Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Dawna znajoma - ebook

Wydawnictwo:
Tłumacz:
Data wydania:
9 maja 2018
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
Produkt niedostępny.  Może zainteresuje Cię

Dawna znajoma - ebook

Maria Weston chce dołączyć do moich znajomych na Facebooku. Ale Maria Weston nie żyje od 25 lat, czyż nie?

W szkole średniej Maria i Louise były na najlepszej drodze do zostania przyjaciółkami. Presja otoczenia była jednak zbyt silna i Maria została odtrącona. Teraz, po ponad 25 latach, Louise otrzymuje wstrząsający email: Maria Weston prosi o dodanie do grona Twoich znajomych na Facebooku. Głęboko pogrzebane wspomnienia budzą się do życia: przyjaźń, okrutne decyzje i noc, która na zawsze zmieniła ich życie.

Louise zawsze wiedziała, że jeśli prawda kiedykolwiek wyjdzie na jaw, może stracić wszystko: pracę, syna, wolność. Nagłe pojawienie się wiadomości od Marii zagraża jej obecnemu życiu i zmusza Louise do odnowienia znajomości ze wszystkimi ludźmi, z którymi zerwała kontakty by odciąć się od przeszłości. Kiedy stara się ponownie odtworzyć zdarzenia tamtej nocy, odkrywa, że w całej historii kryje się dużo więcej, niż kiedykolwiek podejrzewała. Aby zachować swój sekret, Louise musi najpierw dotrzeć do prawdy.

Może po prostu to niemożliwe, aby poznać w pełni drugą osobę. Kiedy przychodzi co do czego, wszyscy jesteśmy samotni. Czasem nie znamy nawet samych siebie.

Profil na Facebooku jest idealną wersją życia. Każdy pokazuje światu to, co chce, żeby zobaczył.

"Wyobraźcie sobie, że otrzymujecie wiadomość na Facebooku od szkolnej przyjaciółki, o której śmierć się obwiniacie… Świetna powieść o nikczemnych nastolatkach i mrocznych sekretach".
Good Housekeeping

"Laura Marshall buduje napięcie strona po stronie, nie wiemy, komu można zaufać. To książka, która uświadamia, jak bardzo jesteśmy bezbronni wobec wszechobecnych mediów społecznościowych. Doskonała powieść!"
Rachel Abbott, autorka światowych bestsellerów

Kategoria: Kryminał
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-8075-487-4
Rozmiar pliku: 895 KB

FRAGMENT KSIĄŻKI

Rozdział 2

1989

Spędziłam bezsenną noc, usiłując zachować jako taką równowagę w związku z tym, co się wydarzyło – tym, co zrobiłam. Mam zaczerwienione oczy, szczypiące ze zmęczenia, ale nie śmiem zapaść w sen. Jeżeli sobie na to pozwolę, to po przebudzeniu, po jednej niebiańskiej, straszliwej sekundzie błogiej nieświadomości wszystko zwali się na mnie niczym lawina, z siłą podwojoną przez ową chwilę niewiedzy.

Przypominam sobie ostatni raz, kiedy przyszło mi oglądać wschód słońca z łóżka Sophie. Tym razem jest bardziej burzliwy i ponury. Przez całą noc padał nieprzerwanie letni deszcz, a gałąź pobliskiego drzewa stukała co jakiś czas w moje okno. Moja bezsenność nie jest jednak spowodowana wyłącznie związkami chemicznymi, chociaż nadal czuję, jak, niechciane, kursują w moich żyłach. Siedzę tu, na podłodze, od czterech godzin i obserwuję, jak moja sypialnia powoli wyłania się z mroku, rozjaśniona szarym światłem poranka. Otaczają mnie smętne resztki moich starannych przygotowań na wieczór, który jeszcze dwanaście godzin temu zapowiadał się zachęcająco, rozświetlony obietnicami akceptacji i aprobaty. Na łóżku leżą trzy sukienki, przed wysokim zaś lustrem stoją porzucone trzy pary pasujących do nich butów. Spoglądam tępo na plamę na dywanie, gdzie Sophie upuściła kiedyś mój nowy puder brązujący, a ja próbowałam go niezgrabnie zetrzeć za pomocą kawałka ligniny umoczonej w szklance stęchłej wody.

Sukienka, którą miałam na sobie, leży teraz w zmiętej kupce obok. Zamieniłam ją na stary podkoszulek i legginsy. Pod oczami mam zacieki od tuszu, spierzchnięte usta z resztkami szminki zaskorupiałej gdzieniegdzie na wargach i rozmazanej wokół nich.

Siedzę na podłodze tak długo tylko dlatego, że nie mogę się poruszyć. Spodziewałam się, że serce będzie waliło mi niczym młotem, ale tymczasem czuję się, jakby zacisnęła się na nim żelazna pięść – aż dziw, że jeszcze w ogóle bije. Wszystko zwolniło do pogrzebowego tempa. Kiedy podnoszę rękę, żeby wsunąć włosy za uszy albo podnieść coś z podłogi, niezależnie od tego, jak szybko to robię, mam wrażenie, że poruszam się w zwolnionym tempie. Mój mózg ledwie nadąża ze zrozumieniem całej sytuacji. Myślami przedzieram się niemrawo przez wspomnienia ostatnich kilku miesięcy, usiłując zrozumieć, jak do tego wszystkiego doszło.

Przypuszczam, że wszystko zaczęło się parę miesięcy temu, tego dnia, kiedy pojawiła się nowa dziewczyna. Spędzałam przerwę, przysłuchując się Sophie, która rozmawiała z Claire Barnes i Joanne Kirby. Sama niewiele mówiłam. Siedziałyśmy na ławce przy samym końcu dziedzińca szkolnego. Wszystkie trzy dziewczęta miały sukienki podwinięte wokół talii tak wysoko, że równie dobrze mogłyby ich w ogóle nie zakładać. Matt Lewis obserwował Sophie z drugiego końca placu i wiedziałam, co sobie myśli. Był akurat ten dzień – pierwszy w roku, kiedy wreszcie w powietrzu czuć zapach wiosny. Siedziałam na jednym końcu ławki, rozkoszując się dotykiem promieni słońca na twarzy, z nadzieją, że dziewczyny nie oczekują ode mnie włączenia się do rozmowy. Niebo było bajkowo niebieskie, a Sophie i reszta wyglądały, jakby mieniły się blaskiem; ich niemożliwie lśniące włosy odbijały światło słoneczne, a jedwabista, złotawa w odcieniu skóra połyskiwała lekko. Oczywiście wiedziały, jaki efekt wywierają na innych. Nie były aż takie głupie.

Sophie poprawiała właśnie makijaż rzęs i opowiadała o chłopaku, z którym się spiknęła podczas zeszłego weekendu na prywatce z okazji szesnastych urodzin Claire Barnes. Ja oczywiście nie zostałam zaproszona. Claire i Joanne tolerowały moją obecność tylko dlatego, że przyjaźniłam się z Sophie – choć czasem miałam wrażenie, że i to wymyka mi się powoli z rąk.

– No więc całowaliśmy się i w ogóle, a potem… cóż, wiecie, co jest najbardziej żenującą rzeczą, jaka może zdarzyć się chłopakowi? Więc właśnie się przytrafiła.

Claire i Joanne zaskrzeczały.

– O mój Boże! – powiedziała Claire. – To takie żałosne! Pamiętasz, jak spiknęłam się z Markiem wtedy, na zabawie u Johnny’ego? Wybraliśmy się na pola i byłam na dole, wiecie, robiłam mu loda, ale nic specjalnie się nie działo. Spojrzałam w górę i zgadnijcie co? Spał!

Sophie i Joanne złożyły się ze śmiechu, a ja uśmiechnęłam się, pokazując, że zrozumiałam ten dowcip. Przynajmniej wiedziałam – chociaż nieco mgliście – co znaczy „robienie loda”. Próbowałam wyobrazić sobie, że komukolwiek oferuję coś takiego, nawet komuś, kogo bardzo lubiłam, ale nie potrafiłam. Nie mam pojęcia, jak to działa, co trzeba robić z ustami, z językiem. Zadrżałam.

Claire nachyliła się do pozostałych dwóch koleżanek, jakby chciała przekazać im jakąś wiekową mądrość.

– Wam dwóm to dobrze, bo nadal to wszystko jest dla was dość nowe, ale mnie seks zaczyna już powoli nudzić, wiecie? Dan nie chce robić niczego innego, a ja czasem mam ochotę wybrać się do miasta albo do kina czy coś w tym stylu.

Sophie i Joanne zaczęły gorliwie potakiwać, na wyścigi. To zabawne – Sophie zawsze jest taka spokojna i pozbierana, ale czasem w obecności Claire widziałam jej słabości, pęknięcia w fasadzie. Ostatnio dziewczyny pozwoliły mi w końcu wybrać się z nimi do miasta po szkole. Szłyśmy razem, w jednej grupie, ale kiedy docierałyśmy do ścieżki przy rzece, robiło się zbyt wąsko, żeby zmieściła się na niej więcej niż para. Czułam wtedy, że Sophie i Joanne skrycie konkurują ze sobą o to, która z nich będzie szła obok Claire, a nie obok mnie.

Do dzisiejszego wieczora nigdy nie całowałam się z chłopakiem. Pamiętam, że tamtego dnia modliłam się, by reszta się o tym nie dowiedziała. Sophie wie, ale nie sądzę, żeby powiedziała dziewczynom. Tyle z tego dobrego, że nigdy nie próbują wciągnąć mnie w te swoje rozmowy. Zawsze tak się boję, że powiem coś głupiego, co ujawni mój brak doświadczenia. Większości z tego, co wiem o seksie, dowiedziałam się ze stronic magazynu „Tylko Siedemnastolatki”, chociaż Bóg wie, że mógłby być bardziej pomocny. Kobieta prowadząca dział z poradami zawsze zakłada, że czytelnik posiada podstawową wiedzę, używa więc słów oraz określeń, których znaczenia nie jestem pewna. Można by pomyśleć, że szkolne zajęcia wychowania seksualnego cię ich nauczą, ale nic z tego. Jak do tej pory oglądaliśmy stare wideo z lat siedemdziesiątych pokazujące rodzącą kobietę oraz przeprowadziliśmy żenującą rozmowę o tym, że penisa wkłada się do pochwy. O tym to nawet ja wiedziałam. Jedyną lekcją, która mogła okazać się interesująca, była ta, na której pani Cook miała nauczyć nas, jak założyć kondom na banana, ale zgadnijcie co: pani Cook tego dnia była chora, więc musieliśmy zadowolić się demonstracją przeprowadzoną przez ucznia jednej z równoległych klas, które miały te zajęcia tydzień temu.

Nowa dziewczyna nazywała się Maria Weston. Wyglądała w porządku, miała normalny mundurek, niezbyt modny, ale też nie staroświecki. Panna Allan kazała Sophie zająć się nową, ale ta pokazała tylko Marii, gdzie są toalety i stołówka, a potem ignorowała ją przez resztę dnia. Esther Harcourt usiłowała się zaprzyjaźnić z Marią, ale nawet nowa zrozumiała w mig, że Esther z jej ciuchami po starszym rodzeństwie i okularami w grubych oprawkach nie była biletem do osiągnięcia sukcesu towarzyskiego w naszej szkole. Zabawne, kiedy pomyślę, że w podstawówce zawsze bawiłam się z Esther. Uwielbiałam odwiedzać ją w domu, ponieważ jej mama pozwalała nam bawić się w lesie całymi godzinami – chociaż zawsze dostawałyśmy dziwaczne rzeczy na kolację, bo jej rodzice byli jakimiś wegetariańskimi hipisami. W pewnym sensie tęsknię za nią. Dobrze się razem bawiłyśmy. Nie mogłam już jednak dłużej się z nią przyjaźnić. Koszmar.

W każdym razie, w porze lunchu Sophie nawet nie usiadła z nową dziewczyną, a Esther trzymała się od niej z daleka, bo Maria potraktowała ją dość chłodno podczas porannej przerwy. Zbliżając się do kasy, jak zwykle zaczęłam się rozglądać po stołówce, szukając miejsca, gdzie mogłabym usiąść. Maria tkwiła samotnie po jednej stronie długiego stołu, a po drugiej siedziała grupka kujonów z Natashą Griffiths (czyli, jak zwała ją Sophie, „Twarz i Szyja”, ze względu na jej pomarańczowy podkład na buzi i bielutką szyję). „Twarz i Szyja” rozwodziła się nad swoją pracą domową z angielskiego i nad tym, jak to pan Jenkins uznał jej twórczość za genialną i specjalnie poprosił ją, żeby została po lekcji (założę się, że to prawda; wszyscy uważają go za starego zboczeńca). Zamierzałam przejść obok Marii, zastanawiając się, czy mogę dzisiaj usiąść z Sophie (zajmowała z Claire i Joanne stolik w dalszym lewym rogu stołówki; z jakiegoś powodu był to „popularny” stolik i jeżeli ktoś miał na lunch cokolwiek poza jogurtem, narobiłby sobie obciachu, siadając przy nim), kiedy nagle Maria spojrzała mi w oczy. Jadła swojego pieczonego ziemniaka i przysłuchiwała się Natashy nawijającej o swoim eseju na temat Shakespeare’a, uśmiechając się, jakby wiedziała, że kujonka gada pierdoły. Coś sprawiło, że zwolniłam.

– Czy to miejsce jest wolne?

– Tak, jak najbardziej! – odparła, przesuwając tackę, żeby zrobić dla mnie miejsce. – Siadaj.

Zestawiłam z tacki bezwstydnie tłuste lasagne i usiadłam, wbijając rurkę w karton z sokiem jabłkowym. Srebrny foliowy dysk pękł pod naciskiem i z dziurki wypłynęła kropla bursztynowego płynu.

– Jak ci minął dzień do tej pory? – spytałam.

– Och, dobrze, no wiesz. Oczywiście nie jest najłatwiej… sama rozumiesz… – Zamilkła.

– Czyli jednym słowem do dupy? – Wyszczerzyłam radośnie zęby.

– Tak. – Uśmiechnęła się z ulgą. – Totalnie do dupy.

– Gdzie chodziłaś przedtem do szkoły? Twoi rodzice się tu przeprowadzili?

Maria skupiła się nagle na rozcinaniu skórki ziemniaka.

– Tak. Mieszkaliśmy w Londynie.

– Aha.

Kwiecień był dość dziwnym miesiącem na przeprowadzki, tak blisko matury.

Zawahała się.

– Miałam trochę problemów z kilkoma ludźmi.

Wyczułam, że nie chciała, abym usiłowała wyciągnąć z niej szczegóły, więc nie naciskałam.

– Cóż, tutaj wszyscy są bardzo mili – skłamałam. – Nie będziesz miała żadnych problemów tego typu. Wiesz co? Razem z kilkoma dziewczynami niemal codziennie po szkole chodzimy do miasta. Powinnaś się z nami wybrać.

– Dzisiaj nie mogę. Mój brat odbiera mnie sprzed szkoły i mamy wrócić do domu razem. Ale innego dnia z wielką chęcią.

Pierwszą lekcją po lunchu była matematyka. Sophie opadła na krzesło obok mnie, zadowolona po sesji obmawiania innych w toaletach, śmierdząca perfumami Poison od Christiana Diora. Powiedziałam jej, że rozmawiałam z Marią i zaprosiłam ją na wspólną wycieczkę do miasta. Sophie spojrzała na mnie.

– Zaprosiłaś ją do wyprawy na miasto z nami? – W jej głosie pobrzmiewała niebezpieczna nutka.

– Tak… a to niedobrze? – Usiłowałam ukryć drżenie w głosie.

– Czy Claire o tym wie?

– Nie… nie sądziłam, że ktokolwiek będzie miał coś przeciwko temu.

– Powinnaś najpierw mnie o to zapytać, Louise.

– Przepraszam. Myślałam… ona jest nowa i… – Całkiem niepotrzebnie przestawiłam książki na mojej części ławki. Czułam rosnącą panikę. Co ja najlepszego zrobiłam?

– Wiem o tym, ale słyszałam już o niej kilka rzeczy. O tym, co zdarzyło się w jej poprzedniej szkole.

– Ach, nie ma sprawy, opowiedziała mi o tym – może jednak będzie dobrze? – To nie była prawda.

– Przecież by się nie przyznała, nie sądzisz? Opowiedziała ci, o co chodziło?

– Nie. – Czułam, że policzki zaczynają mi płonąć.

– Rozumiem. W takim razie może powinnaś najpierw ustalić fakty, zanim zaczniesz zapraszać ludzi do grupy.

Przez kilka minut zajmowałyśmy się obie algebrą w całkowitym milczeniu, chociaż zauważyłam, że Sophie nadal zerkała mi przez ramię, ściągając odpowiedzi.

– Cóż, dzisiaj i tak nie będzie mogła z nami pójść – odezwałam się wreszcie. – Musi spotkać się z bratem.

– Słyszałam, że on też jest nieco dziwny. W każdym razie, dzisiaj wieczorem ja też nie mogę iść do miasta. Mamy z Claire coś do zrobienia.

Najwyraźniej na to tajemnicze wyjście również nie byłam zaproszona. Nie powiedziałam więc nic, zdziwiona, że Sophie nie czuje bijącego ode mnie żaru. Szok i niepokój wylewały się ze mnie wszystkimi porami skóry.

Po dzwonku Sophie zebrała swoje rzeczy i od razu udała się na następną lekcję. Pod koniec dnia nawet się ze mną nie pożegnała, tylko wyszła, chichocząc i trzymając Claire Barnes pod ramię. Nawet się nie obejrzała. Byłam potwornie przerażona, że zrujnowałam naszą przyjaźń. Cholera jasna! I co ja teraz zrobię?

Ciąg dalszy w wersji pełnej
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: