Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Blisko ziemi blisko nieba - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
20 maja 2015
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
Produkt niedostępny.  Może zainteresuje Cię

Blisko ziemi blisko nieba - ebook

W setną rocznicę urodzin księdza Jana Twardowskiego autorzy odbyli niemalże sto rozmów z osobami, które miały okazję go poznać. Wspomnienia zebrane w książce wzruszają, bawią, skłaniają do refleksji. I przybliżają postać księdza Jana.

To wspomnienia z okazji setnej rocznicy urodzin Księdza Jana Twardowskiego. Wspomnienia o człowieku bliskiemu ziemi i równie bliskiemu niebu.

Ksiądz  Twardowski nazywał siebie „księdzem, który pisze wiersze“. Pisał w swojej autobiografii, że jego symbolem jest biedronka (boża krówka). Stąd pochodzi określenie „Jan od Biedronki“.

Przez lata był katechetą dzieci specjalnej troski, niemal 50 lat – rektorem warszawskiego Kościoła Sióstr Wizytek.

Charakteryzowało go niezwykłe poczucie humoru a pogodna aura, którą emanował, sprawiała, że wywierał niezwykły wpływ na innych ludzi. Sam o sobie mówił mało i niechętnie. Powróci dzięki tej książce - we wspomnieniach tych, którzy mieli okazję go spotkać i zapamiętali - jako wyjątkowego, przyjaznego, pełnego wiary w Boga i tolerancji dla ludzi człowieka.

Książka ilustrowana jest unikatowymi zdjęciami Czesława Czaplińskiego.

Czesław Czapliński - wybitny fotograf, przed którego obiektywem pojawiają się najbardziej znane osobistości ze świata biznesu, kultury, polityki, sportu m.in.: Oscar de la Renta, Alberto Moravia, Liza Minelli, Umberto Eco, Isaac Singer, Liv Ullmann, Henry Kissinger, Calvin Klein.

Jego zdjęcia publikowane były m.in. w „The New York Times”, „Vanity Fair”, „Washington Post” oraz „Newsweeku”.

Kategoria: Biografie
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-64776-52-6
Rozmiar pliku: 4,0 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

Atak
na treskę

------------------------------------------------------------------------

Miałam szczęście chodzić do księdza na religię. To nie były zwykłe lekcje, chociaż przygotował nas do pierwszej komunii i doprowadził aż do bierzmowania. Spotykaliśmy się we wtorki w małej salce, do której wchodziło się po krętych, bardzo starych i skrzypiących schodach. Ksiądz zawsze na nas huczał, że za głośno po nich biegamy...

Lekcję najczęściej zaczynał od tekstu Ewangelii, która miała być czytana w najbliższą niedzielę. Potem w kilku zaledwie słowach, pięknie, jasno i zrozumiale tłumaczył jej sens, przybliżał znaczenie. Dzięki niemu do dzisiaj to wszystko rozumiem. Jako zadanie domowe trzeba było wykonać ilustrację do omawianej Ewangelii. Przynosiliśmy bloki rysunkowe i na początku każdej lekcji pokazywaliśmy księdzu nasze dzieła. Jeśli bardzo mu się podobało – stawiał piątkę z dziesięcioma plusami, gdy trochę mniej – z dziewięcioma plusami. Do dziś przechowuję je jako pamiątkę. Jestem przekonana, że wymyślił te rysunki po to, żeby samemu nie nudzić się czytaniem wypracowań czy notatek.

Potem przechodziliśmy do wszelkich możliwych życiowych spraw. Myśmy mu trochę wchodzili na głowę, wciągaliśmy go w różne tematy, a on świadomie dawał się wciągać. Często opowiadał nam o sobie – my to uwielbialiśmy i ksiądz też robił to chętnie. Miał poczucie humoru i dystans do siebie. „No co wy mi tu gadacie” – niby obruszał się na nasze żarty, ale bardzo je lubił, nie obrażał się, śmiał się razem z nami. Kiedyś posunęliśmy się nawet do tego, że próbowaliśmy przy pomocy żyłki i haczyka ściągnąć mu tupecik z głowy. Nie udało się. Na szczęście ksiądz nic nie zauważył...

Nie musieliśmy niczego uczyć się na pamięć. Znaliśmy dekalog, podstawy, a ksiądz po prostu rozmawiał z nami. Razem z nami rozważał, co jest dobre, a co złe, jak nauczyć się to oceniać. Nawzajem okazywaliśmy sobie szacunek, ksiądz traktował nas bardzo poważnie. I przede wszystkim – on nas słuchał. Wtedy był dla nas po prostu księdzem, którego lubiliśmy. Po latach wiem, że był niezwykłym, wyjątkowym nauczycielem.

Maria Grocholska-MielżyńskaBiały
dzbanuszek

------------------------------------------------------------------------

Jako śpiewaczka operowa dużo jeździłam po świecie, śpiewałam na scenach operowych we wszystkich krajach europejskich i na wielu światowych. I zdarzyło mi się kiedyś ukraść z hotelu dzbanuszek na herbatę. Stało się to podczas zagranicznego tournée. Zachorowałam dość poważnie, brałam antybiotyk, miałam wysoką temperaturę i bałam się, że nie dam rady zaśpiewać Carmen podczas wieczornego przedstawienia. Przyniesiono mi z recepcji gorącą herbatę w białym dzbanuszku z przykrywką. W cudowny sposób postawiła mnie na nogi, naprawdę mi pomogła! Później nie mogłam, a raczej nie chciałam, oddać tego dzbanuszka. Powiedziałam, że jest mój, że przywiozłam go ze sobą. Stoi u mnie do dzisiaj, tylko przykrywka się zbiła...

Drobna sprawa? Mnie jednak bardzo ciążyła na sumieniu. Zdarzyło się wiele lat później, że pojednałam się z Bogiem i Kościołem. Ogromna w tym zasługa pewnego księdza mieszkającego wtedy przy Krakowskim Przedmieściu w Warszawie. I jego słów, które odmieniły moje życie: „Dziecko, Kościół to Dom Boży z grzesznikami i dla grzeszników”. Odbyłam u niego spowiedź życia. Powiedziałam też o dzbanuszku. Spowiednik wysłuchał mojej historii i spytał: „Czy ten dzbanuszek był z porcelany? Drogi?”. Odpowiedziałam, zgodnie z prawdą, że nie – zwykły fajans. Na to ksiądz: „A to chwała Bogu... to nic nie szkodzi. Proszę zdrowaśkę odmówić”.

Ile razy spojrzę na ten dzbanuszek, tyle razy ksiądz Twardowski stoi mi przed oczami.

Jadwiga StępieńBrzmienie
ciszy

------------------------------------------------------------------------

Krążyła opinia, że ksiądz Twardowski jest świetnym spowiednikiem. W końcu i ja się do niego wybrałem. Wypowiedziałem początkową formułę – z drugiej strony cisza. Zacząłem wymieniać grzechy – cisza. Zamilkłem i milczałem dość długo – ciągle cisza. Przez całą spowiedź nie mogłem pozbyć się wrażenia, że ksiądz mnie w ogóle nie słucha, że nie ma między nami żadnego kontaktu. Nie odezwał się ani razu, niczego nie skomentował, o nic nie zapytał. Czułem, jakby po drugiej stronie drewnianej kratki nikogo nie było, choć przecież widziałem, że jest. Wreszcie wygłosiłem końcową formułę, że więcej grzechów nie pamiętam... I wtedy odezwał się. Szybko i niezwykle celnie wszystko zebrał, ujął i dał dokładnie taką wskazówkę, jakiej potrzebowałem. Zadał pokutę, udzielił rozgrzeszenia i zapukał na znak, że już koniec.

Nigdy więcej nie odchodziłem od konfesjonału tak zdumiony i tak pokrzepiony na duchu.

Andrzej Obłuski

Cacuszka

------------------------------------------------------------------------

„Droga Barbaro, piszę od razu serdecznie, ale jestem tak stary, że mógłbym pisać jeszcze serdeczniej. Bardzo dziękuję za życzliwy list. Przesyłam wiersze, chociaż ich naprawdę już nie mam. Proszę o mnie nie zapomnieć, odwiedzić mnie kiedykolwiek w Warszawie. Dziękuję za każdy ochłapek uczucia”.

To był pierwszy list, który od niego otrzymałam, i zarazem początek mojej wieloletniej znajomości z niezwykłym człowiekiem. Jego już nie ma – zostały wspomnienia, jego wiersze i... ponad 180 listów, bardzo osobistych, pięknych.

Poznałam go na spotkaniu autorskim w Szczecinie w 1985 roku. Złożył mi wtedy autograf w zeszycie, do którego wpisywałam jego wiersze, i obiecał, że przyśle mi z Warszawy swój tomik. I po kilku miesiącach przysłał, ten egzemplarz ze szczecińskiego spotkania, z zaznaczonymi stronami i zagiętymi rogami. Zachowałam go do dziś jak relikwię.

W listach zawsze wyrażał życzliwość, sympatię, pytał o moje sprawy, moją rodzinę. O sobie pisał niewiele, czasem o dolegliwościach zdrowotnych, czasem jakąś anegdotę opowiedział, za wszystko dziękował. Po tym, jak ukazała się przepięknie wydana antologia o krzyżu, nad którą pracowałam cztery lata, napisał: „Dopiero teraz dziękuję uroczyście za piękną książkę. Jest dowodem Twojej wiedzy, cierpliwości, dobrego smaku, wiadomości edytorskich (...). Ocalasz pamięć wierszy, o których się zapomina. Dziękuję za tak potrzebną książkę. Twój ślepnący dziadek”.

Listów było dużo, a ponieważ ksiądz miał drobniutkie, nieczytelne pismo, więc po roku-dwóch założyłam zeszyt, do którego je przepisywałam. Każdy list i koperta miały swój numer, zachowałam również jego sposób pisania, interpunkcję, akapity. Pisał na odwrocie pocztówek, kartek z reprodukcjami obrazów malarzy, ktorych cenił – był tam Rembrandt, Boznańska, Makowski. Umieszczał je w pięknie ozdobionych kopertach, z doskonale dobranym znaczkiem. To były cacuszka!

Są w dobrych rękach – w Książnicy Pomorskiej w Szczecinie, w dziale rękopisów. Mogą z nich korzystać tylko osoby zajmujące się twórczością księdza. Zastrzegłam, by ich nie publikować.

Barbara Arsoba-HaddajiCiasto
i kwiaty

------------------------------------------------------------------------

Wybrałyśmy się pewnego razu z kuzynką do księdza Twardowskiego w odwiedziny, a że niedawno wypadły jego imieniny, zabrałyśmy upominki. W przedpokoju krzątała się jakaś siostra. Okazało się, że ksiądz Jan jest chory i leży w łóżku. Nie wiedziałyśmy, co zrobić – z jednej strony nastawiłyśmy się na tę wizytę, z drugiej nie chciałyśmy męczyć chorego. Siostra poszła zorientować się, jak wygląda sytuacja. My zostałyśmy w korytarzyku i przez uchylone drzwi słyszałyśmy taki oto dialog:

– Proszę księdza, przyszły dziewczynki z prezentami, Marysia i Joanna, chciały złożyć życzenia...

– A co przyniosły? – słyszymy głos księdza i już pękamy ze śmiechu.

– Jakieś ciasto i kwiaty – odpowiada siostra.

– Ciasto zostawić, kwiaty pod ołtarz.

I koniec. Choć „audiencji” nie było, odchodziłyśmy zachwycone i bardzo rozbawione. Taki on był. Takiego go kochałyśmy.

Maria Grocholska-MielżyńskaCisza
po Komunii

------------------------------------------------------------------------

Widzę księdza Jana przyjmującego komunię świętą.

Widzę, jak tyle razy niosąc Pana Jezusa, podchodził do wizytkowej kraty, jak tyle razy rozdawał go nam, klęczącym przy balustradzie, okrytej śnieżnym obrusem. U Wizytek, w Lipkowie na wakacjach, w Kamieńczyku u sióstr loretanek. Na moich oczach niósł Go i podawał chorej nauczycielce, swojej i mojej rodzinie, przyjaciołom i ludziom zupełnie mi nieznanym. Bardzo już chory rozdawał Pana Jezusa w swoim pokoiku, w wikariatce.

Widzę moich, Sergiusza, Jurka, Julka i Madzię, Basię, Madzi mamę, i Bolka, i Was, Tadziu i Czesiu, i Krysię, i Hanię, i Oleńkę, i Ciebie, Czesławie, Hanię i jej męża Ryszarda, i ciebie, Halu, z małą Zosią, i Marysię, Dominika, Anię, Waldka Pawlików z Anina, i was Lidko, Joasiu, i Ciebie bracie Marianie, Elu z Pruszkowa, i tyle innych osób, i siebie.

Ta cisza po komunii, to niedające się opisać wzruszenie.

Potem nagle ktoś bucha księdza w mankiet, a co śmielsi w rękę, którą rozdawał Boga. Proszą o krzyżyk na drogę, o błogosławieństwo. Ktoś fotografuje, ktoś wspomina dawne z nim spotkania...

Widzę to wszystko, pamiętam na pewno, tak na zawsze.

Aldona Kraus

Ciszej, proszę...

------------------------------------------------------------------------

Ksiądz Twardowski nie lubił muzyki. Albo inaczej – nie lubił donośnej muzyki. Może właśnie dynamika utworu była tu kluczowa. A wiadomo, że w kościele Wizytek akustyka jest wspaniała... Kiedy grałem do mszy odprawianej przez niego, starałem się raczej dobierać utwory spokojne, wyciszone, np. chorały Bacha czy francuską muzykę barokową. Ksiądz był też zdecydowanym zwolennikiem przedsoborowych tradycji i według niego organy w kościele miały pełnić jedynie rolę służebną. Jeżeli już musiały grać – no dobrze, byle krótko. I zgodnie z jego gustem. Gdy kiedyś nie spodobała mu się oprawa muzyczna w czasie ślubu, którego udzielał, potrafił przyjść po mszy do organisty i zrobić małą awanturę. Jeśli w czasie nabożeństwa uznał, że muzyka brzmi już zbyt długo, nie czekał do ostatniego akordu, nie dawał organiście wygrać końcowej kadencji, tylko kontynuował przerwaną liturgię słowa.

Jest na chórze w kościele Wizytek zeszyt z wierszami księdza Twardowskiego, które zostały za jego zgodą umuzycznione. I gdy w niedzielę na mszy o dwunastej chrzci się dzieci, to właśnie te utwory są grane. Przy chrzcie moich dzieci też tak było. Ma więc ksiądz, chcąc nie chcąc, i swój wkład w muzykę...

Po śmierci księdza zorganizowano w kościele Wizytek czuwanie przy trumnie. Były tłumy ludzi, poczty sztandarowe, znani aktorzy recytowali jego wiersze. I była muzyka. Taka, którą zawsze lubił: z głośników dolatywały odgłosy śpiewających ptaków.

Paweł Tomasz MiazgaCo się dzieje
w pustym kościele

------------------------------------------------------------------------

Ksiądz Twardowski spędzał dużo czasu w konfesjonale, miał nawet swój ulubiony, usytuowany z przodu kościoła, patrząc od kruchty – po prawej stronie ołtarza. Gdy nie było akurat chętnych do spowiedzi, mógł obserwować zachowania ludzi zarówno przy głównym, jak i przy bocznych ołtarzach. A w pozornie opustoszałej świątyni zawsze toczy się jakieś życie i kiedy jest się uważnym – jak ksiądz Jan – obserwatorem, dostrzega się przeróżne jego przejawy. Potem dzielił się chętnie swymi obserwacjami, tworząc z nich niezwykłe anegdoty.

Kiedyś weszła do pustego kościoła kobieta z małym dzieckiem, chcąc pomodlić się w ważnej dla siebie intencji. Dziecko przez chwilę klęczało grzecznie obok matki i naśladując ją, składało rączki, ale szybko zaczęło się nudzić i wiercić w ławce. W końcu mocno pociągnęło matkę za rękaw... Kobieta starała się nie zwracać na to uwagi, ale dziecko po chwili znowu pociągnęło. W końcu malec, bardzo już znudzony i zdeterminowany, pokazując matce palcem czerwone światełko nad tabernakulum, powiedział zbyt głośno, ale bardzo stanowczo: „Mamo, jak się zapali zielone, to idziemy”.

Andrzej Sulikowski

------------------------------------------------------------------------

Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki

------------------------------------------------------------------------
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: