Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Dziennik łowcy przygód. eXtrmalne Borneo - ebook

Data wydania:
14 września 2016
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
Produkt niedostępny.  Może zainteresuje Cię

Dziennik łowcy przygód. eXtrmalne Borneo - ebook

Czy można zaprzyjaźnić się z orangutanem? Czy łowcy głów są niebezpieczni? Jak przetrwać tydzień w dżungli bez namiotu i dlaczego nie wolno wnosić do samolotu durianów?

To właśnie ja Simon – bloger i podróżnik, fan hardcorowych trekkingów i egzotycznych zwierząt – zabiorę cię na dzikie, tropikalne Borneo. Poznasz nosacze, dzioborożce, krokodyle i węże, odwiedzisz pływające miasta i kopalnie diamentów. Dowiesz się, jak powstaje maczeta, gdzie rośnie cynamon, skąd bierze się kauczuk i co oznacza ular lari lurus. Zdradzę ci też, czy morze może świecić, co robią jednodniowe żółwiki i gdzie snorkelować z nieparzącymi meduzami lub z diabłami morskimi o paszczy większej od twojej głowy.

Pamiętaj, każdy może zostać Tarzanem. Gotowy na super przygodę? Wyruszamy!

Kategoria: Dla dzieci
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-7778-733-5
Rozmiar pliku: 26 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

Cześć!

Skoro czytasz ten tekst, to oznacza, że trzymasz w ręku mój osobisty dziennik z dalekiej wyprawy. Pewnie chciałbyś wiedzieć, kim jest chłopak, który go napisał. No to poznajmy się! Nazywam się Szymon i tak jak ty chodzę do szkoły. Jestem dobrym uczniem, tylko czasami trochę za bardzo rozrabiam z chłopakami. Po szkole ćwiczę karate i wspinaczkę albo piszę kolejnego posta na moim blogu. Jak jest ciepło, to jeżdżę na rowerze, a kiedy sypie śnieg, uwielbiam zasuwać na snowboardzie, toczyć wojnę na śnieżki czy lepić bałwana. Fascynuje mnie żeglowanie i chciałbym się go nauczyć. Ale najbardziej lubię bawić się z kumplami w tworzenie różnych światów. Najczęściej jesteśmy wojskowymi lub szpiegami i musimy wysadzać bazy naszych wrogów. W trakcie walki często zostaję postrzelony, a wtedy konieczne jest doczołganie się do bazy, a potem wejście na drzewo. Mega! Ekscytuję się też grami planszowymi, komputerowymi oraz dobrą muzą. Czasem udaje mi się wyskoczyć do kina albo zrobić seans w domu, koniecznie z popcornem.

Mam też takie hobby, którym poprzez tę książkę chciałbym cię zarazić – to podróżowanie. Wierzę, że jak przeczytasz mój dziennik, ciekawość świata zaprowadzi cię w wiele niezwykłych miejsc. I pamiętaj, że wszędzie można czuć się odkrywcą, także niedaleko domu, wystarczy pójść dróżką, której inni nie znają.

Pierwszą egzotyczną wyprawę odbyłem, jak miałem półtora roku. Objechaliśmy wtedy z rodzicami Tajlandię, Malezję i Singapur. Od tej pory zwiedziłem 27 krajów na wszystkich kontynentach z wyjątkiem Antarktydy. Uwielbiam Azję Południowo-Wschodnią (czyli Tajlandię, Malezję, Singapur, Wietnam, Laos, Kambodżę, Birmę, Indonezję i Filipiny), bo są tam przemili, uśmiechnięci ludzie i świetna atmosfera. Za to w Nowej Zelandii zakochałem się w ptakach kiwi – są takie słodkie! Dlatego właśnie nazwałem mój blog planetKIWI. Łazikowałem też po Stanach, Kubie, Argentynie, Iranie, Omanie, Katarze (chociaż bez kataru), Australii, Etiopii, Tunezji i różnych krajach w Europie. W Polsce najbardziej podoba mi się Jura Krakowsko-Częstochowska, gdzie są fajne skałki do wspinaczki i można poszaleć na rowerach, oraz Bieszczady. Marzę o wyprawie na Antarktydę, a w przyszłości – o podróży dookoła świata. To byłby czad!

W podróżowaniu uwielbiam poznawanie nowych ludzi i backpackerów, którzy jeżdżą tylko z plecakiem, śpią u lokalsów w domach i wędrują na maksa hardcorowo. Też bym chciał kiedyś tak wyruszyć w drogę bez rodziców. Fascynuje mnie zwłaszcza odkrywanie nowych miejsc. To trochę tak, jak bycie archeologiem. Raz znajdujesz coś absolutnie rewelacyjnego, raz coś trochę mniej ciekawego, ale nie przestajesz szukać.

W trakcie wypraw najbardziej kręcą mnie różne ekstremalne przygody, takie jak spanie u miejscowych plemion w wioskach, w dżungli czy na wulkanie, nurkowanie, skakanie z sześciometrowej skały do wody, eksplorowanie dzikich jaskiń, prowadzenie motorbike’a, off-road po pustyni, obserwowanie jeziora buzującej lawy. Najtrudniejsze dotychczas było dla mnie dziesięciogodzinne przejście szlaku Tongariro Crossing w Nowej Zelandii, przy takim wietrze, który odrywał mi stopy od skał. Było strasznie! Ale dałem radę.

Jedyna rzecz, której nie znoszę, to długa droga, w czasie której nie mam co robić. Czy ciebie też czasem dopada nuda? Ja na szczęście znalazłem na nią sposób. Założyłem dziennik, w którym piszę o swoich przygodach i przemyśleniach. To właśnie on.

Zapewniam cię, że to wszystko wydarzyło się naprawdę!

Siemka!

Wiesz już, że mam na imię Szymon, ale wszyscy (nawet rodzice) mówią na mnie Simon, bo tak się przedstawiam w podróży. Chciałbym cię zabrać na megawyprawę do tropikalnej dżungli – na dzikie Borneo!

A oto nasza ekipa:

- Simon, czyli ja;
- Muńka, to znaczy mama (skrót od „mamuńka” – tak mówiłem na nią, jak byłem mały);
- Daddy, czyli tata (tak się jakoś przyjęło);
- Edo, nasz główny guide – szef wyprawy w dżunglę;
- Mr Jungle – prawdziwy człowiek lasu, mistrz maczety;
- Hakim – pogromca orangutanów;
- Yadi – superprzewodnik i kierowca motorbike’a;
- .................................. – a tu wpisz swoje imię, w końcu od teraz ty też jesteś w naszej ekipie.

Gotowy na przygodę? No to w drogę!Nie lubię nie mieć nic do zrobienia, bo nuda to mój największy wróg – no może jeszcze szpinak (bleee!), ale to już inna historia. Kiedyś leciałem takim fajnym samolotem, gdzie w oparciach były ekraniki; mogłem sobie wtedy w coś pograć czy obejrzeć film, a tu – niestety – ich nie ma. Może to i lepiej – wyciągam jeden quiz po drugim i robię po kolei. Nawet nieźle mi idzie. Tylko ile można rozwiązywać zagadki? Ja po dwóch godzinach mam dosyć. Na szczęście wziąłem ze sobą dziennik i mogę trochę w nim popisać. Po co mi ten dziennik? Spoko, przemyślałem to – z wielu wyjazdów, na których byłem dużo wcześniej, niewiele pamiętam, ale wtedy nie umiałem jeszcze pisać. Teraz umiem i „trzeba to wykorzystać, żeby pamiętać o różnych fajnych zdarzeniach” – tak mówili rodzice, jak mi kupili ten dziennik. Nie byłem przekonany, czy będzie mi się chciało na wakacjach pisać, ale to nawet niezłe. A jak się to potem świetnie czyta! Mogę też dać go do przeczytania tobie, żebyś się poczuł, jakbyś był tam ze mną. Dla mnie to pisanie jest OK. A ty próbowałeś kiedyś? Rodzice mówią, że dzięki temu będę też dobry z polskiego, ale samo to nie przekonałoby mnie do prowadzenia dziennika. No jaki LOL mi cię, to w końcu wakacje!
Co innego, jeżeli to robię dla siebie. Poza tym uwielbiam gadać, gadać i gadać, a pisanie tego dziennika jest jak gadanie do przyjaciela.

No dobra, z tego wszystkiego zapomniałem napisać, gdzie lecimy, a to przecież najważniejsze! Borneo – sama nazwa brzmi jak niezła przygoda, wiesz… dzika dżungla, dziwne zwierzęta, łowcy głów, Tarzan na lianach… I już pamiętam, jak to się zaczęło! Jakiś czas temu obejrzałem z rodzicami bardzo ciekawy program o orangutanach na Borneo. Lubisz takie filmy? Ja uwielbiam! Zawsze jest tam superbohater-podróżnik, który jedzie w jakieś niebezpieczne miejsce i ma takie przygody, że można paść. Potem zwykle mi się to wszystko śni, ze mną w roli głównej. Stwierdziliśmy, że bardzo, ale to bardzo chcielibyśmy tam pojechać. Nie było to takie proste, bo musieliśmy znaleźć jakieś tanie bilety. Szukanie takiej okazji jest jak łowienie ryb. Siedzisz i siedzisz, a tu nic. No, ale ja na razie nie umiem łowić ryb. W końcu jednak moim rodzicom udało się coś wyszperać i właśnie lecimy na Borneo! A tak dla twojej wiadomości – wiesz, co to znaczy, że udało się kupić tanie bilety? Ja już wiem… to oznacza baaardzo długą podróż i bardzo ­duuużo przesiadek na różnych lotniskach, żeby dotrzeć do celu. Dobra, muszę się trochę przespać, bo potem będę padnięty jak kawka, a tego nie lubię. Nikt nie lubi, kiedy jestem zmęczony, bo bywam marudny.

Jestem już w kolejnym samolocie. Kilkugodzinna przerwa na spanie bardzo mi się przydała. Trochę skopałem Daddy’ego przez sen, ale on już się do tego przyzwyczaił. Jakoś nie potrafię spokojnie spać, tylko się rzucam. Troszeczkę. W domu raz się nawet obudziłem na podłodze, a nie pamiętam, żebym spadał… Teraz już lecimy bezpośrednio na wyspę. Aha, zapomniałem ci powiedzieć, że Bornego to wyspa. I to ogromna – największa w Azji i trzecia na świecie. Dzieli się ona na dwie części: jedna należy do Malezji, a druga do Indonezji. Niby nazwy podobne, ale to całkiem inne kraje. Część malezyjska jest na północy, a indonezyjska na południu i nazywa się Kalimantan. Ładnie, prawda? My zdecydowaliśmy się na Kalimantan, bo jest tutaj znacznie mniej turystów niż na północy – przynajmniej tak piszą, ale dopiero na miejscu okaże się, jak jest naprawdę. Tak sobie myślę, że skoro w Kalimantanie nie ma prawie dróg, bo wszędzie jest dżungla, a jak już są, to podobno kiepskie, w wiele miejsc trzeba dolecieć samolotem albo płynąć ­długo łodzią… hmmm, to pewnie niewielu ­ludziom chce się tutaj pchać, no nie? Jest nadzieja.

W końcu jesteśmy w Putussibau! Ile czasu nam to zajęło? Jakieś półtorej doby. To jeszcze nic, bo kiedyś lecieliśmy na wakacje prawie trzy dni! Myślałem wtedy, że umrę po drodze. Więc te trzydzieści parę godzin to pikuś. Jak tylko wysiadłem z samolotu, zobaczyłem, że lotnisko jest bardzo małe. Sam samolot też nie był ani zbyt duży, ani szczególnie nowy… Ale ja już się przyzwyczaiłem i nie boję się takich samolotów. Kiedyś lecieliśmy nawet jednym, co miał skrzydło pozaklejane taką grubą, srebrną taśmą. Wyobrażasz sobie moją minę, gdy to zobaczyłem? Jak wylądowaliśmy w Putussibau, to na początku myślałem, że lotnisko jest gdzieś z drugiej strony, bo ten budynek przed nami to wyglądał raczej jak duży, piętrowy dom. Najlepsze jest jednak to, że nie ma tu żadnych turystów. Dosłownie żadnych! Byliśmy jedynymi Europejczykami wysiadającymi z samolotu. To mi się podobało – wszyscy nas oglądali, pozdrawiali, uśmiechali się. Rzeczywiście, Kalimantan nie jest szczególnie turystyczny.

Treść dostępna w pełnej wersji eBooka.

------------------------------------------------------------------------

1 Pewnie nie słyszałeś powiedzenia „jaki LOL mi cię”, bo wymyśliliśmy je razem z siostrą. LOL oznacza po angielsku lots of laughs, czyli „kupa śmiechu”. Używa się go zamiast polskiego „ale jaja” lub „ale numer”. Moja starsza siostra Ala, jak chciała się ponabijać z tego, co powiedziałem, to rzucała: „Taaa, jaki żal mi cię”. Któregoś dnia wygłupialiśmy się i byłem tak podekscytowany, że się pomyliłem i zamiast „żal” powiedziałem „LOL”. Tak powstało „jaki LOL mi cię”. Teraz już weszło to do naszego słownika rodzinnego i do mojego języka szymońskiego. Też masz takie domowe powiedzonka, których nikt inny nie kuma? Aha, żebyś nie musiał się domyślać, o co chodzi, jak będę używał jakichś szymońskich słówek, to w przypisach znajdziesz tłumaczenie na polski.
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: