Dzika jabłoń - ebook
Dzika jabłoń - ebook
Wyrwała kartkę z zeszytu i napisała dużymi literami:
Muszę wyjechać na jakiś czas. Wszystko w porządku. Nie szukajcie mnie. Nikt mnie nie porwał, nie uciekłam z domu, nie jestem w ciąży.
Zawahała się, zanim dodała:
Wrócę.
Do tego sylwestra Wiktoria przygotowywała się wyjątkowo starannie. Właśnie miał się zacząć kolejny szczęśliwy rok jej związku z Kacprem. Tymczasem chłopak nagle zniknął. Nie ma go w domu, przestał odbierać telefony, zlikwidował konto na Facebooku…
Czy jedynym lekarstwem na rozpacz jest uciec jak najdalej od miejsc, z którymi wszystko źle się kojarzy?
Anna Łacina – z wykształcenia i pasji biolog. Autorka serii bajek edukacyjnych, opowiadań fantastycznych i powieści obyczajowych. Dwukrotnie wyróżniona przez Polską Sekcję IBBY (w 2007 roku za Inwazję wirusów, a w 2010 za Czynnik miłości).
Uważa, że wspólne czytanie i dyskusje o literaturze zbliżają ludzi, dlatego stara się raczej tworzyć powieści, które można czytać razem, niż adresować je do konkretnej grupy wiekowej. Napisała ich już sześć, w tym pięć dla Naszej Księgarni.
Kocha podróżować, chętnie zagłębia się w tajemnice natury, kultur i języków, niektórymi odkryciami dzieli się potem w swoich książkach.
Chadza własnymi drogami, często zaczytana, więc jak nikt rozumie wszystkich „osobnych”. Ale nie tylko o nich i dla nich pisze..
Kategoria: | Young Adult |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-10-12900-0 |
Rozmiar pliku: | 1,9 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
| | Agnieszka Gil Herbata z jaśminem |
| | |
| | Anna Łacina Czynnik miłości |
| | |
| | Anna Łacina Kradzione róże |
| | |
| | Anna Łacina Telefony do przyjaciela |
| | |
| | Anna Łacina Miłość pod Psią Gwiazdą |
| | |
| | Beata Ostrowicka Przecież cię znam |
| | |
| | Agata Mańczyk Rupieciarnia na końcu świata |
+-----------------------------------+--------------------------------------------+ROZDZIAŁ II
Czwartek, 2 stycznia
1.
Technikum informatyczne Kacpra było oddalone od liceum Wiktorii o niecałe pięć minut, ale od września ciągle się mijali. Kiedy ona kończyła lekcje, on dopiero zaczynał. Kiedy miała dużą przerwę, podczas której, tak jak w pierwszej klasie, mogliby do siebie przybiec, spotkać się gdzieś w połowie drogi, choćby na krótki pocałunek, na wspólną pitę w barze, Kacpra jeszcze nie było w szkole. Kiedy jemu wypadała duża przerwa, jego dziewczyna już od dawna siedziała w domu nad lekcjami.
Na początku prosto ze szkoły Kacper jechał do Wiktorii zamiast do domu. Wieczory były długie, ciepłe, spacer w zapadającym zmroku tylko dodawał romantyzmu ich randkom.
Problemy zaczęły się z pierwszymi szarugami. Ile można siedzieć w pokoju, mając za ścianą rodziców, nawet bardzo życzliwych? Tak życzliwych, że co chwilę proponowali a to kanapki, a to herbatę...
Gdyby nie telefony, chybaby już dawno oboje zwariowali z tęsknoty.
– Nie odezwał się? – Zuzka podeszła do Wiktorii, wpatrzonej w prześwitujący między drzewami budynek technikum.
Wiki pokręciła głową.
– To już chyba koniec... – szepnęła przez ściśnięte gardło. – Albo coś mu się stało, albo... – Z trudem powstrzymała pchające się do oczu łzy. – Gdyby mu zależało... Nawet jeśli nie może dzwonić, przecież by przyszedł, nie?
– A tobie? Ciągle ci na nim zależy?
– Zuzka, skąd ty właściwie wiesz o szlabanie? Kto ci powiedział?
– Jego mama.
Wiktoria spojrzała ze zdziwieniem. Zuza się uśmiechnęła.
– Wyszukałam w necie numer kwiaciarni jego starych, zadzwoniłam, odebrała matka, to się przedstawiłam i powiedziałam, że nie mogę się z nim skontaktować. Resztę znasz.
2.
– Smoczyca cię wzywa. – Agnieszka położyła na biurku Marty stos raportów. – I lepiej idź od razu, bo wygląda na nabuzowaną. Objechała mnie, że za mało kart sprzedałam, a Paulina na dziesięć kredytów minimum pięć kart i cztery ubezpieczenia, nie wiem, jak ona to robi, dupą chyba. No co ja poradzę, że klienci chcą brać tylko goły kredyt? Nie zmuszę przecież? Pewnie się szefowej sylwester nie udał.
– Nie tylko jej – mruknęła Marta pod nosem, ale tak, by koleżanka nie usłyszała. Po co ma plotkować?
Uśpiła komputer (ostrożności nigdy za wiele) i ruszyła do gabinetu szefowej. Po drodze minęła się z Norbertem, który właśnie stamtąd wychodził. Otaksował ją wzrokiem.
– I jak, dobrze się bawiłaś w sylwestra?
– Wspaniale! – Nawet zdołała się uśmiechnąć. Po czym znów ją zablokowało, bo nie wiedziała, czy powinna teraz wymyślać jakieś szczegóły, czy może to był pretekst do rozpoczęcia rozmowy.
– Panie prokurencie... – Nie wiadomo skąd zjawiła się Paulina. – Gdyby mógł pan zerknąć na te wnioski...
– Oczywiście, oczywiście!
Marta ze zdumieniem zauważyła, że Norbert przepuszcza Paulinę w drzwiach. Wobec innych kobiet pracujących w firmie nie był taki szarmancki. Oboje zniknęli w jego pokoju.
– No, jesteś wreszcie! – Agnieszka miała rację, Smoczyca najwyraźniej wstała z łóżka obiema lewymi nogami. – Dwa tysiące czternasty się zaczął!
– Tak. – Marta trochę zbaraniała, ale strategia przytakiwania sprawdzała się zawsze.
– A ty masz zaległy urlop! Mówiłaś, że weźmiesz przynajmniej połowę jeszcze przed końcem roku!
No tak, obiecywała. Miała nadzieję na romantyczny wyjazd z Marcinem. Majorka albo Teneryfa. A może Tajlandia? Marcin się zgodził, nawet znalazł jakąś grę z wirtualnym pościgiem po Bangkoku i snuł wizje, jak im będzie cudownie, gdy pojadą. Ale pod koniec listopada jego firma dostała duże zlecenie reklamowe i o urlopie mógł zapomnieć. „W życiu piękne są tylko skille” – próbował ją pocieszyć.
Przez cały rok tak się mijali.
Nie wiedziała, co powiedzieć, ale szefowa chyba nie czekała na wyjaśnienia.
– Ta cholerna kadrowa znowu się czepia – warknęła i wypuściła nosem duży kłąb dymu. Kamila się zaklinała, że widziała na własne oczy, jak kiedyś ogień buchnął Smoczycy z paszczy. Ale Kamila była wtedy na kacu, a szefowa megawściekła. – MASZ iść na urlop – syknęła – bo inaczej firma będzie musiała wypłacić ekwiwalent, a na to sobie tutaj nikt nie może pozwolić. Rozumiemy się?
– Ale teraz? – jęknęła Marta. – Nie pasuje mi. Mam strasznie dużo roboty.
Szefowa sięgnęła po zapalniczkę, przez chwilę bawiła się płomieniem.
– Czy ja ci bronię chodzić do pracy? – Zapaliła papierosa i zaciągnęła się aż do pięt. – Chodzi tylko o ten cholerny urlop! Musi być porządek w papierach.
„I dlatego mam marnować swój wolny czas? Jeszcze czego!” – oburzyła się Marta, ale głośno powiedziała, starając się przybrać pojednawczy ton:
– Posprawdzam biura podróży i dam znać, dobrze? Wezmę ten urlop tak szybko, jak się da, ale MUSZĘ gdzieś wyjechać.
– Musisz? – Kłęby dymu spowiły Martę jak macki ośmiornicy, czub na głowie szefowej zatrząsł się złowrogo.
– Muszę – odparła odważnie. – Każdy kiedyś potrzebuje odpocząć, ja też. A żeby odpocząć, trzeba zmienić otoczenie. Inaczej zamiast na urlopie wyląduję na zwolnieniu i dopiero zrobi się kaszana z KOLEJNYM zaległym urlopem.
– Masz szczęście, Marta, że cię lubię – fuknęła Smoczyca – ale uważaj, żebyś w ostatecznym efekcie nie wylądowała gdzieś indziej. Na przykład na zasiłku. Ja od dziesięciu lat jestem w pracy w piątek, świątek i niedzielę, a jak widzisz, nie zapadam na zdrowiu. Odpoczynek jest dla mięczaków.
– Lepszy zasiłek niż renta – odcięła się Marta. A szefowa wybuchnęła tubalnym śmiechem, który zaraz przeszedł w kaszel.
Ciąg dalszy w wersji pełnej