Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Cała w fiołkach - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
18 kwietnia 2018
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
Produkt niedostępny.  Może zainteresuje Cię

Cała w fiołkach - ebook

Co trzeba zrobić, by zakochać się… na dłużej?

Agata cierpi na zbytnią kochliwość. Jej dotychczasowe związki z mężczyznami były wprawdzie pełne pasji, ale krótkotrwałe. Zdaje sobie sprawę, że metryka nie kłamie, dlatego postanawia skorzystać z „fachowej” pomocy, by tym razem zakochać się na całe życie i założyć rodzinę.

Za namową przyjaciół wybiera się więc do wróżki. Jej przepowiednie są jednak mgliste i niesatysfakcjonujące. Bo co to za wróżba, która mówi, że jej wybranek będzie chodził zimą bez szalika!?

Wzburzona i załamana, decyduje się na desperacki krok. Idzie po radę do psychologa. Z początku zniecierpliwiona i zrezygnowana, po kilku sesjach zaczyna wierzyć, że mogą jej pomóc. Za namową terapeuty postanawia naprawić relacje z matką, która zostawiła ją i jej ojca, kiedy Agata miała 15 lat. Spotkanie po latach będzie obfitowało w emocje, a na jaw wyjdą sekrety, które przemeblują jej dotychczasowe życie.

Cała w fiołkach to przewrotna i zaskakująca opowieść o kobiecie, która żeby pokochać, musi najpierw odnaleźć samą siebie.

 

 

Kategoria: Obyczajowe
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-7976-906-3
Rozmiar pliku: 1,6 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

— Usiądź sobie, kochana — zaskrzypiała wróżka, wskazując mi miejsce przy niewielkim okrągłym stoliku. — Jesteś zdenerwowana. Niepotrzebnie.

„Nie jestem zdenerwowana, tylko nie wiem, co tu robię”, chciałam powiedzieć. „Nie wierzę, że ma mi pani cokolwiek ciekawego do powiedzenia. I już zdążyłam zapomnieć, co mi właściwie strzeliło do głowy, żeby tu przyjść”.

— Nawet jeśli nie wierzysz w przepowiednie, czasem warto po prostu porozmawiać — rzekła gospodyni, przyprawiając mnie o dreszcze, bo przez chwilę miałam wrażenie, że czyta w moich myślach.

Dopiero po paru sekundach dotarło do mnie, że zapewne mówi to wszystkim klientom. Sprawdza się — tak obstawiałam — w osiemdziesięciu procentach. Pozostałe dwadzieścia, czyli ci, którzy wierzą we wróżby, z pewnością natychmiast gorliwie zaprzeczają. Ja nie zaprzeczyłam, ale także nie potwierdziłam. Po prostu przysiadłam na niewygodnym krzesełku przy stole nakrytym czarnym koronkowym obrusem. Nijak mi ta koronka nie pasowała do pseudohinduskiej chusty na głowie wróżki, nie mówiąc już o cygańskiej spódnicy w kwiaty, którą dopiero teraz zauważyłam. Jednym słowem, panował tu czysty eklektyzm.

Kobieta usiadła naprzeciwko i przez dłuższą chwilę po prostu patrzyła na mnie badawczo, co wprawiło mnie w okropne zakłopotanie. Odnosiłam wrażenie, że mam wypisane na twarzy wszystkie najskrytsze myśli i że Wróżka Grubiak je bez trudu odczytuje. (Doskonale wiedziałam, że litera W na jej wizytówce musi oznaczać na przykład Wandę albo Wiolettę, nic nie mogłam jednak poradzić na to, że wdrukowała mi się w umysł jako Wróżka Grubiak).

Postanowiłam się jak najmniej odzywać, żeby nie zdołała ze mnie wyciągnąć żadnych informacji na mój temat. To ona ma mówić, za to właśnie zapłacę jej tę nieszczęsną stówę.

— Zacznijmy od tego, że obowiązują pewne zasady — rzekła po chwili. — A właściwie jedna. Brzmi ona tak: wolno ci rozmawiać o wszystkim, co ode mnie usłyszałaś, z wyjątkiem tego, czego dowiesz się o swojej śmierci.

— O śmierci? — Wybałuszyłam oczy. — Co pani za głupoty opowiada! Ja mam dopiero trzydzieś…

— Umiera się w każdym wieku, przez cały czas — przerwała mi spokojnie Wróżka Grubiak. — Umierasz powolutku już od chwili narodzin. A ja potrafię ci powiedzieć, kiedy konkretnie pożegnasz się z tym światem.

— Ale ja wcale nie chcę wiedzieć! Nie życzę sobie wiedzieć!

— Oczywiście. Wydaje ci się, że nie chcesz. Tylko że zanim stąd wyjdziesz, zechcesz. Zapytasz.

Pokręciłam głową. Miałam zamiar uciec, podniosłam się nawet, ale wróżka wykonała dziwny ruch ręką — dziwny dlatego, że była w nim jakaś ukryta siła. A ja, zupełnie jakbym została zahipnotyzowana, nie byłam w stanie się przeciwstawić; usiałam i milczałam, patrząc na panią Grubiak.

— Szukasz czegoś — powiedziała. — Albo kogoś.

„Niezwykle odkrywcze”, pomyślałam, resztką woli przywołując skąpe zasoby ironii, jakie jeszcze miałam w zanadrzu. Przecież zapewne nie przychodzą do niej ludzie, którzy właśnie kogoś lub coś znaleźli.

— Daj mi rękę — poprosiła, a ja posłusznie wyciągnęłam dłoń.

Pogładziła ją po wierzchu, każdą kostkę, lekko wystające żyłki i ścięgna; wbrew temu, czego bym się po sobie spodziewała, nie było to dla mnie niemiłe. Trochę jakbym siedziała u kosmetyczki, która wklepuje mi krem po manicurze.

— Bardzo chcesz już dotrzeć do bezpiecznego portu, zakotwiczyć się — usłyszałam. Wróżka odwróciła moją dłoń i powiodła palcem po liniach wyrysowanych w jej wnętrzu. — Ale nie możesz; nie uda ci się to, kochanie, dopóki nie załatwisz tych kilku spraw z przeszłości. Musisz wyprostować swoje ścieżki.

Wpatrywałam się w nią jak, nie przymierzając, sroka w gnat. Po pierwsze, okropnie mieszała metafory. Najpierw marynistyczne, teraz znów turystyczne. Porty i ścieżki? A po drugie, miałam to niby zapisane na ręce?

— Skąd pani może wiedzieć o moich sprawach z przeszłości? — zapytałam i dopiero w tym momencie zdałam sobie sprawę, jak bardzo jestem spięta, niby przed jakimś egzaminem. — Jakim cudem? Przecież nigdy z nikim o tym nie rozmawiałam. Zresztą to nie ja muszę pozałatwiać sprawy z przeszłości, to nie ja odeszłam od rodziny, tylko moja mama. Ja natomiast zrobiłam jedyną przyzwoitą rzecz w tej sytuacji: po prostu zostałam z ojcem! Więc niby co ja miałabym załatwiać?! Nie będę prostować cudzych ścieżek, nie ja je poplątałam.

I rozpłakałam się z nerwów, świadoma, że właśnie zrobiłam to, na co ona, zdaje się, liczyła od początku: powiedziałam jej coś o sobie. Wróżka patrzyła na mnie w milczeniu, a potem puściła moją rękę i wstała, by podać mi papierowe ręczniki, które stały na niewielkiej komódce. Zapewne były niezbędnym sprzętem w jej pracy.

— Nie ty poplątałaś ścieżki, to prawda, ale przecież właś­nie ty nimi wędrujesz, takimi zagmatwanymi — powiedziała w końcu, kiedy osuszyłam policzki i wydmuchałam nos. — Nie widzisz tego? Idziesz krętymi drogami, które ktoś inny wytyczył. To jest pójście na łatwiznę. Może pora wydeptać własny szlak?

— No dobrze — odparłam, bo to wszystko zaczęło mnie irytować w najwyższym stopniu. — Wydepczę. A pani niech mi powie, od czego zacząć.

Po co ja tu przyszłam?! Przecież ta „wróżka” rzucała takimi ogólnikami, że równie dobrze te jej mądrości można było odnieść do kogokolwiek! A ja chciałam usłyszeć coś o sobie — i nie to „coś”, co sama, jak ostatnia kretynka, jej powiem. Chciałam, żeby okazała się prawdziwą wróżką. Albo ewentualnie żeby się właśnie nie okazała i żeby udało mi się ją zdemaskować.

— Zacznij od pogodzenia się z matką, w ten sposób zawrzesz pokój także ze sobą. Potem po prostu zastanów się, czego chcesz, i powoli zrealizuj swoje pragnienia. Krok po kroku.

— I tyle? To jest pani wizja na temat mojej przyszłości? — Nie kryłam rozczarowania. — A mężczyzna? Coś odnośnie do mojego… mojego życia osobistego… — plątałam się, bo nie chciałam jej podpowiedzieć, że chodzi mi o dziecko.

Zamknęła oczy i przez chwilę wydawała się podobna do rzeźby z brązu. Chyba oprócz innych życiowych przyjemności nadużywała też solarium.

— Wizja? Miewam wiele wizji. Ale bardzo trudno jest odróżnić, które z nich to przyszłość, a które pochodzą z przeszłości, marzeń, lęków albo ze snów. Zwykle potrafię dostrzec dwie alternatywne wersje. Tym razem także. Jedna, ta mniej wyraźna, bardziej odległa, ale jaśniejsza, może się ziścić tylko wtedy, gdy zboczysz z drogi, wyznaczysz sobie własną. Widzę tam jakiegoś mężczyznę, to prawda. Mówiąc szczerze, widzę ich przy tobie wielu. Ale jeden z nich jest bardzo blisko ciebie, bliżej niż pozostali.

— Niech mi pani coś o nim powie!

— Nie mogę, kochana. Jest zamazany, jakby za mgłą. Oni zawsze są za mgłą. Tak zimno, a on nie nosi szalika.

— A ja? Jestem tam, w tej wizji? Jak wyglądam?

Chciałam usłyszeć, że mam okrągły brzuszek albo nawet dziecko w objęciach. Nie przeszkadzało mi, że nie wierzyłam w całe to jasnowidzenie. Tak bardzo pragnęłam, żeby przepowiedziała mi macierzyństwo.

— Fiołki, to chyba fiołki — powiedziała wróżka i śmiesznie pociągnęła nosem, jakby poczuła ich zapach. — Cała w fiołkach. Robisz zdjęcia. Chyba kwiatom. Albo komuś niskiemu, tuż przy ziemi. Może jakiemuś dziecku.

Ale choć pytałam, prosiłam i zaklinałam, nie umiała albo nie chciała mi powiedzieć, czy to chłopiec, czy dziewczynka, czy to moje dziecko i czy jestem w tej wizji szczęśliwa.

— Nie rozumiesz, kochanie — tłumaczyła mi cierpliwie. — To, co udało mi się zobaczyć, to tylko jeden z możliwych scenariuszy. Przyszłość nie istnieje w określonym kształcie, ona się dopiero tworzy. Wyobraź sobie dwie leśne polanki: jedna z nich jest pogrążona w cieniu, druga zalana słońcem. Jeżeli powędrujesz dalej najkrótszą drogą, najłatwiejszą, nie dotrzesz do słonecznej polany. Nie będzie mężczyzny bez szalika ani tych fiołków. Stanie się za to coś zupełnie innego. Twoja dróżka powiedzie cię wprost na polanę znajdująca się w cieniu. Tam będzie czekała twoja śmierć.

— Przecież umrę tak czy owak — powiedziałam filozoficznie. — Sama pani mówiła, że umieramy cały czas. Na końcu każdej drogi czeka nas śmierć.

— Ale nie tak prędko. Ja widzę tę cienistą łąkę już bardzo niedaleko. I teraz tylko od ciebie będzie zależało, czy ta wizja się ziści. Jeżeli zmienisz coś w swoim życiu, zmienisz także tę wizję.

— Czyli według pani ile czasu mi zostało? — zapytałam w końcu, bo po prostu nie mogłam się powstrzymać. — Niby kiedy miałabym umrzeć według tej… ciemniejszej wersji?

Wróżka jeszcze raz sięgnęła po moją rękę. Umieściła ją płasko między swoimi dłońmi i zamknęła oczy.

— Sześć lat — orzekła. — Masz jeszcze sześć lat. To będzie coś nagłego. Albo szybko postępująca choroba, albo wypadek.

Prawie krzyknęłam, wyrywając dłoń z jej rąk. Bzdury! Przecież nie zdążę! Muszę wyjść za mąż! Zresztą do diabła z zamążpójściem — muszę zostać matką! Ale urodzić dziecko tylko po to, by je osierocić w dzieciństwie?!

— Oto, co się stanie, jeśli będziesz bezmyślnie wędrować wytyczoną ścieżką — dodała jeszcze Wróżka Grubiak. — Od ciebie zależy, czy zmienisz ponurą wizję, czy pozwolisz jej się spełnić. Już ci mówiłam, powinnaś pójść inną drogą, może na przełaj, a może właśnie naokoło. Próbuj szukać nowych tras. Jeśli się dobrze przyjrzysz, zauważysz, że od każdego głównego traktu odchodzą w bok niepozorne ścieżynki. Często są to trudne szlaki, wysokogórskie. Ale właśnie idąc nimi, znajdziesz się w zupełnie innym miejscu niż ci, którzy poszli prosto. I zazwyczaj jest to znacznie piękniejsze miejsce.

Wróciłam do domu wystraszona, rozczarowana i zła jak osa. Był październikowy wieczór. Oczywiście wcześniej, niż bym chciała, zrobiło się ciemno i bardzo zimno, a ja nie miałam rękawiczek, więc łapska prawie mi odpadły. „Trzeba będzie przesiąść się z roweru do samochodu”, pomyślałam. Pedałując zawzięcie ulicami Bydgoszczy, starałam się nie oglądać za wszystkimi mijanymi facetami bez szalików. Zwłaszcza że mimo jesiennego chłodu, obiektywnie rzecz biorąc, to jeszcze nie był sezon na szaliki.

Tata próbował wypytywać, o co chodzi, czy to znowu sprawy sercowe, ale rozdrażnił mnie tym pytaniem jeszcze bardziej. Zamknęłam się w pokoju, poklęłam chwilę pod nosem, po czym zadzwoniłam do Igi.

— Po co ja do niej poszłam? Bez sensu wydałam stówę — oznajmiłam z udawaną pretensją w głosie.

— No, wal śmiało — odparła; od razu się domyśliła, że muszę to po prostu z siebie wyrzucić.

— Nic konkretnego mi nie powiedziała, rozumiesz? Myślałam, że usłyszę jakiś konkret. A ona mi jakieś dyrdymały sadzi, że wyprostować ścieżki, że wydeptać własne szlaki, zawrzeć pokój ze sobą. Cała w fiołkach i on nie nosi szalika, też coś! — prychałam i syczałam jak rozeźlona kotka.

— Zaraz, Agata. Mów po kolei, bo mi się kręci w głowie.

Sama tego chciała. Opowiedziałam po kolei, nie skąpiąc, oczywiście, własnych komentarzy. Pominęłam tylko te głupie teksty o śmierci. Po pierwsze dlatego, że nie wierzyłam w nie ani trochę, a po drugie, bo wróżka zabroniła o tym rozmawiać.

— Nie wiem, czego ja się właściwie spodziewałam — podsumowałam.

— Pewnie tego, że babina ci powie: szukaj bruneta wieczorową porą, będzie miał goździk w klapie i odezwie się tymi słowy: „Najlepsze kasztany są na placu Pitagorasa”, a wtedy będziesz miała pewność, że to na pewno on; pokochacie się i będziecie szczęśliwi, sukienkę ślubną kup kremową, a w maju urodzą wam się bliźniaki, więc od razu załatw podwójny wózek.

— Nie Pitagorasa, tylko Pigalle — poprawiłam cierpliwie. — A poza tym wiem przecież, że nie mogła mi dać takich wskazówek.

— Nie mogła — zgodziła się Iga. — Bo wtedy nie dałabyś szansy żadnemu blondynowi ani rudemu. Albo na przykład takiemu, co będzie miał w klapie różę.

— Nabijasz się ze mnie, a ja mam poważny problem.

W słuchawce zapadła cisza.

— Jaki ty niby masz problem? — zapytała po chwili moja przyjaciółka zupełnie innym tonem.

— Taki, że nie chcę się już zakochiwać — powiedziałam żałośnie. — Nie chcę. To znaczy właśnie chcę, ale tak raz a dobrze. Co jest ze mną nie tak, dlaczego jestem wybrakowana? Dlaczego nie potrafię nikogo przy sobie zatrzymać? I dlaczego nic mnie nie cieszy? Moje życie stało się puste. Nie budzę się już z radością, jak dawniej. Teraz każdy dzień zaczynam od starań, żeby się nie rozbeczeć.

Iga milczała przez chwilę, po czym odezwała się podejrzanie wilgotnym głosem:

— Przyjechać?

— Nie, gdzież tam. Jesteś w ciąży, nie będę cię ciągała po nocach.

— Zwariowałaś? Do nocy jeszcze daleko.

— Tak czy owak, jesteś w ciąży, niezależnie od pory dnia.

— Ciąża to nie kalectwo. Tylko powiedz, że chcesz pogadać, a przyjadę.

— Nie, Iguś. Nie potrzebuję pogadać. To znaczy… przecież właśnie gadamy.

— A co, jeśli masz depresję? Może powinnaś porozmawiać z kimś, no wiesz, profesjonalnie?

— Co masz na myśli?

— No nie wiem, psycholog jakiś? Psychoterapeuta?

Zamyśliłam się. Może to nie był taki głupi pomysł. Wróżka, owszem, była niezbyt mądrym pomysłem, teraz już wiedziałam to na pewno, ale specjalista od popaprańców emocjonalnych? Kto wie, może pomógłby mi rozwiązać zagadkę moich nietrwałych związków. I wyprostować te ścieżki, o których mówiła Wróżka Grubiak. A wtedy jej ponura wizja się nie ziści i nie umrę za sześć lat, zdążę ze wszystkim, co sobie w życiu wymarzyłam.

— Chyba masz rację — zakończyłam. — Jutro się rozejrzę. Wyguglam sobie i umówię się na spotkanie.

— Ja mogę zapytać Wojtka. Po rozwodzie przez jakiś czas chodził do psychologa…

— Wiesz co? — przerwałam jej. — Postaram się znaleźć coś sama. Jeśli mi się nie uda, zwrócimy się do twojego Wojtka. Tymczasem przestań się martwić moimi wydumanymi problemami, pogłaskaj dzidziusia i śpij dobrze.

— Srata tata, dzidziusia. Nie ma jeszcze dzidziusia. Na razie jestem ja — odparła Iga z urazą. — Wszyscy mnie traktują jak inkubator. Liczy się tylko zawartość. Ja mam dobrze działać, nie zepsuć się, broń Boże, i tyle.

— Kto cię tak traktuje?! — oburzyłam się.

— Mama. I Wojtek. A teraz ty.

— Coś ty, przestań się wygłupiać! — zaprotestowałam.

Co też jej przyszło do głowy?

— Dobrze, nie kłóćmy się. Tymczasem szukaj tego psychologa. — Nagle zmieniła ton. Nie nadążałam za jej wahaniami nastroju. — Pa, idę do wanny, bo Wojtek mi zrobił kąpiel z pianką.

Rozłączyła się. Westchnęłam, próbując wyobrazić sobie, jak by to było, gdyby ktoś dbał o mnie tak, jak Wojtek dbał o moją przyjaciółkę. Gdyby wszyscy piali nade mną z zachwytu, że noszę pod sercem maleństwo. Że jestem inkubatorem. I przede wszystkim — gdybym nosiła je naprawdę.
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: