Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Akademia Dobra i Zła 4. Droga do sławy - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
11 lipca 2018
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
Produkt niedostępny.  Może zainteresuje Cię

Akademia Dobra i Zła 4. Droga do sławy - ebook

 

Baśniowy świat, w którym zwyczajni młodzi ludzie mogą być bohaterami i złoczyńcami jednocześnie.

Uczniowie z Akademii Dobra i Zła byli przekonani, że znaleźli już swoje szczęśliwe zakończenie, gdy pokonali Złego Dyrektora Akademii. Teraz, w czwartym roku swojej nauki, muszą wypełnić misje powierzone im przez Dziekan Dovey. Zawszanie i nigdziarze przemierzają Bezkresną Puszczę, by zasłużyć na wieczną chwałę i uniknąć zniesławienia.

Agata i Tedros, jako król i królowa Kamelotu, muszą przywrócić królestwu dawną świetność. Sofia wypełnia obowiązki dziekan w Akademii Zła, które przejęła po lady Lesso. Wszyscy jednak czują się coraz bardziej samotni i nieprzygotowani do nowych ról.

Kategoria: Dla młodzieży
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-7686-714-4
Rozmiar pliku: 4,7 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

1 AGATA Prawie królowa

Jeśli przez większość życia zamierzałaś żyć długo i szczęśliwie z dziewczyną, dziwnie się czujesz, planując ślub z chłopcem.

Chłopcem, który od miesięcy unikał Agaty.

Nie mogła spać, bo kotłowały się w niej złe przeczucia. W myślach tłoczyły się wszystkie rzeczy, które zostały do zrobienia przed wielkim dniem, ale to nie dlatego nie mogła zasnąć. Nie, chodziło o coś innego: o wspomnienie chłopca, którego miała niedługo poślubić… o wspomnienie, które było zbyt trudne do zniesienia…

Tedros, z twarzą mokrą od łez, przewieszony przez ramię strażnika. Tedros wydający pierwotny wrzask, tak pełny bólu i rozpaczy, że czasem Agata nie była w stanie słyszeć niczego innego…

Przewróciła się na bok i schowała głowę pod poduszkę.

Sześć miesięcy minęło od tamtego dnia: dnia koronacji.

Przez cały ten czas źle spała.

Agata poczuła, jak zirytowany Rozpruwacz przewraca się w nogach jej łóżka; to jej niepokój nie dawał mu spać. Westchnęła współczująco i spróbowała skoncentrować się na oddychaniu. Powoli jej myśli zaczęły się uspokajać. Zawsze szło jej lepiej, gdy starała się pomóc komuś innemu, nawet jeśli chodziło o to, by zasnąć i nie przeszkadzać swojemu łysemu, pokiereszowanemu kotu… Gdyby tylko mogła coś zrobić, żeby pomóc swojemu księciu. Razem zawsze potrafili sobie ze wszystkim po…

Klik.

Jej serce zamarło.

Drzwi.

Czujnie nasłuchiwała cichego chrapania Rozpruwacza i dźwięku naciskanej klamki.

Udawała, że śpi, ale bezszelestnie przesuwała dłoń w poszukiwaniu noża leżącego na stoliku przy łóżku.

Trzymała tam nóż od przyjazdu do Kamelotu. Nie miała wyboru – Tedros miał tutaj wrogów, i to dużo wcześniej, zanim powrócił, by zająć swoje miejsce na królewskim tronie. Nawet jeśli ci wrogowie byli teraz w więzieniu, wszędzie mieli szpiegów, którym zależało na zabiciu Tedrosa i jego przyszłej królowej…

Teraz zaś drzwi jej komnaty się otwierały.

Nikt o tej porze nie miał tu prawa wstępu. Nikt zresztą nie miał prawa wstępu do jej skrzydła zamku.

Przez uchylone drzwi wpadło światło księżyca, oświetlając plecy Agaty. Jej oddech stał się płytszy, gdy usłyszała stłumione kroki na marmurowej posadzce. Cień prześlizgnął się po jej szyi i padł na kołdrę.

Mocniej ścisnęła nóż.

Materac powoli ugiął się pod ciężarem.

Czekaj – powiedziała do siebie.

Materac ugiął się jeszcze bardziej.

Czekaj.

Słyszała czyjś oddech.

Czekaj.

Cień sięgnął do niej…

Teraz.

Agata gwałtownie wciągnęła powietrze i zamierzyła się nożem prosto w szyję napastnika, ten jednak złapał ją za nadgarstek i przycisnął do łóżka.

Agata dyszała z przerażenia, gdy wpatrywali się w siebie szeroko otwartymi oczami.

W ciemności widziała tylko białka jego oczu, potem poczuła ciepło jego skóry i świeży zapach potu. Cały strach wyparował. Pozwoliła, by ostrożnie zabrał jej nóż z zaciśniętych palców, a potem odetchnął z ulgą i położył się obok niej. To wszystko stało się tak szybko i lekko, że Rozpruwacz nawet nie drgnął.

Czekała, aż się odezwie, przytuli ją do piersi albo powie, dlaczego unikał jej przez cały ten czas. On jednak skulił się tylko obok w kłębek, skamląc jak zmęczony pies.

Agata gładziła jego jedwabiste włosy, ocierała palcami pot z jego skroni i pozwalała, by szlochał w jej koszulę nocną.

Nigdy nie widziała, żeby płakał. Nie w taki sposób, przestraszony i bezsilny.

Przytulała go, aż jego oddech się uspokoił, a ciało poddało się jej dotykowi. Spojrzał na nią z leciutkim cieniem uśmiechu…

Który zaraz zniknął.

Ktoś ich obserwował. W drzwiach stała, zaciskając lśniące zęby, wysoka kobieta w turbanie.

Tedros zniknął równie szybko, jak się pojawił.

Promienie sierpniowego słońca padały przez otwarte okno wprost na żyrandol odbijający światło w oczy Agaty.

Zamrugała sennie. Dostrzegła brakujące kryształki w żyrandolu spowitym w pajęczyny niczym stary nagrobek.

Przytuliła poduszkę do piersi. Nadal nim pachniała. Rozpruwacz zbliżył się, powąchał poduszkę i zamierzył się, żeby poszarpać ją na kawałki, ale Agata rzuciła mu gniewne spojrzenie. Kot wrócił w nogi łóżka. Przynajmniej poprawia mu się charakter – pomyślała. Pierwszej nocy w zamku nasikał do butów Tedrosa.

Gdzieś za drzwiami rozległy się głosy. Już niedługo będzie sama.

Agata, ubrana w czarną workowatą koszulę nocną, usiadła i rozejrzała się po komnacie trzy razy większej od jej starego domu w Gawaldonie. Popatrzyła na zakurzone lustra w ramach wysadzanych klejnotami, zapadniętą sofę i dwustuletni sekretarzyk z kości słoniowej. Przyciskała poduszkę jak koło ratunkowe i napawała się ciszą promieniującą z popękanych marmurowych płyt zabarwionych na błękitno i ścian w tym samym kolorze, z pokrytymi plamami intarsjami w formie złotych kwiatów. Komnaty królowej były takie jak wszystko w Kamelocie – wspaniałe z daleka, z bliska zrujnowane. To samo dotyczyło także jej – mieszkała wprawdzie w komnatach królowej, ale nie była jeszcze królową.

Do ślubu zostały dwa miesiące.

Do ślubu, który z każdym dniem budził w niej większy niepokój.

Dawno temu Agata wyobrażała sobie, że będzie żyła długo i szczęśliwie z Sofią w Gawaldonie. We dwie będą dumnymi właścicielkami domu w mieście, a co rano, po herbacie i toście, udadzą się do księgarni pana Deauville’a, teraz znanej jako księgarnia A&S, ponieważ ona i Sofia przejmą ją po śmierci staruszka. Po pracy pomoże Sofii zbierać zioła i kwiaty potrzebne do zrobienia kremów upiększających, a potem wpadną do matki Agaty na Cmentarną Górę, na gulasz z móżdżków jagnięcych i tartę jaszczurkową (dla Sofii będą oczywiście suszone śliwki gotowane na parze oraz ogórki). Jakże zwyczajne będzie ich wspólne życie. Jakże szczęśliwe. Przyjaźń w zupełności będzie im wystarczać.

Mocniej ścisnęła poduszkę. Jak szybko się wszystko zmienia.

Teraz jej matka nie żyła, Sofia była Dziekanem Zła w magicznej akademii, a Agata miała poślubić syna króla Artura.

Nikt bardziej nie ekscytował się tym ślubem od Sofii, która ze swojego odległego zamku przysyłała list za listem, a każdy pełen szkiców sukien, tortów oraz porcelany, które jej zdaniem Agata koniecznie powinna wybrać na swój wielki dzień (Kochana Agusiu, nie napisałaś ani słowa, co myślisz o tych próbkach szyfonowych welonów, które Ci posłałam. Ani też o propozycjach tartinek. Naprawdę, słońce, jeśli nie potrzebujesz mojej pomocy, daj tylko znać…).

Agata patrzyła teraz na te listy piętrzące się na sekretarzyku, pokryte cienkimi smugami kurzu. Codziennie powtarzała sobie, że odpisze na nie, ale nigdy tego nie zrobiła. Co najgorsze, nawet nie wiedziała dlaczego.

Kroki na korytarzu były coraz głośniejsze.

Żołądek Agaty zacisnął się.

Od sześciu miesięcy było tak samo. Czuła się coraz bardziej niespokojna, podczas gdy Tedros coraz bardziej się wycofywał. Zeszłej nocy niewiele już brakowało, żeby mogli porozmawiać o tym, co wydarzyło się podczas koronacji, ale żadne z nich nie odezwało się nawet słowem. Wiedziała, że był zażenowany… zdruzgotany… zawstydzony… Ale nie mogła mu pomóc, jeśli z nią nie rozmawiał. A jak on mógł z nią rozmawiać, skoro nigdy się z nią nie spotykał.

Więcej kroków. Więcej głosów.

Agata poczuła suchość w ustach, sięgnęła po szklankę stojącą na nocnym stoliku. Była pusta, podobnie jak karafka.

Rozpruwacz ześlizgnął się z łóżka i zaczął się skradać do spłowiałych dwuskrzydłowych drzwi.

Potrzebowała czasu sam na sam z Tedrosem. Czasu, w którym nie będą żyć całkowicie oddzielnie. Czasu, kiedy będą mogli być sobie bliscy i szczerzy tak jak dawniej. Czasu, kiedy znowu będą mogli być sobą…

Drzwi otworzyły się z trzaskiem i do środka wmaszerowały cztery pokojówki ubrane w identyczne suknie w pastelowych kolorach – brzoskwiniową, pistacjową, grejpfrutową i różową – tak jakby były pudełkiem makaroników. Prowadziła je wysoka kobieta z ciemnymi oczami i czarnymi kręconymi włosami, które przytrzymywał turban. Miała na sobie lawendową szatę, a jej usta pomalowane były intensywnie czerwoną szminką. W jednej ręce trzymała oprawiony w skórę notes, a w drugiej pióro tak długie, że przypominało bicz.

– Śniadanie z weselnym florystą o siódmej w jadalni w Błękitnej Wieży; następnie w dwudziestominutowych odstępach spotkania mające na celu wybór krawca, który ma uszyć ślubną pościel; potem wywiad dla „Kuriera Kamelotu” do Ślubnego Wydania Specjalnego. O dziewiątej wizyta w Ogrodzie Zoologicznym Kamelotu w celu wybrania oficjalnych gołębi ślubnych. O ile wiem, mają tam kilka gatunków w różnych odcieniach bieli…

Agata ledwie mogła tego słuchać, ponieważ Brzoskwinia i Pistacja wyciągnęły ją już z łóżka i szorowały parzącymi ręcznikami. Grejpfrut wepchnęła jej w usta szczoteczkę do zębów, a Róża wcierała jej w twarz kilka eliksirów, tak jak kiedyś Sofia, tylko bez jej charyzmy i poczucia humoru.

– Następnie sesja autografowa Opowieści o Sofii i Agacie w Książkach i Zakamarkach, z której zyski zostaną przekazane na remont zamkowej kanalizacji – mówiła dalej lawendowa dama z ostrym, arystokratycznym akcentem. – Później lunch charytatywny w Klubie Spansela, gdzie będziesz czytać baśni dzieciom bogatych beneficjentów, których donacje pozwolą naprawić most zwodzony…

– Lady Gremlaine, czy znajdę dzisiaj czas na spotkanie z Tedrosem? – zapytała Agata głosem stłumionym przez niebieską suknię, którą wkładały na nią pokojówki. – Od wieków nie jedliśmy razem…

– Po lunchu udasz się na pierwszą lekcję tańca, mającą cię przygotować do weselnego walca; potem na ćwiczenia z etykiety, żebyś nie skompromitowała się na przyjęciu weselnym; wreszcie na lekcję historii o słynnych i katastrofalnych królewskich weselach w przeszłości, aby twój ślub zapisał się w annałach w tej pierwszej, a nie w tej drugiej kategorii – zakończyła lady Gremlaine.

Agata zaciskała zęby, podczas gdy pokojówki walczyły z jej włosami i makijażem tak jak dawniej nimfy w Komnacie Urody.

– Taniec, etykieta, historia… Zupełnie jakbym znowu była w Akademii Dobra. Tyle że tam mogłam spędzać czas z moim księciem.

Lady Gremlaine podniosła wzrok na Agatę. Zatrzasnęła notes z taką siłą, że z lustra wypadł kamień ozdobny.

– Cóż, skoro nie masz już więcej pytań, twoje pokojówki dopilnują, żebyś stawiła się na śniadanie o czasie – powiedziała i odwróciła się do drzwi. – Król potrzebuje mnie u swego boku praktycznie przez cały czas…

– Chciałabym się dzisiaj spotkać z Tedrosem – upierała się Agata. – Proszę to dodać do mojego planu dnia.

Lady Gremlaine zatrzymała się w pół kroku i odwróciła się. Jej usta przypominały czerwoną kreskę. Pokojówki dyskretnie wycofały się w drugi koniec komnaty.

– Moim zdaniem widziałaś go aż za dobrze ostatniej nocy. Wbrew zasadom – oznajmiła lady Gremlaine. – Król nie może przebywać sam w twojej komnacie przed ślubem.

– Tedros powinien mieć prawo spotykać się ze mną, kiedy tylko zechce – zauważyła Agata. – Jestem jego królową.

– Jeszcze nie, księżniczko – przypomniała chłodno lady Gremlaine.

– Będę nią po ślubie – oznajmiła wyzywająco Agata – do którego szykuję się cały czas jak jakaś bezmózga dzierlatka, podczas kiedy wolałabym być z Tedrosem i pomagać mu rządzić jego królestwem. Skoro jesteś marszałkinią dworu i służysz królowi oraz przyszłej królowej, z pewnością uda ci się coś zaaranżować.

– Rozumiem. – Lady Gremlaine podeszła do Agaty. – Zamek się wali, prawa twojego króla do korony nadal stoją pod znakiem zapytania, była królowa i zdradziecki rycerz ukrywają się od czasu koronacji, a „Dworska Dżuma”, wulgarny periodyk, którego celem jest obalenie monarchii, nazywa cię między innymi „pozłacaną celebrytką z amatorskiej baśni, która przyniesie Tedrosowi więcej wstydu niż niegdyś jego własna matka”.

Lady Gremlaine uśmiechnęła się protekcjonalnie.

– A ty nadal tęsknisz za czasem spędzonym w szkole i całuskami na korytarzu z kapitanem klasy.

– Nie. Zupełnie nie o to chodzi. Chcę mu pomóc – odparowała Agata, zmagając się z duszącą falą perfum marszałkini. – Jestem w pełni świadoma problemów, przed jakimi stajemy, ale Tedros i ja powinniśmy działać ramię w ramię…

– No to dlaczego on ani razu nie powiedział, że chciałby się z tobą zobaczyć? – zapytała lady Gremlaine.

Agata drgnęła.

– Szczerze mówiąc, pomijając tę chwilę słabości ostatniej nocy, co do której zapewniał mnie, że więcej się nie powtórzy, ani razu nie wspomniał twojego imienia – dodała lady Gremlaine.

Agata nic nie powiedziała.

– Widzisz, obawiam się, że król Tedros ma ważniejsze rzeczy do roboty, ponieważ stara się upewnić, że wasz ślub w Kamelocie nie przyniesie nikomu wstydu – ciągnęła lady Gremlaine. – Ślub zaś musi być tak wspaniały, tak zapadający w pamięć, tak inspirujący, że rozwieje wszelkie wątpliwości, jakie pojawiły się po tej upokarzającej koronacji. Tysiącletnia tradycja nakazuje, by planowaniem ślubu zajmowała się przyszła królowa. To twoje zadanie. W ten sposób możesz pomóc królowi. – Pochyliła się tak, że jej nos prawie dotykał nosa Agaty. – Jeśli jednak chcesz, bym powiedziała królowi Tedrosowi, że uważasz się za zbyt ważną, by wypełniać swoje obowiązki, i kwestionujesz absolutnie każdą naszą decyzję, łącznie z kolorystyką garderoby, koniecznością kąpieli i preferowanym obuwiem, teraz zaś, jakby tego było mało, chcesz, żeby przerwał swoje wysiłki mające na celu udowodnienie, że zasługuje na tron królewski, żebyś poczuła, że działa z tobą ramię w ramię… to oczywiście, księżniczko, przekażę. Zobaczymy, co na to odpowie.

Agata przełknęła ślinę, a jej szyję pokryła czerwona wysypka. Spojrzała na swoje saboty.

– Nie… nie trzeba. Jestem pewna, że jutro się z nim zobaczę – powiedziała cicho i podniosła wzrok.

Lady Gremlaine już zniknęła, zostawiając tylko swoje pastelowe pomagierki, by porwały księżniczkę na śniadanie, którego nie będzie miała czasu zjeść.

W połowie dnia Agata była zdecydowana na ucieczkę sprzed ołtarza.

Wytrzymywała to już całe tygodnie z przyklejonym uśmiechem – to śmiertelnie nudne oglądanie tysięcy wizytówek, tortów, świec i ozdób stołowych, chociaż w jej oczach wszystkie wyglądały tak samo. Z przyjemnością wzięłaby ślub z Tedrosem w jaskini (właściwie nawet by to wolała, nie byłoby wtedy miejsca dla gości). Tę monotonię przerywało uczestnictwo w imprezach na rzecz Piękna Kamelotu, zorganizowanej pod patronatem królowej kampanii mającej na celu zbiórkę funduszy na podupadły zamek, który niszczał od śmierci króla Artura. Agata z całego serca wierzyła w szczytność tego celu i miała wysoką tolerancję na bzdury (ostatecznie przyjaźniła się z Sofią), wydawało się jej jednak, że lady Gremlaine stara się zawsze umieścić w planie dnia jakieś upokorzenie. Agata musiała więc śpiewać hymn na otwarciu Pucharu Bezkresnej Puszczy w rugby (nawet drużyna Kamelotu zatykała uszy), jechać na byku podczas Wiosennego Jarmarku (zrzucił ją w stos nawozu) i pocałować zwycięzcę aukcji Całus Księżniczki (bezzębnego oprycha, który, jak twierdziła lady Gremlaine, wygrał całkowicie uczciwie).

Ginewra ostrzegła Agatę, że jej nowa opiekunka będzie jej przeciwna. Lady Gremlaine była marszałkinią dworu Artura, dopóki nie pokłóciła się z Ginewrą, która, jako jego żona, zażądała jej odprawienia. Jednak po zniknięciu Ginewry i śmierci Artura władzę w Kamelocie przejęła Rada Doradców, ponieważ Tedros nie ukończył jeszcze szesnastu lat – i to ona sprowadziła lady Gremlaine z powrotem. Teraz, gdy Ginewra powróciła do zamku, było jasne, że Gremlaine będzie wyłazić ze skóry, by zyskać jak największy wpływ na syna Ginewry i jego nową królową. Co gorsza, starej nudziary nie można było wyrzucić do czasu, aż koronacja Tedrosa zostanie uprawomocniona.

Agata wiedziała o tym, dlatego spróbowała zaprzyjaźnić się z marszałkinią, jednak lady Gremlaine znienawidziła ją od pierwszego wejrzenia. Agata nie miała pojęcia, dlaczego, ale ta kobieta wyraźnie nie chciała, by to ona wyszła za króla Kamelotu. Zupełnie jakby myślała, że jeśli tylko dostatecznie się postara, Agata porzuci swojego narzeczonego przed ślubem.

Prędzej trupem padnę – przysięgła sobie Agata.

Dlatego przez ostatnie sześć miesięcy codziennie budziła się gotowa do walki.

Dzisiejszy dzień był jednak kroplą, która przelała czarę.

Najpierw był florysta, który w ciągu godziny podetknął Agacie pod nos tyle wonnych bukietów, że wyszła ze spotkania z czerwonymi oczami i potężnym katarem. Następnie sześciu krawców pokazało jej tuziny sztuk bielizny pościelowej, która wyglądała dokładnie tak samo. Potem pojawiła się reporterka „Kuriera Kamelotu”, obrzydliwie radosne dziewczę imieniem Bettina, która przez cały wywiad ssała czerwonego lizaka.

– Lady Gremlaine przygotowała już wszystkie odpowiedzi na moje pytania, możemy więc porozmawiać chwilkę prywatnie – zaszczebiotała, a następnie zaatakowała Agatę serią szokująco osobistych pytań o jej relację z Tedrosem: „Co zakłada, kiedy idzie spać?”, „Czy ma dla ciebie jakieś czułe przezwisko?”, „Czy przyłapałaś go na oglądaniu się za innymi dziewczętami?”.

– NIE – odpowiedziała Agata na to ostatnie pytanie i mało brakowało, a dodałaby „szczególnie za takimi wypierdkami jak ty”, ale powstrzymała się. Gryzła się w język przez niemal godzinę, zanim zaczęła mieć wreszcie dosyć.

– A czy ty i Tedros chcecie mieć dzieci? – zaćwierkała Bettina.

– Dlaczego pytasz? Szukasz sobie rodziców? – warknęła Agata.

Na tym spotkanie się zakończyło.

Po raz kolejny omal nie straciła cierpliwości na spotkaniu beneficjentów Klubu Spansela, kiedy musiała czytać słynną kamelocką baśń Lew i Wąż bogatym, rozpuszczonym dzieciakom, które bez przerwy jej przeszkadzały, ponieważ znały już tę historię. Teraz wracała karetką z wybierania ślubnych gołąbków w zoo. Kuliła się w przepoconej sukience, myślała o czekających ją lekcjach walca i etykiety i przełykała łzy.

Król ani razu nie wspomniał twojego imienia – słowa lady Gremlaine odbijały się echem w jej głowie.

Agata starała się wmówić sobie, że ta nieznośna wiedźma kłamała, wiedziała jednak, że to nie jest prawda.

Nawet jeśli przez ostatnie miesiące spotykała Tedrosa gdzieś w zamku, mówił tylko, że ślicznie wygląda, albo bredził coś od rzeczy o pogodzie, albo pytał, czy wygodnie jej w jej komnatach, a potem uciekał jak spłoszona wiewiórka. Zeszłej nocy po raz pierwszy widziała go bez wymuszonego, sztucznego uśmiechu na twarzy, mówiącego, że ma nie pytać, co u niego słychać, ponieważ wszystko jest w porządku.

Nic nie było w porządku, to jasne. A ona nie wiedziała, jak mu pomóc.

Otarła oczy. Przyjechała do Kamelotu dla Tedrosa, żeby zostać jego królową. Żeby stać przy nim w najpiękniejszej i najczarniejszej godzinie. Zamiast tego oboje byli teraz zdani na siebie i musieli sami o siebie zadbać.

Było jasne, że on jej potrzebuje, dlatego właśnie schował się w jej ramionach tej nocy. Dlaczego więc nie mógł tego po prostu przyznać? W głębi duszy wiedziała, że to nie jej wina, ale mimo to czuła się odtrącona i zraniona.

Rozpruwacz zwinął się w kłębek na jej kolanach, przypominając, że nadal tu jest.

Pogłaskała jego łysy łebek.

– Gdybyśmy tylko mogli wrócić na nasz cmentarz, zanim w ogóle zaczęliśmy myśleć o chłopcach.

Rozpruwacz parsknął, zgadzając się z nią.

Agata wyjrzała przez okno błękitno-złotej karety, która wjechała właśnie na Rynek Rzemieślników, główne targowisko Kamelotu. Ze względu na stan dróg stangret zazwyczaj unikał tej trasy i jechał do zamku okrężną drogą, ale byli już spóźnieni na lekcję weselnego walca, a ona nie chciała zrobić złego wrażenia na nowym nauczycielu. Kareta jadąca niewybrukowaną ulicą wzbijała tumany kurzu, zasłaniającego Agacie widok na kolorowe namioty z flagami Kamelotu – dwoma orłami po bokach Eskalibura na błękitnym polu.

Kiedy jednak kurz opadł, zauważyła wyraźny kontrast pomiędzy bogatymi mieszczanami w kosztownych płaszczach, obwieszonymi klejnotami, którzy robili zakupy przy głównej ulicy, i tysiącami ponurych, wychudzonych nędzarzy mieszkających w rozpadających się ruderach w uliczkach przylegających do rynku. Królewska straż patrolowała slumsy, siłą zatrzymując każdego biedaka, który za bardzo zbliżył się do bogatych klientów wchodzących i wychodzących z namiotów. Agata otworzyła okno, żeby przyjrzeć się lepiej, ale stangret zastukał w szybę czubkiem bicza.

– Proszę się nie pokazywać, pani – powiedział.

Zamknęła okno. Kiedy sześć miesięcy temu pierwszy raz jechała przez swoje nowe królestwo, widziała te same slumsy. Tedros wyjaśnił jej wtedy, że jego ojciec wprowadził Kamelot w złoty wiek, a każdy mieszkaniec tej krainy miał okazję się wzbogacić. Jednakże po śmierci Artura jego doradcy sprzymierzyli się z bogatymi i uchwalili podejrzane prawa, które pozwalały zabierać klasie średniej ziemię i majątki, spychając ją tym samym w otchłań ubóstwa. Tedros przysiągł, że zmieni te prawa i da bezdomnym miejsce do życia, ale przez ostatnie pół roku przepaść między bogatymi a biednymi tylko się powiększyła. Dlaczego mu się to nie udawało? Czy nie widział, co stało się z dziedzictwem pozostawionym mu przez ojca? Jak mógł pozwolić, by jego własne królestwo tak podupadło? Gdyby to ona była królem…

Agata odetchnęła głęboko. Przecież nie była królem. Nie była nawet jeszcze królową. A zachowanie Tedrosa zeszłej nocy zdradziło, że on także jest sfrustrowany. Sam rządził Kamelotem i nikt mu w tym nie pomagał – ani ona, ani jego ojciec, ani jego matka, ani Lancelot, ani nawet Merlin. Ta ostatnia trójka zniknęła zresztą pół roku temu…

PLASK! Coś czarnego i obrzydliwego uderzyło w okno. Agata obejrzała się szybko i zobaczyła brudnego nędzarza, który krzyknął:

– TAK ZWANY KRÓL I PRAWIE KRÓLOWA!

Teraz także inni mieszkańcy slumsów zwrócili uwagę na karetę i dołączyli się do skandowania – „TAK ZWANY KRÓL I PRAWIE KRÓLOWA!” – rzucając w powóz resztkami jedzenia, butami i garściami błota. Stangret zaciął konie, by jak najszybciej wyjechać z rynku.

W Agacie gotowała się krew. Miała ochotę wyskoczyć z karety i powiedzieć tym głupcom, że to wszystko nie było winą ani jej, ani Tedrosa – te dzielnice slumsów, koronacja, niegdyś legendarne królestwo popadające w ruinę…

Co by to dało? – napomniała samą siebie. Gdyby to ona głodowała na ulicy, czy nie obwiniałaby Tedrosa? W końcu to oni sprawowali teraz władzę i odpowiadali za swoich poddanych, nawet jeśli nie przyczynili się do upadku królestwa. Biedni i cierpiący nie mieli czasu myśleć o przeszłości, czekali na efekty. Tyle że nie była to szkoła, gdzie wyniki miały postać rankingów i list z punktacją. To było prawdziwe życie, a oni, pomimo beznadziejnych rezultatów, jakie na razie osiągali, byli dwójką nastolatków, którzy starali się być dobrymi władcami.

W każdym razie Tedros się starał.

Ona tymczasem jechała na lekcję tańca.

Siedziała nadąsana w karecie wjeżdżającej na wzgórze, pod białe jak kość bramy Kamelotu, które straż królewska otworzyła na ich przybycie. Nie miało znaczenia, że na bramie widać było smugi rdzy ani że sam zamek przybrudziły deszcze i sadze. Kamelot, wznoszący się na poszarpanych szarych klifach nad Morzem Burzowym, nadal stanowił imponujący widok. W sierpniowym słońcu białe wieże lśniły jak lód, a zaokrąglone błękitne kopuły przebijały się przez niskie obłoki.

Kareta zatrzymała się przed szczeliną w klifie tuż przed wejściem do zamku.

– Most zwodzony nie został jeszcze naprawiony po koronacji, pani – westchnął stangret i podjechał do powozowni na skraju urwiska. – Nadal musimy przechodzić po moście linowym.

Agata wyskoczyła z karety, zanim stangret zdążył otworzyć przed nią drzwi. Dość tego marudzenia – pomyślała, idąc chwiejnie po moście linowym, z którego musieli korzystać nawet najbardziej szacowni goście, dopóki nie uda się rozwiązać krępującego problemu z mostem zwodzonym. Tedros nie targował się, żeby znaleźć dla niej czas. Tedros nie zadręczał jej, że powinni działać ramię w ramię. Tedros pracował dla swojego narodu, a ona powinna robić to samo.

Może lady Gremlaine ma rację? – pomyślała. Może powinna przestać obsesyjnie zastanawiać się nad tym, czego nie mogła robić jako królowa, i skoncentrować się na jedynej rzeczy, jaką zrobić mogła. Ślub pełen miłości, piękna i dostojeństwa mógł być właściwym sposobem na przywrócenie królestwu wiary w nich, nadszarpniętej przez koronację. Ślub mógłby pokazać wszystkim, że najlepsze dni Kamelotu są dopiero przed nimi… że ona i Tedros nie bez powodu mają tutaj żyć długo i szczęśliwie… że znajdą szczęśliwe zakończenie nie tylko dla króla i królowej, ale także dla poddanych, nawet dla tych, którzy stracili już nadzieję…

Z wysoko podniesioną głową Agata wkroczyła do zamku. Nie mogła się doczekać przedślubnych lekcji i zamierzała się przyłożyć do nauki.

Przynajmniej do chwili, w której zobaczyła, kto ma ją uczyć.3 SOFIA Flah-sé-dah

No to jest tym królem, czy nie? – zapytała dziekan Sofia z nosem w „Dworskiej Dżumie”. – Według „Kuriera Kamelotu” jest, a według „Dżumy” nie jest. Jedni i drudzy zgadzają się jednak, że kiedy Tedros znajdzie sposób na wyciągnięcie Eskalibura z tego balkonu, sprawa zostanie przesądzona i będzie królem już na dobre. Jeśli jednak ktoś inny wyciągnie miecz, zanim zrobi to Tedzio… Cóż, to nie miałoby chyba żadnego znaczenia, ponieważ tylko ktoś z krwi Artura może zasiąść na tronie… co oznacza, że Tedros jest królem już na dobre, chociaż jak się wydaje, na razie jest jakimś „półkrólem”, któremu brakuje szacunku, poparcia… i miecza.

Sofia, ubrana w czarny pluszowy szlafrok, odchyliła się do tyłu i poprawiła lokówki w jasnych włosach. Przeglądała pozostałe nagłówki:

TYLKO U NAS: WYWIAD Z OBECNYMI NA KORONACJI MAŁPAMI

AGATA: WIERNA KSIĘŻNICZKA… CZY CZAROWNICA, KTÓRA RZUCIŁA KLĄTWĘ NA KORONACJĘ?

HORROR KORONACYJNY: CZY LANCELOT CHCE SIĘGNĄĆ PO KORONĘ?

– Minęło sześć miesięcy i wszyscy nadal mówią tylko o tym – westchnęła Sofia. Złożyła gazetę i pogładziła fiolkę ze złotym płynem, którą nosiła jak naszyjnik. – Biedny, biedny Tedzio.

– Skoro Tedzio jest taki biedny, to dlaczego się uśmiechasz? – burknął Hort.

Sofia popatrzyła na swojego półnagiego kruczowłosego przyjaciela i dwóch pierwszorocznych nigdziarzy w obcisłych czarnych mundurkach, którzy ciągnęli jej marmurowy posąg przez świeżo odnowiony hol Akademii Zła.

– Sugerujesz, że cieszy mnie, że dwoje moich przyjaciół jest pośmiewiskiem Kamelotu? Sugerujesz, że w głębi duszy jestem zachwycona tym, jakie piętno na ich związku odciśnie to upokorzenie?

– Wieszałaś się na Tedrosie przez trzy lata, próbowałaś wyjść za śmiercionośnego czarownika, żeby wzbudzić jego zazdrość, a potem zagroziłaś losowi całej Puszczy, bo Tedros nie chciał cię pocałować – przypomniał Hort. Jego wyrobione mięśnie lśniły, kiedy przesuwał posąg Sofii do czerwono-złotej sali balowej. Ponad nim kilka nigdziarek chwiało się na drabinach, starając się zawiesić żyrandol, w którym wszystkie kryształki miały kształt litery S. – Poza tym od kilku miesięcy piszesz do Agaty i starasz się wtrącać w planowanie ślubu, a ona nie odpisała ci ani razu, więc teraz w głębi duszy chcesz, żeby ceremonia ślubna okazała się całkowitą klapą – dodał. – Więc, no, tak właściwie to nic nie sugeruję. Raczej stwierdzam fakty.

Sofia popatrzyła na niego z niezadowoleniem.

– Chciałabym, żeby Aga mogła skorzystać z mojej pomocy. Jest daleko stąd, w nowym królestwie, szykuje się do najważniejszego dnia swojego życia, a ja chciałabym ją w tym wspierać. Czy czuję się dotknięta tym, że nie odpowiada? Może troszeczkę. Ale nie jestem wściekła.

– Kiedy czujesz się dotknięta, robisz się wściekła – stwierdził Hort. – Wściekasz się tak bardzo, że zamieniasz się w czarownicę, zaczynasz wojnę i ludzie giną. Zajrzyj do podręcznika historii.

– Och, skarbie, to już przeszłość – jęknęła Sofia i rozparła się na szklanym tronie w kształcie korony z pięcioma pałkami. – Zaczął się nowy rok, a ja zaczęłam nowe życie, podobnie jak nasi dawni szkolni koledzy, którzy wędrują teraz przez Puszczę i szukają w swoich baśniach drogi do sławy. Popatrz…

Odkręciła zakrętkę buteleczki przymocowanej do naszyjnika i obróciła ją do góry nogami, wylewając złoty płyn. Zamiast spaść na podłogę, płyn zawisł w powietrzu i utworzył zarys dużego kwadratu, który magicznie wypełnił się trójwymiarową mapą Bezkresnej Puszczy, utrzymaną w odcieniach zieleni. Po bliskich i dalekich królestwach rozsiane były różnokolorowe figurki, niczym armia żołnierzyków. Każda z nich przypominała ucznia czwartego roku Akademii Dobra i Zła i była podpisana jego imieniem.

– Rzut oka na Mapę Sławy pokazuje, że nasi przyjaciele radzą sobie naprawdę dobrze – powiedziała Sofia. – Popatrz, tu jest Beatrycze, która w Radosnej Łące walczy z piratami, a pomagają jej Rena i Milicenta… Ravan w Akgulu plądruje Żelazne Miasto wraz z Draxem jako swoim sługusem i Arachne jako mogryfikowaną traszką… Hester, Dot i Anadil są w Kyrgios na jakiejś „ważnej” misji, o której nie chcą mi nic powiedzieć, chociaż nie może być aż taka ważna, skoro w każdym królestwie spędzają najwyżej jeden dzień… A tutaj Chaddick, który wybrał się samotnie do Awalonu… Hmmm, to dziwne, wydawało mi się, że pojechał do Kamelotu, żeby zostać rycerzem Tedrosa. Co miałby robić w Awalonie? Tam nie ma nic oprócz śniegu i tundry. Nikt tam w ogóle nie mieszka poza Panią Jeziora, ale ona nie otwiera bram swojego zamku przed nikim z wyjątkiem Merlina i króla Kamelotu… Ale popatrz, to wygląda, jakby figurka Chaddicka była we wnętrzu zamku, prawda? Może leci nad wyspą na grzbiecie stymfa albo na czymś innym…

– Niebieski oznacza, że odnoszą sukcesy? – zapytał Hort.

– A czerwony, że przegrywają. Dlatego właśnie moje imię jest na niebiesko – pochwaliła się Sofia i wskazała swoją figurkę przy miniaturowym zamku Akademii. – Moją drogą do sławy jest otwarcie nowej ery w historii Zła i najwyraźniej doskonale mi to idzie.

– Cóż, moje imię też jest na niebiesko – powiedział Hort, który zauważył swoją figurkę zasłoniętą przez Sofię. – Uczniowie mnie uwielbiają, trenuję codziennie wieczorem i zacząłem nawet dostawać listy od fanów. Akurat wczoraj przyszedł do mnie liścik, wyraźnie od dziewczyny, w którym napisała, że jestem jej ulubioną postacią z naszej baśni i że w Lesie za Światem nie ma takich chłopców jak ja. Widocznie to Czytelniczka z twojego rodzinnego miasta…

– Albo Kastor zrobił sobie dowcip – prychnęła Sofia.

Hort wyraźnie oklapł.

– Czekaj no, ale czy to nie jest dziwne, że wszystkie imiona na mapie są niebieskie? Czy ktoś nie powinien w tym momencie przegrywać?

– Od kiedy Klarysa dała mi tę mapę, widzę na niej samych zwycięzców – zaszczebiotała Sofia. – Albo mam szczęście, albo jesteśmy wyjątkowo utalentowanym rocznikiem.

– Albo twoja mapa jest popsuta, co by tłumaczyło, dlaczego Chaddick jest wewnątrz zamku Pani Jeziora, chociaż to przecież niemożliwe – stwierdził Hort. – Popatrz, nawet Tedros i Agata są na niebiesko, co by znaczyło, że zdaniem Mapy Sławy świetnie sobie radzą.

Sofia popatrzyła na niego, a potem na imiona Agaty i Tedrosa w Kamelocie, równie niebieskie, jak cała reszta.

– Fakt, coś tu się nie zgadza – mruknęła. – Jakim cudem Tedros miałby odnosić sukcesy? Czytam codziennie kamelockie gazety. Jest pośmiewiskiem całego miasta! Jest zakałą królestwa!

Zobaczyła, że Hort uśmiecha się krzywo.

– Biedny Tedzio – powiedział.

Sofia podniosła się z tronu i przemaszerowała obok Horta.

– Och, równie dobrze może się okazać, że Klarysa zaczarowała jego imię, żeby sprawiał dobre wrażenie. Wróżki-matki chrzestne uwielbiają oszukiwać. – Przesunęła dłonią po mapie, która zamieniła się z powrotem w płyn i zniknęła w buteleczce. – Poza tym, szczerze mówiąc, trudno mi się przejmować nieudolnym królem i księżniczką, która jeszcze nawet nie została królową, ale jest z jakiegoś powodu zbyt zajęta, żeby napisać do swojej najlepszej przyjaciółki. Muszę się zajmować moją szkołą, stu dwudziestoma pięcioma nigdziarzami, którzy uważają, że Tedros i Agata to już przeszłość i patrzą we mnie jak w obraz. Poza tym mamy tych nieznośnych Czytelników, których przyjęliśmy, chociaż nie mają o niczym pojęcia. Pierwszego dnia szkoły ta dziewucha z Gawaldonu zawaliła sufit w klasie! Więc dziękuję pięknie, ale mam co robić. A nawet gdybym miała czas myśleć o Tedrosie, czy też o jakimkolwiek innym chłopcu, skoro już o tym mowa, byłby to czas stracony. Jestem całkowicie szczęśliwa w samotności, swobodna i wolna od kaprysów miłości. Flah-sé-dah to moja nowa mantra, cudowne połączenie laissez-faire i la-di-da. Kto potrzebuje miłosnych stresów, kiedy ma ważną pracę? Preferuję teraz skromne życie i poświęcenie się dla moich uczniów.

– Wiesz, organizowanie w drugim tygodniu szkoły balu dziekańskiego, którego motywem przewodnim jest Noc tysiąca Sofii, a goście mają przebrać się w kostiumy inspirowane twoją baśnią nie wydaje mi się czymś szczególnie skromnym – stwierdził Hort, a jego pomocnicy, nie przerywając polerowania posągu Sofii odzianej w fałdzistą szatę, z kwietną koroną na głowie, wydali potwierdzające pomruki. – Podobnie jak nie wydaje mi się, by odrywanie połowy uczniów Zła od lekcji, żeby przygotowali dekoracje, służyło komukolwiek poza tobą. – Hort rozejrzał się po sali balowej pełnej nigdziarek w eleganckich skórzanych sukienkach i wysokich czarnych botkach oraz nigdziarzy w szykownych skórzanych kurtkach i obcisłych czarnych spodniach. Praca wrzała: wieszano gobeliny przedstawiające najwspanialsze chwile ze szkolnego życia Sofii, polerowano witraże z portretami Sofii i szorowano marmurową posadzkę ozdobioną czerwoną literą S w złotej koronie, w otoczeniu liści oliwnych.

– A jednak jesteś tutaj i pomagasz im. – Sofia uśmiechnęła się zalotnie do Horta.

– Owszem, żebyś poszła ze mną na bal.

– Dziekan nie musi mieć partnera na własnym balu – najeżyła się Sofia.

– Ale mogłaby chcieć.

– Chciałabym tylko, żebyś włożył koszulę – odparła Sofia, przyglądając się jego rzeźbionym mięśniom.

– Chyba gdzieś ją zgubiłem – odparł Hort.

Sofia uniosła brew.

– Podobnie jak kilka klepek.

– Hum, panie profesorze? – odezwał się nieśmiały głos.

Sofia i Hort odwrócili się.

Pięćdziesięcioro pierwszorocznych spojrzało na nich.

– Ktoś puka do drzwi – zaszemrała dziewczyna wyglądająca jak wampirzyca.

Szybkie i gwałtowne uderzenia rozległy się echem w całej sali.

Sofia zaczekała, aż ucichną.

– Doprawdy? Niczego nie słyszę.

– Tak przy okazji, mnie zamek podobał się bardziej, kiedy był zapuszczony i brudny – powiedział Hort i potarł dłonią plamę na posągu Sofii. – Wszystko jest teraz zbyt czyste. Zupełnie jakbyśmy się starali coś ukryć.

– Bzdury. Jakim cudem ktokolwiek miałby preferować stare Zło? – Sofia wydęła pogardliwie wargi i spojrzała przez okno na odnowione wieże Szkoda, Występek i Niezgoda, oświetlone czerwono-złotymi papierowymi lampionami. – Zło było wcześniej takie mroczne. Takie ponure i nieatrakcyjne. Nic dziwnego, że zawsze przegrywaliśmy. Zachowywaliśmy się jak przegrani!

– Czyli od początku świata Zło czekało, aż ty się pojawisz i naprawisz je? – zapytał Hort z kamienną twarzą.

– Kochany, gdyby nie ja, Zło nadal grałoby drugie skrzypce w każdej Dobrej baśni i umierało tylko po to, żeby śliczni, słodcy zawszanie mieli bardziej eleganckie zakończenie swojej opowieści. Popatrz teraz na nas: nowe mundurki, nowe lekcje, nowy zamek… Odnowiona marka Zła. Właśnie dlatego zaprosiliśmy dzisiaj uczniów Dobra na nasz bal. Chcę, żeby zobaczyli, iż Zło nie jest już brzydką przyrodnią siostrą. Zło jest młode, olśniewające i en vogue. Dzisiejszy wieczór nie ma być tylko świętem, ma być zatknięciem flagi. Flagi mówiącej, że przyszedł czas Zła. A jeśli przy okazji uda nam się przeciągnąć na naszą stronę paru zawszan… cóż, jak to się mówi, flah-sé-dah.

Strzeliła palcami, a chudy, brązowy chłopak o szczurzej twarzy wybiegł z kolumnady i wręczył jej szklankę zielonego soku.

– Prawda, Bogdenie? – uśmiechnęła się Sofia i wypiła łyk soku.

– Flah-sé-dah – zaskrzeczał, wachlując ją palmowym liściem.

Hort spojrzał na szczurowatego złym wzrokiem.

– Co on tutaj robi?

W sali znowu rozległo się głośne pukanie.

– Bogden z Lasu za Światem? – zapytała Sofia z miną niewiniątka, ignorując pukanie. – Nie widziałeś go na swoich lekcjach, profesorze Horcie? O ile pamiętam, to ty uczysz u nas historii Zła. Czy też może masz zwyczaj nie zwracać uwagi na swoich uczniów?

Hort zacisnął zęby.

– Po pierwsze, zgodziłem się w ostatniej chwili uczyć historii, żeby oddać ci przysługę, ponieważ nikt nie chciał tej posady, bo każdy, kto ją wcześniej zajmował, ginął tragicznie. Po drugie, nie powinno mnie tu w ogóle być, ponieważ lady Lesso przydzieliła mi normalną misję, tak jak wszystkim innym, co oznacza, że mój żołnierzyk na twojej magicznej mapie powinien być w Dziewiczej Dolinie, walczyć ze smokami i elfami i może nawet zasłużyć na własną baśń. Zamiast tego porzuciłem swoją drogę do sławy, żeby ci pomagać…

– Jako dziekan mam prawo zmieniać misje tak, jak uznam za stosowne – przypomniała Sofia.

– …A po trzecie, wiem doskonale, kim jest Bogden – ciągnął Hort. – Ponieważ zawalił wszystkie zaliczenia moje i innych nauczycieli już w pierwszym tygodniu, co oznacza, że powinien zostać wydalony ze szkoły. Zgodnie z nowymi zasadami każdy, kto obleje trzy zaliczenia z rzędu, jest odsyłany do domu.

– Znam zasady, które sama ustaliłam, ale dziękuję za przypomnienie. Po prostu nie potrafiłam oblać innego Czytelnika – westchnęła Sofia. – Ja także pochodzę ze skromnej rodziny. Ja także pragnęłam lepszego życia, niż oferował Gawaldon, gdzie musiałabym ubijać masło, prać ubrania i poślubić jakiegoś tłuściocha, który oczekiwałby, że będę go słuchać i, no wiesz… gotować. Dlatego właśnie postanowiłam przyjmować zgłoszenia od Czytelników. Zasługują na to, by przeżyć własną baśń.

– To dlaczego od dwóch tygodni narzekasz na nich?

– Tylko na tę dziewczynę z Gawaldonu, która zrujnowała klasę i rzuca mi złe spojrzenia, kiedy tylko mnie widzi. I to nie w dobrym sensie złe. Tymczasem Bogden traktuje mnie jak boginię. – Sofia uśmiechnęła się promiennie do szczurowatego chłopca. – Dlatego po tych niepowodzeniach w pierwszym tygodniu dałam mu wybór: możemy odesłać go do domu albo na rok zostanie moim osobistym asystentem. Wygląda trochę tak jak ty dawniej, nie uważasz? To znaczy, zanim zacząłeś podnosić ciężary, żeby wyglądać jak Tedros.

Jeszcze mocniejsze pukanie.

– Jeśli w ten sposób zachowujesz się jako dziekan, nie potrafię sobie wyobrazić, jaka byś była jako królowa Kamelotu – odparował Hort.

– Pfff, mowy nie ma. – Sofia rozparła się na tronie. – Siedzieć na tronie w czasie audiencji i słuchać, jak ludzie zgłaszają się ze swoimi problemami… to nie dla mnie.

PUK! PUK! PUK!

– Och, wpuśćcie ich, na litość boską! – jęknęła Sofia.

Bogden błyskawicznie wyciągnął spod tronu zrolowany czerwony dywan i rozwinął go przez całą długość sali, sycząc przy tym jak kot, by przegonić nigdziarzy z drogi. W końcu, z dworskim ukłonem, otworzył drzwi na oścież…

Grupka dorosłych wpadła do środka i ruszyła szybkim krokiem po dywanie, machając gwałtownie ramionami i krzycząc tak głośno, że Sofia zaczęła się rozglądać za oknem, przez które mogłaby wyskoczyć.

– Nie możesz bez powodu wyciągać uczniów z lekcji! – wrzasnął profesor Bilious Manley, a jego pryszczata głowa poczerwieniała gwałtownie.

– Nie możesz zapraszać zawszan do Zamku Zła bez zgody Dyrektora! – oznajmiła karcąco profesor Sheeba Sheeks, potrząsając pięściami.

– Nie możesz zamieniać wieży Dyrektora w prywatną rezydencję! – powiedział gnom Juba, trzęsąc siwą brodą.

– WYDAJE WAM SIĘ, ŻE MACIE PROBLEMY?! ONA KAZAŁA SIĘ WSZYSTKIM KĄPAĆ! – ryknął pies Kastor. – NAUCZYCIELOM TEŻ!

Pozostali zachłysnęli się ze zgrozy.

Sofia ciaśniej owinęła się szlafrokiem, a jej papiloty zakołysały się jak ozdoby na choince.

– Po pierwsze, mogę robić z naszymi uczniami, co tylko zechcę, ponieważ jestem dziekanem. Po drugie, skoro nie ma Dyrektora, to znaczy, że mogę zaprosić zawszan do czorta na Kuliczki, jeśli tylko będę miała ochotę, i nikt mi tego nie zabroni! Po trzecie, nawet jeśli cały zastęp nowych wróżek pilnuje Baśniarza, czuję się pewniej, mieszkając razem z nim, zwłaszcza że ochrona zaklętego pióra jest priorytetem numer jeden naszej Akademii…

– A ta ochrona wymaga odnowienia wieży tak, żeby zamieniła się w pięciogwiazdkowy hotel? – warknął Manley i wskazał przez okno rusztowania otaczające wieżę Dyrektora. – Stymfy pracują nad tą wieżą od miesięcy, a my wszyscy dusimy się od pyłu! Mamy już dość!

Sofia spiorunowała go wzrokiem.

– Oczekujesz, że będę mieszkać w starej kamiennej celi jak dawniej Rafal? Bez jedwabnej wykładziny, porządnej wanny i lamp obrotowych?

Nauczyciele zaniemówili.

W korytarzu rozległo się wilcze wycie.

– Wydaje mi się, że to znak dla was, że powinniście wracać do prowadzenia lekcji, a dla mnie, że powinnam zacząć się szykować na bal dziekański – oznajmiła Sofia i podniosła się z tronu.

Drzwi sali otworzyły się raz jeszcze i do środka wmaszerowała Klarysa Dovey z siwymi włosami wymykającymi się z wysoko upiętego koka i skrzydełkami chrabąszczy trzepoczącymi na jej zielonej sukni.

– Jeśli to rzeczywiście ma być bal dziekański, należałoby uznać, że także jestem zaproszona, w końcu jestem dziekanem – powiedziała, sunąc po czerwonym dywanie. Na jej szyi wisiała identyczna złota fiolka jak ta na szyi Sofii. – Niestety, nie dostałam żadnego zaproszenia.

– Dzisiejszy wieczór ma być świętem splendoru, charyzmy i nadziei. Obawiam się, że pomimo twojego imponującego wejścia czułabyś się tu nie na miejscu – oznajmiła chłodno Sofia.

– A jednak moich uczniów zaprosiłaś – powiedziała Dovey.

– Których znakomita większość potwierdziła już swoje przybycie – odparła Sofia. – Mogę cię zapewnić, że nikt z moich pierwszorocznych nie poszedłby na bal w twoim zamku. A nawet gdyby, na pewno uciekłby z takiej zatęchłej, staroświeckiej atmosfery.

Oczy dziekan Dovey zalśniły.

– O, Dyrektor z pewnością przywołałby cię do porządku.

– Cóż za szkoda, że nie mamy Dyrektora – zamruczała Sofia.

Klarysa pochyliła się, żeby spojrzeć jej w oczy.

– To się niedługo zmieni.

Sofia zbladła jak ściana.

Dziekan Dobra wymaszerowała z sali, a nauczyciele Zła poszli w jej ślady. Drzwi zatrzasnęły się za nimi tak, że żyrandol się zakołysał, a kilka kryształków w kształcie litery S spadło i roztrzaskało się na szklanym tronie Sofii.

Prawie nie zwracała uwagi na Bogdena wybierającego jej odłamki z włosów, ponieważ nie odrywała spojrzenia wielkich, przerażonych oczu od drzwi.

– Nowego Dy-dy-dy-dyrektora?! – zaskrzeczała.

Hort, nagi do pasa, oparł się o jej posąg i uśmiechnął od ucha do ucha jak łasica.

– Flah-sé-dah – zawołał.
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: