Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Czas krwawego księżyca. Zabójstwa Indian Osagów i narodziny FBI - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
14 lutego 2018
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
Produkt niedostępny.  Może zainteresuje Cię

Czas krwawego księżyca. Zabójstwa Indian Osagów i narodziny FBI - ebook

Najgłośniejsza książka non-fiction ostatnich sezonów!  Dziennikarz magazynu „The New Yorker” i autor bestsellera Zaginione miasto Z na tropie jednej z najbardziej wstrząsających zbrodni w amerykańskiej historii.

 

Członkowie indiańskiego plemienia Osagów z terenów Oklahomy należeli w latach 20. XX wieku do najbogatszych ludzi świata. Dzięki odkryciu na ich terytorium złóż ropy naftowej jeździli limuzynami, kupowali luksusowe rezydencje i wysyłali dzieci do szkół w Europie. Nagle zaczęli ginąć w tajemniczych okolicznościach, jeden po drugim. Kiedy zaczęły ginąć również osoby próbujące wyjaśnić zagadkę, a ofiar było już ponad dwadzieścia, śledztwo przejęło świeżo utworzone FBI, trafiając na jeden z najmroczniejszych spisków w historii Stanów Zjednoczonych.

David Grann przygląda się po latach tej szokującej sprawie, odkrywając nowe szczegóły. Jego doskonale udokumentowana książka jest arcydziełem literatury faktu, frapującym zapisem pełnego zwrotów śledztwa, które ujawniło wiele ponurych tajemnic. Czas krwawego księżyca to historia chciwości, rasizmu i zbrodni, którą czyta się z zapartym tchem.

 

Porywająca opowieść o tragicznym i zapomnianym rozdziale historii amerykańskiego Zachodu. David Grann jak zwykle dociera do samego sedna.

John Grisham, autor Demaskatora

"Czas krwawego księżyca" to wspaniała książka – przykuwająca uwagę opowieść o chciwości, seryjnych morderstwach i niesprawiedliwości na tle rasowym, która ukazuje przerażający epizod amerykańskiej historii. David Grann jest znakomitym dziennikarzem, a "Czas krwawego księżyca" to prawdopodobnie jego najlepsza książka.

Jon Krakauer, autor książek Wszystko za Everest i Missouli. Gwałty w amerykańskim miasteczku uniwersyteckim.

David Grann (ur. 1967) – amerykański dziennikarz, od 2003 roku pracuje w tygodniku „The New Yorker”. Publikował także m.in. w „The New York Times Magazine”, „The Washington Post”, „The Wall Street Journal” i „The Weekly Standard”. Autor bestsellera Zaginione miasto Z. Amazońska wyprawa tropem zabójczej obsesji, przetłumaczonego na ponad dwadzieścia pięć języków i zekranizowanego w 2016 roku. Napisał również The Devil and Sherlock Holmes i zdobył kilka ważnych nagród dziennikarskich, w tym George Polk Award.

 

 

Kategoria: Literatura faktu
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-280-5293-2
Rozmiar pliku: 11 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

1 Zniknięcie

W kwietniu porośnięte dębami wzgórza i rozległe prerie terytorium Indian Osagów w Oklahomie pokrywają się milionem kwiatów: fiołków, klajtonii i houstonii błękitnych. Miejscowy pisarz John Joseph Mathews zauważył, że ten bezmiar płatków wygląda tak, jakby „bogowie rozrzucili konfetti”¹. W maju, gdy kojoty wyją do irytująco wielkiego księżyca, większe rośliny, takie jak trzykrotki i rudbekie, zaczynają zasłaniać mniejsze, pozbawiając je światła i wody. Łodyżki tych drugich łamią się, a płatki spadają i ostatecznie trafiają pod ziemię. To właśnie dlatego Indianie z plemienia Osagów nazywają maj czasem księżyca, który zabija kwiaty².

24 maja 1921 roku Mollie Burkhart, mieszkanka osady Gray Horse w Oklahomie, zaczęła się bać, że coś się stało jednej z jej trzech sióstr, Annie Brown³. Ta mająca trzydzieści cztery lata (a więc niecały rok starsza od Mollie) kobieta zaginęła trzy dni wcześniej. Często zdarzały się jej „hulanki”, jak lekceważąco określała to jej rodzina: picie i tańce z przyjaciółmi do białego rana. Tym razem jednak minęły jedna noc i druga, a Anna, kobieta o długich, potarganych czarnych włosach i ciemnych oczach błyszczących niczym szklane paciorki, nie pokazała się na ganku domu Mollie, tak jak to miała w zwyczaju. Po wejściu do środka zwykle zdejmowała buty i niespiesznie przechadzała się po domu. Mollie brakowało uspokajającego odgłosu jej bosych stóp. Zamiast niego panowała niczym niezmącona cisza.

Mollie trzy lata wcześniej straciła już inną siostrę, Minnie. Ta śmierć nastąpiła zaskakująco szybko i chociaż lekarze tłumaczyli ją „osobliwą odmianą zespołu wyniszczenia”⁴, Mollie szczerze w to wątpiła: Minnie miała zaledwie dwadzieścia siedem lat i cieszyła się idealnym zdrowiem.

Podobnie jak w przypadku ich rodziców, imiona Mollie i jej sióstr zapisano w rejestrze Osagów, co oznaczało, że są pełnoprawnymi członkami plemienia. A także, że są bogate. Na początku lat siedemdziesiątych XIX wieku Osagowie zostali przesiedleni ze swoich ziem w Kansas do rezerwatu w północno-wschodniej Oklahomie. Tereny były tu skaliste, a ziemia powszechnie uważana za bezwartościową, jednak dziesiątki lat później odkryto w tym miejscu jedne z największych złóż ropy naftowej w Stanach Zjednoczonych. Aby wydobywać ropę, jej poszukiwacze musieli uiścić Osagom opłatę za dzierżawę i prawa do eksploatacji. Na początku XX wieku wszystkie osoby figurujące w rejestrze członków plemienia zaczęły otrzymywać co kwartał dywidendy. Początkowo kwoty nie przekraczały kilku dolarów, jednak z biegiem czasu, w miarę jak zaczęto wydobywać coraz więcej ropy, wzrosły do setek, a potem tysięcy dolarów. Właściwie co roku były większe, niczym strumienie na prerii, które łączyły się ze sobą, by w końcu stworzyć szeroką, mulistą rzekę Cimarron. Ostatecznie członkowie plemienia zgromadzili miliony dolarów. (W samym 1923 roku było to ponad trzydzieści milionów, ekwiwalent dzisiejszych ponad czterystu milionów). Osagów uważano za najbogatszych ludzi świata per capita. „Patrzcie państwo! Indianie zamiast przymierać głodem… cieszą się bogactwem, które wzbudza zazdrość wszystkich bankierów” – nie mógł się nadziwić dziennikarz nowojorskiego tygodnika „Outlook”⁵.

Opinię publiczną szokowała zamożność plemienia, która zadawała kłam powszechnemu obrazowi amerykańskich Indian, powstałemu w wyniku pierwszych krwawych kontaktów z białymi – grzechu pierworodnego, na którym zbudowano cały kraj. Reporterzy mamili czytelników historiami o „plutokratach z Osage”⁶ i „czerwonoskórych milionerach”⁷, pyszniących się wzniesionymi z cegieł i terakoty rezydencjami, żyrandolami, pierścionkami z brylantami, futrami i luksusowymi autami prowadzonymi przez szoferów. Jedna z dziennikarek zachwycała się młodą Indianką, która chodziła do najlepszych zagranicznych szkół i nosiła eleganckie francuskie stroje, zupełnie jakby „une très jolie demoiselle z paryskich bulwarów przez nieuwagę zabłąkała się do miasteczka w rezerwacie”⁸.

Równocześnie reporterzy wyolbrzymiali ponad wszelką miarę opisy tradycyjnego stylu życia Osagów, który zdawał się współgrać z obrazem „dzikich” Indian. W pewnym artykule wspomina się o „kręgu luksusowych automobili otaczającym ognisko, podczas gdy ich ogorzali, jaskrawo odziani właściciele gotowali jedzenie w prymitywny sposób”⁹. Inny dziennikarz opisywał grupę Osagów, którzy przylecieli na swoje ceremonialne tańce prywatnym samolotem – scena, której „żaden pisarz by nie wymyślił”¹⁰. Podsumowujący nastawienie opinii publicznej wobec Osagów autor artykułu w „Washington Star” twierdził: „Lament nad «biednymi Indianami» może z łatwością przemienić się w nienawiść do «bogatych czerwonoskórych»”¹¹.

Gray Horse była jedną ze starszych osad na terenie rezerwatu. Wszystkie te miejscowości – włączając Fairfax, leżące po sąsiedzku, większe miasto liczące blisko piętnaście tysięcy mieszkańców, i Pawhuska, stolicę hrabstwa Osage zamieszkaną przez ponad sześć tysięcy ludzi – przypominały wizje zrodzone w umyśle trawionym gorączką. Ulice roiły się od kowbojów, łowców posagów, przemytników alkoholu, wróżbitów, znachorów, osób wyjętych spod prawa, marshalów, finansistów z Nowego Jorku i potentatów naftowych. Automobile pędziły końskimi traktami, smród paliwa tłumił zapach prerii. Z drutów telefonicznych spoglądały na ludzi, niczym sędziowie przysięgli, stada wron. Były tam restauracje reklamowane jako lokale bez wyszynku, opery i boiska do gry w polo.

Chociaż Mollie nie żyła z takim przepychem jak niektórzy jej sąsiedzi, pobudowała sobie w Gray Horse piękny, rozległy drewniany dom w pobliżu starego rodzinnego wigwamu, który powstał z powiązanych ze sobą pali, tkanych mat i kory. Miała kilka samochodów i służbę – sługusów Indian, jak wielu osadników określało kpiąco pracowników napływowych. Rekrutowali się oni najczęściej spośród Afroamerykanów lub Meksykanów, jednak na początku lat dwudziestych jeden z gości rezerwatu zauważył z pogardą, że „nawet biali” wykonują „wszelkie zadania domowego posługacza, do których żaden z Osagów się nie zniży”¹².

***

Mollie była jedną z ostatnich osób, które widziały Annę przed jej zaginięciem. Tego dnia, 21 maja, wstała tuż przed świtem, jak to miała w zwyczaju, ponieważ jej ojciec zwykł modlić się niegdyś każdego ranka do słońca. Była przyzwyczajona do chóru sturnelli, wszystkich bekasowatych i cietrzewi preriowych, obecnie zagłuszanych przez huk wierteł wbijających się w ziemię. W odróżnieniu od wielu przyjaciółek, które unikały tradycyjnego stroju Osagów, Mollie nosiła narzucony na ramiona indiański koc. Nie ścięła również włosów, by mieć modnego w latach dwudziestych boba, zamiast tego długie czarne pukle spływały jej na plecy i okalały uderzająco piękną twarz o wysoko osadzonych kościach policzkowych i wielkich brązowych oczach.

Mąż Mollie, Ernest Burkhart, zawdzięczał swoją pozycję żonie. Ten dwudziestoośmioletni biały mężczyzna obdarzony był urodą statysty z westernów: krótkie brązowe włosy, szaroniebieskie oczy, wydatna szczęka. Jedynie nos zakłócał obraz harmonijnej całości – był zniekształcony, jakby poobijano go w jakiejś karczemnej burdzie. Wychowany w Teksasie syn ubogiego farmera, Ernest uległ fascynacji opowieściami o Osage Hills – terenach przy dawnej amerykańskiej granicy, które wciąż przemierzali kowboje i Indianie. W 1912 roku, w wieku dziewiętnastu lat, spakował się i niczym Huck Finn wyruszył na terytorium Indian. Zatrzymał się w Fairfax i zamieszkał u swojego wuja, apodyktycznego hodowcy bydła Williama K. Hale’a. „Nie był człowiekiem proszącym o zrobienie czegoś – on po prostu wydawał rozkazy” – tymi słowami Ernest określił kiedyś Hale’a, który zastąpił mu ojca¹³. Mimo że Ernest głównie zajmował się sprawami wuja, czasami również pracował jako szofer. Tak właśnie poznał Mollie ‒ wożąc ją po mieście.

Ernest miał słabość do samogonu i indiańskiego pokera, w którego grał z ludźmi o nie najlepszej reputacji, ale pod szorstką powierzchownością skrywał wrażliwość i brak pewności siebie. Może dlatego Mollie się w nim zakochała? Dziewczyna posługująca się od dziecka językiem Osagów angielski znała wyłącznie ze szkoły; Ernest nauczył się jednak jej języka, aby mogli się swobodnie w nim porozumiewać. Cierpiała na cukrzycę i opiekował się nią, gdy bolały ją stawy, a żołądek piekł z głodu. Kiedy doszły go słuchy, że ktoś inny darzy ją uczuciem, wymamrotał, że nie może bez niej żyć.

Nie było im łatwo zdecydować się na małżeństwo. Zbirowaci przyjaciele Ernesta śmiali się, że jest „facetem squaw”. I chociaż trzy siostry Mollie wyszły za białych, ona czuła się w obowiązku, zgodnie z wolą rodziców, wziąć sobie za męża członka swojego plemienia. Mimo to kobieta, której rodzina wyznawała przedziwną mieszankę wierzeń Osagów i wiary katolickiej, nie rozumiała, dlaczego Bóg miałby pozbawić ją miłości. Postawiła więc na swoim i w 1917 roku ona i Ernest nałożyli sobie na palce obrączki i przysięgli miłość, dopóki śmierć ich nie rozłączy.

W 1921 roku mieli już dwuletnią córeczkę Elizabeth i ośmiomiesięcznego synka Jamesa, nazywanego przez nich Kowbojem. Poza tym Mollie opiekowała się swoją wiekową mamą Lizzie, która wprowadziła się do niej po śmierci męża. Lizzie bała się, że jej chora na cukrzycę córka młodo umrze, i błagała pozostałe dzieci, by się nią zajęły. W rzeczywistości to Mollie opiekowała się nimi wszystkimi.

Ernest Burkhart (Raymond Red Corn)

Mollie Burkhart (Corbis)

***

21 maja miał być dla Mollie wspaniałym dniem. Uwielbiała przyjmować gości, a tego dnia wydawała uroczysty lunch. Ubrała się, po czym nakarmiła dzieci. Kowboja bolały uszy ‒ często się to zdarzało. Przedmuchała je jak zwykle, aż przestał płakać. Zawsze utrzymywała dom w idealnym porządku i bez przerwy wymyślała kolejne zadania służącym, wywołując ciągłą krzątaninę; tego dnia uczestniczyli w niej wszyscy z wyjątkiem Lizzie, która niedomagała i została w łóżku. Mollie poprosiła Ernesta, by zadzwonił do Anny i ustalił, czy wyjątkowo mogłaby przyjść i pomóc doglądać chorej. Anna jako najstarsza z rodzeństwa cieszyła się szczególnymi względami matki, chociaż to Mollie zajmowała się nią na co dzień.

Kiedy Ernest powiedział Annie, że Lizzie jej potrzebuje, obiecała zaraz przyjechać taksówką i rzeczywiście wkrótce potem się zjawiła ‒ w jaskrawoczerwonych butach, spódnicy, otulona indiańskim kocem; w ręce trzymała torebkę ze skóry aligatora. Przed wejściem pospiesznie poprawiła rozwiane przez wiatr włosy i upudrowała twarz. Mollie zauważyła, że siostra się zatacza i bełkocze. Była pijana.

Mollie nie kryła niezadowolenia. Niektórzy goście już przyjechali. Wśród nich dwaj bracia Ernesta, Bryan¹⁴ i Horace Burkhartowie, którzy zwabieni czarnym złotem sprowadzili się do hrabstwa Osage i często pomagali Hale’owi na ranczu. Pojawiła się również jedna z ciotek Ernesta, słynąca z rasistowskich uwag dotyczących Indian. Ostatnią rzeczą, jakiej Mollie chciała, było sprowokowanie przez nietrzeźwą siostrę tej starej krowy.

Anna zdjęła buty i rozpoczęła przedstawienie. Wyjęła z torebki flaszkę i otworzyła ją, uwalniając ostry zapach nielegalnej whiskey. Uparła się, że musi ją opróżnić, zanim złapią ją stróże prawa (od roku w Usa obowiązywała prohibicja), i zaczęła proponować gościom po łyku trunku, który nazywała najlepszą siwuchą pod słońcem.

Mollie (po prawej) z siostrami: Anną (w środku) i Minnie (Raymond Red Corn)

Mollie wiedziała, że Anna ma ostatnio mnóstwo zmartwień. Dopiero co rozwiodła się z mężem, osadnikiem Odą Brownem, miejscowym przedsiębiorcą. Od tej pory spędzała coraz więcej czasu w gwarnych, przeżywających gwałtowny rozkwit miejscowościach rezerwatu, które zaludniali robotnicy naftowi – w takich miastach jak Whizbang, gdzie harowano w dzień, a hulano w nocy. „Można tu znaleźć wszelką zgniliznę i zło – stwierdził w oficjalnym oświadczeniu przedstawiciel amerykańskiej agencji rządowej. – Hazard, picie alkoholu, cudzołóstwo, oszustwa, kradzieże, morderstwa”¹⁵. Anna zaczęła odwiedzać podejrzane lokale w mrocznych zaułkach: spelunki, które z zewnątrz wydawały się niewinne, ale w środku skrywały sekretne pomieszczenia pełne połyskujących butelek bimbru. Jedna z jej służących określiła w zeznaniach swoją pracodawczynię jako osobę, która piła dużo whiskey i „poczynała sobie nad wyraz śmiało z białymi mężczyznami”¹⁶.

W domu siostry Anna zaczęła flirtować z młodszym bratem Ernesta, Bryanem, z którym czasami się spotykała. Był bardziej ponury od Ernesta, miał nieprzeniknione, usiane żółtymi plamkami oczy i przerzedzone włosy, które zawsze zaczesywał do tyłu. Znający go stróż prawa określił mężczyznę jako nieco nieokrzesanego. Kiedy Bryan poprosił jedną ze służących do tańca, Anna oświadczyła, że jeśli zada się z inną, zabije go.

Tymczasem ciotka Ernesta wyszeptała na tyle głośno, by wszyscy słyszeli, że jest zażenowana tym, że jej krewniak ożenił się z czerwonoskórą. Mollie łatwo było się odgryźć, ponieważ jedna ze służących ciotki była biała, co stanowiło przypomnienie porządku społecznego panującego w mieście.

Anna natomiast dalej rozrabiała. Awanturowała się z gośćmi, matką, Mollie. „Była pijana i skora do kłótni – zeznała później służąca. – Nie rozumiałam języka, ale na pewno się kłócili. Była dla nich utrapieniem i strasznie się bałam, że stanie się coś złego”¹⁷.

Mollie postanowiła zająć się matką, podczas gdy Ernest zabrał gości do Fairfax, osiem kilometrów na północny zachód, żeby spotkać się z Hale’em i obejrzeć wspólnie Bringing Up Father, objazdowy musical o biednym irlandzkim imigrancie, który wygrywa milion dolarów i zaczyna aspirować do klasy wyższej. Bryan z kolei, patrząc kocimi oczami spod ronda kowbojskiego kapelusza, zaproponował, że zawiezie Annę do domu.

Przed ich wyjściem Mollie oczyściła ubranie siostry, zapakowała jej coś do jedzenia i upewniła się, że ta choć trochę wytrzeźwiała. Dało się już dostrzec przebłyski czaru i inteligencji, które charakteryzowały Annę w chwilach, gdy nie była pijana. Na chwilę zostały same, by się uspokoić i pojednać. Potem Anna się pożegnała, błyskając w uśmiechu złotą plombą.

***

Niepokój Mollie wzrastał. Bryan utrzymywał, że zawiózł Annę do domu, zostawił ją tam i pojechał na przedstawienie. Po trzeciej nocy Mollie w charakterystyczny dla siebie, spokojny, a jednocześnie apodyktyczny sposób zmusiła wszystkich do działania. Kazała Ernestowi przeszukać dom siostry. Mężczyzna szarpnął za klamkę – drzwi okazały się zamknięte. Zajrzał przez okno do środka – wnętrze było ciemne i wydawało się puste.

Przez jakiś czas stał przed domem we wciąż utrzymującej się duchocie. Kilka dni wcześniej przelotny deszcz zmył z ziemi kurz, jednak później promienie słońca zaczęły bezlitośnie przenikać przez korony dębów blackjack. O tej porze roku skwar rozmazywał prerie i sprawiał, że wysoka trawa trzeszczała pod stopami. W oddali, w rozedrganym od gorąca powietrzu, można było dostrzec szkielety wież wiertniczych.

Kiedy przyszła mieszkająca w sąsiedztwie główna służąca Anny, Ernest zapytał ją: „Wiesz, gdzie jest twoja pani?”.

Odparła, że przed ulewą zaszła tutaj, aby pozamykać okna. „Bałam się, że deszcz dostanie się do środka” – wyjaśniła¹⁸. Jednak drzwi były zamknięte i nie znalazła ani śladu po pracodawczyni. Anna zniknęła.

Wieść o tym wydarzeniu obiegła okoliczne miasteczka, przekazywana przez mieszkańców na gankach i w sklepach. Niepokój podsycał fakt, że tydzień wcześniej zaginął inny członek plemienia Osagów, Charles Whitehorn¹⁹. Sympatyczny i dowcipny Whitehorn ożenił się z kobietą, w której żyłach płynęła krew białych i Czejenów²⁰. Miejscowa gazeta odnotowała, że był „powszechnie lubiany zarówno przez białych, jak i członków swojego plemienia”²¹. 14 maja wyjechał z domu położonego w południowo-zachodniej części rezerwatu do Pawhuska. I już nie wrócił.

Mimo to Mollie na razie nie wpadała w panikę. Nie można było wykluczyć, że Anna po podwiezieniu do domu przez Bryana pojechała do Oklahoma City albo nawet dalej, do olśniewającego Kansas City. Być może tańczyła w jednym z klubów jazzowych, które tak bardzo lubiła odwiedzać, nieświadoma chaosu, jaki wywołała. Zresztą, nawet jeśli wpadła w kłopoty, wiedziała, jak się obronić: w torebce ze skóry aligatora nosiła zwykle niewielki pistolet. Ernest uspokoił Mollie, że siostra na pewno wkrótce wróci.

***

Tydzień po zniknięciu Anny robotnik naftowy, pracujący na wzgórzu półtora kilometra na północ od centrum Pawhuska, zauważył coś wystającego z krzaków u podstawy wieży wiertniczej. Podszedł bliżej. To były gnijące zwłoki; między oczami trupa dostrzegł dwa otwory po kulach. Ofiara została zastrzelona, zupełnie jakby przeprowadzono na niej egzekucję.

Na zboczu wzgórza było parno, mokro i głośno. Świdry trzęsły ziemią, kiedy wwiercały się w skały wapienne, a wieże wiertnicze machały swoimi ogromnymi szponami. Ludzie zgromadzili się wokół ciała w tak zaawansowanym stadium rozkładu, że niemożliwa okazała się identyfikacja. W kieszeni tkwił list. Ktoś wyciągnął go, rozłożył kartkę i odczytał. Był zaadresowany do Charlesa Whitehorna, dlatego domyślono się, że to on.

Mniej więcej w tym samym czasie pewien mężczyzna polował na wiewiórki przy Three Mile Creek niedaleko Fairfax ze swoim nastoletnim synem i przyjacielem. Podczas gdy obaj mężczyźni pili wodę ze strumienia, chłopak zauważył wiewiórkę i pociągnął za spust. W podmuchu gorąca i rozbłysku światła zobaczył, że trafione zwierzę spada w dół wąwozu. Pognał za nim po stromym zboczu na dno jaru, gdzie powietrze było gęstsze i dochodził szmer potoku. Znalazł wiewiórkę, podniósł ją, po czym krzyknął: „Tato!”. Kiedy ojciec dobiegł do niego, chłopak wspiął się na skałę, pokazał na porośnięty mchem brzeg strumienia i powiedział: „Tam jest trup”²².

Na brzegu widać było rozdęte, rozkładające się ciało Indianki: leżała na plecach, włosy miała poskręcane w błocie i nieobecnym wzrokiem wpatrywała się w niebo. Na zwłokach żerowały robaki.

Mężczyźni i chłopak wybiegli z wąwozu i ruszyli przez prerię powozem, wzbijając tumany kurzu. Kiedy dotarli do głównej ulicy Fairfax, nie mogli znaleźć żadnego stróża prawa, więc zatrzymali się przy Big Hill Trading Company, dużym sklepie wielobranżowym, w którym świadczono również usługi pogrzebowe. Opowiedzieli właścicielowi Scottowi Mathisowi, co się stało, i zaalarmowali przedsiębiorcę pogrzebowego, który pojechał z kilkoma mężczyznami nad strumień. Tam przeturlali ciało na siedzenie wyjęte z wozu i za pomocą liny wciągnęli je na górę, po czym w cieniu dębu blackjack włożyli je do drewnianej skrzyni. Gdy tylko przedsiębiorca pogrzebowy przysypał zwłoki solą i lodem, zaczęły się kurczyć, zupełnie jakby opuściły je ostatki życia. Mężczyzna próbował ustalić, czy zmarła to Anna Brown. „Ciało było rozłożone, tak spuchnięte, że o mało nie wybuchło, i strasznie śmierdziało” – wspominał później²³. Gdzie indziej dodawał: „A do tego czarne, tak jakbyśmy mieli do czynienia z Murzynką”²⁴.

Ani on, ani jego towarzysze nie zdołali dokonać identyfikacji. Jednak Mathis, który prowadził sprawy finansowe Anny, skontaktował się z Mollie. Kobieta od razu udała się z ponurą pielgrzymką do strumienia. Towarzyszyli jej Ernest, Bryan, siostra Rita i jej mąż Bill Smith, a także wiele innych osób znających Annę, wiedzionych niezdrową ciekawością. Wśród nich Kelsie Morrison, jeden z najsłynniejszych w hrabstwie przemytników alkoholu i handlarzy narkotyków, oraz jego żona z plemienia Osagów.

Po przyjeździe na miejsce Mollie i Rita stanęły tuż przy zwłokach. Odór był nie do wytrzymania. Sępy bezwstydnie krążyły po niebie. Siostry nie zidentyfikowały twarzy, bo praktycznie nic z niej nie zostało, ale rozpoznały indiański koc i ubranie, które Mollie niedawno czyściła. Bill, mąż Rity, wziął gałązkę i otworzył usta Anny, a wtedy zgromadzeni ujrzeli złotą plombę. „To z pewnością Anna” – stwierdził²⁵.

Rita zaczęła szlochać i mąż odprowadził ją na bok. W końcu Mollie wyszeptała „tak” – ostateczne potwierdzenie, że to jej siostra. Mollie była jedynym członkiem rodziny, który zawsze zachowywał spokój. Teraz odeszła na bok z Ernestem, pozostawiając za sobą pierwsze oznaki mroku, który mógł zniszczyć nie tylko jej rodzinę, ale również całe plemię.2 Dzieło Boga czy człowieka?

Tymczasem w wąwozie pospiesznie wybrano sędziów przysięgłych pod przywództwem sędziego pokoju. Mieli przeprowadzić dochodzenie w sprawie przyczyn zgonu²⁶. Owe dochodzenia były reliktem czasów, gdy w dużej mierze to zwykli obywatele zajmowali się śledztwami kryminalnymi i utrzymaniem porządku publicznego. Jeszcze wiele lat po wojnie o niepodległość Stanów Zjednoczonych społeczeństwo sprzeciwiało się tworzeniu wydziałów policji w obawie, że staną się one narzędziami represji. Zamiast tego obywatele przyłączali się do grup ścigających podejrzanych. Benjamin Cardozo, przyszły sędzia Sądu Najwyższego, napisał kiedyś, że te pościgi były przeprowadzane „nie na pół gwizdka i opieszale, lecz z pełnym zaangażowaniem, odwagą i wykorzystaniem wszelkich dostępnych środków”²⁷.

Dopiero w połowie XIX wieku w związku z rozwojem miast przemysłowych i narastaniem zamieszek – kiedy lęk przed tak zwanymi niebezpiecznymi klasami przewyższył strach przed instytucjami państwowymi – w Stanach Zjednoczonych zaczęły pojawiać się wydziały policji. W chwili śmierci Anny nieformalny system policji obywatelskiej praktycznie już nie istniał, jednak przetrwały jego pozostałości, zwłaszcza w okolicach, które wciąż zdawały się leżeć na peryferiach geografii i historii.

Sędzia pokoju wybrał przysięgłych spośród białych mężczyzn przebywających w wąwozie. Wśród nich znalazł się Mathis. Mieli za zadanie ustalić, czy Anna zmarła na skutek boskiej interwencji, czy z powodu działań człowieka. Jeśli doszliby do wniosku, że mają do czynienia z morderstwem, musieliby spróbować wskazać sprawców i narzędzia zbrodni. Do przeprowadzenia autopsji wezwano dwóch lekarzy, braci Jamesa i Davida Shounów, którzy leczyli rodzinę Mollie. Pochyleni nad ciałem, otoczeni przysięgłymi, rozpoczęli badanie.

Każde zwłoki same opowiadają własną historię. Złamanie kości gnykowej, która podpiera język, może oznaczać, że ofiarę uduszono. Ślady na szyi pomogą ustalić, czy zabójca używał dłoni, czy sznura. Ułamany paznokieć może wskazywać na brzemienną w skutki walkę. W uznanym dziewiętnastowiecznym podręczniku do medycyny sądowej stwierdza się: „Kiedy medyk ogląda zwłoki, winien zwracać uwagę na wszystko”²⁸.

Wąwóz, w którym znaleziono ciało Anny Brown (Federal Bureau of Investigation)

Braciom Shounom za prowizoryczny stół posłużyła deska. Z torby lekarskiej wyjęli prymitywne narzędzia, w tym piłę. Skwar wślizgiwał się w cień rzucany przez konary drzew. Było pełno much. Lekarze przyjrzeli się strojowi Anny – reformom i spódnicy – szukając podejrzanych rozdarć lub plam. Nic nie znalazłszy, spróbowali ustalić czas śmierci. Okazało się to trudniejsze, niż początkowo przypuszczali, głównie dlatego, że zgon nastąpił kilka dni wcześniej. W XIX wieku naukowcy uważali, że można rozwiązać tę zagadkę, badając zmiany zachodzące w ciele po śmierci: stężenie pośmiertne (rigor mortis), oziębienie pośmiertne (algor mortis) i plamy opadowe (livor mortis). Jednak patolodzy wkrótce zorientowali się, że na stopień rozkładu wpływa wiele czynników (począwszy od wilgotności powietrza, a skończywszy na rodzaju ubrania). Mimo to można było ustalić przynajmniej przybliżony czas zgonu i Shounowie doszli do wniosku, że Anna umarła pięć–siedem dni wcześniej.

Lekarze unieśli nieco jej głowę. Część skóry zsunęła się, ujawniając idealnie okrągły otwór z tyłu czaszki. „Zastrzelono ją!” – oświadczył jeden z Shounów²⁹.

Informacja ta wywołała poruszenie wśród zebranych. Przyjrzeli się uważnie i ocenili, że otwór jest wielkości co najwyżej średnicy ołówka. Mathis uznał, że rana powstała na skutek wystrzału z broni o kalibrze .32. Kiedy mężczyźni wytyczyli trajektorię lotu kuli – weszła tuż poniżej ciemienia – nie mieli już wątpliwości: Anna została zamordowana.

***

W tamtych czasach stróże prawa byli zwykle amatorami. Rzadko przechodzili jakieś szkolenie, zazwyczaj na własną rękę poznawali naukowe tajniki metod wykrywania sprawców, takie jak analiza odcisków palców czy śladów krwi. Przygraniczni stróże prawa rekrutowali się głównie spośród rewolwerowców i łowców nagród. Oczekiwano od nich, że będą zapobiegać przestępstwom i zatrzymywać uzbrojonych bandytów – żywych, jeśli to możliwe, lub martwych, jeśli to konieczne. „Funkcjonariusz sam stanowił prawo i jedynie jego osąd i palec na spuście dzieliły go od unicestwienia podejrzanego – stwierdził dziennikarz «Tulsa Daily World» w 1928 roku po śmierci starego stróża prawa, który pracował na terytorium Osagów. – Często był to samotny człowiek występujący przeciwko bandzie przebiegłych łotrów”³⁰.

Przedstawiciele sił porządku otrzymywali mizerne uposażenie, a jednocześnie premiowano ich za szybkie sięganie po broń, trudno się zatem dziwić, że granica między stróżami prawa i bandytami była płynna. Przywódca słynnego w XIX wieku gangu Daltonów strzegł wcześniej prawa w rezerwacie Osagów.

W tamtych czasach szeryfem hrabstwa Osage, odpowiadającym za utrzymanie porządku na tym terenie, był pięćdziesięcioośmioletni, ważący sto trzydzieści pięć kilogramów pionier Harve M. Freas. Autor wydanej w 1916 roku książki o historii Oklahomy określił go mianem „postrachu wszelkich złoczyńców”³¹. Chodziły jednak słuchy, że był za pan brat z przestępczym elementem – przymykał oczy na poczynania hazardzistów i przemytników alkoholu, takich jak Kelsie Morrison czy Henry Grammer, mistrz rodeo, który odsiedział wyrok za morderstwo, po czym zaczął kontrolować lokalną dystrybucję bimbru. Jeden z jego ludzi zeznał później: „Otrzymałem zapewnienie, że jeśli kiedykolwiek trafię do aresztu , wyjdę na wolność w ciągu pięciu minut”³². Grupa mieszkańców hrabstwa Osage opublikowała nawet rezolucję w imię „religii, porządku, przyzwoitości i moralności”, w której apelowała: „Oczekujemy, że osoby wierzące, iż zaprzysiężony przedstawiciel prawa winien owo prawo egzekwować, niezwłocznie opiszą poczynania szeryfa Freasa i tym samym nakłonią go do należytego wykonywania obowiązków”³³.

Kiedy szeryfa poinformowano o śmierci Anny, zajmował się właśnie zabójstwem Whitehorna i początkowo polecił zebrać dowody jednemu ze swoich zastępców. Fairfax miało miejskiego marshala, odpowiednika komendanta policji, który dołączył do zastępcy szeryfa w wąwozie, gdy bracia Shounowie wciąż jeszcze przeprowadzali autopsję. Aby zidentyfikować narzędzie zbrodni, stróże prawa musieli zbadać kulę, która prawdopodobnie utkwiła w czaszce Anny. Lekarze za pomocą piły przecięli czaszkę, po czym ostrożnie wyjęli mózg i położyli go na desce; „ był w naprawdę złym stanie – wspominał David Shoun. – Nie sposób było znaleźć kuli”³⁴. Dlatego wziął patyk i zaczął go wbijać w mózg. Po jakimś czasie oznajmił, że pocisku nigdzie nie ma.

Stróże prawa poszli nad strumień i zabrali się do przeszukiwania miejsca zbrodni. Przy skale, w miejscu, gdzie leżało ciało Anny, zauważyli plamy krwi. Ani śladu po kuli, lecz jeden z szukających znalazł na ziemi butelkę częściowo wypełnioną przezroczystym płynem, który śmierdział jak bimber. Mężczyźni doszli do wniosku, że Anna siedziała na skale, popijając wódkę, kiedy ktoś podszedł i strzelił do niej z bliskiej odległości.

Marshal dostrzegł wyraźne ślady opon dwóch samochodów biegnące między drogą a wąwozem. Zawołał zastępcę szeryfa oraz sędziów prowadzących dochodzenie. Wyglądało na to, że oba auta dojechały do wąwozu z południowego wschodu, po czym zawróciły.

Żadnych innych śladów nie znaleziono. Stróże prawa nie mieli pojęcia o badaniach kryminalistycznych: nie odlali śladów opon, nie zebrali odcisków palców z butelki ani nie sprawdzili, czy na zwłokach nie znajdują się pozostałości prochu. Nie sfotografowali również miejsca zbrodni, które zresztą i tak zostało już zadeptane przez gapiów.

Ktoś jednak wziął kolczyk Anny i zawiózł go do jej matki, której stan zdrowia nie pozwalał na wizytę nad strumieniem. Lizzie momentalnie rozpoznała świecidełko. Anna nie żyła. Dla Osagów narodziny dzieci były największym błogosławieństwem Wah’Kon-Taha, tajemniczej siły życiowej, która według nich przenikała słońce, księżyc, ziemię i gwiazdy; siły, wokół której Osagowie od wieków organizowali swoje życie w nadziei, że wprowadza nieco ładu do ziemskiego chaosu; siły, która była niewidzialna, odległa, szczodra, ale budząca grozę i milcząca. Wielu Osagów porzuciło tradycyjne wierzenia, jednak nie Lizzie. (Jeden z urzędników skarżył się kiedyś, że kobiety takie jak Lizzie „trzymają się starych zabobonów i wyśmiewają nowoczesne idee i zwyczaje”³⁵). A teraz ktoś zabrał jej najstarszą i najukochańszą córkę przed czasem – to chyba znak, że Wah’Kon-Tah cofnął swoje błogosławieństwo i świat pogrąży się w jeszcze większym zamęcie. Zły stan zdrowia Lizzie z dnia na dzień się pogorszył, zupełnie jakby żałoba sama w sobie była chorobą.

***

Mollie bezgranicznie ufała Ernestowi³⁶. Prawnik, który znał ich oboje, zauważył, że jego „oddanie żonie Indiance i dzieciom było niezwykłe, wręcz uderzające”³⁷. Wspierał Mollie, kiedy zajęła się organizacją pochówku Anny. Trzeba było zamówić kwiaty, a także białą metalową trumnę i marmurowy nagrobek. Przedsiębiorcy pogrzebowi narzucali Osagom zawyżone koszty usług, próbując ich wykorzystać, i tym razem nie było inaczej. Przedsiębiorca zażądał tysiąca czterystu pięćdziesięciu dolarów za trumnę, stu dolarów za przygotowanie i zabalsamowanie ciała oraz dwudziestu pięciu dolarów za wynajęcie karawanu. Gdy doszedł do akcesoriów, w tym rękawiczek grabarza, sumy były już astronomiczne. Jak zauważył pewien miejscowy prawnik: „Zostało to tak urządzone, że Indianina z plemienia Osagów nie można było pochować za mniej niż sześć tysięcy dolarów” – kwotę, która po uwzględnieniu inflacji dzisiaj odpowiadałaby prawie osiemdziesięciu tysiącom³⁸.

Mollie (z prawej) z siostrą Anną i matką Lizzie (Osage Nation Museum)

Pochówek urządzono w tradycji katolickiej, ale z uwzględnieniem wierzeń Osagów³⁹. Mollie, która w młodości uczęszczała do szkoły misyjnej w Pawhuska, regularnie chodziła do kościoła. Lubiła siedzieć w kościelnych ławkach, gdy promienie porannego niedzielnego słońca wpadały przez okna, i słuchać kazań. Lubiła również towarzystwo przyjaciółek, a na niedzielnych mszach zawsze pojawiało się ich sporo.

Uroczystość rozpoczęła się w kościele. William Hale, wuj Ernesta, był bardzo blisko związany z rodziną Anny i Mollie i jako jeden z żałobników niósł trumnę. Ksiądz zaintonował pochodzącą z XIII wieku rymowaną sekwencję Dies irae, która kończy się słowami:

Oszczędź go, o dobry Boże,

Jezu nasz, i w zgonu porze

Daj mu wieczne spoczywanie⁴⁰.

Gdy ksiądz pokropił trumnę Anny wodą święconą, Mollie poprowadziła procesję złożoną z rodziny i innych żałobników na cmentarz w Gray Horse, ciche, leżące na uboczu miejsce z widokiem na niezmierzone prerie. Ojciec Mollie i jej siostra Minnie zostali pochowani w sąsiadujących ze sobą kwaterach; obok wykopano już świeży dół, wilgotny i mroczny. Czekał na trumnę Anny, którą postawiono przy jego krawędzi. Na nagrobku widniała inskrypcja: „Spotkamy się w niebie”. Zwykle na cmentarzu unoszono wieko trumny, żeby bliscy mieli szansę się pożegnać, jednak stan zwłok Anny to uniemożliwił. Co gorsza, jej twarz nie mogła zostać pomalowana w barwy plemienia i klanu zgodnie z tradycją Osagów. Mollie bała się, że bez dopełnienia tego rytuału dusza Anny będzie się błąkać. Mimo to włożono do trumny na tyle dużo jedzenia, by starczyło na trzydniową podróż do Krainy Szczęśliwych Łowów.

Starsi żałobnicy, tacy jak matka Mollie, zaintonowali modlitwy Osagów, mając nadzieję, że usłyszy je Wah’Kon-Tah. Wspaniały historyk i pisarz John Joseph Mathews (1894–1979), który był niepełnej krwi Indianinem z plemienia Osagów, udokumentował wiele plemiennych tradycji i tym samym ocalił je od zapomnienia. Opisując typową modlitwę żałobną, stwierdził: „Napełniała ona moją chłopięcą duszę strachem, dobrymi i złymi wspomnieniami oraz egzotyczną tęsknotą i kiedy się kończyła, a ja pozostawałem w transie pełnym radości i lęku, miałem głęboką nadzieję, że istnieje coś więcej, a jednocześnie bałem się tego. Dopiero potem, gdy zacząłem rozumieć pewne sprawy, dotarło do mnie, że owe modlitwy, śpiewy, rozdzierające duszę błagania zawsze kończyły się rozczarowaniem”⁴¹.

Stojąc przy grobie obok Ernesta, Mollie wsłuchiwała się w żałobną pieśń starszych, w ich śpiew stłumiony szlochem. Oda Brown, były mąż Anny, wydawał się tak zrozpaczony, że odszedł na bok. Dokładnie w południe – gdy słońce, najwspanialszy przejaw Wielkiej Tajemnicy, było w zenicie – mężczyźni podnieśli lśniącą białą trumnę i zaczęli ją opuszczać w głąb grobu. Mollie patrzyła na to do momentu, gdy przeciągłe żałobne zawodzenia zostały zastąpione przez odgłos ziemi uderzającej o wieko.
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: