Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Chrząszcz i jego chłopiec - ebook

Wydawnictwo:
Tłumacz:
Data wydania:
12 października 2016
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
Produkt niedostępny.  Może zainteresuje Cię

Chrząszcz i jego chłopiec - ebook

Chłopiec i jego chrząszcz – czyli historia niezwykłej przyjaźni z mroczną tajemnicą w tle.

Darkus jest załamany. Jego tata zaginął, a naprzeciwko wprowadzili się wyjątkowo paskudni sąsiedzi. I wtedy pojawia się Baxter – chrząszcz, który zaprzyjaźnia się z chłopcem. Ale czy razem będą potrafili rozwiązać sprawę zniknięcia taty, szczególnie jeśli zamieszana jest okrutna Lucretia Cutter i jej obsesja na punkcie owadziej biżuterii? Góra z filiżanek do kawy, która jest domem dla milionów owadów może naprowadzić Darkusa i Baxtera na odpowiedź – o ile odważą się ją poznać…

Kategoria: Dla dzieci
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-280-3352-8
Rozmiar pliku: 4,4 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

Rozdział 1 Tajemnicze zniknięcie doktora Bartholomew Cuttle’a

Doktor Bartholomew Cuttle nie był typem człowieka, który tajemniczo znika. Był typem człowieka, który przy kolacji czyta wielkie, stare księgi i któremu jajko sadzone grzęźnie w brodzie. Był typem człowieka, który zawsze gubi klucze i nigdy nie ma przy sobie parasola, gdy pada. Był typem ojca, który może spóźnić się po ciebie do szkoły pięć minut, ale zawsze przyjdzie. Przede wszystkim Darkus wiedział, że jego tata nie był kimś, kto porzuciłby swego trzynastoletniego syna.

W protokole policyjnym stwierdzono, że 27 września był zwyczajnym wtorkiem. Doktor Bartholomew Cuttle, czterdziestoośmioletni wdowiec, odprowadził syna, Darkusa Cuttle’a, do szkoły, a potem pojechał do Muzeum Historii Naturalnej, gdzie pracował jako dyrektor do spraw naukowych. O dziewiątej trzydzieści przywitał się z sekretarką Margaret, poranek spędził na zebraniach służbowych, a o trzynastej zjadł lunch z byłym kolegą z pracy, doktorem Andrew Appleyardem. Po południu, jak to miał w zwyczaju, udał się do magazynów ze zbiorami, zatrzymując się po drodze przy ekspresie do kawy, gdzie napełnił kubek. Wymienił uprzejmości ze strażnikiem Eddiem, który tego dnia miał dyżur, przeszedł korytarzem do magazynów w podziemiu i zamknął się w jednej z sal entomologicznych.

Wieczorem, kiedy nie wrócił do domu, Darkus zawiadomił sąsiadów, ci zaś wezwali policję.

Gdy policjanci przyjechali do muzeum, sala, do której wszedł doktor Cuttle, okazała się zamknięta od środka. Bali się, że miał zawał albo wypadek, więc przynieśli stalowy taran i wyważyli drzwi.

Pomieszczenie było puste.

Na stole, obok mikroskopu i kupki papierów, stał kubek lodowatej kawy. Kilka szuflad z chrząszczami było wysuniętych, ale doktora Bartholomew Cuttle’a – ani śladu.

Zniknął.

Magazyn nie miał okien ani drzwi oprócz tych, przez które wszedł doktor Cuttle. To szczelne pomieszczenie z kontrolowaną atmosferą.

Zagadka zniknięcia naukowca trafiła na pierwsze strony wszystkich gazet. Niewyjaśniona tajemnica doprowadzała dziennikarzy do szału, bo nikt nie potrafił wytłumaczyć, jak doktor Cuttle wydostał się z podziemi muzeum.

NAUKOWIEC ZNIKNĄŁ! – krzyczały nagłówki.

POLICJA ZBITA Z PANTAŁYKU! – wołały gazety.

OSIEROCONY CHŁOPIEC W DOMU DZIECKA! – donosiły. TRWAJĄ POSZUKIWANIA JEDYNEGO ŻYJĄCEGO KREWNEGO, SŁYNNEGO ARCHEOLOGA MAXIMILIANA CUTTLE’A.

A nazajutrz: ARCHEOLOG ZAGINĄŁ NA PUSTYNI SYNAJ!

CHŁOPIEC ZOSTAŁ SAM! – lamentowały.

Przed domem dziecka dziennikarze zatrzymywali Darkusa na ulicy, robili zdjęcia i wykrzykiwali pytania:

– Darkusie, czy masz wiadomości od taty?

– Darkusie, czy twój ojciec uciekł?

– Darkusie, czy twój tata nie żyje?

Pięć lat wcześniej, kiedy zmarła jego mama, Darkus zamknął się w sobie. Przestał wychodzić z domu, żeby bawić się z kolegami, i nikogo nie zapraszał do siebie. Jego mamę, Esme Cuttle, zabrało nagłe zapalenie płuc. Wstrząs był straszliwy. Ojca ogarnęła rozpacz. Zdarzały się dni – Darkus nazywał je czarnymi dniami – kiedy tata leżał w łóżku ze wzrokiem wbitym w ścianę, nie odzywał się, a łzy ciekły mu po policzkach. W najgorsze z czarnych dni Darkus przynosił herbatę i ciasteczka, siadał obok niego i czytał. Było mu podwójnie trudno, bo stracił mamę, a ojciec cały czas był taki smutny. Musiał nauczyć się radzić sobie sam. W szkole ze wszystkimi się dogadywał, ale nie miał przyjaciół. Trzymał się na uboczu. Inne dzieci by go nie zrozumiały, zresztą nie wiedział, czy umiałby im to wytłumaczyć. Jedyne, co się liczyło, to opiekować się tatą i pomóc mu znowu być szczęśliwym.

Wreszcie, po czterech latach od śmierci mamy, czarne dni zdarzały się coraz rzadziej i Darkus patrzył z ostrożną radością, jak ojciec budzi się z długiego, smutnego snu. Znów stał się normalnym tatą, w niedzielę grał w piłkę, uśmiechał się do Darkusa przy śniadaniu i śmiał się z jego niesfornych włosów.

Nie, Darkus był pewien, że tata nie miał skłonności samobójczych, nie uciekł ani nie prowadził podwójnego życia. W tym skarbcu musiało się wydarzyć coś innego. Ze strachu skręcało go w trzewiach, bo nie mógł sobie wyobrazić, co to mogło być. Dlatego kiedy dziennikarze zadawali mu te głupie pytania, wsadzał ręce do kieszeni, spoglądał spode łba na ich notesy i odmawiał odpowiedzi.

CHŁOPIEC ZE ZŁAMANYM SERCEM PRZESTAŁ MÓWIĆ! – ogłosiły światu gazety.

Kiedy wuja Darkusa, profesora Maximiliana Cuttle’a, wreszcie namierzono w Egipcie, natychmiast przyleciał do Londynu, by zaopiekować się bratankiem. Dziennikarze, którzy nie potrafili rozwiązać tajemnicy zniknięcia naukowca i nie mieli już pomysłu na kolejne bajki o Darkusie, stracili zainteresowanie i dali mu spokój. Wuj Max zabrał chłopca do swego mieszkania nad Matką Ziemią, sklepem ze zdrową żywnością w ciągu handlowym między Camden Town a Regent’s Park.

– Muszę cię ostrzec, mój chłopcze – powiedział, gdy wchodzili po schodach. – Zawsze mieszkałem sam. Widzisz, dużo podróżuję. Za Anglią nigdy nie przepadałem. To przez ten parszywy deszcz, ponury i mało przyjemny podczas wykopalisk, możesz mi wierzyć. Wolę jeździć na wielbłądzie po pustyni Synaj. – Przystanął, żeby złapać oddech. – W każdym razie, krótko mówiąc, dla gości jestem kiepskim gospodarzem. Lubię ich, ale nie za bardzo wiem, co z nimi robić. To samo tyczy się dzieci.

Darkus w milczeniu wszedł za wujem przez drzwi frontowe, z przyjemnością słuchając głosu tak podobnego do głosu ojca.

– Kuchnia. – Wuj Max najpierw wskazał jaskrawopomarańczowe pomieszczenie po lewej, a potem schodki po prawej. – Salon.

Mijając salon, Darkus wpatrywał się w wiszący na granatowych ścianach rząd drewnianych masek o pociągłych twarzach, a one wpatrywały się w niego. Weszli po kolejnych schodach, na drugie piętro, i zatrzymali się przed sypialnią wuja i dużą różową łazienką.

– Ponieważ przez większość roku pracuję za granicą, uniwersytet nie dał mi gabinetu. Dlatego tutaj mam i biuro, i dom – powiedział wuj Max, gdy pięli się po następnych schodach na strych. – Pokój, w którym zamieszkasz, służył mi do tej pory za... hm, cóż... archiwum.

Kiedy dotarli na podest trzeciego piętra z bardzo niskim sufitem, wuj Max oparł się o ścianę i demonstracyjnie pokazał, jaki jest zmęczony. Wyciągnął chusteczkę z kieszeni koszuli, nabrzmiałymi knykciami prawej ręki podsunął do góry kapelusz safari i otarł ogorzałe czoło.

– Uff! – Skrzywił się. – Pamiętaj, mój chłopcze, nigdy się nie starzej. Bóg jeden wie, jak ja zejdę na dół. Może będziesz musiał mnie znieść! – Zarechotał jowialnie na znak, że żartuje, ale gdy Darkus się nie dołączył, uśmiechnął się smutno i pokręcił głową. – Może jesteś podobny do matki, ale w duszy wykapany Barty. Esme zawsze śmiała się z moich dowcipów, zwłaszcza tych nieśmiesznych.

Darkus chciał być grzeczny i się uśmiechnąć, ale wyszedł mu raczej grymas. Wiedząc, że wuj Max mu się przygląda, przycisnął swój za duży zielony sweter do ciała i spuścił wzrok. Zobaczył, że przetarte dżinsy mają dziurę na kolanie.

Ze względu na śniadą cerę, ciemne włosy i oczy czarne jak węgiel ludzie mówili, że ma hiszpańską urodę swojej matki, ale gdy sam myślał o mamie, przed oczami zawsze stawał mu jej szeroki uśmiech. Darkus miał usta takie jak ona, lecz gdy zorientował się, że kiedy się uśmiecha, tata jest smutny, przestał to robić.

– Co ci się stało z włosami?

– Zgolili mi je w domu dziecka. – Darkus potarł dłonią jeżyka na głowie. Nie chciał mówić wujowi o okropnym chłopcu, który pierwszej nocy wygolił mu pasek. – Tam były wszy – wymamrotał.

– Rozumiem. To chyba sensowny środek ostrożności. – Wuj Max zmarszczył czoło i schował chusteczkę do kieszeni. – Dobra nasza. – Wskazał drzwi na wprost. – Tutaj jest łazienka. – Potem ruszył przez podest. – A tutaj twój pokój. – Rzucił Darkusowi przepraszający uśmiech, po czym otworzył drzwi. – Tadam!

Na korytarz wyfrunęła kartka zapisana bazgrołami i wylądowała u stóp chłopca. Pokój był maleńki. Spod stosów papierów nie było widać podłogi, a pudła stały koślawo jedne na drugich. Z półotwartych paczek wystawały przedmioty owinięte pożółkłymi gazetami, a w powietrzu wisiał gęsty zapach pleśni i kurzu.

Darkus kichnął.

– Na zdrowie – powiedział wuj Max. Wsunął rękę przez drzwi i zapalił światło.

Za pudłami ciągnęła się ściana czarnych szafek na dokumenty. Kilka szuflad było półotwartych, papiery się z nich wylewały. Na szafkach opierały się o siebie rzędy atlasów w twardych okładkach oraz pliki luźnych map. Darkus zauważył świetlik w dachu, ale zewnętrzna szyba była tak usmarowana, że pokój wypełniały cienie.

– Chyba nie cierpisz porządkować papierów – stwierdził chłopiec.

– Cóż, rzeczywiście, parę lat minęło. – Wuj Max zakasłał. – Jak się zastanowić, to nie wiem, kiedy tu byłem ostatnio. Chyba jeszcze cię wtedy nie było na świecie.

Darkus uśmiechnął się blado, bo nie chciał być niegrzeczny. Wuj Max, zadowolony, że bratanek się ożywia, wyjął z otwartego pudełka jakiś tom.

– Intelektualna historia kanibalizmu. Szukałem tego. – Dwukrotnie uniósł brwi, a potem upuścił książkę z powrotem.

Z pudełka wzbiła się chmura kurzu, spowijając twarz Darkusa.

Archeolog roześmiał się, bo Darkus jedną ręką gorączkowo rozganiał kurz i najpierw kichnął, a potem – nie mogąc oprzeć się zaraźliwemu rechotowi wuja – sam zaczął się śmiać.

– Wniosek, mój chłopcze, jest taki – rzekł wuj Max, podając mu czystą chusteczkę wyjętą z tylnej kieszeni – że ten pokój wymaga pracy. Ale jeśli się przyłożymy, jestem pewien, że zrobimy z niego coś w stylu sypialni.

Darkus postawił swoją walizkę w korytarzu.

– Dziękuję, wujku. Będzie dobrze.

– Oczywiście, że tak. – Wuj Max klepnął go w plecy, popychając do przodu. – Gdy skończymy, będzie jak się patrzy. – Zdjął kapelusz safari. Włosy sterczały mu z opalonej głowy niczym chmura srebrnych myśli. – Proponuję najpierw wynieść wszystko na korytarz, bo trzeba tu trochę posprzątać, żeby pokój nadawał się do zamieszkania.

Darkus wziął się do roboty. Podwinął rękawy zielonego swetra, odsłaniając chude, śniade ramiona, i powlókł ciężkie pudło przez pomieszczenie. Gdy wyciągał je za drzwi, zatoczył się do tyłu, odrywając przy tym kawałek kartonu. Zobaczył stos teczek z napisem „Projekt Fabre”, a na podłogę wysypało się coś, co wyglądało jak ludzkie zęby.

– Przepraszam, ja… – wydukał.

– Ach, zęby Nefretete. – Wuj Max przyklęknął i starannie zebrał je na dłoń. – Odłóżmy to w bezpieczne miejsce, dobrze?

– Prawdziwe zęby Nefretete? – Darkus wybałuszył oczy. – Poważnie?

– Śmiertelnie poważnie. – Wuj Max kiwnął głową. – Odkryłem jej grobowiec. Wciąż uważają go za zaginiony, ale ja go znalazłem. Te zęby – uniósł dłoń – zostały wyciągnięte z sarkofagu królowej Egiptu, która słynęła z urody.

– Wyrwałeś je z czaszki Nefretete?

Wuj Max wzruszył ramionami.

– No cóż, jej już nie były potrzebne.

Darkus podniósł ząb, który zawieruszył się na podłodze.

– Nie powinny być w muzeum?

– Byłyby w muzeum, mój chłopcze, gdyby ktoś mnie posłuchał. Ale nie, nie mieściło im się to w głowie. Żeby młody archeolog dokonał takiego odkrycia? Ledwie chłopiec? Mówili, że to niemożliwe, ale nie mieli racji. To, że ktoś jest młody, nie oznacza jeszcze, że brak mu ciekawości, determinacji i hartu ducha, żeby robić to samo co dorośli, prawda? – Prychnął. – Kiedy wreszcie zdecydują się odnaleźć grobowiec, a znajdą go, bo powiedziałem, gdzie jest, staruszka Nefretete okaże się bezzębna, a te maleństwa dowiodą niezbicie, że byłem tam pierwszy. – Starannie wsypał zęby do koperty. – Przeszłość zawsze w końcu cię dopadnie, mój chłopcze, chcesz czy nie. – Zgiął klapkę i ją zalepił. – Widzisz, to było jedno z moich pierwszych wykopalisk w Egipcie. Byłem niedoświadczonym szczawiem, jeszcze nie rozumiałem zasad tej gry. Dorosłe życie bywa okropnie nudne, Darkusie, pełne polityki i kompromisów…

Wuj Max rozprawiał o blaskach i cieniach pracy archeologa, a Darkus na zmianę kiwał lub kręcił głową, gdy wspólnie czyścili, zamiatali i odkurzali pokój. Na czterech pudłach książek wylądowała kolorowa marokańska tkanina, tworząc stół, a z trzech pustych pojemników ustawionych jeden na drugim powstały półki na ubrania.

Wuj Max wdrapał się na stołek i od wewnątrz wyszorował świetlik gazetą nasączoną octem. Gdy wyciągnął rękę, by otworzyć okienko i wyczyścić je z zewnątrz, Darkus zobaczył, że na szybie siedzi coś czarnego. Jakieś stworzenie… z siedmioma nogami… a może z sześcioma… i z rogiem?

– Czekaj! – zawołał.

Ale wuj Max już pociągnął okienko do siebie, a stworzenie poderwało się w powietrze i odfrunęło.

– Co to było? – Darkus wskazał palcem. Chciał wdrapać się na stołek wuja, żeby dobrze się przyjrzeć.

– Ale że co? – Wuj Max podniósł wzrok, jednak stwór już zniknął.

Sześć nóg to chyba owad. Siedmiu nie ma żadne zwierzę. Może to był nietoperz lub mały ptak, albo i dwa. Ale nietoperze nie mają rogów, a nawet dwa ptaki miałyby tylko cztery nogi. To musiał być owad, ale Darkus nigdy dotąd nie widział takiego dużego.

– Słońce zachodzi – stwierdził wuj Max, wystawiwszy głowę za okno. – Wprawdzie nie umywa się do zachodu słońca w Egipcie, ale muszę przyznać, że to miasto ma swój urok.

Darkus rozglądał się po pokoiku.

– Wujku?

– Tak, mój chłopcze?

– Gdzie ja będę spał?

Głowa wuja Maksa wróciła do pokoju. Darkus rozpostarł ręce.

– Łóżko tu się chyba nie zmieści.

– A nawet gdyby się zmieściło, choć nie zmieści się faktycznie, to i tak nie mam zapasowego – przyznał wuj Max.

– Mógłbym spać na podłodze.

– Albo na suficie.

– Właśnie. – Darkus podrapał się w głowę, nie wiedząc, czy wuj znowu żartuje.

– W hamaku. Takim jakby łóżku wiszącym. Marynarze i archeologowie stale ich używają. Przydają się, żeby uniknąć śmiertelnego użądlenia skorpiona. Nie żeby tu były jakieś skorpiony, rozumiesz… No, przynajmniej nie takie żywe. To co powiesz na hamak?

– Brzmi dobrze.

– Świetnie, bo akurat mam zapasowy. – Wuj Max wyszedł na korytarz i wrócił z niebieskim workiem. Wewnątrz znajdowała się płachta piaskowożółtego płótna naciągnięta na końcach na dwa duże miedziane pierścienie. – Pomyślałem, że możemy zawiesić go tam. – Wskazał przestrzeń pod dachem, nad szafkami na dokumenty.

Darkus ochoczo pokiwał głową, a wtedy wuj Max wyciągnął z worka dwa mosiężne haki oraz drewniany młotek.

– Skocz, mój chłopcze, do salonu, przynieś śpiwór, który leży na skórzanym fotelu, i weź poduszkę z kanapy.

Kiedy Darkus wrócił na górę, wuj Max zdążył rozwiesić hamak. Chłopiec ochoczo wdrapał się na szafki i wsunął się do swego nowego łóżka, które zakołysało się łagodnie. Owinięty płótnem jak w kokonie był zupełnie niewidoczny.

– Super! – zawołał, wychylając stamtąd głowę.

Wuj Max podał mu śpiwór i poduszkę.

– Nieźle – przyznał, rozglądając się z uśmiechem zadowolenia. – No dobrze – dodał, podniósł walizkę Darkusa i postawił ją na szafkach. – Musimy się rozejrzeć za ubraniami dla ciebie.

– Przecież mam ubrania.

– Za nowymi ubraniami. – Wuj się uśmiechnął. – W tym swetrze mógłby chodzić bezdomny.

– To sweter taty – powiedział cicho Darkus.

– Ach – stropił się wuj Max. – Wybacz mi, Darkusie. Stary, a głupi. – Odchrząknął. – To było bardzo niedelikatne.

– Wujku… – Chłopiec przełknął ślinę. Nie umiał spojrzeć mu w oczy. – Skoro wróciłeś… policja musi znowu zacząć szukać taty, prawda?

Wuj Max kiwnął głową.

– Mam jutro spotkanie w Scotland Yardzie.

– Powiedz im – Darkus wychylił się z hamaka – że on by nie uciekł. Nigdy nie zostawiłby mnie samego, kiedy już nie ma mamy. W tym magazynie musiało mu się coś stać. Coś złego.

– Tak, to im właśnie powiem. – Wuj Max spojrzał na chłopca z przepraszającą miną. – Darkusie… – Urwał. – Wybacz, że musiałeś tak długo na mnie czekać. – Znów włożył kapelusz na głowę. – Czuję się z tym okropnie i zrobię co w mojej mocy, żeby odkryć, co stało się z twoim ojcem, i sprowadzić go do domu. Ale jeśli, jak podejrzewam, policja niezbyt nam pomoże, możliwe, że będziemy musieli podjąć własne śledztwo. A to wymagałoby determinacji i hartu ducha od nas obu.

– Możesz na mnie liczyć – powiedział poważnie Darkus.

– Nie wątpiłem w to. – Wuj Max się uśmiechnął. – Kolacja o siódmej. – Wyszedł z pokoju i zasalutował. – Ryba z frytkami.

Darkus słuchał, jak wujek schodzi po schodach. Potem wychylił się i wciągnął walizkę na kolana. Otworzył ją, odgarnął ubrania i wyjął fotografię taty oprawioną w ramkę. Kiedy patrzył na płowe włosy ojca i jego uśmiechnięte niebieskie oczy, ściskało go w piersi i skręcało w żołądku. Pogładził szkło. Tak bardzo tęsknił za tatą, że aż kłuło go w sercu.

Położył się w hamaku i oparł zdjęcie obok siebie o poduszkę. Potem wyglądał przez świetlik i patrzył, jak pojawiają się pierwsze gwiazdy. Odnajdując gwiazdozbiory, które nauczył go rozpoznawać ojciec, zastanawiał się, czy gdzieś pod tym nocnym niebem on też patrzy w górę i myśli o synu.
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: