Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

  • Empik Go W empik go

Czas żęcia - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
Sierpień 2018
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, PDF
Format PDF
czytaj
na laptopie
czytaj
na tablecie
Format e-booków, który możesz odczytywać na tablecie oraz laptopie. Pliki PDF są odczytywane również przez czytniki i smartfony, jednakze względu na komfort czytania i brak możliwości skalowania czcionki, czytanie plików PDF na tych urządzeniach może być męczące dla oczu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(3w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na laptopie
Pliki PDF zabezpieczone watermarkiem możesz odczytać na dowolnym laptopie po zainstalowaniu czytnika dokumentów PDF. Najpowszechniejszym programem, który umożliwi odczytanie pliku PDF na laptopie, jest Adobe Reader. W zależności od potrzeb, możesz zainstalować również inny program - e-booki PDF pod względem sposobu odczytywania nie różnią niczym od powszechnie stosowanych dokumentów PDF, które odczytujemy każdego dnia.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Czas żęcia - ebook

„Poczuł się wojownikiem. Bojaźń zastąpiła odwaga, strach – brawura i desperacja. Postanowił udowodnić sobie i innym, że w obronie bliskich gotów jest ponieść najwyższą ofiarę. Namacał dłonią rękojeść bagnetu, poprawił tkwiący za paskiem toporek, przykucnął, oparł lufę karabinu na marmurowym krzyżu, przeładował i wziął na muszkę żołnierza stojącego najbliżej Racheli.”

 

Kategoria: Obyczajowe
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-950224-5-6
Rozmiar pliku: 2,0 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

I. RACHELA

1

Wschodowi słońca towarzyszyła cisza. Wszystko zamarło w bezruchu. Gęsta mgła spowiła olszyny i opatulone białą korą brzozy, upodabniając je do przystrojonych w zwiewne tiule sylwetek. W powietrzu rozchodził się zapach siana, przytłumiony poranną wilgocią. W źdźbłach traw szkliła się rosa, na płatkach kwiatów połyskiwały srebrzyste perełki. Nad mokradłami, stawami i łąkami zawisły kłębiaste opary.

Pracowite pająki nie zmarnowały nocy – rozłożyste liście paproci zdobiły koronkowe serwety. W misternie splecionych jedwabistych włóknach zawisły sznury cyrkonowych kropel.

Wiatr nadął policzki i dmuchnął. Zatrzęsły się korony sosen, zadrżały osiki, zaskrzypiały dęby, zaszemrały wiązy, załopotały liście i zaszeleściły trzciny. Każde z drzew, krzewów i roślin wydawało inną melodię i tylko wprawne ucho mogło wyłapać i prawidłowo rozpoznać poszczególne tony.

Ze snu budziły się ptaki. Ćwierkały wróble, świergotały skowronki, kukały kukułki i gruchały gołębie. Dzierzby śpiewały dźwięczne piosenki, a trznadle wyrażały swe skargi żałosnym trelem. Wtórował im dzięcioł, walący zawzięcie dziobem w spróchniały pień. W oddali zapiał kogut i zaszczekał pies. W przestworza wzniósł się jastrząb, kołujący i wypatrujący ofiar. Zawiesił się na moment w powietrzu, by następnie majestatycznie oddalić się w inne miejsce.

W szuwarach zaszeleściło. To stado płochliwych kuropatw wybrało się na spacer. Matka, a za nią młode. Zza drzewa wyjrzał zaciekawiony zając, rozglądający się trwożnie dookoła. Podniósł uszy, uważnie nasłuchiwał, po czym pokicał w kierunku zarośli.

Ponad lasem płynęły obłoki. Słońce wspinało się na firmament nieba, a strumienie ciepła uderzały w chłód. Szarość roztapiała się w jutrzence. Złociste promyki docierały do zacienionych zakątków, niosąc z sobą życiodajne światło.

Z mroku wyłaniały się domy, stodoły, przydrożne kapliczki i krzyże. Pomimo wczesnej pory w oknach chałup zapalały się światełka, a z osmolonych kominów buchnęły kłęby siwego dymu. W wiejskich zagrodach zapanowała krzątanina. Oporządzano inwentarz – sypano owies do końskich żłobów, przynoszono bydłu siano, a do świńskich koryt wlewano zlewki ze śrutą.

Po wyboistych traktach potoczyły się furmanki. Woźnice strzelali z batów. Słychać było rżenie, tętent kopyt i terkot kół wozów.

Wzdłuż polnych dróg rozciągały się niwy pszenicy, żyta i owsa, poletka ziemniaków i zagony złocistego lnu. Nad łąkami unosił się zapach skoszonej trawy.

Wieś Bagno – po niemiecku Brauchdorf – była położona w obniżeniu terenu. Obok sioła płynęła rzeka, która wiła się przez dolinę na podobieństwo srebrzystej żmii. Po obu brzegach Nysy Kłodzkiej rozrzucone były chałupy. W zakolach osadzał się muł. Na podmokłych łąkach utworzyły się sadzawki, porosłe grzybieniem i tatarakiem.

W sąsiedztwie sioła znajdował się przysiółek Błotnia. Nieco dalej wsie: Wilamowa, Lubiatów, Ligota Wielka, Sarnowice i Frydrychów.

Ziemie te przynależały do Republiki Weimarskiej. Zamieszkiwali je Polacy i Niemcy, a wiele miejscowości miało dwujęzyczne nazwy.

Egzystencja w pobliżu rzeki obarczona była ryzykiem. W czasie wiosennych odwilży lub ulewnych deszczy mętna woda spływała z pagórków, nurt strumyków przybierał na sile, rzeka występowała z brzegów, a żywioł niszczył wszystko, co napotkał na drodze. Zalewał pastwiska, uszkadzał trakty, zrywał mosty i wdzierał się do piwnic.

Za wioską, na pagórku – w bezpiecznej odległości od rzeki, znajdował się cmentarz. Chowano na nim zmarłych z okolicznych sołectw. Do miejsca wiecznego spoczynku przylegał dom grabarza. W oknach budynku tkwiły popękane szyby, a z dachu zwisały pordzewiałe rynny. Na frontowej ścianie widniał napis: FRIEDHOF-CMENTARZ oraz przymocowana była tabliczka z numerem 1.

Zza budyneczku wychylały paskudne facjaty szopki. Sad i grządki warzywne ogradzał płotek ze zbutwiałych sztachet. Przy murze cmentarza i ścianach budynków rosły sumaki, dziki bez, krzaczaste żywokosty i rozłożyste blekoty.

2

Ojciec Reinholda był pomocnikiem murarza, matka – sprzątaczką w szpitalu. Para małżeńska mieszkała ze swoją pociechą w obskurnym lokum w miasteczku Kórnik. Oboje rodzice zmarli na tyfus plamisty, gdy ich dziecina miała cztery latka.

Krewni ojca jak padlinożerne sępy rzucili się na majątek i go rozgrabili. Reinholda uznano za balast. Chodził w podartych portkach, karmiono go resztkami i pojono zlewkami. W końcu oddano go do sierocińca.

W schronisku obowiązywały niepisane reguły. Rządzili starsi i silniejsi. We wrażliwym dziecku zabijano człowieczeństwo i brutalnie dławiono próby oporu. Dokuczano mu, drwiono, pluto w twarz i zlecano wykonywanie najpodlejszych prac. Szarpano go za włosy i okładano pięściami. Złamano mu przy tym nos, żebra oraz wybito zęby. Wszystko to było dla niego źródłem upokorzenia. Stał się odludkiem i zamknął w sobie. Cierpiał w milczeniu. Głęboko skrywał urazy. Myślał, że oszaleje, był bliski wybuchu szału. Miewał stany depresyjne, rozważał nawet popełnienie samobójstwa. Przetrwał, gdyż z czasem opanował sztukę unikania kłopotów i udawania, że wszystko jest w porządku.

Lęki i poczucie zagrożenia uczyniły w psychice malca straszliwe spustoszenie. Jego duszę z biegiem czasu zdominowała nienawiść i mściwość. Niemoc przekuwał w sadystyczną przyjemność, rozmyślając o tym, w jaki sposób unicestwiłby prześladowców. Kiełkował w nim syndrom zabójcy. Spokojne dziecko przeobrażało się w potwora. Pogodny szkrab z wolna stawał się bestią.

Reinhold był opóźniony w rozwoju. Krótko mówiąc – nauka nie wchodziła mu do głowy. Nie mógł pojąć, dlaczego dwa dodać dwa równa się cztery. Trzy razy powtarzał tę samą klasę. Przez dziesięć lat edukacji nauczył się czytać, pisać jak kura pazurem oraz poznał elementarne zasady matematyki. „Bęcwał!”, „kurzy móżdżek!” „tępak!” – krzyczeli na niego nauczyciele, okładając liniałem lub masywnym cyrklem.

Gdy Reinhold osiągnął pełnoletniość, kopnięto go w tyłek powiedziano: „do widzenia” i wysłano do magistratu. Kierownik zerknął w dokumenty i skierował chłopaka do prac interwencyjnych w miejscowości Bagno.

Młodzieniec harował od świtu do nocy za marne uposażenie.

Wysługiwano się nim przy najgorszych zajęciach. Wyłapywał z rakarzem bezpańskie psy i koty. Wywoził poza obręb wsi zdechłe zwierzęta, przesiąkając zapachem padliny. Zbierał odchody, zamiatał uliczki, czyścił rowy, wycinał zarośla, a sezonowo najmował się jako parobek, głównie przy żniwach i wykopkach.

Reinhold chodził w łachmanach. Często na bosaka. Drapał się i iskał. Jego ciało pokryły liszaje. Oblazły go pasożyty. Rozchodził się od niego nieprzyjemny zapach. Traktowano go jak parszywego kundla. Przeganiano z miejsca na miejsce. Rzucano mu ochłapy. Spał, gdzie popadło: na stryszkach, w stodołach i stajniach.

Pewnego dnia proboszcz zaprosił go na plebanię, poczęstował winem i zaproponował mu posadę grabarza. Etat był do objęcia od zaraz, gdyż poprzedni opiekun cmentarza zapił się na śmierć. Reinhold po kilku łykach gronowego trunku mlasnął, oblizał spieczone wargi i wyraził zgodę. Kulfoniastym podpisem parafował umowę. Kleryk zatarł dłonie z zadowolenia, ponieważ nie miał innego kandydata na to stanowisko.

Reinhold zamieszkał w przycmentarnym domu. Sam jak palec. W pobliżu granitowego krzyża, grobowców i mogił. Towarzyszyła mu samotność i pustka. Od wiejskich zabudowań dzielił go kilometr.

Grabarz utrzymywał porządek na cmentarzu oraz kopał doły. Czasami na prośbę właściciela zakładu pogrzebowego mył ciała nieboszczyków i przebierał ich w czyste ubrania. Na ustach młodzieńca rzadko gościł uśmiech. Przy pracy nie odstępowała go czerń, ludzka rozpacz, a styczność ze zwłokami spowodowała, że przesiąkł trupim odorem.

Mijały lata. Reinhold wydoroślał. Jego przygarbiona postać i ponura twarz kojarzyły się ludziom z trollem. Złowrogo błyszczały mu ślepia. Wokół niego kręciły się bezpańskie psy. Schodzono mu z drogi, a matki widząc go, żegnały się i wołały pociechy do domu.

Niepogodzony z samym sobą, z popękaną duszą, pełen wewnętrznych sprzeczności wegetował i wiódł bezcelowe życie. Bez przyjaciół i wzniosłych ideałów. Sposępniał, zdziczał i odseparował się od społeczeństwa. Zaszył się pomiędzy grobami. Kontakt z ludźmi ograniczał do asyst przy pogrzebach, zakupów i dyskretnych odwiedzin prostytutki.

No proszę! Zaskoczenie?! O, tak! grabarz był łasy na damskie pośladki. Pociąg do kobiecego ciała mógł go nawet zaprowadzić… na stryczek?

Mężczyzna niedojadał, odkładał każdego feniga, po czym z zaoszczędzonymi markami udawał się do prostytutki. Okoliczni chłopi nazywali ją Cycata Kunegunda. Kobieta miała tak wydatny biust, że jej staniki z powodzeniem mogłyby służyć przedszkolakom za namioty. Reinhold przekazywał Niemce umówioną kwotę, miętolił jej piersi, pieścił fałdy tłuszczu i zagłębiał się w gorące czeluści. Po miłosnym akcie nie mógł się nadziwić, że za tak długo ciułane pieniądze doświadczał tak krótkiej chwili rozkoszy.

Pewnego dnia na pobliskiej szosie wydarzył się tragiczny w skutkach incydent. Pod kołami ciężarówki zginęła kobieta. Kiedy na miejscu wypadku pojawiła się rodzina, jeden z gapiów doradził im, aby zwłokami zajął się Reinhold.

Nieoczekiwani przybysze wnieśli zmarłą do przycmentarnej kaplicy. Pełniła ona funkcję domu pogrzebowego i kostnicy. Za przygotowanie zwłok do pochówku zaoferowano grabarzowi sowitą zapłatę.

Rodzina pojechała po trumnę i czyste ubranie, a Reinhold przystąpił do dzieła. Przyniósł miskę z wodą, mydło i gąbkę. Ułożył dziewczynę na stole i zdjął z niej zniszczone ciuchy. Umył włosy, usunął z ciała krew, przypudrował lica, a w nozdrzach i uszach umieścił waciki. Praca sprawiała mu przyjemność. Ciało było jeszcze ciepłe, a kończyny zginały się w stawach.

Spojrzał na nieboszczkę i odniósł wrażenie, że dziewczyny go kusi?! Zamknął drzwi na rygiel i zbliżył się do nieżywej. Położył dłonie na stygnącym ciele. Pod opuszkami palców wyczuł sutki i aksamitną skórę.

Raptem zamarł w bezruchu! Odniósł wrażenie, że dziewczyna zatrzepotała rzęsami. Czyżby mu się przyglądała? Przyłożył dłoń do ust kobiety, przytrzymał, potem odskoczył od ciała.

„Co zamierzałeś?! Podlec! Zboczeniec!” – wyzywał samego siebie w myślach. Wyrzucał sobie, że jest potworem i fetyszystą, że nie potrafi zapanować nad zwierzęcymi popędami. Osunął się na kolana, rwał włosy z głowy i walił czołem o zimną posadzkę.

Gdy oprzytomniał, rozejrzał się po kostnicy. Przez zakurzone okienko wpadały promienie słoneczne. Złociste pasemka rozjaśniały wnętrze. Wzrok grabarza zatrzymał się na zawieszonym pod sufitem krzyżu. Dłonie Chrystusa były przygwożdżone do szorstkiej poprzeczki. Z ran sączyła się krew. W wyrazie twarzy Syna Bożego dostrzegał potępienie. Odniósł wrażenie, że do niego przemawia:

– Wydaje ci się, że pozwoliłem ukrzyżować się dla własnej przyjemności. To nie gwoździe przytwierdziły mnie do drewna, lecz człowiecze grzechy. To nie gwoździe trzymają mnie na krzyżu, lecz człowiecze winy. Potępiam cię za twoje nikczemne myśli! Przepadnij! Sczeźnij! Dla takich jak ty nie ma miejsca na Ziemi. Jesteś zwierzęciem w ludzkim ciele. Twe serce zmieniło się w bryłę lodu, a dusza obumarła.

Reinhold zastygł w bezruchu. Po chwilowym szoku przyszło otrzeźwienie. „Miałem przywidzenia? Słyszałem coś, co nigdy nie zostało wypowiedziane. Opanuj się, głupcze!” – pomyślał.

Kiedy członkowie rodziny wrócili po zwłoki, nie mogli się nadziwić, że poszło mu tak sprawnie.

– Dobra robota. Należy ci się premia – chwalili, klepiąc go po plecach.

Ciało dziewczyny zostało przyodziane w czyste ubranie i znalazło się w trumnie. Na twarzy kobiety malował się spokój, lica się rumieniły, a po wargach błąkał się uśmiech. Tylko oczy nieboszczki, ukryte pod zamkniętymi powiekami, wyrażały przerażenie.

Reinhold odniósł wrażenie, że niedorzeczne pokusy wyryły piętno na jego wstrętnej twarzy. Nękały go nocne mary, nawiedzały upiory. Przed jego oczami przesuwały się zamglone obrazy.

Zło nie spało. Diabeł kusił. Pewnego sierpniowego popołudnia wybrał się na spacer. W powietrzu rozchodził się zapach dojrzewającego zboża. Podążał polną dróżką. Wszedł pomiędzy poletka kukurydzy. Czuł się tak, jakby znalazł się w odnodze labiryntu – wysokie, zdrewniałe łodygi ocierały się o siebie, z dojrzewających kolb wystawało włosie.

Nagle stanął jak wryty. W jego kierunku podążała dziewczyna. Wysoka, szczupła, blond włosy. Najprawdopodobniej turystka, gdyż na ramionach miała plecak. Zatrzymali się przed sobą. Twarzą w twarz. Tylko on i ona. Odgrodzeni od ludzkich oczu wysokim parawanem. Gładkolica dziewczyna i kościsty mężczyzna. Mierzyli się wzrokiem. W oczach kobiety pojawił się strach. Poczuła oddech Śmierci na licach. Odwróciła się i zaczęła uciekać. Reinhold stracił nad sobą kontrolę.

– To ja ci ją zesłałem. Zaprzedaj mi swą duszę, a się z nią zespolisz – kusił go Szatan.

– Bierz – odpowiedział stłumionym głosem.

Rzucił się na kobietę jak krwiożercza bestia. Ta umierając, popatrzyła na niego zdziwionym wzrokiem.

Zwłoki ukrył w kukurydzy, a nocą przeniósł na cmentarz i wrzucił do dołu. Kilka dni lało, a on cieszył się, że strugi deszczu zacierają ślady.

Policja i ochotnicy szukali zaginionej. Pytali Reinholda, czy nie widział blondynki z plecakiem. Grabarz udawał nierozgarniętego. Wzruszał ramionami.

– Nie. Gdzieżby. Na tym odludziu? – odburknął.

3

Rachela mieszkała w zabitej dechami wiosce pod Kielcami. Chałupa była usytuowana na wzniesieniu, z którego rozciągał się widok na Łysą Górę. Czasami dziewczynie wydawało się, że nad jej głową przelatują czarownice.

Rodzinę żywiła jałowa ziemia. Bieda aż piszczała. Rachela była bita, znieważana, wyzywana od najgorszych i wykorzystywana seksualnie przez ojca. Pewnego dnia powiedziała „dosyć!” i uciekła od biedy, rodzica zboczeńca i zastraszonej matki. Wsiadła do pociągu i dotarła nim do Otmuchowa. Nikt jej tutaj nie znał, nikt nie miał pojęcia o jej pochodzeniu. Błyskawicznie wtopiła się w tłum.

Rachela miała ogromne aspiracje. Dla poprawy bytu i wyrwania się z ubóstwa gotowa była wiele poświęcić. Nawet zszargać swoją reputację. Dbała o siebie, ubierała się gustownie i uśmiechała zalotnie. Zakładała spódniczki, rozpinała bluzeczki i eksponowała piersi. Flirtowała i umawiała się na randki. Chodziła z młodzieńcami do kawiarni i kina. Odwiedzała cukiernie. Lubiła miło spędzać czas i korzystać z uroków młodości. Pragnęła bawić się i używać życia. Przybywało jej adoratorów. Ona jednak nie zadawała się z plebsem, tylko z elitą. Jej wdziękom nie oparł się nawet komendant policji.

Korzystając z protekcji wpływowych kochanków, znalazła pracę gosposi u księdza we wsi Bagno. Była to intratna posada, dzięki której nie tylko otrzymywała pensję, ale też miała zapewniony dach nad głową.

Ach, te chłopy! W głowie im tylko jedno. Nawet podstarzałego proboszcza interesowały kobiece wypukłości. Kapłan uwielbiał pagórkowaty teren. Rekonesans w pobliżu wzgórka łonowego był dla niego ważniejszy niż obiad.

Rachela droczyła się z duchownym, odtrącała jego zaloty, by w końcu dojść do wniosku, że to nic zdrożnego raz w tygodniu przespać się z pryncypałem. Ksiądz był czysty, rumiany na twarzy i nie zmuszał jej do wyuzdanego seksu. Mało tego, po igraszkach potrafił być naprawdę hojny.

Stosunki cielesne mają jednak to do siebie, że zdarzają się wpadki. Z plemnikami nie ma żartów. Mikroskopijne urwisy są cwane i potrafią ominąć najwymyślniejsze przeszkody. Tak też było w ich przypadku. Pomimo że uprawiali stosunek przerywany, zabezpieczali się i dziewczyna sprawdzała kalendarzyk, to i tak zawiązała się zygota.

Skończyła się sielanka – zaczęły się przepychanki. Skończyła się idylla – zaczęły się wymówki. Atmosfera stawała się coraz bardziej napięta. Proboszcz obwiniał Rachelę o to, że kochała się w nim w dni płodne. Ta zarzucała mu, że nie był ostrożny.

Ksiądz wpadł w panikę. Skubał brwi, drapał się po brodzie i obgryzał paznokcie. Podskoczyło mu ciśnienie. Pulchne lica przybrały trupioblady odcień. Patrzył na Rachelę, jakby jej nie widział, szeroko otwartymi ustami łapał powietrze. W pewnym momencie przerosły go emocje, ugięły się pod nim kolana i chwycił się oparcia krzesła. Wszystko stracone! Za dwa lata miał zostać biskupem. Czyżby z planów nici?! I to przez niesforny spermatozoid, który wdarł się do komórki jajowej.

Rachela oświadczyła stanowczo, że nie usunie ciąży! Duchowny straszył, klął i obiecywał sporą sumkę za dokonanie skrobanki. Bez rezultatu. Kobieta była nieugięta. „Dobry Boże, w tobie nadzieja! Pomóż!” – modlił się w myślach.

Czas naglił. Lada moment mógł wybuchnąć skandal. Proboszcz nie spał po nocach i rozmyślał. W końcu wpadł na niedorzeczny pomysł. Najpierw odwiedził Reinholda, a potem poprosił na rozmowę gosposię.

– Nie becz, głupia! Osusz oczy – zwrócił się do łkającej dziewczyny, podsuwając jej chusteczkę. – Zrobimy tak: przeniesiesz się do domu grabarza i urodzisz dziecko. Oficjalnie ojcem maleństwa będzie Reinhold. Pokryję koszty utrzymania i edukacji potomka. Przyrzekam ci: będę dobrym rodzicem. Może z boku, ale takie są realia. Nie możemy mieć wszystkiego. Zrozum, skandal nie jest nikomu na rękę. Jak to się rozniesie, to mnie wydalą z kleru, ty zostaniesz wyklęta, a nasze dziecko zabiorą do sierocińca. Ktoś je adoptuje i stracimy z nim kontakt. Czyżbyś chciała tego?!

Mężczyzna mówił sensownie. Kobieta mu zaufała. Argumenty ją przekonały. Zawarli nieformalny układ. Dziecko z finansowym wsparciem duchownego miało szansę na przyzwoite życie.

Rachela pracę na plebani i dogadzanie księdzu uznawała za wstęp do zbicia fortuny. Kiedy zaszła w ciążę, ogarnęła ją obsesja, aby wykształcić dziecko na medyka. Postanowiła, że jeśli urodzi córkę, wyuczy ją na internistkę, a jeżeli powije chłopaka – na chirurga. Aby zrealizować tak ambitne plany, potrzebne jej były fundusze. Myszkowała więc w kościele, na plebani i w pokojach proboszcza. Szybko odkryła, gdzie ksiądz trzyma złote kielichy, patery, diademy i monstrancje. Za obrazem świętego Bartłomieja odkryła sejf, a w piwnicy – skrytkę. Tą ostatnią otwarła wytrychem. Znajdowała się w niej biżuteria, złote i srebrne monety oraz obca waluta. Najwięcej było dolarów.

Rachela dokonała inspekcji domu i doznała szoku! Mężczyzna, z którym miała zamieszkać, wyglądał na brudasa i mruka. W pomieszczeniach cuchnęło. Ściany korytarza pokryte były pleśnią. W pokojach królowały szafy bez drzwi. W kuchni – leżanka z wytartą powłoką i krzesła na chybotliwych nogach. Jedno z nich opierało się na trzech kikutach. Po kątach walały się brudne buty. W powietrzu krążyły muchy, po posadzce pełzały karaluchy, na strychu baraszkowały myszy, a w pajęczynach czaiły się długonogie straszydła. Zabrudzone szyby nie przepuszczały światła, firanki lepiły się od brudu i śmierdziały papierosowym dymem. Na stole zalegał stos niemytych garów.

Przed wejściem do domu rósł krzak czarnego bzu, w którym ptaszek uwił sobie gniazdko. Nad studnią z kołowrotem pochylał się dziurawy daszek, oparty na zbutwiałych palach. Nieopodal ujęcia wody znajdował się sklecony z desek wychodek.

„Co za rudera? Śmierdzi jak w chlewie. Tfu, zaraz zwymiotuję! Trzeba jak najprędzej uprzątnąć ten bałagan. Mam nadzieję, że wytrzymam tutaj kilka miesięcy? Jak dziecko podrośnie, uciekam stąd jak najdalej!” – pomyślała Rachela.

Uradowany proboszcz potrząsnął kiesą. W korytarzu zamontowano ręczną pompę do tłoczenia wody, a jedno z pomieszczeń zaadaptowano na pralnię. Przedłużył Reinholdowi umowę o pracę i podwyższył jego uposażenie. Grabarzowi przysługiwało także prawo uprawy pół hektara ziemi.

Dziwna była z nich para. On był Niemcem, ona – Żydówką. On miał dwadzieścia pięć lat, ona – dwadzieścia dwa. On był zaniedbany i smutny, czasami wybuchowy, ona – wypielęgnowana i radosna. On stronił od ludzi, ona się do nich garnęła. On zrażał do siebie bliźnich, ona ich zjednywała.

Rachela spała w pokoiku, Reinhold – na leżance w kuchni. Dzieliła ich zaledwie ściana.

Dziewczyna czuła się nieswojo w pobliżu grabarza, który wodził za nią wygłodniałym wzrokiem. Wyszorowała posadzki, umyła okna i wykrochmaliła firanki. Przygotowywała posiłki i prała ciuchy. Zasugerowała grabarzowi, aby obciął skołtunione włosy oraz mył i golił się każdego dnia. Do tej pory mężczyzna robił to tylko w soboty.

Reinhold przechodził katusze. Jego spokój został zakłócony. W domu nastały nowe porządki. Koniec z ćmieniem papierochów w kuchni i łażeniem po pokojach w zabłoconych butach. Jednak najbardziej zaniepokoił go fakt, że nie był już panem na włościach. To Rachela, za przyzwoleniem proboszcza, przejmowała nad nim kontrolę.

Kobieta wydawała mu się bóstwem. Długie kruczoczarne włosy spływały na jej ramiona. Mięsisty nos dodawał urody. Różowe wargi kusiły, aby się do nich przyssać. Emanowała kobiecością. Poruszała się z gracją. Rozbierał ją w myślach i wyobrażał sobie, jak by to było.

Każde z nich chciało ugrać coś dla siebie. On pragnął kobiecego ciała, ona marzyła o zniewoleniu prostego mężczyzny.

Reinhold, obawiając się gniewu księdza, nie zbliżał się jednak do Racheli. Ten bowiem nakazał mu wstrzemięźliwość aż do porodu. Był to kluczowy punkt ich umowy. Duchowny obiecał grabarzowi, że z chwilą uznania dziecka, odda mu dziewczynę.

– Boże, dodaj mi sił – szeptał do siebie.

Czekały go bezsenne noce. Atrakcyjna kobieta równała się pokusie. Jak długo wytrwa? Czy utrzyma w ryzach niesforne żądze?

Rachela doszła do wniosku, że musi być rozsądna. Na razie fortuna jej sprzyja, ale kto wie, co przyniesie przyszłość? Lepiej mieć w pobliżu sprzymierzeńca. Dziecko będzie potrzebowało opiekuna, a nie wroga. Żydówka dolewała zatem Reinholdowi do jedzenia uspokajających kropel. Doprawiała sosy i potrawki melisą, bromem, sproszkowanym korzeniem waleriany oraz wywarem z szyszek chmielu i makówek. Pewnego dnia Reinhold został zaskoczony stawką, jaka znalazła się w puli. Tak wysoką, że nie potrafił jej przebić.

– Mieszkamy razem, a nic o sobie nie wiemy. Pozwól, że opowiem ci historię mojego życia. Wychowałam się we wsi Badziewie. Ił, glina i piasek. Rodzice siali owies i sadzili ziemniaki. Trzymaliśmy krowę i stado owiec. Za domem znajdował się sad i brzozowy lasek. Harowałam od świtu do nocy. Byłam bita i poniżana, cierpiałam katusze. Matka okładała mnie miotłą, brat ciągnął za włosy, a ojciec wkładał mi dłonie w majtki. Zebrałam się na odwagę, uciekłam i znalazłam się tutaj. Moje szczęście nie trwało jednak długo. Tacy ludzie jak ja są chyba skazani na porażkę – mówiła, dyskretnie go obserwując. Wyraz twarzy mężczyzny utwierdzał ją w przekonaniu, że wkrótce owinie go sobie wokół palca.

Reinhold patrzył na nią ze współczuciem. „Biedna dziewczyna. Los ciężko ją doświadczył. Obdarzyła mnie zaufaniem. Gdyby wiedziała, jaki ze mnie zwyrodnialec” – pomyślał.

– Zawrzyjmy układ. Jeżeli spełnisz postawione przeze mnie warunki, dostaniesz nagrodę. Będziemy od czasu do czasu spali w jednym łóżku. Jak mąż i żona. Musisz jednak sobie na to zasłużyć.

Reinhold wybałuszył oczy, myśląc, że się przesłyszał.

– Kiedy? – wybełkotał, klękając i całując jej stopy.

„Mam go pod kontrolą. Jednak za szybko mu się nie oddam. Jeszcze pomyśli, że jestem kobietą lekkich obyczajów”.

– Nie chcę ci niczego narzucać, ale jeżeli zamierzamy egzystować w tej paskudnej norze, to musimy się zorganizować. Na wiosnę posadzimy ziemniaki i warzywa, zadbamy o drzewka owocowe. Założymy pasiekę. Będziemy mieli miód, wosk i propolis. Wstawimy do pralni muszlę klozetową. Kto to widział, żeby za potrzebą udawać się na podwórze! Co zaś tyczy się ciebie, to myj się regularnie, obetnij paznokcie i wyczyść zrogowaciały naskórek. Zanic na świecie nie położę się do łóżka z takim niechlujem – powiedziała do niego z naganą w głosie.

Reinholdowi błyszczały oczy.

– Kiedy… no wiesz?

– Może już za miesiąc.

– A proboszcz? – wybełkotał.

– Chyba mu się nie pochwalisz?! Nie płaciłby mi umówionej kwoty, a tobie odebrał pole i obniżył pensję. Co cię obchodzi ten nadęty klecha?! Gra świętego, a dobierał się do mnie przed figurą Matki Boskiej. Zrobił mi dzieciaka i namawiał, żebym się go pozbyła!

Po mistrzowsku prowadziła grę słów. Wszystko układało się po jej myśli.

Przed Bożym Narodzeniem przebrała pościel i zaprosiła Reinholda do łóżka. Był to prezent na Gwiazdkę. Kiedy mężczyzna się rozebrał, jej oczom ukazało się wychudzone ciało. Wystające żebra przypominały tarkę do prania.

Od tej chwili grabarz kochał się z Żydówką dwa razy w miesiącu. Rachela obiecała, że po porodzie będzie mu jeszcze bardziej przychylna.

W kwietniu 1926 roku Rachela powiła dziewczynkę. W metryce urodzenia widniała data narodzin, imię: Helga, nazwisko: Medres (po matce), w rubryce ojciec: Reinhold Gruber, obywatelstwo: polskie i niemieckie.

Niestety ambitne plany Żydówki szybko wzięły w łeb. Helga była chorowita. Łapały ją bezdechy, męczyła epilepsja. Rachela przeklinała księdza – niby rumiany, dobrze odżywiony, a jego nasienie było nic nie warte. Postanowiła działać. Reinhold był w siódmym niebie. Rachela codziennie się z nim kochała. Wkrótce ponownie zaszła w ciążę.

– Będziemy mieli dziecko. Nawet nie masz pojęcia, jak się cieszę! Jest jednak pewien problem. O ciąży nikt nie może się dowiedzieć. Wkrótce umrze córka proboszcza. Wiem to, bo konsultowałam się z lekarzem. Po jej śmierci wyjadę. Jeśli urodzę dziewczynkę, przejmie ona tożsamość Helgi – przekonywała mężczyznę do swoich racji.

Początkowo grabarz się ucieszył – zostanie ojcem! Jednak po kilku dniach dotarła do niego okrutna prawda – Rachela opuści go i to na długo. Czas spędzony z Żydówką zaliczał do szczęśliwych. Wyciszył się i nie miał już morderczych myśli.

Kobieta działała na kilku frontach. Wymusiła na księdzu, aby ten przepisał na nią przycmentarny dom i przylegającą do niego działkę. Kiedy proboszcz protestował, postraszyła go, że złoży na niego skargę w kurii. Przyparty do muru klecha podpisał dokument, chociaż zdawał sobie sprawę, że jednoosobowo parafowane oświadczenie jest nic nie warte.

Wkrótce niemowlę wyzionęło ducha, a grabarz pochował je w bezimiennej mogile.

Żydówka oznajmiła proboszczowi, że wyjeżdża z córką do kliniki. Spakowała walizki, pocałowała w policzek Reinholda i poinformowała go, że po narodzinach dziecka zjawi się u niego posłaniec.

Z imitującym niemowlę zawiniątkiem na ręku, podpisanym przez proboszcza dokumentem w kieszeni i dolarami w pularesie udała się na stację kolejową w Nysie. Tam wsiadła do pociągu i odjechała nim w siną dal.
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: