Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Brzydka królowa - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
27 września 2017
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
Produkt niedostępny.  Może zainteresuje Cię

Brzydka królowa - ebook

Nieurodziwa księżniczka, która została matką królów

Rok 1436. W Wiedniu na świat przychodzi Elżbieta Rakuszanka, córka króla Albrechta II Habsburga i Elżbiety Luksemburskiej. Po śmierci rodziców Elżbieta wraz z rodzeństwem doświadcza surowych warunków życia, a nawet biedy, co nie pozostaje bez wpływu na jej wygląd. Choć dorastająca Elżbieta zdaje sobie sprawę ze swej brzydoty i wie, że ma małe szanse na zamążpójście, marzy o dobrym i czułym mężu.

Los uśmiecha się do niej, gdy na dworze jej brata pojawiają się posłańcy polskiego króla, Kazimierza Jagiellończyka. Wkrótce Elżbieta wyrusza do Krakowa, aby poślubić Kazimierza.

Pomimo braku urody Elżbieta rozkochuje w sobie króla Polski, rodząc mu trzynaścioro dzieci, a dzięki zdolnościom dyplomatycznym osadza kilkoro z nich na tronach europejskich.

Książka przedstawia dzieje wyjątkowej kobiety, która z młodziutkiej nieurodziwej dziewczyny, nieobeznanej z polskim dworem, wyrasta na ukochaną żonę i matkę oraz szanowaną królową.

Kategoria: Romans
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-245-8288-4
Rozmiar pliku: 860 KB

FRAGMENT KSIĄŻKI

Mężowi

Miłość cierpliwa jest, łaskawa jest.

Miłość nie zazdrości, nie szuka poklasku,

nie unosi się pychą; nie dopuszcza się bezwstydu,

nie szuka swego, nie unosi się gniewem, nie pamięta złego;

nie cieszy się z niesprawiedliwości, lecz współweseli się z prawdą.

Wszystko znosi, wszystkiemu wierzy,

we wszystkim pokłada nadzieję, wszystko przetrzyma.

Tak więc trwają wiara, nadzieja, miłość – te trzy:

z nich zaś największa jest miłość.

PANNA

Skulona postać zatrzymała się w pół kroku. Musiała uspokoić oddech i drżące z wysiłku mięśnie. Przebiegła już spory kawałek drogi. Nie była do tego przyzwyczajona, ale sytuacja wymagała pośpiechu. Dla pewności chowała się między rosnącymi przy drodze drzewami. Teraz przywarła do grubego pnia. Ubrana na czarno wtopiła się w jego tło. Tylko bystry obserwator zauważyłby unoszącą się w powietrzu parę, która zdradzała jej obecność. Oddychała szybko, przez otwarte usta. Do płuc dostawało się mroźne powietrze. Nie zważała na ból, który czuła przy każdym głębszym wdechu. Głęboki wdech i wydech. I jeszcze raz. Zerknęła w niebo. Było czyste, bezchmurne, usiane migoczącymi gwiazdami. Takie niebo zwiastowało kolejny chłodny dzień. Marzec roku pańskiego 1440 był niezwykle zimny. Mróz trzymał Królestwo Węgierskie w okowach. Odetchnęła jeszcze dwa razy. Zanim ruszyła dalej, spojrzała za siebie, chociaż przez nieprzeniknioną czerń nocy trudno było cokolwiek dostrzec. Ostrożności nigdy za wiele, pomyślała. Wstrzymała oddech i wytężyła słuch. Oprócz niej na drodze prowadzącej z Wyszehradu do Białogrodu Królewskiego nie było nikogo.

Dotąd wszystko szło zgodnie z planem. Najtrudniejszą jego część miała już za sobą. Skarb, po który przybyła do zamku wyszehradzkiego, przyciskała tak mocno do piersi, że aż zbielały jej palce. Zmęczenie dawało o sobie znać. Ciężkie z niewyspania powieki opadły na oczy. Najchętniej zapadłaby w błogi sen.

Nagle do jej uszu doleciał jakiś odgłos. Marzenie o odpoczynku rozwiało się jak chmura pary ulatująca z jej zmarzniętych, popękanych i bolących warg. Nasłuchiwała. Nie, to nie ludzkie kroki, pomyślała. To woda, która próbowała przedostać się przez grubą warstwę lodu, powodowała to nieprzyjemne trzeszczenie. A więc jest już blisko. Po kilku krokach stanęła nad brzegiem Dunaju. Rzeka wciąż była zamarznięta. Kiedy wczoraj w południe stanęli na przeciwległym brzegu, patrząc na sterczący na wzgórzu gmach zamczyska, zobaczyła ludzi i sanie na lodowej tafli. Sanie i wyładowane sprawunkami wozy sunęły szybko, płynnie, a ludzie szli pewnie i bez bojaźni. Już miała wejść na lód, gdy atak paniki uderzył w nią znienacka. Cofnęła się o kilka kroków i omal nie przewróciła, zawadzając nogą o leżący na ziemi gruby konar. Przycupnęła, podpierając się jedną ręką. Syknęła z bólu, ponieważ pod ciężarem własnego ciała uszkodziła nadgarstek. Zastygła w niewygodnej pozycji. W końcu wstała i znowu zbliżyła się do brzegu, ale nie weszła na lód.

A jeśli został nadwerężony przez ciężkie wozy, sanie i setki przechodzących tędy od miesięcy ludzi?, przemknęło jej przez głowę. Na samą myśl, że mogłaby znowu znaleźć się w lodowatej wodzie, zrobiło jej się niedobrze. Kwaśna zawartość żołądka podeszła do gardła. Zasłoniła usta, z niesmakiem przełykając ślinę. Wróciły niechciane wspomnienia.

Był 1408 rok. Miała zaledwie sześć lat. Jak zawsze, kiedy nadeszły mrozy, a śnieg przykrył świat białym, ulotnym prześcieradłem, ojciec zabierał ją i braci na niewielki staw znajdujący się w pobliżu ich rodowej siedziby. Uwielbiała te niezapowiedziane wypady. Ojciec nigdy nie mówił, który to będzie dzień. To była niespodzianka, na którą wszyscy czekali z niecierpliwością.

– A jutro? Ojcze, czy pójdziemy tam jutro? – Patrzyła na surową twarz rodzica i starała się odgadnąć jego myśli. Bracia stali z tyłu, poszturchując się nawzajem. Oni też nie mogli się doczekać wspólnej eskapady.

– Idźcie spać! – Ojciec wstał z głębokiego fotela. Jego rosła postać wypełniła izbę. – Nic wam nie powiem, bo nie zaśniecie. No, już! Do łóżek! Chyba nie chcecie, żebym użył rózgi? – Mówił głośno i poważnie, ale na jego ustach igrał uśmiech.

– Jutro! Pójdziemy jutro! – pokrzykując, ruszyli pędem do komnat, popychając się wzajemnie.

Helena uwielbiała zimę z jeszcze jednego powodu. Spędzali wówczas z ojcem trochę więcej czasu. Już wtedy potrafiła docenić te krótkie chwile, które mieli dla siebie.

W końcu nadszedł wyczekiwany dzień. Dzień wyprawy. Całą drogę trzymała ojca za rękę. Kiedy weszli na zamarznięty staw, chwyciła go mocniej. Najpierw szli powoli, balansując ciałem, żeby nie upaść. A potem ojciec zaczął biec, ciągnąc ją za sobą. Trzewiki ślizgały się po lodzie, wywołując na jej twarzy szeroki uśmiech. Chichotała głośno, prosząc go, żeby biegł jeszcze szybciej. Ile sił w nogach. Jej perlisty dziecięcy śmiech niósł się daleko, ponad drzewami, których pozbawione liści gałęzie siłowały się z oblepiającym je śniegiem. Bawili się tak godzinami, aż nie czuła nóg. Ojciec sadzał ją wtedy na szerokich ramionach, a ona opierała podbródek o czubek jego głowy. Ze śpiewem na ustach wracali do domu, obszczekiwani przez biegające psy i poganiani przez jej starszych braci. Kiedy przechodzili pod gałęziami drzew, ciągnęła za ich końce. Biały puch obsypywał wszystkich, wpadając za kołnierze. Wpatrywała się w migoczące płatki, które opadały na głowę ojca, osiadając na poprzetykanych siwizną czarnych, lekko kręconych włosach. Cudowne gwiazdeczki srebrzyły się jak gwiazdy na niebie. Jedna niepodobna do drugiej. Były niczym miniaturowe koronki, zbyt delikatne, aby przetrwać dłużej niż mgnienie oka.

mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: