Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Bohaterowie Słowian Połabskich - ebook

Data wydania:
10 maja 2017
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
Produkt niedostępny.  Może zainteresuje Cię

Bohaterowie Słowian Połabskich - ebook

Bohaterowie i władcy słowiańskiego Połabia są nam nieznani. Szkoda, bo to oni w czasach od Karola Wielkiego po Fryderyka Barbarossę stawiali czoło niemieckiemu parciu na wschód. Poprzez walki, powstania,  z mieczem  lub toporem w dłoniach, również intrygami, na kilka wieków byli języczkiem u wagi pogranicza słowiańsko-germańskiego. Choć wiecznie ze sobą skłóceni i walczący z wszystkimi sąsiadami, ale zawsze waleczni i nieustępliwi,  w swym pogaństwie dawali  wyraz niezależności i dumy. Poznajmy ich tragiczne i wspaniałe  losy,  imiona Derwana, Drogowita, Tęgomira, Gotszalka i Niklota niech nie zostaną zapomniane, a Jaksa z Kopnika, zanim wyruszy z Henrykiem Sandomierskim do Ziemi Świętej, niechaj odsłoni dla nas  historię kraju nad Hawelą. Opowieść zacznie się jednak od pewnego polskiego hrabiego,  późniejszego  autora jednej z najbardziej lubianych powieści awanturniczych - Rękopisu znalezionego w Saragossie, który w czasach Goethego postanowił poszukać ostatnich  słowiańskich śladów nad dolną Łabą.

Kategoria: Literatura faktu
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-7976-679-6
Rozmiar pliku: 3,3 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

Wstęp

Dzieje Słowiańszczyzny Połabskiej — najbardziej na zachód wysuniętej części rozległego we wcześniejszym średniowieczu świata słowiańskiego, po której do dziś, poza fragmentarycznymi informacjami kronikarzy i rocznikarzy, przetrwały jedynie stopniowo ujawniane pozostałości archeologiczne i nazewnictwo (w postaci nazw wodnych, miejscowości i terenowych) — stanowiące niegdyś pole intensywnych badań uczonych polskich, w bliższych nam czasach wyraźnie wypadły z pola zainteresowań polskiej nauki (a także z polskiej świadomości historycznej) i dopiero w dosłownie ostatnich latach można zaobserwować ich powrót. Autor niniejszej książki w 2002 r. opublikował w tym samym Wydawnictwie niedużą książeczkę Słowianie połabscy (II wyd. 2013), będącą popularną minimonografią dziejów Połabszczyzny. Ponieważ w jej ramach poszczególne godne uwagi postacie z dziejów Połabszczyzny zostały z natury rzeczy potraktowane w sposób ogólny, postanowiłem spojrzeć na dzieje słowiańskiego Połabia raz jeszcze, tym razem przez pryzmat owych postaci. Postaci, przede wszystkich władców, wymienionych w źródłach jest oczywiście znacznie więcej, ale wszystko, co wiemy o znakomitej większości z nich, to pojedyncze, często oderwane od dziejowego kontekstu informacje, w oparciu o które, nawet przy natężeniu historycznej wyobraźni, nie sposób wysnuć jakąś sensowną opowieść.

Wśród uwzględnionych postaci zdecydowanie przeważają władcy obodrzyccy, co jest spowodowane tym, że jedynie wśród Obodrzyców (w mniejszym stopniu także u Stodoran/Hawelan na środkowym Połabiu) zaznaczyły się trwalsze tendencje do politycznej konsolidacji, dzięki czemu niektórzy aktorzy obodrzyckiej sceny politycznej nieco wyraźniej wyłaniają się z cienia historii. Dominujące w pewnym okresie w skali całego Połabia i odgrywające niekiedy rolę wykraczającą nawet poza Połabie plemiona Wieletów/Luciców trwały niezachwianie przy ustroju plemiennym i z nim związanymi wierzeniami rodzimymi (pogańskimi), a nawet, jak się przekonamy, kilkakrotnie interweniowały destrukcyjnie u Obodrzyców. Z terytoriów wieleckich znamy zatem, pomijając może wczesną dziewiątowieczną fazę ich dziejów, niewiele wyróżniających się postaci. Południowa część Połabszczyzny, zajmowana przez ludy serbskie (sorabskie) i łużyckie, została już w X w. skutecznie podbita i włączona w skład średniowiecznego państwa niemieckiego, wszelkie zawiązki rodzimych struktur politycznych, przynajmniej na tyle, na ile je znamy, zostały rychło zastąpione przez system niemieckich organizacji politycznych.

Szkic numer I odbiega od pozostałych, ma bowiem kilku „bohaterów” z XVII i XVIII w., dzięki którym została utrwalona pomięć o niewielkim, ale ze wszech miar godnym uwagi plemieniu Drzewian połabskich, którego potomkowie jako jedyni (oprócz Serbów łużyckich) w głąb czasów nowożytnych zachowali resztki rodzimej świadomości i języka.

Siedem pierwszych szkiców ukazywało się, niekiedy w postaci nieco odbiegającej od prezentowanej w niniejszej książce, w różnych (przeważnie znacznych) odstępach czasu na przestrzeni lat 1994–2015 na łamach „Przeglądu Zachodniopomorskiego” pod ogólnym tytułem „Połabszczyzna zapomniana”. Dziękuję Wydawnictwu Uniwersytetu Szczecińskiego za wyrażenie zgody na ich ponowne wydanie w niniejszej książce. Szkice VIII–XI zostały napisane specjalnie do niej. Ze względu na pierwotną „odcinkową” koncepcję pomiędzy poszczególnymi szkicami występują pewne powtórzenia, które siłą rzeczy znalazły się także w książce. Ma to może ten pozytywny skutek, że każdy szkic stanowi pewną całość i może być czytany niezależnie od innych.

Do książki z 2002/2013 r. została dołączona obszerna różnojęzyczna (głównie, rzecz jasna, polska i niemiecka) literatura przedmiotu. Do niej mogę zatem odesłać Czytelnika zainteresowanego bardziej szczegółowymi sprawami. Tutaj ograniczam się do podania na końcu książki niewielu prac podstawowych oraz nowszych dotyczących kolejnych przedstawianych postaci.Rozdział pierwszy

Hrabia Jan Potocki, wieśniak Jan Parum Schultze, czyli epilog słowiański nad Dolną Łabą

I

Jan Potocki (1761–1815), potomek jednego z najsłynniejszych polskich rodów, może uchodzić poniekąd za uosobienie ideałów Oświecenia.

Niepospolita bystrość umysłowa, wiedza olbrzymia, widnokręgi dalekie; fantazja jego niewyczerpana i temperament żywy; praca systematyczna, wytrwała, długoletnia.

Skończony to polihistor; teologia była to jedyna gałąź, której syn oświeconego wieku już nie uprawiał, zresztą nie ma wiedzy, której by jako tako nie poznał, od kabały i astronomii począwszy, aż do miernictwa, entomologii i językoznawstwa. Najgruntowniej znał świat starożytny, w autorów klasycznych wczytał się i zżył z nimi zupełnie; znał jednak i cytował nawet zapomnianych autorów XVII w.

Nie miejsce tu na systematyczne omówienie dokonań tego niepospolitego życia; mimo prób włączenia się w wartki nurt polityczny okresu Sejmu Wielkiego Jan Potocki, odmiennie niż ten i ów z jego rodu, nie był homo politicus. Był przede wszystkim uczonym i pisarzem. „Wychowanie, otoczenie, zajęcia, zdziałały z niego i utrwaliły w nim kosmopolitę-francuza”. „Skończony to typ kosmopolity XVIII wieku; gdyby nie imię i temat, nie odgadłbyś narodowości”. Ale właśnie ten kosmopolita, który „nie pokusił się nawet, o ile wiem, o jakiekolwiek pisanie polskie”, za jeden z głównych celów życiowych (jeżeli nie wręcz główny) postawił sobie rozświetlenie najdawniejszych dziejów Polski i Słowiańszczyzny. Służyły temu długotrwałe lektury o zasięgu budzącym dotąd zdumienie badaczy, przede wszystkim zaś — wielokrotne podróże, w których cel, powiedzielibyśmy: turystyczny, skojarzył się harmonijnie z nowym wówczas, a dla epoki Oświecenia dość typowym, motywem ściśle poznawczym.

W 1815 r. (2 XII) samobójcza decyzja przedwcześnie przerwała życie Jana Potockiego, życie zupełnie wyjątkowe nawet na tle bardzo (w porównaniu z poprzednimi epokami) „rozjeżdżonego” Oświecenia, w którym wręcz wybujałą rolę zajmowały podróże. Potocki nie mógł nigdzie dłużej zagrzać miejsca. Wielokrotnie opuszczał granice Polski, a wędrówki, często o wielkim stopniu trudności i kosztach rujnujących nawet takiego arystokratę, doprowadziły go między innymi do Hiszpanii, Maroka, Egiptu, stepów astrachańskich, Kaukazu i Mongolii — aż na pogranicze niedostępnych wówczas dla Europejczyków Chin, nie mówiąc już o innych krajach europejskich, odwiedzanych w dodatku niekiedy wielokrotnie. Podróże Jana Potockiego przerodziły się, jak dowodzi badacz tej kwestii, wręcz w chorobliwą podróżomanię, nieodparty nakaz wewnętrzny, który przyczynił się do katastrofy finansowej, fizycznej i psychicznej hrabiego-uczonego. Nie tylko realne podróże, lecz także „motywy podróżnicze” odgrywają wybitną rolę w znacznej części „pozanaukowej” twórczości Potockiego (beletrystyka w formie fikcyjnych podróży); dość wspomnieć najgłośniejszą powieść Jana Potockiego, Rękopis znaleziony w Saragossie.

Nas interesuje wyłącznie jedna z licznych podróży Potockiego, nie najdłuższa, nie najdalsza i zapewne w całokształcie jego życia oraz naukowego dorobku nie najważniejsza, choć istotna i znamienna w dziejach polskich i europejskich zainteresowań przeszłością dawnej Słowiańszczyzny, zwłaszcza jej północno-zachodniego skrzydła, czyli Słowiańszczyzny Połabskiej, krótko: Połabszczyzny. Właśnie dziejom Połabszczyzny, północno-zachodniego (a z punktu widzenia dziejów Polski — zachodniego) odłamu, skrajnej zachodniej peryferii dawnego rozległego obszaru zajmowanego we wcześniejszym średniowieczu przez ludy słowiańskie, poświęcona jest niniejsza książka. Rozpoczynamy trochę nietypowo, a może nawet przewrotnie — jak gdyby od końca. W następnych rozdziałach przedstawimy nieco dokładniej początki i niektóre (wybrane), zwłaszcza te ważniejsze i barwniejsze, epizody z dziejów Połabszczyzny. Tutaj zajmiemy się epilogiem dziejów połabskich. Jan Potocki będzie nam w tej wyprawie w przeszłość przewodnikiem.

Potocki, od dziewięciu lat żonaty, miał już za sobą szereg podróży (m.in. do Italii, Sycylii, na Maltę i do Tunezji, Turcji, Egiptu, a także do Hiszpanii i Maroka) oraz niezbyt pomyślne próby odegrania bardziej czynnej roli w życiu politycznym Polski burzliwych początków lat dziewięćdziesiątych, gdy — zapewne jeszcze przed wybuchem powstania kościuszkowskiego — zapragnął bliżej poznać Danię, Niemcy i Austrię. W dniach od 13 VIII do 17 IX 1794 r. odbył podróż po Niemczech Północnych (Dolnej Saksonii). Podobnie jak z większości innych podróży, także z Niemiec Północnych przywiózł opis w formie diariusza (pisanego „na żywo” pamiętnika), naturalnie — w języku francuskim, który wydano drukiem w Hamburgu w roku następnym.

Ten niezbyt obszerny diariusz czyta się, tak jak i inne relacje podróżne Jana Potockiego, z dużym zainteresowaniem. Widać dokładnie dociekliwość umysłu polskiego magnata-uczonego, który wyruszał w podróż uzbrojony w gruntowną, jak na owe czasy, znajomość rzeczy. Znał i cytował, a kto wie, czy po prostu nie wiózł ich z sobą, kroniki Thietmara i Helmolda, przypominał sobie, gdy trzeba było, odpowiednie fragmenty kroniki Jana Długosza. Wiedział, że obszar Niemiec Północnych, Meklemburgia, północna Brandenburgia, Holsztyn, Hamburg, to kraj zamieszkany niegdyś przez plemiona słowiańskie — Obodrzyców i Wieletów (Luciców). Znał nie najgorzej ich „pisaną” historię, przynajmniej w zakresie, w jakim znalazła odbicie we wspomnianych i innych jeszcze, czytanych pod koniec XVIII w. kronikach. Przede wszystkim jednak miał oczy i uszy otwarte na nazwy miejscowości i rzek, które (możemy jedynie przyklasnąć Potockiemu) jakże często zachowują pamięć dawnych wydarzeń, osób czy ludów, a także — co wówczas stanowiło dość istotne novum — na świadectwa przeszłości wydobywane (wówczas raczej przypadkowo niż w sposób zamierzony i metodyczny) z głębi ziemi, czyli świadectwa archeologiczne.

Prawdą jest, że niektóre pomysły Potockiego mogą dzisiaj razić naiwnością, gdy na przykład nazwy rzek północnoniemieckich próbuje łączyć z imionami znanych kronikarzom bóstw połabskich. Prawdą jest również, że dał się zwieść sprytnemu oszustowi, który sfabrykował rzekome posągi i inne „dokumenty” bóstw słowiańskich (tzw. idole z Prillwitz), skrzętnie nawet i z talentem przerysowując owe „zabytki” i zamieszczając podobizny w dodatku do swego diariusza. Lecz po pierwsze — możliwości weryfikacji czy to znalezisk archeologicznych, czy to świadomych mistyfikacji w czasach Potockiego były nader ograniczone, po wtóre zaś — w dziełku Jana Potockiego zawierającym sprawozdanie z podróży po Dolnej Saksonii nie brakuje obserwacji i hipotez trafnych i bystrych, niekiedy nawet wyprzedzających epokę. Widać w wielu miejscach niepospolity zmysł krytyczny autora, a także chwalebną, nie tak częstą w tamtych czasach i kręgach społecznych, z których się wywodził, pracowitość, wręcz akrybię badawczą. Nakazywała ona temu „niespokojnemu duchowi”, niepozbawionemu bez wątpienia cech neurotycznych, przerywać podróż nawet na kilka dni, a to by móc dokładnie się zapoznać z rzekomymi bóstwami połabskimi, a to by skorzystać z biblioteki w Hamburgu (otwartej jedynie dwa dni w tygodniu), czy wreszcie by dotrzeć do tajemniczego rękopisu, który rzuca światło na dzieje Słowian w „zabitym deskami” skrawku Niemiec, a nawet by sporządzić odpis tego manuskryptu.

Z trwającej ponad miesiąc naukowej wyprawy Jana Potockiego po śladach dawnych Słowian w Niemczech Północnych pragniemy bliżej przedstawić tylko jeden epizod. Być może dopiero w czasie pobytu w Hamburgu (przybył tutaj 26 VIII) dowiedział się Potocki, że niezbyt daleko od tego emporium mieszkają jakoby „dotąd” Słowianie.

Nie chciałem opuszczać brzegów Łaby nie zobaczywszy tych nielicznych Słowian, którzy nad nią jeszcze mieszkają i zachowali pewne pozostałości swego języka, a częściowo nawet i dawne obyczaje.

— pisze pod datą 8 IX. Widać jednak nie miał zbyt dokładnych informacji, gdzie mógłby ich odszukać. Wiemy obecnie, że trudno byłoby tego dokonać w Harburgu, w pobliżu Hamburga, czy w Lüneburgu, dokąd się udał nazajutrz (9 IX), choć właśnie nazwa tego miasta, kilku bardziej lub mniej odeń oddalonych rzek (tutaj dość obszerny odpowiedni wywód podróżnika) czy „ponurość i opuszczenie” tzw. Pustkowia Lüneburskiego (Lüneburger Heide) nasunęły Potockiemu wyraźnie słowiańskie skojarzenia i zaostrzyły jego uwagę. 10 IX podążył z Lüneburga w kierunku wschodnim do miasta Dannenberg, po drodze pilnie obserwując „wrzosowiska usiane tu i ówdzie kurhanami, na ogół bardzo już spłaszczonymi”.

Sądziłem — pisze zaraz w następnym zdaniu — żem już zwiedził całą ziemię Wendów, ale dowiedziałem się, iż powinienem się udać jeszcze o dwie mile dalej, aż do Lüchow. Powiedziano mi również, iż dawny język poszedł w zapomnienie i najstarsi wieśniacy pamiętają zeń ledwie po kilka słów.

Chwała Potockiemu za to, że wiadomość ta nie ostudziła jego zapału poznawczego! Jedenastego września wyruszył do Lüchowa. Istotnie:

Okazuje się prawdą, że dawny język zupełnie już zaginął, a stało się to dzięki staraniom podjętym przez regencję Hanoweru, której nie udało się jednak z równym powodzeniem rozpowszechnić znajomości języka niemieckiego, co wytępić słowiański, wieśniacy bowiem mówią dziś jakimś żargonem bez rodzajników, bez koniugacji, równie niemal niezrozumiałym jak dawne ich narzecze. Charakter narodowy przetrwał dłużej niż język: wciąż jeszcze zarzucają Wendom skłonność do buntów, lenistwo i skrytość, ale za to powszechnie uważa się ich za dobrych żołnierzy.

Zamierzałem opuścić Lüchow, by udać się do okolicznych wiosek na poszukiwanie wiadomości o dawnym narzeczu, ale powiedziano mi, że pewien szlachcic z sąsiedztwa posiada w swej bibliotece słowniczek wendyjski, który obiecano mi udostępnić.

Przed przedstawicielem tak świetnego rodu dwory i pałace arystokratów niemieckich stały otworem.

Pan de Plato był łaskaw przysłać mi swój słowniczek wendyjski: jest to rękopis, który otrzymał od swych przodków. Pismo jest tego rodzaju, jakiego w Niemczech się już dziś nie używa, ale na szczęście bardzo wyraźne. Zostanę w Lüchow tak długo, aż sporządzę kopię, co zajmie mi kilka dni.

Rodzina von Plato do dziś rezyduje w posiadłości ziemskiej Grabow (zwróćmy uwagę na niewątpliwie słowiański charakter tej nazwy!) koło Lüchowa. Rękopis, który tak zainteresował Potockiego, jest nam znany — to dość obszerny, częściowo w skórę oprawny wolumin, przechowywany obecnie w bibliotece luterańskich władz kościelnych w Celle. Zawiera on jedną, tak zwaną skróconą wersję cennego (nie rozpoznanego dokładnie przez Potockiego) zabytku — będzie jeszcze o nim mowa w niniejszym tekście — zatytułowanego Vocabularium Venedicum (czyli: Słownik słowiański) pastora Christiana Henniga z początku XVIII w. Zobaczymy dalej, że dzieło Henniga jest jednym z najważniejszych i najcenniejszych zabytków wymarłego, a właściwie wymierającego ostatecznie właśnie w czasach Henniga, języka tego odłamu Słowian połabskich, który stanowił najbardziej na zachód wysunięty skraj Połabszczyzny. W średniowieczu zwano ich Drzewianami. Ich potomkowie, pomijając Serbołużyczan należących jednak do południowej grupy plemion połabskich oraz — jak powszechnie wiadomo — przetrwałych reliktowo na Górnych i Dolnych Łużycach do dziś, na skutek różnych czynników, o których po części i nam wypadnie jeszcze mówić, zachowali odrębność od Niemców, przede wszystkim zaś własny język i obyczaj, głęboko w czasy nowożytne, reliktowo aż do przełomu XVII i XVIII w. Stanowi to absolutne unicum w skali całej północnej (poza Serbołużyczanami) Połabszczyzny.

Dzięki swej wytrwałości i przenikliwości Jan Potocki stał się co prawda nie świadkiem zamierania żywej mowy słowiańskiej w okolicach Lüchowa i Danenbergu (obszar ten na dokładniejszych mapach niemieckich do dziś nosi nazwę „Kraj Słowian”, Wendland, Hanowerski Wendland), bo na to było już wtedy przynajmniej o kilka dziesięcioleci za późno, ale jednym z pierwszych obcych uczonych, którzy zainteresowali się wspomnianym fenomenem językowym i etnograficznym.

Gdy sporządzano dlań kopię „rękopisu von Plato”, Potocki nie tracił czasu.

Widziałem u Amtmanna (Hauptmann — naczelnik powiatu — J.S.) piękną urnę z dobrze wypalonej gliny, dającą dźwięczny odgłos, jednakże na ogół urny z grobowców słowiańskich wykonane są z kruchego materiału. Urna ta zachowała jeszcze wewnątrz prochy i na pół spalone kości (13 IX).

Prawdopodobnie pokazano Potockiemu popielnice pochodzące z dawniejszych, jeszcze przedsłowiańskich czasów (któż by wtedy, w końcu XVIII w., gdy nikomu nie śniło się o nowoczesnych metodach eksploracji i interpretacji materiałów archeologicznych, mógł to dokładnie stwierdzić?); samego Potockiego, jak widzimy, zafrapowała lepsza jakość naczynia, różna od pospolitej na innych terenach, dość prymitywnej ceramiki wczesnosłowiańskiej. Dodajmy, że rozwój archeologii słowiańskiej na obszarze tzw. Hanowerskiego Wendlandu nastąpił dopiero w XX w., przede wszystkim w drugiej jego połowie.

Ale oto wiadomość dla nas chyba najważniejsza. Pod datą 16 IX Potocki zanotował w swym diariuszu:

Dostałem wiadomość o pewnym rękopisie, który uważam za bardzo cenny, a nawet może za jedyny w swoim rodzaju. Są to pamiętniki starego wieśniaka, który nie opuszczał nigdy swej wioski, napisane na poły po niemiecku, na poły zaś po słowiańsku. Autor zaczyna go od roku 1691, wspominając, że miał wówczas dwanaście lat. Jest to właściwie historia całej wsi, w którą wplatają się zdarzenia dotyczące rodziny owego wieśniaka i trochę rozważań na temat współczesnej polityki, wedle pojęć panujących wówczas w jego wiosce; jest tam też trochę o kłótniach z pastorem i przedstawicielami sprawiedliwości, od czasu do czasu pojawiają się wypisy z różnych dzieł, wersety Biblii, które autora uderzyły, czy też rymowane przysłowia, zapisywane dla pamięci. W roku 1704 mowa o zarazie, która pustoszyła okolice, i o jakimś awanturniku, który podawał się za wcieloną zarazę, w co autor bynajmniej nie wątpi. Poleciłem sporządzić odpis tego dzieła posiadającego zalety dużej naturalności i prawdziwości; jest tego ok. 350 strony in folio.

Odpis ten zachował się w zbiorach Instytutu im. Ossolińskich — niegdyś we Lwowie, obecnie we Wrocławiu. Wrócimy doń jeszcze. W tej chwili niech wystarczy stwierdzenie, że wyłącznie Janowi Potockiemu zawdzięczamy przetrwanie niecodziennego i niezwykle dla nauki ważnego zabytku, jakim jest Kronika słowiańska (Chronica Venedica) włościanina wendlandzkiego, Jana Parum Schultzego.

II

Już sam fakt aktywności przedstawiciela klasy chłopskiej na początku XVIII w. na polu piśmiennictwa zasługuje na podkreślenie. Niewielu potrafimy wskazać podówczas jego „kolegów po piórze”. Nie chodzi oczywiście o częstsze znacznie (choć również wyjątkowe) zjawisko rodzenia się talentów pisarskich, poetyckich czy naukowych w warstwach plebejskich (chłopi, plebs miejski, rzemieślnicy) i „wyrywania” się takich wybrańców muz z ograniczeń stanowych (np. wybitny poeta polskiego renesansu Klemens Janicki, wywodzący się z rodziny chłopskiej), lecz przypadki aktywnego uprawiania wszelkiego rodzaju piśmiennictwa przez ludzi pochodzenia plebejskiego, pozostających przez całe życie przy swoich zajęciach i w swoim środowisku.

Jan Parum Niebur (tak brzmiało pierwotnie nazwisko chłopskiego kronikarza; nazwisko Schultze sołtys przybrał po przejęciu od swego ojca tego urzędu) urodził się 30 IX 1677 r. we wsi Süthen. Ożenił się w roku 1710. Zmarł w wieku 63 lat w roku 1740. Niewiele suchych danych o nim można wyczytać w księgach parafialnych; znacznie więcej dowiadujemy się z lektury jego „chłopskiej kroniki”.

W cytowanej wcześniej opinii Jan Potocki, mimo pewnych nieścisłości (trudno się im dziwić, gdyż hrabia nie miał wiele czasu na lekturę), zaskakująco trafnie scharakteryzował kronikę Jana Parum Schultzego. Nie jest ona płodem jakiejś szczególnej „uczoności”; któż mógłby tego oczekiwać po skromnym sołtysie zapadłej wioski w Hanowerskim Wendlandzie? Nie znajdziemy w niej spraw wielkiej polityki; ta była obca autorowi, jego horyzonty myślowe nie sięgały, bo i nie mogły sięgać, dworów i stolic. Kronika nie stanowi dzieła szczególnie wybitnego w sensie formalnym — stylistycznym i językowym, wprawdzie pisanie sprawiało autorowi bez wątpienia przyjemność, był on człowiekiem inteligentnym i ciekawym świata, ale formułowanie zdań szło mu z trudem. Kronika słowiańska napisana jest po niemiecku, ówczesnym narzeczem dolnoniemieckim, które przez wieki sąsiedztwa z ludnością słowiańską niejedno przejęło ze słowiańskiego. Dla Jana Parum Schultzego — i to wydaje się w tym miejscu godne podkreślenia — język niemiecki nie był językiem domu rodzinnego, ale wyuczonym na tyle, by wyrażać w nim myśli, choć daleko od wymogów ówczesnej literackiej niemczyzny. Językiem rodzinnym kronikarza był język słowiański. Tę jego odmianę, którą się posługiwał Jan Parum Schultze i jemu współcześni, językoznawcy nazywają językiem połabskim, a ściślej — drzewiańsko-połabskim (Dravänopolabisch). Był to, krótko mówiąc, język potomków dawnych Drzewian połabskich, oczywiście ulegający od wieków wpływom języka niemieckiego.

Mimo że kronikę wiejską Jana Parum Schultzego, gdy tylko przyzwyczaimy się do językowych niedociągnięć i swoistego nieładu kompozycyjnego, czyta się łatwo i jest ona prawdziwą kopalnią wiadomości o wsi wendlandzkiej przełomu XVII i XVIII w., wiadomości „z pierwszej ręki”, bo pochodząc od przedstawiciela wiejskiej wspólnoty, najprawdopodobniej nie zyskałaby, podobnie jak i jej autor, takiej sławy w nauce, jak to się stało w rzeczywistości, gdyby nie bezcenne informacje na temat procesu zanikania mowy i obyczaju słowiańskiego w „bliższej” (Wendland) ojczyźnie Schultzego. Jan Parum Schultze nie tylko był bowiem Słowianinem (Wendem) z pochodzenia, lecz był także tego stanu rzeczy w pełni świadomy, ba, chyba nawet dumny ze swego słowiańskiego pochodzenia. Widział zarazem, że proces zanikania mowy słowiańskiej w Wendlandzie zbliża się do końca i że trwał już dłuższy czas. Rozumiał, że proces ten jest nieuchronny i nie może go zahamować czy odwrócić. Jedno tylko mógł: ocalić zamierający język wendyjski od zupełnego zapomnienia poprzez uwiecznienie go (słów, zwrotów, dłuższych fragmentów) na piśmie.

Jan Parum Schultze nie był pierwszym, który tak rozumował. Gdy rozpoczynał pisanie swej kroniki, istniało już kilka prób zanotowania słownictwa połabskiego. Po długim okresie nieprzychylności i szykan, gdy tak władze państwowe i administracyjne, jak również Kościół (najpierw katolicki, od reformacji zaś luterański) współzawodniczyli w zwalczaniu i wypieraniu „pogańskiego” czy „barbarzyńskiego” narzecza, które jakimś dziwnym trafem tak długo się kołatało na zachód od dolnej Łaby, absolutyzm końca XVII i początku XVIII w. począł pozytywnie przypatrywać się temu „kuriozum”.

Ciąg dalszy w wersji pełnejPrzypisy

Przykłady: A. Szrejter, Wielka wyprawa księcia Racibora. Zdobycie grodu Konungahela przez Słowian w 1136 r., Warszawa 2013; tenże, Pod pogańskim sztandarem. Dzieje tysiąca wojen Słowian połabskich od VII do XII w., Warszawa 2014; R.F. Barkowski, Słowianie połabscy. Dzieje zagłady, Warszawa 2015; tenże, Połabie 983, Warszawa 2015; tenże, Krucjata połabska 1147 Warszawa 2017.

A. Brückner, Jana hr. Potockiego prace i zasługi naukowe. Warszawa 1911, s. 1.

Tamże, s. 9.

Poza wymienioną pracą A. Brücknera zwłaszcza: E. Krakowski, Un témoin de 1’Europe des Lumières. Le comte Jean Potocki, Paris 1963; J. Ryba, Motywy podróżnicze w twórczości Jana Potockiego, Wrocław 1993. Obszerniejsza literatura w Polskim słowniku biograficznym.

Brückner, op. cit., s. 7.

Tamże, s. 5.

J. Ryba, op. cit., zwłaszcza s. 45 i n. Sporo uwagi Potockiemu udzielił także S. Burkot, Polskie podróżnictwo romantyczne, Warszawa 1988, por. tytuł pierwszego rozdziału tej monografii: „Jaskółczy niepokój” — podróżopisarstwo romantyczne.

J. Potocki, Podróże. Zebrał i opracował L. Kukulski, Warszawa 1959 (przekłady J.U. Niemcewicza, J. Olkiewicz i L. Kukulskiego).

J. Potocki, Voyage dans quelques parties de la Basse-Saxe pour la recherche des antiąuités slaves ou vendes, fait en 1794, Hambourg 1795. Polski przekład niemal całej części diariuszowej w zbiorze cyt. w przyp. 8, s. 243–269 i komentarz s. 482–488. Niemiecki przekład partii odnoszących się do Dolnej Saksonii: J. Kristophson, Eine Reise durch das Hannoversche Wendland im Jahre 1794 (Auszüge aus dem Reisebericht des Grafen Jan Potocki), w: Hannoversches Wendland. 12. Jahresheft des Heimatkundlichen Arbeitskreises Lüchow-Dannenberg 1987/1988, Lüchow 1988, s. 57–68 (także komentarz). O starożytniczych zainteresowaniach i badaniach J. Potockiego: A. Abramowicz, Dzieje zainteresowań starożytniczych w Polsce. Cz. II. Czasy stanisławowskie i ich pokłosie, Wrocław 1987, s. 217–229.

Sygnatura 4 Z 45. Bliższe informacje: R. Olesch, Zur Quellenlage des Dravänopolabischen, w: Juglers Lüneburgisch-wendisches Wörterbuch, wyd. R. Olesch, Köln–Graz 1962, s. 255–257.

Wszystkie cytaty z diariusza J. Potockiego według przekładu w edycji L. Kukulskiego (jak w przyp. 8).

O niektórych podobnych chłopskich pisarzach czy uczonych poczynając od XVII wieku pisze zwięźle D. Gerhardt, Polabische Nachlese, III, Die Welt der Slaven 23, l (NF 2, 1), 1978, s. 153 i n. Tam również ważniejsza literatura przedmiotu. Zob. także A. Nutzhorn, Eine niedersächsische Bauernchronik aus der Zeit des Dreissigjährigen Krieges, Altsachsenland (Hannoverland) 1908, s. 181–182. Pamiętniki Ulricha Bräkera (1735–1798) ukazały się też w polskim przekładzie: U. Bräker, Żywot i prawdziwe przygody biednego człowieka z Tockenburga, przekład Z. Fonferko, wstęp i komentarz J. Wojtowicz, Warszawa 1979.

Określenie o tyle niesłuszne, że termin połabski ma dwa różne znaczenia, niepokrywające się z zakresem pojęcia język połabski. Może bowiem odnosić się, po pierwsze, do całokształtu plemion zachodniosłowiańskich mieszkających niegdyś na zachód od plemion polskich (tak na ogół w polskiej terminologii: Połabszczyzna, Słowianie połabscy) bądź przynajmniej do północnej ich grupy (z wyłączeniem plemion serbołużyckich; Elbslaven w terminologii niemieckiej), po drugie zaś, do jednego tylko z plemion połabskich — Połabianie w ścisłym tego słowa znaczeniu, mieszkający we wcześniejszym średniowieczu na północ od dolnej Łaby, z głównym ośrodkiem w Ratzeburgu (Racibórz). O niemieckich perypetiach terminologicznych w tym zakresie i ich uwikłaniach ideologicznych oraz politycznych zob. Ch. Lübke, Slaven zwischen Elbe/Saale und Oder: Wenden-Polaben-Elbslaven?, Jahrbuch für die Geschichte Mittel- und Ostdeutschlands 41, 1993, s. 17–43.

Najważniejsza nowsza literatura naukowa do Jana Parum Schultzego i jego kroniki: R. Olesch, Juglers Lüneburgisch-wendisches Wörterbuch, Köln–Graz 1962, s. 299–309; tenże, Fontes linguae dravaenopolabicae minores et Chronica Venedica J.P. Schultzii, Köln–Graz 1967, s. 111–218 (tekst), 317–331 (komentarz); D. Gerhardt, W. Schulz, Johann Parum Schultze 1677–1740, ein wendländi-scher Bauer und Chronist, Uelzen 1978 (II poszerzone wydanie pod tym samym tytułem, pióra — poza wymienionymi — K. Kowalewskiego i R. Pompla, Lüchow 1989); D. Gerhardt, Polabische Nachlese, Teil I-III, Die Welt der Slaven 22, l (NF l, 1), 1977, s. 57–85; 22, 2 (NF l, 2), 1977, s. 299–313; 23, l (NF 2, 1), 1978, s. 153–175; Teil IV, w: Ars philologica Slavica. Festschrift für Heinrich Kunstmann, München 1988, s. 115–134 (Parum Schultzego dotyczą bezpośrednio cz. II–IV); J. Heydzianka-Pilatowa, Przebieg wynarodowienia Drzewian połabskich w świetle kroniki chłopskiej Jana Parum Schultzego, Rocznik Polskiego Towarzystwa Naukowego na Obczyźnie 22, 1971–1972, Londyn 1973, s. 94–98; B. Szydłowska-Ceglowa, Das Dravänopolabische des 17. und 18. Jhs. als Zeugnis eines untergehenden Slawenstammes, Zeitschrift für Slawistik 32, 1987, 4, s. 606–612.
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: