Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Czas zabijania - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
27 maja 2018
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
31,90

Czas zabijania - ebook

Na całym świecie to Auschwitz stało się symbolem mordu na Żydach, dokonanego przez narodowosocjalistyczne Niemcy. Natomiast akcja "Reinhardt", ze swoimi obozami zagłady Bełżcem, Sobiborem i Treblinką, pozostaje w cieniu, chociaż jak nic innego pokazuje istotę Holocaustu: przemysłowe zabijanie ludzi. Równając z ziemią miejsca mordu i paląc wszelkie świadectwa, oprawcy chcieli nie tylko fizycznie zlikwidować ofiary, lecz także jakiekolwiek o nich wspomnienie. Do pewnego stopnia udało im się to. W pierwszej monografii akcji "Reinhardt" napisanej w języku niemieckim Stephan Lehnstaedt przywraca pamięć o dwóch milionach ludzi zabitych w Bełżcu, Sobiborze i Treblince, aby przynajmniej w ten sposób przetrwało świadectwo ich istnienia i cierpienia.

15 marca 1942 roku rozpoczęła się akcja "Reinhardt". Niemieccy okupanci wywieźli Żydów z gett w okupowanej Polsce i zagazowali ich w obozach zagłady w Bełżcu, Sobiborze i Treblince. Do listopada 1943 roku zamordowali w przybliżeniu dwa miliony ludzi, spalili ciała i zakopali popioły. Przeżyło nie więcej niż 150 osób. Stephan Lehnstaedt napisał pierwszą w języku niemieckim monografię akcji "Reinhardt", w której w rzeczowy, ale i wstrząsający sposób przypomina o wymordowaniu polskich Żydów.

Stephan Lehnstaedt - niemiecki historyk i autor wielu publikacji, profesor na wydziale Studiów Holocaustu i Studiów Żydowskich w Touro College w Berlinie. Wykładał na Uniwersytecie w Monachium, na Uniwersytecie Humboldtów w Berlinie oraz w London School of Economics, pracował w Niemieckim Instytucie Historycznym w Warszawie. Za swoją pracę badawczą i wkład w polsko-niemieckie pojednanie został w 2015 r. odznaczony Komandorią Missio Reconciliationis oraz honorowym medalem Powstanie w Getcie Warszawskim. W 2017 r. Związek Kombatantów RP i Byłych Więźniów Politycznych uhonorował go odznaką "Za Wybitne Zasługi".

Kategoria: Historia
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-8123-721-5
Rozmiar pliku: 1,2 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

Wizyta w Treblince w 2016 roku. Miejsce modlitwy i płaczu

Treblinka to spokojna miejscowość położona z dala od tras komunikacyjnych i turystycznych, około 80 kilometrów na północny wschód od Warszawy. W gęstych lasach sosnowych nie widać żadnych śladów straszliwych wydarzeń, do jakich doszło tu 75 lat temu: 22 lipca 1942 roku niemieccy okupanci zaczęli deportacje Żydów z warszawskiego getta, których następnie mordowali przy użyciu gazu w obozie zagłady Treblinka. Do listopada 1943 roku zamordowali tam niemal 900 000 ludzi z gett w okupowanej Polsce, spalili ich zwłoki i zakopali popioły. Dzisiaj o Holocauście przypominają małe miejsce pamięci, pomnik i symboliczna bocznica kolejowa.

Tylko nielicznym odwiedzającym zdarza się tutaj zabłądzić. W ciszy wschodniopolskiej prowincji najczęściej ma się to miejsce wyłącznie dla siebie. W ciepłym świetle dnia późnym latem chodzimy po gigantycznym masowym grobie, spacerujemy z rados­nym ćwierkaniem ptaków w uszach ponad prochami setek tysięcy. Osobliwa cisza wyprowadza z równowagi i zarazem obezwładnia. Jak to możliwe, że niemal niewyobrażalne czyny nie pozostawiły żadnych śladów?

Mylimy się jednak. Świadectwa są obecne – tam, gdzie nikt się ich nie domyśla. Drzewa są ostatnimi pozostałościami po mordercach. Las został zasadzony, żeby niczego nie było widać, żeby do pewnego stopnia sprawę porosła trawa. Sprawcy w Treblince są odpowiedzialni nawet za spokój i godność. To miejsce, w którym można zwątpić w ludzkość. Miejsce, w którym pozostaje tylko modlić się lub płakać.

Jednak Treblinka nie jest jedynym niemal zapomnianym obozem zagłady. Jeszcze dalej na uboczu bardziej niepozorne i mniej znane są Bełżec i Sobibór, położone w odległości zaledwie paru kilometrów od dzisiejszych granic z Ukrainą i Białorusią. Odwiedzający trafiają tam bardzo rzadko. I w tym miejscu nie ma niemal nic do zobaczenia – tylko drzewa jako świadkowie i małe pomniki przypominają o okropieństwach. Tak jak w Treblince w miejscowościach tych od wiosny 1942 roku odbywało się pod kryptonimem Akcja Reinhardt systematyczne mordowanie Żydów – lub uściślając: tych ludzi, których Niemcy uważali za „Żydów”. Pochodzili oni przede wszystkim z Generalnego Gubernatorstwa i okręgu Białystok, ale także z innych krajów okupowanej Europy. W Bełżcu życie straciło niemal pół miliona ofiar, w Sobiborze prawie 200 000.

Co pozostaje po tym centralnym rozdziale Holocaustu? Kiedy zliczy się razem wszystkich zabitych, a więc dodatkowo tych, którzy zmarli podczas spędzania ludzi do gett lub w pociągach deportacyjnych, uzyskamy liczbę co najmniej 1,8 miliona, być może nawet dwóch milionów. Nigdy się nie dowiemy, jak oni wszyscy się nazywali; co więcej, nie będziemy nawet w stanie ustalić ich dokładnej liczby – zbyt skutecznie sprawcy zacierali po sobie ślady. Także dlatego, pomimo swoich rozmiarów, Akcja Reinhardt jest dzisiaj niemal nieznana. W ostatnich latach pojawiły się co prawda nowe studia, dotyczące szczegółowych aspektów, ale jedyna monografia – w języku angielskim – została opublikowana w 1987 roku1.

W Niemczech i na całym świecie to Auschwitz jest symbolem wymordowania Żydów. Niemcy zabili tam ponad milion ludzi, więcej niż w jakimkolwiek innym miejscu. Brama wjazdowa z rampą już dawno temu stała się ikoną, olbrzymi obszar z ogrodzeniami, barakami i pozostałościami komór gazowych jest monumentem przeciwko zapomnieniu. Natłok odwiedzających tak się zwiększył, że bilety trzeba zamawiać z wyprzedzeniem. W 2015 roku miejsce to zobaczyło ponad półtora miliona ludzi. Treblinka, najbardziej znany obóz Akcji Reinhardt, dziennie nie ma nawet 200 odwiedzających, chociaż teren jest otwarty i dostępny przez 24 godziny na dobę. W Bełżcu liczba wizyt jest co najmniej jeszcze dwa razy mniejsza. W Sobiborze jest podobnie.

Pobyt w Bełżcu, Sobiborze i Treblince przeżyło w sumie nie więcej niż 150 osób. W 2016 roku, ponad 70 lat po wyzwoleniu, żadna z nich już nie żyje. Jednak kto poza nimi miałby pielęgnować pamięć o ofiarach i się jej domagać? Czyżby więc Niemcy na skraju Europy popełnili „perfekcyjną” zbrodnię, która dzisiaj zniknęła zarówno z oczu, jak i serca? To byłoby tym bardziej tragiczne, że Akcja Reinhardt stanowi właściwy rdzeń Holocaustu: oznaczała niemal całkowitą eksterminację polskich Żydów, mord na w przybliżeniu dwóch milionach ludzi, bez pozostawienia niemal żadnych widocznych śladów. Potworny czyn, który dzisiaj nie objawia się, tak jak w Auschwitz, w gigantycznym kompleksie obozowym dla dziesiątków tysięcy robotników przymusowych, lecz właśnie poprzez jego całkowity brak. Tak więc Akcja Reinhardt oznacza kwintesencję nienawiści i niemieckiego antysemityzmu. Była czystą eksterminacją bez jakiegokolwiek innego „wykorzystania”.

Książka ta skupia się na historii Akcji Reinhardt i jej ofiarach – polskich Żydach. Biorąc ich na cel, Niemcy od września 1939 roku przekształcili program antysemickich represji w ludobójstwo. Rozpoczęty wiosną 1942 roku przemysłowy mord masowy nie został „wynaleziony” w Auschwitz, lecz w Bełżcu i dla Bełżca. Potem wysoce zmotywowani sprawcy stopniowo doprowadzali do perfekcji metody zabijania. Nie było planu generalnego Holocaustu. Stał się możliwy, kiedy niemieckie przywództwo porozumiało się co do tego, że Żydów trzeba zniszczyć.

Pociągi, w których bydlęcych wagonach stłoczono do 5000 osób, ludzie tacy jak Christian Wirth lub Franz Stangl opróżniali w kilka godzin. Pędzili ofiary do komór gazowych, które w tyleż prosty, co brutalny sposób funkcjonowały wydajnie przy użyciu spalin silnikowych. Jednak prawdziwym wyzwaniem dla morderców było pozbywanie się zwłok. Podczas gdy komory gazowe zabijały 2000 ludzi w około 20 minut, ich zakopywanie w masowych grobach wymagało wielokrotnie dłuższego czasu. Jamy z rozkładającymi się ciałami wydzielały trupi odór i stanowiły – co było jeszcze gorsze – niepodważalny dowód zbrodni. Dlatego od końca 1942 roku zwłoki wykopywano i palono na olbrzymich stosach. Eksperci od mordowania byli zadowoleni ze swoich pros­tych rozwiązań.

Akcja Reinhardt świadczy o gładkiej współpracy pozbawionych sumienia sprawców z przekonania z „całkiem normalnymi mężczyznami” z administracji cywilnej, niemieckich kolei państwowych lub policji, którzy bez wahania wysyłali Żydów z gett na zagładę. Z Lublina siecią tą kierował Dowódca SS i Policji Odilo Globocnik. Organizacja była tak dopracowana, że w obozach za każdym razem mordowało nie więcej niż około 20 Niemców. Mogli się oni wysługiwać kolaborującymi jeńcami, dawnymi żołnierzami Armii Czerwonej, spośród których największy stopień rozpoznawalności uzyskał John (Iwan) Demianiuk w Sobiborze. Ten polegający na podziale pracy sposób postępowania z Żydami, wciągający do współpracy podbite narody Europy, jest centralnym aspektem Holocaustu. Był możliwy, ponieważ ostatecznie nikt nie protestował. Krzyki ofiar rozbrzmiewały bez odzewu, chociaż bieg wydarzeń był jak najbardziej obserwowany. Jest mnóstwo raportów autorstwa żydowskich, polskich i niemieckich członków ruchu oporu. Są także przykładowe świadectwa prostych żołnierzy, przejeżdżających przez okupowaną Polskę mężczyzn i kobiet, poświadczających publiczną tajemnicę.

Szczegóły były im nieznane. Jednak rozmiary ludobójstwa szacowali zadziwiająco precyzyjnie. Okropności w samych obozach zrelacjonowali nieliczni ocaleni. Opisują zwątpienie i wolę przetrwania oraz znajdują słowa, by unaocznić to, co niewyobrażalne, co odbiera mowę. Podczas gdy w Auschwitz odbywały się „selekcje”, w trakcie których oddzielano rzekomo zdolnych do pracy od przeznaczonych do natychmiastowego zamordowania i wybierano kandydatów do nieludzkich pseudomedycznych eksperymentów, i które umożliwiały kompleksowe gospodarcze funkcjonowanie SS, w obozach Akcji Reinhardt potrzebowano jedynie małej liczby przeznaczonych na śmierć niewolników do „obróbki” Żydów z pociągów deportacyjnych. W oczach sprawców z ofiar nie było już żadnego pożytku. Nawet ich rabunek był tylko produktem ubocznym, który miał pomóc w pokryciu wydatków – budowa obozu kosztowała, pociągi niemieckich kolei państwowych także nie jeździły za darmo. Również na płaszczyźnie prywatnej rysowały się pewne możliwości wzbogacenia.

Nie było żadnych szans na przeżycie. Dlatego Żydzi w Treblince i Sobiborze zjednoczyli się i stawili opór. W Treblince 2 sierpnia 1943 roku doszło do wybuchu powstania – jeszcze raczej przypadkowo i w mało zorganizowany sposób. W Sobiborze 14 października 1943 roku wybuchła rebelia zorganizowana i zaplanowana z niemal wojskową precyzją. Chociaż ostatecznie w obu przypadkach zbrojny zryw przeżyło tylko po około 60 więźniów, został wysłany wyraźny sygnał: sprawcy odtąd zaczęli obawiać się ofiar. W konsekwencji nie kontynuowano już ludobójstwa w obozach Akcji Reinhardt i ograniczono się tylko do Auschwitz.

To uciekinierzy, tacy jak Toivi Blatt z Sobiboru lub Jechiel Rajchman i Samuel Willenberg z Treblinki, byli tymi, którzy po 1945 roku zrobili wszystko, by morderców postawić przed sądem. Jednak dopiero w latach 60. XX wieku policja i sądy w Niemczech okazały gotowość do wszczynania systematycznych śledztw i procesów. Także dzięki zeznaniom dawnych więźniów obozów doszło do wymierzenia swego rodzaju późnej sprawiedliwości, nawet jeśli nie wszyscy esesmani ponieśli karę. Tragiczny okazał się przypadek Bełżca, który to obóz przeżyło tylko trzech więźniów; jedynie jeden z nich, Rudolf Reder, urodzony w 1881 roku lwowianin, złożył zeznania przed niemieckim sądem. Prawnicy uznali, że to nie wystarczy do skazania, i uniewinnili oskarżonych.

To tylko najbardziej deprymujący przykład z historii następstw Holocaustu. Już w 1944 roku, bezpośrednio po przejściu Armii Czerwonej, Polacy udawali się na dawne tereny obozów i zaczęli regularnie przekopywać ziemię w poszukiwaniu cennych przedmiotów. Były to „złote żniwa” po ludobójstwie, którym nowo powstała republika ludowa bezradnie się przyglądała, chociaż równocześnie zaangażowani prokuratorzy prowadzili kompleksowe śledztwa w związku ze zbrodniami niemieckimi.

Jednak dochodzenia te skończyły się fiaskiem. Nie był tym zainteresowany nikt w Niemczech, a Polska nie schwytała sprawców. Ponadto zbrodnie na Żydach po prostu nie były tak ważne jak te na „własnej”, czyli „polskiej” ludności. W takiej sytuacji kształtowała się pamięć: większość z nielicznych ocalonych wyemigrowała do USA i do Izraela, dlatego priorytetami stały się Auschwitz i Majdanek jako miejsca polskiego męczeństwa. W Treblince, Bełżcu i Sobiborze pomniki powstały dopiero w latach 60. XX wieku, muzea jeszcze później. Republika Federalna Niemiec i NRD okazały obojętność – i do dzisiaj Niemcy nie przekazały pieniędzy na pielęgnowanie pamięci o tym, co się wydarzyło w obozach Akcji Reinhardt, i utrzymanie tych miejsc.

Jeszcze w 2013 roku rząd federalny odmówił finansowego zaangażowania w Sobiborze z uzasadnieniem, że nie było tam żadnych niemieckich ofiar. Ze strony narodu sprawców jest to podejście samo w sobie absurdalne. Poza tym z merytorycznego punktu widzenia błędne. Pomimo tego bowiem, że Akcja Reinhardt pierwotnie miała na celu wymordowanie polskich Żydów, Adolf Eichmann polecił skierować do Polski także pociągi z zachodniej Europy. W rzeczywistości wśród ofiar Sobiboru znalazło się także około 25 000 niemieckich i austriackich Żydów. Inni zamordowani w obozach Akcji Reinhardt byli Żydami z Grecji, Jugosławii, Protektoratu Czech i Moraw, Słowacji, Francji i Holandii oraz z Białorusi i Litwy. Zamordowano tam ponadto około 2000 Sinti i Roma. To również w dużej mierze zapomniany europejski wymiar tego ludobójstwa.

Rachela Auerbach, żydowska historyczka i pierwsza kronikarka Treblinki, napisała już w 1947 roku o trudności godziwego upamiętnienia ofiar. Zbyt niewyobrażalne były rozmiary zbrodni, zbyt wielka luka, jaką ludobójstwo pozostawiło po sobie. Jak miałoby być możliwe godziwe upamiętnienie niemal dwóch milionów osób i informowanie o nich? Auerbach wydawało się, że nie jest w stanie sprostać temu zadaniu:

Brakuje Halinki Czechowicz, siedmioletniej dziewczynki z treblińskiego protokołu, tego rezolutnego dziecka, które dojrzało na chwilę przed śmiercią. Przy rozdzielaniu kładzie głowę na ramieniu ojca, nie dlatego, że szuka u niego pocieszenia, chwilowego azylu dla oczu, które widzą już jasno zagładę. Nie, ona chce uspokoić ojca, to ona chce go pocieszyć i dodać mu sił. „Tatusiu, nie bój się! Tatusiu, nie martw się!”. I: „Weź, tatusiu, zegarek. Przeżyjesz, przyda ci się”.

To jest ten moment, ten los, który dla Racheli Auerbach symbolizuje Treblinkę:

I ja widzę i słyszę tę dziewczynkę. Łzy, których nie wypłakała, by ojciec nie pogrążył się w smutku, będą we mnie płakać aż do końca moich dni2.

1 Yitzhak Arad, Belzec, Sobibor, Treblinka: The Operation Reinhard death camps, Bloomington, Ind., 1987.

2 Rachela Auerbach, Treblinka. Reportaż, przeł. Karolina Szymaniak, w: „Zagłada Żydów. Studia i Materiały” 2012, nr 8, s. 29.1

Polscy Żydzi w czasie Holocaustu, 1939–1942

W odrodzonym po pierwszej wojnie światowej państwie polskim ponad trzy miliony obywateli miało żydowskie pochodzenie. Z pewnością nie wszyscy oni byli pobożnymi chasydami lub litwakami, spotykało się wśród nich także agnostyków i ochrzczonych konwertytów. Byli między nimi zarówno bogaci, jak i biedni, robotnicy i intelektualiści, część była zainteresowana emigracją do Palestyny, inni byli przywiązani do Polski. Żydzi przynależeli tak do prawego, jak i lewego skrzydła politycznego spektrum lub w ogóle nie interesowali się polityką. Niektórzy chcieli się zasymilować, natomiast inni zdecydowanie odrzucali polski styl życia. Każda z tych grup utrzymywała własne szkoły, instytucje kulturalne, gazety i była związana ze swoimi partiami politycznymi. Słowem: życie żydowskie w Polsce kwitło, a wraz z nim w trzech językach – jidysz, hebrajskim i polskim – rozwijała się bogata kultura.

Jednak mimo oficjalnego równouprawnienia Żydzi w latach 30. XX wieku musieli znosić przejawy nietolerancji ze strony swoich współobywateli. W ówczesnej Rzeczypospolitej często bojkotowano sklepy należące do Żydów, państwowe uniwersytety ograniczały im możliwości studiowania, a ponadto dochodziło do pogromów z licznymi ofiarami śmiertelnymi. Co prawda skala tych represji antyżydowskich była absolutnie nieporównywalna z polityką antysemicką w nazistowskich Niemczech, ale w oczach (polskich) Żydów Niemcy pozostawali wysoce cywilizowanym narodem, z którego strony nie spodziewano się żadnego niebezpieczeństwa. To przekonanie wynikało z doświadczeń okupacji wschodniej Europy podczas pierwszej wojny światowej. Wówczas bowiem to państwa centralne wystąpiły jako wyzwoliciele od „tępego antysemityzmu” carskiej Rosji i przyniosły idee oświecenia oraz równouprawnienia. Po ich klęsce w 1918 roku doszło do ponownego rozniecenia antyżydowskiej przemocy ze strony „sąsiadów”. Natomiast Niemcy byli odtąd uważani za gwarantów porządku. I nawet jeśli byli narodowymi socjalistami, nie mogli być aż tak źli.

Jak okazało się po niemieckiej napaści na Polskę we wrześniu 1939 roku, była to tragiczna pomyłka. Już podczas kampanii wrześ­niowej żołnierze Wehrmachtu poniżali i znęcali się nad dziesiątkami tysięcy Żydów. Ubranym w chałaty mężczyznom obcinali brody, kazali im przed sobą tańczyć i znajdowali wiele innych sposobów, aby ich poniżyć. Z czasem sytuacja jeszcze się pogorszyła: Żydzi byli bici, dochodziło do ich rozstrzeliwania i masakr. W samej tylko Częstochowie okupanci zabili w pierwszym tygodniu września 200 cywilów, w większości Żydów3.

Tego typu akty przemocy, choć w większości tolerowane czy nawet wspierane przez przełożonych, nie były jeszcze tak naprawdę systematyczną antyżydowską polityką eksterminacji. Okupanci skupili się przede wszystkim na elitach polskiego państwa. Do wiosny 1940 roku podlegające Heinrichowi Himmlerowi Einsatzgruppen (Grupy Operacyjne) Policji Bezpieczeństwa i SD oraz wywodzące się z nich niemieckie placówki policji dokonały egzekucji co najmniej 60 000 osób. Tysiące z nich miały żydowskie pochodzenie, ale zdecydowanie największą grupę ofiar w tym momencie stanowili – jeszcze – Polacy katolicy4. Tak samo wyglądała sytuacja w tej części kraju, którą zajął Związek Radziecki, 17 września 1939 roku Armia Czerwona przekroczyła bowiem wschodnią granicę Polski i przystąpiła do wojny jako sojusznik Niemiec. Dyktatorzy Hitler i Stalin polecili bezwzględnie ścigać wszystkich tych, których uważali za swoich wrogów.

Tymczasem zaczęło się polityczne reorganizowanie zdobytego obszaru. Do Rzeszy Niemieckiej włączono nowe okręgi: Gdańsk-Prusy Zachodnie i Kraj Warty, do tego części wschodniego Górnego Śląska i region Ciechanowa. Hitler, tworząc Generalne Gubernatorstwo, powołał do życia administrację okupacyjną, która funkcjonowała jako „kraj obok Rzeszy” i była kierowana przez jego zaufanego prawnika, Hansa Franka. Jego cztery dystrykty – Radom, Lublin, Warszawa i Kraków – nazwano od największych miast, przy czym rząd Franka rezydował w Krakowie. We wszystkich tych regionach okupanci forsowali rasistowską hierarchizację: Niemcy znajdowali się nad Polakami, a poniżej tych drugich znajdowali się Żydzi, których należało odseparować od pozostałej ludności. Inne etniczne mniejszości upadłego państwa polskiego, na przykład Litwinów i Ukraińców, nowi panowie traktowali ze sceptycyzmem, przedstawili im jednak oferty kolaboracji.

W przypadku Polaków i Żydów coś takiego było nie do pomyślenia. Jednak podczas gdy tym pierwszym miała zostać odebrana państwowość, wydawało się istotne, by do drugich zachować systematyczny, stały dostęp. Tylko to umożliwiało szybkie wprowadzenie w życie antysemickich przepisów, które były już znane z Rzeszy. Stosowano także nowe środki, jak na przykład „gwiazda żydowska”, mająca na celu oficjalne oznakowanie Żydów jako głównych wrogów. W większości miejscowości z liczną żydowską ludnością okupanci powołali do życia tak zwane Judenraty (rady żydowskie, żydowskie rady starszych), a więc mianowane przez nich gremia, które miały zostać zorganizowane jako samorząd Żydów, de facto jednak były przede wszystkim odpowiedzialne za wdrażanie niemieckich rozkazów. Ich członkami byli najczęściej miejscowi dostojnicy, znający język niemiecki.

Po szoku wywołanym wybuchem wojny wydawało się, że wszystko zmierza do uspokojenia. Gdzie w pierwszych dniach okupacji miała miejsce indywidualna agresja żołnierzy i policjantów, gdzie pojedynczy Żydzi byli zmuszani do pracy przymusowej, zagościł teraz swego rodzaju porządek. Przewodniczący Judenratów, jak Adam Czerniaków w Warszawie lub Chaim Rumkowski w Łodzi (niem. Litzmannstadt), uważali za swój obowiązek chronić nowo utworzone żydowskie społeczności i dlatego próbowali możliwie jak najdokładniej spełniać niemieckie życzenia. Utworzyli na przykład bataliony robocze, które zostały udostępnione Niemcom jako siły pomocnicze, co z kolei zakończyło samowolne aresztowania celem kierowania do prac przymusowych.

Sukcesy rad były różne, co w dużej mierze zależało od swobody działania, jaką pozostawiali im Niemcy: w końcu to oni decydowali o doborze członków tych gremiów, a kto nie był posłuszny ich rozkazom, musiał liczyć się z agresją fizyczną, w najgorszym zaś przypadku z rozstrzelaniem. Na przykład w Krakowie okupanci aresztowali i wymordowali dwukrotnie, raz za razem, cały komitet, aż urząd przewodniczącego objął Dawid Gutter, który z jednej strony był uległy wobec okupantów, a z drugiej pozbawiony skrupułów w stosunku do Żydów. W przeciwieństwie do niego na przykład Czerniaków cieszył się wielkim szacunkiem ze względu na swoją prawość i kolegialność, podczas gdy Rumkowski był postrzegany przez Żydów jako despotyczny władca, na zewnątrz natomiast jako uniżony sługa Niemców5.

Przynajmniej na początku samorządy miały zalety zarówno dla okupowanych, jak i okupantów, dlatego formy organizacyjne wkrótce się rozwinęły. W miastach powstała żydowska policja, własny wymiar sprawiedliwości, a także opieka socjalna z kuchniami dla ubogich i izby chorych. Dodatkowo Judenraty stworzyły oferty kształcenia oraz organizowały rozdział mieszkań i żywności, finansowanej z własnego systemu podatkowego. Wszystko to było konieczne, gdyż Niemcy bardzo szybko wykluczyli Żydów z dotychczasowego porządku społecznego. Między innymi skonfiskowali zakłady i fabryki, co szczególnie ciężko dotknęło rzemieślników i przedsiębiorców prywatnych – stracili swoje źródło dochodów i nie byli już w stanie utrzymywać swoich rodzin.

Niedługo później Niemcy przejęli mieszkania i własność gruntową. Ponieważ oprócz dzikich, często indywidualnych grabieży dodatkowo domagali się od Żydów licznych podatków specjalnych w formie „kontrybucji”, dochodziło do gwałtownego zubożenia, zwłaszcza że także przedmioty wartościowe podlegały rekwizycjom. Rabunek żydowskiego mienia, które najczęściej przechodziło na własność Niemców i tym samym podlegało „aryzacji”, ostatecznie szkodził gospodarce całego kraju. Wiele sklepów było teraz zamkniętych, setki tysięcy ludzi bez pracy, ich konta bankowe zostały zamknięte, a aktywa finansowe zrabowane. Jednak to nie wszystko: nowe rozporządzenia odcięły Żydów w Generalnym Gubernatorstwie od państwowych świadczeń socjalnych, takich jak opieka zdrowotna lub renty, tak że pod koniec 1939 roku większość z nich musiała codziennie walczyć o przeżycie.

Sytuacja dalej się zaostrzała. Już 8 października 1939 roku Niemcy utworzyli w położonym niecałe 150 kilometrów na południowy zachód od Warszawy mieście powiatowym Piotrków Trybunalski pierwsze getto. Żydzi musieli odtąd żyć na specjalnie wyodrębnionym obszarze, na którym Polakom i Niemcom zabroniono już mieszkać. Żydom wolno było opuszczać getta tylko w wyjątkowych przypadkach. Takich specjalnych wydzielonych stref w Polsce jak dotąd nie było. Wprawdzie od XIX stulecia rejony ze szczególnie licznymi mieszkańcami żydowskimi potocznie były nazywane gettem, jednak nie regulowały tego żadne państwowe przepisy. I nawet jeśli w owych kwartałach często było dość ciasno, nie dało się tego porównać z 28 000 ludzi, których naziści stłoczyli teraz w Piotrkowie na obszarze, na którym wcześniej mieszkało tylko 6000 osób6.

W całym kraju do początku 1942 roku powstały dla około 1,8 miliona Żydów setki gett; niektóre nie miały nawet setki mieszkańców, inne, jak to w Warszawie, prawie 450 000. W samym tylko Generalnym Gubernatorstwie utworzono 342 „dzielnic mieszkalnych”, przy czym tylko w 26 z nich zamieszkiwało więcej niż 10 000 ludzi. Już same te liczby sugerują, że różnice musiały być ogromne. Podczas gdy w sercu Warszawy funkcjonowało wielkie „miasto”, w którym wszystkie dziedziny współżycia zostały zaadaptowane do warunków okupacyjnych, pół miliona Żydów żyło w małych gettach, w których zewnętrzne uwarunkowania zmieniły się w o wiele mniejszym stopniu i nierzadko przypominały jeszcze okres przedwojenny. Często nie były one nawet otoczone płotem czy murem; kontrola została przekazana lokalnej polskiej policji, a okupanci pokazywali się tam co najwyżej raz na kilka dni. Odpowiednio różniło się także ich postrzeganie, dlatego na przykład ocalony Frederick Weinstein napisał o Gniewoszowie, małym getcie w dystrykcie radomskim z niecałymi 3000 mieszkańców, że tam „po roku niemieckiej okupacji Żydzi cieszyli się dużym zakresem wolności” i mogli bez ograniczeń nadal praktykować swoją religię7.

W większości gett atmosfera była jednak o wiele bardziej napięta. Żyli tam już nie tylko ci, którzy wcześniej mieszkali w danej miejscowości, lecz także liczne osoby deportowane z zachodniej części Polski. Zarządzający tymi wcielonymi do Rzeszy obszarami Niemcy marzyli o czysto „aryjskich” miastach i wsiach, dlatego od marca 1940 roku przesiedlili ponad sto tysięcy Żydów do Generalnego Gubernatorstwa; później ponownie wywieziono tam kilka tysięcy osób, głównie z Rzeszy i z Wiednia. Nauczyciel Chaim Kaplan tak opisał to w swoim dzienniku:

Wygnańcy przed wschodem słońca zostali wypędzeni ze swoich łóżek, siepacze Führera nie pozwolili im zabrać ze sobą ani pieniędzy, ani dobytku, ani żywności i stale grozili, że ich rozstrzelają. Zanim rozpoczęli marsz na wygnanie, przeszukano ich rzeczy i wszystkie ukryte miejsca ich odzieży i ciała. Bez choćby feniga w kieszeni i bez ciepłych koców dla kobiet, dzieci, starych ludzi i niedołężnych – niekiedy bez butów na stopach lub bez kuli w rękach – zostali zmuszeni do opuszczenia swoich mieszkań, dobytku i grobów swoich przodków oraz pójścia precz8.

Zasiedziali mieszkańcy gett chcąc nie chcąc przyjęli ich, ale w związku ze swoją beznadziejną sytuacją w niewielkim stopniu mogli im pomóc. Często wysiedleńcy byli najbiedniejszymi wśród mieszkańców gett. Powodziło im się jeszcze gorzej niż Żydom, którzy z setek wsi i miasteczek musieli przenieść się do miejsc, w których utworzono getta, by Niemcy mieli do nich stały dostęp i nieograniczoną kontrolę nad nimi.

Judenraty kierowały ich do mieszkań, które i tak były już przepełnione. Po prostu nie było innej możliwości. W krakowskim getcie rozdzielono ponad 15 000 osadzonych na nieco tylko więcej niż 300 często jednopiętrowych budynków, w których ponadto musiały pomieścić się różne instytucje samorządowe. Kwatery z tylko jedną osobą na pokój były wielkim wyjątkiem i były zarezerwowane przede wszystkim dla funkcjonariuszy. Średnio dziesięć lub więcej osób musiało zmieścić się w dwupokojowym mieszkaniu, dlatego przeciętne obłożenie na pokój wynosiło prawie cztery osoby9. Gęs­tość zaludnienia w warszawskim getcie wynosiła ponad 150 000 ludzi na kilometr kwadratowy. Dla porównania: na Manhattanie wynosi ona obecnie 27 500.

Od niemieckiej napaści na Związek Radziecki latem 1941 roku polityka antysemicka przybrała na sile, a dotychczasowe fazy pozbawiania praw polskich Żydów na nowo zdobytych obszarach przebiegały z jeszcze większą prędkością. Z obszarów Rzeczypospolitej, które w okresie 1939–41 znajdowały się pod panowaniem Moskwy, Hitler wcielił do Rzeszy tylko okręg białostocki. O wiele większe części utworzyły teraz zachodnie krańce nowych Komisariatów Rzeszy Wschód i Ukraina, powiększone zostało także Generalne Gubernatorstwo, które na południowym wschodzie rozszerzyło się znacząco o Dystrykt Galicja wokół miasta Lwów.

Tamtejsi Żydzi na samym początku tej kolejnej okupacji również musieli przecierpieć przemarsz Einsatzgruppen (Grup Operacyjnych), ale inaczej niż w 1939 roku teraz nie chodziło już o wyeliminowanie lokalnej elity, lecz o antyżydowską wojnę rasową. Jej konsekwencją były masakry, w których w sumie zginęły setki tysięcy ludzi, a w licznych miejscowościach Niemcy rozstrzelali wszystkich Żydów. Na Wołyniu Einsatzgruppen w samych tylko dwóch miesiącach, wrześniu i październiku 1941 roku, zabiły 25 procent żydowskiej ludności. Gdzie indziej, jak na przykład w małym wschodniogalicyjskim miasteczku Kosów Huculski, gdzie spośród pierwotnie ponad 4000 Żydów zamordowano 2000, zginęła niemal połowa jego żydowskich mieszkańców.

Zagłada postawiła także Judenraty przed całkowicie nowymi wyzwaniami. W zdziesiątkowanych miasteczkach często było już prawie niemożliwe zorganizowanie jako tako zdolnego do działania samorządu. W miejscowościach takich jak Czortków lub wołyński Krzemieniec nie dało się zorganizować niczego więcej jak kuchnia dla ubogich i zbiórki ubrań; wykraczającej ponad to pomocy socjalnej, szkół czy nawet życia religijnego już nie było, lokalne społeczności rozpadły się. Kolaboranci, których Niemcy wybierali częściej niż kiedykolwiek, by pełnili funkcje kierownicze, swoimi poczynaniami sprawiali, że sytuacja stawała się jeszcze bardziej nieznośna niż w zachodnich częściach Generalnego Gubernatorstwa10. W galicyjskim Stanisławowie 21-letnia Elsa Binder zanotowała krótko po Nowym Roku 1942 pełna zwątpienia:

Najgorsze są wieczory. O godzinie siódmej, kiedy na rozkaz musi zostać wyłączone światło, cała rodzina idzie do łóżka. Tylko ja marnuję świecę, przy której świetle piszę lub czytam. W końcu idę do nieogrzewanego pokoju, do ogrzanego za pomocą cegły łóżka, w którym mam pod dostatkiem okazji, by rozmyślać nad moim teraźniejszym życiem.

Życie? Bardzo wątpliwe, czy można to nazwać życiem.

Wegetacja? Także nie. W końcu myślę, czuję i cierpię. Wszystko we mnie jest harmonią bólu i nadziei11.

Zubożenie Żydów pod okupacją niemiecką postępowało bardzo szybko, i to na wszystkich okupowanych obszarach. Getta były w znacznej mierze odcięte od świata zewnętrznego, co było widoczne, zwłaszcza jeśli chodzi o zaopatrzenie w produkty spożywcze. Okupanci nie byli skłonni bezpłatnie dostarczać niezbędnych ilości jedzenia, a tymczasem dostępne środki finansowe szybko się kończyły. A to, co dotyczyło getta jako całości, dotykało także każdej pojedynczej osoby: wprawdzie Judenraty mogły za darmo udostępnić trochę jedzenia dla najbiedniejszych z biednych, ale to nie wystarczało do zaspokojenia najpilniejszych nawet potrzeb. Ludzie umierali z głodu. W przypadku samej tylko Warszawy przyjmuje się, że do lata 1942 roku w wyniku niedożywienia i związanych z nim chorób zmarło około 80 000 ludzi. Katastrofalne było także zaopatrzenie w lekarstwa, w związku z czym szerzyły się epidemie, między innymi tyfusu i gruźlicy, pochłaniające wiele ofiar śmiertelnych. Na ulicach leżały zwłoki, grabarze nie nadążali z wykonywaniem swojej pracy. Chaim Kaplan napisał:

Są domy, które straciły połowę swoich mieszkańców. Każdy z nas liczy w swoim najbliższym otoczeniu dziesiątki przypadków śmierci, które zostały złożone na ołtarzu straszliwego tyfusu plamistego. Jego ofiary są niezliczone12.

Nawet wielkie majątki nie stanowiły skutecznej ochrony przed takim losem. Szybko przeciekały przez palce z powodu oszałamiającej zwyżki cen na czarnym rynku, dochodzącej do 18 000 procent. Przeciętna czteroosobowa rodzina musiała wydawać ponad dwie trzecie swojego całego dochodu na jedzenie, a i tak nie była w stanie choćby do pewnego stopnia nasycić głodu13. Wielu jednak w ogóle nie mogło pozwolić sobie na jedzenie. Nieodzowne było zatrudnienie, ponieważ zapewniało minimalną pensję, a przede wszystkim aprowizację w miejscu pracy. W tym przypadku często pozostawało tylko zgłosić się do batalionu roboczego Judenratu, przy czym ciężka praca fizyczna akurat dla inteligentów – w których antysemickie posunięcia uderzyły szczególnie mocno – szybko okazywała się wysiłkiem ponad możliwości. Judenraty płaciły od czterech do pięciu złotych za dzień, do tego dawały zupę i kromkę chleba, dlatego nie brakowało ochotników – było tak nawet wtedy, kiedy z powodu braku środków finansowych w zamian za pracę oferowano tylko jedzenie. Wypłat nie było wcale.

Ponieważ Niemcy potrzebowali tanich żydowskich robotników, system się sprawdzał. Od połowy 1940 roku firmy, państwowe urzędy, częściowo nawet osoby prywatne wykorzystujące Żydów – dla których niewolnicze wynagrodzenia wciąż były w najwyższej mierze atrakcyjne – jako pomoc domową, zaczęły im płacić. Nędza w gettach była jednak tak wielka, a liczba mężczyzn potrzebnych do pracy w batalionach mimo wszystko o wiele mniejsza niż liczba bezrobotnych, że początkowo można było znaleźć ochotników nawet do obozów pracy: w dystrykcie lubelskim Dowódca SD i Policji Odilo Globocnik wyznaczył cel w postaci uregulowania rzek i osuszenia bagien, a ponadto polecił zbudować wał obronny przeciwko Związkowi Radzieckiemu.

Z ekonomicznego i militarnego punktu widzenia miało to mało sensu, ale w nazistowskiej ideologii istotne miejsce zajmowało przekonanie, że Żydów należy nauczyć pracy fizycznej. W imię tej idei do jesieni 1941 roku ponad dziesięć tysięcy Żydów ciężko pracowało i rzeczywiście ich krewni w domu, zgodnie z obietnicą, otrzymywali za nich skromną pensję. Jednak warunki były tak fatalne, a odsetek umierających z wyczerpania tak wysoki, że dobrowolne zgłoszenia miały miejsce tylko po pierwszych apelach werbunkowych, później konieczne było posłużenie się rekrutacją przymusową. Wiele osób wracających z obozów do gett było tak wycieńczonych, że wkrótce umierały. Nawet niemiecki Urząd Pracy skonstatował: „Po niektórych gorzkich doświadczeniach Żydzi nie są już zbyt chętni do pracy w obozach”14.

Judenraty miały jednak o wiele lepsze pomysły, jak polepszyć zaopatrzenie gett: założyły i prowadziły na wielką skalę warsztaty i normalne fabryki, które produkowały dla Niemców w szczególności odzież, obuwie i przedmioty gospodarstwa domowego. Istniały one nawet w małych miastach, takich jak Tarnów, Bochnia lub Tomaszów Mazowiecki. Olbrzymi popyt na związane z taką działalnością miejsca pracy ilustruje przykład Warszawy, gdzie w grudniu 1941 roku wciąż jeszcze 67 583 żydowskich mężczyzn pozostawało bez pracy. Do tego dochodzili niemieccy przedsiębiorcy, którzy robili interesy swojego życia i ekspandowali na wschód – po części przyciągani przez kampanię reklamową, która obiecywała siłę roboczą z getta warszawskiego w dobrej cenie15.

Na przykład firma Schulz & Co. GmbH rozpoczęła we wrześ­niu 1941 roku produkcję przeznaczoną dla Biura Umundurowania Wojsk Lądowych. Początkowo było 150 pracowników, ale już w grudniu – 850, a w lipcu 1942 roku już niemal 4500. Związane to było z niezwykle zyskownym rozszerzeniem spektrum działalności; po tym, jak na początku wytwarzano tylko tekstylia, w następnych miesiącach Schulz zbudował między innymi zakład kuśnierski, dział stolarski, warsztaty obuwnicze i laboratorium do czyszczenia manierek – wszystko to na potrzeby Wehrmachtu16. Kto tu lub gdzie indziej pracował w interesie Niemców, otrzymywał wyraźnie podwyższone oficjalne racje chleba, przynajmniej w Warszawie – choć wciąż niezwykle małe: cztery kilogramy miesięcznie. W marcu dotyczyło to jednak tylko około 33 000 pracowników, podczas gdy 421 000 musiało przetrwać, otrzymując zaledwie dwa kilogramy17.

W getcie wzbogacili się tylko nieliczni. Majątek można było zdobyć m.in. dzięki korupcji i kradzieżom – ta droga była otwarta zwłaszcza dla funkcjonariuszy Judenratów i policjantów. Z o wiele większym ryzykiem wiązał się przemyt ze strony aryjskiej. Ze względu na wysokie ceny czarnorynkowe pokusa była jednak ogromna, a po „aryjskiej stronie” można było łatwo robić interesy z Polakami, a niekiedy nawet z okupantami. Chętnie wykorzystywano tę możliwość wzbogacenia się; w pewnym urzędowym raporcie z lata 1942 roku stwierdzono na temat Warszawy: „Sprzedaje się wszystko, co tylko można sprzedać”18. Przynajmniej dla Żydów przemyt był jednak bardzo niebezpieczny, za opuszczenie getta od jesieni 1941 roku groziła bowiem kara śmierci. Paradoksalnie to dzieci przemieszczały się najczęściej w tę i z powrotem między dwoma światami, ponieważ łatwiej było im się przecisnąć przez luki w murach getta i wtopić się w polskie otoczenie. Tym samym wnosiły swój wkład do dochodów rodziny, który często przewyższał wkład rodziców, i przejmowały rolę żywicieli19. Tak czy inaczej pod okupacją niemiecką nie pozostawało im nic innego, jak szybko wydorośleć. Nie wolno im już było chodzić do polskich szkół, a od dawna wiele Judenratów nie było w stanie sfinansować własnej i przede wszystkim kompleksowej oferty kształcenia. W ten sposób prześladowania dotknęły także dzieci i młodzież. Dlatego część rodziców próbowała wyprowadzić je z getta i ulokować u osób prywatnych, w sierocińcach lub klasztorach. To oznaczało pełne łez pożegnania, często na zawsze – ale tysiącom dzieci w ten sposób uratowano życie, ponieważ Niemcy ich nie znaleźli.

Także dorośli uciekali. Przed nimi stały otworem inne możliwości. Dla zasymilowanych Żydów ucieczka była najczęściej mniej skomplikowana niż dla religijnych, którzy byli mniej obeznani ze zwyczajami stanowiącej większość katolickiej ludności i z tego względu bardziej rzucali się w oczy. Było na przykład powszechnie przyjęte, by podejrzanym o żydowskie pochodzenie kazać odmówić „Ojcze nasz”. W przypadku mężczyzn sprawdzano, czy są obrzezani. Łatwiej było tym, którzy nie czuli się zobowiązani do przestrzegania reguł koszerności albo mieli polskich przyjaciół – uwzględnienie tego wszystkiego wyjaśnia, dlaczego tak niski był odsetek ocalonych Żydów religijnych. Jednak zasadniczo wszyscy Żydzi funkcjonowali w takich samych warunkach: wszyscy musieli liczyć się z karą śmierci, gdyby zostali odkryci po „aryjskiej stronie”.

Niemcy przewidywali karę śmierci także dla tych, którzy pomagali Żydom. To czyniło sytuację o wiele trudniejszą, ponieważ pomagający także żyli w nieustającym strachu, że zostanie to odkryte. Poza tym musieli – tak jak uciekinierzy – liczyć się z szantażem, denuncjacją lub nawet mordem ze strony „sąsiadów”. Pewna Żydówka, która ukryła się w małym miasteczku w południowo-wschodniej Polsce, pisała o tym pod koniec 1941 roku:

W sąsiedniej wsi Niemcy zamordowali Żydów, których odkryli, dlatego inny chłop ze strachu zabił ukrywających się u niego 3 Żydów. Sprawa wyszła na jaw, ponieważ zostało znalezione umazane krwią narzędzie itd. Przez całą noc siedziałam i nasłuchiwałam, bo choć wiem, że nasz Wasyl nas nie zamorduje, przez całą noc nie mogłam uwolnić się od strachu20.

W tej sytuacji coraz częściej zdarzało się, że zbiegli z getta Żydzi wracali do niego: tam nie musieli przynajmniej obawiać się rozstrzelania. Szczególnie w regionach wiejskich z małymi, często nieogrodzonymi, otwartymi gettami ucieczka wcale nie była taka trudna. Ale większość Żydów pochodziła z miasteczek i nie była chłopami. Liczenie zaś na pomoc polskich chłopów było płonne, nie tylko z powodu tradycyjnego antysemityzmu, lecz także nędzy miejscowej ludności, która w przypadku wydania Żyda mogła liczyć na nagrodę od Niemców. Wielu pomagających żądało w zamian za zakwaterowanie i wyżywienie zapłaty. Bardzo rzadko można było się odwdzięczyć gospodarzom pracą, przy czym środki finansowe najczęściej zostały już wydane w getcie21.

Na początku 1942 roku przeciwko ucieczkom zaczęły przemawiać także inne argumenty. Pomimo masowych rozstrzeliwań latem 1941 roku na obszarach na wschód od Bugu i pomimo niepokojących pogłosek o deportacjach i mordach w jakimś obozie w Kraju Warty wydawało się, że sytuacja Żydów w Generalnym Gubernatorstwie jakby się uspokoiła. Przynajmniej Judenraty w większych gettach znalazły sposoby, by uzyskać zwiększenie wydajności produkcji, która z miesiąca na miesiąc wzrastała. Była ona przede wszystkim przeznaczona dla Wehrmachtu. Na przykład w Białymstoku w styczniu 1942 roku przekazano Niemcom w prezencie, aby zademonstrować możliwości produkcyjne, 3500 sztuk odzieży. Ponad 14 000 ludzi było zaangażowanych w wytwarzanie ubrań, butów, beczek, lin, papierosów, urządzeń elektrycznych, alkoholu, chemikaliów, szczotek, butów z cholewami, mundurów, walizek, samochodów, skór, futer, a nawet zabawek, wody sodowej i innych rzeczy22. Przedmioty te okupanci mogli kupować za śmiesznie niskie ceny, ale dochody z tego umożliwiały Judenratom przynajmniej – chociaż w dalece niewystarczającym stopniu – kupowanie żywności i zaopatrywanie mieszkańców getta. Produkcja często sklasyfikowana jako ważna dla wysiłku wojennego odbywała się w ścisłym porozumieniu z urzędami Wehrmachtu, które dostarczały specyfikacje i odbierały towary. Współpraca ta przebiegała przy obustronnym zadowoleniu i była dla Żydów w szczególności dlatego warta starań, że praca dla wojska wiązała się ze zwiększeniem ilości zaopatrzenia. Olbrzymie getto warszawskie wypracowywało nawet więcej pieniędzy, niż było potrzeba na zakup stosunkowo niewielkich ilości żywności, jakie przyznawały Żydom władze niemieckie.

W gettach panowało powszechne przekonanie, że zakończenie tego tak korzystnego handlu nie byłoby w interesie okupantów. Dlatego należało tylko odczekać, aż antyhitlerowska koalicja, wzmocniona tymczasem przez Związek Radziecki, wygra wojnę. Wydawało się racjonalne, że użyteczne dla Niemców żydowskie społeczności przymusowe będą mogły dalej istnieć. Także w obliczu tych przemyśleń niektórzy ukrywający się i przebywający w podziemiu Żydzi wracali do rzekomo bezpiecznych „dzielnic mieszkalnych”.

Jak miało się okazać od wiosny 1942 roku, była to śmiertelnie błędna ocena sytuacji.

CIĄG DALSZY DOSTĘPNY W PEŁNEJ, PŁATNEJ WERSJI

PEŁNY SPIS TREŚCI:

Wizyta w Treblince w 2016 roku. Miejsce modlitwy i płaczu

1. Polscy Żydzi w czasie Holocaustu, 1939–1942

2. Od „eutanazji” do Akcji Reinhardt. Geneza ludobójstwa, 1940–1942

3. Masowi mordercy. Niemieccy sprawcy i ich pomocnicy

4. Forma podąża za funkcją. Budowa Bełżca, Sobiboru i Treblinki

5. „Akcje”. Likwidacja gett w Polsce i deportacje do obozów zagłady

6. Zagłada. Masowe mordowanie za pomocą gazu i usuwanie ciał

7. W piekle. Życie i przeżycie w obozie zagłady

8. Ratunek?! Powstania i ucieczki z obozów zagłady

9. Publiczna tajemnica. Wiedza na temat Akcji Reinhardt

10. Koniec. Akcja Reinhardt i likwidacja obozów zagłady

11. Dobre interesy. Bilans SS i „złote żniwa” Polaków po 1944 roku

12. Sprawiedliwość? Wyroki na sprawcach po 1945 roku

13. Tutaj to nie Auschwitz. Pamięć i miejsca pamięci

Co z oczu, to z serca

Podziękowania

Bibliografia

3 Jochen Böhler, Auftakt zum Vernichtungskrieg. Die Wehrmacht in Polen 1939, Frankfurt am Main 2006, s. 98–107.

4 Klaus-Michael Mallmann, Jochen Böhler, Jürgen Matthäus (red.), Einsatzgruppen in Polen. Darstellung und Dokumentation, Darmstadt 2008.

5 Nowa ocena Rumkowskiego pojawiła się teraz w: Monika Polit, Mordechaj Chaim Rumkowski: Prawda i zmyślenie, Warszawa 2012. Na temat Czerniakowa zob. Marcin Urynowicz, Adam Czerniaków 1880–1942: Prezes getta warszawskiego, Warszawa 2009.

6 Krzysztof Urzędowski, Przyczynek do historii getta w Piotrkowie Trybunalskim, w: „Biuletyn Okręgowej Komisji Badania Zbrodni Hitlerowskiej w Łodzi” 1990, nr 2, s. 35–48.

7 Cytat według: Stephan Lehnstaedt, Kleine Ghettos. Plädoyer für eine Perspektiverweiterung, w: „Zeitschrift für Genozidforschung” 2012, nr 13, s. 12–28, tutaj s. 20.

8 Wpis do dziennika z 31 stycznia 1941, w: Abraham Katsh (red.), Buch der Agonie. Das Warschauer Tagebuch des Chaim A. Kaplan, Frankfurt am Main 1967, s. 283.

9 7. Andrea Löw, Markus Roth, Juden in Krakau unter deutscher Besatzung 1939–1945, Göttingen 2011, s. 58–61.

10 Yehuda Bauer, Der Tod des Schtetls, Berlin 2013, s. 132 i 152–154.

11 Wpis do dziennika z 3 stycznia 1942, w: Klaus-Peter Friedrich (red.), Die Verfolgung und Ermordung der europäischen Juden durch das nationalsozialistische Deutschland 1933–1945, t. 9: Generalgouvernement August 1941–1945, München 2013, s. 171 (dokument 31).

12 Wpis do dziennika 11 października 1941, w: tamże, s. 91 (dokument 12).

13 Barbara Engelking, Jacek Leociak, The Warsaw Ghetto: A guide to the perished city, New Haven, Conn., 2009, s. 49 i n. oraz 432–434.

14 Archiv der Gedenkstätte Yad Vashem, O 6/198. Monatsbericht des deutschen Arbeitsamts im Ghetto Warschau, 29.8.1941.

15 Stephan Lehnstaedt, Die deutsche Arbeitsverwaltung im Generalgouvernement und die Juden, w: „Vierteljahrshefte für Zeitgeschichte” 2012, nr 60, s. 409–440.

16 Helge Grabitz, Wolfgang Scheffler (red.), Letzte Spuren. Ghetto Warschau, SS-Arbeitslager Trawniki, Aktion Erntefest. Fotos und Dokumente über Opfer des Endlösungswahns im Spiegel der historischen Ereignisse, 2. wyd., Berlin 1993, tutaj s. 24.

17 Archiv der Gedenkstätte Yad Vashem, O 6/162. Monatsbericht des Judenrats Warschau, 7.4.1942.

18 Institut für Zeitgeschichte München, Fa 91/4, s. 983 i n., Bericht Nr. 1 des Beauftragten des Reichsleiters Bormann, Albert Hoffmann, über Warschau, 9.8.1942.

19 Joanna Śliwa, A Link between the Inside and the Outside Worlds: Child Smugglers in the Kraków Ghetto, w: „Zeitschrift für Genozidforschung” 2012, nr 13, s. 53–81.

20 Tagebuch von Frau Rathauser vom 29.11.1941, w: Friedrich (red.), Die Verfolgung und Ermordung der europäischen Juden durch das nationalsozialistische Deutschland 1933–1945, t. 9: Generalgouvernement, s. 149 (dokument 24).

21 Jan Grabowski, Judenjagd. Polowanie na Żydów 1942–1945. Studium dziejów pewnego powiatu, Warszawa 2011, s. 31–40 i 67–86.

22 Sara Bender, Der Judenrat im Ghetto von Białystok: Struktur. Abteilungen, Personal, w: Freia Anders, Katrin Stoll, Karsten Wilke (red.), Der Judenrat von Białystok. Dokumente aus dem Archiv des Białystoker Ghettos 1941–1943, Paderborn i in. 2010, s. 355–383, tutaj s. 364–367.
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: