach, że w bez­kró­le­wiu szlach­ta pru­scy rodu nie­miec­kie­go, do­bra te za­je­cha­li i so­bie wzię­li. Obu­rzy­ło to wszyst­kich tak da­le­ce, że we­zwa­li kasz­te­la­na na­kiel­skie­go, aby użył pra­wa od­we­tu prze­ciw win­nym Pru­sa­kom, a je­że­li to nie­po­mo­że, to jak tyl­ko król zo­sta­nie ob­ra­ny, naj­mie się woj­ska, i pój­dą na­uczyć szlach­tę pru­ską jak pra­wo sza­no­wać trze­ba.II.

Na Trzy kró­le (r. 1573.) zje­chał się sejm kon­wo­ka­cyj­ny do War­sza­wy. Nie­tyl­ko mia­sto peł­ne było szlach­ty, lecz i bli­skie pola okry­ły się na­mio­ta­mi. Na­za­jutrz d. 7. Stycz­nia se­nat i koło po­sel­skie wy­słu­cha­li na­przód na­bo­żeń­stwa w ko­ście­le św. Jana, a po­tem uda­li się na po­sie­dze­nie do zam­ku, gdzie se­nat ukła­dał prze­pi­sy, ty­czą­ce się bez­pie­czeń­stwa i po­rząd­ku w mie­ście pod­czas sej­mu, a koło ry­cer­skie ob­ra­ło so­bie mów­cę czy­li mar­szał­ka, któ­ry­by roz­da­wał na po­sel­skich umo­wach glo­sy, pil­no­wał spi­sy­wa­nia czyn­no­ści, jed­nał człon­ków w nie­po­ro­zu­mie­niach. Po skoń­cze­niu tych dwóch spraw, koło ry­cer­skie za­wia­do­mi­ło se­nat przez de­pu­ta­cya, ie chce po­dzie­lać ob­ra­dy nad do­brem kra­ju i mar­sza­łek wpro­wa­dził je do se­na­tu i wy­ło­żył żą­da­nia szlach­ty.

Od Li­twy przy­by­li tyl­ko kasz­te­la­no­wie Osta­fi Woł­ło­wicz troc­ki i Pa­weł Pac wi­tep­ski, a po­wtó­rzy­li oświad­cze­nia uczy­nio­ne Zbo­row­skie­mu i To­mic­kier­nu w Mści­bo­wie, co do Pod­la­sia i Wo­ły­nia, praw kró­lew­ny Anny i po­sel­stwa Ha­ra­bur­dy do Mo­skwy. Na­pie­ra­li się, żeby ich mar­szał­ko­wie ziem­scy zo­sta­li se­na­to­ra­mi i po­mię­dzy kasz­te­la­na­mi ni­niej­sze­mi za­sia­da­li; żą­da­li zaś wy­zna­cze­nia elek­cyi na czas, w któ­rym już bę­dzie tra­wa, aby uła­twić utrzy­ma­nie koni w dro­dze i pod­czas elek­cyi.

Na sej­mie kon­wo­ka­cyj­nym nie mo­gło jesz­cze być żad­nej mowy o po­da­wa­niu się na kan­dy­da­ta do tro­nu, ale ksią­żę pru­ski chciał jed­nak­że przy­po­mnieć, że jest urzęd­ni­kiem i oby­wa­te­lem pol­skim, w któ­rym krew pa­nu­ją­cych pły­nie, a ztąd przy­słał peł­no­moc­ni­ków z oświad­cze­niem, że ma pra­wo za­sia­da­nia w se­na­cie i chce na­le­żeć tak­że do elek­cyi, tym­cza­sem, twier­dził da­lej, że jak­by zlek­ce­wa­że­nia, ani mu znać o cza­sie i miej­scu nie dano. Do­wo­dzi­li po­sło­wie, że ksią­żę ich pan odzie­dzi­czył pra­wo za­sia­da­nia jesz­cze po wiel­kim mi­strzu, a dla tego je­dy­nie na sej­my nie­zjeż­dżał, iż wy­ma­gał pierw­sze­go miej­sca po pra­wej stro­nie tro­nu, to jest pri­ma­sow­skie­go, a tyl­ko mu lewe przy­zna­wa­no; tego więc nig­dy utra­cić nie mógł. Len­nic­two nie stoi na za­wa­dzie Al­brech­to­wi Fry­de­ry­ko­wi, bo len­ni ksią­żę­ta ma­zo­wiec­cy tak­że na ra­dzie pa­nów pol­skich za­sia­da­li i z pri­ma­sem o pra­wą stro­nę wal­czy­li. Gdy­by mia­no po­wie­dzieć księ­ciu, że nie­po­wi­nien obie­rać kró­la, toby za­ra­zem wy­rze­czo­no, że ta­kie­go przy­jąć musi, jaki mu, dany bę­dzie, a w tym ra­zie zo­stał­by ksią­żę pa­nu­ją­cy na Pru­sach ni­żej po­sta­wio­nym, niż naj­mniej­szy szlach­cic pol­ski.

Pa­no­wie pol­scy z oba­wy, żeby ksią­żę pru­ski w za­mia­rze schwy­ta­nia ko­ro­ny stron­nic­twa na sej­mie so­bie nie­two­rzył, dali od­po­wiedź, że być może, iż ksią­żę pru­ski miał pra­wo za­sia­da­nia w se­na­cie, lecz już je stra­cił, a wresz­cie nie­wła­ści­wie się wy­bie­ra, że do­pie­ro kie­dy Pol­ska w bez­kró­le­wiu i za­mie­sza­niu z za­ża­le­nia­mi po­dob­ne­mi przy­cho­dzi. Pra­wo swo­je może tyl­ko przed kró­lem wy­wieśdź, ale nie przed żad­ną tym­cza­so­wą wła­dzą.

Je­rzy Sie­mio­no­wicz, a po dzia­dzie Olel­ko­wi­czem zwa­ny, wła­ści­wie zaś ów ksią­żę słuc­ki, któ­re­go mat­kę Ana­sta­zyą Mi­chał Gliń­ski usi­ło­wał zmu­sić do za­war­cia z sobą mał­żeń­stwa, chciał tak­że przy­po­mnieć, że po­cho­dzi od Wło­dzi­mi­rza wiel­kie­go i Ru­ri­ka zna­ko­mi­tych nie­gdyś pa­nu­ją­cych, że jest wła­ści­wie dzie­dzi­cem wiel­kie­go księ­stwa ki­jow­skie­go do ko­ro­ny wcie­lo­ne­go, a w du­szy my­ślał so­bie i o tro­nie pol­skim. Z tej przy­czy­ny oświad­czył, że ma po przod­kach przy­wi­lej fa­mi­lij­ny na­le­że­nia do rady kró­lew­skiej, i że wy­ko­ny­wał przy­się­gę w myśl tego przy­wi­le­ju za­twier­dzo­ne­go na­wet i przez Zyg­mun­ta Au­gu­sta; za­czem pro­si, aby mu jego sie­dze­nie po­mię­dzy se­na­to­ra­mi po­ka­za­nem było. Od­po­wie­dzia­no, że w ra­dzie li­tew­skiej za­sia­dał za­raz po bi­sku­pie wi­leń­skim, a więc i w ra­dzie ogól­nej państw zjed­no­czo­nych, za­sieść mu obok nie­go wol­no.

Od Iwo­nii ho­spo­da­ra wo­ło­skie­go, któ­ry w li­ście ode­bra­nym przez pa­nów już w Kny­szy­nie pod­czas zjaz­du w Sierp­niu, cheł­pił się, że sto ty­się­cy Tur­ków i Ta­ta­rów od Pol­ski od­wró­cił, na­de­szło nowe pi­smo do sej­mu, że Ste­fan pre­ten­det miał mu być wy­da­nym i on już o tem upew­nił ce­sa­rza tu­rec­kie­go, a tym­cza­sem Ste­fan wol­no pusz­czo­ny zno­wu woj­ska zbie­ra i o kro­kach nie­przy­ja­ciel­skich za­my­śla. Obok tego li­stu głów­ne­go był dru­gi ta­jem­ny, czy­li była tak zwa­na pod­ów­czas ce­du­ła, w któ­rej Iwo­nia oświad­czał, ie bę­dzie wier­nym boł­dow­ni­kiem ko­ro­ny jak to po­przy­siągł, lecz się spo­dzie­wa, że mu zo­sta­nie zwró­co­nem Po­ku­cie, któ­re uwa­żał za część Wo­łosz­czy­zny, a na­wet swo­ją oj­czy­zną na­zy­wał; jed­nak­że i w ra­zie nie – zwró­ce­nia za­cho­wa swą życz­li­wość dla Pol­ski. Oświad­czo­no mu, że Rzecz­po­spo­li­ta do­trzy­ma wiecz­ne­go przy­mie­rza, że o Ste­fa­nie nic daw­niej słu­chać nie­chcia­ła i nadal nie­chce, a co do Po­ku­cia słusz­nie ho­spo­dar robi, że go się cał­kiem zrze­ka. Od gra­nic po­łu­dnio­wo wschod­nich przy­szedł list cha­na prze­kop­skie­go, zło­żo­ny Mie­lec­kie­mu z radą dla Po­la­ków, żeby nie obie­ra­li so­bie na tron cara mo­skiew­skie­go ani jego syna, a wy­so­ce ce­ni­li przy­jaźń z suł­ta­nem tu­rec­kim i Ta­ta­ra­mi, któ­rzy będą oka­zy­wa­li za­wsze szcze­rą życz­li­wość, a zwłasz­cza je­że­li do­sta­ną zwy­kły upo­mi­nek pie­nięż­ny.

So­fia Ja­giel­lon­ka, żona księ­cia brun­świc­kie­go Hen­ri­ka, a sio­stra zmar­łe­go kró­la przy­sła­ła tak­że list z do­nie­sie­niem, że my­śli zje­chać do Pol­ski i po­trzeb­ne są w tym wzglę­dzie roz­po­rzą­dze­nia, a oświad­cza­jąc się z uczu­cia­mi do­brej Po­lki, ubo­le­wa­ła, że po śmier­ci bra­ta nie­cho­dzą Po­la­cy w ża­ło­bie, jak to czy­ni­li po śmier­ci jej ojca; nie­tyl­ko mniej sły­chać o smut­ku, ale kra­je za­gra­nicz­ne są na­peł­nio­ne wie­ścia­mi na­wet o pi­smach ubli­ża­ją­cych pa­mię­ci Zyg­mun­ta Au­gu­sta, co szko­dzi ca­łe­mu ro­do­wi ja­giel­loń­skie­mu, któ­ry jed­nak­że świet­ne po­ło­żył za­słu­gi i wy­rze­kać trze­ba, że żad­ne­go męz­kie­go już nie­zo­sta­wił po­tom­ka. Da­lej zaś niby w chę­ci na­po­mknie­nia o zo­sta­wie­niu przy tro­nie kró­lew­nej Anny, pro­si­ła, aby pa­no­wie nie­prze­pę­dza­li jej z miej­sca na miej­sce, bo już do­syć kło­po­tów i nie­do­stat­ku po­nio­sła, lecz żeby ją zo­sta­wi­li w War­sza­wie, gdzie z po­wo­du spo­so­bów do wy­god­niej­sze­go ży­cia, do na­bo­żeń­stwa i do utrzy­my­wa­nia się na sto­pie do­stoj­nej, wszyst­ko zna­leść moż­na. Od­po­wie­dzia­no więc księż­nie brunsz­wic­kiej, że je­ne­rał wiel­ko­pol­ski otrzy­mał po­le­ce­nie do uła­twie­nia wszyst­kie­go w cza­sie jej po­dró­ży od gra­nic pol­skich aż do War­sza­wy.

Po­sło­wie szwed­cy do­nie­śli se­na­to­wi, że się w Gdań­sku za­trzy­ma­li, gdyż ich do­szły wia­do­mo­ści, iż po­sel­stwom za­gra­nicz­nym nie­wol­no się zgła­szać, jak­kol­wiek ich król ze Zyg­mun­tem Au­gu­stem tak bli­sko spro­krew­nio­ny wca­le­by się za ob­ce­go uwa­żać nie po­trze­bo­wał.

Ce­sarz Ma­xi­mi­lian II. w li­ście swo­im wno­sił, aby z jego czte­rech ajen­tów z Pol­ski wy­pę­dzo­nych Ger­st­mann mógł po­zo­stać przy głów­nem po­sel­stwie, gdzie ma urząd se­kre­ta­rza po­ru­czo­nym. Po­seł zaś hisz­pań­ski do­nio­sł­szy o swem zje­cha­niu do Pol­ski, upra­szał, aby ra­zem z po­sel­stwem ce­sar­skiem zo­stał przy­pusz­czo­ny do po­słu­cha­nia na sej­mie już zgro­ma­dzo­nym, lecz otrzy­mał od­po­wiedź, że sej­mu elek­cyj­ne­go wraz z dru­gi­mi po­sła­mi ocze­ki­wać bę­dzie mu­siał.

Li­sty od suł­ta­na tu­rec­kie­go i jego urzęd­ni­ka we­zy­ra Mach­me­la ba­szy, żą­da­ły wy­da­nia Ste­fa­na ho­spo­da­ra, do­no­si­ły, że beg po­gra­nicz­ny z Fi­lia­ku, któ­ry po nie­przy­ja­ciel­sku po­stę­po­wał prze­ciw Pol­sce, od­da­ny pod sąd ba­szy bu­dzyń­skie­go, a na­ko­niec za­le­ca­ły obór ta­kie­go kró­la, któ­ry­by z por­tą ot­to­mań­ską przy­mie­rze od­no­wił i przy­jaźń nadal za­cho­wy­wał. Po wy­słu­cha­niu za­gra­nicz­nych wnio­sków, se­na­to­ro­wie upa­tru­jąc do­god­ną porę, że to nie­masz kró­la, chcie­li roz­ma­ite usta­wy zmie­rza­ją­ce do od­mian w kra­ju za­pro­wa­dzać, a na­tu­ral­nie pod­no­sząc ari­sto­kra­cyą ze szko­dą rów­no­ści szla­chec­kiej, lecz szlach­ta sta­ła od­daw­na przy tem, że ustaw już do­syć i wszyst­kie bar­dzo do­bre, tyl­ko brak exe­ku­cyi, to jest nic się po­dług ustaw w kra­ju nie dzie­je: każ­dy kto ma siłę jest pra­wo­daw­cą dla słab­sze­go, i pa­no­wie drą i łu­pią tyl­ko Rzecz­po­spo­li­tą to jest szlach­tę, bo te dwa wy­ra­zy za je­den i ten sam uwa­żać od daw­na już byli na­wy­kli. No­wo­wier­cy za­czę­li ro­bić róż­ni­cę), że ar­cy­bi­skup gnieź­nień­ski jest pri­ma­sem du­cho­wień­stwa, ale nie pri­ma­sem kró­le­stwa. Gdy­by mu na to po­zwo­lić mia­no, toby się uwa­żał i za bez­kró­la, a w bez­kró­le­wiu sam je­den zro­bił­by tego kró­lem, coby mu naj­wię­cej ule­gło­ści za­po­wia­dał. Ho­siu­sza nie­by­ło w kra­ju: ba­wił w Rzy­mie dla da­wa­nia w imie­niu pa­piez­kiem ob­ja­śnień wszyst­kim bi­sku­pom świa­ta ka­to­lic­kie­go co do wąt­pli­wo­ści, któ­re się po­ka­zy­wa­ły w uchwa­łach zbo­ru tri­denc­kie­go; jego miej­sce, jako na­czel­nik ka­to­lic­kie­go stron­nic­twa w Pol­sce zaj­mo­wał Karn­kow­ski. Ar­cy­bi­skup nie­daw­no czło­wiek wpraw­dzie mniej re­li­gij­ny, lecz po­li­tyk i Po­lak du­szą i cia­łem, ato­li na­ko­niec wie­kiem przy­ci­śnię­ty prze­stał się już o wszyst­ko trosz­czyć, ule­gał dru­gim młod­szym, a wpływ so­bie jed­nać umie­ją­cym i pra­wie tyl­ko zmu­szo­ny przez Karn­kow­skie­go, od­pie­rał za­rzu­ty prze­ciw­ni­ków twier­dze­niem, że się wca­le nie­do­ma­ga wła­dzy kró­lew­skiej, któ­ra wresz­cie u Po­la­ków nig­dy nie­by­ła sro­gą i po­tęż­ną. Ma on jed­nak­że pierw­szą god­ność po kró­lu pol­skim, jak ją ma ar­cy­bi­skup to­ler­lań­ski po hisz­pań­skim, kan­ta­ry­en­ski po an­giel­skim, stri­goń­ski po wę­gier­skim, upsal­ski po szwedz­kim. Już Ka­zi­mirz wiel­ki ar­cy­bi­sku­pa gnieź­nień­skie­go zwał pierw­szym księ­ciem: oczy­wi­ście nie jako naj­zna­ko­mit­sze­go po­mię­dzy sa­mem du­cho­wień­stwem, ale jako pana pierw­sze­go w na­ro­dzie. Wia­do­mo tak­że, iż ar­cy­bi­skup gnieź­nień­ski za­wsze w se­na­cie utrzy­mał się przy pierw­szeń­stwie, na­wet w spo­rze z ksią­żę­ta­mi len­ne­mi. No­szą też mar­szał­ko­wie przed ar­cy­bi­sku­pem la­skę i do­pie­ro gdy mar­sza­łek ko­ron­ny lub dwor­ski uka­za­niem się swo­jem za­po­wia­da nad­cho­dze­nie kró­la, spusz­cza­ją ją na dół. Je­że­li kró­lew­skich mar­szał­ków nie­masz, choć­by i król się uka­zał mar­sza­łek pri­ma­sow­ski la­ski spusz­czać nie­po­trze­bu­je. Ar­cy­bi­skup gnieź­nień­ski może u każ­de­go sta­nu swe spra­wy uła­twiać przez peł­no­moc­ni­ka za­wie­rzy­tel­nio­ne­go. Kto­by w obec­no­ści jego sło­wo nie­przy­zwo­ite wy­mó­wił, ten we­dług sta­tu­tu wi­ślic­kie­go winę pięt­na­dzie­stą pła­ci, a kto­by bro­ni do­był sie­dem­dzie­siąt skła­da. Je­że­li król się prze­ciw komu na­mięt­no­ścią unie­sie i do unie­wi­nie­nia się są­dow­ne­go do­pu­ścić go nie­chce, to od­wiecz­ne pra­wa do­zwa­la­ją ar­cy­bi­sku­po­wi ta­kie­go za­opa­trzyć w glejt do bez­piecz­ne­go wy­jaz­du za gra­ni­cę. Snad­no do­wieźdź, że w pew­nych przy­pad­kach wol­no ar­cy­bi­sku­po­wi na­wet prze­ciw woli kró­lew­skiej sejm zwo –

ły­wać. To zaś rze­czą po­mię­dzy wszyst­kie­mi naj­waż­niej­szą, że ma w ręku pra­wo ko­ro­no­wa­nia kró­la. Sko­ro ar­cy­bi­skup ko­ro­nu­je, toć musi mu być wol­no i na elek­cyi za­sia­dać, boby mógł na­wet nie­wie­dzieć, kto kró­lem ob­ra­ny, a sko­ro za­sia­da, toć na niej naj­wię­cej zna­czy, bo jest pierw­szym po­mię­dzy za­sia­da­ją­ce­mu

Nie u wszyst­kich jed­nak­że obro­na po­mo­gła ar­cy­bi­sku­po­wi, gdyż pew­na licz­ba po­słów, a zwłasz­cza no­wo­wier­ców pro­te­sto­wa­ła prze­ciw jego wła­dzy kró­lew­skiej w bez­kró­le­wiu i dla urzę­do­we­go po­świad­cze­nia swą pro­te­sta­cyą do ksiąg groc­kich war­szaw­skich za­pi­sać ka­za­ła. Lubo sta­tut z r. 1538. bar­dzo ja­sno mó­wił, że nie­tyl­ko se­na­to­ro­wie, ale każ­dy szlach­cic, co zje­dzie na elek­cya bę­dzie kró­la obie­rał, prze­cież chcie­li nie­któ­rzy, żeby tyl­ko sejm to jest se­na­to­ro­wie z po­sła­mi mie­li w tym udział. Na ta­kiej dro­dze mógł się wy­bór od­by­wać po­rząd­niej; ze wszyst­ką ato­li szlach­tą był bar­dziej na­ro­do­wym, wię­cej mógł upew­niać po­słu­szeń­stwa, a za­tem i sił Rze­czy­po­spo­li­tej. Jan Za­moy­ski po­seł beł­ski, czło­wiek głę­bo­ko uczo­ny, wy­mow­ny i uta­len­to­wa­ny, du­chem re­pu­bli­kanc­kim ze sta­ro­żyt­nych pi­sa­rzy na­po­jo­ny, z rzą­da­mi ów­cze­snych rze­czy­po­spo­li­tych wło­skich obe­zna­ny, prze­mó­wił za pra­wem obo­ru wszyst­kiej szlach­ty, co zga­dza­ło się z daw­niej­szem pra­wem, du­chem cza­su i ro­zu­mem, a ztąd snad­no zy­ska­ło zu­peł­ną prze­wa­gę. Przy­stą­pio­no do ozna­cza­nia miej­sca. Stron­nic­two ka­to­lic­kie było za War­sza­wą, bo Ma­zow­sze ze wszyst­kich ziem pol­skich naj­mniej tar­ga­ło się na ko­ściół i pa­pie­ża, a li­czy­ło wie­le drob­nej szlach­ty, któ­rej na elek­cyą bli­ską moż­na było i czter­dzie­ści ty­się­cy zwa­bić. Zna­li się jed­nak­że na­tem i no­wo­wier­cy, a za ich wpły­wem szlach­ta po sej­mi­kach nie­chcia­ła przy­jąć War­sza­wy. Li­twa zaś ob­sta­wa­ła za Par­czo­wem jako mia­stem bliż­szem.

Naj­waż­niej­szym ato­li wy­pad­kiem sej­mu kon­wo­ku­cyj­ne­go było przez no­wo­wier­ców prze­pro­wa­dzo­ne ni­by­to po­no­wie­nie kap­tu­ra, któ­re na­zwa­no kon­fe­de­ra­cyą je­ne­ral­ną war­szaw­ską. Kon­fe­de­ra­cya ta upew­nia­ła, że król ob­ra­ny ma wy­raź­nie za­przy­siądz, iż żad­nej nie­bę­dzie czy­nił po­mię­dzy ludź­mi róż­ni­cy z po­wo­du wia­ry i wszy­scy oby­wa­te­le bez wzglę­du na tę róż­ni­cę, czy­li we­dług wtrą­co­nych słów ła­ciń­skich dis – si­den­tes in re­li­gio­ne wy­stą­pią prze­ciw wszel­kie­mu prze­śla­do­wa­niu re­li­gij­ne­mu, choć­by na­wet pod ty­tu­łem kary przez sąd jaki za­wy­ro­ko­wa­nem było (1). Za­rę­cza­ją to zaś so­bie nie na ża­den pe­wien okres, lecz na po­tom­ne i wiecz­ne cza­sy.

Kon­fe­de­ra­cya ta ni­we­czy­ła cał­kiem sądy du­chow­ne w spra­wach ty­czą­cych się he­re­zyi, nowe sek­ty pod wzglę­dem po­li­tycz­nym sta­wia­ła po­rów­no z ko­ścio­łem ka­to­lic­kim. Sła­wio­no tę kon­fe­de­ra­cyą pod nie­bio­sa jako hi­sto­rycz­ny do­wód to­le­ran­cyi na­ro­du pol­skie­go, lecz w niej jest myśl nie­rów­nie god­niej­sza uwiel­bie­nia ta, że głów­nie odłą­cza­niem po­li­ty­ki od ko­ścio­ła za­wię­zu­je się bra­ter­stwo, któ­re samo tyl­ko może kłaść tamę krwi roz­le­wom, a re­li­gią jako spra­wę bo­ską wzno­si do sfe­ry du­cha nad po­ziom ma­te­ry­al­ne­go in­te­re­su i wła­śnie zo­sta­wia ją przy naj­pro­mie­nist­szej świę­to­ści.

Ze sej­mu wszyst­kie spra­wy po­szły pod roz­po­zna­nie sej­mi­ków. Błąd to był niby w sys­te­ma­cie ob­ra­do­wa­nia i krok zdro­we­mu ro­zu­mo­wi prze­ciw­ny, bo jak­że szlach­ta jed­nej zie­mi, ze swe­mi wi­do­ka­mi po­wia­to­we­mi mo­gła re­pre­zen­to­wać in­te­re­sa tylu roz­ma­itych wiel­kich kra­jów re­li­gia­mi, ję­zy­ka­mi, pra­wa­mi, oby­cza­ja­mi, hi­sto­ryą mię­dzy sobą róż­nych, – (1)…. a in­a­czej na żad­ne­go Pana nie­po­zwa­lać jed­no z ta­ko­wą pew­ną, a mia­no­wi­tą umo­wą: iż na pra­wa wszyst­kie, Przy­wi­le­je i Wol­no­ści na­sze któ­re są, i któ­re mu po­da­my post Elec­tio­nem po­przy­siądz ma, a mia­no­wi­cie to po­przy­siądz, po­kój po­spo­li­ty mię­dzy ro­ze­rwa­ne­mi i róż­ny­mi ludź­mi w wie­rze i na­bo­żeń­stwie za­cho­wy­wać i t… d.

A iż w Rze­czy­po­spo­li­tej na­szej jest dis­si­dium nie­ma­łe in cau­sa Re­li­gio­nis Chri­stia­nae: za­bie­ga­jąc temu, aby się z tej przy­czy­ny mię­dzy ludź­mi se­di­cya jaka szko­dli­wa nie­wsz­czę­ła, któ­rą po in­szych kró­le­stwach ja­śnie wi­dzi­my, obie­cu­je­my te so­bie spól­nie pro no­bis et suc­ces­so­ri­bus no­stris in per­pe­tu­um sub vin­cu­lo ju­ra­men­łi, fide, ho­no­re et con­scien­tiis no­stris, iż któ­rzy, je­ste­śmy dis­si­dent… es in re­li­gio­ne po­kój mię­dzy sobą za­cho­wać, a dla róż­nej wia­ry i od­mia­ny w Ko­ście­lech, krwie nie­prze­le­wać, ani się po­eno­wać con­fi­se­atio­ne ho­no­rum, po­czci­wo­ścią, car­ce­ri­bus et exi­lio, i zwierzch­no­ści żad­nej ani urzę­do­wi do ta­kie­go pro­gres­su żad­nym spo­so­bem nie­po­ma­gać i owszem, gdzie­by ją kto prze­le­wać chciał, ex ista cau­sa za­sta­wiać się o to wszy­scy bę­dziem po­win­ni, choć­by tez za pre­te­stem de­kre­tu, abo za po­stęp­kiem są­do­wym, kto to czy­nić chciał. Con­fe­de­ra­tio ge­ne­ra­lis Var­so­viae 18. Ja­nu­arii 1573. W Zbio­rach praw.

a w jed­ną Rzecz­po­spo­li­tą pol­ską nie­cał­ko­wi­cie zla­nych, lecz tyl­ko zjed­no­czo­nych. Aleć nie­mo­gło stać się in­a­czej, bo spo­sób sej­mo­wa­nia był jesz­cze nie­wy­ro­bio­ny, do­pie­ro się z pącz­ka wy­wi­jał; wła­dzą pra­wo­daw­czą wła­ści­wie tyl­ko był se­nat z kró­lem: po­sło­wie zaś ze swo­im mów­cą, czy­li mar­szał­kiem byli tyl­ko ko­łem, co czy­ni­ło przed­sta­wie­nia, od­po­wia­da­ło na za­py­ta­nia kró­la i se­na­tu, że ten lub ów wnio­sek do pra­wa, może być roz­trzą­sa­ny i nie jest prze­ciw­ny in­te­re­so­wi szlach­ty, albo też, że po­nie­cha­ny być musi, boby wszy­scy prze­ciw nie­mu wy­stą­pi­li, choć­by im zgi­nąć przy­szło. Tym­cza­sem król i se­nat czę­sto tak okrę­ci­li wnio­sek, że pra­wo z nie­go szko­dzi­ło szlach­cie, więc ro­spo­czy­na­ły się cha­ła­sy i huki po sej­mi­kach.

Sej­mik wo­je­wództw wiel­ko­pol­skich od­by­wa­ny w Śro­dzie, a da­ją­cy zwy­kle takt ów­cze­snym in­nym sej­mi­kom po­przyj­mo­wał uchwa­ły, że na elek­cyą wol­no każ­de­mu je­chać zbroj­no i z pocz­tem łu­dzi we­dług upodo­ba­nia byle tyl­ko na pole elek­cyj­ne sta­wał bez­bron­nie; od sej­mu na­przód mają być uło­żo­ne prze­pi­sy elek­cyi, a po­tem mają być wy­słu­cha­ni po­sło­wie cu­dzo­ziem­scy i na­tych­miast od­da­le­ni dla unik­nie­nia fry­mar­czeń o ko­ro­nę. Da­lej ma się rug to jest śledz­two otwo­rzyć, wzglę­dem po­peł­nio­nych prze­stępstw, a mia­no­wi­cie o roz­kra­dze­nie przez ko­chan­ki kró­lew­skie i dwo­rzan pie­nię­dzy i rze­czy po zmar­łym kró­lu. Za­le­co­no na­stęp­nie aby po­spo­li­te ru­sze­nie, gdzie bę­dzie po­trze­ba zo­sta­ło zwo­ła­nem. Tym­cza­so­wo dla bez­pie­czeń­stwa w swo­ich zie­miach ka­za­no po dwa­dzie­ścia zło­tych na ko­pią ćwierć­rocz­nie przy­po­wie­dzieć, to jest na­jąć jezd­nych sześć­set, a sto pięć­dzie­siąt na rotę; rot­mi­strza­mi zaś za­mia­no­wa­no głów­nie do­wo­dzić ma­ją­ce­go je­ne­ra­ła wiel­ko­pol­skie­go Ja­kó­ba Ostro­ro­ga oraz Krzy­sto­fa Zbo­row­skie­go sta­ro­stę na­kiel­skie­go, Sta­ni­sła­wa Przy­jem­skie­go i Ste­fa­na Gru­dziń­skie­go no­wo­wior­ców.

W ma­łej Pol­sce na­przód Kra­ko­wia­cy kło­po­cąc się tak­że tyl­ko o sie­bie a nie o ogół kra­ju, ani na­wet o san­do­mir­skie i Ruś czer­wo­ną, któ­re jed­nę pro­win­cyą z nimi sta­no­wi­ły, zje­cha­li się do Pro­szo­wic; bra­li tak­że mię­dzy nimi górę no­wo­wier­cy któ­rych już dis­si­den­ta­mi zwa­no. Jan Fir­lej z Dą­bro­wi­ce wo­je­wo­da kra­kow­ski i mar­sza­łek ko­ron­ny głów­nie rej wo­dził. Dla po­rząd­ku ob­ra­no so­bie na mar­szał­ka sej­mi­ku Mi­ko­ła­ja Ole­śnic­kie­go, któ­ry po­słom ka­zał zdać spra­wę z tego, co się sta­ło na sej­mie kon­wo­ka­cyj­nym. Fir­lej utrzy­my­wał, że to rzecz nie­po­trzeb­na, lecz po­sło­wie chęt­nie czy­ni­li za­do­syć we­zwa­niu. I tu mamy po­czą­tek sej­mi­ków po­sej­mo­wych czy­li re­la­cyj­nych. Chwa­lo­no się tedy, że w sej­mie na nic nie­po­zwa­la­no, co od zie­mi kra­kow­skiej po­le­co­nem nie­by­ło.

Smut­na za­słu­ga! bo się opie­ra­ła na sta­wia­niu wy­żej do­bra jed­ne­go wo­je­wódz­twa, niż dru­gich trzy­dzie­stu i kil­ku Rzecz­po­spo­li­tą sta­no­wią­cych, ale zgod­na z po­trze­bą cza­su, gdzie każ­dy zwierzch­nik dą­żył tyl­ko ku ucie­mię­ża­niu pod­wład­nych na ko­rzyść ca­łej kla­sy skła­da­ją­cej zwierzch­ność. Uskar­ża­li się też po­sło­wie, że o pro­te­sta­cyą, któ­rą prze­ciw wła­dzy pri­ma­sa ka­za­li za­pi­sać do akt grodz­kich war­szaw­skich, fu­ka­ni byli. Po­wsta­li dis­si­den­ci ze za­py­ta­niem, kto to był taki co fu­kać miał śmia­łość? ba­cząc ato­li dru­dzy, że się nie na do­bre rze­czy zbie­ra, za­tar­li to wto­cze­niem pod roz­strzą­sa­nie in­ne­go przed­mio­tu. Uło­żo­ny na kon­wo­ka­cyi za­rząd tym­cza­so­wy spraw pu­blicz­nych i po­rzą­dek elek­cyj­ny nie­po­do­ba­ły się wca­le Kra­ko­wia­kom. Po­wie­dzia­no, że nowy po­bór po­dat­ku nie po­trzeb­ny: do­syć moż­na mieć pie­nię­dzy z lup, ceł i dzier­żaw kró­lew­skich, a pa­no­wie wy­uczy­li się na szlach­tę jak na osły wa­lić wszel­kie cię­ża­ry; ra­dzi że się roz­pie­ra­ją po do­brach kró­lew­skich. Wła­śnie ci naj­gor­si w ra­dzie, co naj­wię­cej ło­wią. Gdy zaś miesz­cza­nie kra­kow­scy do­pra­sza­li się, żeby im po­bór od­stą­pio­no na za­ku­pie­nie strzel­by, wte­dy szlach­ta kra­kow­ska uci­chła za­raz z nie­na­wi­ścią prze­ciw po­bo­ro­wi i mó­wi­ła, że nie­masz pie­nię­dzy w skar­bie, a gdy i ka­pi­tu­ła kra­kow­ska chcia­ła się od opła­ty usu­nąć, po­wie­dzia­no jej, że tego czy­nić nie­mo­że, bo bi­skup już się do po­dat­ku za­bo­wią­zał w War­sza­wie. Da­lej uchwa­lo­no, że rug na sej­mie ko­niecz­nie po­trzeb­ny, bo to rzecz szka­rad­na, iż po nie­bosz­czy­ku Panu tak wszyst­ko roz­kra­dzio­no. Nie­po­do­ba­la się wie­lu szlach­cie i kon­fe­de­ra­cya dis­si­denc­ka, któ­rą we­dług zda­nia więk­szo­ści sej­mi­ko­wej do­pie­ro na elek­cyi za­wią­zać na­le­ża­ło. Są­dzi­li że przy­stoi ry­ce­rzo­wi zbroj­no na elek­cyą je­chać, ale żeby się do dru­giej bra­ci z ca­łej Rze­czy­po­spo­li­tej za­sto­so­wać, a dla tego sta­ną wcze­śniej nie­co w Tar­czy­nie, po­we­zmą ję­zy­ka i je­śli wy­pad­nie, będą mo­gli zbro­je i lu­dzi do domu ode­słać. Przy­słu­chi­wa­li się ob­ra­dom ma­ło­pol­skim oby­wa­te­le sie­radz­cy żeby wie­dzieć, co tak­że u sie­bie ro­bić.

Sej­mik san­do­mir­ski wy­stą­pił cał­kiem po­wol­nie. Co uchwa­lo­no przez ogół Rze­czy­po­spo­li­tej na kon­wo­ka­cyi w War­sza­wie, to wszyst­ko utrzy­ma­no w mocy. Po­wie­dzia­no, że na elek­cyą każ­dy je­chać może i zbroj­no, a kto nie­ma ocho­ty po­wi­nien się ru­szyć na strze­że­nie gra­nic od Szlą­ska i kra­jów pod­gór­skich (przy­kar­pac­kich) od Wę­gier.

Owoż tedy kie­dy szlach­ta ba­wi­ła się sej­mi­ka­mi po­sło­wie za­gra­nicz­ni pra­co­wa­li z pa­na­mi koło ko­ro­ny. Kar­dy­nał i le­gat Com­men­do­ni, któ­ry już od­jeż­dżał do Wied­nia, na­wró­cił z Tyń­ca w sku­tek śmier­ci Zyg­mun­ta Au­gu­sta. Fir­lej i dis­si­den­ci ka­za­li mu jed­nak po­mi­nąć Kra­ków i ura­dzi­li, aby dla po­zby­cia się jego, strzedz wszyst­kich cu­dzo­ziem­ców. Miał on roz­kaz od pa­pie­ża ca­łe­mi si­ła­mi wspie­rać dom ra­ku­ski, aby go przez pa­no­wa­nie nad Pol­ską wzmoc­nić i uspo­so­bić do wy­gna­nia Tur­ków przy­najm­niej z Wę­gier, któ­rych ich jesz­cze po­ło­wę z mia­stem Bu­dzy­niem trzy­ma­li. Utwier­dze­nie praw ko­ścio­ła w Pol­sce prze­ciw dis­si­den­tom za po­mo­cą bar­dzo ka­to­lic­kie­go domu au­stry­ac­kie­go mia­ła tak­że sto­li­ca apo­stol­ska na oku. Com­men­do­nie­go usi­ło­wa­nia wspie­ra­li Karn­kow­ski i więk­szość bi­sku­pów. Umó­wi­li oni że przy­szły pan musi za­rę­czyć, iż się nie bę­dzie mię­szał do osa­dza­nia ka­tedr bi­sku­pich, ale zo­sta­wi wol­ny wy­bór ka­pi­tu­łom. Po wpły­wie bi­sku­pów mia­ły już tak­że nie­po­śled­nią wagę za­bie­gi Je­zu­itów, a zwłasz­cza w Li­twie; wcią­ga­li oni co dzień wię­cej pa­nów świec­kich do stron­nic­twa ka­to­lic­kie­go, do któ­re­go na­le­że­li Ol­brycht Ła­ski wo­je­wo­da sie­radz­ki ser­decz­ny przy­ja­ciel Karn­kow­skie­go nie­mniej Mi­ko­łaj Krzy­stof Ra­dzi­wiłł zwa­ny Sie­rot­ką (1), syn owe­go za­go­rza­łe­go wy­znaw­cy i apo­sto­ła na­przód za­sad szwaj­car­skich a po­tem – (1) Na­zwi­sko to zjed­nał so­bie w dzie­ciń­stwie dla tego, że go Zyg­munt An­gust za­stał raz sa­me­go i pła­czą­ce­go na po­ko­jach, a uli­to­wał się nad nim sło­wa­mi: "mój ty sie­rot­ko".

ary­ań­skich wo­je­wo­dy wi­leń­skie­go i Jan Chod­kie­wicz gu­ber­na­tor Inf­lant oba­dwa naj­zna­ko­mit­si pa­no­wie Li­twy, co wró­ci­li na łono ko­ścio­ła ka­to­lic­kie­go. Com­men­do­ni zło­wił na stro­nę ce­sar­ską na­wet jed­ne­go na­czel­ni­ka dis­si­den­tów Pio­tra Zbo­row­skie­go wo­je­wo­dę San­do­mir­skie­go któ­ry ob­ra­ził się na Fir­le­ja, że mu z przed nosa wziął wo­je­wódz­two kra­kow­skie przez wpływ ko­chan­ki kró­la już pra­wie ko­na­ją­ce­go. Dru­dzy dis­si­den­ci pierw­sze­mu lep­sze­mu księ­ciu za gra­nicz­ne­mu ży­czy­li ko­ro­ny tyl­ko wła­śnie nie do­mo­wi au­stry­ac­kie­mu, któ­ry stał na cze­le ka­to­li­ków ca­łej Eu­ro­py, trzy­mał z Rzy­mem i za któ­rym cho­dził le­gat z bi­sku­pa­mi i Je­zu­ita­mi. Sta­no­wi­sko księ­cia fran­cuz­kie­go bar­dzo prze­ma­wia­ło ko­rzyst­nie, aby mu ko­ro­nę Pol­ski od­dać, bo z państw swo­ich dzie­dzicz­nych jako od­le­głych i Niem­ca­mi prze­gro­dzo­nych, nie­po­tra­fił­by na­sta­wać na wol­ność szlach­ty, ten klej­not naj­droż­szy za­wa­ro­wać się i ubez­pie­czyć ma­ją­cy; psu­ły się jed­nak­że te pla­ny dla okrop­ne­go zaj­ścia re­li­gij­ne­go w Pa­ry­żu.VII.

Po­la­cy od­strę­cza­li się dzień za dniem bar­dziej od no­we­go kró­la: wsz­czy­na­ły się kłót­nie po­mię­dzy pa­na­mi pol­ski­mi a fran­n­cuz­ki­mi; bili się ich lu­dzie tak, że nie­raz padł i trup z jed­nej lub dru­giej stro­ny.

Po­sło­wie za­czę­li się u kró­la upo­mi­nać, aby we­dług ugo­dy pła­co­no dłu­gi, a mia­no­wi­cie żołd za­le­gły woj­sku na­jem­ne­mu. Król przy­rze­kał, na­wet da­ro­wi­zny ro­bił, ale pod­skar­bio­wie nie­mo­gli go w tem słu­chać, bo pie­nię­dzy do roz­po­rzą­dze­nia nie­mie­li. Po­sło­wie wnie­śli, że nie­bar­dzo im do­brze w nie­do­stat­ku ra­dzić i chcie­li­by straw­ne­go. Król po­wie­dział, że się każe roz­pa­trzyć jak to daw­niej by­wa­ło, ale im wspar­cia by­najm­niej nie­odma­wiał. Upo­mi­na­li się, żeby zo­sta­ły po­osa­dza­ne­mi do­sto­jeń­stwa osie­ro­co­ne, na co im od­par­to, że kró­lo­wi trze­ba się wprzó­dy prze­świad­czyć o sto­sun­kach i oso­bach. Gdy ato­li raz w izbie bar­dzo się pod­nio­sły wy­rze­ka­nia, że nie­masz kanc­le­rza, chciał się król oka­zać skłon­nym do ży­czeń Rze­czy­po­spo­li­tej, za­wo­łał na Pio­tra Du­ni­na Wol­skie­go za­przy­jaź­nio­ne­go ze Zbo­row­ski­mi i od­dał mu pie­częć pod­kanc­ler­ską, co się wszyst­kim bar­dzo nie­po­do­ba­ło, bo Wol­ski nie­miał na­le­ży­tej zdat­no­ści, a prócz tego wie­lu in­nym na­le­ża­ło się przed nim pierw­szeń­stwo. Do­pie­ro na cią­głe na­le­ga­nia i przy­ta­cza­nia Wła­dy­sła­wa War­neń­czy­ka, że za krzy­wo­przy­się­stwo w boju zgi­nął, na­kło­nił się Hen­rik do za­twier­dze­nia daw­niej­szych praw i przy­wi­le­jów. W ogo­lę wszel­kie żą­da­nia od­pie­ra­li i za­ła­twia­li z ko­rzy­ścią, dla ko­ro­ny nie­tyl­ko se­na­to­ro­wie, ale więk­sze­go zna­cze­nia po­sło­wie, gdyż sta­ra­li przy­chle­biać się Hen­ri­ko­wi w celu po­ła­pa­nia do­no­śnych a jesz­cze nie­po­roz­da­wa­nych wy­so­kich urzę­dów. Urzę­dy bo­wiem wte­dy były ka­gań­ca­mi, co się za­rzu­ca­ły na pasz­cze, jako niedź­wie­dziom, tym prze­ciw­ni­kom kró­lew­skim, któ­rzy wrzesz­cze­li je­dy­nie dla tego, żeby bu­rzyć szlach­tę, kró­la nie­po­ko­ić, a na­resz­cie dro­go mu sprze­dać swe mil­cze­nie. Na­cie­ra­nia na kró­la i same przez się nie­mó­gły być sil­ne, bo mię­dzy ka­to­li­ka­mi a dis­si­den­ta­mi trwa­ły za­tar­gi pod­sy­co­ne przez spo­ry re­li­gij­ne ca­łej Eu­ro­py i wy­wo­ła­ły świe­żą kon­fe­de­ra­cyą war­szaw­ską. Do tego po­sło­wie do­ma­ga­li się, żeby przy kró­lu straż do za­sia­da­nia cią­głe­go tak­że z ich koła była, a se­na­to­ro­wie oświad­cza­li, że prze­cie nie­róż­nią się ni­czem od po­słów i ca­łej szlach­ty; są jej rów­ni uro­dze­niem i wszyst­kiem, a je­dy­nie jako star­si bra­cia, z urzę­du swe­go do stra­ży mają pra­wo. I odzie­rzy­li się przy swo­jem se­na­to­ro­wie. W ogó­le ani król nie­był za­do­wo­lo­ny ze swe­go sta­no­wi­ska, ani Po­la­cy nie­za­chwa­la­li so­bie kró­la.

Tym­cza­sem z rzad­ką szyb­ko­ścią w owym wie­ku, bo przez czter­na­ście dni z Pa­ry­ża do Kra­ko­wa, (1) przy­wiózł po­seł do­nie­sie­nie, że Ka­ról IX. ży­cie za­koń­czył. Nikt nie po­wąt­pie­wał, że Hen­rik dla ob­ję­cia tro­nu fran­cuz­kie­go Pol­skę po­rzu­ci. Nie­po­dob­na było my­śleć, żeby jed­no z kró­lestw mógł rzą­dzić przez na­miest­ni­ka, a zrze­cze­nie się ko­ro­ny pol­skiej wy­ma­ga­ło, dłu­gich na­rad i for­mal­no­ści, dla tego ła­two było prze­wi­dzieć, że ta­jem­nie uje­dzie.

Hen­rik zwo­łał na radę pa­nów i prze­ło­żył im swo­je zda­nie. Ża­ło­wa­li śmier­ci jego bra­ta, ale nie­ka­za­li mu tra­cić na­dziei, że nad obu­dwo­ma pań­stwa­mi bę­dzie mógł ra­zem pa­no­wać.

W pią­tek nie by­wa­ło zwy­czaj­nie na dwo­rze wie­cze­rzy i król tak wszyst­ko po­uła­twiał, że pa­nów i dwo­ra­ków ry­chło po­usu­wał i do spa­nia się za­brał. Tym­cza­sem o pierw­szej na noc, a więc mię­dzy te­raź­niej­szą go­dzi­ną dzie­wią­tą a dzie­sią­tą na wie­czór, gdyż to było 17. Czerw­ca, kie­dy słoń­ce póź­no za­cho­dzi, wy­szedł tyl­ną fórt­ką do staj­ni, wsiadł na ko­nia i z sied­miu to­wa­rzy­sza­mi uje­chał przez Oświe­cim. Jan Tę­czyń­ski pod­ko­mo­rzy i Mi­ko­łaj Ze­brzy­dow­ski prze­ko­naw­szy się o uciecz­ce, ru­szy­li w po­goń. Do­ści­gnę­li Hen­ri­ka do­pie­ro za szlą­skiem mia­stem Psz­czy­ną, do któ­re­go bez wy­po­czyn­ku ujeż­dżał. Bła­ga­li aby się wró­cił, bo ucie­kać z kró­le­stwa rzecz dla na­ro­du bar­dzo ha­nieb­na. Ale Hen­rik za­sła­niał się po­wo­da­mi w pol­skim du­chu, a mia­no­wi­cie, że ma wiel­ki obo­wią­zek wzglę­dem tej oj­czy­zny, w któ­rej się ro­dził; przez zwło­kę mógł­by jej wiel­kich nie­szczęść na­ba­wić, a prze­cież on Pol­ski nie­po­rzu­ca­na za­wsze. Zdjął z ręki pier­ścień, od­dał go Tę­czeń­skie­mu jako znak za­rę­cze­nia, że wró­ci, a po­wie­dziaw­szy o li­stach, któ­re do pa­nów zo­sta­wił w Kra­ko­wie, po­że­gnał się i ru­szał da­lej na Wie­deń. Ma­xi­mi­lian ce­sarz jako łak­ną­cy Pol­ski dla swe­go domu, ucie­szo­ny tą zmia­ną rze­czy, w sześć­dzie­siąt po­jaz­dów i trzy­sta jaz­dy ka­zał swym sy­nom przyj­mo­wać Hen­ri­ka przed bra­mą, a dla po­mi­nię­cia
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: