Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Córki i matki. 9 składników serdeczności - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
1 lipca 2015
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
16,64

Córki i matki. 9 składników serdeczności - ebook

Ol­ga Ker­sten-Ma­twin jest ab­sol­went­ką Wy­dzia­łu Psy­cho­lo­gii Uni­wer­sy­te­tu War­szaw­skie­go. Od 30 z gó­rą lat pra­cu­je ja­ko psy­cho­loż­ka i te­ra­peut­ka w Ka­na­dzie, spe­cja­li­zu­jąc się w psy­cho­te­ra­pii in­dy­wi­du­al­nej i te­ra­pii par. Pro­wa­dzi rów­nież szko­le­nia dla osób nio­są­cych po­moc ofia­rom trau­my - „Hel­ping the hel­pers". Utrzy­mu­je ży­we kon­tak­ty za­wo­do­we w Pol­sce, współ­pra­cu­jąc m.in. z UNHCR i PAH. Ol­ga jest mat­ką do­ro­słej cór­ki, a gru­pa mło­dych ko­biet na­zwa­ła ją ostat­nio „mat­ką wie­lu có­rek".

Kategoria: Psychologia
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-8041-016-9
Rozmiar pliku: 331 KB

FRAGMENT KSIĄŻKI

Pra­gnąc, aby mnie czy­ta­no i słu­cha­no, mu­szę być wia­ry­god­na, je­że­li zaś dą­żę do te­go, by roz­wa­ża­no mo­je ar­gu­men­ty, mu­szą być one tak sfor­mu­ło­wa­ne, że­by nie tyl­ko po­bu­dza­ły kry­tycz­ne my­śle­nie, ale aby rów­nież ich ję­zyk i do­bór wy­ra­ża­ły sza­cu­nek i dla te­ma­tu, i dla od­bior­ców.

prof. Kry­sty­na Ker­sten

WSTĘP

Ślicz­na Per­se­fo­na ba­wi się z ko­le­żan­ka­mi na łą­ce. Ro­ze­śmia­ne nim­fy plą­sa­ją w ta­necz­nym ryt­mie wietrz­ne­go po­po­łu­dnia i zry­wa­ją kwia­ty, któ­rych jest tu ca­łe za­trzę­sie­nie! Per­se­fo­na z mło­dzień­czym wdzię­kiem schy­la się po tę­czo­we tu­li­pa­ny, odu­rza­ją­ce wo­nią hia­cyn­ty, słod­kie fioł­ki i błę­kit­ne nie­za­po­mi­naj­ki, two­rząc z nich wie­lo­barw­ny, won­ny bu­kiet. Z da­le­ka omi­ja je­dy­nie nar­cy­zy, al­bo­wiem jej mat­ka, bo­gi­ni uro­dza­ju De­me­ter prze­strze­gła ją su­ro­wo przed ty­mi zwod­ni­czy­mi kwia­ta­mi. Opo­wia­da­ła cór­ce o pra­gnie­niu uśpio­nym w płat­kach nar­cy­zów, o nie­zwy­kłej wo­ni, któ­rą owe kwia­ty, po­świę­co­ne pod­ziem­nym bó­stwom, po­tra­fią odu­rzyć tyl­ko po to, by od­wró­cić jej my­śli od nie­ba. Bez­tro­ska lecz po­słusz­na Per­se­fo­na uwa­ża więc, by nar­cy­zów nie zry­wać.

Na­gle sta­je jak za­klę­ta… Przed nią nie­zwy­kły kwiat, ja­kie­go ni­g­dy jesz­cze nie wi­dzia­ła. Ty­sią­ce bia­łych płat­ków przy­pró­szo­nych pło­ną­cym szkar­ła­tem przy­ku­wa jej wzrok i po­ry­wa swym uro­kiem. Ich obez­wład­nia­ją­cy za­pach wy­peł­nia nie­bo i zie­mię. Hip­no­ty­zu­je wszyst­kie ży­we isto­ty, któ­re wzdy­cha­ją głę­bo­kim „aaaaaach”.

Ocza­ro­wa­na Per­se­fo­na roz­glą­da się do­ko­ła, spraw­dza, czy nikt jej nie wi­dzi i… szyb­kim ru­chem zry­wa ta­jem­ni­czy kwiat. Do­rzu­ca do swo­je­go bu­kie­tu i z upo­je­niem przy­my­ka oczy.

Wów­czas za­pa­da cał­ko­wi­ta ciem­ność. Roz­wie­ra się zie­mia, a z za­świa­tów wy­ła­nia się bóg pie­kieł Ha­des, któ­ry zde­cy­do­wa­nym ru­chem po­ry­wa Per­se­fo­nę do po­wo­zu za­przę­żo­ne­go w czar­ne ru­ma­ki. Jak hu­ra­gan pę­dzą te­raz nad zie­mią i mo­rzem. Na­rę­cze kwia­tów Per­se­fo­ny roz­wie­wa się na wszyst­kie stro­ny. Nie­ba­wem prze­ra­żo­na dziew­czy­na tra­ci z oczu wszyst­kie ziem­skie wi­do­ki, otwar­te cze­lu­ście za­świa­tów po­chła­nia­ją po­wóz. Po ślicz­nej Per­se­fo­nie gi­nie wszel­ki ślad.

Zroz­pa­czo­na mat­ka bez wy­tchnie­nia szu­ka jej po ca­łym świe­cie. W po­szar­pa­nej sza­cie, z roz­wia­ny­mi wło­sa­mi tu­ła się po mo­rzach i lą­dach. Spraw­dza każ­dy za­ka­ma­rek, każ­dą dziu­plę, każ­de urwi­sko. Bez skut­ku. Twarz jej po­rył smu­tek, a cier­pie­nie wy­su­szy­ło łzy. Ko­cha­ją­ca mat­ka szu­ka cór­ki. Wkrót­ce jej roz­pacz okry­wa ża­ło­bą ca­łą zie­mię. Ból bo­gi­ni, któ­ra stra­ci­ła cór­kę, pa­ra­li­żu­je wszyst­ko. Prze­sta­ją pa­dać desz­cze, wy­sy­cha­ją stru­mie­nie, mar­nie­ją za­sie­wy, usta­ją plo­ny. Za spra­wą Pa­ni Uro­dza­ju ży­cie na zie­mi sza­rze­je i za­mie­ra.

Na nic zda­ją się in­ter­wen­cje Wład­cy Olim­pu, Zeu­sa. De­me­ter ani drgnie na je­go proś­by i groź­by. Nie­ugię­ta oznaj­mia Zeu­so­wi, że zie­mia ta­ką już po­zo­sta­nie, do­pó­ki mat­ka nie od­zy­ska cór­ki. Zeus na­ka­zu­je więc swe­mu bra­tu Ha­de­so­wi na­tych­mia­sto­we zwró­ce­nie po­rwa­nej dziew­czy­ny. Choć Ha­des w mię­dzy­cza­sie po­ślu­bił pięk­ną nim­fę, do­sko­na­le wie, że mu­si speł­nić ży­cze­nie Gro­mo­wład­ne­go. A po­nie­waż jest prze­bie­gły, wy­my­śla pod­stęp. Tuż przed roz­sta­niem z uko­cha­ną po­da­je jej owoc gra­na­tu i Per­se­fo­na, nie­świa­do­ma pod­stę­pu, zja­da z nie­go kil­ka ziar­nek i… na za­wsze zwią­zu­je się z kra­iną pie­kieł.

Uszczę­śli­wio­na od­zy­ska­niem cór­ki Bo­gi­ni Uro­dza­ju spra­wia, że zie­mię znów po­kry­wa zie­leń i znów sły­chać ra­do­sny śpiew pta­ków. Ale Per­se­fo­na mo­że być z mat­ką tyl­ko przez dwie trze­cie ro­ku. Na po­zo­sta­łe mie­sią­ce od­cho­dzi do mę­ża.

Za każ­dym ra­zem ko­bie­ty że­gna­ją się ze łza­mi w oczach, jak­by już ni­g­dy nie mia­ły się zo­ba­czyć. Ból mat­ki po­wo­du­je, że świat po­now­nie za­mie­ra. Otu­la się chło­dem i sza­ro­ścią. Na­sta­je zi­ma. A kie­dy De­me­ter i Per­se­fo­na – mat­ka i cór­ka – znów są ra­zem, zie­mia po­now­nie roz­kwi­ta. Świat mie­ni się bar­wa­mi tę­czy, ko­lo­ro­we kwia­ty pną się ku słoń­cu, a ra­do­sny śpiew pta­ków wzy­wa do ży­cia!

Mit o De­me­ter i Per­se­fo­nie opi­su­je nie tyl­ko mi­łość mat­ki do cór­ki, ale rów­nież ko­lej­ne sta­dia ich re­la­cji. Tak wie­le prawd o związ­ku ma­tek i có­rek – o ich bli­sko­ści i roz­łą­ce, utra­cie i po­jed­na­niu, cier­pie­niu i uzdro­wie­niu – oka­zu­je się sta­re jak świat. Ogrom­na bli­skość cór­ki i mat­ki czy­ni je po­dat­ny­mi za­rów­no na przy­jem­ne, jak i przy­kre do­świad­cze­nia. Moc­no da­ją się im we zna­ki nie­po­ro­zu­mie­nia i za­wie­dzio­ne ocze­ki­wa­nia. Bo cóż nas mo­że bar­dziej do­tknąć niż nie­chęć naj­bliż­szej oso­by?

Psy­cho­lo­go­wie okre­śla­ją re­la­cję mat­ki z dziec­kiem mia­nem re­la­cji pa­ra­dok­sal­nej. Ten zwią­zek, któ­ry roz­wi­ja się dzię­ki wiel­kiej bli­sko­ści, z upły­wem cza­su wy­ma­ga od mat­ki znacz­nie wię­cej – by po­zwo­li­ła, a na­wet po­mo­gła swe­mu dziec­ku odejść. Bez te­go kro­ku nie bę­dzie ono mo­gło uzy­skać nie­za­leż­no­ści, a bez nie­za­leż­no­ści nie da ra­dy zbu­do­wać do­ro­słe­go ży­cia.

W mi­cie o De­me­ter i Per­se­fo­nie ko­niecz­ność odej­ścia w za­świa­ty roz­dzie­la mat­kę i cór­kę. Bo choć Per­se­fo­na z ra­do­ścią po­wra­ca do Ha­de­sa, jej mat­ka nie­chęt­nie na to pa­trzy.

Pa­mię­tam, jak trud­no mi by­ło po­go­dzić się z fak­tem, że mo­ja cór­ka miesz­ka w in­nym kra­ju, ma swo­je ży­cie i zu­peł­nie do­brze so­bie ra­dzi beze mnie! Za­wsze uczy­łam ją sa­mo­dziel­no­ści, ale kie­dy już ją zdo­by­ła i za­czę­ła żyć wła­snym ży­ciem, bra­ko­wa­ło mi na­szej co­dzien­nej bli­sko­ści. Na tym wła­śnie po­le­gał pa­ra­doks: by­łam z nią bar­dzo bli­sko zwią­za­na, jej do­tych­cza­so­we ży­cie by­ło w cen­trum mo­je­go, ba­łam się więc okrop­nie, że sko­ro już mnie nie po­trze­bu­je, nasz bli­ski kon­takt zo­sta­nie cał­ko­wi­cie ze­rwa­ny.

Na­le­ża­ło więc prze­nieść na­sze wza­jem­ne sto­sun­ki na in­ną płasz­czy­znę. Nie chcia­ły­śmy by­naj­mniej ich zry­wać ani roz­sta­wać się na za­wsze. W no­wej dla nas obu rze­czy­wi­sto­ści uczy­ły­śmy się sza­no­wać fakt, że je­ste­śmy do­ro­sły­mi ko­bie­ta­mi, chcia­ły­śmy w dal­szym cią­gu od­czu­wać bli­skość. Sta­ło się to moż­li­we dzię­ki zmia­nom, ja­kie się do­ko­na­ły w na­szym po­czu­ciu od­po­wie­dzial­no­ści. Na tym eta­pie prze­sta­łam już być mat­ką od­po­wie­dzial­ną za swo­je dziec­ko. Do­ro­sła cór­ka wzię­ła cał­ko­wi­tą od­po­wie­dzial­ność za sie­bie i swo­je ży­cie. W prak­ty­ce ozna­cza­ło to, że za­czę­ła sa­mo­dziel­nie sta­wiać czo­ła kon­se­kwen­cjom swo­ich wy­bo­rów, pre­fe­ren­cji, za­cho­wań itp. Ja mo­głam jej je­dy­nie do­star­czać in­for­ma­cji zwrot­nych w po­sta­ci czy­tel­nych sy­gna­łów, w ro­dza­ju: „ak­cep­tu­ję two­je wy­bo­ry” czy „ko­cham cię, choć nie po­do­ba mi się to, co ro­bisz” i tym sa­mym prze­kształ­cić po­czu­cie od­po­wie­dzial­no­ści za cór­kę w od­po­wie­dzial­ność w sto­sun­ku do niej.

Ona zaś – z po­zy­cji do­ro­słej, sa­mo­dziel­nej oso­by – rzu­ci­ła mi wy­zwa­nie do kie­ro­wa­nia się mo­im wła­snym do­brem (z re­gu­ły w swo­ich de­cy­zjach kon­cen­tro­wa­łam się na tym, co jest do­bre dla naj­bliż­szych).

Za­wi­ła dro­ga od cał­ko­wi­tej za­leż­no­ści do au­to­no­mii za­pro­wa­dzi­ła nas do miej­sca, w któ­rym obie mo­gły­śmy re­ali­zo­wać swo­je ży­cio­we aspi­ra­cje. To z ko­lei po­zwo­li­ło nam na dal­szy in­dy­wi­du­al­ny roz­wój i prze­mia­nę na­szej re­la­cji. Przede wszyst­kim za­ak­cep­to­wa­ły­śmy to, co w nas po­dob­ne – a nie by­ło to wca­le ła­twe. Na­stęp­nym kro­kiem by­ło przy­ję­cie te­go, co w nas in­ne – to już by­ło wte­dy ła­twiej­sze. Po­czu­ły­śmy się cał­kiem swo­bod­nie i sta­le do­ce­nia­my owe po­do­bień­stwa i róż­ni­ce.

Ostat­nio zna­la­złam w in­ter­ne­cie wy­po­wiedź mło­dej ko­bie­ty za­ty­tu­ło­wa­ną „Nie­na­wi­dzę swo­jej mat­ki”; przy­ta­czam ją pra­wie do­słow­nie:

Nie chcę być ta­ka jak mo­ja mat­ka! I zro­bię wszyst­ko, by ta­ką się nie stać. Ona nie po­tra­fi­ła sta­wać w mo­jej ob­ro­nie, lecz mnie kar­ci­ła. Nie po­tra­fi­ła przy­tu­lić, lecz krzy­cza­ła. Nie po­ka­za­ła mi pięk­na te­go świa­ta ani nie zdra­dzi­ła ta­jem­nic sta­wa­nia się ko­bie­tą – dla niej to by­ło oczy­wi­ste. I w koń­cu nie po­ka­za­ła, jak się pro­wa­dzi dom, lecz cią­gle roz­ka­zy­wa­ła „zrób to i to, a jak nie umiesz, to się na­ucz”. Mi­mo że mam już 25 lat, mu­szę żyć z nią pod jed­nym da­chem, bo nie stać mnie na ży­cie osob­no. Ale wkrót­ce się to zmie­ni. Do­ło­żę wszel­kich sta­rań, by mo­je dzie­ci mia­ły we mnie mat­kę i przy­ja­ciół­kę. Bo prze­cież tak po­win­no być!

Wy­glą­da na to, że au­tor­ka nie zda­je so­bie spra­wy z te­go, co czu­je. Gdy z pa­sją pi­sze „nie­na­wi­dzę”, nie­świa­do­mie przy­zna­je, jak moc­ny jest jej zwią­zek z ma­mą. Jej uczu­cie – na­wet tak przy­kre jak nie­na­wiść – po­wo­du­je, że ma­ma jest sta­le w jej ży­ciu obec­na.

Na­wet kie­dy fi­zycz­nie ma­my przy niej nie ma, pod­sy­ca w so­bie przy­kre uczu­cia do niej. I choć au­tor­ce po­stu mo­że się to wy­da­wać dziw­ne czy wręcz nie­zro­zu­mia­łe, pod­sta­wo­wym ele­men­tem osią­gnię­cia do­ro­sło­ści jest do­strze­że­nie i do­ce­nie­nie te­go, cze­go na­uczy­ła się nie­ja­ko mi­mo­cho­dem, bę­dąc cór­ką swo­jej ma­my. I tak w ra­mach przy­go­to­wań do by­cia mat­ką - przy­ja­ciół­ką mo­że pró­bo­wać prze­mie­nić nie­chęć do mat­ki w życz­li­wość dla sa­mej sie­bie.

Mo­że na przy­kład stwier­dzić: „Do­ra­sta­jąc z mo­ją ma­mą na­uczy­łam się ra­dzić so­bie sa­ma. Te­raz wiem, że mo­gę wska­zy­wać dro­gę i po­ma­gać in­nym, bo mu­sia­łam się te­go sa­ma uczyć”. Ta­kie po­dej­ście po­zwo­li jej na prze­nie­sie­nie punk­tu cięż­ko­ści z „by­cia na nie” na „by­cie na tak”. In­ny­mi sło­wy na przej­ście od su­ro­we­go oce­nia­nia ma­my do chę­ci zro­zu­mie­nia, dla­cze­go by­ła ta­ka, a nie in­na. By sa­ma stać się mat­ką - przy­ja­ciół­ką owa mło­da ko­bie­ta mu­si zna­leźć w so­bie cie­pło i ser­decz­ność, któ­rych tak bar­dzo pra­gnę­ła od swo­jej mat­ki. Za­miast kry­ty­ko­wać „nie na­uczy­ła”, „nie po­ka­za­ła”, „nie przy­tu­li­ła”, mo­że za­in­te­re­so­wać się ży­ciem swo­jej mat­ki i spoj­rzeć na nie życz­li­wiej. Na­wet je­śli nie­wie­le wie o do­świad­cze­niach swo­jej ma­my, mo­że się po­sta­rać wy­ob­ra­zić so­bie jej ży­cio­wą dro­gę.

Wy­ob­raź­nia jest bo­wiem nie tyl­ko uni­kal­ną ce­chą ludz­kiej na­tu­ry, umoż­li­wia­ją­cą zo­ba­cze­nie cze­goś, cze­go tak na­praw­dę nie ma, ale po­zwa­la rów­nież – a mo­że przede wszyst­kim – na współ­od­czu­wa­nie sta­nów, któ­rych sa­mi ni­g­dy nie do­świad­czy­li­śmy. Em­pa­tia mo­że uto­ro­wać dro­gę do praw­dzi­we­go po­zna­nia ży­cia mat­ki: śro­do­wi­ska, w któ­rym do­ra­sta­ła, wa­run­ków i oko­licz­no­ści to­wa­rzy­szą­cych jej roz­wo­jo­wi. Przyj­rze­nie się jej świa­tu, po­zna­nie jej hi­sto­rii i hi­sto­rii jej żeń­skich przod­ków – ko­biet, od któ­rych uczy­ła się by­cia ko­bie­tą – otwie­ra drzwi do zro­zu­mie­nia tak mat­ki, jak i sa­mej sie­bie.

Mat­ka na­to­miast, by wyjść po­za opie­kuń­cze i wy­cho­waw­cze za­cho­wa­nia – za­rów­no te na­ka­zu­ją­ce, jak i kry­tycz­ne – mo­że do­strzec do­ro­słość cór­ki i usza­no­wać jej sa­mo­dziel­ność. Przy­znam, że gdy za­czę­łam pa­trzeć na mo­ją cór­kę jak na kom­pe­tent­ną, do­ro­słą ko­bie­tę, to po­za tym, że ser­ce we mnie ro­sło, do­wia­dy­wa­łam się o niej wie­lu cie­ka­wych rze­czy. Do tej po­ry po­chła­nia­ły mnie pra­wie wy­łącz­nie oba­wy o to, jak so­bie ra­dzi. Gdy od­sta­wi­łam te nie­po­ko­je, zo­ba­czy­łam jej za­rad­ność, kre­atyw­ność, po­czu­cie hu­mo­ru, pra­co­wi­tość, mą­drość ży­cio­wą i wie­le in­nych cech, któ­rych opie­kuń­cza kwo­ka nie by­ła w sta­nie do­strzec!

Tym­cza­sem:

Dwie do­ro­słe ko­bie­ty – tak mat­ka, jak i cór­ka – ma­ją nie­po­wta­rzal­ną oka­zję skon­fron­to­wa­nia się z wła­snym ży­ciem. Mo­gą mu się przyj­rzeć: do­ce­nić to, co stwo­rzy­ły, a je­śli po­trze­ba – do­ko­nać zmian. Mo­gą wpły­wać na swój zwią­zek, po­nie­waż prze­kształ­ce­nie na­sze­go po­strze­ga­nia i za­cho­wa­nia w sto­sun­ku do naj­bliż­szych jest cał­ko­wi­cie w na­szej mo­cy. Za­le­ży bo­wiem wy­łącz­nie od na­szych in­ter­pre­ta­cji, któ­re z ko­lei są cał­ko­wi­cie za­leż­ne od na­sze­go na­sta­wie­nia. Wy­star­czy zmie­nić ton z ob­wi­nia­ją­ce­go na cie­pły i ser­decz­ny.

Mło­dą au­tor­kę in­ter­ne­to­we­go na­rze­ka­nia ta­ka za­mia­na nie­wąt­pli­wie przy­bli­ży­ła­by do zbu­do­wa­nia życz­li­wej re­la­cji z ma­mą. Za­miast oskar­żać, mo­gła­by za­pro­sić ma­mę do in­nej, niż te do­tych­cza­so­we, roz­mo­wy.

Sed­no spra­wy tkwi w za­sły­sza­nym kie­dyś dia­lo­gu:

– Tak bar­dzo ją ko­cham – po­wie­dzia­ła mło­da dziew­czy­na o swo­jej mat­ce.

– Wi­dzę to do­sko­na­le, two­je cier­pie­nie jest te­go do­wo­dem – usły­sza­ła w od­po­wie­dzi.

Tak czy ina­czej wszy­scy do­świad­cza­my bó­lu w re­la­cji z ko­cha­ny­mi oso­ba­mi, gdyż mi­łość i ból to uczu­cia nie­ja­ko nie­roz­łącz­ne. Bo­li nas, gdy ko­cha­nej oso­bie jest źle, gdy cier­pi. Cza­sem re­agu­je­my też ża­lem bądź bó­lem w od­po­wie­dzi na jej za­cho­wa­nie. Mo­że­my to jed­nak zmie­nić. W re­la­cji mat­ka-cór­ka ma­my moż­li­wość wy­ci­sze­nia pre­ten­sji, wy­ba­cze­nia krzywd, za­skle­pie­nia daw­nych ran, czy­li do­ko­na­nia zmian, któ­re za­owo­cu­ją we­wnętrz­nym spo­ko­jem. A że jest to na­praw­dę moż­li­we, prze­ko­na­łam się w trak­cie naj­trud­niej­szych do­świad­czeń me­go ży­cia, gdy za­gro­żo­na cho­ro­bą od­zy­ska­łam we­wnętrz­ny ład, a tak­że otwar­tość w sto­sun­ku do sie­bie i naj­bliż­szych. Owa świa­do­mość, że ta­ka zmia­na jest re­al­na – by nie rzec cał­kiem pro­sta – za­in­spi­ro­wa­ła mnie do na­pi­sa­nia tej książ­ki. Gdy po raz ko­lej­ny za­da­no mi py­ta­nie, dla­cze­go pi­szę książ­kę o związ­kach ma­tek i có­rek, od­po­wie­dzia­łam, że wiem coś na ten te­mat i chcia­ła­bym się tym po­dzie­lić z in­ny­mi. To chęć po­dzie­le­nia się wła­sny­mi do­świad­cze­nia­mi, jak rów­nież hi­sto­ria­mi wie­lu ko­biet, by­ła mo­to­rem na­pi­sa­nia tej książ­ki. Mam ci­chą na­dzie­ję, że choć nie jest to książ­ka ku­char­ska, oka­że się przy­dat­na w two­rze­niu in­dy­wi­du­al­nych prze­pi­sów na prze­pysz­ne ży­cie.

Dla­te­go też, Dro­ga Czy­tel­nicz­ko, za­nim za­czniesz czy­tać da­lej, za­pra­szam:

Usiądź wy­god­nie, od­pręż się, odłącz na mo­ment od ota­cza­ją­ce­go cię świa­ta: ro­dzi­ny, pra­cy, te­le­wi­zo­ra, in­ter­ne­tu, ko­mór­ki. Weź kil­ka głę­bo­kich od­de­chów i po­szu­kaj w so­bie od­po­wie­dzi na na­stę­pu­ją­ce py­ta­nia:

Czy re­la­cja z mat­ką (al­bo cór­ką) jest dla mnie przed­mio­tem czę­stej tro­ski, bó­lu, zło­ści, smut­ku, roz­go­ry­cze­nia?

Czy chcę po­świę­cić czas i ener­gię na zro­zu­mie­nie ist­nie­ją­cej re­la­cji?

Czy de­cy­du­ję się zro­bić to te­raz?

Je­że­li od­po­wiesz „tak” na te trzy py­ta­nia, za­pra­szam cię do prze­czy­ta­nia ni­niej­szej książ­ki. Mo­żesz ją po­rów­nać do re­ge­ne­ru­ją­ce­go po­sił­ku, któ­re­go ko­lej­ne da­nia do­star­cza­ją co­raz to cie­kaw­szych sma­ków.

Bez wzglę­du na to, czy cho­dzi o sztu­kę ku­li­nar­ną, czy o pra­cę nad so­bą, obo­wią­zu­je ta sa­ma za­sa­da: nie war­to się spie­szyć. Je­śli zde­cy­du­jesz się na pra­cę nad so­bą, pa­mię­taj, że jest ona przed­się­wzię­ciem wy­ma­ga­ją­cym cier­pli­wo­ści i sa­mo­za­par­cia. Gdy się na nie zdo­bę­dziesz, zro­bisz so­bie pre­zent, bo bez wąt­pie­nia przy­bli­ży cię to do ta­kiej re­la­cji z ma­mą czy cór­ką, o ja­kiej za­wsze ma­rzy­łaś. Zwłasz­cza je­że­li zgo­dzisz się, że każ­da z nas po­sia­da w swo­jej psy­chi­ce „we­wnętrz­ną mat­kę” – czy­li umie­jęt­ność stwa­rza­nia so­bie kom­for­tu, za­spo­ka­ja­nia wła­snych po­trzeb, jak rów­nież do­star­cza­nia so­bie cie­pła i opie­ki.

Bo czyż wszyst­ko to, cze­go świa­do­mie i pod­świa­do­mie na­uczy­ły­śmy się od ma­my, nie gro­ma­dzi się te­raz w nas sa­mych? Przy­zwy­cza­je­nia, wy­zwa­nia, lę­ki, moc­ne i sła­be stro­ny, sys­tem war­to­ści, mat­czy­na mi­łość. Gdy znaj­dzie­my dla sie­bie cie­pło, życz­li­wość, zro­zu­mie­nie, to rów­nież w ja­snym świe­tle za­cznie­my po­strze­gać na­sze sto­sun­ki z in­ny­mi. Pra­ca nad sa­mym so­bą sta­nie się rów­no­cze­śnie pra­cą nad re­la­cja­mi z in­ny­mi.

Re­la­cja z we­wnętrz­ną mat­ką le­ży u pod­staw na­sze­go sto­sun­ku do sa­mych sie­bie, a ten z ko­lei kie­ru­je na­szy­mi związ­ka­mi z in­ny­mi.

Za­zwy­czaj w pra­cy nad re­la­cja­mi bio­rą udział obie stro­ny. Pro­po­nu­ję jed­nak pój­ście in­ną, mniej uczęsz­cza­ną dro­gą. Owa mniej uczęsz­cza­na dro­ga – pra­ca nad związ­kiem z we­wnętrz­ną mat­ką – wie­dzie do osią­gnię­cia peł­nej doj­rza­ło­ści za­rów­no w sto­sun­ku do sie­bie, jak i do in­nych. Zwłasz­cza że dość czę­stym po­wo­dem na­szych zma­gań jest kon­cen­tra­cja na tym, co dzie­je się nie w nas sa­mych, ale na tym, co jest na ze­wnątrz nas. In­ny­mi sło­wy ocze­ku­je­my – ba, wręcz wy­ma­ga­my – by dru­ga oso­ba się zmie­ni­ła, gdyż w na­szym po­ję­ciu to ona jest źró­dłem trud­no­ści. Po­wta­rza­my: „gdy­by ona mnie ro­zu­mia­ła” al­bo „gdy­by tyl­ko to czy tam­to by­ło in­ne, wszyst­ko by­ło­by w po­rząd­ku”. Owa kon­cen­tra­cja na ko­niecz­no­ści zmian w świe­cie ze­wnętrz­nym po­chła­nia ca­łą na­szą ener­gię i nie przy­no­si ocze­ki­wa­nych re­zul­ta­tów. A prze­cież wy­star­czy sku­pić się na tym, co w nas, że­by do­kład­nie zo­ba­czyć re­la­cję, ja­ką chce­my mieć z tym co na ze­wnątrz, co po­za nam. Gdy skie­ru­je­my uwa­gę na to, co dla nas naj­waż­niej­sze, mo­że­my do­ko­nać we­wnętrz­nych zmian. Są one w na­szej mo­cy.

Na przy­kład: wście­ka­my się, gdy cór­ka spóź­ni­ła się na umó­wio­ne spo­tka­nie. Oskar­ża­my ją o brak sza­cun­ku. Czu­je­my się sfru­stro­wa­ne, a kry­tycz­ne uwa­gi pod jej ad­re­sem pły­ną nam z ust rwą­cym po­to­kiem. Trud­no je po­wstrzy­mać… A prze­cież ma­my do wy­bo­ru ca­ły ogrom­ny re­per­tu­ar re­ak­cji i za­cho­wań. Mo­że­my za­re­ago­wać mi­ło, cie­pło i życz­li­wie! Mo­że­my za­py­tać, czy coś się sta­ło. Mo­że­my oka­zać za­in­te­re­so­wa­nie, spo­kój, em­pa­tię, gdyż za­wsze – bez wzglę­du na oko­licz­no­ści – na­sza re­ak­cja za­le­ży od nas sa­mych!

Ta­kie po­dej­ście, to zna­czy skon­cen­tro­wa­nie się na so­bie, mo­że być uzna­ne za ego­istycz­ne, choć wca­le nie jest sa­mo­lub­ne i za­wsze bie­rze pod uwa­gę do­bro in­nych. Mi­mo to oba­wiam się, że nie znaj­dzie uzna­nia wśród ko­biet na­wy­kłych do po­świę­ce­nia i wy­rze­czeń. Do­sko­na­le je ro­zu­miem. Do­ra­sta­łam bo­wiem w tym sa­mym świe­cie co one i kształ­to­wa­ły mnie po­dob­ne nor­my i wzor­ce. Tak sa­mo jak one na­uczy­łam się sta­wiać do­bro in­nych po­nad wła­sne. Do­pie­ro kie­dy zda­łam so­bie spra­wę, że po­wie­la­ny prze­ze mnie wzo­rzec mę­czeń­stwa po­wo­du­je, że spa­lam się w za­wrot­nym tem­pie i gdy cho­ro­ba za­pu­ka­ła do mo­ich drzwi, za­czę­łam szu­kać in­ne­go spo­so­bu na ży­cie. Po­nie­waż z na­tu­ry je­stem upar­ta, zna­la­złam go i opi­sa­łam w ni­niej­szej książ­ce – z na­dzie­ją, że przy­da się in­nym. Wska­za­łam dro­gę opar­tą na:

po­sza­no­wa­niu in­dy­wi­du­al­no­ści wła­snej i in­nych, od­po­wie­dzial­no­ści za sie­bie i w sto­sun­ku do in­nych, po­dej­mo­wa­niu au­to­no­micz­nych de­cy­zji, bez wzglę­du na to, czy są one po­pu­lar­ne, czy nie.

I choć ta­ka lo­jal­ność wo­bec sa­mej sie­bie by­ła nie la­da ry­zy­kiem – oba­wia­łam się, że mo­gę stra­cić naj­uko­chań­szych lu­dzi – to gdy od­wa­ży­łam się je pod­jąć, za­czę­łam żyć au­ten­tycz­nie, peł­nią ży­cia. Mo­je re­la­cje z naj­bliż­szy­mi na­bra­ły cie­płych, pa­ste­lo­wych barw.

Jak już wspo­mnia­łam, ni­niej­sza książ­ka jest za­rów­no syn­te­zą wie­dzy, do­świad­cze­nia i prak­ty­ki za­wo­do­wej psy­cho­lo­ga, jak i efek­tem wie­lu lat mo­jej pra­cy nad so­bą w pol­skich, ka­na­dyj­skich i ame­ry­kań­skich ośrod­kach ba­da­nia i roz­wo­ju oso­bo­wo­ści. Na­uczy­łam się, że praw­dzi­wa zmia­na na­stę­pu­je wów­czas, kie­dy zbli­ży­my się do sie­bie ta­kich, ja­ki­mi na­praw­dę je­ste­śmy. Za­zwy­czaj za­czy­na­my owo po­zna­wa­nie au­ten­tycz­ne­go „ja” od za­bliź­nie­nia ran i oka­le­czeń z prze­szło­ści – po­zby­cia się emo­cjo­nal­nych si­nia­ków, któ­re po­wsta­ły w trak­cie na­by­wa­nia ży­cio­wych do­świad­czeń. Każ­dy z nas po­sia­da we­wnętrz­ną ży­łę zło­ta i wła­sne źró­dło ener­gii. Wszy­scy ma­my moż­li­wość wy­ra­ża­nia emo­cji wprost i ob­da­ro­wy­wa­nia sie­bie i in­nych życz­li­wo­ścią i mi­ło­ścią. By żyć peł­nią ży­cia, mu­si­my do­trzeć do wła­snych za­so­bów, do te­go au­ten­tycz­ne­go „ja”.

W pro­ce­sie od­naj­dy­wa­nia sie­bie zdo­by­wa­my kon­kret­ne umie­jęt­no­ści, a ro­bi­my to w spo­sób po­rów­ny­wal­ny do ucze­nia się no­we­go ję­zy­ka. Naj­pierw okre­śla­my cel, roz­wa­ża­jąc na­sze po­trze­by (de­cy­du­je­my ja­kie­go ję­zy­ka bę­dzie­my się uczyć), spraw­dza­my za­so­by i na­rzę­dzia, któ­re nam po­mo­gą go uzy­skać (osią­gnąć płyn­ność i ła­twość po­ro­zu­mie­wa­nia się w no­wym ję­zy­ku, czy­li kur­sy, lek­cje, pod­ręcz­ni­ki, po­mo­ce). Po­wta­rza­my, ćwi­czy­my, za­pa­mię­tu­je­my, a wszyst­ko po to, by pew­nie iść przez ży­cie z otwar­to­ścią na to, co jest moż­li­we – z wdzięcz­no­ścią, że to jest moż­li­we. To­wa­rzy­sząc in­nym w pro­ce­sie od­kry­wa­nia sie­bie, wska­zu­ję im ko­niecz­ność wzię­cia od­po­wie­dzial­no­ści za wła­sne dzia­ła­nia. Jest ona nie­zbęd­na do uzy­ska­nia au­to­no­mii i po­czu­cia wol­no­ści. Uczę ra­dze­nia so­bie z trud­no­ścia­mi, po­dej­mo­wa­nia de­cy­zji, przyj­mo­wa­nia i sza­no­wa­nia zo­bo­wią­zań wo­bec sie­bie i in­nych, wia­ry w sie­bie i swo­ją war­to­ść - er­go wszyst­kie­go, co po­zwa­la na uję­cie ste­ru we wła­sne rę­ce i świa­do­me­go ste­ro­wa­nia wła­snym, za­wsze zdat­nym do że­glu­gi, okrę­tem.

Wie­rzę, że w tej po­dró­ży przez ży­cie nie­ustan­nie po­bie­ra­my – w od­sła­nia­ją­cych się ko­lej­no eta­pach – no­we, fa­scy­nu­ją­ce lek­cje. War­to stać się uczen­ni­cą ży­cia – nie tyl­ko te­go na ze­wnątrz nas, ale rów­nież, a mo­że przede wszyst­kim te­go, któ­re od­kry­wa nie­skoń­czo­ność na­szych moż­li­wo­ści.

Pół wie­ku te­mu, gdy ja­ko ma­ła dziew­czyn­ka, zmę­czo­na dłu­gim mar­szem, sta­ra­łam się na­dą­żać za do­ro­sły­mi, ma­ma do­da­wa­ła mi si­ły wier­szy­kiem: „Ja­dą, ja­dą mi­sie, śmie­ją im się py­sie” i szło mi się znacz­nie raź­niej. Póź­niej, na krę­tej dro­dze roz­wo­ju i od­kry­wa­nia ko­lej­nych kart ży­cia, po­za wra­ca­ją­cy­mi w my­ślach sło­wa­mi ma­my, do­da­wa­łam so­bie otu­chy stro­fą z wier­sza „In­vic­tus” Wil­lia­ma Er­ne­sta Hen­leya:

To bez zna­cze­nia jak wą­ska bra­ma,

Jak zwo­je ka­rą za­pi­sa­ne:

Ja je­stem pa­nem me­go lo­su

I du­szy mo­jej ka­pi­ta­nem.

(prze­kład au­tor­ki)

WER­SJA DE­MOKie­dy prze­sta­łam bić skrzy­dła­mi,

Że świat stwo­rzo­ny jest z błę­da­mi,

Do­strze­głam, jak zza uchy­lo­nych drzwi

kom­pro­mis zna­ki da­je mi,

I ży­ciu w oczy wprost spoj­rza­łam

Chłod­no, z mą­dro­ścią – już doj­rza­ła,

Ri­po­sta ży­cia by­ła szcze­ra:

Za praw­dę – mło­dość ci za­bie­ram.

Sa­ra Te­as­da­le (prze­kład au­tor­ki)

ROZ­DZIAŁ I

O doj­rza­ło­ści emo­cjo­nal­nej i o au­to­no­mii

Qu­iz doj­rza­ło­ści emo­cjo­nal­nej

Prze­czy­taj po­niż­sze stwier­dze­nia, a na­stęp­nie przy­pisz każ­de­mu z nich oce­nę naj­bar­dziej od­po­wia­da­ją­cą two­im do­świad­cze­niom. Użyj ska­li:

1 = rzad­ko, 0,5 = cza­sa­mi, 0 = czę­sto

1. Gdy po­dej­mu­ję de­cy­zję, po­trze­bu­ję po­twier­dze­nia jej słusz­no­ści.

2. Wo­lę po­dą­żać za in­ny­mi niż im prze­wo­dzić.

3. Od­po­wie­dzial­ność mnie prze­ra­ża, więc jej uni­kam.

4. Źle się czu­ję, gdy miesz­kam sa­ma.

5. Po­le­gam na in­nych, że­by czuć się bez­piecz­nie.

6. Mam skłon­ność do po­dej­mo­wa­nia nie­prze­my­śla­nych de­cy­zji.

7. Zda­rza mi się nie za­sta­na­wiać nad na­stęp­nym kro­kiem.

8. Mam skłon­ność do im­pul­syw­nych de­cy­zji.

9. Mam w so­bie du­żo lę­ku i nie­po­ko­ju.

10. Za­zwy­czaj czymś się mar­twię.

11. Mo­je sa­mo­po­czu­cie za­le­ży od te­go, co się wo­kół mnie dzie­je.

12. Ła­two zmie­niam na­stro­je z ra­do­ści na złość i od­wrot­nie.

13. Lu­dzie mó­wią mi, że ła­two zmie­niam na­stro­je.

14. Ła­two się nie­cier­pli­wię, de­ner­wu­ję i wpa­dam w złość.

15. Mam trud­no­ści w na­wią­zy­wa­niu bli­skich kon­tak­tów z in­ny­mi.

16. Mo­je związ­ki z in­ny­mi są za­zwy­czaj krót­ko­trwa­łe.

17. Mo­je związ­ki z in­ny­mi są za­zwy­czaj burz­li­we.

18. Nie lu­bię zaj­mo­wać się dzieć­mi ani zwie­rzę­ta­mi.

19. W za­sa­dzie nie mam do sie­bie za­ufa­nia.

20. Trud­no mi wy­stę­po­wać pu­blicz­nie lub roz­ma­wiać z ludź­mi, któ­rych nie znam.

21. Wy­da­je mi się, że coś jest ze mną nie tak.

22. Zda­rza mi się li­to­wać nad so­bą.

23. Mam skłon­ność do na­rze­ka­nia, że je­stem po­krzyw­dzo­na i in­ni utrud­nia­ją mi ży­cie.

24. Wi­nię ro­dzi­ców za to, ja­ka je­stem.

25. Tak na­praw­dę wca­le sie­bie nie lu­bię.

26. Oba­wiam się, że by­cie otwar­tą i uczci­wą utrud­ni mi ży­cie.

27. Mam skłon­ność do mó­wie­nia lu­dziom te­go, co mi się wy­da­je, że chcą usły­szeć, a nie te­go, co na­praw­dę my­ślę i czu­ję.

28. By czuć się do­brze, mu­szę wie­dzieć, że in­ni są ze mnie za­do­wo­le­ni.

29. Bo­ję się od­rzu­ce­nia.

30. Bo­ję się dez­apro­ba­ty.

31. Mam skłon­no­ści do nad­uży­wa­nia al­ko­ho­lu lub in­nych sub­stan­cji, by ła­go­dzić we­wnętrz­ny smu­tek i ból.

32. Trud­no mi otwo­rzyć się przed in­ny­mi.

33. Nie czu­ję się swo­bod­nie w to­wa­rzy­stwie.

34. Bo­ję się oce­ny in­nych, że coś jest ze mną nie tak.

35. Mam trud­no­ści z go­spo­da­ro­wa­niem pie­niędz­mi.

36. Nie dbam o zdro­wie.

37. Igno­ru­ję wska­za­nia le­kar­skie.

38. Zda­rza mi się jeść wię­cej, kie­dy je­stem zde­ner­wo­wa­na.

39. Je­stem z na­tu­ry sa­mot­nicz­ką.

40. Nie cier­pię być sa­ma.

Na pod­sta­wie qu­izu Nic­ka Ar­riz­zy

Do­daj wszyst­kie otrzy­ma­ne punk­ty. Sprawdź swój wy­nik: Je­śli su­ma punk­tów wy­no­si 31–40, to zna­czy, że osią­gnę­łaś peł­ną doj­rza­łość emo­cjo­nal­ną. Je­śli su­ma punk­tów wy­no­si 10–30 – mu­sisz za­jąć się so­bą, że­by roz­wi­nąć nie­któ­re umie­jęt­no­ści, bra­ku­ją­ce do osią­gnię­cia peł­nej doj­rza­ło­ści emo­cjo­nal­nej. Je­śli su­ma punk­tów wy­no­si 10 lub mniej wska­zu­je, że czę­sto po­pa­dasz w ta­ra­pa­ty zwią­za­ne z nie­doj­rza­łym po­dej­ściem do ży­cia. Two­je ży­cie nie jest sa­tys­fak­cjo­nu­ją­ce. Mo­żesz to zmie­nić, je­śli zde­cy­du­jesz się na wło­że­nie wy­sił­ku w pra­cę nad zdo­by­ciem doj­rza­ło­ści. W na­stęp­nych roz­dzia­łach znaj­dziesz ćwi­cze­nia, któ­re uła­twią ci tę pra­cę.

WER­SJA DE­MOBo­że użycz mi po­go­dy du­cha,

abym go­dził się z tym,

cze­go nie mo­gę zmie­nić.

Od­wa­gi, abym zmie­niał to,

co mo­gę zmie­nić.

I mą­dro­ści, abym od­róż­niał jed­no od dru­gie­go.

Mo­dli­twa o po­go­dę du­cha, przy­pi­sy­wa­na Mar­ko­wi Au­re­liu­szo­wi

ROZ­DZIAŁ II

O ak­cep­ta­cji, kon­tro­li uczuć i au­ten­tycz­nych związ­kach

Kie­dy ja­ko te­ra­peut­ka, tre­ner, mat­ka czy przy­ja­ciół­ka roz­ma­wiam z ko­bie­ta­mi o związ­kach z ma­ma­mi i cór­ka­mi, na­bie­ram co­raz więk­szej pew­no­ści, że na­sze roz­mo­wy zmie­rza­ją do zna­le­zie­nia kon­kret­nych spo­so­bów na spro­sta­nie tro­skom i wy­zwa­niom, któ­re sta­wia­ją przed na­mi te skom­pli­ko­wa­ne re­la­cje. Usil­nie szu­ka­my cze­goś na kształt prze­wod­ni­ka, któ­ry wy­ty­czył­by wła­ści­wą dro­gę i pro­wa­dził w stro­nę wzmoc­nie­nia wię­zi emo­cjo­nal­nych mię­dzy na­mi. Prze­wod­ni­ka, któ­ry nie ty­le na­kre­śli cel, co wska­że dro­gę. Ta­ką, któ­rą mo­że­my pójść z gra­cją i wdzię­kiem, kie­ru­jąc się życz­li­wo­ścią i uczci­wo­ścią. Zgod­nie z czte­ro­wier­szem, któ­ry kie­dyś na­pi­sa­łam:

Gdy­byś mi nie mó­wi­ła, że mu­szę da­wać,

Mo­gła­bym brać.

Gdy­byś wska­za­ła nie cel a dro­gę,

To po­szła­bym nią – bo mo­gę.

Pierw­szym kro­kiem na tej dro­dze jest nie­wąt­pli­wie za­ak­cep­to­wa­nie od­po­wie­dzial­no­ści za wła­sne ży­cie. Za­ak­cep­to­wa­nie, że wszyst­ko, co wi­dzi­my, sły­szy­my, sma­ku­je­my, cze­go do­ty­ka­my czy w ja­ki­kol­wiek in­ny spo­sób do­zna­je­my, jest na­szą od­po­wie­dzial­no­ścią, by nie rze­c w­ła­sno­ścią. Dla­te­go też je­śli coś nam się nie po­do­ba, sa­mi wy­bie­ra­my spo­sób dą­że­nia do zmia­ny. Mo­że­my sko­ry­go­wać na­sze spoj­rze­nie na spra­wę. Mo­że­my po­dejść do niej ina­czej niż do­tych­czas. Je­śli coś nam do­ku­cza, do nas na­le­ży zna­le­zie­nie ku­ra­cji, któ­ra po­zwo­li po­zbyć się bó­lu. Dia­gno­zą i le­cze­niem zaj­mu­je się oczy­wi­ście kom­pe­tent­ny dok­tor, ale my sa­me mu­si­my do nie­go do­trzeć, a na­stęp­nie ak­tyw­nie uczest­ni­czyć w pro­ce­sie zdro­wie­nia. Ku­ra­cja bez udzia­łu pa­cjen­ta nie ma szan­sy na suk­ces. To oczy­wi­ste.

Je­śli choć na chwi­lę przyj­mie­my to po­dej­ście zo­ba­czy­my, że w prze­ci­wień­stwie do te­go, co się po­wszech­nie uwa­ża, pro­blem usy­tu­owa­ny jest we­wnątrz nas sa­mych. Pro­blem nie jest jej czy je­go, jest nasz, po­nie­waż to my de­cy­du­je­my, co nim jest. Przy ta­kim po­dej­ściu mam wpływ na oto­cze­nie. Rów­no­cze­śnie wiem, że nie ży­ję w pu­st­ce, gdyż łą­czy mnie więź z oto­cze­niem. Do­sko­na­le od­da­ją to sło­wa Jo­na Ka­bat-Zin­na z Uni­wer­sy­te­tu Mas­sa­chu­setts:

W co­dzien­nym ży­ciu (…) czę­sto mar­nu­je­my mnó­stwo ener­gii, za­prze­cza­jąc i prze­ciw­sta­wia­jąc się te­mu, co i tak jest już fak­tem. Kie­dy to ro­bi­my, to na­praw­dę pró­bu­je­my zmu­sić sy­tu­ację, by by­ła ta­ka, jak chce­my, co wy­wo­łu­je dal­sze na­pię­cie. W ten spo­sób blo­ku­je­my so­bie moż­li­wość po­zy­tyw­nej zmia­ny. Zda­rza się, że je­ste­śmy tak za­ję­ci za­prze­cza­niem, zmu­sza­niem i sza­mo­ta­niem, że zo­sta­je nam ma­ło ener­gii na zdro­wie­nie i roz­wój, a jej reszt­ki mo­że­my roz­pro­szyć przez brak świa­do­mo­ści i in­ten­cjo­nal­no­ści. (…)

WER­SJA DE­MOZa­dzwo­ni­łam do przy­ja­ciół­ki i mó­wię: – Słu­chaj, na­pi­sa­łam zda­nie,
któ­re­go ad­re­sat­ką jest mat­ka, i je­stem prze­ra­żo­na. A ona: – Ja tak

czę­sto my­ślę o swo­jej mat­ce.

Bo­że­na Keff

ROZ­DZIAŁ III

O sty­lach przy­wią­za­nia

Kwe­stio­na­riusz przy­wią­za­nia dr Kim Bar­tho­lo­mew skła­da się z czte­rech punk­tów. Prze­czy­taj je i wy­bierz ten, któ­ry naj­le­piej pa­su­je do two­ich re­la­cji z in­ny­mi.

Kwe­stio­na­riusz przy­wią­za­nia:

1. Jest mi sto­sun­ko­wo ła­two zbli­żyć się emo­cjo­nal­nie do in­nych. Chęt­nie na nich po­le­gam i lu­bię, gdy oni po­le­ga­ją na mnie. Nie mar­twię się, że zo­sta­nę sa­ma al­bo że mnie nie za­ak­cep­tu­ją.

2. Czu­ję się do­brze bez bli­skich związ­ków emo­cjo­nal­nych. Po­czu­cie nie­za­leż­no­ści i sa­mo­wy­star­czal­ność są dla mnie nie­zmier­nie waż­ne. Wo­lę nie za­le­żeć od ni­ko­go i nie chcę, że­by in­ni za­le­że­li ode mnie.

3. Pra­gnę bli­sko­ści emo­cjo­nal­nej z in­ny­mi, ale czę­sto mi się zda­rza, że oni nie zbli­ża­ją się do mnie tak bar­dzo, jak bym te­go pra­gnę­ła. Czu­ję się nie­pew­nie, gdy nie je­stem z kimś w bli­skim związ­ku. Cza­sa­mi mar­twię się, że in­ni mnie nie do­ce­nia­ją w ta­kim sa­mym stop­niu, jak ja ich.

4. Czu­ję się nie­swo­jo, gdy zbli­żam się do in­nych. Pra­gnę bli­skie­go związ­ku emo­cjo­nal­ne­go, ale trud­no mi cał­ko­wi­cie za­ufać in­nym. Mam rów­nież trud­no­ści z po­le­ga­niem na nich. Cza­sem, gdy po­zwo­lę so­bie na zbyt du­żą bli­skość, oba­wiam się, że zo­sta­nę zra­nio­na.

In­for­ma­cja któ­rą uzy­skasz za po­mo­cą kwe­stio­na­riu­sza jest po­cząt­kiem zro­zu­mie­nia me­cha­ni­zmów, ja­kie kie­ro­wa­ły roz­wi­nię­ciem da­ne­go sty­lu przy­wią­za­nia. Opis każ­de­go z nich znaj­dziesz po­ni­żej.

Że­by zro­zu­mieć na­sze związ­ki z in­ny­mi, war­to przyj­rzeć się naj­wcze­śniej­szym kon­tak­tom mat­ki z dziec­kiem. Sche­ma­ty i wzor­ce za­cho­wa­nia po­wsta­łe w pierw­szych chwi­lach ży­cia i roz­wi­ja­ją­ce się w cią­gu na­stęp­nych trzech lat le­żą u pod­staw na­szych za­cho­wań po­wie­la­nych w wie­ku doj­rza­łym. Na ich pod­sta­wie bu­du­je­my „zdro­we” bądź „tok­sycz­ne” związ­ki mię­dzy­ludz­kie. Owe re­la­cje są nie­roz­łącz­nie zwią­za­ne z za­spo­ka­ja­niem na­szych po­trzeb: po­trze­by przy­na­leż­no­ści, wol­no­ści, roz­wo­ju, sa­mo­sta­no­wie­nia i mo­cy. Ale li­czą się dla nas rów­nież pier­wot­ne po­trze­by gwa­ran­tu­ją­ce bez­pie­czeń­stwo i da­ją­ce moż­li­wość prze­ży­cia. Ja­sne, że bez ich za­spo­ko­je­nia nie za­spo­ko­imy po­trze­by wol­no­ści czy sa­mo­sta­no­wie­nia. W po­cząt­ko­wym okre­sie ży­cia są one naj­waż­niej­sze i za­le­żą cał­ko­wi­cie od obec­no­ści opie­ku­nów. Pierw­szym za­da­niem mat­ki jest za­pew­nie­nie dziec­ku opie­ki i bez­pie­czeń­stwa. Jed­no­cze­śnie jej po­win­no­ścią jest za­ak­cep­to­wa­nie od­ręb­no­ści te­go no­we­go ży­cia, po­nie­waż nie­mow­lę – choć cał­ko­wi­cie za­leż­ne od ma­my, jed­nak do niej nie na­le­ży, ma bo­wiem swo­je wła­sne ży­cie.

WER­SJA DE­MO„...na­pi­sa­łaś, że ona mnie chcia­ła cze­goś na­uczyć. Istot­nie, na­uczy­ła że­by nie trak­to­wać po part­ner­sku lu­dzi, któ­rzy nie są part­ne­ra­mi. To bar­dzo waż­na na­uka. Ale ja, po­dob­nie jak i Ty, mam dość gra­nia gier po to, że­by lu­dzie mnie „lu­bi­li”. Do­syć - z po­czu­cia swo­jej war­to­ści, a nie re­zy­gna­cji czy ab­ne­ga­cji.

Z li­stu Kry­sty­ny Ker­sten

ROZ­DZIAŁ IV

O po­czu­ciu wła­snej war­to­ści

Qu­iz

Prze­czy­taj po­niż­sze py­ta­nia i od­po­wiedz „tak” lub „nie” w za­leż­no­ści od te­go, jak od­po­wia­da­ją two­im do­świad­cze­niom.

1. Czy za­zwy­czaj my­ślisz, że in­ni są lep­si od cie­bie?

2. Czy sta­rasz się spra­wiać in­nym przy­jem­ność, na­wet je­śli wca­le nie masz na to ocho­ty?

3. Czy trud­no ci cie­szyć się z osią­gnięć in­nych?

4. Czy uwa­żasz, że je­steś głu­pia, kie­dy po­peł­nisz błąd, al­bo masz so­bie za złe, że coś ci się nie uda­je?

5. Czy two­im zda­niem zi­gno­ro­wa­nie pro­ble­mu spra­wi, że go już nie bę­dzie?

6. Czy masz trud­no­ści z po­dej­mo­wa­niem na­wet nie­wiel­kie­go ry­zy­ka?

Je­śli od­po­wie­dzia­łaś „tak” na któ­re­kol­wiek z po­wyż­szych py­tań, naj­praw­do­po­dob­niej masz za­ni­żo­ne po­czu­cie wła­snej war­to­ści. Je­śli od­po­wie­dzia­łaś „tak” na trzy lub wię­cej py­tań, ży­jesz nie­au­ten­tycz­nie i za ce­nę wła­sne­go „ja” do­sto­so­wu­jesz się do in­nych. A co z te­go wy­ni­ka dla re­la­cji mię­dzy mat­ką a cór­ką?

Jak już uprzed­nio na­pi­sa­łam, mat­ki i cór­ki są dla sie­bie źró­dłem za­rów­no ser­decz­ne­go kom­for­tu, jak i sil­ne­go bó­lu. Zwią­zek, któ­ry obie two­rzą na prze­strze­ni lat, nie­sie w so­bie ogrom­ny ła­du­nek emo­cjo­nal­ny, w któ­rym nie bra­ku­je za­rów­no przy­jem­nych do­świad­czeń, jak i fru­stra­cji. Jest bez wąt­pie­nia pe­łen pra­gnień i ocze­ki­wań.

Cór­ki naj­czę­ściej ocze­ku­ją od ma­tek wspar­cia i mi­ło­ści, nie­zbęd­nych w prze­bi­ja­niu się przez dżun­glę do­świad­czeń ży­cio­wych. Pra­gną, by ich roz­wi­ja­ją­ca się doj­rza­łość i in­dy­wi­du­al­ność zo­sta­ły przez mat­kę usza­no­wa­ne i za­ak­cep­to­wa­ne.

WER­SJA DE­MOTe z nas, któ­rych mat­ki ży­ją, za­sta­na­wia­ją się,
ile cza­su nam zo­sta­ło. Po czym przy­po­mi­na­my so­bie,

że… ma­my je na za­wsze.

Pat­ti Da­vis

ROZ­DZIAŁ V

O mat­czy­nej mi­ło­ści: dzie­więć skład­ni­ków ser­decz­no­ści

Kie­dy w wy­ni­ku świa­do­mej de­cy­zji da­my so­bie tę mi­łość, któ­rej ocze­ki­wa­ły­śmy i za­pew­ne sta­le ocze­ku­je­my od mat­ki, sta­je­my się mat­ką dla sa­mych sie­bie. Po­zwa­la­my, by na­sza we­wnętrz­na mat­ka do­szła do gło­su.

Zda­niem dr. Jac­ka Ro­sen­ber­ga krok ten wy­ma­ga uprzed­niej ak­cep­ta­cji na­stę­pu­ją­cych fak­tów:

1. Je­ste­śmy nie­za­leż­ne od mat­ki (sa­mo­ist­ne).

2. Mat­ka zro­bi­ła wszyst­ko, co mo­gła, naj­le­piej jak mo­gła.

3. Po­wie­la­nie wy­uczo­nych wzor­ców unie­moż­li­wia za­go- je­nie sta­rych ran: te­raz krzyw­dzi­my sie­bie i in­nych, po­dob­nie jak by­ły­śmy krzyw­dzo­ne w prze­szło­ści.

4. Ból jest nie­od­zow­ną czę­ścią ży­cia i moż­na so­bie z nim ra­dzić.

Ca­ro­li­ne Myss w książ­ce „Ana­to­mia du­szy” pi­sze o ilo­ści ener­gii, któ­rą każ­dy z nas ma. W uprosz­cze­niu: ca­ła ener­gia jed­nost­ki wy­no­si 100%, z któ­rych znacz­ną część, po­wiedz­my oko­ło 40%, prze­zna­cza­my na no­sze­nie w so­bie ba­ga­żu z prze­szło­ści. Po­zo­sta­je nam 60% do co­dzien­ne­go użyt­ku. 60%, któ­re mu­si słu­żyć za 100%! In­ny­mi sło­wy: no­sze­nie ple­ca­ka wy­peł­nio­ne­go cię­ża­ra­mi prze­szło­ści po­zba­wia nas ol­brzy­miej czę­ści ener­gii nie­zbęd­nej do bie­żą­ce­go ży­cia co­dzien­ne­go. I na­wet nie zda­je­my so­bie z te­go spra­wy!

Dla do­ro­słej ko­bie­ty po­zna­nie i przy­swo­je­nie skład­ni­ków ser­decz­no­ści (mat­czy­nej mi­ło­ści) jest gwa­ran­cją po­czu­cia bez­pie­czeń­stwa. Jest też pod­sta­wą sa­mo­ak­cep­ta­cji.

WER­SJA DE­MOROZ­DZIAŁ VI

O gra­ni­cach wła­sne­go „ja”

Gra­ni­ce „ja” speł­nia­ją trzy funk­cje:

1. In­for­mu­ją in­nych o na­szej oso­bi­stej prze­strze­ni i za­bez­pie­cza­ją nas przed in­ge­ren­cją ze stro­ny in­nych.

2. In­for­mu­ją nas sa­mych o oso­bi­stej prze­strze­ni in­nych i za­bez­pie­cza­ją ich przed in­ge­ren­cją z na­szej stro­ny.

3. Po­zwa­la­ją na po­zo­sta­wa­nie w zgo­dzie z wła­snym, praw­dzi­wym „ja”, a tym sa­mym na au­ten­tycz­ność w sto­sun­ku do sie­bie i in­nych.

Qu­iz: Jak moc­ne są two­je oso­bi­ste gra­ni­ce?

Prze­czy­taj po­niż­sze stwier­dze­nia, a na­stęp­nie – w za­leż­no­ści od te­go, czy mo­żesz je do sie­bie od­nieść – na­pisz przy każ­dym „tak” lub „nie”.

1. Moi bli­scy – ro­dzi­na, przy­ja­cie­le, ko­le­dzy – mó­wią mi, jak mam żyć.

2. Czę­sto sły­szę od in­nych, że ła­two się ze mną do­ga­dać.

3. Cier­pię na cho­ro­by zwią­za­ne ze stre­sem, ta­kie jak wy­so­kie ci­śnie­nie, wrzo­dy żo­łąd­ka, za­bu­rze­nia snu, ti­ki ner­wo­we itp.

4. Czę­sto czu­ję się upo­ko­rzo­na.

5. My­ślę, że wszy­scy mnie lu­bią.

6. Czę­sto mó­wię in­nym, co ma­ją ro­bić, bo uwa­żam, że wiem, jak mo­gą po­pra­wić swo­je ży­cie.

7. Zda­ję so­bie spra­wę, że mo­je py­ta­nia by­wa­ją dla in­nych że­nu­ją­ce.

8. Czę­sto mam wra­że­nie, że in­ni lu­dzie wy­ko­rzy­stu­ją mo­ją ser­decz­ność i hoj­ność.

9. By­wam wście­kła po spo­tka­niach z in­ny­mi, ale nie mam po­ję­cia dla­cze­go.

Wy­nik koń­co­wy: Każ­dej od­po­wie­dzi „tak” przy­pisz 1 punkt, a na­stęp­nie zsu­muj wszyst­kie punk­ty.

1–3 punk­ty: Dość sil­ne gra­ni­ce, choć dal­sze wzmoc­nie­nie im nie za­szko­dzi.

4–6 punk­tów: Two­je gra­ni­ce są trosz­kę nad­szarp­nię­te i po­trze­ba pra­cy, aby je pod­re­pe­ro­wać.

7–9 punk­tów: Masz sła­be gra­ni­ce! Za­cznij je wzmac­niać od za­raz!

W chwi­li na­ro­dzin dziec­ko w za­sa­dzie nie ma po­czu­cia te­go, kim jest. Kie­dy in­ni pa­trzą na nie w ra­mio­nach mat­ki, to wi­dzą dwie oso­by – dziec­ko i mat­kę. Nie­mow­lę na­to­miast nie od­czu­wa gra­ni­cy mię­dzy nim sa­mym a mat­ką – dla nie­go są jed­no­ścią. Z cza­sem jed­nak dziec­ko za­czy­na do­strze­gać, gdzie koń­czy się ma­ma a za­czy­na ono sa­mo i w tym mo­men­cie roz­po­czy­na bu­do­wę wła­sne­go „ja”.

WER­SJA DE­MOJak­żesz ja się uspo­ko­ję –
peł­ne stra­chu oczy mo­je,
peł­ne gro­zy my­śli mo­je,
peł­ne trwo­gi ser­ce mo­je, peł­ne drże­nia pier­si mo­je –
jak­żesz ja się uspo­ko­ję…

Sta­ni­sław Wy­spiań­ski

ROZ­DZIAŁ VII

O mó­zgu i związ­ku, ja­kie­go pra­gniesz

Od doj­rza­ło­ści emo­cjo­nal­nej przez ak­cep­ta­cję te­go, co jest, przez róż­ni­cę mię­dzy tym, co mo­że­my, a cze­go nie mo­że­my zmie­nić, przez zgłę­bie­nie po­jęć ta­kich jak sa­mo­oce­na, po­czu­cie wła­snej war­to­ści i gra­ni­ce na­sze­go „ja” do­cho­dzi­my do po­zna­wa­nia me­cha­ni­zmów neu­ro­fi­zjo­lo­gicz­nych, któ­re na­mi kie­ru­ją. Jak mo­że­my za­sto­so­wać wie­dzę o tych me­cha­ni­zmach do pra­cy nad so­bą w re­la­cji mat­ka–cór­ka? Otóż pod­sta­wo­we wia­do­mo­ści o pra­cy mó­zgu mo­gą nam po­słu­żyć w pro­ce­sie wy­ci­sza­nia trud­nych do­świad­czeń na­by­tych w prze­szło­ści i w ten spo­sób uka­zać moż­li­wo­ści ko­rzy­sta­nia z peł­ni ży­cia w cza­sie te­raź­niej­szym.

WER­SJA DE­MOJed­na pa­ni bar­dzo dłu­go i du­żo mó­wi­ła.

O czym? A te­go nie mó­wi­ła.

Za­sły­sza­ne

ROZ­DZIAŁ VIII

O pro­ce­sie ko­mu­ni­ka­cji

Ko­mu­ni­ka­cja po­zwa­la na od­kry­wa­nie praw­dy o in­nych i dzie­le­nie się praw­dą o so­bie. W pro­ce­sie ko­mu­ni­ko­wa­nia prze­ka­zu­je­my in­for­ma­cje za po­mo­cą słów i przy uży­ciu sze­ro­kiej ga­my za­cho­wań, ta­kich jak ton gło­su, ge­sty, mi­mi­ka, emo­cjo­nal­ne za­bar­wie­nie itp. Brak prze­ka­zu czy mil­cze­nie są rów­nież in­for­ma­cją. Gdy za­da­je­my ko­muś py­ta­nie, a on nie od­po­wia­da, za­kła­da­my, że nas nie usły­szał, ale je­go mil­cze­nie mo­że też zna­czyć nie­chęć do udzie­le­nia od­po­wie­dzi. Na­le­ży zwra­cać uwa­gę nie tyl­ko na treść prze­ka­zu, to zna­czy na to, co nasz roz­mów­ca wy­ra­ża sło­wa­mi, ale tak­że na pro­ces ko­mu­ni­ko­wa­nia się z na­mi, czy­li na to, kie­dy, jak i po co z na­mi roz­ma­wia. Za­rów­no treść, jak i pro­ces ko­mu­ni­ka­cyj­ny do­star­cza­ją in­for­ma­cji. Po­zy­cje przyj­mo­wa­ne przez uczest­ni­ków roz­mo­wy okre­śla­ją jej kształt i sku­tecz­ność. Roz­mów­cy ma­ją­cy ta­kie sa­me pra­wa wy­po­wia­da­ją sło­wa rów­nej wa­gi i znaj­du­ją się na po­zy­cjach sy­me­trycz­nych, ta­ka też jest ich ko­mu­ni­ka­cja. Na­to­miast oso­by, z któ­rych jed­na do­mi­nu­je, a dru­ga jest pod­po­rząd­ko­wa­na, zaj­mu­ją po­zy­cje kom­ple­men­tar­ne. Kom­ple­men­tar­na jest na przy­kład ko­mu­ni­ka­cja na pierw­szym eta­pie ży­cia, kie­dy dziec­ko jest cał­ko­wi­cie pod­po­rząd­ko­wa­ne mat­ce.

WER­SJA DE­MOROZ­DZIAŁ IX

O pię­ciu umie­jęt­no­ściach ko­cha­nia.

Roz­mo­wa mat­ki z cór­ką

Sło­wa cy­ta­tu otwie­ra­ją­ce­go tę książ­kę po­cho­dzą od mo­jej ma­my, któ­ra uwa­ża­ła, że po to, by ją czy­ta­no i słu­cha­no, mu­si być wia­ry­god­na. Pi­sząc o re­la­cji mat­ka–cór­ka, ja też chcę być wia­ry­god­na. Mu­szę więc ko­rzy­stać nie tyl­ko z mo­jej wie­dzy za­wo­do­wej, ale tak­że z do­świad­cze­nia ta­kie­go związ­ku. Mo­je sło­wa mu­szą też wy­pły­wać z mo­ich prze­żyć.

WER­SJA DE­MOMind­ful­ness: uważ­na obec­ność/uważ­ność

Uważ­ność jest po­ję­ciem trud­nym do zde­fi­nio­wa­nia ze wzglę­du na pro­sto­tę prak­ty­ki, któ­rą opi­su­je. Jest to szcze­gól­ny ro­dzaj uwa­gi: świa­do­mej, nie­osą­dza­ją­cej, sku­pio­nej na chwi­li obec­nej. Do­ty­czy cał­ko­wi­tej kon­cen­tra­cji na tym, co dzie­je się w nas tu i te­raz. Ży­cie to­czy się w cza­sie te­raź­niej­szym, na któ­ry skła­da­ją się po­je­dyn­cze bie­żą­ce chwi­le. Więk­szość cza­su spę­dza­my na re­ali­za­cji za­dań, któ­rym to­wa­rzy­szą róż­ne pro­ce­sy my­ślo­we. Nie­usta­ją­co za­sta­na­wia­my się na przy­kład, jak da­le­ko ma­my do ce­lu, czy do­brze wy­ko­nu­je­my na­sze za­da­nie, co bę­dzie­my ro­bić ju­tro itp. itd. Jed­no­cze­śnie nie je­ste­śmy zbyt­nio świa­do­mi te­go, cze­go do­świad­cza­my w da­nym mo­men­cie. Bę­dąc w sta­nie nie­peł­nej świa­do­mo­ści, dzia­ła­my bez za­sta­no­wie­nia – na­wy­ko­wo i au­to­ma­tycz­nie. Kie­ru­je­my się pra­gnie­nia­mi, go­ni­my za czymś, ucie­ka­my przed czymś.

WER­SJA DE­MOPrze­pływ (Flow). Opty­mal­ne do­świad­cze­nie

Za­miast ule­ga­nia ano­ni­mo­wym si­łom czu­je­my,
że kon­tro­lu­je­my na­sze dzia­ła­nie, że je­ste­śmy pa­na­mi na­sze­go lo­su (…), od­czu­wa­my
unie­sie­nie, głę­bo­kie za­do­wo­le­nie,
któ­re prze­cho­wu­je­my w so­bie przez
dłu­gi czas i któ­re w na­szej pa­mię­ci
sta­je się mia­rą te­go,ja­kie po­win­no
być na­sze ży­cie.
To wła­śnie jest opty­mal­ne do­świad­cze­nie.

Mi­ha­ly Csik­szent­mi­ha­lyi

Mi­ha­ly Csik­szent­mi­ha­lyi, psy­cho­log z Uni­wer­sy­te­tu w Chi­ca­go za­dał so­bie py­ta­nie: Co spra­wia, że lu­dzie są szczę­śli­wi? Po licz­nych ba­da­niach na­uko­wych stwo­rzył kon­cep­cję prze­pły­wu, któ­ra wska­zu­je ścież­kę pro­wa­dzą­cą do wzbo­ga­ca­nia ży­cia, do po­czu­cia szczę­ścia i sa­tys­fak­cji. Gdy wy­ko­nu­je­my pra­cę z ser­cem, ma­my po­czu­cie lek­ko­ści. Je­śli wkła­da­my w nią wy­si­łek i czu­je­my, że jest sen­sow­na, do­świad­cza­my prze­pły­wu.

WER­SJA DE­MOPra­ca (The Work)

By­ron Ka­tie – twór­czy­ni me­to­dy, któ­rą na­zwa­ła Pra­ca – twier­dzi, że mo­że­my zmie­nić spoj­rze­nie na świat i lu­dzi za po­mo­cą pro­ste­go pro­ce­su. Po wy­ko­na­niu Pra­cy mo­że­my uznać za przy­ja­cie­la ko­goś, ko­go do­tych­czas nie zno­si­li­śmy. Oczy­wi­ście nie ozna­cza to, że od ra­zu za­pro­si­my go do do­mu, wręcz od­wrot­nie, mo­że­my go wię­cej nie wi­dzieć. Przy­jaźń jest do­świad­cze­niem we­wnętrz­nym, czymś, co no­si­my w środ­ku. Naj­waż­niej­sze jest to, co czu­je­my, gdy my­śli­my o kimś. Dys­kom­fort? Spo­kój? Życz­li­wość? Zda­niem By­ron Ka­tie do uda­nej re­la­cji po­trzeb­na jest tyl­ko jed­na oso­ba.

WER­SJA DE­MOBI­BLIO­GRA­FIA

1. Ju­lie Fir­man, Do­ro­thy Fir­man, Dau­gh­ters & Mo­thers, He­aling the Re­la­tion­ship, Con­ti­nu­um In­ter­na­tio­nal Pu­bli­shing Gro­up, Li­mi­ted 1989

2. Vik­tor E. Frankl, Man’s Se­arch For Me­aning, Wa­shing­ton Squ­are Press 1988

3. Bar­ba­ra Fre­drick­son, Po­si­ti­vi­ty: Gro­und­bre­aking Re­se­arch Re­ve­als How to Em­bra­ce the Hid­den Strength of Po­si­ti­ve Emo­tions, Over­co­me Ne­ga­ti­vi­ty, and Thri­ve, Crown Bo­oks 2009

4. Erich Fromm, O sztu­ce mi­ło­ści, Pań­stwo­wy In­sty­tut Wy­daw­ni­czy 1972

5. Ka­hlil Gi­bran, Pro­rok, Wy­daw­nic­two Li­te­rac­kie 1981.

6. Da­niel Go­le­man, In­te­li­gen­cja emo­cjo­nal­na, Me­dia Ro­dzi­na 2007

7. Ge­rald John Jud, Tra­in­ing in the art of lo­ving, Pil­grim Press 1972

8. Jon Ka­bat-Zinn, Ży­cie - pięk­na ka­ta­stro­fa. Mą­dro­ścią cia­ła i umy­słu mo­żesz po­ko­nać stres, cho­ro­by i ból, Wy­daw­nic­two Czar­na Owca 2013

9. Bru­ce H. Lip­ton, The Bio­lo­gy of Be­lief: Unle­ashing the Po­wer of Con­scio­usness, Mat­ter & Mi­rac­les, Hay Ho­use 2008

10. Ca­ro­li­ne Myss, Ana­to­mia du­szy, Me­dium 2005

11. Chri­stia­ne Nor­th­rup, Mo­ther-Dau­gh­ter Wis­dom: Cre­ating a Le­ga­cy of Phy­si­cal and Emo­tio­nal He­alth, Hay Ho­use 2005

12. Cla­ris­sa Pin­ko­la Es­tés, Bie­gną­ca z wil­ka­mi, Zysk i S-ka, 2002

13. Jack Lee Ro­sen­berg, Mar­jo­rie L. Rand, Dia­ne Asay, Bo­dy, Self, and So­ul: Su­sta­in­ing In­te­gra­tion, Hu­ma­nics Li­mi­ted 1989

14. Vir­gi­nia Sa­tir, Tu po­wsta­je czło­wiek, Gdań­skie Wy­daw­nic­two Psy­cho­lo­gicz­ne 2000.

15. Ma­rian­ne Wal­ters, Bet­ty Car­ter, Peg­gy Papp, Ol­ga Si­lver­ste­in, The In­vi­si­ble Web: Gen­der Pat­terns in Fa­mi­ly Re­la­tion­ships, The Gu­il­ford Press 1988

16. Ben Wong, Jock Mc Ke­en, Ma­nu­al for li­fe, BC: PD Pu­bli­shing 1992O au­tor­ce

Ol­ga Ker­sten-Ma­twin jest ab­sol­went­ką Wy­dzia­łu Psy­cho­lo­gii Uni­wer­sy­te­tu War­szaw­skie­go. Od 30 z gó­rą lat pra­cu­je ja­ko psy­cho­loż­ka i te­ra­peut­ka w Ka­na­dzie, spe­cja­li­zu­jąc się w psy­cho­te­ra­pii in­dy­wi­du­al­nej i te­ra­pii par. Pro­wa­dzi rów­nież szko­le­nia dla osób nio­są­cych po­moc ofia­rom trau­my - „Hel­ping the hel­pers". Utrzy­mu­je ży­we kon­tak­ty za­wo­do­we w Pol­sce, współ­pra­cu­jąc m.in. z UNHCR i PAH. Ol­ga jest mat­ką do­ro­słej cór­ki, a gru­pa mło­dych ko­biet na­zwa­ła ją ostat­nio „mat­ką wie­lu có­rek".
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: