Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Alfie Bloom i złodziej talizmanu - ebook

Wydawnictwo:
Tłumacz:
Data wydania:
28 września 2016
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
Produkt niedostępny.  Może zainteresuje Cię

Alfie Bloom i złodziej talizmanu - ebook

Doskonała książka dla fanów J.K. Rowling i Roalda Dahla!

Kiedy Alfie Bloom odziedziczył zamek i wielowiekową magię, jego nudne, smutne i samotne życie zmieniło się nie do poznania! Ale na jego drodze pojawiło się także wiele niebezpieczeństw o jakich nawet mu się nie śniło. Lokaj Ashford zostaje porwany w środku nocy a sam zamek wystawiony jest na ogromne zagrożenie. Uwięziony w zamku z przyjaciółką i dwoma kuzynami Alfie musi bronić swego dziedzictwa oraz zapobiec upadkowi… całej Anglii!

Kategoria: Dla dzieci
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-280-3344-3
Rozmiar pliku: 3,8 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

1 Napastnicy z dębu

Alfie obrócił się na plecy i uśmiechnął do gwiazd, a pęd powietrza rozwiewał mu włosy i szarpał piżamą. Pogładził futro pod sobą – latanie na niedźwiedziej skórze było jego ulubionym sposobem podróżowania.

– Dzisiejszego wieczoru jesteś wyjątkowo milczący – odezwał się głęboki głos tuż przy jego uchu. – Wszystko gra?

– Po prostu napawam się spokojem, Artanie – odpowiedział Alfie.

Siegnął za siebie i poskrobał niedźwiedzia po łbie. Dywanik zafalował pod nim, gdy Artan zamruczał z zadowolenia.

Blask księżyca lśnił w wodach jeziora Archelon i podświetlał ciemny zarys zamku Hexbridge stojącego na szczycie jednego ze wzgórz i górującego nad miasteczkiem. Alfie wciąż nie potrafił uwierzyć, że mieszka w tym zamku. Teraz spali tam mocno jego tata i Amy Siu, najlepsza przyjaciółka Alfiego, która zatrzymała się u nich na okres ferii wielkanocnych, podczas gdy jej babka dochodziła do zdrowia po paskudnej grypie. Madeleine i Robin, kuzyni Alfiego, opuścili zamek przed kilkoma godzinami po spędzeniu w nim całego weekendu.

Alfiego cieszyło, że otacza go tyle osób, zwłaszcza że wcześniej jego życie upływało w ponurym mieszkaniu w suterenie, gdzie miał za towarzyszy tylko tatę i kota Galileo. Odziedziczenie wspaniałego zamku, otrzymanego w spadku po Orinie Hopcrafcie, ostatnim z wielkich druidów, całkowicie odmieniło życie Alfiego, nadal jednak lubił czasami pobyć trochę w samotności. A czy istnieje gdziekolwiek lepsze miejsce niż podniebne wyżyny wśród chmur?

Wydawało mu się, że upłynęły lata od ostatniej Gwiazdki, kiedy Murkle i Snitch, dyrektorki jego szkoły, przemieniły się w smoka i usiłowały go pożreć. Alfiego ocaliła starodawna magia, którą Orin niegdyś w nim ukrył. To ona wyssała z Murkle i Snitch ich magiczną potęgę, ale poczucie mocy, jakiego chłopiec doświadczył, gdy się nią posłużył, było niemal równie przerażające jak smok. Nawet teraz, mimo ciepłej nocy, Alfie zadrżał. Wspomnienie tamtego wydarzenia nadal niekiedy dręczyło go w koszmarnych snach.

Lecz tej nocy było jeszcze gorzej. Przyśniło mu się, że zmienił się w smoka i pożarł swoją rodzinę. Ten sen wydawał się tak realny, że nawet już po przebudzeniu Alfie miał nieodparte wrażenie, iż jego ręce są pokryte zielonymi łuskami. Dlatego zamiast próbować ponownie zasnąć, wybrał się na ten podniebny wypad. Zazwyczaj taki spokojny lot oczyszczał mu umysł, jednak tym razem Alfiemu niełatwo przychodziło się otrząsnąć z koszmaru. Dotknął talizmanu, który stale nosił na szyi. Upewniwszy się w ten sposób, że talizman nadal panuje nad ukrytą w nim magiczną mocą, poczuł się o wiele bezpieczniej.

– No dobrze, Artanie, zabierz nas już do domu – powiedział.

– Kierunek: dom – potwierdził niedźwiedź grzmiącym głosem. – Trzymaj się mocno!

Alfie wczepił się palcami w gęste futro Artana, gdy niedźwiedź zanurkował wielkim łukiem nad szkołą Wyrmwald House, a potem śmignął w górę z powrotem ku zamkowi.

Chłopiec bardzo lubił szkolne życie, odkąd aresztowano Murkle i Snitch. Miał nadzieję, że obie pozostaną uwięzione na długo i gdzieś bardzo daleko stąd. Obecnie stanowisko dyrektorki objęła jego ulubiona nauczycielka, panna Reynard, co ucieszyło Alfiego, gdyż wydawała się ostatnią osobą, która mogłaby się przemienić w śmiertelnie groźnego smoka.

Poszybowali nad jeziorem Archelon w kierunku łagodnie szemrzącej rzeki, która opływała zamek, a potem spadała w dół urwiska dwiema bliźniaczymi kaskadami. Gdy niedźwiedź przelatywał nad murami zamkowymi, wzrok Alfiego przykuł dąb rosnący pośrodku brukowanego dziedzińca. Drzewo było rozświetlone niebieskim światłem, które jednak zgasło niemal natychmiast, gdy tylko je zauważył. Chłopiec zacisnął dłoń na futrze nad pyskiem Artana i wskazał w dół. Niedźwiedź skinął łbem i wylądował cicho za parapetem muru obronnego.

Alfie ostrożnie wysunął głowę, zerknął przez jedną ze szczelin w murze i dostrzegł niewyraźną ciemną sylwetkę okrążającą drzewo. Zwodzony most był nadal podniesiony, więc w jaki sposób ktoś zdołał się tu dostać? Postać wyłoniła się spod konarów dębu i ruszyła w stronę drzwi zamku. Alfie zerwał się na nogi i już otwierał usta, żeby wrzasnąć na intruza, gdy rozpoznał w nim Wilberforce’a, kamerdynera. Schował się więc z powrotem za murem, by uniknąć konieczności wyjaśnienia, dlaczego znalazł się tutaj w środku nocy. Zobaczył, że Wilberforce schował do kieszeni jakiś niewielki przedmiot i wszedł do zamku. Zastanawiał się, co kamerdyner robi tu o tak późnej porze.

Odczekał, aż Wilberforce zamknie za sobą drzwi, a wtedy klepnięciem dał znak Artanowi i śmignęli w górę do otwartego okna sypialni Alfiego. Wciąż jeszcze nie powiedział nikomu z dorosłych o niedźwiedziu. Obawiał się, że tata zechciałby przeprowadzić eksperymenty, aby ustalić, w jaki sposób Artan może mówić i latać. Wiedzieli o nim tylko Amy, Madeleine i Robin, którym Alfie stanowczo nakazał dochowanie tajemnicy pod groźbą odebrania przywileju wspólnych lotów.

Niedźwiedź poszybował bezszelestnie przez uśpiony zamek. Chłopiec zeskoczył z jego grzbietu przed drzwiami zamkowej biblioteki, a Artan poleciał z powrotem do swojego przytulnego pokoiku w południowej baszcie. Alfie nadal czuł niepokój po nocnym koszmarze. Zabrał z biblioteki kilka ulubionych komiksów; miał nadzieję, że przyśnią mu się teraz one, a nie smok.

Mijając klatkę schodową, usłyszał nieznajomy głos dobiegający z parteru. Znieruchomiał i wytężył słuch. Głos brzmiał melodyjnie, lecz zarazem ostro, a każde słowo wydawało się złowrogie.

– Postąpiłeś głupio, wracając do nas. Czy sądziłeś, że zapomnimy o tym, co nam ukradłeś?

Alfie powoli położył się na dywanie i zerknął między tralkami schodów do holu poniżej. Dostrzegł w mroku czterech ludzi. Trzej z nich byli wysocy, nosili długie tuniki i skórzane kamizelki. Trzymali mocno za ręce najniższą postać, która usiłowała się wyswobodzić.

– Powiedz nam, gdzie to jest.

Wypowiadający te słowa człowiek stał tuż przed swoim więźniem, który odpowiedział śmiało:

– W jedynym miejscu, z którego nigdy nie uda się wam tego zabrać. W podziemniach kancelarii notarialnej Muninn i Bone.

Ten głos Alfie dobrze znał. Należał do Wilberforce’a. Włamano się do zamku i teraz rabusie grozili kamerdynerowi!

Alfie nie wiedział, co robić. Mógłby obudzić tatę i Amy, ale dwoje dwunastolatków i chudy wynalazca nie mieliby szans w starciu z tymi groźnie wyglądającymi mężczyznami w holu.

Wilberforce stęknął, gdy jeden z napastników uderzył go pięścią w żebra. Alfie rozejrzał się gorączkowo i spostrzegł zbroję dzierżącą miecz. Rozważył pomysł, żeby go chwycić, zbiec po schodach i zaatakować rabusiów, ale wątpił, czy zdoła choćby unieść miecz na tyle wysoko, by się na nich zamierzyć.

– A zatem zaprowadzisz nas tam.

– Można tam dotrzeć jedynie którymś z ich powozów – odparł Wilberforce.

– Więc wezwij jeden z nich.

Mówiący to mężczyzna przytknął nóż do szyi Wilberforce’a.

Alfie zadziałał instynktownie. Naparł całym ciałem na zbroję, przewrócił ją i zrzucił ze schodów.

– Hej, wy! Co robicie?! Wynoście się stąd! – krzyknął najgłośniej, jak potrafił, gdy zbroja z łoskotem spadała po stopniach.

Z hukiem uderzył wyszarpniętym ze zbroi naramiennikiem o ścianę. Miał nadzieję, że jeśli narobi wystarczająco dużo hałasu, napastnicy pomyślą, iż u szczytu schodów stoi cała armia.

– Alfie, schyl się! – zawołał Wilberforce.

Chłopiec w ostatniej chwili zdążył paść na podłogę. Tuż za nim w gobelin błyskawicznie wbiły się trzy strzały.

– Co się dzieje?! – krzyknął tata Alfiego, wypadając z sypialni.

W tym samym momencie ze swojego pokoju wyłoniła się Amy w piżamie w szkocką kratę, wymachując kijem bejsbolowym.

– Co się stało, Al? Nic ci nie jest? – spytała równie zaspana i przerażona.

Alfie przykucnął za kamienną balustradą, starając się jak najbardziej skurczyć, podczas gdy tamtych dwoje pędziło korytarzem ku niemu.

– Zostańcie na miejscu! – krzyknął i kopnął kolejną zbroję, która przewróciła się i runęła w dół schodów śladem poprzedniej. – Oni strzelają z łuków!

– Kto, Alfie?! Kto jest tam na dole?! – zawołał tata, przekrzykując łoskot i brzęk metalu.

– Nie wiem – odpowiedział Alfie bezgłośnie, tylko poruszając ustami.

Mocno przycisnął ręce do boków, gdy kolejna strzała nadkruszyła kamienną balustradę tuż przy jego łokciu.

Zepchął ostatnią zbroję, która z łoskotem spadła w holu, i zaryzykował zerknięcie w dół. Zobaczył, że rozpętała się tam walka. Wilberforce zdołał się wyswobodzić i teraz obracał się z furią, precyzyjnie wymierzając napastnikom ciosy pięściami i kopniaki. „Gdzie on się nauczył tak walczyć?”, przemknęło przez głowę Alfiemu. Jeden z mężczyzn leżał na podłodze u stóp schodów, a pozostali dwaj krążyli ostrożnie, wypatrując okazji do ataku.

– Co teraz zrobimy? – szepnęła Amy, czołgając się na łokciach w kierunku Alfiego.

Alfie też się nad tym zastanawiał. Wyglądało na to, że tata ma jakiś plan, bo zdjął ze ściany tarczę i włócznię, a potem podpełznął do nich.

– Dostań się do jednej z sypialń, zamknij drzwi na klucz i nie otwieraj, dopóki nie usłyszysz mojego głosu – polecił szeptem na tle dobiegających z dołu krzyków i łoskotów.

Alfie spojrzał na tatę. Nigdy jeszcze nie widział go tak zawziętego i zdeterminowanego.

– Wykluczone! Nie możesz zejść tam sam. Nie zostawię cię!

– Nie masz wyboru. Idź do swojego pokoju. Ja pomogę Wilberforce’owi.

Zanim Alfie zdołał się sprzeciwić, usłyszał krzyk Amy. Zerwała się na nogi i zawołała w dół nad poręczą schodów:

– Wilberforce, uważaj!

W drzwiach pojawiła się kolejna postać. Kobieta. Była wysoka, a jej twarz o regularnych rysach miała okrutny wyraz. W rękach trzymała napięty łuk. Wilberforce jej nie widział; spoglądał w górę na Amy. Alfie też krzyknął do niego ostrzegawczo i wskazał na drzwi. Kamerdyner odwrócił się w tamtą stronę i wtedy obydwaj mężczyźni rzucili się na niego, usiłując przygwoździć go do ziemi. Wyrwał się im, lecz było już za późno. W chwili gdy napotkał spojrzenie kobiety przy drzwiach, ta wypuściła strzałę, która rozdarła Wilberforce’owi rękaw i wbiła się w ramię, a siła uderzenia obaliła go na podłogę.

– Nie! – zawołali jednym głosem Alfie i Amy.

Chłopiec wyrwał tacie włócznię i pognał w dół schodów, krzycząc ile sił w płucach, a ojciec i Amy pędzili tuż za nim.

Napastnicy zarzucili Wilberforce’owi worek na głowę i powlekli go w kierunku drzwi, przy których stała kobieta z łukiem. Jej twarz promieniała okrutną radością.

– Przestańcie! Puśćcie go! – wrzasnął Alfie i z furią cisnął włócznią.

Uderzyła tylko z brzękiem w podłogę za napastnikami, którzy zniknęli za drzwiami. Alfie pokonał jednym skokiem ostatnich kilka stopni i pobiegł korytarzem.

– Alfie, zaczekaj! – zawołał tata, a potem krzyknął z bólu.

Chłopiec obejrzał się i zobaczył, że ojciec potknął się o jedną ze zbroi walających się na schodach i upadł. Amy zatrzymała się, żeby pomóc mu wstać, a Alfie wypadł na dziedziniec, pozostawiając ich za sobą.

Dąb znowu był rozświetlony dziwnym niebieskim blaskiem. Tym razem Alfie zdołał dostrzec, że światło wydobywa się z otworu ziejącego w pniu – rodzaju portalu. Napastnicy weszli w to światło, wlokąc za sobą Wilberforce’a.

– Przestańcie! – krzyknął Alfie w biegu.

Gdy dopadł drzewa, zobaczył tylko nogi Wilberforce’a znikające w portalu. Nie zastanawiając się długo, wetknął ręce w światło. Wydawało się zimne i falowało jak woda wokół jego dłoni, gdy uchwycił coś, jakby skórzaną kamizelkę. Wsadził stopę w pień drzewa i mocno pociągnął, a potem zatoczył się do tyłu, gdy z pnia wyłoniła się jakaś postać. To była ta kobieta, która postrzeliła Wilberforce’a. Uśmiechała się, a jej piękne zielone oczy błysnęły złośliwie, gdy żelaznym uściskiem chwyciła Alfiego za nadgarstki i wykręcała je, dopóki nie puścił jej ubrania. Chłopiec krzyknął z bólu i szarpnął się, usiłując się wyswobodzić.

– Puść go! – wrzasnęła Amy, pędząc ku nim.

Za nią biegł tata, utykając lekko.

Gdy Alfie już miał wrażenie, że za chwilę pękną mu nadgarstki, kobieta z okrzykiem wściekłości zwolniła chwyt, bo Amy zamachnęła się kijem bejsbolowym i rąbnęła ją w twarz. Na świetliście białym policzku kobiety natychmiast wyskoczył fioletowy siniak. Warknęła coś do Alfiego w języku, którego nie zrozumiał. Amy skoczyła na nią jak dzika kotka, ale kobieta bez wysiłku odepchnęła ją ciosem, który odrzucił dziewczynkę przez dziedziniec. Napastniczka odwróciła się i znowu weszła w drzewo.

– Alfie, stój! – zawołał tata, gdy chłopiec skoczył w kierunku portalu.

Alfiego niemal całkiem oślepiło jaskrawe światło, w którym się nagle znalazł. Usiłował zrobić krok do przodu, ale tata złapał go obiema rękami z tyłu za piżamę i chłopiec poczuł, że wyciąga go z pnia drzewa.

– Nie! – krzyknął, daremnie starając się poruszyć. Gdy wywlekano go za nogi na nocne powietrze, wokoło rozlegały się trzaski portalu. – Nie możemy pozwolić, żeby porwali Wilberforce’a!

Usłyszał, że tata i Amy wołają jego imię. Uchwycił się kurczowo boków portalu i wytężył wszystkie siły, jakie zdołał zebrać, aby im się wyrwać. Gdy tak się szamotał, odniósł wrażenie, że jego palce zmieniają się w szpony, a ręce pokrywają łuski, jak w niedawnym śnie. Czy to efekt działania portalu?

Zamrugał, żeby pozbyć się tej wizji. Nagle w oślepiającym świetle zmaterializowała się jakaś postać. Był to ten mężczyzna o ostrych rysach, który wcześniej groził Wilberforce’owi. Teraz zmierzył Alfiego beznamiętnym wzrokiem. Błyskawicznie uniósł nogę i kopnął go w pierś. Chłopiec poleciał do tyłu przez portal, wpadł plecami na tatę i Amy i wszyscy troje się przewrócili. Usiłując złapać oddech, Alfie patrzył, jak portal skurczył się znowu w długą niebieską linię, a potem jego światło zgasło.

Chłopiec podźwignął się z trudem na nogi i zaczął desperacko walić pięściami w pień. Ale portal zniknął, a wraz z nim Wilberforce.
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: