Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

  • Empik Go W empik go

Blask trawy pampasowej - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
1 stycznia 2013
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Blask trawy pampasowej - ebook

Po rozpadzie związku Natalia usiłuje ułożyć sobie życie na nowo. Wychodzi za mąż i całkowicie poświęca się pracy oraz domowi, ale po kilku latach dochodzi do wniosku, że jest rozczarowana i zmęczona małżeństwem z człowiekiem, który stanowi całkowite jej przeciwieństwo. Gdy jej mąż nieoczekiwanie oznajmia, że wyjeżdża za granicę w celach zarobkowych i zostawia pod opieką żony szesnastoletnią siostrzenicę, monotonne życie Natalii wywraca się do góry nogami. Musi poradzić sobie ze zbuntowaną nastolatką i z jej dylematami wynikającymi z trudnego wieku dojrzewania. Jednak problemy Natalii zaczynają się dopiero wówczas, gdy któregoś wieczoru do jej drzwi zapuka dawny narzeczony, z którym rozstała się w przykrych okolicznościach, a którego wbrew samej sobie cały czas skrycie darzy nieszczęśliwą miłością.

Kategoria: Obyczajowe
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-7722-985-9
Rozmiar pliku: 910 KB

FRAGMENT KSIĄŻKI

Prolog

Wrzesień 2009

Pranie było powieszone, kuchnia umyta, podłoga zamieciona, a kolacja dla Ani przygotowana. W związku z wykonaną porcją domowej roboty Natalia stwierdziła, że z czystym sumieniem może udać się na fitness i tym samym zakończyć tydzień. Był piątek, a zatem najcudowniejszy dzień tygodnia, tym bardziej że jutro nie trzeba było wstawać rano. Natalia usiadła na kanapie z kubkiem herbaty i rozejrzała się po pokoju. Boże, jak ona nienawidziła tego miejsca. Było to pomieszczenie gospodarcze zaadaptowane na mieszkanie, które wy­­najęli półtora roku temu z braku innej opcji, ale teraz ­Natalia chętnie by się stąd wyniosła, i to dosłownie gdziekolwiek. Może jak Marek wróci z Norwegii...

„Marzenia” – pomyślała.

Natalia dopiła herbatę i zaczęła przygotowywać się do wyjścia. Zajęcia fitness odbywały się w hali MOSIR-u trzy razy w tygodniu o dwudziestej. Natalia uwielbiała na nie chodzić, zapewniały jej przynajmniej odrobinę relaksu. „To śmieszne” – myślała – „żeby w wieku dwudziestu siedmiu lat czuć się jak wiekowa staruszka”. Teraz, gdy Marka nie było od tygodnia, zaczęła powoli dochodzić do siebie i przypominać sobie, jak to było, zanim wyszła za mąż, ale z drugiej strony była Ania, siostrzenica Marka, która swoją obecnością ­wcale nie zmieniała życia Natalii na lepsze.

Był wrzesień, a więc nie zrobiło się jeszcze zimno, ale Natalia, przebierając się w sportowy strój, stwierdziła, że niedługo trzeba będzie kupić drzewo i zacząć palić w piecu. Tego też nie znosiła, a był to warunek konieczny do przetrwania w przeklętym domku gospodarczym. Że też ludzie muszą w dwudziestym pierwszym wieku mieszkać w takich ruderach!

Jej rozmyślania przerwało pukanie do drzwi.

„No, pewnie Anka wraca od swoich koleżanek” – pomyślała. Szczerze mówiąc, nie miała pojęcia, gdzie ta dziewczyna się włóczy całymi dniami po szkole. Ona w wieku szesnastu lat przynajmniej informowała rodziców, dokąd się wybiera, a poza tym miała limit i najpóźniej o dziesiątej musiała być w domu. Obecnie młodzież guzik sobie robiła z tego typu zasad.

Natalia otworzyła drzwi i zamarła.

– Cześć – odezwał się stojący w nich mężczyzna. – Dawno się nie widzieliśmy.

Patrzyła na niego niepewnie, nie wiedząc, czy aby nie śni koszmaru. W progu stał nie kto inny, tylko jej niegdysiejszy narzeczony, niedoszły mąż, z którym zerwała ­cztery lata wcześniej. Serce Natalii biło jak oszalałe, a świat nagle zawirował przed oczami. Przypomniała sobie pieśń patograficzną Safony, którą notabene zdawała w oryginale na studiach, i przez mgnienie oka przebiegło jej przez myśl, że poetka genialnie odmalowała stan wielkich emocji. Natalia czuła suchość w ustach, nie mogła dobyć głosu i odniosła wrażenie, że robi się sina na twarzy. Nigdy w życiu nie spodziewałaby się ­czegoś takiego.

– Adam, co ty tu robisz? – wykrztusiła wreszcie głosem, któ­­rego nie poznawała.

Patrzył na nią błękitnymi jak niebo oczami i uśmiechał się tak samo jak osiem lat temu, kiedy otworzyła mu drzwi po raz pierwszy.

– Czekam, aż mnie zaprosisz do środka – odparł lekko. – Mogę wejść?Rozdział 1

Małżeństwo Natalii i Marka należało do związków burzliwych, w których nie ma mowy o zgraniu charakterów ani o długoletniej poprzedzającej je więzi. Tej ostatniej nie było, bo nie starczyło czasu. Charaktery zaś mieli całkowicie różne, inne osobowości, inne zainteresowania i inne temperamenty, jakkolwiek oboje byli wybuchowi.

No, w zasadzie zależało to od sytuacji.

Marek był typem choleryka, perfekcjonisty, który dostrzegał błędy innych, ale swoich nie widział. Drażnił go fakt, że pracował jako stolarz, chociaż skończył studia matematyczne. Po magisterce nie znalazł pracy, a ponieważ jego ojciec miał zakład stolarski, w którym chłopak za lat szczenięcych pracował dorywczo, nie miał większych problemów ze znalezieniem pracy w tej branży. No tak, ale to uwłaczało jego godności. Jakoś nie pomyślał, że mógłby sobie poszukać innej pracy.

Natalia była sangwinikiem o predyspozycjach interpersonalnych. Otwarta i gadatliwa, łatwo nawiązywała kontakty z ludźmi i lubiła to. Skończyła filologię klasyczną, ale tutaj też dała się odczuć reforma oświaty z 2001 roku i Natalia pracy w zawodzie nie znalazła, nie licząc dwóch lat dorywczej pracy w liceum jako nauczyciel łaciny za śmieszną pensję, czy raczej jedną trzecią pensji. Dlatego uznała to za dar niebios, że znalazła pracę w marketingu, gdzie do jej głównych zadań należało pozyskiwanie klientów.

Gdyby tylko zarabiała więcej! Ale państwowa firma nie oferowała pracownikom kokosów, na co liczył jej małżonek, toteż sytuacja materialna była taka sobie. Sprawy nie poprawiał fakt, że Marek palił jak smok i że miesięcznie jedna trzecia wypłaty Natalii szła na papierosy. Oczywiście on uważał, że mu się to należy, podobnie jak inne drobne przyjemności, ale gdy ona kupiła nie daj Boże książkę, urządzał jej awanturę, że wywala pieniądze w błoto.

Czasami Natalia zastanawiała się, po jaką cholerę za niego wychodziła, ale w głębi ducha znała odpowiedź. Tyle że niekoniecznie chciała się do niej przyznawać.

Marek był przystojnym facetem, wysokim, dobrze zbudowanym, miał gęste, ciemne włosy i piwne oczy, symetryczną twarz, ładne, pełne usta i duże, białe zęby, szerokie ramiona i duże dłonie, przyciągał wzrok. O tym, że jest dobry w łóżku, Natalia przekonała się dość szybko. To, że łóżko nie jest w związku najważniejsze, stwierdziła znacznie później.

Ona sama nie należała do brzydkich. Od lat uprawiała sport, grała w koszykówkę, pływała i chodziła na fitness, miała więc wyrzeźbioną sylwetkę. Ciemnoblond włosy nosiła krótko obcięte, jakkolwiek co miesiąc, gdy wracała od fryzjera, musiała wysłuchać tyrady Marka na temat chłopięcych fryzur. Jednak takie uczesanie podkreślało owal jej twarzy i powiększało zielone oczy w brązowej oprawie. Była wysoka, zgrabna i ładnie zbudowana, więc Markowi też wpadła w oko w barze, w którym się poznali.

Potem był okres zakochania, kiedy to postanowili, nie bacząc na nic, wziąć ślub. Oczywiście za szybko. Ludzie nie po­­winni decydować się na taki krok miesiąc po poznaniu, ale oni tak właśnie zrobili i docieranie się zostawili na później. Za­częło się pół roku po ślubie, kiedy to wyszło na jaw, jak bardzo się różnią i nad iloma kwestiami muszą razem popra­­cować.

Nie chodziło o to, że nie łączyła ich miłość, raczej o to, że dzieliło wychowanie, spojrzenie na świat i podejście do wielu spraw. Natalia nie wyobrażała sobie dnia bez spędzenia chociaż godziny na świeżym powietrzu, ale bezskutecznie namawiała męża na przejażdżkę na rowerze lub spacer. Marek należał do ludzi, którzy po pracy lubili usiąść przed ekranem lub monitorem i tak się relaksować. Z kolei on nie mógł się doprosić żony, żeby obejrzała z nim film wieczorem, zamiast iść na ­głupi fitness. Niby drobiazgi, ale gdy nazbierało się ich za dużo, okazywały się kłopotliwe.

Najgorsze jednak było przeświadczenie Marka, że kobieta powinna wykonywać w domu wszystkie obowiązki. Sprawy kuchni, sprzątanie, śmieci, a nawet palenie w piecu, odkąd wynieśli się do obecnego mieszkania, spadły na Natalię. Dodatkowo zajmowała się pisaniem prac magisterskich, żeby dorobić do nędznej pensji. Marek uważał to za zupełnie normalne. Czasami w sobotę Natalia nie była w stanie podnieść się z łóżka ze zmęczenia, ale pocieszała się, że inne kobiety mają dzieci i harują dziesięć razy ciężej od niej. Jednak w innych momentach zastanawiała się, dlaczego tak musi być i czemu ona ma robić za służącą we własnym domu.

Bywały jednak chwile, kiedy między nimi panowała harmonia, kiedy nie dochodziło do kłótni i sprzeczek i gdy spę­­dzali razem czas w poczuciu szczęścia i miłości. Marek nie był potworem, naprawdę kochał swoją żonę, ale nie potrafił się zmienić, a Natalia na zbyt dużo mu pozwalała i prawdę powiedziawszy, sama na siebie kręciła bat.

Między Bogiem a prawdą należy jednak powiedzieć, że była tym małżeństwem rozczarowana, bo żyjąc w świecie książek, zdążyła wyrobić sobie pogląd, że po ślubie powinno być cudownie, a życie nakreślało jej zupełnie inny scenariusz. Gdy pewnego razu napomknęła o tym koleżance z pracy, ta roześmiała się tylko. Była to kobieta z trzydziestoletnim stażem, mądra życiowo i znająca różne problemy z autopsji. Obie przyjaźniły się od początku bytności dziewczyny w firmie.

– Natalia, zauważ, że większość filmów i książek kończy się ślubem – powiedziała. – A wiesz czemu? Bo gdyby się zaczynały od ołtarza, to żadna z nas by za mąż nie wyszła.

Marna to była pociecha, ale zawsze jakaś. Mimo to Natalia w głębi duszy od jakiegoś czasu czuła narastającą chęć zmiany i zastanawiała się, czy odejście od męża na jakiś czas nie byłoby dobrym rozwiązaniem.

Jednak zanim zdecydowała się na cokolwiek, Marek wrócił do domu z informacją, że trafiła mu się fucha w Norwegii.

Natalia chlapnęła zupą na podłogę.

– Co ty opowiadasz? – wykrztusiła. – Jak to w Norwegii?

Marek zapalił papierosa i patrzył na nią spokojnie, chociaż przeczuwał, że zbiera się na awanturę.

– No bo mój szwagier tam siedzi, Krzychu, to wiesz – za­­czął. – No i jego kolega wraca do Polski, więc tam się zwalnia miejsce. Krzychu do mnie zadzwonił i powiedział, że gadał z szefem i że ja mogę jechać. Moja siostra też jedzie razem ze mną.

– Kinga? I co, ona tam będzie robić stolarkę? – zakpiła Natalia.

– Nie, będzie się opiekować jakimiś dziadkami – odparł. – Słuchaj, skarbie, to nie jest zły pomysł. Jak mi się uda zarobić ładne pieniądze, to wyniesiemy się stąd w cholerę, kupimy mieszkanie. Nie chcesz?

Oczywiście, że Natalia chciała, ale według jej opinii taka perspektywa niekoniecznie musiała się wiązać z wyjazdem Marka za granicę.

– A kiedy chcesz jechać? – zapytała.

– Za dwa tygodnie.

Natalia pokiwała głową i spojrzała na kalendarz. Była połowa sierpnia, czyli Marek miałby jechać we wrześniu. Naraz popatrzyła na niego ze zdumieniem.

– Ty, a kto zostanie z Anką? – zapytała. – Co, Kinga ją też bierze do Norwegii?

Siostrzenica Marka miała szesnaście lat. Według Natalii najlepiej byłoby nie brać pod dach szesnastolatki.

– Widzisz, tu jest problem – stwierdził Marek. – Ale doszliśmy z Kingą do wniosku, że ty byś mogła ją tu zatrzymać.

– Co? – Natalia omal się nie udławiła. – Jak to zatrzymać?

– No, ona by mogła mieszkać u ciebie na ten czas, jak my bę­­­dziemy w Norwegii.

– To znaczy jak długo? Bo raczej na tydzień się tam nie wy­­­bierasz...

Marek pokręcił głową.

– Nie, no pewnie wrócę na Gwiazdkę, a potem dalej pojadę.

– I co, ja mam robić za niańkę do wakacji? Marek, czy ci rozum odjęło? Mowy nie ma!

– Kochanie, przestań wymyślać. Przecież to moja siostrzenica.

– Guzik mnie to obchodzi. Niech się twoja matka nią zajmie. Kinga jest nienormalna, żeby wyjeżdżać za granicę i zostawiać dzieciaka samego.

– No przecież nie samego, tylko z tobą.

– Marek! – krzyknęła Natalia. – Czy ty nie rozumiesz po polsku? Ja nie mam zamiaru brać tu twojej siostrzenicy. Nawet mnie o to nie proś.

– Nie mam zamiaru. My już to uzgodniliśmy, Ania się wprowadza za dwa tygodnie, jak będziemy wyjeżdżać.

Natalia czuła, że lada moment eksploduje. Miała ochotę wylać mężowi garnek gorącej zupy na głowę, ale zamiast tego trzasnęła chochlą o blat stołu i wyszła z kuchni.

– Gdzie idziesz? – zawołał za nią Marek.

– Nic ci do tego – warknęła. – Daj mi święty spokój. Ty i twoja głupia siostra!

Po tych słowach włożyła buty, a wychodząc, trzasnęła za sobą z całej siły drzwiami. Nie miała siły kłócić się z nim na temat Kingi i Ani, bo wiedziała, że w tym przypadku on i tak przeforsuje swoją wolę. Rodzina była dla niego święta, a Natalia najwyraźniej do rodziny się nie zaliczała. Ona była tylko żoną.

– Niech to szlag – mamrotała przez zaciśnięte zęby. – Rozwiodę się z tobą, żebyś wiedział, ty kanalio. Pożałujesz, że mnie traktujesz w taki sposób.

Idąc przed siebie ulicami miasta, po raz pierwszy zaczęła się zastanawiać, co by było, gdyby faktycznie zrobiła tak, jak pomyślała.

Wieczorem Marek siedział przed telewizorem, ale spod oka obserwował swoją żonę, która krzątała się po kuchni, przygotowywała kanapki do pracy na jutro, robiła herbatę i nuciła pod nosem. Czuł się urażony, że nie akceptuje jego rodziny. W zasadzie od zawsze tak było, bo Natalia, jako jedynaczka, zupełnie nie rozumiała uczuć i więzi między rodzeństwem. „Do licha” – myślał – „ona nie ma kompletnie uczuć, jest zimna jak bryła lodu”. Czemu na początku wydawało mu się, że ożenił się z wulkanem, a teraz odnosi wrażenie, iż jego żona jest chłodna i wyprana z emocji?

Nic bardziej dalszego od prawdy, ale faktem było, że impulsywna z natury Natalia od jakiegoś czasu faktycznie chodziła ubrana w maskę chłodu i obojętności. Prawda była natomiast taka, że ona po prostu odczuwała głębokie zmęczenie, ­rozczarowanie i narastającą frustrację, która pchała ją do podejmowania nieprzemyślanych decyzji. Czuła, że szamocze się jak ryba w sieci, ale za nic nie mogła sobie poradzić z sytuacją, która od jakiegoś czasu ją przerastała. Marek nie skupiał się na humorach i samopoczuciu żony, on jedynie rejestrował zmiany, jakie w niej zachodziły, i zastanawiał się, dlaczego ona nie może sobie odpuścić. Chyba zapomniał, że w dużej części przyczyniał się do jej takiego, a nie innego zachowania.

Patrząc na swoją żonę, rejestrował też zmiany, jakie zaszły w jej wyglądzie. Nie była, broń Boże, brzydka, ale ostatnimi czasy chodziła zaniedbana, zabiegana, z włosami wiecznie obciętymi na chłopaka, bo nie miała czasu się nimi zająć, bez makijażu, w dżinsach i bluzach od dresu, w adidasach zamiast szpilek. Kiedy ją poznał, była zadbaną, atrakcyjną, wysportowaną dwudziestoczterolatką. Teraz wydawało się, że własny wygląd, poza formą i sprawnością ciała, przestał ją obchodzić. Marek zupełnie tego nie rozumiał. Interesowały ją jedynie książki, natomiast nie poświęcała w ogóle uwagi nowym trendom w modzie, ciuchom, przechodziła obojętnie obok wystaw w sklepach; to on musiał ją na siłę ciągnąć do centrum handlowego, żeby sobie coś kupiła. Co z tego, że w jej szafie wisiała cała masa ładnych, modnych ubrań, skoro ona wiecznie łaziła w dwóch parach dżinsów i czterech koszulkach na krzyż?

Praktycznie nigdy nie widział jej bez książki w ręku, no, chyba że akurat była w kuchni albo wychodziła na fitness, albo pisała jakąś pracę magisterską, ale wtedy przecież też ślęczała nad książkami.

Marek uważał, że jego żona przestała być atrakcyjna. Żony albo dziewczyny jego kumpli z pracy prezentowały się zupełnie inaczej. To nic, że nie miały magistra przed nazwiskiem, że nie znały trzech języków obcych i dwóch starożytnych, nic to, że liczyły się dla nich jedynie zakupy, seks i plotki – przynajmniej wyglądały jak kobiety, a nie jak licealistki.

Tymczasem Natalia na takie rzeczy jak moda po prostu kompletnie nie zwracała uwagi. Jej światem były książki i konie. Wkładała na siebie cokolwiek, byle było czyste i wygodne; nie dbała ani o makijaż, ani o kobiecą fryzurę. Uważała, że krótkie włosy są znacznie wygodniejsze, nawet jeśli jej własny małżonek pragnął mieć w domu kopię Shakiry.

– Kochanie? – odezwał się ze swego miejsca na kanapie.

– No? – Natalia wyłoniła się z kuchni z nożem do chleba w dłoni.

Nie cierpiała tego – wołał ją, gdy akurat coś robiła. Jej zdaniem równie dobrze mógł przyjść do niej i powiedzieć, o co chodzi.

– Słuchaj, możesz się nie wściekać o to, że Ania przyjdzie tu mieszkać?

Natalia przymknęła oczy.

– Nie wściekam się – skłamała. – Ale mógłbyś być tak uprzejmy i chociaż przedyskutować sprawę ze mną. Ostatecznie jestem twoją żoną.

„A nie służącą” – dokończyła w myślach.

Marek zapalił papierosa i przekręcił się na kanapie.

– Słuchaj, nie miałem kiedy ci o tym powiedzieć. Przecież Ania to moja siostrzenica, a nie ktoś obcy. Nie rozumiem, o co się złościsz. Ona ma szesnaście lat, a nie pięć, nie musisz być jej niańką.

– To nie o to chodzi – odparła Natalia, siląc się na spokój. – Po prostu ty i Kinga mogliście mnie najpierw powiadomić o swoich ambitnych planach, a nie robić, co wam się podoba. A jeśli ja nie chcę tu Ani u siebie, kiedy cię nie będzie?

– Jak ty możesz nie lubić mojej rodziny? Oni za tobą przepadają, a ty jesteś taka samolubna.

– Kurde, a ty swoje. Mówię ci, że nie chodzi mi o twoją rodzinę, tylko o sposób, w jaki mi to powiedziałeś.

Marek zrozumiał, że jeszcze moment, a dojdzie do awantury. Za nic nie chciał się wkurzać w czwartkowy wieczór, kiedy miał przed sobą perspektywę jeszcze tylko jednego porannego wstawania do pracy. Był zmęczony, zrobili dzisiaj dwie komody i jeden montaż, dosłownie padał z nóg; nie miał ochoty jeszcze kłócić się z Natalią.

– Dobra, już dobra – mruknął. – Chodź do mnie i zapomnijmy o sprawie.

Natalia w pierwszym odruchu miała ochotę rzucić w niego nożem. Czy ona była jakąś gówniarą, na którą najpierw się ­krzyczy, a potem przytula? Zasada dobrego pieska? „Dobry piesek, pan da kosteczkę i pogłaszcze”, czyli w wolnym tłumaczeniu: „Kochanie, dogodzę ci w łóżku, ale bądź grzeczna i rób, co każę”.

„Do diabła”.

– Robię kanapki – odparła.

Była zmęczona, nie miała ochoty na przytulanki.

– Ale nie jesteś zła? – upewnił się Marek.

– Nie – mruknęła.

„Nie, bo ty, kochanie, nie życzysz sobie, żebym była. Twoja maskotka ma mieć dobry humor. Nie, do diabła, co się dzieje?”. Dlaczego tak myślała? Dlaczego od jakiegoś czasu coś się między nimi psuło, a ona nie umiała powiedzieć, co konkretnie jest nie tak? Cholera, z Adamem zawsze wiedziała, o co chodzi, i w gruncie rzeczy było im razem dobrze.

„Nie, do tego wracać nie będziemy. Koniec, zamknięty rozdział”.

Z Ernestem też było fajnie. Nie łączyło ich nic poza seksem. Taki przyjaciel od łóżka. To znaczy ona trochę się w nim podkochiwała, bo on ze swymi długimi, czarnymi włosami, ciemnymi oczami, łagodnymi rysami twarzy i zmysłowym, niskim głosem rozsiewał wokół siebie czar romantyzmu. Całował cudownie. Kochał się jeszcze lepiej. Ale on miał złamane serce, ona też, więc traktowali się wzajemnie jak balsam na najgorsze rany. No cóż, było pięknie, ale rozstali się bez żalu.

Krzysztof z Zielonej Góry. Tak, wakacyjna namiętność, dwa tygodnie szwendania się po gdyńskiej plaży, trzymania za ręce, patrzenia w oczy, romantycznych pocałunków, kolacji w Zielonej Tawernie na Skwerze Kościuszki, no i ten seks, to zespolenie, to dopasowanie i ten wspólny język. Ale on wyjechał, wakacje się skończyły, a kiedy Krzysztof zdecydował się do niej zadzwonić w grudniu, ona od tygodnia była mężatką.

Tak, z Markiem poszło błyskawicznie. Poznali się we wrześniu, a w listopadzie byli już w urzędzie. Przez pierwsze dwa miesiące nie wychodzili z łóżka, a Natalia po raz pierwszy od zerwania z Adamem miała poczucie, że jest zakochana i że jest jej cudownie. Pamiętała ten ranek, kiedy obudziła się obok niego jako świeżo poślubiona żona z obrączką na ­palcu. Miała wrażenie, że wreszcie czegoś dokonała poza obroną pracy magisterskiej i ukończeniem uczelni z wynikiem bardzo dobrym. Wyszła za mąż. W wieku lat dwudziestu czterech, z głową napchaną romantycznymi frazesami, świeżo wyleczona z bólu rozstania, wyobrażała sobie, że małżeństwo to związek dwojga zakochanych w sobie, rozumiejących się bez słów ludzi.

Nie wzięła pod uwagę tego, że życie daje porządne cięgi za nieprzemyślane i spontaniczne decyzje. Powinna była już wiedzieć, że należy niczego nie robić pod wpływem emocji, a jednak popełniła drugi raz ten sam błąd. Wiedziona nagłym uczuciem zdecydowała się na coś, czego nie przemyślała, nad czym się nie zastanowiła, a zamiast wybrać drogę rozważną, ona rzuciła się jak zwykle głową naprzód.

Nie, no kochała Marka, oczywiście, że tak. Nawet teraz, kiedy była nim tak serdecznie zmęczona, kiedy jej rozum podpowiadał, że nie są dla siebie stworzeni, że żyją w dwóch różnych światach, że pojmują życie inaczej i że on zamierza ją sobie przerobić według własnego światopoglądu i ideału kobiety. On nie chciał żony z intelektem, nie chciał marzycielki i pisarki, która tworzy dzieła do szuflady albo pisze prace magisterskie. Nie, on chciał damy, lady, kobiety sukcesu, pani manager, która będzie paradować w dwuczęściowych kostiumach, w wieku lat dwudziestu kilku zacznie się nosić jak czterdziestolatka. Chciał żony z wiedzą, doświadczeniem i rozumem takowej, ale z młodym i powabnym ciałem. Dostał natomiast dziewczynę, która chciała się realizować na polu naukowym, zrobić doktorat z filologii klasycznej albo historii Rzymu, kochała nade wszystko literaturę, uprawiała sport i miała w nosie bycie damą.

Natalia nie dbała o to, czy szklanki są domyte, bo jej umysł zaprzątało tysiące innych spraw. Niczym roztargniony profesor koncentrowała swoją uwagę na rzeczach nieistotnych i niepraktycznych z punktu widzenia gospodyni domowej, toteż nigdy nie dostrzegała takich niuansów, na które właśnie chorobliwie zwracał uwagę Marek. Jego złościło, kiedy talerze i szklanki nie były wyszorowane na błysk, a gary wypucowane, czy kiedy na wyprasowanej koszuli pojawiła się zakładka. Natomiast Natalię, która kompletnie nie zwracała uwagi na takie bzdury, denerwowało to, że on jej je wypomina.

Marek przychodził z pracy do domu, żeby odpocząć. Natalia wracała, żeby przebrać się do drugiej pracy. Gotowanie, sprzątanie, zmywanie, palenie w piecu (jesienią i zimą), herbata, fitness albo raz w tygodniu jazda konna, prysznic, kanapki do pracy i spać. Taki był jej rozkład jazdy. Do tego dochodziło pisanie prac magisterskich albo w tak wyjątkowych wolnych chwilach czytanie książki. W weekendy obowiązkowo włoski i niemiecki, ale na nic więcej już nie starczało czasu, bo soboty zarezerwowane były dla mamy i psa, za którym niezmiennie tęskniła. Marek nie lubił zwierząt i nie mógł znieść nawet kota, zajmującego ten lokal już wcześniej. Natalia tęskniła za labradorem, którego zostawiła u rodziców.

Mimo wszystko kochała go, jakkolwiek coraz częściej zastanawiała się nad pojęciem miłości toksycznej i toksycznego związku. Czasami ta jej miłość ocierała się o głęboką nienawiść, ale nawet gdy rok temu pokłócili się do tego stopnia, że Natalia chciała się wyprowadzać, została, bo doszła do wniosku, że jednak mimo wszystko w jakiś tam sposób kocha Marka i nie chce go stracić.

Idiotyzm. Teraz miała za swoje, kiedy wykańczał ją psychicznie.

Siostrzenica, dobre sobie!

– Miau, miau – wyrwał ją z zamyślenia Gacek, który, wybity z wieczornej drzemki, wkroczył do kuchni i ocierał się o jej nogi, dopraszając jedzenia.

Natalia wzięła kota na ręce i przytuliła.

– Moje kociątko – mruczała. – Mój śliczny Gacuś. Pańcia da zaraz jedzonka, co? Wiecznie głodny mój kiciuś jest, tak?

– Gadasz z tym kotem jak z dzieckiem – odezwał się Marek oskarżycielskim tonem. – To jest tylko kot, zapchlony sierściuch, a ty go przytulasz i całujesz.

– Co ten pan wygaduje za brednie, nie? – odezwała się Natalia do kota. – Nie słuchaj go.

Dała zwierzakowi karmy. Zawinęła kanapki w papier śniadaniowy, po czym włożyła Markowi do torby. Kiedy zaparzyła dwie herbaty, zamiotła podłogę w kuchni i umyła się w łazience, wzięła książkę i udała się na kanapę, gdzie jej mąż palił trzeciego już papierosa.

– Co w telewizji? – zainteresowała się.

– Nic, dzisiaj czwartek – odparł Marek, który przeskakiwał z kanału na kanał. Natalia dostawała od tego torsji. – Ale zawsze można zrobić coś innego, nie, kochanie?

– Co na przykład? – zapytała, chociaż dobrze znała odpowiedź. – Możesz mi zrobić masaż stóp.

Była zmęczona i nie bardzo miała ochotę na seks, ale wiedziała, że skoro Marek raz się zapalił do tego pomysłu, to już nie ustąpi. Faktycznie, zaczął masować jej stopy, ale po chwili stwierdził, że nie ma to większego sensu, i przystąpił do bardziej zaawansowanych działań. Natalia z cichym westchnieniem poddała się jego zabiegom, wiedząc, że prędzej czy później znowu ją rozpali i sprawi, że podda się ruchom jego rąk. Tak, seks – to ich akurat wyjątkowo dobrze łączyło.

– Wiesz co? – zagadnął ją, kiedy leżeli już objęci, zmęczeni i na ten wieczór pojednani.

– Co? – wymamrotała Natalia w jego ramię, tłumiąc ziewnięcie.

– Kocham cię – powiedział Marek i pocałował ją we włosy.

Wtuliła się w niego mocniej, wdychając dobrze znany za­­­pach jego skóry. W tej chwili nie miała ochoty bawić się w potyczki słowne.

– Ja ciebie też – odparła, nie zastanawiając się nad sensem i prawdziwością swej deklaracji.

Zasnęła, zanim zdążyła pomyśleć, co tak w zasadzie czuje.

W piątki po południu Natalia jechała z pracy prosto do stadniny koni w Redzie. Stajnia Pegaz oferowała naukę od podstaw i właśnie tam dziewczyna zaczynała od lonży. Teraz, po niemal roku, dosiadała koni jak wprawna amazonka, uważając, że to jeden z najlepszych sposobów spędzania wolnego czasu. Kiedy zaczynała naukę, ból wewnętrznej strony ud był koszmarny, chociaż wcześniej chodziła na fitness. Teraz miała tak wyrobione mięśnie nóg, że bez najmniejszego trudu dociskała je do końskich boków i sterowała koniem. Na początku czuła się jak ostatnia idiotka, ale udało jej się oswoić ze zwierzętami i z instruktorami, którzy posługiwali się „końskim” językiem.

Tego dnia wzięła konia na godzinę w teren. Dostała klacz o imieniu Sepia, na której odbywała pierwsze nauki pod okiem instruktora. Miała zamiar udać się lasami aż do Wejherowa i z powrotem, licząc na to, że przejdzie jej zły humor. Puściła się więc galopem po leśnym trakcie, czując, jak powoli uchodzi z niej napięcie. Kiedy dojechała do Wejherowa, śmiała się już pełną gębą, a jej wczorajszy zgrzyt z mężem poszedł prawie całkowicie w niepamięć.

Poklepała Sepię po wilgotnym od potu karku i już miała za­wracać, gdy wtem pewien szczegół przyciągnął jej wzrok. Granatowy passat kombi zaparkowany przed sklepem, z charakterystyczną rejestracją i dwiema antenami radiowymi na dachu.

Tylko jeden samochód w Trójmieście miał dwie anteny na dachu.

W zasadzie mieszkańcy tego osiedla położonego tuż przy lesie byli przyzwyczajeni do widoku jeźdźców ze Stajni Pegaz, ale jednak za każdym razem pojawienie się konia na terenach praktycznie już zabudowanych wzbudzało zainteresowanie. Natalia usiłowała manewrować koniem, do którego oczywiście podbiegły zainteresowane dzieci, ponieważ chciała jak najszybciej oddalić się z tego miejsca. Na próżno. Dzieciaki podchodziły i pytały, czy mogą pogłaskać konia, który coraz bardziej się płoszył. Sepia tańczyła niespokojnie i Natalia musiała używać coraz większej siły, żeby ją utrzymać w miejscu.

Wreszcie dzieci odeszły, ale w momencie, kiedy ona chciała skierować konia w drogę powrotną, ze sklepu wyłonił się właściciel auta. Wysoki, przystojny, o krótkich, ciemnych włosach, wąskich niebieskich oczach i pociągającej twarzy. Wyszedł ze sklepu i oczywiście dostrzegł konia i Natalię.

Adam.

Natalii krew odpłynęła z twarzy – jak zawsze, kiedy na niego przypadkowo wpadła. Zdarzyło się to dwa razy, zawsze na mieście, ale raz wymienili kilka zdań, grzecznych, uprzejmych, po których ona potem nie mogła się uspokoić. Rok temu odnalazł ją na naszej klasie i zdobył jej telefon, potem wysłał jej kilka SMS-sów, na tym się skończyło. To były standardowe pytania, co słychać, ale Natalia natychmiast je skasowała.

Do diabła, że też ona musiała go tu spotkać. Serce biło jej jak oszalałe, podczas gdy on, najwyraźniej zdumiony, podszedł bliżej.

– Cześć – odezwał się. – Nie poznałem cię. Ten koń gryzie albo co?

– Ma wędzidło w pysku, więc raczej nic ci nie zrobi – odparła Natalia nerwowym głosem. – Cześć.

– Nie wiedziałem, że jeździsz konno – powiedział z uznaniem. – No, no, kto by się spodziewał.

Jego wąskie oczy dokładnie omiatały jej postać siedzącą w dość niedbałej pozie, z nogami w strzemionach, z ręką trzymającą wodze, a drugą przerzuconą przez siodło. Natalia czuła, że jeszcze sekunda i odjedzie stąd w dzikim galopie, ale tego nie zrobiła.

– No raczej nie miałeś się od kogo dowiedzieć – stwierdziła. – Co tam słychać? Jak tam żona?

– A dobrze, dzięki – mruknął. – Wszystko w porządku, a u ciebie?

– Też w porządku.

Zabrakło słów. A może było ich za dużo. Oni, którzy kiedyś nie mogli się nagadać, którzy spędzali całe godziny na rozmowach, patrzyli na siebie w milczeniu. On myślał o tym, jakie ona ma fantastyczne ciało, ona myślała o tym, że on się w ogóle nie zmienił przez te cztery lata. On przypominał sobie, co ro­­bili razem, ona zastanawiała się, co mogliby zrobić.

– Muszę jechać – odezwała się nagle. – Mam zapłacone za pół godziny.

Adam podszedł bliżej. Natalia instynktownie cofnęła klacz.

– Zadzwoń kiedyś – poprosił. – Pogadamy.

– Okej. – Uśmiechnęła się, dobrze wiedząc, że nie zadzwoni. – To pa.

– Pa – odparł, ale kiedy ona odjeżdżała, stał zamyślony przed samochodem, który kiedyś kupili razem i razem wybierali. Miał uczucie dziwnego déjà vu, ale nie było to wcale nieprzyjemne.

Natalia gnała konia, jakby się bała, że on ruszy za nią przez leśny trakt. „Do diabła” – myślała ze złością. „Dlaczego za każdym razem, jak o nim zapomnę, on wyskakuje mi jak diabeł z pudełka? Już trzeci raz. Po co to?”.

Przystanęła. Nie ma co się oszukiwać, on nie pojedzie za nią. To już skończone, i to wyłącznie z jej winy. Gdyby wtedy nie była taka głupia! On ma żonę, mieszkanie, firmę i inne sprawy na głowie, a ona jak idiotka ciągle sobie o nim przypomina. Tak naprawdę doskonale wiedziała, dlaczego tak szybko zdecydowała się wyjść za Marka. Żeby nie myśleć o tamtym, żeby zachłysnąć się własnym zakochaniem, żeby czuć się chcianą i pożądaną po tym, co sama zrobiła ze swoim życiem.

Tak, żeby jeszcze to on ją rzucił, mogłaby popłakać przez parę miesięcy, po czym wziąć się w garść. Ale prawda była taka, że to ona z nim zerwała pod wpływem złych podszeptów matki i najlepszej, jak się jej wtedy zdawało, przyjaciółki, które orzekły, że Adam nie jest najlepszym dla niej kandydatem na męża.

Po czterech latach od rozstania i trzech latach małżeństwa Natalia nadal miała w pamięci tamtą chwilę i wiedziała, że nigdy nie zdoła jej wymazać sprzed oczu. Nigdy, choćby nie wiadomo jak się starała. On powracał do niej w snach przepojonych bólem, erotyzmem i smutkiem, po czym budziła się w ramionach (albo i nie) Marka i na nowo uczyła się funkcjonować normalnie.

No cóż, zmarnowała swoją szansę na własne życzenie, więc sama powinna się uporać z problemem.

No i usiłowała, oczywiście, że tak. Bywało, że zapominała o nim na całe miesiące, bo miała inne sprawy na głowie i po prostu nie starczało czasu na nic innego. Rzucała się w wir zajęć, pisała te cholerne magisterki, chodziła na basen, fitness i konie, uczyła się języków obcych, wszystko, żeby tylko o nim nie pamiętać.

Miłość do Marka? Ona była inna, to już nie było tamto szaleństwo, tamta namiętność, która pomimo upływu czasu i mądrych obserwacji psychologów ani myślała wygasnąć. Prawda była taka, że nawet teraz, po latach, na widok Adama, cokolwiek postarzałego, jako że był od niej starszy o sześć lat, cokolwiek zmienionego i cokolwiek mniej przystojnego niż kiedyś, serce pompowało jej krew do głowy, kolana słabły, w głowie wirowało, a w gardle zasychało.

Marek – owszem, przystojny, elegancki, dobry w łóżku, ale jakoś puls Natalii nie przyspieszał gwałtownie w związku z jego obecnością.

„Dobra, skończmy z tym” – pomyślała zrezygnowana. To jest bez sensu, nie ma po co w ogóle do pewnych spraw wracać. Ale humor pogorszył się jej gwałtownie, a uśmiech spełzł z twarzy, kiedy oddawała Sepię instruktorowi. Z niezwykłą zaciętością odpaliła swój skuter i ruszyła z pełną prędkością do domu. Fakt, że prędkość maszyny nie przekraczała pięćdziesięciu pięciu kilometrów na godzinę, dzisiaj wyjątkowo ją drażnił. Jechała tak, jakby chciała uciec od siebie samej i przestać myśleć. Dobrze wiedziała, że resztę popołudnia spędzi na rozmyślaniu, że każdy dźwięk będzie go jej przypominał. Tak było całą smętną jesień po tym, jak go zostawiła.

Nie, nie chciała do tego wracać.

Z pewnym smutkiem pomyślała, że szykuje jej się kolejna taka jesień, jako że Marek jedzie do Norwegii, a ona zostanie sama. No, z Anią, ale mała się praktycznie nie liczy. Siostrzenica męża to nie mąż, na szczęście. Nie będzie musiała nawet z nią rozmawiać, jeśli nie będzie mieć na to ochoty. No cóż, sam fakt, że ona się zjawi, był denerwujący, ale trudno, skoro Marek się uparł, to nie było większego sensu się z nim spierać.

Marek, rzecz jasna, natychmiast zauważył jej smutek. Wbrew pozorom był dobrym obserwatorem i dostrzegał każdą zmianę humoru żony, nawet zmianę koloru włosów. Myślał, oczywiście, że to z powodu jego wyjazdu, więc nie pytał o nic więcej. Stwierdził też, że rozłąka dobrze im obojgu zrobi, bo od jakiegoś czasu najwyraźniej nie potrafią się dogadać. No i po co Natalii konie? Nie miała na co pieniędzy wydawać? Trzydzieści złotych w tygodniu, to przecież wychodziło aż sto dwadzieścia na miesiąc! Na głupie konie! Jakoś nie policzył, że jego papierosy wynosiły dwa razy tyle, o ile nie więcej.

W końcu, nie mogąc znieść jej smutku, podszedł do niej i wziął w ramiona, kiedy zrezygnowana siedziała na kanapie w dużym pokoju. Natalia odwzajemniła jego uścisk, ale gdy tak siedziała w ramionach męża, czuła zamiast ulgi dominujący smutek i zastanawiała się, czy kiedykolwiek zazna jego ukojenia.
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: