Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

  • Empik Go W empik go

Diament Radży - ebook

Wydawnictwo:
Rok wydania:
2011
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Diament Radży - ebook

Klasyka na e-czytnik to kolekcja lektur szkolnych, klasyki literatury polskiej, europejskiej i amerykańskiej w formatach ePub i Mobi. Również miłośnicy filozofii, historii i literatury staropolskiej znajdą w niej wiele ciekawych tytułów.

Seria zawiera utwory najbardziej znanych pisarzy literatury polskiej i światowej, począwszy od Horacego, Balzaca, Dostojewskiego i Kafki, po Kiplinga, Jeffersona czy Prousta. Nie zabraknie w niej też pozycji mniej znanych, pióra pisarzy średniowiecznych oraz twórców z epoki renesansu i baroku.

Kategoria: Klasyka
Zabezpieczenie: brak
Rozmiar pliku: 222 KB

FRAGMENT KSIĄŻKI

I HI­STO­RIA PU­DEŁ­KA OD KA­PE­LU­SZA

Mr. Har­ry Har­tley otrzy­mał edu­ka­cję prze­cięt­ne­go dżen­tel­me­na – z po­cząt­ku w szko­le śred­niej, po­tem – w jed­nej z wyż­szych uczel­ni sta­no­wią­cych chlu­bę An­glii. W okre­sie tym ab­so­lut­nie nie zdra­dzał za­mi­ło­wa­nia do stu­diów. Miał tyl­ko ojca, czło­wie­ka sła­be­go i mało wy­kształ­co­ne­go – ten po­zwa­lał mu tra­cić czas na do­sko­na­le­nie się w ta­len­tach to­wa­rzy­skich i na inne bła­host­ki. Po dwóch la­tach zo­stał sie­ro­tą i pra­wie że­bra­kiem.. Do za­rob­ko­wa­nia był nie­zdol­ny, ani… chciał, ani umiał pra­co­wać. Ład­nie na­to­miast śpie­wał, akom­pa­niu­jąc so­bie na for­te­pia­nie; pe­łen nie­śmia­łej gra­cji – asy­sto­wał da­mom; miał zde­cy­do­wa­ne za­mi­ło­wa­nie do sza­chów, a poza tym na­tu­ra ob­da­rzy­ła go na­der szczę­śli­wą po­wierz­chow­no­ścią. Ja­sno­wło­sy, ró­żo­wy, o ła­god­nym spoj­rze­niu i mi­łym uśmie­chu, miał wy­gląd czu­ły i me­lan­cho­lij­ny, ma­nie­ry zaś gład­kie i uj­mu­ją­ce. Ale oczy­wi­ście nie był to czło­wiek, któ­ry by mógł sta­nąć na cze­le ar­mii lub rady sta­nu.

Dzię­ki szczę­śli­we­mu tra­fo­wi, czy też pro­tek­cji, Har­ry do­stał po stra­cie ojca miej­sce se­kre­ta­rza oso­bi­ste­go ge­ne­rał­ma­jo­ra sir To­ma­sza Van­de­leur. Był to czło­wiek sześć­dzie­się­cio­let­ni, krzy­kli­wy, de­spo­tycz­ny i po­ryw­czy. Od­dał on ra­dży Ka­szga­ry wiel­ką usłu­gę, o któ­rej roz­ma­icie szep­ta­no. Ten ofia­ro­wał mu w da­rze za to szó­sty z naj­więk­szych dia­men­tów świa­ta. Dar prze­mie­nił ge­ne­ra­ła Van­de­leur, bie­da­ka w bo­ga­cza, nie­zna­ne­go, nie­po­pu­lar­ne­go żoł­nie­rza w jed­ne­go z lwów to­wa­rzy­stwa lon­dyń­skie­go. Wła­ści­ciel Dia­men­tu

Ra­dży był mile wi­dzia­nym go­ściem w ko­łach naj­bar­dziej za­mknię­tych. Zna­lazł też ko­bie­tę mło­dą, pięk­ną i do­brze uro­dzo­ną, któ­ra zgo­dzi­ła się po­siąść dia­ment na­wet za cenę mał­żeń­stwa z sir To­ma­szem Van­de­leur. Mó­wio­no wte­dy, że je­den klej­not przy­cią­gnął dru­gi, gdyż rze­czy po­dob­ne na­wza­jem się przy­cią­ga­ją. Bo też na­praw­dę lady Van­de­leur była nie tyl­ko ka­mie­niem naj­czyst­szej wody, ale też uka­zy­wa­ła się za­wsze świa­tu w kosz­tow­nej opra­wie. Lu­dzie mia­ro­daj­ni uwa­ża­li ją za jed­ną z trzech czy czte­rech ko­biet naj­le­piej ubie­ra­ją­cych się w An­glii.

Obo­wiąz­ki Har­ry'ego, jako se­kre­ta­rza, nie były zbyt uciąż­li­we. Ale nie lu­bił on żad­nej dłuż­szej pra­cy, pla­mie­nie pal­ców atra­men­tem było mu udrę­ką, a wdzię­ki lady Van­de­leur i jej to­a­le­ty czę­sto wy­wo­ły­wa­ły go z bi­blio­te­ki do bu­du­aru. Har­ry czuł się naj­szczę­śliw­szy wśród ko­biet: mógł z roz­ko­szą roz­ma­wiać o naj­now­szych fa­so­nach su­kien, kry­ty­ko­wać od­cie­nie wstąż­ki albo la­tać po ma­ga­zy­nach mód. Wkrót­ce z ko­re­spon­den­cji sir To­ma­sza po­two­rzy­ły się góry za­le­gło­ści, lady zaś mia­ła jesz­cze jed­ną pan­nę słu­żą­cą.

W koń­cu ge­ne­rał, naj­nie­cier­pliw­szy z do­wód­ców w ar­mii, ze­rwał się z krze­sła w gwał­tow­nym na­pa­dzie gnie­wu i udzie­lił se­kre­ta­rzo­wi dy­mi­sji jed­nym z ge­stów rzad­ko uży­wa­nych mię­dzy dżen­tel­me­na­mi. Drzwi były na nie­szczę­ście otwar­te i mr. Har­tley zle­ciał ze scho­dów czo­łem na­przód.

Po­wstał co­kol­wiek po­tłu­czo­ny i moc­no za­smu­co­ny. Ży­cie w domu ge­ne­ra­ła od­po­wia­da­ło mu naj­zu­peł­niej. Ob­ra­cał się w wy­bo­ro­wym to­wa­rzy­stwie – jak­kol­wiek po­zy­cja jego tam była co­kol­wiek wąt­pli­wa, ro­bił mało, jadł do­sko­na­le i roz­ko­szo­wał się cie­płą obec­no­ścią lady Van­de­leur, któ­rą w ser­cu ochrzcił znacz­nie słod­szym imie­niem.

Znie­wa­żo­ny przez but żoł­nier­ski, po­śpie­szył do bu­du­aru i opo­wie­dział swe stra­pie­nie.

– Do­brze wiesz, dro­gi Har­ry – od­par­ła lady Van­de­leur (na­zy­wa­ła go po imie­niu jak dziec­ko lub lo­ka­ja) – że nig­dy na­wet przy­pad­kiem nie ro­bisz tego, co ci mówi ge­ne­rał. Do – ty­czy to rów­nież i mnie, jak mo­głeś za­uwa­żyć. Ale to nic dziw­ne­go. Jed­nym zręcz­nym pod­da­niem się ko­bie­ta może uzy­skać prze­ba­cze­nie za cały rok nie­po­słu­szeństw, a prócz tego se­kre­tarz oso­bi­sty to nie żona. Przy­kro mi stra­cić cie­bie, ale po­nie­waż nie mo­żesz po­zo­stać w domu, gdzie cię spo­tka­ła znie­wa­ga, ży­czę ci na po­że­gna­nie wszyst­kie­go do­bre­go i obie­cu­ję zre­wan­żo­wać się ge­ne­ra­ło­wi za cie­bie.

Har­ry'emu zrze­dła mina, oczy jego na­peł­ni­ły się łza­mi i z czu­łym wy­rzu­tem spo­glą­dał na lady Van­de­leur.

– Lady – rzekł – co zna­czy ta znie­wa­ga? Źle są­dzę o tym, kto nie umie prze­ba­czyć. Ale opusz­czać przy­ja­ciół…. zry­wać wię­zy przy­wią­za­nia…

Nie mógł mó­wić da­lej, wzru­sze­nie zdła­wi­ło mu gar­dło i za­czął pła­kać.

Lady Van­de­leur pa­trzy­ła na nie­go z oso­bli­wym wy­ra­zem twa­rzy.

– Ten głup­ta­sek – my­śla­ła – wy­obra­ża so­bie, że nas coś łą­czy. Dla­cze­go nie miał­by zo­stać lo­ka­jem moim za­miast być słu­gą ge­ne­ra­ła? Jest ła­god­ny, uczyn­ny i zna się na to­a­le­tach, a zresz­tą – ochro­ni go to od złych przy­gód. Jest zbyt ład­ny, by nie wpaść w ręce ko­bie­ty.

Tej sa­mej nocy roz­mó­wi­ła się z ge­ne­ra­łem, któ­ry już ża­ło­wał swej po­ryw­czo­ści i Har­ry zo­stał prze­nie­sio­ny do wy­dzia­łu dam­skie­go, gdzie ży­cie jego peł­ne było raj­skiej po­nę­ty. Był za­wsze ubra­ny z nie­zwy­kłą wy­twor­no­ścią, no­sił pięk­ne kwia­ty w bu­to­nier­ce i za­ba­wiał go­ści tak­tow­nie i we­so­ło. Dumą jego było nie­wol­ni­cze słu­że­nie pięk­nej ko­bie­cie. Roz­ka­zy lady Van­de­leur przyj­mo­wał jako do­wo­dy ła­ski i chęt­nie się tym afi­szo­wał przed ludź­mi, ścią­ga­jąc na sie­bie po­gar­dę i drwi­ny ze swej roli męż­czy­zny – gar­de­ro­bia­nej i mod­niar­ki. Nie brał też swe­go ży­cia z punk­tu wi­dze­nia mo­ral­no­ści. Męż­czyź­ni były to isto­ty złe, a spę­dzić z sub­tel­ną ko­bie­tą dzień na do­bie­ra­niu stro­jów było dla nie­go po­by­tem na za­cza­ro­wa­nej wy­spie z dala od burz ży­cio­wych.

Pew­ne­go po­ran­ku, wszedł do sa­lo­nu i za­czął po­rząd­ko­wać nuty na for­te­pia­nie. W dru­gim koń­cu po­ko­ju lady Van­de – leur roz­ma­wia­ła w pod­nie­ce­niu ze swym bra­tem, Char­lie Pen­dra­gon, sta­rym ka­wa­le­rem, znisz­czo­nym przez hu­lasz­cze ży­cie i ku­le­ją­cym na jed­ną nogę. Na wej­ście se­kre­ta­rza oso­bi­ste­go nie zwró­ci­li naj­mniej­szej uwa­gi i ten mimo woli był świad­kiem ta­kiej oto roz­mo­wy.

– Dziś lub nig­dy – rze­kła lady – raz wresz­cie trze­ba to zro­bić, i wła­śnie dziś.

– Dziś, je­że­li tak ma być – od­parł brat z wes­tchnie­niem – ale, Kla­ro, jest to krok fał­szy­wy, krok ruj­nu­ją­cy, krok, któ­re­go całe ży­cie bę­dzie­my cięż­ko ża­ło­wać.

Lady Van­de­leur spoj­rza­ła na bra­ta sta­now­czo, choć tro­chę dziw­nie.

– Za­po­mi­nasz – po­wie­dzia­ła – że czło­wiek ten w koń­cu umrze.

– Sło­wo daję, Kla­ro – rzekł Pen­dra­gon – zda­je mi się, że w ca­łej. An­glii nie ma dru­giej ło­trzy­cy tak po­zba­wio­nej ser­ca jak ty.

– Wy męż­czyź­ni – od­par­ła – je­ste­ście tak z gru­ba cio­sa­ni, że nig­dy nie umie­cie uchwy­cić od­cie­ni my­śli. Je­ste­ście sami dra­pież­ni, gwał­tow­ni, nie­skrom­ni, nie dba­ją­cy o przy­zwo­itość. Ale niech tyl­ko ko­bie­ta po­my­śli o swej przy­szło­ści – już to was razi. Nie mam cier­pli­wo­ści do ta­kich bred­ni. Chcesz, aby­śmy były głu­pie, a za ta­kąż głu­po­tę gar­dził­byś prze­cięt­nym ban­kie­rem.

– Zda­je się, że masz ra­cję – przy­znał brat – by­łaś za­wsze zręcz­niej­sza ode mnie. I bądź co bądź, znasz moją za­sa­dę: ro­dzi­na po­nad wszyst­ko!

– Tak, Char­lie – od­rze­kła, bio­rąc jego dłoń – znam two­ją za­sa­dę le­piej od cie­bie. „I. Kla­ra po­nad ro­dzi­nę!” Czyż to nie dru­ga część tej za­sa­dy? Za­iste, je­steś naj­lep­szy z bra­ci i ko­cham cię go­rą­co.

Mr. Pen­dra­gon wstał, zmie­sza­ny tymi ro­dzin­ny­mi czu­ło­ścia­mi.

– Le­piej, żeby mnie nie wi­dzia­no – za­uwa­żył – ro­zu­miem już moją rolę w do­ko­na­niu cudu i będę miał na oku ob­ła­ska­wio­ne­go kota.

– Do­brze – zgo­dzi­ła się – to jest li­cha kre­atu­ra, może ze­psuć wszyst­ko.

Prze­sła­ła mu po­ca­łu­nek od ust i brat wy­szedł przez bu­du­ar i tyl­ne scho­dy.

– Har­ry – rze­kła lady Van­de­leur, zwra­ca­jąc się do se­kre­ta­rza, gdy tyl­ko zo­sta­li sami – mam dla cie­bie zle­ce­nie na dziś rano. Ale mu­sisz wziąć do­roż­kę, nie chcę, żeby mój se­kre­tarz się za­bło­cił.

Mó­wi­ła te sło­wa z uczu­ciem i spoj­rze­niem pra­wie ma­cie­rzyń­skiej dumy, co spra­wi­ło wiel­ką przy­jem­ność bied­ne­mu Har­ry'emu. Oznaj­mił więc, że z ra­do­ścią wy­świad­czy jej tę przy­słu­gę.

– Jest to je­den z na­szych wiel­kich se­kre­tów – pod­ję­ła fi­glar­nie – i nikt o tym nie po­wi­nien wie­dzieć prócz mnie i mego se­kre­ta­rza. Sir To­masz zro­bił­by strasz­ną awan­tu­rę, a gdy­byś wie­dział, jak już zmę­czy­ły mnie te sce­ny. O Har­ry, Har­ry, czy mo­żesz mi wy­tłu­ma­czyć, dla­cze­go wy, męż­czyź­ni, je­ste­ście tak gwał­tow­ni i nie­spra­wie­dli­wi? Ale po co się w ogó­le py­tam, wiem, że nie mo­żesz mi od­po­wie­dzieć; je­steś je­dy­nym męż­czy­zną na świe­cie, któ­ry nic nie wie o tych ha­nieb­nych na­mięt­no­ściach. Je­steś do­bry i ła­god­ny; do­ro­słeś do tego, aby zo­stać przy­ja­cie­lem ko­bie­ty. I wiesz co? My­ślę, że wszy­scy są brzy­da­la­mi w po­rów­na­niu z tobą.

– To pani – rzekł Har­ry – jest tak ła­ska­wa dla mnie. Pani mnie trak­tu­je, jak…

– Jak mat­ka – do­koń­czy­ła lady Van­de­leur – sta­ram się być mat­ką dla cie­bie. Albo – po­pra­wi­ła się z uśmie­chem – pra­wie mat­ką. Boję się, że je­stem na nią za mło­da. Je­stem ra­czej przy­ja­cie­lem, dro­gim przy­ja­cie­lem.

Za­trzy­ma­ła się dość dłu­go, aby sło­wa jej zdo­ła­ły zbu­dzić od­dźwięk w ser­cu Har­ry'ego, lecz i dość krót­ko, by nie po­zwo­lić mu dojść do sło­wa.

– Ale wszyst­ko to nic nie ma wspól­ne­go z na­szą spra­wą – cią­gnę­ła da­lej. – Znaj­dziesz pu­deł­ko od ka­pe­lu­sza w sza­fie dę­bo­wej z le­wej stro­ny. Leży pod nim ró­żo­wa szar­fa, któ­rą mia­łam na so­bie w śro­dę przy suk­ni ko­ron­ko­wej. Pro­szę je od­nieść nie­zwłocz­nie pod tym ad­re­sem – i dała mu kart­kę – ale pro­szę: pod żad­nym wa­run­kiem nie zo­sta­wiać go przed otrzy­ma­niem po­świad­cze­nia z od­bio­ru na­pi­sa­ne­go moją ręką. Zro­zu­mia­łeś? Pro­szę od­po­wie­dzieć! To jest bar­dzo waż­ne, ze­chciej zwró­cić na to uwa­gę!

Har­ry uspo­ko­ił ją, po­wta­rza­jąc naj­do­kład­niej jej in­struk­cję. Chcia­ła mó­wić coś jesz­cze, gdy na­gle ge­ne­rał Van­de­leur wpadł do po­ko­ju, pur­pu­ro­wy ze zło­ści, z sąż­ni­stym ra­chun­kiem mod­niar­ki w ręku.

– Czy ra­czy pani spoj­rzeć na to? – krzyk­nął. – Czy obej­rzy pani ła­ska­wie ten do­ku­ment? Wiem do­brze, że wy­szła pani za mnie dla pie­nię­dzy, i spo­dzie­wam się, że mogę ty­leż wy­da­wać, co każ­dy inny czło­wiek w służ­bie czyn­nej. Ale, jak Bóg na nie­bie, nie do­pusz­czę do tej ha­nieb­nej roz­rzut­no­ści.

– Pa­nie Har­tley – rze­kła lady Van­de­leur – są­dzę, że pan ro­zu­mie, co;trze­ba zro­bić. Czy mogę pro­sić, by się pan na­tych­miast tym za­jął?

– Stój pan – rzekł ge­ne­rał do Har­ry'ego – słów­ko, za­nim pan wyj­dzie – I zwra­ca­jąc się znów do lady Van­de­leur: – Co za po­le­ce­nie otrzy­mał ten sza­now­ny osob­nik? – za­py­tał. – Prze­sta­łem mu ufać, tak jak i pani, po­zwo­li pani so­bie po­wie­dzieć,. Gdy­by miał na­je­le­men­tar­niej­sze za­sa­dy uczci­wo­ści, po­wi­nien by wzgar­dzić po­by­tem w tym domu. A za co po­bie­ra pen­sję, to jest ta­jem­ni­cą dla wszyst­kich. Cóż to za po­le­ce­nie, pro­szę pani? I dla­cze­go wy­sy­ła go pani stąd tak spiesz­nie?

– Przy­pusz­cza­łam, że chcia­łeś mi po­wie­dzieć coś ści­śle oso­bi­ste­go – od­par­ła lady.

– Da­wa­łaś zle­ce­nie – na­sta­wał ge­ne­rał – nie sta­raj się mnie oszu­kać. Na pew­no da­wa­łaś mu zle­ce­nie.

– Je­że­li pan ob­sta­je przy tym, by mieć służ­bę za świad­ków na­szych upo­ka­rza­ją­cych nie­po­ro­zu­mień – rze­kła lady Van­de­leur – to może po­pro­szę pana Har­tley, by usiadł. Nie?… – więc może pan iść, pa­nie Har­tley. Przy­pusz­czam, że pan do­brze za­pa­mię­tał wszyst­ko, co było mó­wio­ne w tym po­ko­ju. Bę­dzie to po­ży­tecz­ne dla pana.

Har­ry na ko­niec wy­rwał się z sa­lo­nu. Bie­gnąc po scho­dach na górę sły­szał pod­nie­sio­ny głos ge­ne­ra­ła, de­kla­mu­ją­cze­go z pa­to­sem, cien­kie tony lady Van­de­leur, od­pie­ra­ją­cej każ­dy za­rzut lo­do­wa­ty­mi re­pli­ka­mi. Po­dzi­wiał ją z ca­łej du­szy! Jak zręcz­nie dała wy­mi­ja­ją­cą od­po­wiedź na in­da­ga­cje! Z jaką pew­ną sie­bie bez­czel­no­ścią po­wta­rza­ła zle­ce­nie pod strza­ła­mi nie­przy­ja­cie­la! A z dru­giej stro­ny – jak Har­ry nie­na­wi­dził jej męża!

We wszyst­kim tym nie było nic dziw­ne­go: speł­niał on za­wsze dla lady Van­de­leur mi­sje se­kret­ne, ma­ją­ce zwią­zek z mod­niar­stwem. Bez­gra­nicz­ne wy­bry­ki i nie­wia­do­me zo­bo­wią­za­nia lady daw­no po­chło­nę­ły jej wła­sną for­tu­nę, a for­tu­nie jej męża z dnia na dzień gro­zi­ły po­dob­ną ru­iną. Raz czy dwa razy do roku skan­dal wy­da­wał się rze­czą nie­uchron­ną. Har­ry drep­tał wte­dy po skle­pach do­staw­ców i pła­cąc małe za­licz­ki na po­czet wiel­kich ra­chun­ków, zręcz­nie kła­miąc, zy­ski­wał zwło­kę i lady z wier­nym se­kre­ta­rzem mo­gli swo­bod­nie ode­tchnąć. Har­ry du­szą i ser­cem sprzy­jał tej woj­nie, bo nie tyl­ko uwiel­biał lady Van­de­leur i bał się jej męża, lecz tak­że do­sko­na­le ro­zu­miał jej umi­ło­wa­nie zbyt­ku, gdyż i jego je­dy­ną sła­bost­ką był kra­wiec.

Zna­lazł pu­deł­ko w miej­scu ozna­czo­nym, po­pra­wił sta­ran­nie kra­wat i opu­ścił dom. Słoń­ce świe­ci­ło ja­sno. Miał do prze­by­cia da­le­ką dro­gę i przy­po­mniał so­bie z prze­ra­że­niem, że na­głe wtar­gnię­cie ge­ne­ra­ła nie po­zwo­li­ło lady Van­de­leur dać mu pie­nię­dzy na do­roż­kę. Dzień tak dusz­ny mę­czył go nie­po­mier­nie. Prócz tego cho­dzić po Lon­dy­nie z pu­deł­kiem w ręku było to upo­ko­rze­nie nie­zno­śne dla mło­dzień­ca tego po­kro­ju. Za­trzy­mał się i na­ra­dzał sam ze sobą. Van­de­leu­ro­wie miesz­ka­li na Eaton Pla­ce, on zaś miał się do­stać w oko­li­ce Not­ting Hill; mógł przejść przez park, omi­ja­jąc lud­ne ale­je. Po­dzię­ko­wał Bogu, że było jesz­cze dość wcze­śnie.

Chcąc się prę­dzej po­zbyć drę­czą­cej go zmo­ry, przy­śpie­szył kro­ku, prze­szedł już część Ren­sing­ton Gar­den, gdy w od­lud­nym miej­scu wśród drzew ze­tknął się z ge­ne­ra­łem.

– Prze­pra­szam, sir Tho­mas – rzekł Har­ry grzecz­nie, zba­cza­jąc z dro­gi, bo ge­ne­rał stał po środ­ku ścież­ki.

– Do­kąd pan zdą­ża? – spy­tał ge­ne­rał.

– Prze­cha­dzam się na świe­żym po­wie­trzu – od­rzekł chło­pak.

Ge­ne­rał do­tknął pu­deł­ka la­ską.

– Z tym pu­deł­kiem? Pan kła­mie i pan wie, że pan kła­mie.

– Na­praw­dę, sir Tho­mas – od­parł Har­ry – nie je­stem przy­zwy­cza­jo­ny, by się do mnie zwra­ca­no w ostry spo­sób.

– Pan nie ro­zu­mie swe­go sta­no­wi­ska – rzekł ge­ne­rał – je­steś pan tyl­ko moim słu­żą­cym, i to słu­żą­cym, co do któ­re­go po­wzią­łem po­waż­ne po­dej­rze­nia. Kto wie, czy to pu­deł­ko nie jest peł­ne ły­że­czek od her­ba­ty?

– Jest w nim cy­lin­der mego przy­ja­cie­la – po­wie­dział Har­ry.

– Bar­dzo do­brze – od­parł ge­ne­rał – w ta­kim ra­zie chcę zo­ba­czyć cy­lin­der tego przy­ja­cie­la. In­te­re­su­ją mnie bar­dzo ka­pe­lu­sze – do­dał szy­der­czym gło­sem – a wia­do­mo panu, jak są­dzę, że je­stem sta­now­czy.
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: