Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Cicha noc - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
Grudzień 2013
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
10,99

Cicha noc - ebook

Początkująca dziennikarka Grace McKinnon marzy o zawodowym sukcesie, ale świat mediów bywa bezlitosny. Czasami trzeba odpocząć, nabrać dystansu. Grace postanawia zrobić sobie urlop i odwiedzić rodzinny dom. Marzy o spokoju, ale trafia w wielki rozgardiasz. Oto w miasteczku rozpoczyna się Świąteczny Festiwal, a głównym organizatorem jest mężczyzna, który przed laty złamał jej serce…

Kategoria: Romans
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-238-9472-8
Rozmiar pliku: 828 KB

FRAGMENT KSIĄŻKI

ROZDZIAŁ PIERWSZY

Zanim Grace McKinnon zerknęła na adres nadawcy, list leżał na biurku w hotelowym pokoju w Santo Domingo co najmniej od trzech godzin.

Beckett’s Run, Massachusetts.

Babcia musiała być bardzo zdeterminowana, żeby aż tu mnie namierzyć, pomyślała. Ale taka właśnie była. Kiedy czegoś chciała, dostawała to. Wnuczka odziedziczyła po niej ten upór. Według matki ta cecha była przekleństwem, lecz babcia uważała ją za błogosławieństwo. Jednak Grace miała ważniejsze rzeczy na głowie, dlatego list musiał poczekać.

– Kilka godzin temu oddałam artykuł o Dominikanie – powiedziała do słuchawki, krążąc po pokoju. – Dokąd mam teraz jechać? – Połączenie rwało się, aż zatrzymała się przy oknie, gdzie był najlepszy zasięg.

Dziesięć pięter niżej rozpoczynał się poranny ruch, dźwięk klaksonów niecierpliwych kierowców dochodził aż tutaj. Grace znów przesunęła się w stronę biurka i zaczęła bezwiednie bawić się kopertą.

– Nie chcę, żebyś gdziekolwiek jechała. Przejrzałem, co napisałaś. Ten kawałek o Dominikanie jest w porządku. Przedstawiłaś najciekawsze miejsca i atrakcje turystyczne. Ale o Nowej Zelandii nie nadaje się do druku. Jest pełen aluzji, no i pokazałaś namioty bezdomnych. Który turysta chce czytać o slumsach? Taki łzawy kawałek nadaje się do „Problemów społecznych”. Nie po to cię zatrudniłem, nie tak miałaś pisać – oznajmił z wyrzutem.

– Chcę nadal robić to, co robię.

– Tak? To czemu wciąż przysyłasz sentymentalne bzdury?

– Miło byłoby od czasu do czasu spojrzeć na świat z innej perspektywy, nieprawdaż? – odparła, tłumiąc westchnienie.

– Diabła tam! Ani reklamodawcy, ani czytelnicy nie chcą zmiany profilu pisma. A ty masz dawać to, za co ci płacę – rzucił ze złością.

– Tak będzie – obiecała Grace, przestępując z nogi na nogę.

Prawda jednak była taka, że miała już dość przesłodzonych wakacyjnych reklamówek. Pragnęła czegoś więcej. Problem w tym, że nie potrafiła pisać inaczej. Owszem, wysłała kilka prac do „Problemów społecznych”, i miał to być strzał w dziesiątkę. Przecież Steve Esler, redaktor naczelny tego pisma, był jej mentorem na studiach i przyjacielem i gorąco zachęcał, by zaczęła pisać teksty głębsze i poruszające naprawdę ważne problemy.

A jednak usłyszała:

– Potrafisz pisać lepiej, Grace. Musisz włożyć serce w swoje historie. Czytelnik powinien płakać i śmiać się razem z tobą.

Niczym zbity pies wróciła więc do pisania o podróżach, do pustych tekstów o najlepszych hotelach, plażach i pejzażach. Mogła tylko powtarzać sobie, że to wystarczy, choć wciąż marzyła o czymś więcej.

I te marzenia pobrzmiewały w jej komercyjnych turystycznych tekstach, bo drugi naczelny, Paul Rawlins, grzmiał z kolei na taką nutę:

– Nie chcę ckliwych bzdur o humanitaryzmie! Chcę opisów cudownych wycieczek i zdjęć uśmiechniętych ludzi, którzy są zbyt zajęci sączeniem margarity i relaksacyjnym masażem, żeby roztrząsać jakiekolwiek problemy. Zawiodłem się na tobie, Grace. Znowu… – Westchnął z dezaprobatą. – Nie mogę już na ciebie liczyć.

– To tylko jeden błąd, Paul. Zdjęcia…

– Nie jeden, a całe mnóstwo! Ostatnio piszesz bez polotu, a już artykuł o Fidżi był nudny jak flaki z olejem. O Fidżi, na litość boską! Co się stało? Byłaś moją najlepszą autorką!

– Nic się nie stało… – Jednak nie była to prawda. Coś się zmieniło, gdy zobaczyła w Rosji małą dziewczynkę, która ubrana w lichą sukienczynę podczas styczniowego mrozu sprzedawała na ulicy gazety. Grace zrobiła jej zdjęcie i dzięki pomocy tłumacza zebrała dobrze udokumentowany materiał na poruszającą historię, licząc, że kogoś obejdzie los takich sierot.

Niestety artykuł zakończył swoją misję na biurku redaktora „Problemów społecznych”, bo nie miał koniecznej siły rażenia. Innymi słowy, nie przemawiał do serc czytelników. Naczelny miał rację. Serce Grace otaczał mur, którego nigdy nie próbowała zburzyć. Powinna pozostać przy tym, na czym się znała. Miała nadzieję, że po prostu wróci do zwykłych obowiązków i zapomni o mrzonkach, a wszystko jakoś się ułoży.

– Może zrobisz sobie przerwę? – zaproponował Paul. – Weźmiesz dwa tygodnie wolnego i wypoczęta wrócisz do pracy.

– Przerwa? Jestem u szczytu możliwości!

– Wcale nie – uciął ostro.

Gdzieś po drodze Grace straciła wenę. Przez całe lata jeździła to tu, to tam, niczym motyl fruwający z kwiatka na kwiatek. Pisanie tekstów do najbardziej znanego na świecie czasopisma podróżniczego bardzo jej odpowiadało. Żyła pracą, ale nie była związana z nikim i z niczym.

Jednak tamto zlecenie odmieniło jej życie i sposób myślenia. Nagle wszystko wydało się jej miałkie. Zamierzała rzucić turystykę i zająć się pisaniem dla „Problemów społecznych”. Kiedy to nie wypaliło, jak niepyszna wróciła do reportaży z podróży, jednak wypadła z rytmu.

Z całych sił próbowała stać się znów taką dziennikarką, jaką kiedyś była, ale bez powodzenia. Może gdyby siostra przyjechała na zdjęcia, udałoby się im stworzyć mistrzowski duet. Hope zawsze dostrzegała we wszystkim to co najlepsze. Niestety kiedy najbardziej potrzebowała pomocy siostry, Hope odmówiła, za co Grace wciąż się na nią boczyła.

W minionych miesiącach dostawała coraz mniej zleceń, a ostatnie artykuły… Cóż, Paul miał rację. Nie należały do jej najlepszych prac, mówiąc oględnie. Jednak myśl o wakacjach i ciągnących się w nieskończoność pustych dniach przyprawiała ją o gęsią skórkę.

– Paul, pozwól mi zrobić ten temat o Szwajcarii, który namierzyłam w zeszłym tygodniu. Jest tam kolejka, która wwozi ludzi na szczyt góry. To hit turystyczny. Mogłabym napisać tekst z punktu widzenia mieszkańców. Co robią, kiedy trzeba szybko dotrzeć do szpitala…

– Daj spokój, Grace. Mówię poważnie. Niedługo święta. Weź wolne, odpocznij, złap wiatr w żagle i odezwij się po urlopie. Będę potrzebował opisów miejsc na romantyczny walentynkowy wypad. A jeśli… – zawiesił głos – …podkreślam, jeśli będziesz gotowa, żeby wrócić, wtedy porozmawiamy o wyjeździe do Szwajcarii.

Innymi słowy, idziesz na urlop albo nie masz czego tu szukać, pomyślała. Dobrze, że z miejsca nie wyleciała na bruk. Przynajmniej praca wciąż będzie na nią czekała po świętach. Cóż, trochę posiedzi na plaży z drinkiem z parasolką, a potem zadzwoni do Paula, przysięgając, że wypoczęła za wszystkie czasy. Zresztą nie miała innego wyboru. Potrzebowała tej pracy, więc jeśli Paul tak się uparł, to weźmie urlop. A przynajmniej będzie udawała, że to zrobiła, tak dla świętego spokoju.

– Jasne. W porządku – skapitulowała.

– To dobrze. – Paul nie starał się nawet ukryć ulgi. – Trzymaj się.

Po tej rozmowie została sama w pokoju hotelowym, kompletnie sama, bez pracy i celu. Ostatni raz znalazła się w takim zawieszeniu całą dekadę temu.

Za oknem ruch uliczny stawał się coraz większy, ludzie śpieszyli do pracy. Bryza znad oceanu mieszała się z zapachami miasta, tworząc niepowtarzalną słodko-słoną woń. W Santo Domingo zachowało się wiele kamiennych budynków, których wygląd nie uległ zmianie od czasów Kolumba. W oczach Grace to miasto było nie tylko piękne, ale i fascynujące.

W pamięci aparatu Grace utrwaliła mnóstwo zdjęć z myślą o tym, że kiedyś je wykorzysta w swoich artykułach. Jednak nie ukazywały białych plaż Punta Cana ani gwarnych bazarów. Nie taki klucz stosowała od pewnego czasu podczas swych podróży. Odkrywały inną twarz tych miejsc, które odwiedzała. Takich fotografii absolutnie nie życzył sobie jej wydawca, nigdy by ich nie zamieścił w artykule zachęcającym do spędzenia urlopu w kolejnym turystycznym raju.

Kiedyś myślała, że te zdjęcia nadadzą głębi jej karierze.

Dlaczego wciąż się przy tym upieram? Dlaczego mierzi mnie pisanie o pięknych miejscach, do których wysyła mnie redakcja? Dlaczego wciąż gonię za czymś, co nie jest mi przeznaczone? – zastanawiała się niewesoło.

Z ciężkim westchnieniem zaczęła się pakować. Z automatyczną wprawą upchnęła rzeczy w plecaku i ustawiła go pod drzwiami, po czym kompletnie zagubiona rozejrzała się po pokoju. Co będzie robić sama na plaży w święta? Samotność w romantycznym miejscu, sączenie drinka bez partnera i obserwowanie szczęśliwych rodzin na wakacjach fatalnie by podziałało na każdą psychikę. Owszem, Grace dobrze się czuła w swoim towarzystwie, ale nie tam, gdzie wszyscy byli podobierani w pary niczym boże stworzenia na arce Noego.

Potrzebowała takiego miejsca, które spełni dwa warunki. Zaspokoi wymagania szefa dotyczące wakacji i zapewni temat, dzięki któremu w glorii wróci do pracy. Faktycznie potrzebuję odpoczynku, przyznała w duchu. Spokojnie przejrzę pocztę i nadrobię zaległości w kolorowej prasie. Tylko gdzie miałabym pojechać?

Wtedy spojrzała na wciąż leżący na biurku list od babci. Spodziewała się świątecznych życzeń na okolicznościowej kartce, gdy jednak otworzyła kopertę, na podłogę sfrunął bilet lotniczy. Był też list:

Kochana Grace!

Mam nadzieję, że mój list zastanie cię w dobrym zdrowiu. Tęsknię za tobą i byłam bardzo rozczarowana, kiedy w ostatniej chwili odwołałaś swój przyjazd w zeszłym roku. I rok wcześniej. Jednak w tym roku koniecznie muszę zobaczyć całą rodzinę na Gwiazdkę. Nie staję się młodsza, a twój przyjazd jest na samym szczycie mojej listy życzeń do Świętego Mikołaja. Dlatego proszę, przyjedź do Beckett’s Run. Tegoroczne święta będą jeszcze okazalsze niż zwykle, ponieważ miasteczko obchodzi dwóchsetlecie istnienia, w związku z czym zapowiedziano wiele atrakcji. Nie uwierzysz, co się tu będzie działo. Mówię ci, materiał na pierwszą stronę, ot co!

Załączam bilet lotniczy, więc koniec z wymówkami, Grace. Wróć do domu na święta.

Kocham jak zawsze

Babcia

Grace w zadumie podniosła bilet lotniczy. Miałaby wrócić do domu na święta? Dla każdego wizyta w uroczym miasteczku w stanie Massachusetts podczas śnieżnej zimy mogłaby wydać się rajem, lecz dla niej była… torturą. Beckett’s Run zawierało w sobie to wszystko, od czego uciekła przed laty. Czy naprawdę chcę do tego wracać? – dociekała w duchu.

Obchody dwóchsetlecia, ciekawe wydarzenia i różne atrakcje, staromodny obrazek pełen świątecznych akcentów i uśmiechniętych sąsiadów.

W mgnieniu oka podjęła decyzję. Wraca do Beckett’s Run.

Śnieg sypał jak szalony, dlatego miasteczko straciło depresyjne odcienie szarości i stało się cudownie białe, do tego ozdobione girlandami zieleni, czerwieni i złota. Ze sklepów dobiegała świąteczna muzyka, a latarnie zostały połączone sznurami kolorowych lampek. Czerwonej kokardy doczekała się ławeczka przed sklepem z wyrobami metalowymi, zielonego wieńca posąg założyciela miasta, Andrew Becketta, a cementowa żaba z ogródka Lucy Wilson czerwonej czapeczki Mikołaja.

J.C. Carson zwolnił, mijając bar Carol’s Diner, a potem skręcił w stronę miejskiego parku. Ochotnicy uwijali się jak rój pszczół, przygotowując świąteczne dekoracje. Zimowy Festiwal po raz pierwszy zorganizował sam Andrew Beckett w dziesiątą rocznice powstania miasta, a wraz z upływem czasu – niemal dwa stulecia! – obchody stawały się coraz huczniejsze. Do żelaznych punktów programu należały między innymi pełna splendoru i gwaru wizyta Świętego Mikołaja, zjazd saneczkami wzdłuż głównej ulicy i zawody w ubieraniu choinki. Ponieważ tegoroczny festiwal był szczególny, program przemyślano wyjątkowo starannie, a przygotowanie uroczystości wymagało wiele pracy.

Jedna ze stacji telewizyjnych już przysłała ekipę, która zajęła pokoje w pensjonacie Victoria’s Bed and Breakfast. Jednak nie było w tym nic dziwnego, bo Beckett’s Run zostało okrzyknięte przez znane pismo miasteczkiem o najbardziej świątecznym duchu, więc skupiło uwagę mediów.

To oznaczało, że musiał dopilnować, by wszystko przebiegło bez zgrzytów. Owszem, nie spodziewał się jakichś kłopotów, ale i tak przygotowywał się na wszelki wypadek. Artykuł w gazecie, oprócz reklamy, zapewni też napływ turystów, a więc i pieniędzy, a właśnie tego miasto najbardziej potrzebowało. Zamknięto już zbyt wiele sklepów i sprzedano zbyt wiele domów. W ostatnich latach J.C. robił, co mógł, żeby ratować chwiejącą się ekonomię miasta, aż wreszcie musiał przyznać, że jeśli nikt poza nim nie uwierzy w Beckett’s Run, to konsekwencje będą katastrofalne, bo sam nie podoła temu zadaniu.

Głównie dlatego objął przewodnictwo nad przygotowaniami do festiwalu. Widział, jak z każdym rokiem Beckett’s Run obumiera, jak coraz bardziej się pogrąża po kolejnych ekonomicznych i personalnych ciosach. A on całym sercem kochał to miasteczko. Jeśli świąteczne uroczystości sprawią, że tutejsza społeczność obudzi w sobie nową energię, będzie to dobry początek. On zaś zrobi wszystko, żeby przyjezdni zostawili tu jak najwięcej pieniędzy. Właśnie na dobry początek.

Liczył jednak, że dzięki Zimowemu Festiwalowi osiągnie dużo więcej. To, co zaczęło się jako pomoc rodzinnemu miastu w odpowiedzi na smętne apele Pauline Brimmer, stało się jego honorową krucjatą. Czymś o większym znaczeniu niż ozdrowieńczy impuls dla gospodarki miasta.

W dniu, kiedy życie J.C. przewróciło się do góry nogami, wziął urlop w Carson Investments, zostawił gosposi klucze do bostońskiego apartamentu, przyjechał do Beckett’s Run, wprowadził się do matczynego domu i zamieszkał w swoim dawnym dziecięcym pokoju. Łóżko okazało się za małe, wyrósł też z bejsbolowych plakatów i pamiątek, jednak bywają w życiu sprawy ważniejsze od stóp wystających za materac. Wiedział jednak, że niedługo będzie musiał wrócić do Bostonu, dlatego nie mógł za bardzo zwlekać z podjęciem pewnych trudnych decyzji.

Jednak teraz czekał go Zimowy Festiwal, a na kolejne wyzwania przyjdzie właściwy czas.

Po raz ostatni skręcił, zamykając pętlę objazdu, i odetchnął z ulgą. Centrum miasta wyglądało wspaniale. Wypisz, wymaluj radosny, świąteczny obrazek. J.C. poczuł dumę, choć jako dziecko nie znosił tego miejsca i marzył tylko o wyjeździe. Rozrabiał tak, że komendant posterunku w Beckett’s Run kazał mieć na niego oko, szybko jednak dorósł, poszedł do pracy i zostawił za sobą niechlubną przeszłość. Może nie śnił po nocach o powrocie na stare śmieci, ale potrafił już zrozumieć, dlaczego ludzie zapuszczali tu korzenie i chcieli wychowywać dzieci. Beckett’s Run gwarantowało stabilizację, przewidywalność, poczucie przynależności i krzepiącą jednostajność. A właśnie tego desperacko potrzebowała jego rodzina.

Nagle usłyszał wizg opon na oblodzonej drodze. Zdołał umknąć na bok, gdy na skrzyżowanie wpadł soczyście wiśniowy kabriolet i bez gracji wylądował w zaspie na poboczu. J.C. jako świadek wypadku zatrzymał wóz, wysiadł i ruszył sprawdzić, co z pasażerami pechowego auta. Było mroźno, więc dopiął kurtkę i wciągnął rękawiczki. Gdy podszedł od strony kierowcy, szyba opadła, ukazując tył kobiecej głowy. Blond włosy były związane w kucyk, podskakujący wesoło na kołnierzu granatowej puchowej kurtki ze sztucznym futerkiem przy kapturze.

– Nic się pani nie stało?

– Przepraszam, panie władzo, gdzieś tu mam prawo jazdy – odparła, nie odwracając głowy i przeszukując przednią kieszeń plecaka. – Ach, nareszcie!

Odwróciła się z kawałkiem plastiku w dłoni, ale J.C. nie musiał dowiadywać się z dokumentu, kim jest ta kobieta. Poznał ją mimo okularów przeciwsłonecznych, jaskraworóżowej szminki i wiśniowego kabrioletu.

– Grace McKinnon – powiedział normalnym tonem, bez cienia zaskoczenia, chociaż gdyby miał wymienić dziesięć osób, których nie spodziewał się ponownie spotkać w Beckett’s Run, Grace mieściłaby się w pierwszej trójce.

– J.C.? – zapytała, zdejmując okulary przeciwsłoneczne i natychmiast osłaniając dłonią oczy przed słońcem.

– We własnej osobie.

– O mój Boże! – wykrzyknęła ze śmiechem. – Nawet nie pamiętam, kiedy widziałam cię ostatni raz!

Czyżby naprawdę nie pamiętała? Bo on pamiętał aż za dobrze. A może nie chciała pamiętać. I dobrze, uznał. Przeszłość powinna zostać przeszłością.

– Wzięłam cię za glinę. – Pochyliła się w jego stronę. – A jakoś nie tęsknię za takim spotkaniem. Cieszę się, że to tylko ty.

– Tylko ja?

– Ktoś, kto mnie zna. – Wzruszyła ramionami.

– No tak… – Kiedyś sądził, że zna ją tak dobrze, jak samego siebie, lecz bardzo się pomylił.

– I dlaczego mówisz do mnie pani? Nie jestem aż tak stara i nudna!

Jego spojrzenie ześliznęło się w dekolt czerwonej bluzki, który dobitnie świadczył, że Grace nie jest ani stara, ani nudna.

– Przekroczyłaś prędkość – burknął. – Drogi są śliskie, a tu kręci się wiele osób. Nie jestem policjantem, ale zaniepokojonym obywatelem. Proszę, bądź tak miła i nie szalej.

– Daj spokój, J.C. – rzuciła lekceważąco. – Przecież mnie znasz. Taka po prostu jestem. Zresztą nigdy nie chciałeś, żebym się zmieniła.

Gdy się pochylił, ich oczy znalazły się na jednym poziomie. Z trudem powstrzymał wspomnienia, lecz to, co ich łączyło, działo się dawno temu. Wtedy był innym człowiekiem, miał inne cele, pragnienia i potrzeby.

– Proszę, żebyś nie szalała, ponieważ cię znam – oznajmił.

– Mówisz jak twój ojciec. Podobny głos, podobne przesłanie, ta sama intonacja. Co się z tobą stało?

– Dorosłem. – Cofnął się nieco i wyprostował. – Grace, witamy w Beckett’s Run, gdzie życie płynie wolniej niż ty.

Wrócił do swojego wozu, nie starając się nawet zrozumieć, co takiego Grace zamruczała pod nosem jako komentarz do jego słów. Kiedy zaś odjeżdżał, posłała mu mało kobiece spojrzenie, a sądząc z ruchu warg, równie mało kobiecą wiązankę.

Grace wróciła, a to oznaczało, że w Beckett’s Run jednak pojawią się kłopoty.
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: