Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Dzielnica - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
21 października 2014
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
24,90

Dzielnica - ebook

„Dzielnica” Roberta Wegi to polska powieść sensacyjno – kryminalna. Głównym bohaterem jest Robert Bondowski, z zamiłowania informatyk, mieszkający na jednym z polskich blokowisk. Miejsce to należy do jednych z najniebezpieczniejszych w mieście, również za sprawą pubu Rudolfa Nowotnego – handlarza narkotyków i sutenera. Na osiedlu grasują gangi pseudokibiców, utrudniających życie mieszkańców.

Pewnej nocy w obrębie blokowisk zamordowana zostaje studentka. Okazuje się, że dziewczyna była prostytutką zmuszaną do nierządu przez lokalny gang. Robert przez przypadek znajduje torbę kobiety, wplątując się tym samym w wir niebezpiecznych zdarzeń z przestępcami. Poznaje też piękną Ukrainkę – Irinę, uwalniając ją z domu publicznego, w którym miała stać się luksusową kurtyzaną. W ratowaniu dziewczyny pomaga mu kolega z pracy, haker i specjalista od nowoczesnych technologii – Piter, dla którego porachunki z bandytami mają osobisty charakter. Sprawa staje się coraz bardziej poważna. Robert, tocząc zaciętą konfrontację z przestępcami, sam przekracza granice prawa, odkrywając coraz większe powiązania właściciela pubu z lokalną policją oraz z pewnym politykiem, który nie słynie z uczciwości.

„Dzielnica” to mocno usadowiona w polskiej współczesności historia, w której czytelnik znajduje w zasadzie wszystko, co powinno być w tego typu literaturze. Gangsterskie porachunki, śmierć, krew, narkotyki, pościgi samochodowe, ale w tym brudnym i przerażającym świecie jest również miejsce na miłość...

Kategoria: Kryminał
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-7900-272-6
Rozmiar pliku: 895 KB

FRAGMENT KSIĄŻKI

Rozdział I

Sięgnąłem ręką pod siedzenie i wyjąłem torbę. Otworzyłem pudełko z Glockiem. Byłem w wojsku jakieś dwadzieścia lat temu, ale nie zapomniałem jak się obchodzić z bronią. Otworzyłem pudełko z nabojami i załadowałem magazynek w taki sposób, aby nie pozostawiać odcisków palców na łuskach. Przeładowałem broń i usłyszałem głuchy odgłos. Pocisk został wprowadzony do lufy. Zabezpieczyłem broń i położyłem obok na siedzeniu. Uruchomiłem ponownie silnik i podjechałem wprost pod drzwi wejściowe. Obróciłem samochód tak, aby łatwo mi było wyjechać, kluczyki zostawiłem w stacyjce. Wyjąłem z torby skaner nasłuchowy i sprawdziłem czy działa, ustawiłem na służby i na razie wyciszyłem. Przy ucieczce mógł mi się przydać. Schowałem pistolet za pasek spodni, zapiąłem kurtkę, aby nie było go widać. Założyłem czapkę z daszkiem. Przeżegnałem się i poszedłem w stronę pubu.

Kilka dni wcześniej…

Początek listopada w tym roku był naprawdę paskudny. Kilka dni temu przyszło spore ochłodzenie i cały czas padał deszcz ze śniegiem. Siedziałem w fotelu przed telewizorem i popijałem kolejnego drinka owinięty w koc. Na zewnątrz była straszna zawierucha, myślałem, że okna wyfruną z framugami. W taką pogodę nic się człowiekowi nie chce, a szczególnie wstawać z łóżka. W takich chwilach chciałoby się wygrzewać pod kocem z ukochaną osobą. Niestety, żona odchodząc dwa lata temu zostawiła mi tylko kota, który teraz spał i wygrzewał moje kolana. Zastanawiałem się czy wstać i iść się umyć, czy wyłączyć telewizor i zasnąć w fotelu. Moje rozważania przerwał telefon, który leżał na stole więc i tak musiałem po niego wstać. Dzwoniła mama z informacją, że w okolicy grasuje jakiś bandyta i żebym włączył telewizor, bo znaleziono ciało młodej kobiety w pobliżu pubu, który znajduję się kilka przecznic od mojego bloku. Zaciekawiło mnie to. Takimi informacjami karmią nas codziennie media, jednak nigdy nie działo się coś takiego blisko mojego miejsca zamieszkania. Po przekazaniu standardowych rad, na koniec dodała: „synku nie wychodź już z domu i nie pij za dużo, wiesz, że jutro musisz wstać do pracy”. Nie wiedziała jednak że, właśnie rozpocząłem mój dwutygodniowy urlop, który wywalczyłem u szefa. Wróciłem na fotel, dopiłem drinka i zacząłem przerzucać kanały, szukając informacji o rzekomym morderstwie. Podobno wszędzie o tym mówią, jednak nie znalazłem żadnych informacji na ten temat. Ciekawość zwyciężyła, więc chociaż było mroczno i zimno postanowiłem to sprawdzić. Dwie przecznice to niedaleko, szybko obrócę - pomyślałem. Podszedłem do szafy, włożyłem ciepłe, dżinsowe spodnie, grubą bluzę i kurtkę przeciwdeszczową z kapturem. Włożyłem buty i już miałem wychodzić, kiedy się zawahałem. A jeśli tam krąży zabójca? A jak mnie zatrzyma policja? W takim stroju wyglądałem podejrzanie i byłem na lekkim rauszu. Do tego dzielnica nie była zbyt bezpieczna, szczególnie wieczorami. Przynajmniej raz w tygodniu podawali w lokalnych mediach informacje o kradzieżach i pobiciach w tej okolicy. Tydzień temu sam musiałem uciekać przed osiedlowymi chuliganami, którym nie spodobało się, jak na nich popatrzyłem. Wyjąłem z szuflady pałkę teleskopową, którą kupiłem parę lat temu sam nie wiem, po co. Pewnie na takie okazje jak ta. W duchu się ucieszyłem, że może wreszcie się na coś przyda i wsunąłem ją do rękawa. Tak uzbrojony poczułem się pewniej i wyszedłem. Dochodziła godzina 22:00, na klatce było cicho i ciemno, postanowiłem nie zapalać światła i lekko zamknąłem drzwi, żeby ciekawscy sąsiedzi nie zainteresowali się zbytnio moim późnym wyjściem. Zamówiłem windę i czekałem około minuty, ponieważ jak zwykle była na parterze. Ogarnął mnie strach, sam nie wiem dlaczego, chyba się jakoś nakręciłem tą całą sytuacją, a może to ta winda, która wydawała dźwięki, jakby zaraz miała spaść. Otworzyłem drzwi i wszedłem do środka, spojrzałem w lustro w windzie i stwierdziłem, że nie wyglądam najgorzej, poczułem się pewniej, przecież nie raz tak wychodziłem, głównie do pobliskiego całodobowego sklepu monopolowego po wódkę dębową, która najlepiej mnie rozgrzewała. Na zewnątrz było naprawdę paskudnie, jesienna plucha zaczęła się wyjątkowo wcześnie. Wiatr kołysał drzewami, deszcz padał intensywnie, chmury całkowicie zasłoniły niebo i było wyjątkowo ciemno jak na tę porę roku. Na ulicach panowała cisza, żadnego auta, żadnych ludzi uciekających do domów przed deszczem. W oddali było słychać tylko wycie syren i jakieś skowyczenie. A może to koty miauczały? W okolicy było ich trochę. Jeden z nich znalazł dom u mnie parę lat temu. Lubiłem to zwierzę, bo chodziło swoimi ścieżkami zupełnie tak, jak ja. Przeszło mnie zimno, które poczułem we wszystkich kościach, chyba się za lekko ubrałem na taką pogodę, jednak założyłem kaptur i ruszyłem w stronę pubu, gdzie podobno znaleziono dziewczynę.

Mieszkałem na typowym dużym osiedlu miejskim, blok obok bloku, wąskie uliczki, gdzie z trudem można znaleźć miejsce do parkowania, trochę zieleni, po parę drzew między blokami i co przecznica plac zabaw z piaskownicą, gdzie wieczorami uwielbiają przesiadywać osiedlowe lumpy. Przez lata nauczyłem się omijać te miejsca. Wieczorami chodziłem tylko głównymi chodnikami. Droga do monopolowego była wtedy dłuższa, ale nie słyszałem „hej stary masz szluga? albo „daj piątaka na browara”.

W taką pogodę nie było szans, żeby lumpy tam siedziały i piły. - Pewnie się zamelinowały gdzieś na klatce w bloku i tam piją – pomyślałem. Poszedłem na skróty. W momencie, kiedy przechodziłem obok placu zabaw, moją uwagę przykuła torba leżąca na trawie obok piaskownicy. Jaskrawa, damska torebka lub torba, jak kto woli. Była dosyć spora. - Co tutaj robi? – Pomyślałem. Przez chwilę zastanawiałem się, co z nią zrobić, czy zaglądać do środka, czy nie. Może zanieść na pobliską stację, pewnie jutro się ktoś po nią zgłosi. Zajrzałem do środka w poszukiwaniu jakichś dokumentów, może telefonu komórkowego, w którym znalazłbym jakiś kontakt do właścicielki. Jak jest ładna, to może będzie szansa na jakąś nagrodę. Od dłuższego czasu nie miałem żadnej kobiety, a koleżanka, przez którą się rozwiodłem, przestała mnie odwiedzać. Poznała jakiegoś faceta, który zapewnił jej stabilizację, jak mówiła. Luźny związek już jej nie interesował, bo chciała mieć rodzinę i dzieci. Ja też chciałem, tylko jakoś mi to nie wychodziło. Praca o różnych porach, zamiłowanie do trunków nie sprzyjały zawieraniu nowych znajomości. - Może to będzie okazja do zmian? – Pomyślałem. Zaprezentuję się jako dobry samarytanin, uczciwy, sam się zaśmiałem do siebie na tę myśl. - Pewnie jest gruba, brzydka, ma dwójkę dzieci, które się bawiły w piaskownicy. Zerwał się wiatr, zaczęło padać i w pośpiechu, dbając o dzieci, aby się nie przeziębiły, zapomniała torebki.

Tylko, że każdy normalny człowiek gdy zapomni najważniejszej rzeczy to biegnie i szuka tam, gdzie był, pyta w okolicy czy ktoś nie widział, nie znalazł. Wtedy przeszedł mnie dreszcz. Przyjrzałem się bliżej torebce, na której dostrzegłem czerwone plamy wyglądające na krew. - A może to torebka tej zamordowanej dziewczyny? – Pomyślałem. Obym się mylił. Stanąłem pod latarnią, deszcz trochę zelżał, jednak dalej silnie wiało. Przejrzałem ją pobieżnie. W środku znalazłem paczkę papierosów, zapalniczkę, klucze, pewnie od mieszkania, kluczyki do samochodu z logo Fiat Seicento, portfel, kilka sztuk różnych damskich kosmetyków, pończochy samonośne oraz chyba z dziesięć sztuk prezerwatyw. Perfumy pachniały ładnie, rześko, od razu pomyślałem, że to musi być jakaś młoda dziewczyna. Telefonu komórkowego nie było. Otworzyłem portfel i zobaczyłem klika banknotów, razem było pewnie ze cztery stówy. Odetchnąłem, motyw rabunkowy odpada, złodziej razem z telefonem ukradłby również kasę z portfela. Przejrzałem dokumenty, dowód osobisty na nazwisko Dziedzic Judyta, prawo jazdy, dwie karty bankomatowe, kartę zniżkową do jednego sklepu sieciowego w Centrum, parę karteczek z różnymi zapiskami, w tym lista zakupów. W dowodzie był adres. Okazało się, że mieszka kilka przecznic od mojego bloku, niedaleko pubu, gdzie popełniono morderstwo. Wtedy zdałem sobie sprawę, że torebka może należeć do zabitej dziewczyny. Chwilę wcześniej szedłem zobaczyć miejsce zdarzenia, o którym mówiła mi mama przez telefon, a teraz z dużym prawdopodobieństwem, że to jej torebka, znałem jej personalia i adres zamieszkania. Wiedziałem, jakim samochodem jeździła, a nawet wiedziałem, co zamierzała kupić lub już kupiła z listy zakupów. Kiedy przejrzałem wszystkie rzeczy, zdałem sobie sprawę, że moja prawa dłoń i kurtka były pobrudzone krwią. W środku torebki również były ślady krwi. Na wszystkich rzeczach, które przeglądałem, zostawiłem odciski palców odbite krwią prawdopodobnie zabitej dziewczyny. To mogło mnie czynić pierwszym podejrzanym w sprawie o zabójstwo. Czy policja uwierzy, że wybrałem się w nocy na spacer? Ta droga prowadziła prosto do pubu, gdzie prawdopodobnie zabito dziewczynę, której torebkę trzymałem w rękach. Na podstawie daty urodzenia obliczyłem szybko w myślach ile miała lat. - Rany boskie! – Pomyślałem. Ona miała tylko dwadzieścia pięć lat… Zawirowało mi w głowie, chyba już całkowicie wytrzeźwiałem, jednak dalej nie potrafiłem się skupić i myśleć racjonalnie. Zrobiłem chyba najgłupszą rzecz, jaką mogłem zrobić. Postanowiłem, że wrócę do domu zabierając torebkę ze sobą, a jutro pójdę na policję i poinformuję, że znalazłem ją rano kiedy byłem pobiegać. Kompletna bzdura, ponieważ nigdy nie biegałem, miałem lekką nadwagę i ogólny wstręt do ćwiczeń fizycznych. Ostatni raz biegałem na wuefie na studiach i to dlatego, że musiałem. Jeżeli miałbym wybrać jakiekolwiek ćwiczenia fizyczne lub aktywne spędzanie czasu, to byłoby to pływanie. Raz na jakiś czas odwiedzałem pobliski basen, jednak więcej czasu spędzałem w saunie, którą po prostu uwielbiałem. Schowałem torebkę pod kurtkę nie myśląc racjonalnie. Wydawało mi się, że to najlepsza opcja i nie podejrzewałem, że ta decyzja zmieni moje życie.

Rozdział II

Wracałem do domu prawie biegiem, cały czas oglądając się za siebie. Nie patrzyłem pod nogi i co chwilę wpadałem w jakąś kałużę lub błoto. Po paruset metrach byłem już cały mokry. Na zewnątrz od deszczu i wewnątrz, od potu. Nagle zza bloku wyjechał radiowóz policyjny, Volkswagen Transporter, bez włączonych świateł. Zatrzymał się na pobliskim parkingu osiedlowym. Schowałem się w krzaki i zastanawiałem, co zrobić. Z radiowozu pierwszy wyskoczył pies, a za nim wyszło czterech policjantów ubranych w czarne kurtki przeciwdeszczowe. Każdy miał na głowie czapkę z daszkiem i kaptur. Włączyli latarki. Dwóch poszło wzdłuż bloków, a dwóch z psem ruszyło w moją stronę. Przecież mogłem wyjść, przekazać znalezioną torebkę i z głowy. Tylko jak bym uzasadnił nocne wyjście, mój wygląd, stan lekkiego upojenia i chowanie się w krzakach z zakrwawioną damską torebką. Nie miałem również alibi, chyba, że jakimś cudem wyciągnęliby zeznania z mojego kota, ale i tak byłby marnym świadkiem tego, że w chwili morderstwa siedziałem w domu, a on leżał na moich kolanach. Coraz bardziej się pogrążałem. Byli jakieś 300 metrów ode mnie. Oświetlali wszystkie krzaki „szperaczem”. Wiedziałem, że pies mnie wyczuje. Mimo rzęsistego deszczu i ciemności, która mnie otaczała, miałem jednego największego wroga. Moje ciało, które tak się pociło, że czułem się jak w saunie. Pies na pewno mnie wyczuje. Nagle zatrzymali się. Dostali jakąś komendę przez krótkofalówkę. Usłyszałem tylko „…na razie nie…idziem…pubu…Nowot… strasznie pada”. Mówił coś jeszcze przez kilka sekund, ale schował głowę z krótkofalówką pod kurtkę, aby nie zamokła i nic więcej nie usłyszałem. Na koniec krzyknął do kolegi „wracamy, w wozie ci powiem, o co chodzi”. Pociągnął psa, który patrzył w moją stronę tak, że aż zaskowytał, po czym zaczęli się oddalać. Poczekałem, aż odjadą i pobiegłem w stronę domu. Kiedy dobiegałem do bloku, zwolniłem. Serce waliło mi jak młot. Popatrzyłem w górę bloku na okna. W kilku świeciło się światło, w tym oczywiście u najbardziej wścibskiej sąsiadki, ale to dobrze. Jak ma zapalone światło to nie widzi, co się dzieje na zewnątrz. Gdyby mnie ktoś teraz zobaczył na pewno wydałoby mu się to podejrzane. Facet poruszający się jakby go ktoś gonił, ledwo zipiący, cały w błocie, ze śladami krwi, trzymający pod kurtką jakiś podejrzany przedmiot. Szczęście mi sprzyjało, o ile można to nazwać szczęściem. Nikogo nie spotkałem. W pobliżu jeden samochód parkował, drugi wyjeżdżał, jednak nie było szans, aby mnie widzieli. Nawet jeżeli zobaczyli jakąś postać, to trudno by im było później określić, do którego bloku skręciła i do jakiej klatki. Otworzyłem delikatnie drzwi wejściowe używając klucza, a nie standardowo kodu do domofonu, co powodowało, że przy otwieraniu piszczał i mrugał. Na półpiętrze było ciemno, a to oznaczało, że winda musiała być gdzieś u góry. Jak na złość. Mógłbym iść po schodach, jednak mieszkałem na ostatnim piętrze i nie miałem już siły po tym nocnym maratonie w błocie. Nie zdążyłem wcisnąć guzika, kiedy winda ruszyła. Zamurowało mnie. Musiała być dość wysoko sądząc po pogłosie. Schowałem się piętro wyżej. Przez okno klatki obserwowałem, kto będzie wychodził. Winda się zatrzymała, drzwi otworzyły i usłyszałem szczekanie oraz słowa „cicho, nie szczekaj, bo założę ci kaganiec”, „do nogi, gdzie idziesz”. Sąsiad z ósmego piętra. Fajny facet, jednak ma bzika na punkcie swojego psa. Wychodzi z nim co godzinę na spacer. Zupełnie o nim zapomniałem. Pies jakby wyczuł, że stałem piętro wyżej. Na szczęście jego pan nie był taki czujny. Poczekałem aż wyszedł i szybko wszedłem do windy, wcisnąłem dziesiąte piętro i modliłem się, aby się po drodze nie zatrzymała. Na samej górze wcisnąłem w windzie z powrotem parter. Niech sąsiad nie myśli, że ktoś wchodził po nim. Pewnie stał pod dachem klatki i czekał, aż się pies wysika. Wsunąłem się do mieszkania niemal bezszelestnie, po czym nasłuchiwałam przez parę minut. Winda znowu się włączyła. W taką pogodę nawet pies chciał szybko wracać do domu.

Siedziałem na podłodze jeszcze dobre kilka minut i zastanawiałem się, co dalej. Kot przybiegł, zaczął mruczeć i ocierać się o mnie. Nie dałem mu jeść, ale to był mój najmniejszy problem. Pod bluzą miałem torebkę, prawdopodobnie zabitej dziewczyny, której personaliów próbowała się prawdopodobnie dowiedzieć policja w całym mieście. Zapaliłem światło i poszedłem do łazienki się przebrać. Byłem cały mokry, od stóp do głowy. Przebrałem się w dresy i poszedłem szybko do kuchni zrobić sobie drinka na rozgrzanie. Czułem, że inaczej będę jutro chory. Nalałem dębowej do połowy szklanki, uzupełniłem colą i syropem korzennym. Po kilku łykach wróciłem do siebie. Znowu włączyłem telewizor. Zbliżała się dwudziesta trzecia, więc zaraz będą widomości. Włączyłem Wiadomości Regionalne. Jak coś będą mówić, to tylko tam, ale ani tam, ani na żadnym innym kanale nic nie mówili. Już miałem sięgnąć po telefon i dzwonić do mamy z pytaniem, na jakim kanale słyszała o tym morderstwie, kiedy zdałem sobie sprawę, jak jest już późno. O tej godzinie w telewizji nie podają newsów, a same pierdoły. Spojrzałem na stół, na którym położyłem torebkę. W świetle żarówek wyglądała trochę inaczej niż tam, gdzie ją znalazłem, w blasku latarni. Była skórzana, koloru ciemnej wiśni. W tym świetle nie była taka jaskrawa, a wręcz wydawała się lekko matowa. Zastanowiło mnie czy złodziej zabił dziewczynę za tę torebkę i dlaczego nie zabrał pieniędzy. W zaciszu mojego mieszkania mogłem ją dokładnie przeszukać, tylko po co. Po co to robię? Znowu zadałem sobie pytanie. Dopiłem drinka i odkryłem odpowiedź na nurtujące mnie pytanie. Musiałem się dowiedzieć prawdy. Przeze mnie policja straciła być może najważniejszy trop i dowód w sprawie o morderstwo.

W tygodniu normalnie chodziłem spać około godziny 22:00, byłem jednak tak zmęczony, że oczy same mi się zamykały. Położyłem się w łóżku, którego nigdy nie ścieliłem i zasnąłem niemal natychmiast.

Obudził mnie budzik o piątej trzydzieści, jakbym miał iść do pracy. Oczywiście zapomniałem go wyłączyć. Dawno nie śniły mi się jakieś kryminały, a ten sen był niemal tak realny jak „lucid dream”. Szumiało mi w głowie. Za krótko spałem, aby się wyspać. Zagrzebałem się w cieplutkiej kołdrze i zamknąłem oczy. Chciałem kontynuować sen, z którego wybudził mnie budzik. Jednak gdzieś wewnątrz zrozumiałem, że to nie był sen. Zerwałem się i spojrzałem na stół. Leżała tam piękna wiśniowa torebka. Na jej widok moje oczy otworzyły się całkowicie.

Dochodziłem chwilę do siebie. Wydarzenia poprzedniego wieczoru powróciły jak bumerang. Czyli to działo się naprawdę, na stole miałem torebkę zamordowanej dziewczyny. Poszedłem do kuchni i zaparzyłem sobie kawę. Dolałem mleka, które podgrzałem w mikrofali i posłodziłem łyżeczką brązowego cukru z trzciny cukrowej. Dodawał kawie lekko karmelowego posmaku. Nic na mnie nie działało tak pobudzająco, jak poranna kawa. Nawet gdy byłem na lekkim kacu, działała cuda. Spojrzałem przez okno. Było jeszcze ciemno i kłębiła się spora mgła. Tajemniczy klimat na tajemnicze wydarzenia, które mnie spotkały. Po wypiciu całego kubka kawy poczułem jak wraca mi racjonalne myślenie. Czas się zmierzyć z problemem, który sam sobie stworzyłem. Tylko jak…? Nawet jak wypiję jeszcze dwie kawy, nie znajdę odpowiedzi na nurtujące mnie pytania. Pomyślałem, że trzeba zacząć od początku, czyli udać się na miejsce przestępstwa i zebrać jak najwięcej informacji. Sprawdzić jeszcze raz torebkę czy nic mi nie umknęło. W ostateczności mógłbym ją gdzieś podrzucić tak, aby jakiś przechodzień ją znalazł. Tylko czy postąpi jak przystało na uczciwego znalazcę i zawiadomi policję? A jak zabierze pieniądze, do tego pójdzie pod adres z dowodu i mając klucze okradnie jeszcze mieszkanie? Na koniec może odjechać kradnąc samochód, który jest zaparkowany pewnie gdzieś pod blokiem. Na osiedlu było pełno lumpów, którzy tylko czekali na taką okazję. Mam chyba jakąś paranoję…Te rozważania doprowadziły mnie do myśli, że sam mogę to zrobić. To znaczy nie okraść, a sprawdzić gdzie mieszka, wejść do mieszkania i zobaczyć, czy nie ma tam jakiegoś śladu przestępstwa. Tylko, aby to zrobić musiałbym wypić chyba flaszkę wódki na odwagę, a wtedy moja świadomość ograniczałaby się tylko do tego, aby przejrzeć wszystkie szafki w poszukiwaniu dodatkowego alkoholu. Usiadłem na sofie, którą kupiłem niedawno w Ikei. Właściwie większość mebli miałem z Ikei. Ustawione były po kątach w moim czterdziestometrowym mieszkanku, na które składały się duży pokój, osobna kuchnia, łazienka z WC i mały balkonik. Mieszkałem od strony północnej. Miało to swoje dobre i złe strony. W lecie było przyjemnie i przewiewnie. Zimą chłodno i wietrznie. Za to miałem piękny widok na pobliski park.

Otworzyłem laptopa i połączyłem się z Internetem, aby przejrzeć lokalne wiadomości. Gdzieś musi być jakaś informacja, przecież sobie tego nie uroiłem. Znalazłem nawet kilka. W większości krótkie informacje bez podawania szczegółów, takie jak ta:

„Wczoraj, na jednym z osiedli znaleziono ciało młodej kobiety. Jak ustaliła policja kobieta mogła mieć około trzydziestu lat, nie znaleziono przy niej żadnych dokumentów. Według świadków była wcześniej w pobliskim pubie w towarzystwie dwóch mężczyzn. Policja apeluje do wszystkich, którzy byli w pobliżu miejsca przestępstwa o pilny kontakt pod krajowy numer 997 lub zgłaszanie się osobiście.”

Minie kilka miesięcy i zamkną sprawę z powodu niewykrycia sprawców. Żaden świadek się nie zgłosi. Szczególnie ten, który zna tych bandytów. Jedynie może się zdarzyć to, że ktoś złoży obywatelski donos, ale znając życie bandyci już sobie zapewnili alibi.

Poszedłem do stołu po torebkę i pomyślałem, że musiałem zostawić na niej mnóstwo odcisków palców. Gdyby teraz weszła policja do mojego domu, zakuliby mnie w kajdanki, wsadzili na trzy miesiące do aresztu i żadne tłumaczenia by nie pomogły. Dwadzieścia pięć lat jak nic, albo dożywocie. W co ja się wpakowałem, a miałem miło spędzić urlop, wyjechać na parę dni za miasto, pooddychać świeżym powietrzem. Wyjścia jednak nie było. Otworzyłem torebkę i przejrzałem jeszcze raz dokładnie, co jest w środku. Zacząłem od portfela, w którym było dokładnie 390zł i trochę drobnych. W środku była również lista zakupów: pomidory, mozzarella, musli, jogurt naturalny, sok, bułki i tyle, nic szczególnego. Pewnie była na jakiejś diecie. W końcu miała dwadzieścia pięć lat. W tym wieku większość dziewczyn ma jakąś dietę albo się odchudza. Dowód osobisty, prawo jazdy, dowód rejestracyjny. Na zdjęciach z tych dokumentów wyglądała na starszą niż w rzeczywistości. Pewnie dlatego policja podała, że mogła mieć około 30 lat. Miała krótkie, jasne, kręcone włosy, wystające kości policzkowe, lekko szpiczasty długi nos, duże oczy oraz grube brwi. W skali od jeden do dziesięciu dałbym jej nie więcej niż pięć, czyli nie była zbyt urodziwa i do tego paliła cienkie papierosy. Zostało jeszcze pół paczki. Z nowych rzeczy znalazłem długopis, szminkę, pusty notes i woreczek strunowy z białym proszkiem ukryty w wewnętrznej kieszeni. Nawet nie musiałem do niego zaglądać, aby się domyśleć, że to amfetamina. Sądząc po znaleziskach była chyba prostytutką. Jaka normalna dziewczyna trzyma tyle kondomów w torebce i do tego ćpa? Dowiedziałem się trochę więcej, jednak żadnych szczegółów, dalej nie wiedziałem jak zginęła, dla kogo pracowała i dlaczego zabiło ją jakichś dwóch zbirów. A może to ktoś inny ją zabił, zupełnie przypadkowo, albo te cholerne osiedlowe lumpy, bo potrzebowali na wino, a dziwka była łatwym celem. Ukradli jej telefon, który później sprzedali za jakąś drobną kwotę i przy okazji ją zabili.

Postanowiłem udać się do najlepszego źródła informacji, czyli do sklepiku osiedlowego. Pani Basia, która była zarówno właścicielką jak i sprzedawczynią, znała chyba każdego mieszkańca tego osiedla. O każdym potrafiła powiedzieć parę zdań oraz wymienić z imienia i nazwiska. Jej sklepik był, miejscem plotek i narzekań głównie pań w starszym wieku, które nie miały nic innego do roboty. Umyłem się szybko, ubrałem i zrobiłem jajecznicę na kiełbasie. Część dałem kotu, a resztę zjadłem z bułką pszenną, popijając kawą zbożową. Ubrałem ciepłą kurtkę, bo nadal było chłodno, zabrałem parasol na wszelki wypadek, chociaż teraz nie padało i udałem się do sklepiku.

Miałem szczęście, akurat trafiłem na najlepsze. Przede mną weszła druga największa plotkara, dozorczyni z pobliskiego wieżowca. Jak się razem dorwały, to mogły godzinami gadać, nie zważając na zniecierpliwionych klientów, którzy często wychodzili, bo nie mogli już słuchać tej paplaniny.

- Pani Basiu, słyszała pani co się stało przy pubie? Wracałam wczoraj z kościoła przed dwudziestą, a tam pełno policji, chyba ze trzy radiowozy stały. Rany boskie, co się stało, zabili jakąś dziewczynę – lamentowała dozorczyni.

- Słyszałam pani Aniu, od samego rana wszyscy o tym mówią, straszna tragedia. Młoda dziewczyna, podobno studiowała – od razu podchwyciła temat pani Basia.

- Gdzie tam studiowała, to jakaś ladacznica była. Sąsiedzi już jej dość mieli, bo co chwila jakiś klient przyjeżdżał, a sama tak stękała, że ją pół bloku słyszało. Mówię pani, obok niej mieszka Aniela z kółka różańcowego. Zna ją pani. W kościele siedzi zawsze w pierwszym rzędzie.

- Pewnie, że znam Anielę. Jak tak mówiła, to na pewno prawda. Ona nigdy nie kłamie, ani nie wymyśla. Kolejna dziwka, a ja słyszałam, że studiowała. Pewnie sobie dorabiała wieczorami. Rany boskie, te dziewuchy to Boga w sercu nie mają. Co za czasy pani Basiu.

- Proszę dwie bułki i pasztetową,… i jeszcze jakieś pomidory, ładne by mi pani dała, hmmm…, a ta sałata, to świeża jest?

- Świeżutka, pan Heniu rano przywiózł. Dam pani taką największą.

Wybierała i wybierała, końca nie było. Niedaleko jest market, tam mogłaby sobie wybrać największą, najładniejszą, najsmaczniejszą. Ileż można kupować w takim małym spożywczaku. Już się za mną uzbierało kilka osób i też się kręcili nerwowo. Po dziesięciu minutach zapłaciła, całe trzydzieści pięć złotych, a ile się nagadała jak to jest jej ciężko, oczywiście tak, żeby wszyscy słyszeli i jej współczuli. Wyszła marudząc jeszcze coś pod nosem.

- A pan co się tak nerwowo kręci? - Zwróciła się do mnie. – Suszy? Pewnie coś do picia jak zwykle. Mineralna? – Zapytała

- Może być i jakiś sok, najlepiej pomidorowy i puszkę dla kota, tę, co zwykle. - Poczekałem, aż przyniesie, co zamówiłem i zagadałem. - Pani Basiu, a ta dziewczyna, o której mówiłyście, to jak miała na imię?

Popatrzyła na mnie zdziwiona. Prawie nigdy z nią nie rozmawiałem.

- Nie pamiętam panie Robercie, chyba Julia… albo inaczej. Na „j” chyba. Wie pan, to taka dziewczyna…

Urwała, bo do sklepu weszło dwóch policjantów. Rozejrzeli się, jeden po chwili wyszedł, a drugi podszedł prosto do lady i stanął obok mnie.

- Dzień dobry. Komisarz Jan Bartosz, dzielnicowy. Czy pani zna tę kobietę? - Wyciągnął zdjęcie, podobne do tego z dokumentów dziewczyny.

- Dzień dobry. Panie Janku, co pan taki oficjalny? Pewnie chodzi o tę dziewczynę, co ją zabili? Od rana klienci o tym mówią. To podobno jakaś lafirynda była i jakiś klient ją zasztyletował. Nic więcej nie wiem. Może pan coś więcej powie?

Rozejrzał się po sklepie. Zostałem tylko ja i sprzedawczyni. Wszyscy wyszli, nie mogąc się doczekać obsługi. Popatrzył na mnie podejrzliwie i zapytał.

- A Pan ją znał? - Podsunął mi zdjęcie. Przyjrzałem mu się dokładnie, wyglądało faktycznie podobnie do tego z dokumentów, które znalazłem, ale dziewczyna miała inną bluzkę oraz fryzurę. Udałem zaskoczonego.

- Nie, niestety, nie znam. Pani Basia mówiła, że to jakaś Julia i, że mieszkała w okolicy. Nie wiem nic poza tym.

- Nie Julia, a Judyta.. urwał, a zresztą, nie mogę nic więcej powiedzieć.

Wtrąciła się pani Basia.

- Pani Aniela może coś widziała. Wracała wtedy z kościoła. To znaczy jak już policja przyjechała, ale może coś widziała.

Dzielnicowy zapisał w notesie dane, poprosił o adres, który Pani Basia podała bez zmrużenia oka. Nie była pewna tylko numeru mieszkania. Chyba go to zadowoliło, bo podziękował i wyszedł. Zapłaciłem za zakupy i nie wdając się w dalszą dyskusję wyszedłem. Czułem się jak kryminalista, mogłem pomóc w tej sprawie, wskazując, którędy uciekał bandyta lub bandyci. Dowody z torebki mogły mieć inną wartość dla doświadczonego detektywa zajmującego się kryminalistyką. Miałem wracać do domu, ale ciekawość była silniejsza ode mnie, skierowałem się prosto na miejsce przestępstwa. Minąłem plac zabaw, gdzie znalazłem torebkę, skręciłem na chodnik za blokiem i zobaczyłem woddali pub osiedlowy Lukrecja. Otworzyli go jakieś dwa lata temu. Straszna awantura o to była. Okoliczne dewotki protestowały i chodziły do samego proboszcza z prośbą o wsparcie. Ten oczywiście nie pomógł, ale na ambonie nie raz wygłaszał, że z tego nic dobrego nie będzie. Na osiedlu nie potrzeba pijackich pubów, a parafianie zamiast na piwo i wino powinni na tacę dawać. Bał się, że po sobotnich libacjach mniej ludzi do kościoła przyjdzie i datki będą niższe. Pewnie tak było, bo później zbierał podpisy, żeby przenieśli ten pub. Właściciel miał podobno wtyki w Urzędzie Miasta i pub pozostał. Po roku zrobili dobudówkę i zrobiła się z tego mała osiedlowa dyskoteka. Byłem tam kilka razy z kolegą, bo kręciły się tam ładne dziewczyny z osiedla, ale jak dwa razy usłyszałem od jakichś małolat, że jestem „starym chujem”, a ochroniarz mnie pytał, czy przypadkiem nie jestem „dobry wujek”, to ochota na takie wyjścia mi odeszła.

Z daleka było widać duży różowy neon z napisem „Pub Lukrecja – tu się zabawisz!!!” Z boku budynku znowu robili jakąś dobudówkę. - Niedługo to będzie największa speluna w okolicy. Przeszedłem obok i skierowałem się w stronę pasa zielni zaraz za budynkiem, gdzie rzekomo znaleźli dziewczynę. Stał tam policyjny radiowóz, miedzy drzewami była rozwinięta specjalna taśma ochronna. Dwóch techników policyjnych, ubranych w kurtki przeciwdeszczowe, dyskutowało, mocno gestykulując, ale nie słyszałem, o czym mówili.

Za plecami usłyszałem kroki. Odwróciłem się i zobaczyłem dzielnicowego.

- A Pan nie wraca do domu z zakupami? – Zapytał, patrząc na mnie jakbym był zamieszany w to morderstwo.

- Tak, ale byłem ciekaw gdzie to się stało i pomyślałem, że przyjdę i zobaczę. Dawno tu nie byłem – odpowiedziałem.

- A to ciekawe…

Rozejrzał się dookoła.

- A wie pan, że przestępcy przeważnie wracają na miejsce zbrodni? Z ciekawości, tak, jak pan. Czują się wtedy bezpieczni, że mogą obserwować z daleka to, co zrobili i są anonimowi. Pewnie to ich jeszcze nakręca… Daleko pan mieszka, panie….? Zapytał, oczekując odpowiedzi.

- Nazywam się Robert Bondowski, mieszkam niedaleko… obok parku - odpowiedziałem.

- A gdzie dokładnie? - Wyciągnął ten sam notes, co w warzywniaku i zapisał w nim, co mu później podałem.

- Niech pan wraca do domu i się tu nie kręci. To jest miejsce przestępstwa i nie potrzebujemy tu gapiów. – Powiedział podnosząc głos.

Słyszałem, że nasz dzielnicowy to niezły wrzód na dupie, ale pierwszy raz doświadczyłem tego na własnej skórze. Jak zacznie mnie podejrzewać i przyjdzie do mnie do mieszkania z nakazem rewizji, to po mnie.

Jak zwykle miałem paranoję, przecież on nic nie wie. Tak mi się wtedy wydawało.

Zapraszamy do skorzystania z oferty naszego wydawnictwa.

Wydawnictwo Psychoskok

mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: