Dlaczego chrześcijanie potrzebują Żydów? - ebook
Dlaczego chrześcijanie potrzebują Żydów? - ebook
Chrześcijaństwo nie tylko wyrosło z pnia judaizmu – ono odnawia swoje w nim zakorzenienie. Pielęgnowanie tych korzeni oraz świadomość ich głębokości potrzebne są każdemu chrześcijaninowi, umocni wiarę i poczucie przynależności do ludu Bożego. Jan Grosfeld, profesor nauk społecznych, zajmując się żydowskimi wpływami na kształt cywilizacji europejskiej, wskazuje na ścisły związek chrześcijaństwa z tradycją judaistyczną. Na tytułowe pytanie: „Dlaczego chrześcijanie potrzebują Żydów?” autor odpowiada nie tylko z wnikliwością wytrawnego badacza, ale również z troską Europejczyka, myślącego o bezpieczeństwie i trwałości fundamentów naszej cywilizacji.
Książka Jana Grosfelda ukazuje się w serii „Wyobraźnia Dialogu”, która jest odpowiedzią na widoczną w naszym stuleciu potrzebę rozwoju sztuki myślenia dialogicznego. Dialog wyrasta z przekonania, że każda religia i kultura jest inspiracją do zastanowienia się nad tajemnicą świata, w szczególności nad różnorodnością dróg i doświadczeń człowieka.
Kategoria: | Inne |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-8065-055-8 |
Rozmiar pliku: | 2,2 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Gdy zastanawiałem się nad tytułem tej książki, myśl moja, skierowana ku wzajemnym relacjom chrześcijan i Żydów, zatrzymała się na słowach św. Pawła z listu do wspólnoty chrześcijańskiej w Rzymie: „pamiętaj, że nie ty podtrzymujesz korzeń, ale korzeń ciebie” (Rz 11,18). Kontekst dotyczy właśnie relacji chrześcijańsko-żydowskich, z tym, że chodzi tu już o chrześcijan wywodzących się z pogan (to znaczy dzika gałązka oliwna wszczepiona w szlachetną, czyli w lud żydowski). Dlaczego św. Paweł przypomina Rzymianom ten, zdawałoby się, oczywisty fakt ? Dlatego, że ci poganie, którzy przyjęli chrzest, nie tylko szybko zapomnieli, skąd Jezus Chrystus i chrześcijaństwo się wywodzą, ale w większości najprawdopodobniej nie byli tego w ogóle świadomi. Stan mentalny dzisiejszych chrześcijan, także katolików, jest podobny, i to pomimo Szoah, czyli katastrofy, którą zgotował Żydom Hitler pośrodku schrystianizowanej i jakże rozwiniętej cywilizacji europejskiej, pomimo ewolucji, jaka dokonała się w treściach nauczania Kościoła oraz istotnych zmian w relacjach chrześcijańsko-żydowskich.
Rzecz jest niezmiernej wagi, gdyż cytowane zdanie oznacza, że nie tylko Bóg nie odrzucił Żydów, że nie tylko niegdyś stanowili korzeń chrześcijaństwa, ale zawsze, i dziś także, są oni i mają być źródłem niezbędnym dla życia Kościoła i chrześcijan. Innymi słowy, dla żywotności wiary chrześcijańskiej w każdym pokoleniu niezbędni są żywi Żydzi wyznający Boga Jedynego. I wtedy pojawił mi się właściwy tytuł: Dlaczego chrześcijanie potrzebują Żydów?
Ta myśl jest obecna wprost i pośrednio we wszystkich tekstach zawartych w niniejszej książce. Wydawałoby się, że pięćdziesiąt lat po Soborze Watykańskim II i deklaracji Nostra aetate oraz innych dokumentach soborowych, po tak licznych wypowiedziach Kościoła katolickiego świadczących o poważnym przełomie w pojmowaniu roli Żydów w historii zbawienia i stosunku chrześcijan do nich oraz do judaizmu, przełom nastąpił, jeśli nie w powszechnej świadomości katolików i protestantów, to przynajmniej w tej, która cechuje duchowieństwo, jako z istoty swej teoretycznie lepiej orientujące się w nauce Kościoła. Nie twierdzę, że tak nie jest w tym drugim przypadku, jednakże chciałbym przywołać tu dwa zdarzenia, których byłem uczestnikiem.
Znana miejscowości nadmorska, lato 1998 roku. W rozmowie kilku osób uczestniczy pewien ksiądz zakonnik, który nagle stwierdza: „Hitler jedną rzecz zrobił dobrą: wykończył tych Żydów”.
Kraków 2014, konferencja na temat ekumenizmu. Po moim referacie zatytułowanym Stosunek do Żydów i judaizmu jako warunek drogi do jedności chrześcijan podchodzi do mnie ksiądz, który przebywał kilka lat na misji w jednym z krajów arabskich, i mówi przyjaźnie: „Ale przecież gdyby Jezus był Arabem, to też byśmy Go kochali”.
Obie opinie, poza tym, że szokujące, pokazują całkowity brak znajomości i rozumienia istoty chrześcijaństwa, a co za tym idzie – magisterium własnego Kościoła. W centrum owego podstawowego defektu jest sens tajemnicy wcielenia, jakiego dokonał Bóg w Jezusie Chrystusie: Bóg stał się człowiekiem, ale nie jakimkolwiek, lecz Żydem. Dlaczego? Ze względu na wewnętrzną harmonię Bożego planu dotyczącego historii zbawienia. Skoro najpierw objawił się pewnemu wybranemu przez siebie ludowi, to jest jasne, że i następne Objawienie musiało dokonać się w ramach tej samej historii, tego samego doświadczenia, które przygotowało ten lud żydowski do jeszcze bliższej relacji z Bogiem. To temu ludowi został zapowiedziany Mesjasz, to ich mentalność była długo formowana ku świadomości życia zupełnie innej, niż u wszystkich pozostałych narodów świata. Podczas tej długiej pielgrzymki Bóg okazuje się zawsze wierny swemu ludowi, mimo iż ten bywał często niewierny. Dlatego Żydzi mogliby powiedzieć nie tylko „Jesteśmy świadkami”, ale też „Jesteśmy niezadowoleni z siebie, a zadowoleni z Boga Jedynego”. Jest to postawa, którą niewątpliwie mogą podzielać chrześcijanie.
Zdanie to przyszło mi kiedyś na myśl w kontekście mojego własnego życia i obecności w nim Boga.
Skoro Bóg jest wierny, to z pewnością wypełni i te obietnice, których realizacji jeszcze oczekujemy. Dotyczą one przede wszystkim życia wiecznego, ale też jego kosztowania w życiu ziemskim, potem przyjścia Chrystusa dla mnie indywidualnie w chwili śmierci oraz powtórnego Jego przyjścia na końcu czasów. Istnieje anegdota trafnie opisująca żydowsko-chrześcijańską wspólnotę egzystencji ziemskiej:
Rozmawia rabin z księdzem o Mesjaszu i o tym, kim On jest. Wreszcie rabin mówi: „Proszę księdza, nie musimy się spierać. My oczekujemy na pierwsze Jego przyjście, wy na drugie. Kiedy przyjdzie, okaże się, czy będzie to po raz pierwszy, czy drugi. Tymczasem możemy Go oczekiwać razem”.
Czym jest to oczekiwanie? Nie jest ono biernym spoglądaniem w niebo czy na ziemię. Zarówno Żydzi, jak i chrześcijanie mają wyraźną misję. Jest ona misją świadectwa i życia, albo raczej świadczenia życiem. Nieść ratunek drugiemu człowiekowi, nie poprzestawać na zadowoleniu z doświadczania obecności Boga we własnym życiu, dawać nadzieję innym, że Bóg jest dobry, że życie ma sens i śmierć biologiczna nie jest jego kresem totalnym. Dlatego tak wielką popularność zyskał fragment z Talmudu, który mówi: „Ktokolwiek ratuje jedno życie, to jakby ocalił cały świat, a ktokolwiek unicestwia jedno życie, niszczy cały świat”. Świadomość tak wielkiej wartości życia człowieka objawił ludzkości Bóg poprzez Żydów, a następnie przez Jezusa Chrystusa-Żyda i Jego uczniów. Tę misję mają oni po dziś.
Słowo Chrystus jest greckim odpowiednikiem hebrajskiego słowa Mesjasz.
Sanhedryn 4,5 (Miszna); Traktat Sanhedryn 37a (Talmud Jerozolimski).W poszukiwaniu dróg do świata
Przechowujemy zaś ten skarb w naczyniach glinianych (2 Kor 4,7)
Wśród zasadniczych przyczyn, dla których został zwołany Sobór Watykański II, znajdujemy jedną, która wydaje się szczególnie ważna. Ukryta jest ona w podtytule tego tekstu, zaczerpniętym z 2 Listu św. Pawła do Koryntian. Mam na myśli pewien specyficzny, jakże wyjątkowy rys antropologiczny chrześcijaństwa, wywodzący się z tradycji żydowskiej – kruchość. Znaczenie kruchości jako cechy właściwej człowiekowi, której zaakceptowanie podoba się Bogu, znajdujemy w wielu miejscach Biblii: na przykład w wydarzeniu ofiarowania Izaaka (tak zwana Akeda), w historii Jakuba i Dawida, w Księdze Izajasza, zwłaszcza w zawartych w niej pieśniach o Słudze Pańskim, w sposobie wyboru baranka do spożycia podczas wieczerzy sederowej (paschalnej), czy w najważniejszym święcie judaizmu Jom Kippur. Wypełnienie, kulminację owej kruchości dostrzegamy w życiu i śmierci Jezusa Chrystusa, którego wcielenie w Żyda nie mogło dokonać się poza akceptacją ludzkiej tożsamości i zgody na śmierć stąd płynącej. Pod tym względem chrześcijaństwo, które nie tylko wywodzi się z judaizmu, ale które wciąż na nowo musi odnawiać swoje w nim zakorzenianie, różni się do innych religii. Podstawowe pytania dotyczące egzystencji ludzkiej: Skąd się wziąłem ? Kim jestem? Dokąd zmierzam? wymuszają poszukiwanie odpowiedzi, która uznaje człowieka za istotę stworzoną, niezdolną do zapewnienia sobie życia, którego źródłem może być jedynie podmiot od niego nieskończenie większy, ten, który jest autorem życia: Bóg. Poszukiwanie to, które dokonuje się przede wszystkim w doświadczeniu historycznym i w relacjach międzyludzkich, może prowadzić albo do uznania własnej obiektywnej kruchości, czyli słabości i ograniczonego charakteru możliwości człowieka, albo do zaprzeczenia faktycznej tożsamości ludzkiej i uznania się za kogoś innego, za boga, którym człowiek przecież nie jest. Tora, prorocy Izraela i jego tradycja nieustannie przypominają tę prawdę Izraelitom, którzy – jak wszyscy ludzie – mają skłonność do idolatrii, także wobec samego człowieka.
Masowa inkulturacja chrześcijaństwa pochodzącego z Bliskiego Wschodu w niegdyś całkowicie religijnej pogańskiej Europie spowodowała siłą rzeczy zmieszanie jego form i treści z panującą wśród pogan naturalną mentalnością religijną, która z istotą orędzia Jezusa Chrystusa nie miała nic wspólnego; więcej, w najistotniejszych kwestiach była z nim sprzeczna. W procesie inkulturacji chrześcijaństwo wywodzące się z judaizmu wielokrotnie ulegało poważnemu zniekształceniu w masowym wymiarze społecznym. Próby odpowiedzi na pytanie o to, jak w powszechnie schrystianizowanej Europie doszło do tak skrajnego podeptania godności ludzkiej, jak nazistowski rasizm i zagłada Żydów, nie mogą pomijać tej przyczyny. Czy odejście od istoty chrześcijaństwa i od Boga mogło zaowocować Jego całkowitym zaprzeczeniem w Zagładzie tych, którzy nieśli orędzie Boga Jedynego przez tysiąclecia? Zagłada Żydów nie była jedynie wyrazem nienawiści rasowej, ale – wedle wielu teologicznych interpretacji – zamachem na samego Boga, który wybrał sobie Izraelitów, a następnie wybranie to rozszerzył na chrześcijan. W Zagładzie wyznawców miało się dokonać również Jego unicestwienie, tak nieznośna była bowiem koncepcja człowieka i wspólnoty właściwa ludowi żydowskiemu. Niezgoda na fakt, iż człowiek jest tylko bytem stworzonym, którego natura wymaga osobistej i wspólnotowej więzi z Bogiem, stanowiła zapewne jeden z czynników, które doprowadziły do próby ostatecznego usunięcia Żydów jako nośnika wrogiej koncepcji życia. Ci Żydzi, którzy ocaleli z tej Katastrofy, wyszli w większości z tragiczną traumą, a ochrzczona Europa musiała zadać sobie podstawowe pytanie: Unde malum ? Jak to możliwe, że tak straszliwy los spotkał Żydów w schrystianizowanej Europie, innymi słowy – z rąk jakby młodszego brata (Jan Paweł II) a nawet z rąk dzieci (Benedykt XVI użył w stosunku do Żydów określenia „nasi ojcowie”).
Nie ulega wątpliwości, że chrześcijaństwo zrodzone w łonie judaizmu nie jest jak inne religie, nie jest też żadną ideologią, nie jest filozofią ani moralnością, czy nawet doktryną. Jest potężną obecnością Słowa Boga w historii ludzkiej, a treścią tego Słowa jest Dobra Nowina, jaką jest sam Jezus Chrystus, będący spełnieniem miłości Boga do człowieka. Z tą specyfiką „judeochrześcijaństwa” wiąże się bardzo wyraźnie określony, nieobecny w innych religiach, a zatem i w dawnej Europie pogańskiej, stosunek do historii i jej konkretnych przejawów. Chodzi tu o pytanie: jak patrzeć, jak interpretować fakty i procesy historyczne ? Nie mam tutaj na myśli wygodnej, zawsze niosącej złowrogie skutki akceptacji zła, które się dokonało, ani tego, które jest zawsze obecne, lecz orędzie Jezusa, który wielokrotnie kontestuje sposób myślenia swych uczniów, choć oni przecież byli religijni i uwierzyli w Niego na wzór, do którego byli przyzwyczajeni.
Bardzo trudne, a raczej niemożliwe, jest przenikanie zamysłów Boga. Jednakże pewne kierunki Jego działania w historii można dostrzec, zgłębiając post factum konkretne wydarzenia. Wówczas nawet najstraszniejsze katastrofy, a mówiąc bardziej ogólnie: zło, stają się nie tyle zrozumiałe, co przyczyniają się do zmiany kierunku wówczas, gdy ludzie odeszli od mądrości i zamysłu Boga. Postawę tę dobrze wyraża Hiob słowami: „Dobro przyjęliśmy z ręki Boga, czemu zła przyjąć nie możemy?” (Hi 2,10), a potem Jezus Chrystus, gdy wypowiada zdanie zdumiewające i po ludzku przerażające: „Nie sprzeciwiajcie się złu” (Mt 5,38nn). Słowa te wydają się tym bardziej skandaliczne, że należą do Jezusowych „Ośmiu Błogosławieństw”. W owym fragmencie Ewangelii Mateusza warto czytać pozostałe, bardzo konkretne przejawy tej ogólnej postawy-zasady, które są równie bulwersujące. Nic dziwnego, że zazwyczaj próbuje się je łagodzić i uśmierzająco wyjaśniać – także w Kościele – ponieważ nie mieszczą się w filozofii greckiej i prawie rzymskim, w które judeochrześcijaństwo zostało inkulturowane.
Ośmieliłbym się postawić tezę, że trudności z uobecnianiem kruchości, owej differentia specifica chrześcijaństwa, tak liczne postawy z nią sprzeczne, więcej, często spotykane jej niezrozumienie i sprzeciw wobec niej okazywany wewnątrz Kościoła, przyczyniły się do istotnego zafałszowania istoty orędzia Jezusa Chrystusa i jego realizacji w historii. Dotyczy to przede wszystkim społecznego wymiaru chrześcijaństwa, skłonności do mechanicznego, jurydycznego rzutowania tak zwanych cnót chrześcijańskich na poziom masowy. Skłonność ta wynika z rozpowszechnionego moralizmu, przekonania o zdolności człowieka do wypełniania przykazań własnymi siłami, w gruncie rzeczy z postrzegania chrześcijaństwa jako prawa, którego wypełnianie warunkuje przychylność Boga. Tymczasem cecha ta była i jest właściwa religijności pogańskiej, należy do religijności w sposób naturalny charakterystycznej dla człowieka. Zasadza się ona na strachu przed historią, przed relacjami międzyludzkimi, przed Bogiem, krótko mówiąc – przed życiem i śmiercią. Stąd rodzą się wszelkie postawy obrony, nienawiści, rozłamy, stąd walka o własne „ja”, która, przeniesiona na grunt społeczny, niszczy dobro i pokój, czy, jak mówią Żydzi, opóźnia nadejście Mesjasza.
Potężny rozziew między jakże licznymi dowodami świętości pojedynczych członków Kościoła a socjologicznym obrazem postaw społecznych świata zwanego christianitas nie mógł nie skutkować konfliktami politycznymi sensu largo, które poprzez wojny religijne, walkę o tak zwaną prawdę – najczęściej pojmowaną według ludzkich wyobrażeń, choć ukrywaną pod chrześcijańską fasadą – znalazły swą kulminację w ideologii nazistowskiej i jej konkretnych zastosowaniach podczas II wojny światowej. Uważam, że to najtragiczniejsze doświadczenie w historii Europy, a w jego ramach Zagłada Żydów, było w znacznej mierze rezultatem upowszechnienia się opisanego wyżej typu religijności, która nie akceptuje słabości człowieka i zła przez niego czynionego. Nazistowskie poglądy rasistowskie, antyżydowskie, które znalazły tak skrajny i przerażający wyraz w ludobójstwie na skalę przemysłową, nie były i nie są jakimś wybrykiem szaleńców, lecz mogą stanowić stację końcową pewnego itinerarium myślowego, które w całości zasadza się na woluntarystycznej koncepcji człowieka i życia. Ten antropologiczny sprzeciw wobec judeochrześcijańskiego korzenia Europy, który mówi najgłębszą prawdę o człowieku, był, jest i będzie nieustannie obecnym zagrożeniem ludzkiej egzystencji. Dlatego też warto go wydobywać na wierzch, uwydatniać, waloryzować, dementując zarazem fałsz i zło płynące z przeciwnych koncepcji antropologicznych.
Wśród trzech filarów cywilizacji europejskiej – Aten, Rzymu, Jerozolimy – ta ostatnia okazywała się najczęściej na pozycjach przegranych wobec dominacji prawa rzymskiego i filozofii greckiej, wzmacnianych przez religijność naturalną. Tymczasem specyficznym rysem judeochrześcijańskiego korzenia Europy (i Ameryki), różniącym ją od innych źródeł religijnych i egzystencjalnych na świecie, jest przywołana na początku istotowa kruchość osoby ludzkiej. Mam tu na myśli kruchość zarówno w relacji do Boga, jak i – co stanowi logiczny i nieodłączny wniosek – w stosunku do innych ludzi oraz – co bardzo ważne – wobec siebie samego. Wymiar ten zawsze z wielkim trudem przebijał się poprzez ciążenie pozostałych źródeł refleksji nad jednostką i społeczeństwem, historią i polityką, nad samym życiem. Nie chodzi tutaj o lamentowanie nad tą sytuacją, lecz o klarowność myśli i rozeznania. Być może trudności te i swoista słabość społeczna judeochrześcijaństwa są odzwierciedleniem sytuacji samego Jezusa Chrystusa i Żydów, z których się wywodzi.
Sobór Watykański II był niewątpliwie w znacznej mierze konsekwencją II wojny światowej, która uzmysłowiła także Kościołowi konieczność podjęcia głębokiej refleksji nad obecnością zła i sposobami uobecniania dobrego Boga, który posłał Syna, by włączyć pogan do swego przymierza i ratować wszystkich ludzi. Mimo wszystkich trudności i niepowodzeń, kryzysów i sekularyzacji – a zapewne także dzięki nim – cały okres posoborowy możemy określić jako poszukiwanie takich sposobów świadczenia o miłości Boga w świecie, by misja Jezusa Chrystusa nie kojarzyła się – jak to bywa – z przymusem i strachem, lecz z prawdziwą wolnością, nie z prawem, które sądzi i zabija, lecz z akceptacją i miłością do każdego, także do nieprzyjaciół, oraz z gotowością oddawania za nich własnego życia. Jednocześnie nauczanie Kościoła – w podstawowych elementach niezmienne – nieustannie potrzebowało i nadal potrzebuje świadków, iż „jarzmo Chrystusa jest słodkie, a Jego brzemię lekkie” (Mt 11,30). Bóg okazuje się dobry także i przez to, że sam odpowiada na to zapotrzebowanie, rodząc takich świadków w łonie Kościoła. Ten skarb, o którym pisze św. Paweł, „przechowujemy w naczyniach, aby z Boga była owa przeogromna moc, a nie z nas” (2 Kor 4,7). Jesteśmy zatem naczyniami, które są zrobione z gliny, a więc łatwo się tłuką, czyli słabną, wątpią, zdradzają, grzeszą. Nie jesteśmy ze stali, do czego zmierzali Hitler i Stalin, nie mamy zasług, o które zawsze upomina się nasze roszczeniowe „ja”. Świadek Chrystusa jest świadomy swej marności, lecz świadomość ta go nie przytłacza, nie wpędza w depresję, wprost przeciwnie – cieszy się on, ponieważ widzi wspaniałe rzeczy, które czyni Bóg w jego własnym życiu. Takich świadków potrzebuje świat i ludzie szukający sensu istnienia oraz busoli orientującej na życiodajną drogę. Idąc tą drogą, będą kiedyś mogli rozpoznać się w słowach apostoła pogan: „Zewsząd znosimy cierpienia, lecz nie poddajemy się zwątpieniu; żyjemy w niedostatku, lecz nie rozpaczamy; znosimy prześladowania, lecz nie czujemy się osamotnieni; obalają nas na ziemię, lecz nie giniemy. Nosimy nieustannie w ciele konanie Jezusa, aby życie Jezusa objawiło się w naszym ciele” (2 Kor 4,8-11).
Sobór Watykański II stanowił kamień milowy na drodze udostępniania światu tego skarbu, jakim jest rachamim (hebr.), czyli ratująca od śmierci, także egzystencjalnej, miłosierna miłość Boga do grzesznego człowieka. Nie bez powodu potrzebny okazał się kult Bożego miłosierdzia wobec tak rozpowszechnionych fałszywych przekonań o Bogu, Kościele i sensie chrześcijaństwa. Decyzja Jana Pawła II o kanonizacji siostry Faustyny nie była gestem płynącym z jakiejś zaściankowej pobożności, lecz wynikała z głębokiego przekonania papieża o ogromnej potrzebie uwydatnienia tej właśnie postawy Stwórcy, jaką postanowił zrealizować w Jezusie Chrystusie, a która przez stulecia została w Europie i w świecie przyćmiona przez chmury filozofii, prawa i, owszem, teologii. Jednakże trzeba być zarazem świadomym, że człowiek potrafi być tak dalece przewrotny, iż ów potężny akcent położony na miłosierdzie wykorzystuje często w tym celu, by realizować swoje własne plany, poglądy i sposoby życia, które Bogu podobać się nie mogą, a które na niego samego sprowadzają rozpacz i nieszczęście.
J. Grosfeld, Od lęku do nadziei. Chrześcijanie, Żydzi, świat, WAM, Kraków 2011, s. 57–72.
W owym czasie był to jedynie możliwy sposób zetknięcia wielkich mas ludności z Dobrą Nowiną o Jezusie Chrystusie. Nie ulega przy tym wątpliwości, że chrześcijaństwo „zaczyniło” kulturę europejską w wielkim stopniu, przekraczającym znacznie nasze dzisiejsze wyobrażenia o tym wpływie. Zob. m.in. J. Życiński, Europejska wspólnota ducha, Wydawnictwo Fundacji ATK, Warszawa 1998, s. 16–17; H. Juros, Kościół, kultura, Europa, Towarzystwo Naukowe KUL, Wydawnictwo ATK, Lublin–Warszawa 1997; P. Mazurkiewicz, Europeizacja Europy. Tożsamość kulturowa Europy w kontekście procesów integracji, Wydawnictwo Fundacji ATK, Warszawa 2001.
Benedykt XVI, Światło świata, rozmowę przeprowadził P. Seewald, Znak, Kraków 2011.
Świadczą o tym explicite niektóre dokumenty Vaticanum II, jak: Konstytucja dogmatyczna o Kościele Lumen gentium, Konstytucja duszpasterska o Kościele w świecie współczesnym Gaudium et spes, Deklaracja o wolności religijnej Dignitatis humanae, Deklaracja o stosunku Kościoła do religii niechrześcijańskich Nostra aetate, zaś implicite wszystkie pozostałe dokumenty.