Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Ambasadorowa - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
Czerwiec 2017
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
Produkt niedostępny.  Może zainteresuje Cię

Ambasadorowa - ebook

Książka jest nieodpartym dowodem na ostateczne obalenie stereotypu, że przemoc domowa zdarza się jedynie w rodzinach ubogich. Sprawca, który dopuszcza się przemocy wobec swoich najbliższych równie dobrze może być np. Ambasadorem, który za czterema ścianami swojego domu zmienia się w zwykłego tyrana domowego. Na jego nieszczęście pani ambasadorowa bardzo kocha swoje dzieci i dla nich postanawia walczyć ! Ta historia zdarzyła się naprawdę.

Maja Newecka-Wnukowska, „Dlaczemu“

Wiem, że kobiety, które kiedykolwiek doświadczyły bólu, upokorzenia i wmówionej słabości, znajdą w tej historii siebie. Wiem też, że każda z nich znajdzie zrozumienie, wsparcie i nadzieję, które doprowadzą do odkrycia swojej mocy. Jestem pewna, że po jej przeczytaniu wiele z nich zrobi pierwszy krok, a Ewa będzie ich współtowarzyszką w drodze do nowego życia. To historia, która boli, doprowadza do łez. Pokazuje, że nawet bliscy ludzie mogą doprowadzić do udręki. Ale tylko do czasu!... Kiedy zrozumiesz jak bardzo jesteś ważna i że tak jak każdy człowiek masz prawo do szczęścia spokoju i spełnienia.

Agnieszka Domeracka, coach, trener, terapeuta, „Yellow Hats Group”

Książka jest objęta patronatem Centrum Praw Kobiet.

Kategoria: Biografie
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-947251-8-1
Rozmiar pliku: 2,4 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

Rok pierwszy

Nakryłam do stołu. Elegancko. Z podwójnymi kieliszkami: na wino i wodę. Z dwoma kompletami secesyjnych, srebrzonych sztućców: do przystawek i dania głównego. Ze świecami i starannie wykrochmalonymi serwetkami, które po dziesiątkach prób ułożenia w strzeliste figury stanęły wreszcie stabilnie na stole. Popatrzyłam z dumą i nadzieją. Po tych kilku dniach poślubnego zamieszania z jednej strony i przednominacyjnego zamętu z drugiej dziś miał być czas na romantyczną, domową kolację. Taki mój mały wkład w budowanie związku.

Ogarnęłam wzrokiem salon, wychwytując mimowolnie w jego wyposażeniu wszystko, co przybyło mu w ciągu ostatnich kilku dni. Kilka zaklejonych szarą taśmą pudeł, ustawionych jedno nad drugim w szczelinie pomiędzy drewnianymi półkami na książki a ścianą. Kilka innych, ułożonych wysoko, wpasowanych niemal idealnie w przestrzeń pomiędzy regałami a sufitem. Ich zawartość ciekawiła mnie od dnia, w którym się pojawiły, ale Wiktor zbywał moje pytania, mówiąc, że to jego kawalerskie szpargały. Za sofą ciemnobrązowe, drewniane drążki kilku map ściennych, a na komodzie, służącej jako stolik telewizyjny, starodawny, mosiężny zegar, który wyglądał na masywny i ciężki, podczas gdy w rzeczywistości był tylko delikatnym, wypukłym odlewem, zupełnie pustym z tyłu.

Wskazówki na udawanym – jak go nazywałam w myślach – zegarze wskazywały już parę minut po ósmej.

Późno – pomyślałam. Dlaczego jeszcze go nie ma?

Rozmawialiśmy przecież kilka godzin wcześniej w konsulacie i nie mówił nic o jakimś wieczornym spotkaniu. Miał być normalnie, tymczasem wciąż miotałam się po mieszkaniu sama.

Niewiele myśląc, wybrałam numer jego biurowego telefonu i wysłuchałam kilku przeciągłych sygnałów. Nic. Cisza. Nie odbierał. Zadzwoniłam na komórkę. Po kilku sygnałach włączyła się poczta głosowa, proponująca mi głosem Wiktora nagranie wiadomości. Rozłączyłam się.

Ogarnął mnie niepokój, bo w pierwszej chwili pomyślałam, że coś mu się stało. Potem uspokoiłam się trochę, biorąc pod uwagę możliwość, że wypadło mu niespodziewanie jakieś spotkanie. W końcu nasze sprawy toczyły się w rytm jego kalendarza. Nominacja na ambasadora była już pewna, więc i pracy miał więcej przy wdrażaniu się powoli w nowe obowiązki i zamykaniu jednocześnie bieżących projektów w konsulacie. Ustaliliśmy jednak, że widzimy się w domu, wiedział więc, że będę czekać. I powinien był zadzwonić.

Włączyłam telewizor, posłuchałam wiadomości lokalnych, szukając chyba podświadomie informacji o jakimś wypadku na mieście. Poskakałam po kanałach, aż wreszcie utknęłam na dłużej na powtórce „Dziewczyn do wzięcia” Barei.

Jedzenie już zupełnie wystygło, a zegar pokazywał prawie dziesiątą, gdy usłyszałam szczęk klucza w drzwiach. Drgnęłam, poczułam lekkie napięcie i powoli wstałam, żeby zobaczyć, jak wchodzi do domu. Szamotał się chwilę w ciemnym przedpokoju, z hałasem rzucił swoją teczkę na szafkę na buty, a następnie wszedł chwiejnym krokiem do salonu.

– O, nie śpisz jeszcze? – Zdziwił się na mój widok.

– Nie – odpowiedziałam, patrząc, jak usiłuje rozwiązać jedną ręką krawat. – Czekam na ciebie – dodałam z wyrzutem.

– Na mnie? – spytał przeciągle. – To miło. Żona powinna czekać na męża. To jej obowiązek. – Pogroził mi palcem. – Ale i przywilej. – Uśmiechnął się, podnosząc brwi.

Skończył z krawatem i rzucił go na sofę.

– Mówiłeś, że będziesz w domu normalnie. – Puściłam mimo uszu jego uwagę. – Rozmawialiśmy w pracy, pamiętasz? Mieliśmy zjeść razem kolację.

– Tak, tak… Ale okazało się, że jednak muszę zostać. – Rozłożył bezradnie ręce. – Zorganizowaliśmy sobie w kilku takie nieoficjalne wyjście, żeby omówić parę tematów. Nie zeszło nam długo, jak widzisz. – Wyciągnął ze spodni koszulę i walczył nieporadnie z jej małymi guzikami.

– Wiktor! Umawiałeś się ze mną! – Podniosłam głos. Czułam coraz większe wzburzenie.

– To co, miałem powiedzieć, że nie mogę iść, bo muszę wracać do żony?

Pozostawił mnie z pytaniem i skierował się w stronę kuchni.

– Nie, ale chyba mogłeś zadzwonić i powiedzieć, że zmieniły ci się plany! – powiedziałam z wyrzutem, idąc za nim. – Przygotowałam kolację. – Ruchem głowy wskazałam na zastawiony stół.

– To dobrze, żona powinna dbać o męża – odpowiedział jakby nigdy nic, siłując się z zakrętką od wody. – Ale niestety dziś już nie dam rady wziąć niczego do ust. Jestem tak najedzony i napity, że mam tylko ochotę walnąć się do łóżka. – I jakby na potwierdzenie tego ziewnął szeroko.

– No wiesz!

– Co?

Patrzył na mnie spod przymrużonych powiek. Nie wiedziałam, co więcej mogłabym powiedzieć. Jego spojrzenie zaczęło mnie przytłaczać, więc odwróciłam głowę. Poczułam, jak łzy napływają mi do oczu. A potem zalała mnie fala złości.

– Następnym razem chcę, żebyś informował mnie na bieżąco o wszystkim – powiedziałam ostrym tonem. – Słyszysz? Będę przynajmniej wiedziała, co robić.

Nie przestając na mnie patrzeć, odstawił butelkę z wodą i przysunął się blisko… i jeszcze bliżej. – Teraz ty mnie posłuchaj – wycedził. Chwycił zdecydowanym ruchem mój podbródek i zadarł mi głowę do góry. Trzymał ją i przez swoje grube okulary patrzył prosto w oczy. – Nigdy więcej nie mów tak do mnie, słyszysz? Nie życzę sobie takiego tonu ani wymówek. Jestem wolnym człowiekiem i mogę robić, co mi się podoba. Nie po to się z tobą ożeniłem, żeby spowiadać ci się z mojego życia – powiedział lodowatym tonem.

– Wiktor, ale przecież ja nie każę ci się spowiadać. – Zadarta głowa bolała coraz bardziej. – Puść, boli…

Patrzył, jak szamocę się z jego ręką, a potem puścił. Masowałam zesztywniały kark, a do oczu napływały mi łzy. Nie wiedziałam, czy przepraszać, czy ciągnąć tę rozmowę. Uprzedził moją reakcję.

– Nigdy więcej tak nie rób – odezwał się, grożąc mi jednocześnie wyciągniętym palcem. Po czym skierował się w stronę sypialni i rzucił, nie patrząc już na mnie: – Zapamiętaj to sobie dobrze.

Miałam zamęt w głowie. Usiadłam na kuchennym krześle. Wstałam. Poczułam, że nogi odmawiają mi posłuszeństwa, więc znowu usiadłam.

Boże, co się dzieje? Jesteśmy parę dni po ślubie, a on już mnie…

Nawet nie wiedziałam, jak nazwać jego gest. Gest? Przecież nadal czułam jego rękę na swoim podbródku, a kark pobolewał.

Jakim prawem mnie dotknął?

Moje myśli galopowały. Chociaż, prawdę mówiąc, trochę go sprowokowałam. Niejeden by się wkurzył. Wrócił z pracy utyrany, a tu żona z pretensjami, bo świec nie było komu zapalić.

Jednak kiedy przypomniałam sobie jego wzrok spod wąskich powiek, jego palec, który groźnie przecinał powietrze, ostrzegając, żebym „dobrze sobie zapamiętała”, czułam znajomy ścisk w żołądku.

Jak mógł! Przecież nie tak mieliśmy budować relację. Co się dzieje? Gdzie popełniłam błąd? – zastanawiałam się gorączkowo.

Z sypialni dobiegało mnie coraz głośniejsze chrapanie Wiktora. I wtedy nie wytrzymałam.

Ja się głowię, analizuję, a on jak gdyby nigdy nic śpi! Mało – chrapie!

Jeszcze rzut oka na ciągle nakryty stół i rozszlochałam się na dobre. Łkałam, tłumiąc odgłosy płaczu w kuchennej ścierce do naczyń, a on chrapał. Skręcało mnie z żalu i osamotnienia – a on chrapał! Chciałam wyjaśnić wszystko już, teraz, bo jak leżeć w jednym łóżku po czymś takim? Ale nie było z kim wyjaśniać, bo chrapał!

Matka. Pierwsza myśl.

Oczywiście, zadzwonię jutro do niej i opowiem wszystko. Niech wie, jakiego ma zięcia. Ale co jej powiem? Że mąż nie chciał słuchać moich pretensji i koniec końców złapał mnie za brodę? Już słyszę jej reakcję: „Ewa, przesadzasz, naprawdę. Zastanów się dobrze, to ty jednak powinnaś go przeprosić, nie on ciebie”.

I gdy zaczęłam po raz kolejny analizować to, co zaszło, zaczęło do mnie docierać, że faktycznie może to moja wina. Ja wymyśliłam sobie taki, a nie inny scenariusz wieczoru. Wiktor się w niego nie wpasował, więc postanowiłam wywołać awanturę. A przecież wrócił do domu, do mnie. Nie przeciągał wyjścia, chociaż mógł. Wrócił, żeby wysłuchać moich pretensji.

Czułam się coraz bardziej winna tej całej sytuacji. Wyrzucałam sobie, że zawiodłam. Jego, siebie, matkę. Obiecałam sobie mocne postanowienie poprawy.

Na drugi dzień musiałam zostać w pracy dłużej niż zwykle. Po ciężkim dniu i nieprzespanej nocy głowa bolała mnie tak, że czułam na niej każdy włos. Jedyne, o czym marzyłam, to gorący prysznic i babcina sofa. W mieszkaniu powitała mnie ciemność, co znaczyło, że Wiktora jeszcze nie ma.

Byłam w łazience, gdy usłyszałam jego kroki.

Szybko wrócił – pomyślałam i ogarnął mnie lekki niepokój.

Wytarłam się pospiesznie i wyszłam do niego w szlafroku i z ręcznikiem na głowie.

– O, już jesteś! – powiedziałam na powitanie, usiłując zapanować nad drżeniem głosu.

– Zdziwiona? Co, nie spodziewałaś się mnie, że tak mnie witasz? – Ruchem głowy wskazał na mój strój, a potem jeszcze w butach zajrzał szybko do sypialni.

– Nie, nie o to chodzi. Sama niedawno przyszłam. – Starałam się, aby mój ton głosu nie przypominał tego z wczorajszego wieczoru. – Nie sądziłam po prostu, że jest już tak późno.

– I co, zamiast pomyśleć, że może wrócę głodny, pobiegłaś grzebać się do łazienki? – powiedział niby żartem, ale z wyraźną naganą. – Zapomniałaś, jak się dba o męża?

– Mówię ci, że późno wróciłam. Byłam zmęczona, chciałam się odświeżyć – zaczęłam niezręczne tłumaczenie.

– Ja też jestem zmęczony. Codziennie ciężko pracuję i chętnie zjadłbym teraz przyzwoicie, zamiast być witany do domu, w którym snują się koty i żona w szlafroku – wypominał.

– Jakie koty? Na podłodze? – Obruszyłam się. – Przecież niedawno odkurzałam.

– Nie wiem, kiedy odkurzałaś. Nie wracam do domu, żeby rozmawiać o sprzątaniu. Ale widzę, że nie mam tu czego szukać – odpowiedział ostro. – Wychodzę coś zjeść, jestem głodny.

– Poczekaj, nie wychodź! Zaraz coś przygotuję… – Wpadłam w panikę, a wszystko działo się tak nagle. – Na co masz ochotę? Jest przecież jedzenie z wczoraj.

– Nie. Straciłem już ochotę na kolację w domu – odpowiedział szorstko.

Zaniemówiłam. Patrzyłam w milczeniu, jak odwiesza płaszcz i zdejmuje marynarkę. Uspokoiłam się trochę, widząc, że się rozbiera, i gorączkowo myślałam, jak go uspokoić. Tymczasem on wyciągnął z szafy zimową, skórzaną kurtkę, włożył ją i bez słowa skierował się do wyjścia.

– Wiktor, stój, poczekaj, porozmawiajmy!

Trzasnęły drzwi i zostałam sama. W pustym mieszkaniu, z uczuciem żalu, ale z jeszcze większym poczuciem winy.

Co za żona ze mnie, skoro nie mam czym własnego męża w domu zatrzymać? – wyrzucałam sobie.

Wyobrażałam sobie, co teraz będzie robił i dokąd pójdzie. A raczej jak mógłby wyglądać nasz wspólny wieczór, gdybym go ewidentnie nie zepsuła.

Z minuty na minutę winiłam siebie coraz bardziej. Analizowałam jego i swoje zachowanie.

Co robić, co robić? Przecież jesteśmy świeżo po ślubie.

Powracał do mnie zasłyszany kiedyś frazes, że to kobieta jest autorką ogniska domowego, a mężczyzna w nim tylko uczestniczy, więc tym bardziej czułam się odpowiedzialna za nasze kiepskie dni.

Gdy o pierwszej trzydzieści cztery usłyszałam zgrzyt kluczy w zamku, zdążyłam już rozgrzeszyć go ze zmiennych nastrojów, nieprzewidywalności i obcesowości. Obiecałam sobie, że dom będzie dla niego wytchnieniem od wymagającej pracy, że w tym domu będę czekała, zawsze przygotowana na różne scenariusze i pory jego powrotu.

I dzień po dniu dotrzymywałam obietnicy. Głodny lub najedzony, zmęczony albo pełen energii, rozdrażniony, a może wesoły – nigdy nie wiedziałam, jaki wróci do domu. Niestety, moje przewidywania rzadko się sprawdzały. Wiedziałam tylko, że mam być zwarta i gotowa, bo właśnie powrócił pan i władca. Przyszedł, może wyjdzie, a może zostanie. Zawsze na swoich warunkach. Mój mąż.

Koniec wersji demonstracyjnej.
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: