Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Amelia i Kuba/ Kuba i Amelia. Nowa szkoła - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
29 kwietnia 2015
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
Produkt niedostępny.  Może zainteresuje Cię

Amelia i Kuba/ Kuba i Amelia. Nowa szkoła - ebook

Autor „Felixa, Neta i Niki” zaprasza do swojej najnowszej książki.

Jedenastolatkowie Amelia i Kuba oraz ich rodzeństwo – superinteligentny dziesięcioletni Albert i zwariowana sześciolatka Mi – idą do nowej szkoły. Jak się odnajdą w nowym miejscu wśród nieznanych rówieśników? Nowa szkoła opowiada o ważnych sprawach małych ludzi w sposób zabawny i wciągający, a pod rozrywkową fabułą kryją się tematy na niejedną poważną rozmowę.

Dla czytelników 7–12 lat.

Fajna akcja i szalony humor – ta książka czyta się sama!

Rafał Kosik pisze tak, że dzieci czytają!

Kategoria: Dla dzieci
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-64384-37-0
Rozmiar pliku: 978 KB

FRAGMENT KSIĄŻKI

Był wcze­sny, sło­neczny pora­nek. Sze­ścio­let­nia dziew­czynka, z kitką ciem­nych wło­sów na czubku głowy, stała przy oknie i obser­wo­wała podwórko. Szczu­pły dzie­się­cio­la­tek w oku­la­rach szedł zamy­ślony przez traw­nik, mokry jesz­cze od rosy. Dziew­czynka nie patrzyła jed­nak na niego, lecz na małego bia­łego psa, który cią­gnął smycz trzy­maną przez chłopca. Pies sunął z nosem przy ziemi wprost do okienka piw­nicz­nego.

— Oż ty w mordę — wyszep­tała dziew­czynka. — Wszystko się wyda!w któ­rym Kuba i Mi szy­kują się do szkoły w miarę spraw­nie, Albert bar­dzo spraw­nie, a Ame­lia wprost prze­ciw­nie.

W miesz­ka­niu rodziny Rytlów na dru­gim pię­trze apar­ta­men­towca, zwa­nego przez miesz­kań­ców Zam­kiem, pano­wało ner­wowe zamie­sza­nie. Był ranek pierw­szego wrze­śnia, co ozna­czało, że cał­kiem nie­długo, za nie­całą godzinę, roz­pocz­nie się nowy rok szkolny.

Kuba Rytel, przy­stojny jede­na­sto­la­tek o blond wło­sach, ukła­dał na biurku stertę zeszy­tów i pod­ręcz­ni­ków. Nie spa­ko­wał się wczo­raj i teraz tego żało­wał, bo nie mógł ni­gdzie zna­leźć infor­ma­cji, co powi­nien zabrać pierw­szego dnia. Można to było spraw­dzić na stro­nie inter­ne­to­wej szkoły. Można było, jeżeli znało się jej adres, ale na szu­ka­nie go teraz było już za późno.

Otwo­rzył brud­no­pis na stro­nie z listą posta­no­wień, co robić należy, a czego nie. Uło­że­nie takiej listy pora­dziła mu mama. Lista miała mu pomóc unik­nąć kło­po­tów, które mie­wał w poprzed­niej szkole. Prze­biegł wzro­kiem po kolej­nych punk­tach. Nie spóź­niać się do szkoły, uwa­żać na lek­cjach, odra­biać prace domowe, nie wda­wać się w bójki, nie dys­ku­to­wać z nauczy­cie­lami, jed­nym sło­wem same nudy. Bycie grzecz­nym to skom­pli­ko­wana sprawa.

Jego plan, by jechać do szkoły na desko­rolce, teraz wyda­wał się dość nie­roz­sądny. Nie wie­dział, jak wygląda szkoła, czy można bez­piecz­nie zosta­wić desko­rolkę w szatni. Nie będzie prze­cież para­do­wał po kory­ta­rzach z desko­rolką w ręku ani tym bar­dziej z przy­piętą do ple­caka. Zresztą tata zapowie­dział już, że ich pod­wie­zie. Ich – Kuba miał bowiem młod­szą sio­strę.

Do pokoju wpa­ro­wała wła­śnie Mi. Rzu­ciła okiem na roz­ło­żone książki, na desko­rolkę, a kitka kasz­ta­no­wych wło­sów na czubku głowy kiwała się w rytm jej ruchów. Przez ramię miała prze­wie­szoną torebkę, z którą się nie roz­sta­wała, zało­żyła też już szkolny ple­cak.

— Jesz­cze nie gotowy? — Oparła dło­nie na bio­drach i groź­nie spoj­rzała na brata. — Nie będą na nas cze­kać z pierw­szym dzwon­kiem. Co tam masz? — Zer­k­nęła na listę w brud­no­pi­sie.

— Nie twoja sprawa. — Kuba szybko zamknął zeszyt.

— Pokaż natych­miast, bo… bo powiem mamie, że nie zja­dłeś wczo­raj kotleta, tylko go wyrzu­ci­łeś przez bal­kon!

Mi miała sześć lat i szła do pierw­szej klasy. Zamiast się dener­wo­wać szkołą, wprost try­skała entu­zja­zmem.

— To lista ksią­żek, które chcę prze­czy­tać — odpo­wie­dział nie­zu­peł­nie zgod­nie z prawdą, choć jeden z punk­tów rze­czy­wi­ście brzmiał „Czy­tać wię­cej ksią­żek”.

Mi zmarsz­czyła brwi.

— To coś takiego jak lista zaku­pów?

— Nie. To po pro­stu lista cie­ka­wych lek­tur. — Kuba wło­żył kilka losowo wybra­nych pod­ręcz­ni­ków i zeszy­tów do ple­caka i zapiął go. W prze­ci­wień­stwie do sio­stry dener­wo­wał się bar­dzo, choć sta­rał się tego nie oka­zy­wać. A miał powody. Prze­pro­wa­dzili się tutaj w waka­cje. Wraz z nowym domem cze­kała go nowa szkoła, a w niej nowa klasa z nowymi kole­gami i kole­żan­kami. Jed­nak naj­gor­sze w tym wszyst­kim było to, że ci kole­dzy i kole­żanki znali się od kilku lat, a on miał być tym nowym. To nie jest łatwa rola.

W dodatku czuł na sobie pre­sję. Rodzice przez całe waka­cje wbi­jali mu do głowy, że nowa szkoła to wielka szansa na zmianę i poprawę. Stąd ta lista i stąd zde­ner­wo­wa­nie.

Prze­szli do jadalni, gdzie mama koń­czyła szy­ko­wać dru­gie śnia­da­nie. Tata za to cho­dził po salo­nie i roz­ma­wiał przez tele­fon. Gesty­ku­lo­wał przy tym wolną ręką, co Kubę zwy­kle śmie­szyło, bo prze­cież osoba po dru­giej stro­nie nie mogła tego widzieć. Tym razem jed­nak chło­pak nie zwra­cał na to uwagi. Myślami był w szkole.

— Bła­gam was, niczego nie zma­luj­cie — popro­siła mama, wkła­da­jąc im do ple­ca­ków pudełka z kanap­kami.

Popa­trzyła przy tym zna­cząco na oby­dwoje, Mi bowiem rów­nież nie można było nazwać wzo­rem grzecz­nej dziew­czynki. Szcze­rze mówiąc, aku­rat pod tym wzglę­dem nie róż­niła się bar­dzo od brata.

— Nic się nie martw, będziemy pre… per… pro­te­tycz­nie¹ grzeczni — obie­cała Mi.

Mama i Kuba popa­trzyli na sie­bie poro­zu­mie­waw­czo i uśmiech­nęli się. Mi czę­sto prze­krę­cała słowa albo powie­dzonka.

— Per­fek­cyj­nie, per­fek­cyj­nie grzeczni, cór­ciu — wyja­śniła mama.

Mi zmarsz­czyła brwi, wycią­gnęła ze swo­jej torebki mały zeszy­cik _Bar­dzo trudne słowa_. Zapi­sy­wała w nim wszyst­kie słowa, które usły­szała po raz pierw­szy, jeśli tylko wydały jej się inte­re­su­jące. Rodzice cie­szyli się z tego, uwa­żali, że dzięki temu będzie się lepiej uczyła. A jesz­cze bar­dziej się cie­szyli, że Mi nauczyła się pisać i czy­tać, zanim poszła do szkoły.

— Długo mam jesz­cze cze­kać? — zapy­tał z sze­ro­kim uśmie­chem tata, cho­wa­jąc tele­fon do kie­szeni.

Rodzeń­stwo stało przy drzwiach i oczy­wi­ście to oni cze­kali na tatę, a nie odwrot­nie. Mi spoj­rzała na niego z pobłaż­li­wym znu­dze­niem, z jakim to ojciec powi­nien patrzeć na nie­sforne dzieci. Praw­do­po­dob­nie pod­pa­trzyła tę minę na jakimś fil­mie.

Zje­chali windą do garażu i zapa­ko­wali się do pię­cio­oso­bo­wej kabiny bia­łego pick-upa.

— Zapiąć pasy, załoga — pole­cił tata, wyjeż­dża­jąc już na ulicę. Zało­żył lustrzane oku­lary prze­ciw­sło­neczne, jakie noszą piloci myśliw­ców.

Ulica była sze­roka i nie­mal pusta. Na razie jeź­dziły nią głów­nie cię­ża­rówki firm budow­la­nych, sta­wia­ją­cych kolejne domy w roz­ra­sta­ją­cej się War­sza­wie.

— Zadzwoń, jak skoń­czy­cie zaję­cia, to po was pod­jadę. — Tata spoj­rzał poważ­nie na syna. — I pamię­taj, żeby się opie­ko­wać sio­strą.

— Jasne, jasne — poki­wał głową Kuba. — A mogę jej dać klapa, jak się nie będzie słu­chać?

— Nie jestem dziec­kiem, żeby się mną zaj­mo­wać — odpa­liła obra­żo­nym tonem Mi. — Lepiej wci­śnij ten gaz, ojciec. Miej­sce w ostat­niej ławce samo się nie zaj­mie.

* * *

W miesz­ka­niu rodziny Domey­ków w innej czę­ści Zamku rów­nież trwały gorącz­kowe przy­go­to­wa­nia do pierw­szego dnia szkoły. Tam dla odmiany tata cze­kał na Ame­lię i Alberta. Cho­ciaż nie, tata cze­kał tylko na Ame­lię, bo Albert spa­ko­wał ple­cak wczo­raj i był gotowy. Nie dość, że Ame­lia się nie spa­ko­wała, to jesz­cze nawet nie pod­jęła decy­zji, co spa­ko­wać ani w który ple­cak. A może w torbę? Ba! Ona nie zde­cy­do­wała jesz­cze, co ma na sie­bie wło­żyć. Dener­wo­wała się nową szkołą, a to potę­go­wało tylko jej wro­dzone nie­zde­cy­do­wa­nie.

Imbir, biały i kosmaty West High­land terier, bie­gał od jed­nego domow­nika do dru­giego. Takie przy­go­to­wa­nia koja­rzyły mu się z wycieczką, a wycieczki Imbir lubił naj­bar­dziej. Może poza pod­kra­da­niem kieł­basy ze stołu.

Na otwar­tym ekra­nie lap­topa w prze­ka­zie vide­ochata² widać było, jak koń­czy się przy­go­to­wy­wać do szkoły Kle­men­tyna, przy­ja­ciółka Ame­lii. Obie dziew­czyny wyglą­dały jak swoje prze­ci­wień­stwa. Czar­no­włosa Ame­lia była cicha, nie­śmiała, roz­tar­gniona, ubrana w skromną nie­bie­ską sukienkę. Kle­men­tyna – wprost prze­ciw­nie, lubiła być w cen­trum uwagi. Miała jasno­blond włosy zwią­zane wielką kokardą, a jej sukienka była jaskra­wo­ró­żowa. Chyba jedy­nym, co je łączyło, był wiek. Obie miały po jede­na­ście lat. A, no i za chwilę obie miały iść do tej samej szkoły.

Ame­lia wrzu­ciła do ple­caka zeszyt do mate­ma­tyki. Jego okładkę ozda­biała ilu­stra­cja zło­żona z cyfr i fan­ta­zyj­nie uło­żo­nych wzo­rów mate­ma­tycz­nych, którą Ame­lia ryso­wała przez ostat­nie dni. Wyjęła zeszyt i wło­żyła go do innego ple­caka. Nie miała poję­cia, co dziś będzie potrzebne. Nie znała jesz­cze planu lek­cji.

— Myślisz, że będziemy w jed­nej kla­sie? — zapy­tała w stronę lap­topa.

Kle­men­tyna na ekra­nie wzru­szyła ramio­nami.

— Pew­nie tak. Ja się mar­twię, czy w naszej kla­sie będzie cho­ciaż kilku faj­nych chło­pa­ków.

— A to ty nie spo­ty­kasz się już z Emi­lem? — Ame­lia prze­ło­żyła zeszyt do zie­lo­nej torby na ramię.

— Spo­ty­kam, spo­ty­kam. Ale wiesz, jak to jest. Zawsze może się tra­fić coś lep­szego.

Ame­lia wes­tchnęła. Cza­sem nie rozu­miała swo­jej przy­ja­ciółki.

— Skoń­czy­łaś? — z przed­po­koju dobie­gło pyta­nie znie­cier­pli­wio­nego taty.

— Już, już… Muszę lecieć — rzu­ciła w kie­runku lap­topa.

— Do zoba­cze­nia w szkole, pamię­taj, sie­dzimy razem! — odkrzyk­nęła Kle­men­tyna.

Ame­lia zamknęła ekran. Zasta­na­wiała się, czy będzie w jed­nej kla­sie z Kubą. Żało­wała, że nie umó­wiła się z nim na wspólną wyprawę do szkoły, co mogłoby ją zmo­bi­li­zo­wać do pośpie­chu. Teraz było już jed­nak na to za późno. Zresztą, czy on chciałby na nią cze­kać, skoro to tyle trwa? Hm… Kre­mowa sukienka czy nie­bie­ska? Pierw­sze wra­że­nie jest prze­cież bar­dzo ważne, bo trudno je potem zatrzeć.

Wyjęła z torby zeszyt do mate­ma­tyki i wrzu­ciła do niej tylko szki­cow­nik i brud­no­pis, czyli to, co bez­sprzecz­nie jest konieczne pierw­szego dnia szkoły. Ta stara torba będzie dobra. Z nowego ple­caka, który kupiła na początku waka­cji, nie była zado­wo­lona.

Albert stał w drzwiach jej pokoju i prze­glą­dał inter­net na table­cie. Zde­cy­do­wał, że nie będzie zabie­rał do szkoły lap­topa, bo jest duży i ciężki. Tablet musi wystar­czyć. Gdyby Ame­lia go zapy­tała, z łatwo­ścią udzie­liłby jej odpo­wie­dzi, czy będzie cho­dziła do klasy z Kubą, czy nie. Spraw­dził to na stro­nie szkoły, gdzie była rów­nież szcze­gó­łowa lista, co wszy­scy powinni przy­nieść. Ale skoro Ame­lia nie pytała, to nie czuł potrzeby mówie­nia jej o tym.

— Powin­ni­śmy wyjść trzy­dzie­ści sekund temu. — Poka­zał jej ekran tabletu. — Pro­gram nawi­ga­cyjny twier­dzi, że będziemy jechać pięć minut, zej­ście do garażu to kolejne dwie. Na wyjazd potrze­bu­jemy –

— Jestem estetką — prze­rwała mu Ame­lia. — Muszę wybrać odpo­wiedni kolor.

— Mogłaś to zro­bić wcze­śniej. Kolory się nie zmie­niły od wczo­raj.

— Och, ni­gdy tego nie zro­zu­miesz.

Tak, Ame­lia była estetką, a to zna­czyło, że przy­kła­dała wielką wagę do wyglądu: wła­snego i oto­cze­nia. Po pro­stu źle się czuła wśród rze­czy brzyd­kich. Prze­szka­dzało jej na przy­kład zesta­wie­nie brą­zo­wego T-shirta Alberta z gra­na­to­wymi spodniami.

Co gor­sza, Ame­lii prze­szka­dzały rów­nież jej wła­sne wybory z poprzed­niego dnia. Wybrała wczo­raj kre­mową sukienkę, ale wcale nie była pewna, czy był to dobry wybór. Zało­żyła nie­bie­ską, ale przed lustrem przy­kła­dała do brody tę kre­mową.

— Nie­bie­ska jest lep­sza — oświad­czył nie­spo­dzie­wa­nie Albert.

To było do niego zupeł­nie nie­po­dobne. Ame­lia spoj­rzała z zasko­cze­niem.

— Naprawdę? — zapy­tała. — Nie­bie­ska? Dla­czego?

— Powiem ci w samo­cho­dzie.

— Dzie­ciaki! — Tata wresz­cie nie wytrzy­mał i sta­nął obok Alberta. — Naprawdę musimy już jechać.

Albert wziął ple­cak Ame­lii, zapiął go i wrę­czył sio­strze. Poże­gnał ich smutny wzrok pozo­sta­ją­cego w domu Imbira.

Windą dotarli do garażu. To miej­sce dzia­łało na Ame­lię przy­gnę­bia­jąco. Szare beto­nowe ściany, rury i echo towa­rzy­szące kro­kom wyda­wały jej się tro­chę straszne. Więk­szość miejsc par­kin­go­wych była pusta. Zamek oddano do użytku kilka mie­sięcy temu i nie wpro­wa­dziła się jesz­cze nawet połowa miesz­kań­ców. Biały Volks­wa­gen³ pań­stwa Domey­ków stał samot­nie, przed­nim kołem w nie­wiel­kiej kałuży.

— Ciek­nie. — Tata spoj­rzał kry­tycz­nie na grubą rurę bie­gnącą pod sufi­tem. Był archi­tek­tem i to on zapro­jek­to­wał Zamek. Sta­rał się jed­nak ukryć to przed sąsia­dami, żeby nie mieli do niego pre­ten­sji, na przy­kład o tę ciek­nącą rurę. W końcu to nie jego wina, że hydrau­licy źle zało­żyli uszczelkę.

— Potem napi­szę do admi­ni­stra­tora — mruk­nął i otwo­rzył samo­chód. — Niech on się mar­twi.

Ame­lia usia­dła obok brata, zapięła pas, przy­gła­dziła nie­bie­ską sukienkę i powie­działa:

— Myśla­łam, że nie znasz się na sukien­kach.

— Bo się nie znam — wyja­śnił Albert. — Kolor nie ma żad­nego zna­cze­nia.

— No ale prze­cież powie­dzia­łeś, że nie­bie­ska jest lep­sza.

— Bo nie­bie­ską mia­łaś już na sobie, więc nie musia­łaś się prze­bie­rać. A to ozna­cza, że zaosz­czę­dzi­li­śmy minutę.

Ame­lia spoj­rzała na brata z nie­sma­kiem.

— Jesz­cze chwilka. Zapo­mnia­łam waż­nej rze­czy. — Odpięła pas, wysia­dła i pobie­gła do domu.

Wró­ciła po trzech dłu­gich minu­tach. W kre­mo­wej sukience.

Tata pokrę­cił głową, uru­cho­mił sil­nik i wolno ruszył w stronę wyjazdu. Tata zawsze pro­wa­dził bar­dzo ostroż­nie.

Albert uniósł tablet mię­dzy przed­nimi fote­lami, wyce­lo­wał obiek­tyw kamery do przodu i włą­czył nagry­wa­nie.

— Co ty robisz? — zapy­tała Ame­lia.

— Nagry­wam drogę do szkoły — odparł naj­zwy­czaj­niej w świe­cie Albert. — W razie gdy­by­śmy musieli wra­cać sami.

— Prze­cież po dro­dze mamy jeden zakręt. Będziesz nagry­wał też lek­cje?

— Regu­la­min szkoły zabra­nia uży­wa­nia kom­pu­te­rów i tele­fo­nów pod­czas zajęć.

— Skąd wiesz?

— Prze­stu­dio­wa­łem go. To pod­stawa, żeby wie­dzieć, jak się zacho­wy­wać.

— Przy­jadę po was — powie­dział uspo­ka­ja­jąco tata. — Nie wiem, co by się miało stać, żebym nie przyje…

Nie dokoń­czył, w tym momen­cie zapisz­czały bowiem opony i z prze­ciwka poja­wiły się reflek­tory innego samo­chodu. A chwilę póź­niej coś nimi wstrzą­snęło, huk­nęło i samo­chód zatrzy­mał się gwał­tow­nie.

Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: