Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

  • Empik Go W empik go

Abrah oblubienica Salomona - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
1 września 2016
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Abrah oblubienica Salomona - ebook

Losy starotestamentowych królów – Dawida i Salomona – w zupełnie nowej perspektywie, ukazane oczami kobiet.

Abiszag towarzyszy im obu, każdemu inaczej, uczestnicząc w wielkich wydarzeniach swoich czasów, w przemianach społecznych i jednoczeniu Izraela, a jednocześnie stojąc ponad nimi. Nie jest bowiem zwykłą śmiertelniczką. Wypełnia ją szczególna boża łaska sprawiająca, że jej czyny odciskają wyraźne piętno na rzeczywistości. Będąc nieskończoną miłością, stworzona jest do rzeczy wielkich, ale także skazana na kabalistyczną wędrówkę ku doskonałości. Wędrówkę, która trwać może znacznie dłużej niż jedno życie.

Kategoria: Powieść
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-8083-309-8
Rozmiar pliku: 1,1 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

Oblubienica i Duch wołają „Przyjdź!”.

A ten, kto słyszy, niech powie „Przyjdź!”.

Kto jest spragniony, niech przyjdzie i pije,

Niech wody życia za darmo zaczerpnie.

Albowiem tych kocham, którzy mnie kochają,

I ci mnie znajdą, którzy mnie szukają,

W weselu i w radości, ponieważ nadeszły

Zaślubiny i jako małżonka się przygotowałam.

Sam Bóg będzie z nami.

*

Czasami tak się zdarza, że dusze z sobie tylko znanych powodów decydują się inkarnować z tym samym celem ponownie.

*

Wygładziła nierówności na swojej sukience, która dla każdego innego i tak wydawała się idealnie gładka. Jasnoniebieska jak jej oczy, inne od pozostałych mieszkańców pałacu.

I nic. Cisza, leniwe popołudnie. Spokój. Dla niej akceptacja. Taka była jej rola – czekanie. W bezruchu wykonywała nieustającą pracę nad potężnymi wodami, czyniąc je kryształowo czystymi, kojącymi i przynoszącymi duchowe ożywienie morzami. Co robiła? – nic, po prostu była, a wszyscy dookoła korzystali z jej doświadczeń siebie, stając się tym samym z niezmąconymi taflami wewnętrznych wód, jeśli zapragnęli. A pragnęli. To odwieczny rys człowieka osiągnąć spokój wewnętrzny, najchętniej odnajdując jego źródło na zewnątrz, by uniknąć tym samym ogromnego wkładu energii w samopoczucie własne. A ona sobie tego nie szczędziła, traktując jednocześnie wszystkich dookoła jako przedłużenie siebie, akceptując ich i kochając jakby części własnej osoby.

Na słoneczny dziedziniec wbiegła uradowana służka, co przykuło jej uwagę.

– Król, pani! – oznajmiła zdyszana, nie spuszczając z oczu wybranki. – Ha, ha, król, król! Król idzie!

Idzie? Ta myśl wybiła ją z kontemplacji. Więc idzie, pomimo prezentu, jaki mu przywieźli dziś do pałacu… Zdziwiło ją to jak zawsze. W jej myślach pojawił się obraz królowej… który natychmiast wypuściła. Była czysta, nic nie zaprzątało jej głowy. Najstraszniejsze rzeczy dla każdej innej kobiety nie mogły zmącić jej bezkresnej wody, bo na tym polegała jej rola. Być. Być dla siebie. Być dla niego.

Zachowała Boga w sobie, choć on dał jej trudną lekcję. Zatrzymała niewinność bożą. Nauczyła się, jak nie dać się ponieść emocjom, jednocześnie pozwalając im istnieć. Wytrzymać katusze wybranki króla, pozostać z tyłu, ale wciąż czuć się ważną. Udźwignęła to wszystko, Bóg udźwignął z nią razem.

Była światłem świata swych czasów, skromna i nieodgadniona, pani wdzięku. Słodka miłością, którą przelewała na niego. A on to lubił i chciał tego, ale przyjemność znaleźć mógł również i gdzie indziej.

Harem był duży, jednak nie tak wielki, jak pogłoski niosły. Dla Tego, Od Którego Wszyscy Pochodzimy, przez te lata to wciąż było dobre, więc wciąż tam pasowała. Niezmieniająca się pod wpływem okoliczności siła jej miłości leczyła oboje.

Oczywiście wiedziała, że na obecną sytuację wpływ mają polityczne i ekonomiczne decyzje jego wysoko postawionych urzędników – czasem sprzymierzeńców, częściej konkurencji. To pomagało jej wytrwać przy jego boku.

Nie oceniała też ludzi zaangażowanych w kreowanie świata, gdzie kobiety stają się narzędziem w politycznych i handlowych rozgrywkach. Nawet, choć działo się to wbrew jej interesom oraz w niezgodzie z poglądami, pozostawiała wszystkim zainteresowanym wolność postępowania, zawierzając Bogu tudzież swemu królowi. Zajęła się sobą, bo tylko na to mieć wpływ chciała, wierząc, że jedynie tym może zająć się naprawdę dobrze. Robiła więc w tej kwestii wszystko, co mogła, nie ingerując jednocześnie w cudze decyzje, chociażby najmniej trafione. Zawsze jednak pomagała załagodzić ich konsekwencje, zwłaszcza poproszona. Wierzyła, że każdy, kto się urodził, musi przejść własną drogę, wyciągając wnioski ze swoich poczynań. Uczy się w ten sposób, by na końcowym etapie postępować mądrze, biorąc odpowiedzialność za swoje czyny, myśli i uczucia. Rozumiała, że często nie wystarczy jedno życie, by sprostać temu trudnemu zadaniu, lecz nawet tysiące bądź setki tysięcy inkarnacji. Niemniej prędzej czy później każdemu będzie dana łaska mądrego działania wynikająca nie z chłodnej kalkulacji intelektu, lecz ze spójności elementów – umysłu, emocji, a przede wszystkim ducha, który przejawiać się może tylko poprzez czyny. Podobnie jak tężyzna fizyczna może być jedynie doceniona w ruchu, gdy służy czemuś.

Patrzyła więc na wszystko w swoim cichym zrozumieniu, nikomu nie wchodząc w drogę, lecz towarzysząc tym, którzy znaleźli się przy niej, a ona przy nich. Zawsze obecna, prosta, pani swego świata. Ta, która stąpa bezpiecznie po morzach.

Nigdy nie starała się wiedzieć za dużo, a to, co wiedzieć miała, Bóg i tak jej objawiał. Unikała wszystkich sił nadprzyrodzonych – jej celem był Bóg jedynie, w jego blasku się grzała. Niemniej jeśli wiedza spływała na nią, używała jej mądrze. Miała przeżyć, by odegrać rolę, jakiej się podjęła, i pozostać ciągłością, licząc na siebie jedynie oraz Boga w sobie. Nie pragnąc i nie przywiązując się do niczego, poprzestając na małym, żyjąc jednocześnie w pałacu i obracając się pośród rozkoszy spływających zewsząd. Co czyniła, to z myślą o Bogu, ku najwyższemu dobru na ziemi według prowadzenia z pierwotnego źródła.

Jej pomoc klasnęła do pozostałych, choć nie musiała – wszyscy wiedzieli, co czynić.

Tymczasem królewski dwór wieść obiegła „Abrah, ulubiona kochanka Salomona…”. Z jakichś powodów świta stała w tej sprawie po jej stronie. Nie spodziewała się ani nie oczekiwała, by ktokolwiek kiedykolwiek stał za jej plecami, lecz kiedy się tak zdarzyło, zdało jej się to miłym. Cieszyli się, że dziś znów wygrała, zwłaszcza że wszyscy widzieli urodę tej, którą w ich mniemaniu pokonała. Na przestrzeni lat już po raz kolejny.

Dla ludzi z pałacu była ich, to ją akceptowali. Tym bardziej cieszyli się z wyboru, którego król dokonał ponownie jak co dzień, powracając do niej nieustannie. Jej postać wyryta została w jego myślach tak, że nosił ją zawsze po świecie, wywyższając w ten sposób jej imię ponad wszystkie inne.

„Abrah, ulubiona kochanka Salomona” – zasłuchała się w te słowa zaskoczona, sprowadzona przez nie do roli, do której nie ograniczyłaby swojego życia przenigdy, przymioty ciała traktując jako ostatnie na liście swych zalet. Niemniej uśmiechnęła się do siebie, dziękując w myślach za lojalność ludzi, którzy trwali przy niej, chociaż na to nie liczyła.

Zasłyszane słowa przyjemnie dźwięczały jej jeszcze przez chwilę w uszach, chociaż sama unikała jakichkolwiek prób nazywania swojej osoby – a w tej kwestii zwłaszcza – by nie pomniejszyć tym wszystkiego innego, czym również, albo i przede wszystkim, była.

Zamyśliła się raz jeszcze z nutką radości nad wyrazami szacunku, jakie okazali jej w ten przedziwny sposób dworzanie. Trwało to tylko ułamki sekund – na tyle sobie pozwoliła, obmywając pochodzącą od swojego morza falą tę, która jej wiadomość przyniosła. Pragnęła zrozumieć, co dzieje się w sercach towarzyszy, mając jednak baczenie, by nie przekroczyć granicy między wolnością poznania a nietykalnością drugiej osoby. Fala jej ciekawości nie odbiła daleko – omywszy delikatnie stopy służki, bezpiecznie wróciła do spokojnego morza.

Emocje, obojętnie, czy te z wyższymi wibracjami, czy z niższymi, trzymała pod panowaniem jak okiełzane nuty płynące z liry pod postacią muzyki, której uwielbiał słuchać. Harmonia dźwięków grana po mistrzowsku dla Boga. A on kochał Boga najbardziej, więc tym samym – dla niego.

Dwukrotnie wybrana. To przynosiło jej siłę i mogła dawać wciąż więcej, bo droga dawania nieskończona była. Uczyła się, jak przekazywać to, czego sama dotknęła, korzystając z darów, jakimi ją obdarzał.

Przygotował dla córki Boga ucztę ponownie. Skorzystają z niej oboje, król i królowa. Odżywił ją jako ziemię i ona wyda plony, pokarm godny Boga – miłość.

*

No tak. Znowu to widzi – kobieta tańcząca dookoła jej męża. Zadbana, czterdziestoletnia, z sukcesem zawodowym, z tytułami, nieco znudzona życiem, w którym wszystkiego ma pod dostatkiem, szukająca potwierdzenia, że wciąż jest atrakcyjna. Dostaje odpowiedź od jej męża: „tak, tak, jak najbardziej”. Mogłaby stracić energię, lecz już się nauczyła – przeczeka. Nie pozwala, by cokolwiek zmąciło jej wewnętrzny spokój, profilaktycznie odrzucając wszystkie myśli, które mogłyby się kłębić ponad jej uczuciami, ingerując w nie. Czy ją to dotyka? Nie! To się dzieje, ale na zewnątrz, jej woda jest niewzruszona, a ona stąpa po niej śmiało. Jest widząca, ale to nie wpływa na jej samopoczucie. Nauczyła się tego. Odgrodziła siebie od reszty, by nie być skutkiem cudzych decyzji, a raczej jedyną przyczyną dla zachowań własnych. Odpowiedzialnie trwa, taka jest jej rola… Stoi jako niezmącona.

Duma jej nie zniszczy – bez niego nie byłaby tym wszystkim, czym jest przy jego boku. Tak zdecydowała, chce być przy nim, bo to jest dla niej z jakiegoś powodu dobre. Łatwiej jest jej kochać Boga, kiedy w jego oczy patrzy.

Ćwiczenie pokoju w warunkach stałej wojny zmusza do zagłębiania się w siebie, do odnajdywania nowych pokładów mocy, odkrywania nowych lądów we własnym wnętrzu. Wie, że w jej rękach leży zniszczenie siebie i jego, i nie chce z tego skorzystać. Jest spoiwem. Nosi w sobie silną pramatkę.

Prawdziwie też pokochała mężczyznę, który chce podjąć walkę ze słabościami tego świata.

Jest okiem cyklonu, spokojem wśród umartwionych dusz chcących manifestować swoją obecność poprzez wiatry, ulewy, zniszczenie, spiętrzając cudze wody… Niepotrzebnie…

A ona już to wie. Hm… rozumie, nie bada.

Jest.

Trwa.

Widzi, lecz to na nią nie wpływa. Wita z radością wszystko, co ją spotyka, nawet przeciwności losu. Doświadczenia służą jej, aby jak najwięcej się nauczyć. Z radością wygląda następnego poranka, by znów być. Tak po prostu.

Przebyła długą drogę, pełną burz i deszczu. Dawała się wciągać wcześniej tam, gdzie wchodzić nie chciała. Ta droga była niechcący zadana przez brak miłości od tych, którzy powinni i mogli ją dawać. I tak przez wieki długie, bez możliwości ucieczki, stała się wypadkową zdarzeń. Do momentu, kiedy zrozumiała, że może liczyć jedynie na siebie. Tylko ona jest odpowiedzialna za siebie, za swoje czyny i za to, ile miłości znajdzie.

Wtedy wszystko się zmieniło. Pogodziła się z losem i jest, i to jej wystarcza. Najważniejsza w jej świecie. Odrębna od innych, a dzięki temu wciąż na nich otwarta.

Jej partner podchodzi do niej i szepcze do jej ucha:

– Kocham cię.

I on przeszedł tę drogę, zrobili to wspólnie. Nie rozmienia więcej serca na drobne, nie szamocze się w oczekiwaniu, zdąża do bezpiecznego miejsca, gdzie mogą być razem. Ona już tam jest, gotowa podjąć gościa. On kocha to święte miejsce – sekretną świątynię kobiety mądrej. Wybranej i wybieranej dnia każdego. Pozwoliła sobie na to i jemu również. I są szczęśliwi. Im większa temperatura uczuć obojga, tym potężniejszy huragan dokoła, tym mocniejsze procesy niestabilnych ludzi, którzy niczego zdziałać nie mogą.

*

Władczyni Saby czekała… Sława tego miłośnika kobiet i piękna w ogóle przywiodła ją tysiące mil poza bezpieczne granice jej państwa. Udowodnić sobie i pokazać innym moc kobiecą – o to jej chodziło. W końcu była traktowana jak królowa, kobieta u władzy, co zdążyło już zniewolić setki. Jednak wciąż pozostała nienasycona. Bawiła się przednio, a teraz czekała na zwieńczenie rozrywki przyjemnością. Widziała świątynię na górze Moria, cedrowy Dom Lasu Libanu, Portyk Kolumnowy oraz Portyk Tronowy, w którym rządził ten król wszechstronny.

To, co zaskoczyło ją najbardziej, to tygiel, w którym mieszają się kultury, wierzenia, języki, gdzie wszystkiego pełno, a mimo to funkcjonuje w zgodzie. Na tak małej przestrzeni współistnieją jedni na drugich prawie. Jak to możliwe? Jak tego dokonał? Miała do niego wiele pytań – dużo wiedział, więcej, niż przewidywała.

Cieszyło ją zwiedzanie, lecz nie dała po sobie poznać, co przeżyła wewnątrz, a wiele się tam działo. Nauczyła się jednak, pomimo intensywności uczuć, dawać pozory pozostania jakoby Niezmąconą Panią Wdzięku. Ten typ wciąż uchodził za ideał, chociaż ustanowili go już wieki temu w tworzącym się wówczas Egipcie ci, którzy pamięcią sięgali złotych czasów. Ich wyobrażenie, czym kobieta być winna, rozprzestrzeniło się na wszystkie krainy ościenne. Przez tysiące lat krążyły legendy o wybranych i ich umiejętnościach. Osiągnąć te wyżyny ducha bez odpowiedniego przygotowania to niemożliwość, ale ona tego dokona. Musi. Chce zawłaszczyć wszystko, zachłannie zagarnąć tytuły i dobra. Wiedziała, że kanonowi wewnętrznego piękna też podoła, bo to jest cenione, a ona chciała być uwielbiana. Sprosta odwiecznemu wzorowi i zostanie córką Boga, bo takich wyglądają. On zwłaszcza. Znawca kobiet. Jeśli zobaczy aprobatę w jego oczach, to ją uwolni z więzienia, na jakie sama siebie skazała. Więzienia w swoim intelekcie, dokąd udała się, by ochronić uczucia. Kosztowało ją to mnóstwo sił życiowych – bezustanna kontrola i wyrzekanie się emocji, bardzo często skrajnych.

Jej życie to godziny spędzone na myśleniu, co powiedzieć, by nie dać poznać, że na zmianę boi się, nienawidzi i zazdrości. To również godziny spędzone przed lustrem, by sprawdzić, czy jej wygląd pozostawał idealny. To także pochłaniało wiele energii, tak że czasem nie miała już siły i wybierała chwilowe zaniedbanie, ukrywając je w swoich komnatach. Popadała w apatię i bezruch najczęściej senny, by szukać regeneracji w światach powyżej.

Z niczego nie chciała zrezygnować i siłując się o wszystko, co dla innych ważne, osiągnąć cel – zwyciężyć. Być lepszą od pozostałych kobiet, mężczyzn, dzieci, niezależnie od płaszczyzny, której wojna dotoczyła. Chciała spełnić oczekiwania innych, uprzedzić je nawet.

Jedno, co ją zawsze dziwiło: smak zwycięstwa nie utrzymywał się długo, często w ogóle się nie pojawiał, rodząc jeszcze większy apetyt na to, o czym marzy reszta.

Okrutna dyscyplina wynikająca z niskich pobudek i życie w nieustannym poczuciu zagrożenia wprowadzały ją w stany kończące się wybuchami, najczęściej złością, lecz wielokrotnie rozpaczą. Po silnych emocjach jej duchowa energia przygasała jeszcze bardziej. Była słaba, z każdym dniem coraz słabsza. Topiła się w swoich wodach, nie w pełni świadoma przywiązania do sukcesu, który ciążył jej najbardziej wespół z próżnością, pożądaniem, złością. Nikt jednak o tym wiedzieć nie powinien, przede wszystkim Salomon. Chciała, by postrzegał ją jako królową godną siebie. Była dumna z tego, że urodziła się w królewskiej rodzinie, jadała najlepsze potrawy, nosiła najlepsze stroje, miała służbę. W jej oczach wynosiło ją to. Dodawało śmiałości, by wyciągać rękę wciąż po więcej i więcej. Choć z tym czasami i tak czuła się beznadziejnie, nie rozumiejąc dlaczego – przecież powodzi się jej znacznie bardziej od innych. Jest równa mężom, może nawet lepsza.

Czekanie było słodkie… Byleby nie za długo…

*

Wszyscy siedzieli na dziedzińcu, cała świta oraz mnóstwo gości, w tym już po raz ostatni królowa z Saby. Uzbrojeni żołnierze pilnowali licznie napierających na bramę, jak zawsze spragnionych sprawiedliwości ludzi. Ci walczyli, aby stanąć przed obliczem władcy i udowodnić niewinność swoją bądź pogrążyć wrogów.

To był długi dzień. Salomon zdążył się już zmęczyć. Nie był pierwszej młodości, wiele miał za sobą. Nie oszczędzał się jednak i dopiero kres sił wyznaczał jego obrad koniec. Wewnętrzny głos mówił mu wyraźnie, że dla niego na dziś wystarczy i więcej znieść by nie zdołał. Nie byłby skuteczny. Prowadzący jednak, Jeroboam, zdawał się nie odczytywać sygnałów.

Z kamienną twarzą kontynuując posiedzenie, uciekał spojrzeniem, kierując wzrok w stronę forsujących podwoje. Abrah i Salomon natychmiast wyłapali nadużycie przydzielonej mu władzy. Wyczuli Jeroboama.

Chociaż nic po sobie poznać nie dał, czekał, aż nadejdzie moment, kiedy król opadnie z sił życiowych, przeszywając swoją energią cudze życia, pobudki, emocje. Był to wysiłek dla ducha Salomona – choć potrafił się poruszać wprawnie po cudzych światach, to, czego doświadczał, często zostawało przy nim. Po takich obradach potrzebował zawsze wiele spokoju. Im był starszy, tym więcej. Para boska ludu Izraela kierowała nim oczywiście, by nie zainfekował swojego umysłu zupełnie. Niemniej czas odpoczynku nadszedł.

Znając doskonale możliwości swego pana, Jeroboam czekał na ten moment, by dać mu wówczas najtwardszy orzech do zgryzienia. Spojrzał na umówionego żołnierza, aby ten z tłumu wyłonił, co wcześniej uzgodnione – dwie kobiety, jedna z dzieckiem na rękach. Wojskowy zaprosił je przed oblicze króla, wskazawszy palcem. W eskorcie druhów, torując sobie drogę wśród ludzi próbujących ją blokować, na dziedziniec obie doprowadził.

Jeroboam zdążył zapoznać się z przypadkiem wcześniej jako jednym z ciekawszych, jakie dotąd spotkał. Rozmyślał nad nim długo, lecz wyroku wydać nie umiał ani nie chciał nawet. Cieszył się więc z próby zadanej temu, który zdążył zasłynąć z mądrości pośród swego ludu. Szukał sposobu, by osłabić króla. Wtedy sam zyskałby na sile, na znaczeniu, które do tej pory dzierżył w swych rękach Salomon jedynie. Dużo ryzykował, szykując zasadzkę, lecz na razie wszystko szło po myśli jego. Gdyby mógł, zatarłby ręce z radości, gdyż udało mu się, co planował wcześniej. Król zdążył się zirytować na jego samowolną decyzję.

To była jednak tylko jedna część planu, resztę miały wykonać nieświadome kobiety.

Grę, w którą wplątał się osłabiony wielogodzinnym wysiłkiem panujący, obserwowała również bacznie Abrah. Siedziała, dalej pokładając wiarę w Tym, Od Którego Wszyscy Pochodzimy, i w monarsze. Świeciła swoim własnym światłem, nie rażąc nikogo, okrywając swoją realizację człowieczeństwa iluzją. Tylko tak w tej sytuacji mogła pomóc partnerowi – nie obciążać go swoim strachem, zapanować nad nim i ufać, iż on sobie poradzi, cokolwiek mu będzie dane. Jako wsparcie oferowała spokój i niedokładanie ciężaru do jednej z wielu prób, jakim został już wcześniej poddany. Oby i przez nią przeszedł zwycięsko, nie tracąc nic z siebie – słów tych nie wypowiedziała nawet i w myślach, lecz tym się stała: czystą wiarą dla niego. Wsparciem, po którym piąć się mógł.

Jeroboam skinął głową, kiedy ujrzał, że nastał czas, dając znak, by jedna z przybyłych opowiadać zaczęła.

Targana silnymi emocjami oskarżająca zamknęła swą tragedię w tych słowach:

– Panie, ona ukradła mi dziecko… i mówi, że do niej należy… a ono już w grobie złożone…

Oczy zaszły jej łzami i z powodu bólu, jaki targnął jej sercem, niczego więcej nie była w stanie powiedzieć. Kobieta obwiniana również płakała i z dzieckiem na rękach stała tuż obok, krzycząc:

– To nieprawda, jest wręcz odwrotnie! Kłamie, by odzyskać dziecko! A ono jest moje, nie oddam, nie puszczę!

Wszyscy wstrzymali oddechy i ci wiarę w króla pokładający, i ci nieżyczliwi. Nikt nie miał pomysłu, co począć. Sprawa zdawała się bez wyjścia… nieomal…

Abrah wprawnym spojrzeniem mierzyła matki, widziała cierpienie obu. Próbowała przypomnieć sobie ich twarze, ich dzieje i żałowała okrutnie, że nie zna ich choćby ze słyszenia. Rozpoznawała wiele rodzin w mieście, gdyż pomagała dzieciom osobiście. Jednak te dwie kobiety pozostały dla niej obce. Wielu nowych ludzi przybyło, odkąd bramy na świat otworzyli. Nie znając kobiet, Abrah nie mogła w żaden sposób dotrzeć do prawdy. Nie chciała ingerować w ich przestrzeń dla dobra swojego i co za tym idzie, dla dobra wszystkich, z którymi połączenie już wcześniej nawiązała. Nie przyszła przeszywać, pozbawiając intymności, nie tam Bóg ją kierował. Gdyby miała to rozwiązać, już dałby jej odpowiedź. Choć chciała pomóc mężowi, od magii się powstrzymała, wolę Jedynego spełniając. Siedziała zatem i czekała, co wydarzy się dalej. Pozostała czujna.

– Przynieście miecz.

Słowa Salomona wprawiły wszystkich w osłupienie. Miecz? Umysły zgromadzonych nie potrafiły w żaden sposób połączyć dwóch kobiet i dziecka z bronią. Nigdy w całej historii rządów Salomona nie doszło do kary śmierci na dziedzińcu podczas osądzania. Zwłaszcza że czekający na wyrok to niewiasty i dziecię z jednej z nich niedawno zrodzone. Wszyscy się zastanawiali, któż zginie podczas intelektualnej zagadki, jaką była ta sprawa.

Kobiety struchlały. Nie mogły uwierzyć, że dobrze usłyszały. Konsternacja zapanowała wśród zebranych i tylko najwyższy z urzędników zachował przytomność umysłu.

– Przynieście miecz – powtórzył za królem we właściwej chwili, w takiej, w której wszyscy są w pełni obecni i naprawdę słuchają, choć skamienieli.

– Rozdzielcie dziecię po połowie – dokończył król krótko, czekając na dalszy bieg zdarzeń.

Gdyby Abrah mogła przetrzeć oczy ze zdumienia, tak by uczyniła. Jeszcze raz spróbowała przypomnieć sobie twarze tych kobiet – na próżno. Za duże miasto, aby wszystkich spamiętać. Jej serce przeszyła złość na podjętą pośpiesznie decyzję, której ofiarą paść dziecko miało.

– Bez sensu! Głupota! Śmierć w imię sprawiedliwości, to nie posłuży nikomu, a zabierze życie przez Boga zesłane.

Chwilę później spokojna, w lot plan miała gotowy. Padnie na kolana i poprosi o łaskę. Poczeka jeszcze chwilę na kluczowy moment. Choć gestów takich nie zwykła czynić, a stać raczej z tyłu i w cieniu, zmuszona była działać. Pomóc im wszystkim – dziecku, kobietom i jemu. Musiała to zrobić, choć od teatru i gry trzymała się z dala.

Gesty dla niego i dla ludu. Przed pokazywaniem siebie samej, znienawidzonym przez osoby stojące bliżej władzy, uchroni ją jej walka o „dobro jakieś”, o „niezrozumiałą sprawiedliwość”. Przetrwa dziecko i on, i ona, walczące matki, jego polityczne kobiety, Jeroboam nawet. Nikt nie rozmieni swych serc na drobne.

Przetrwamy w całości, tak, aby nie przekroczyć wąskiej granicy, którą życie dziecka dzisiaj wyznaczyło – myślała.

Rozsądek, serce, optymalne wyjścia, przez które nikt niczego nie traci – to był Bóg. Nie chciała oślepić nikogo światłem swej wiedzy, jak świat winien wyglądać, choć poznała drobne niuanse, by Tego, Od Którego Wszyscy Pochodzimy, przywołać w największej swej chwale. Pozwalała ludziom się rozwijać we własnym tempie, by uczyli się konsekwencji rzeźbiących ich późniejszą rzeczywistość, a płynących z popełnianych czynów, myśli i emocji. Właśnie dzięki takiej postawie Bóg rozpościerał jej skrzydła szeroko. Jak echo Jedynego wolała raczej palić pochodnię zza pleców ludzi delikatnie, nie ujawniając swojej twarzy. Nie musząc przyjmować dzięki temu hołdów za zasługi, które niewidzialnymi dla niewprawnych zostały. To była zasadnicza część spinająca jej skrzydła – pozwolić ludziom samym sobie wzrastać na podstawie swoich własnych doświadczeń.

Jej wiedza, że cała sytuacja nie powinna mieć miejsca, niczego by nie zmieniła. Zamierza jednak wyrazić swoim postępowaniem, co myśli, bez pouczania kogokolwiek. Ma do tego prawo, obowiązek nawet, jako że poznała drogę i z niej już nie schodzi. Kto gotowy, ten naukę pojmie.

Strata, której wszyscy byliby świadkami, dotknęłaby cały świat, bez mała płynąc ze świętej góry od człowieka, który rozwinął w sobie skrzydła Boga. Jego czyny zyskały na mocy, ale odpowiedzialność za nie wzrosła, dotykając setki, tysiące lat naprzód.

Salomon znalazł się w kluczowym momencie i dobrze o tym wiedział, bo był rozumny, bo Ten, Od Którego Wszyscy Pochodzimy, w nim mieszkał również…

Abrah trwała w pogotowiu, przygotowana na ewentualny krok. Ruch swój jednak wstrzymała, gdyż ku jej zdziwieniu nie Bóg, lecz rozum podsunął rozwiązanie. Ducha w tym nie było, przynajmniej na razie. Czekała więc na to, co się wydarzy dalej. Jaka lekcja ich spotka?

Rzuciła spojrzenie w stronę męża. Był w transie, robił coś, czego sam zdawał się nie rozumieć do końca. Jedyne, czego teraz pragnęła, by nie szaleństwo, lecz bóstwo przychylne temu ludowi chciało przemawiać przez niego, używając mądrości złotego języka.

Jedna z osądzanych rzuciła się na ziemię:

– Oszczędź to dziecko! Zaklinam! I… zostaw w rękach mej rywalki… – W tym miejscu kobieta głos zawiesiła.

Zapadła cisza. Żołnierz dzierżący miecz z nadzieją czekał na wybawienie przed okrutnym czynem. Ostrze jego poświęcone zostało obronie i takim wolał je zostawić.

Salomon zamyślił się na chwilę. Wydawała się ona całą wiecznością dla tego, który miał stać się katem osądzanych kobiet i Abrah, chociaż trwała sekundy. Po czym rozświetliło się mu czoło w genialnym przebłysku i rzekł, cały będąc już sobą, pobrawszy nauki, co do natury ludzkiej w zaświatach:

– Czy to twoje dziecko, czy też nie, jego losy tobie dziś powierzam. Zasłużyłaś na nie… Prawda jest po twojej stronie. Tyś matką istotnie.

Abrah odetchnęła z ulgą, podobnie jak i większość zgromadzonych. W tym samym momencie Jeroboam ogłosił koniec sądów, pozostawiając wszystkich ludzi w zachwycie. Pochwały dla mądrości króla nie miały końca. On sam tkwił z mieszanymi uczuciami, gdyż, tak jak i reszta, musiał oddać hołdy za rozwiązanie nierozwiązalnego. Podziwiał króla. Ba! Nim właśnie chciał zostać. Wiedział również, że jego dni jako najważniejszego dostojnika dworu są już policzone. W tej sytuacji musiał szybko wymyślić coś, aby doprowadzić do upadku króla. Mniej więcej wiedział, gdzie powinien uderzyć. Kiedy wyraził życzenie, zaświtało mu rozwiązanie pochodzące od tych, którzy tylko czekają, aby świat zepchnąć w otchłań, gdzie strach, złość, chęć złapania w garść niełapalnego, próżność, pożądliwość, łakomstwo niszczą ludzkie skrzydła. Oczy zaszły mu czerwienią, szamotał się w swoich planach, by już teraz zacząć niszczyć wychodzącego bez szwanku z każdej sytuacji Salomona. Postanowił jednak odczekać i nie robić niczego, choć był doprowadzony nieomalże do szału, przegrawszy pojedynek. Zachował spokój i dzięki temu zapobiegł karze za wykroczenie przed jego obliczem, zyskując na czasie.

Król obrócił się i ujrzał złamanego człowieka obsadzonego na wysokie stanowisko mimo głupoty, lecz żal mu się go zrobiło, tak jak kiedyś brata… Kopał dół dla karmiącej go ręki, po czym wpadł doń upokorzony.

Salomon czuł, że Bóg Izraela go poprowadził i to, co się stało, było idealnym wyjściem dla wszystkich zgromadzonych, łącznie z Jeroboamem.

Nie omieszkał podziękować za to, czego mógł doświadczyć. Balansował na granicy, której nigdy nie chciałby przekroczyć. Udało się. Wciąż miał dobry kontakt z parą tych, którzy są kontynuacją Boga, Tych, Którym Imiona Są Już Niepotrzebne.

Tego dnia Jeroboam odkrył swą prawdziwą twarz. Jednak król zdegradować go nie mógł. Chciał dać mu jeszcze jedną szansę wbrew rozsądkowi, wbrew swoim zasadom, wbrew temu, co słyszał wewnątrz. Liczył się z tym, że może go to kosztować srogo, a mimo to położył na szali swoje dobro z losami niepokornego podwładnego, któremu współczuł jak nikt inny na dworze. Chciał być dobry, jakkolwiek inni ostrzegali go przed brakiem lojalności ze strony Jeroboama już wcześniej. W głowie wciąż brzęczała mu jak natrętna mucha myśl, żeby poczekać choć chwilę jeszcze, paraliżując jego czyny.

Oby wnioski wyciągnął i poprzestał na tym – rozmyślał Salomon.

*

Araat znalazła się wysoko, bardzo wysoko. Nigdy przedtem nie doświadczyła tak błogiego stanu. Było jasne dla niej, że to podróż duchowa powyżej mas astralnych, gdzie ludzie gromadzą się, śniąc, usiłują odzwierciedlić myślą fizyczną rzeczywistość. Powyżej przestrzeni, gdzie najczęściej przebywają zmarli, próbując żyć jak na ziemi, tworząc światy podług własnych wierzeń. Powyżej eteru, gdzie można odszukać losy wszystkich, którzy zaistnieli na ziemi. Powyżej konceptów intelektualnych, gdzie można się wiele dowiedzieć bądź zapaść w stan bliski nieistnieniu – tam, gdzie najczęściej przebywać zwykła, poszukując drogi powrotnej do Boga.

Zaproszona została do świata, w którym duch prawdziwie zaczyna się manifestować. Do najdalszego miejsca, do jakiego dotrzeć można, nim czara złota pęknie, dzban u źródła rozbije. Spotkała ją czekającą na swe zejście na ziemię. Nowo utworzona z najlepszych części przez tych, którzy byli przed nią. Z miłości tkana nowa dusza, zrodzona w światach powyżej.

Przebywając blisko nienarodzonej, doskonale rozumiała, ile przed dziewczyną pracy na ziemskim padole.

– Twoja misja jest wielka… – odczytała.

Zmieszała się natychmiast, gdy do niej ta wiedza dotarła, nie mogąc wytrzymać oszołomiona uzyskanym wglądem, głowę chciała odwrócić. Udało się jednak jej przemówić, nim zdecydowała się uciec przez skromność:

– Za ciężka jesteś dla mnie, nie dam rady być matką dla tak wielkiej osoby.

W odpowiedzi przyszła epifania.

Brała dziewczynkę na ręce, zdziwiona tym, jaką jest ona lekką istotą. Z łatwością, jakby była piórkiem, podniosła ją wtedy ponad swoją głowę, ku światłu. Wówczas spłynęła miłość, która uleczyła z wątpliwości przyszłą matkę, zostawiając ją w tęsknocie i ze zgodą na to, co ma dziać się dalej.

------------------------------------------------------------------------

Obj 22, 17, Biblia Tysiąclecia. Tekst jest przekładem Biblii nieznanego autorstwa, funkcjonuje jako pieśń.

Prz 8, 17, BT.

Obj 19, 7, Pismo Święte w przekładzie Nowego Świata.

Koh, BT.

1 Krl, BT.
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: