Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Chała - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
22 marca 2018
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
Produkt niedostępny.  Może zainteresuje Cię

Chała - ebook

Za chwilę Feliks stanie się częścią Ciebie.

Chała jest z pozoru zabawną opowiastką o perypetiach niespełnionego pisarza Feliksa, któremu ciągle brakuje natchnienia i odpowiednich warunków do pracy twórczej. Zmęczony wykładowca, cyniczny humanista szuka inspiracji z dala od dużego miasta, niestety i tu jego kartki nadal pozostają puste. Bohater świadomie śmieszy i zawstydza czytelnika, wchodzi z nim w dialog. Choć bardzo chce, nie może nic napisać. Wreszcie decyduje się popełnić zbrodnię…
Książka opowiada o indywidualnych doświadczeniach twórczych pisarza, skłania do refleksji nad istotą literatury i jej oddziaływaniem na życie, zniewala czytelnika, bawi się z nim. Zaskakuje przemyślaną kompozycją i nieszablonową oprawą graficzną – by naprawdę stać się chałą.


Muszę napisać książkę!
Rzeczy piętrzą się jak brudne gary w zlewie. Skąd tego tutaj tyle!? Tabula rasa!
Maszyna do pisania nadal stała w kącie i straszyła. Chłopka pewnie nadal siedziała u studenta i dawała mu obmacywać swoje dłonie – albo gorzej. On nadal miał ten spadek, a muczące matrony nadal wzbudzały odrazę. Materia była tam jak ciecz: ledwie palucha w niej zanurzyć, a już drży cała jej powierzchnia.
Postanowiłem czekać i umilić sobie to czekanie rozmyślaniami o pięknej nieznajomej i planowaniem morderstwa.
Kategoria: Obyczajowe
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-8083-784-3
Rozmiar pliku: 2,4 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

Od autora

Chcę napisać książkę.

Gdy wyjeżdżałem z Krakowa, zostawiłem za sobą wszystko, co mogłoby mi w tym przeszkodzić:

– dwa doktoraty, które przypłaciłem dwoma rozwodami,

– urągających studentów, których skazałem na wrześniowe poprawki,

– moją, trzecią już, urągającą żonę, którą wykańcza moje oddanie pracy,

– moją przeszło trzydziestoletnią karierę naukową, na którą składają się niezliczone publikacje, delegacje, wykłady, warsztaty, kursy i Bóg jeden wie, co jeszcze.

Ach, gdy tak teraz patrzę na to tak zwane wszystko, spisawszy to, nieubłaganie dociera do mnie świadomość, że całe moje życie marnowałem czas. To, co było dla mnie najważniejsze, ciągle odkładałem na później. Ale koniec z tym!

Pragnę, by mój umysł był niczym niezmącony. Pragnę wyzbyć się tego, co mnie skaziło, i dosięgnąć mojego prawdziwego ja. Tabula rasa. By sobie to ułatwić, postawiłem na prostotę: w ośrodku, w którym spędzę najbliższy miesiąc, zajmuję skromny pokój, nie większy od izby Marcina Lutra w Wartburgu. Skromne drewniane łóżko, skromna drewniana szafa, skromne drewniane biurko, przy którym właśnie siedzę, opierając się o twarde oparcie skromnego drewnianego krzesła. Okno z widokiem na jedyną polną drogę (właśnie przejeżdża nią samochód). Nie dopuszczę do tego, by cokolwiek mnie rozproszyło.Część pierwsza

1

Nazywam się Feliks Feliks.

Jeszcze zanim wyszedłem z mieszkania, zdążyłem pokłócić się z M. – moją, trzecią już, żoną.

– Mógłbyś mi powiedzieć, co ty właściwie robisz?

– Pakuję się. Wyjeżdżam.

– Dokąd?

– Uciekam.

– Od czego?

– Od wszystkiego.

Podczas gdy ona szykowała mi kanapki, ja pindrzyłem się przed lustrem. Bo musisz wiedzieć, Drogi Czytelniku, że ogromną uwagę przywiązuję do wyglądu. Jestem próżny, krótko mówiąc.

– Czy ja też jestem wszystko? – zapytała smutnym, zdecydowanie zbyt dziewczęcym głosem.

– Nie, kochanie. Będę pisał. Pa – i przytuliłem jej głowę do mojej piersi, i ucałowałem ją w czoło, i przechwyciwszy z jej dłoni kanapki, wyszedłem.

Miałem prawie czterdzieści minut do odjazdu busu. Szedłem powoli. Bulgotał we mnie mocno gazowany koktajl nostalgii i obrzydzenia.

Niecałe cztery godziny później byłem już tutaj.

Wyszedłem z busu, rozejrzałem się i pomyślałem: Piękna okolica! Jak cicho i kojąco. Trawy, pola, wzgórza! Nawet słońce jakby inaczej świeci. I powietrze takie – lekkie. I ruszyłem w kierunku ośrodka, który jawił się gdzieś na horyzoncie.

2

Idąc w stronę ośrodka, miałem okazję zażyć wielu pięknych i – przede wszystkim – nowych zjawisk. (Pomyślałem, że to na pewno zwiększy moją kreatywność). Chociażby wszechobecność krów i ich muczenia. Muuu-muuu.

Byłem już pod samym ośrodkiem, gdy zaczynało się ściemniać. Przystanąłem, rozejrzałem się i zmiarkowałem, że nadal otaczają mnie krowy. Jedynie muczenie (muuu-muuu) zastąpił taki jazgot parszywy.

– Czy pan Feliks Feniks? – wymuczała jedna z nich.

– Feliks.

– No, Feniks. Muszę pana odhaczyć.

– Dobrze trafiłem?

– Tak. Jest pan ostatnim gościem. To kluczyk dla pana. Proszę wejść już do środka.

Wszedłem do środka ośrodka.

Po wszystkich komnatach, korytarzach, lufcikach, przesmykach, kantach i kątach pałętały się te same krowy. Chociaż nie, przyjrzałem się im i szybko dostrzegłem w nich okazy w najwyższej fazie rozwoju: ostateczna transmutacja nadopiekuńczej matki Polki. Były to spęczniałe, upadłe matrony z ogromnymi zapadniętymi piersiami i polikami pokrytymi brodawkami.

Owładnięty przerażeniem spojrzałem na mój numerek i runąłem do mojego pokoju.

3

Nie kryję zadowolenia z faktu, iż tutejszy personel prezentuje się niekorzystnie. W takich warunkach nawet kobiety nie będą w stanie mnie rozproszyć w czasie pisania. Bo musisz wiedzieć, Drogi Czytelniku, że to właśnie kobiety były zawsze numerem jeden w rozpraszaniu Feniksa. Przepraszam, Feliksa.

Mój dialog z żoną, który przytoczyłem rozdział temu, wyglądał trochę inaczej:

– Mógłbyś mi powiedzieć, co ty właściwie robisz?

– Pakuję się.

– Odchodzisz?

– Nie. Wyjeżdżam.

– Dokąd?

– Taka wieś pod Krakowem.

– Czego tam będziesz szukać?

Chciałem tu przyjechać, gdyż potrzebowałem spokoju w czasie pisania. Ona nie mogła mi go dać. A ja nie mogłem jej o tym powiedzieć.

– Inspiracji.

– Nie możesz choć na moment przestać pracować?

– W tym mieście nie umiem.

– Potrzebujesz zmiany? Znudziłam ci się? – wypluła ze swojego, najbardziej w tej chwili wilgotnego, otworu romantycznego.

– Nie, nie znudziłaś mi się! W życiu!

Przytuliłem ją naprawdę mocno.

– Uciekam – wyszeptałem jej do ucha.

Niemal zawisła na moich plecach. Naprawdę głęboko wbiła we mnie swoje piękne, długie palce.

– Zrobię ci kanapki.

Pisząc pindrzyłem się przed lustrem, miałem na myśli golenie szyi. M. uwielbiała dotykać i wąchać moją gładką, pachnącą pianką do golenia i wyperfumowaną szyję. Nigdy nie potrafiła się jej oprzeć. Gdy wróciła – z kanapkami – oparła się na niej.

– Ode mnie też uciekasz? – wymamrotała, rozchylając nozdrza, by nasycić się ulubionym zapachem, a następnie poporcjować i zmagazynować go w nieskończenie pojemnym spichlerzu mózgu. Na czarną godzinę tęsknoty. Czułem, że sznur jej ramion niebezpiecznie zacieśnia się na mojej śliskiej szyi. Bo widzisz, Drogi Czytelniku, kochałem ją, ale ona kochała mnie bardziej.

– Nie, kochanie. Będę pisał. Pa.

Po tej rozmowie byłem kompletnie zdruzgotany.

Idąc przez Planty, rozmyślałem. Jeżeli rzeczywiście każdemu z nas jest ktoś pisany, to M. była miłością mojego życia. Gdy na nią patrzę, samoistny ogień płonie w moich kościach; jak ten, który rozrywał moje ciało, gdy miałem właśnie 20 lat, i który bez przerwy pchał mnie ku namiętnościom. Gdy na nią patrzę, wypełniają mnie najdonioślejsze z uczuć; jak wtedy, gdy słucham muzyki. I to właśnie ja sprawiłem, że płakała. Te jej śliczne, smutne oczy. Nadal je widzę. A to przecież córka mojej studentki. Studentka zaś była moją żoną.

Tak więc już w drugim rozdziale Cię okłamuję, ale sam widzisz, Drogi Czytelniku, że samo wspomnienie kobiet wywraca moją narrację do góry nogami. Teraz rozumiesz, dlaczego na najbliższy miesiąc rozstałem się z M. Skoro mam być niczym nieskażony, skoro mam dosięgnąć mojego prawdziwego ja, w końcu skoro tabula rasa, to tabula rasa.

Przejdźmy do rozdziału czwartego.

5

Do twarzy im było z tymi widłami, gdy tak patrzyłem na nich, płonąc na stosie.

Koniec części pierwszej
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: