Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Crux - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
20 kwietnia 2015
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
Produkt niedostępny.  Może zainteresuje Cię

Crux - ebook

Polska za 50 lat - nanotechnologia - sarmatyzm.

Nanotechnologia uwolniła proletariat od konieczności pracy: odtąd miliony ludzi żyją na socjalu, degenerując się w pozbawionym perspektyw nieróbstwie. Dla nielicznych pracujących, kultywujących etos dawnej szlachty polskiej, jawią się oni współczesną wersją chłopów pańszczyźnianych.

Crux - legenda socjerów, hacker nano i rewolucjonista końca historii - poprowadzi naród z blokowisk na to ostatnie powstanie chłopskie.

Opowiadanie nominowane w 2005 roku do nagrody im. Janusza A. Zajdla za rok 2004

.Opowiadanie pochodzi z tomu "Król Bólu".

Kategoria: Fantastyka
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-08-05604-2
Rozmiar pliku: 1,3 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

Parodos

Teraz się wydarzy to, a następnie tamto,

później zaś, za rok albo za dwa lata (jak obliczam),

takie a takie rozegrają się działania, takie a takie zapanują obyczaje.

Nie będziemy się troszczyć o daleką przyszłość.

Postaramy się o to, żeby się działo jak najlepiej.

Im zaś gorliwiej się postaramy, tym więcej zepsujemy

i tym gorzej wszystko powikłamy, aż wreszcie się pogrążymy

na samo dno zamętu. Wtedy się zatrzymamy.

Graffiti

CRUX CRUX CRUX CRUX

– Co, znowu?

– W nocy.

– Gdzie jest ochrona?

– Werki spadają z deszczem. Wieczorem lało, dzisiaj całe śródmieście tak wygląda.

CRUX CRUX CRUX CRUX

– Ale co to w ogóle jest?

– Mhm? – Lipski już kryje się za rozpostartą gazetą.

– Ten crux.

– A bo ja wiem. Pewnie po prostu litery ładnie im wyglądają. No wiesz, graffiti.

– Taa.

Piątek, siódma dziesięć rano. Do śluzy biurowca Czermu wchodzimy razem z tą nową od Leśmiana. Lipski zaszywa się w kącie z „Wyborczą”. Odruchowo wyciągam na kontakt ID panny: Anna Zoja Stefańska, nieherbowa, 25, SGH i rok w londyńskim C&C – ale pełne CV pod gryfem Buzdygana.

Błysk virścionków zwrócił jej uwagę, musiała rozpoznać mudrę albo po prostu domyśliła się odruchu, spogląda mi prosto w oczy.

Uśmiecham się uprzejmie.

– Pierwszy dzień w pracy?

– Pierwszy tydzień... – tu następuje krótka mudra z jej strony, której nie kryje wcale – ...panie Ćwiecz.

Wstaje i dyga, gdy ujmuję jej uvirścinioną dłoń i składam w ukłonie pocałunek.

– Bardzo mi przyjemnie.

– Wasza miłość.

Ma ciemne oczy, ciemne włosy we włoskim splocie, ciemno opaloną skórę. Także ciemny żakiet i spódniczkę oraz białą bluzkę z mazowieckim haftem, a wszystko to, nie wątpię, manufakturowe.

– Pracuje panna u Staszka Leśmiana?

– Tak, tam tymczasowo... I właśnie powinnam zajrzeć do pana lub pana Żeguty, pan Stanisław chciałby włączyć wasze plany kryzysów wschodnich...

– Ależ oczywiście, proszę, jeśli nie ma dziś panna nic pilniejszego, możemy od razu –

– Dziękuję państwu – mówi śluza i wchodzimy do holu Czermu. Niewiasta oczywiście przodem i Lipski, przesunąwszy wzrokiem po jej nogach w ciemnych pończochach, mruga do mnie porozumiewawczo. Mudruję mu na priva głośny fakof. Śmieje się, składając gazetę.

W windzie krótka pogaduszka o nowej modzie pośród magnatów Unii Południowej: polują w Kampinosie na tury za pomocą średniowiecznych broni. Tylko Chińczycy psują obraz: nasi socjerzy nie kwapią się do tak ryzykownej pracy, choć wysoko płatnej (zresztą, do jakiej się kwapią?), i najmować do nagonki trzeba Azjatów.

Lipski wysiada wcześniej, my dopiero na siedemnastym. Mijając dygające sekretarki, mudruję im z podvorędzia plik harmonogramu dnia. Pokój Jakuba jest zamknięty. Mój osobisty sekretarz wciąż na zwolnieniu, muszę się obywać bez sekretarza.

– Pani Madziu, sejf rękopisów.

Pani Madzia nosi pęk ręcznie szlifowanych kluczy na srebrnym łańcuchu zawieszonym na szyi. Gdy ona otwiera toporną kasę pancerną i kolejne w niej metalowe szkatułki, pełne grubych manuskryptów, zdejmuję marynarkę, siadam za biurkiem i sygnuję poranne pisma – zabytkowy waterman między palcami w herbowych virścionkach. Panna Stefańska przycupnęła na fotelu pod zimowym Malczewskim, ze zmarszczonymi brwiami czyta coś na kontakcie.

Ściany biurowca Czermu wykonano z werkfakturowego plastu. Jego właściwości regulowane są natężeniem pola magnetycznego oraz temperaturą. W godzinach pracy wszystkie pomieszczenia poza łazienkami i gabinetami magnatów pozostają całkowicie przezroczyste, ich ściany, podłogi i sufity – prawie niewidoczne. Dywany, chodniki, biurka, krzesła, regały, obrazy, rośliny – wszystko wisi w powietrzu, kondygnacja nad kondygnacją nad kondygnacją. Przesunąwszy wzrok poza krawędź dywanu, widzę – skroś szesnastu poziomów biurowca, aż do parteru z jego jajowatymi bryłami śluz – przybywających kolejnych pracowników niższych departamentów Czermu, witających się, kłaniających, całujących dłonie niewiast, siadających przy swoich biurkach... Tylko dźwięki się nie przenoszą, to teatr niemy.

Natomiast uniósłszy wzrok, natrafię na nieprzeniknione kobierce apartamentów najwyższego piętra: nad nami już tylko pokoje właścicieli Czermu.

Skreśliwszy powoli podpis na ostatnim z pergaminów, odkładam pióro i odchylam się na fotelu, obracając się w prawo, ku pannie Annie. Spojrzenie jednak mimowolnie wędruje poza plast, na drugą stronę alei Putina.

Ściana sąsiedniego budynku prawie na całej wysokości pokryta jest fraktalowo zorganizowanym graffiti. Poranne słońce odbija się od lśniących płaszczyzn, mrużę oczy. Z blasku wyłania się mechaniczny wzór czarnych liter. CRUX CRUX CRUX.

– Wandale meteorologiczni – mruczę, szukając papierośnicy w kieszeni marynarki zawieszonej na oparciu fotela.

– Prześwięcają w jego imię gowerki w Bałtyku.

– Słucham?

Panna Anna wykonuje mudrę zamknięcia, zakłada nogę na nogę i skupia wzrok na mnie.

– To jest taka gra, panie Ćwiecz. Werki rządowe, zwłaszcza ekologiczne i pogodowe, dawno już zhackowano. Kilkanaście lat temu.

– Brukselscy werkmani wypuszczają coraz nowsze wersje. Kiedy ostatnio pomylono się w prognozie pogody? Panna wierzy w te wszystkie teorie spiskowe?

– Ja po prostu wiem, jak się dzisiaj bawi młodzież, panie Ćwiecz. Kiedyś włamywali się na strony Pentagonu czy Hagi, teraz łamią gowerki. Kiedyś wywieszali na zhackowanych stronach w sieci dowcipy i przechwałki, teraz – wskazuje sąsiedni budynek – sam pan widzi. Złamią jednego gowerka w Bałtyku, on przerobi kolejne, te następne, werklawina; potem spada to z deszczem. Co prawda zazwyczaj kodują ograniczenia geograficzne, nie wiem, czemu teraz od paru dni sieją tak na ślepo, może jakiś ambicjonalny wyścig sztam... Mój kuzyn należał do sztamy, która prowadziła z innymi gry na barwy chmur i kształty błyskawic.

– To przecież niebezpieczne. Równie dobrze można złamać werki, żeby, o, dziękuję, pani Madziu, żeby wytrącały kwas siarkowy albo, bo ja wiem, rozkładały białko.

– Można. A hackerzy komputerowi mogą zablokować sieci komunalne, też zabijając tysiące ludzi. Przecież nie jest to legalne, oczywiście, że nie. Ale też jest niemożliwe do kontrolowania.

Uśmiecham się krzywo.

– Ma panna kuzyna przestępcę.

Opuszcza wzrok, wygładza spódniczkę.

– No tak.

Otwieram skórzaną teczkę przyniesioną przez panią Magdę.

– Panna pochodzi z socjalisk – mruczę pod nosem, kartkując rękopis.

Kątem oka widzę, jak wzrusza ramionami; zacisnęła wargi.

– Mam to w CV.

– Nie czytałem.

– Więc skąd...?

– Jak tylko pannę zobaczyłem: młoda profesjonalistka, jak z reklamy, pełne porno. Ubranie, słowa, uśmiech, jak panna tu usiadła, wszystko ideał. Więc się zastanawiam. Że nieherbowa? Nie, to za mało. A teraz mówi mi panna, że jej krewni bawią się hackowaniem werków. Ukraina?

– Słucham?

– Ta inżynieria kryzysów wschodnich. Ukraina, Odessa, Zakaukazie? Plany moskiewskiej bessy na przyszły rok wywieszono już w sieci.

– Mogę zerknąć?

– Proszę.

Przesuwam ku niej papiery. Pochyla się nad nimi. Kosmyk czarnych włosów układa się ponad kołnierzykiem białej bluzki wzdłuż linii szyi i zagłębienia nad obojczykiem. Z premedytacją odwracam wzrok, mudruję priva ojca. Mgła snuje się nad parkiem konnym Piłsudskiego, sekundanci wbijają w błoto szpile dymiących werkalergów, z wypalanej mgły sypie się szary śnieg. Ojciec wskazuje coś na niebie.

– A to?

Skupiam wzrok na pannie Stefańskiej. Przesuwa karminowym paznokciem pod tabelą planowanych bankructw i upadłości, w sumie ponad czterdzieści miliardów euro strat.

Czerm jest firmą brokerską, specjalizujemy się w inżynierii kryzysów. CM, crisis management, dzięki werkom logicznym stał się zupełnie nową dziedziną ekonomii. Od dawna wiadomo, że gospodarka rozwija się w cyklach i że żadna hossa i wzrost nie mogą trwać wiecznie; sztuka polega więc nie na sztucznym ich podtrzymywaniu, lecz takim wywoływaniu i zarządzaniu kryzysami, recesjami, dewaluacjami, by posłużyły one tylko jako katalizator jeszcze większego wzrostu, możliwie bezbolesny. Dzięki werkom logicznym można obliczać, co przedtem było nieobliczalne, i próbować zapanować nad nieopanowywalnymi dotąd procesami.

Ponieważ gospodarka drexlerowska jest grą o sumie dodatniej, bardziej opłaca się współpracować, planując zgodnie kryzysy w skali lokalnej i globalnej; a przecież tak naprawdę każdy kryzys wpływa na resztę świata. Gdy podpisujemy kontrakt na wywołanie i zarządzanie kryzysem jakiejś branży, rynku, państwa, unii – musimy znaleźć sposób na bezkonfliktowe wpisanie go w większy, największy obraz. Przypomina to sztukę wyczuwania przez surfera rodzącej się mu pod deską fali.

Gospodarka drexlerowska wymusza więc jawność i kooperację; uzgadniać trzeba nie tylko działania z działaniami, lecz także działania z planami, a nawet plany z planami i planami planów. Panna Stefańska porównuje zamierzenia departamentu Leśmiana z otrzymanymi przeze mnie w zaufaniu harmonogramami kryzysów firm CM z Protektoratu Rosyjskiego. Kaligrafuję je zawsze zabytkowym piórem na grubym, czerpanym papierze i chowam jedyne egzemplarze w werkalergowej kasie pancernej.

– To? Kryzys spowoduje wzrost cen energii, będą sadzić drzewa słoneczne. Wobec czego... Przepraszam.

Cofam dłoń, która spoczęła tymczasem na jej ramieniu, zsunęła się po szorstkim żakiecie ku miękkiemu mankietowi, gdy śledziłem ruch czerwonego paznokcia.

Panna Stefańska podnosi wzrok znad papierów.

– W tym budynku, jak dam po mordzie, zobaczy to woźny w piwnicy. Pamięta pan, co radzi Boziewicz?

– Staszek musi mieć z panną ciężkie życie – uśmiecham się, wyjmując z papierośnicy ręcznie zwijanego krusta. Częstuję zagniewane dziewczę. Przyjmie, nie przyjmie? Przyjmuje. Siada, wkłada krusta do cygarniczki, podaję jej ogień. Zaciągnąwszy się, wydmuchuje powoli dym. Też już nie potrafi powstrzymać uśmiechu. Huśta lewą nogą, postukując obcasem pantofla o plast.

– Proszę, dla znajomych i przyjaciół: Aza.

– Aza.

– Tak.

– Zygmunt.

– Mhmm – spogląda przez obłok dymu – to jednak nie wypada, ja mimo wszystko –

– Mój sekretarz jeszcze się kuruje, siekł się o jakąś głupotę, możesz go przecież zastąpić przez ten czas. Staszek winien jest mi przysługę, zaraz to – chyba że nie chcesz?

– Skoro tak, Zygmuncie... Co się stało?

Podrywam się z fotela i wychodzę zza biurka, po drodze gasząc dzwony, których nagły łoskot niemal rozsadził mi czaszkę. Mudruję po windę.

– Szef wzywa.

------------------------------------------------------------------------

Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki

------------------------------------------------------------------------
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: