Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Córecza - ebook

Data wydania:
13 stycznia 2016
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
Produkt niedostępny.  Może zainteresuje Cię

Córecza - ebook

Po szesnastu latach wdowieństwa Anna Prentice zakochuje się w nowo poznanym mężczyźnie i ma nadzieję odnaleźć przy nim szczęście. Jej dorosła córka Sara nie może jednak pogodzić się z myślą o powtórnym zamążpójściu matki i niweczy szansę na nowy związek Anny. Zazdrość i uraza rujnują relacje matki i córki, każda z nich próbuje szukać pociechy gdzie indziej. Czy kobiety pozostaną wrogami na całe życie? Czy może zwycięży poczucie więzi, które nigdy zupełnie nie wygasło?

Kategoria: Romans
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-245-8221-1
Rozmiar pliku: 2,1 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

C Z Ę Ś Ć P I E R W S Z A

ROZDZIAŁ PIERWSZY

1

Anna Prentice stała na peronie dworca Wiktorii i machała ręką.

Pociąg zmierzający do przeprawy w Dover szarpnął kilkakroć, nabrał prędkości i ciemna głowa Sary zniknęła. Anna odwróciła się, ruszyła powoli w stronę wyjścia z peronu. Targały nią przy tym dziwne mieszane uczucia, jakie budzi rozstanie z kimś, kogo się kocha.

Kochana Sara... Jakże będzie za nią tęsknić...! Oczywiście to tylko trzy tygodnie, ale mieszkanie będzie się wydawać puste... Zostały w nim same z Edith; dwie nudne starzejące się kobiety...

Sara była iskrą. Otwarta, pełna życia, z entuzjazmem podchodząca do wszystkiego... A przy tym wciąż taki dzieciuch, najsłodsze na świecie czarnowłose bobo...!

Fe!, zbeształa się w duchu. Nie powinna tak myśleć! Sara byłaby wstrząśnięta. Dziewczętom w jej wieku bardzo zależało na przyjaznej, lecz jednak obojętności okazywanej im przez rodziców. Nie cuduj, mateczko – mówiły z naciskiem.

Przyjmowały natomiast trybut w naturze. Oddanie odzieży do pralni, odebranie jej – i na ogół także uregulowanie rachunku. Trudne rozmowy telefoniczne („Gdybyś to t y zadzwoniła do Carol, mamusiu, byłoby o wiele prościej...”). Uprzątanie wiecznego bałaganu („Naprawdę zamierzałam to posprzątać, ale po prostu m u s i a ł a m pędzić!”).

Kiedy ja byłam młoda..., zadumała się Anna.

Wróciła myślą w przeszłość. Jej dom rodzinny był staroświecki. Kiedy przyszła na świat, matka była już po czterdziestce, ojciec zaś jeszcze o piętnaście lat starszy. I to ojciec ustalał domowe zasady.

Uczucia nie przyjmowało się za pewnik, obie strony dbały o to, żeby je wyrażać. Mówiło się: „moja kochana córeńka” lub „tatusiowa pieszczoszka” i: „co ci przynieść, mamusiu kochana?”.

Sprzątanie domu, drobne zakupy, prowadzenie rachunków z dostawcami, wypisywanie zaproszeń i okolicznościowych pocztówek – to wszystko leżało w gestii Anny, a właściwie w sferze jej obowiązków. Dawniej córki były po to, żeby usługiwać rodzicom, nie odwrotnie.

Mijając stoisko z książkami, Anna zadała sobie nagle pytanie: Jak jest lepiej?

Odpowiedź okazała się nadspodziewanie trudna.

Przebiegając oczami tytuły na półkach w poszukiwaniu czegoś do czytania na wieczór przed kominkiem, zdecydowała nagle, że ta kwestia nie ma większego znaczenia. To tylko konwenans, nic więcej. Podobnie jak wyrażenia w potocznym języku. Jednego roku mówiło się, że coś jest „fajne”, w następnym „super” albo „kapitalne”; można było za czymś „przepadać” albo „szaleć”. Decydowała moda.

Nadskakiwanie rodzicom przez dzieci czy dzieciom przez rodziców nie wpływało w istotny sposób na łączącą ich więź. Ona i Sara bez wątpienia kochały się mocno i szczerze. Czy to samo łączyło ją z własną matką? Z perspektywy czasu stwierdzała raczej, że pod wzajemnymi czułościami krył się ten właśnie życzliwy brak zainteresowania, który dopiero ostatnio wszedł w modę.

Uśmiechając się do siebie, kupiła książkę w wydaniu Penguina, którą czytała już kilka lat temu i mile wspominała. Może dziś wyda jej się zbyt sentymentalna, ale czy to ważne, skoro Sary i tak nie ma w domu...

Będę tęsknić, pomyślała. Będę bardzo za nią tęsknić, ale przyda mi się trochę spokoju. Edith też sobie odpocznie, dodała w myśli. Denerwują ją ciągłe zmiany planów i pór posiłków. Sara i jej przyjaciółki wpadają i wypadają zupełnie znienacka albo dzwonią: „Mamuś, czy obiad może być wcześniej? Chcemy się wybrać do kina”. „To ty, mamo? Dzwonię, żeby powiedzieć, że nie będzie mnie na lunchu”.

Toteż gosposia po dwudziestu latach wiernej służby miała teraz trzy razy więcej pracy. Nic dziwnego, że zakłócenia normalnego rytmu dnia strasznie ją irytowały.

Używając określenia Sary, zrzędziła.

Nie, żeby Sara nie umiała jej ugłaskać. Edith mogła sobie zrzędzić i sarkać, ale uwielbiała Sarę.

Cicho będzie teraz w domu, kiedy zostaną same. Spokojnie, ale bardzo cicho...

Anna odczuła zimny, nieprzyjemny dreszczyk. Nie czeka cię już nic oprócz ciszy, pomyślała. To właśnie jest starość: będziesz się cichutko osuwać po równi pochyłej, u końca której czeka śmierć. Nie masz już czego pragnąć.

A czegóż miałabym pragnąć?, zapytała siebie. Miałam wszystko. Miłość i szczęście z Patrickiem. I dziecko. Dostałam to, czego chciałam od życia. Było... i przeszło. Teraz Sara przejmie ode mnie pałeczkę. Wyjdzie za mąż, urodzi dzieci. A ja zostanę babcią.

Uśmiechnęła się do siebie. Babcia... Bardzo miłe wcielenie. Wyobraziła sobie ślicznych, żywych, inteligentnych brzdąców – pulchne dziewczynki i psotnych chłopców o niesfornych czarnych włosach Sary. Będzie im czytać, opowiadać bajki...

Myśląc o tym, uśmiechnęła się ponownie, ale uczucie chłodu pozostało. Szkoda, że Patrick nie żyje. Wezbrała w niej fala pogrzebanego w duszy buntu i smutku. To było tak dawno temu – Sara miała wówczas zaledwie trzy latka! – tak dawno, że ból straty zdążył się ukoić. Mogła teraz myśleć o Patricku spokojnie, bez rozpaczy. O swoim porywczym młodym małżonku, którego tak bardzo kochała. Tamte chwile zostały daleko za nią, w przeszłości.

Ale dziś znów wszystko się w niej buntowało. Gdyby Patrick żył, a Sara ich opuściła – czy to jadąc do Szwajcarii na narty, czy w swoim czasie wychodząc za mąż i tworząc własny dom – pozostaliby we dwoje, starsi, spokojniejsi, ale razem, mogąc dzielić ze sobą codzienne radości i smutki. Nie byłaby tak zupełnie osamotniona...

Wyszła na ruchliwy plac przed dworcem. Pomyślała: Jak złowieszczo wyglądają te czerwone autobusy. Stoją rzędem niczym potwory czekające na porę karmienia. Wydawały się – co za fantazja! – mieć własne świadome życie, być może nawet wrogie wobec człowieka, ich stwórcy.

Świat widziany z tego miejsca był tłumny i hałaśliwy, każdy gdzieś pędził, śpieszył się, rozmawiał, śmiał się albo użalał, witał lub żegnał...

I znów poczuła zimne ukłucie osamotnienia.

Dobrze, że Sara ruszyła na samodzielną wyprawę, pomyślała. Najwyższy czas. Stałam się nadto od niej zależna. I być może zbyt ją uzależniłam od siebie. Nie wolno mi tego robić. Nie wolno czepiać się młodych, hamować ich w drodze do własnego życia. To byłoby złe, po prostu niemoralne...

Matka musi zwolnić kroku, usunąć się w cień, zachęcać córkę do snucia własnych planów i zawierania własnych przyjaźni.

Uśmiechnęła się, bo w gruncie rzeczy nie musiała Sary do tego zachęcać. Sara miała setki przyjaciół i mnóstwo własnych planów. Prowadziła bardzo aktywny tryb życia; wytyczała własną drogę z uśmiechem i ogromną pewnością siebie. Niewątpliwie kochała matkę, ale traktowała ją z pobłażliwą wyższością, jak kogoś, kto niewiele już rozumie i niewiele może zdziałać – a to z powodu sędziwej starości.

Tak, czterdzieści dwa lata wydawały się Sarze wiekiem matuzalemowym, podczas gdy Anna wciąż wzdragała się przed nazwaniem go średnim. Nie żeby starała się zamaskować upływ czasu. Prawie się nie malowała, a jej stroje nadal cechował nieco prowincjonalny szyk młodej matrony z wizytą w dużym mieście – schludne płaszczyki, spódnice, naszyjnik z drobnych, lecz prawdziwych pereł.

Westchnęła.

– Nie wiem, czemu zachowuję się tak głupio – powiedziała na głos. – To pewnie przez to, że Sara wyjechała.

Jak to mówią Francuzi? „Żegnać się to po trosze umierać”.

To prawda... Sara, uwieziona w dal przez dumnie sapiący pociąg, była dla niej w tej chwili jak martwa. A ja dla niej, pomyślała Anna. Dziwna to rzecz – oddalenie. Rozdział w przestrzeni.

Sara żyje jednym życiem. Ona, Anna, innym. Swoim własnym.

Wewnętrzny chłód, którego przedtem była świadoma, nagle zniknął wyparty przez nowe, dość przyjemne uczucie. Teraz będzie mogła wstawać, o której zechce, robić, co tylko zechce i sama planować dzień. Będzie kłaść się wcześniej z kolacją na tacy – lub przeciwnie, spędzi wieczór w kinie lub teatrze. Albo wyjedzie pociągiem na wieś i będzie się włóczyć po bezlistnych o tej porze lasach, rysujących na ostrym błękicie nieba skomplikowany wzór nagich gałęzi...

Oczywiście mogła robić to wszystko i wcześniej. Ale kiedy dwie osoby żyją w jednym domu, zazwyczaj jedna z nich narzuca model życia. Anna zresztą bardzo lubiła ruch i gwar, jaki zawsze otaczał Sarę.

Macierzyństwo w ogóle daje wiele radości. To trochę tak, jak gdyby przeżywało się własne życie jeszcze raz, lecz tym razem spokojniej, bez dramatycznych rozterek, które są udziałem młodości. Kiedy się już wie, jak małe znaczenie ma to czy tamto, prawie każdy powszedni kryzys można zbyć pobłażliwym uśmiechem.

– Ale naprawdę, matuś – mówiła z przejęciem Sara – to śmiertelnie poważna sprawa. Nie rozumiem, jak możesz się uśmiechać. Od tego zależy cała przyszłość Nadii!

Po czterdziestce człowiek już wie, jak mało jest rzeczy zdolnych wywrzeć wpływ na całą przyszłość. Życie jest znacznie bardziej elastyczne i prężne, niż mu się kiedyś wydawało.

Jeżdżąc ambulansem w czasie wojny, Anna po raz pierwszy zdała sobie sprawę z ogromnego znaczenia rzeczy małych. Drobne przyjemności, przelotne zawiści, ocierający kołnierzyk czy pęcherz w ciasnym bucie – wszystko to doraźnie ma znacznie większą wagę niż monumentalny fakt, że w każdej chwili możesz zginąć. A przecież to właśnie powinno cię przez cały czas zaprzątać, wisieć nad tobą jak posępna gradowa chmura... Tymczasem człowiek bardzo prędko przywykał do tej myśli, a drogę na plan pierwszy torowały sobie drobiazgi – być może tym bardziej uparcie, że w ich tle majaczyła świadomość, iż zostało ci niewiele czasu. Anna sporo się wtedy nauczyła także o dziwacznych niekonsekwencjach natury ludzkiej. O tym, jak trudno jest zaklasyfikować kogoś do przegródki z napisem „zły” lub „dobry”, do czego skłonna jest dogmatyczna młodość. Widziała niewiarygodną odwagę przemieszaną z podłością, gdy ten sam człowiek, który narażał własne życie, wynosząc rannego spod gradu kul, nie wahał się później go okraść.

Prawda wygląda tak, że żaden człowiek nie jest monolitem.

Stała niezdecydowana na krawężniku, aż wreszcie ostry klakson przejeżdżającego samochodu wyrwał ją z abstrakcyjnych rozważań. Powróciła myślami do spraw praktycznych. Co powinna zrobić teraz, w tej chwili?

Wyprawienie Sary do Szwajcarii zdominowało jej harmonogram na dzisiejszy ranek. Wieczorem była umówiona na kolację z Jamesem Grantem. Drogi James, zawsze dla niej życzliwy. „Po wyjeździe Sary będziesz się czuła trochę przygnębiona – powiedział. – Musisz się rozerwać”. James był jej prawdziwym przyjacielem. Sara śmiała się z nich czasem, nazywała go wielbicielem swojej mamy i mówiła o nim pukka sahib – lecz James istotnie okazywał Annie wiele ciepła. Co prawda można było stracić wątek, słuchając po raz enty którejś z jego długich i zawikłanych anegdot, ale James tak lubił je opowiadać! Zresztą jeśli zna się kogoś dwadzieścia pięć lat, grzeczność nakazuje wysłuchać do końca.

Zerknęła na zegarek. Mogłaby się udać do Army and Navy Stores, Edith ją prosiła o parę rzeczy do kuchni. Ta decyzja rozwiązała tymczasowo jej problem. Lecz oglądając patelnie i pytając o ceny (doprawdy wzięte z sufitu!), znów czuła w podświadomości nieprzyjemne zimne ukłucia paniki.

W końcu, niewiele się zastanawiając, weszła do budki telefonicznej i wykręciła numer.

– Dzień dobry. Czy zastałam panią Whitstable?

– Kto mówi?

– Anna Prentice.

– Jedną chwilkę, pani Prentice.

W słuchawce zapadła cisza, a kilka sekund później odezwał się w niej mocny, dźwięczny głos:

– Anna?

– Wybacz, Lauro, że dzwonię do ciebie o tej porze, ale właśnie odprowadziłam Sarę na pociąg i... Zastanawiałam się, czy jesteś dziś bardzo zajęta.

– Zjesz ze mną lunch – odparł głos tonem nieznoszącym sprzeciwu. – Żytni chleb i maślanka. Może być?

– Wszystko może być. Jesteś aniołem.

– Czekam na ciebie kwadrans po pierwszej.

mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: