Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Droga ważniejsza niż cel. Wartości w życiu i biznesie - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
1 lipca 2012
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
Produkt niedostępny.  Może zainteresuje Cię

Droga ważniejsza niż cel. Wartości w życiu i biznesie - ebook

Znakomity przewodnik dla każdego, kto myśli o karierze menedżera i chciałby zajrzeć za kulisy zarządzania wielkimi korporacjami. Jest to jednak absolutna antyteza „Przewodnika korporacyjnego szczura”. Sławomir Lachowski przedstawia czytelnikowi swoją autorską wizję zarządzania, w której fundamentalną rolę odgrywają wartości i drugi człowiek. Autor przekonuje – i robi to z powodzeniem, że nie można być skutecznym menedżerem, jeśli nie dąży się do bycia dobrym człowiekiem.
Maciej Witucki, prezes Zarządu Telekomunikacji Polskiej SA

Jestem pod dużym wrażeniem książki; mądrej, aktualnej, napisanej z pasją i przekonaniem, wysoce erudycyjnej. Rzadko się zdarza, by udało się w tak umiejętny, interesujący sposób połączyć doświadczenia osobiste, wynikające z bogatej ścieżki kariery zawodowej Autora z przemyśleniami, których osnową były bestsellery światowej i polskiej literatury w dziedzinie zarządzania.
Prof. dr hab. Zbigniew Dworzecki
SGH, Prezes Towarzystwa Naukowego Organizacji i Kierownictwa

Kategoria: Zarządzanie i marketing
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-62304-76-9
Rozmiar pliku: 2,1 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

Podziękowania

Ta książ­ka nig­dy nie po­wsta­ła­by, gdy­by nie Ro­dzi­ce, któ­rzy zwró­ci­li moją uwa­gę na zna­cze­nie war­to­ści i na­uczy­li mnie sto­so­wa­nia ich w ży­ciu. Póź­niej nie­jed­no­krot­nie na­zy­wa­no mnie ide­ali­stą i ro­man­ty­kiem, w pod­tek­ście da­jąc do zro­zu­mie­nia, że po­zo­sta­ję da­le­ko od rze­czy­wi­sto­ści, któ­ra rzą­dzi się swo­imi twar­dy­mi dar­wi­ni­stycz­ny­mi pra­wa­mi. Ro­dzi­com za­wdzię­czam wia­rę w moc spraw­czą pra­cy, któ­ra czę­sto jest prze­sy­co­na po­tem, od­wa­gi, któ­ra cza­sem nie­sie ze sobą łzy, spra­wie­dli­wo­ści, na któ­rą, bywa, trze­ba dłu­go cze­kać, mą­dro­ści, któ­ra wy­ma­ga po­świę­ce­nia i cier­pli­wo­ści, umiar­ko­wa­nia, któ­re wy­ni­ka z sa­mo­dy­scy­pli­ny. Te war­to­ści dały mi wie­le po­zy­tyw­nych prze­żyć skła­da­ją­cych się w su­mie na za­do­wo­le­nie z ży­cia. Są naj­waż­niej­szym da­rem, jaki otrzy­ma­łem od Ro­dzi­ców, i dzię­ku­ję im za to, po­nie­waż sta­no­wią coś nie­skoń­cze­nie istot­niej­sze­go niż wszel­kie do­bra ma­te­rial­ne. Wspól­ne pie­lę­gno­wa­nie tych war­to­ści wraz z żoną i sy­nem po­zwo­li­ło nam wspie­rać się wza­jem­nie w trud­nych chwi­lach i cie­szyć się każ­dym, ma­łym i du­żym, suk­ce­sem, po­zy­tyw­nie od­dzia­ły­wać na sie­bie. Moja żona Ma­rze­na wy­ka­za­ła wie­le cier­pli­wo­ści i zro­zu­mie­nia dla mo­ich idei, za któ­ry­mi po­dą­ża­łem, na­ra­ża­jąc cza­sa­mi na­sze ży­cie ro­dzin­ne na trud­ne pró­by. Dzię­ku­ję Ci, Ma­rze­no, za trzy­dzie­ści lat wspól­nej po­dró­ży, któ­ra nie wio­dła ła­twą dro­gą. Jako oj­ciec sta­ra­łem się prze­ka­zać swo­je do­świad­cze­nia i prze­ko­na­nie o pod­sta­wo­wym zna­cze­niu war­to­ści mo­je­mu sy­no­wi, któ­ry oka­zał się bar­dzo do­brym słu­cha­czem i wy­jąt­ko­wo zdol­nym uczniem, kre­atyw­nie bu­du­ją­cym wła­sny świat war­to­ści. Dzię­ku­ję Ci Fi­li­pie, bo Two­ja po­sta­wa utwier­dza mnie w prze­ko­na­niu, że war­to­ści są naj­waż­niej­sze.

Zna­cze­nie war­to­ści w biz­ne­sie nie sta­no­wi­ło dla mnie żad­ne­go spe­cjal­ne­go od­kry­cia, bo za­wsze by­łem o tym prze­ko­na­ny. Nor­my ety­ki biz­ne­su, jak od­po­wie­dzial­ność, uczci­wość ku­piec­ka, rze­tel­ność, su­mien­ność, so­li­dar­ność, to twar­de wska­zów­ki po­stę­po­wa­nia, któ­rych na­ru­sze­nie na­ra­ża spraw­cę na sank­cje praw­ne lub śro­do­wi­sko­we. Jed­nak­że sto­so­wa­nie szer­sze­go za­kre­su war­to­ści jako na­rzę­dzia za­rzą­dza­nia po­zy­tyw­nie wpły­wa­ją­ce­go na po­sta­wy i za­cho­wa­nia pra­cow­ni­ków, re­la­cje z klien­ta­mi, ak­cjo­na­riu­sza­mi i oto­cze­niem, sta­ło się moim do­świad­cze­niem do­pie­ro wów­czas, gdy w roli me­ne­dże­ra sta­ną­łem przed naj­więk­szym wy­zwa­niem za­wo­do­wym: stwo­rze­nia od pod­staw dwóch ban­ków i prze­wo­dze­nia trze­ciej pod wzglę­dem wiel­ko­ści ak­ty­wów in­sty­tu­cji fi­nan­so­wej w Pol­sce. Za­rzą­dza­nie przez war­to­ści wca­le nie było oczy­wi­stym ani po­pu­lar­nym wy­bo­rem w kra­ju, gdzie za­le­d­wie czwar­ta część firm przy­zna­wa­ła się do tego, że okre­śli­ła war­to­ści za­sad­ni­cze dla swo­je­go biz­ne­su, a wol­ny ry­nek jako za­prze­cze­nie nie­do­bo­rów go­spo­dar­ki pla­no­wej był we­zwa­niem do le­gal­ne­go bo­ga­ce­nia się i mak­sy­ma­li­za­cji zy­sków w krót­kim okre­sie, uzna­wa­nych za nad­rzęd­ne cele dzia­ła­nia w biz­ne­sie.

mBank, Mul­ti­Bank i BRE Bank na­le­ża­ły do nie­licz­nych firm w Pol­sce, któ­re w swo­im cza­sie kon­se­kwent­nie były za­rzą­dza­ne przez war­to­ści. Wy­ni­ki tego dzia­ła­nia prze­ro­sły wszel­kie ocze­ki­wa­nia. Stwo­rzo­na wte­dy nie­zwy­kła kul­tu­ra or­ga­ni­za­cyj­na opar­ta na war­to­ściach ta­kich, jak: dą­że­nie do do­sko­na­ło­ści po­przez usta­wicz­ny roz­wój in­dy­wi­du­al­ny, sku­tecz­ność dzia­ła­nia in­dy­wi­du­al­ne­go i ze­spo­ło­we­go, od­po­wie­dzial­ność, go­to­wość i za­an­ga­żo­wa­nie oso­bi­ste, do­ko­na­ła re­wo­lu­cji w pol­skiej ban­ko­wo­ści. Dzię­ki niej po­wsta­ły wa­run­ki roz­wo­ju prze­ło­mo­wych in­no­wa­cji biz­ne­so­wych: mBan­ku – ni­sko­kosz­to­we­go mo­de­lu ban­ku in­ter­ne­to­we­go, Mul­ti­Ban­ku – przy­ja­znych fi­nan­sów dla wy­ła­nia­ją­cej się kla­sy śred­niej i ma­łych przed­się­biorstw, a tak­że od­no­wy BRE Ban­ku pod ha­słem BRE­ak­ty­wa­cji. Od­kry­cie zna­cze­nia war­to­ści w biz­ne­sie było dla mnie i, je­stem prze­ko­na­ny, tak­że dla więk­szo­ści mo­ich współ­pra­cow­ni­ków wspa­nia­łym i nie­zwy­kłym do­świad­cze­niem, któ­re po­zo­sta­nie w na­szej pa­mię­ci do koń­ca ży­cia.

Mój au­tor­ski mo­del za­rzą­dza­nia przez war­to­ści, jako spo­sób za­rzą­dza­nia ludź­mi i or­ga­ni­za­cją, zo­stał za­po­cząt­ko­wa­ny w mBan­ku i Mul­ti­Ban­ku i roz­wi­nię­ty wspól­nie z ca­łym ze­spo­łem. Bar­dzo waż­ną rolę w pro­ce­sie two­rze­nia za­sad za­rzą­dza­nia przez war­to­ści i prze­kła­da­nia war­to­ści na dzia­ła­nia we wszyst­kich ob­sza­rach ode­grał zgra­ny ze­spół pra­cow­ni­ków dzia­łu za­rzą­dza­nia za­so­ba­mi ludz­ki­mi ban­ko­wo­ści de­ta­licz­nej BRE Ban­ku. Szcze­gól­nie wiel­kie zna­cze­nie dla roz­wo­ju idei za­rzą­dza­nia przez war­to­ści w mBan­ku i Mul­ti­Ban­ku mie­li Piotr Ko­cio­łek, Ali­na Stry­charz i Re­na­ta Ta­deu­siak, a jej póź­niej­sze wdro­że­nie w BRE Ban­ku by­ło­by nie­moż­li­we bez zro­zu­mie­nia wagi spra­wy i za­an­ga­żo­wa­nia ko­le­gów z za­rzą­du ban­ku oraz Anny Ko­ziń­skiej kie­ru­ją­cej ob­sza­rem HR, a tak­że wie­lu in­nych osób. Chciał­bym im wszyst­kim ser­decz­nie po­dzię­ko­wać za wie­le dys­ku­sji, czę­sto bar­dzo kry­tycz­nych, i wy­si­łek wkła­da­ny w re­ali­za­cję tego, co po­cząt­ko­wo mo­gło się wy­da­wać idée fixe. Jed­nak­że gdy­by nie otwar­tość, go­to­wość i za­an­ga­żo­wa­nie li­de­rów wszyst­kich bez wy­jąt­ku ob­sza­rów biz­ne­so­wych pew­nie war­to­ści DRO­GA(i) – Do­sko­na­łość, Re­ali­za­cja, Od­po­wie­dzial­ność, Go­to­wość, An­ga­żo­wa­nie się – po­zo­sta­ły­by je­dy­nie do­brze brzmią­cym ha­słem. Oso­bi­sty przy­kład dzia­ła­nia in­spi­ro­wa­ne­go przez war­to­ści w wy­ko­na­niu Pio­tra Gaw­ro­na, Wojt­ka Pa­pie­ra­ka, Bart­ka Brzo­zow­skie­go, Tom­ka Gu­ba­ły, Krzysz­to­fa Two­ru­sa, Paw­ła Ku­char­skie­go, Mać­ka Wit­kow­skie­go, Zbysz­ka Grzel­czy­ka, Krzysz­to­fa Kuź­bi­ka, Ewy Gło­wac­kiej, Wi­tol­da Kuj­dy, Jo­an­ny Sas, Anny Zna­mi­row­skiej, Jo­an­ny Erd­man, Hu­ber­ta Pał­ga­na, Ma­riu­sza Za­rzyc­kie­go, Tom­ka Ko­wal­czy­ka, Ro­ma­na Ko­nec­kie­go, Mar­ka Żu­ber­ka, Krzysz­to­fa Le­wiń­skie­go, po­zwo­lił po­zy­skać dla tej idei wszyst­kich po­zo­sta­łych pra­cow­ni­ków i do­ko­nać w ten spo­sób prze­ło­mu w spo­so­bie za­rzą­dza­nia biz­ne­sem w Pol­sce. Ni­ko­mu nie­zna­ne pro­jek­ty mBank i Mul­ti­Bank sta­ły się du­ży­mi or­ga­ni­za­cja­mi biz­ne­so­wy­mi bę­dą­cy­mi kla­są dla sie­bie. Ko­rzy­stam z oka­zji, by przy­po­mnieć o ich roli i bar­dzo ser­decz­nie im po­dzię­ko­wać.

Okre­śle­nie ka­no­nu war­to­ści BRE Ban­ku, or­ga­ni­za­cji ma­ją­cej swo­ją, ukształ­to­wa­ną hi­sto­rycz­nie, toż­sa­mość, sta­no­wi­ło nie­ła­twe za­da­nie, a jesz­cze trud­niej­sze było wdro­że­nie idei za­rzą­dza­nia przez war­to­ści. Gdy­by nie za­ufa­nie, ja­kim ob­da­rzy­li mnie li­de­rzy tej or­ga­ni­za­cji jako no­we­go pre­ze­sa, oraz za­an­ga­żo­wa­nie w re­ali­za­cję no­we­go pro­jek­tu, któ­ry w isto­cie zmie­nił ob­li­cze ban­ku, nie miał­bym pew­nie tego przy­wi­le­ju, by mó­wić, że war­to­ści dzia­ła­ją po­zy­tyw­nie w każ­dej or­ga­ni­za­cji. Dzię­ku­ję za wspar­cie Ja­nu­szo­wi Woj­ta­so­wi, Ro­ber­to­wi Szar­wi­le, Mał­go­rza­cie Rud­nic­kiej, An­nie Wi­niar­skiej, Ja­no­wi Sol­da­te­mu, Han­nie Dzier­żyń­skiej, Agniesz­ce Po­pkow­skiej, An­nie Paw­liń­skiej, Ja­ro­sła­wo­wi For­doń­skie­mu, Pio­tro­wi Ba­ran­ko­wi, Krzysz­to­fo­wi Ger­la­cho­wi, Ala­no­wi Wo­dzyń­skie­mu, An­drze­jo­wi Kle­pa­czyń­skie­mu, Da­nie­lo­wi Ści­ga­le. Dzię­ki ich oso­bi­ste­mu przy­kła­do­wi war­to­ści w dzia­łal­no­ści BRE Ban­ku zy­ska­ły prak­tycz­ne zna­cze­nie.

Sło­wa szcze­gól­ne­go po­dzię­ko­wa­nia kie­ru­ję do Ali­ny Stry­charz i Re­na­ty Ta­deu­siak, kie­dyś mo­ich bli­skich współ­pra­cow­ni­czek w re­ali­za­cji wdro­że­nia kon­cep­cji za­rzą­dza­nia przez war­to­ści, któ­re są współ­au­to­ra­mi roz­dzia­łu 5 tej książ­ki, pod ty­tu­łem Mapa dro­go­wa za­rzą­dza­nia przez war­to­ści. Ten roz­dział nie mógł­by po­wstać w ta­kiej for­mie bez ich udzia­łu, po­nie­waż, zgod­nie z za­ło­że­niem, ma być swe­go ro­dza­ju pod­ręcz­ni­kiem dla li­de­rów, któ­rzy prze­ko­na­ni o zna­cze­niu war­to­ści w biz­ne­sie, zde­cy­du­ją się za­rzą­dzać przez war­to­ści.

Ka­mil Su­skie­wicz po­mógł mi w pra­cy nad za­war­to­ścią książ­ki jako zbie­racz ma­te­ria­łów źró­dło­wych i uważ­ny pierw­szy czy­tel­nik, za co mu ser­decz­nie dzię­ku­ję.

Na ko­niec chciał­bym wy­ra­zić wdzięcz­ność Jac­ko­wi Mar­ci­nia­ko­wi, sze­fo­wi Stu­dia Emka, za pod­sy­ca­nie, po­cząt­ko­wo nie­śmia­łej, my­śli, że książ­ka o war­to­ściach w ży­ciu i w biz­ne­sie po­win­na po­wstać i że to ja mam obo­wią­zek ją na­pi­sać.

Sła­wo­mir La­chow­skiZamiast wstępu

Le­piej za­pa­lić świe­cę, niż prze­kli­nać ciem­ność.

Mat­ka Te­re­sa z Kal­ku­ty

Od­kąd po raz pierw­szy usły­sza­łem o Ca­mi­no de San­tia­go, za­wsze chcia­łem prze­być ten piel­grzy­mi szlak do sto­li­cy hisz­pań­skiej Ga­li­cii San­tia­go de Com­po­ste­la. Jed­nak jako uczest­nik wie­lu ma­ra­to­nów i wy­praw wy­so­ko­gór­skich, bie­ga­ją­cy kil­ka razy w ty­go­dniu po dzie­sięć i wię­cej ki­lo­me­trów, w ogó­le nie bra­łem pod uwa­gę piel­grzy­mo­wa­nia w taki spo­sób, jak czy­nią to ty­sią­ce zwy­kłych lu­dzi. Za­sta­na­wia­łem się więc nad prze­bie­gnię­ciem tra­sy w moż­li­wie naj­krót­szym cza­sie albo prze­je­cha­niu jej ro­we­rem. Ale osta­tecz­nie, w kil­ka ty­go­dni po szczę­śli­wym po­wro­cie z wy­pra­wy na An­tark­ty­dę, gdzie wsze­dłem na Mt. Vin­son, naj­wyż­szy szczyt tego kon­ty­nen­tu, zde­cy­do­wa­łem się przejść Ca­mi­no sa­mot­nie z ple­ca­kiem, czy­li tak jak idą pra­wie wszy­scy zdą­ża­ją­cy do gro­bu św. Ja­ku­ba.

Hi­sto­ria wę­dró­wek wier­nych do ka­te­dry w San­tia­go de Com­po­ste­la się­ga IX wie­ku. W śre­dnio­wie­czu Eu­ro­pę spo­wi­ła pa­ję­czy­na wio­dą­cych tam piel­grzy­mich dróg, spo­śród któ­rych Ca­mi­no Fran­cés (Dro­ga Fran­cu­ska) sta­ła się naj­bar­dziej uczęsz­cza­nym szla­kiem za­chod­niej cy­wi­li­za­cji. Li­czy oko­ło 780 ki­lo­me­trów i uwa­ża­na jest za naj­waż­niej­szą w tra­dy­cji piel­grzy­mo­wa­nia do gro­bu św. Ja­ku­ba. Za­czy­na się w ma­low­ni­czym Sa­int-Jean-Pied-de-Port, we fran­cu­skiej pro­win­cji za­miesz­ka­łej przez Ba­sków, bie­gnie rów­no­le­gle do wy­brze­ża Oce­anu Atlan­tyc­kie­go, przez Pi­re­ne­je Atlan­tyc­kie, po­tem do­li­na­mi rzek Erro i Arga do Pam­pe­lu­ny, przez wi­niar­ski re­gion Rio­ja, Me­se­tę hisz­pań­ską w Ka­sty­lii do daw­nej sto­li­cy Hisz­pa­nii – Bur­gos, da­lej do León, gór­ski­mi ścież­ka­mi do cel­tyc­kie­go O’Ce­bre­iro, a na­stęp­nie scho­dzi na wy­ży­ny Ga­li­cii, by do­trzeć w koń­cu do San­tia­go de Com­po­ste­la. Obec­nie, po dłu­gim okre­sie cał­ko­wi­te­go za­po­mnie­nia, Dro­gą Świę­te­go Ja­ku­ba wę­dru­je w cią­gu roku po­nad 100 ty­się­cy lu­dzi (rok 2010 był pod tym wzglę­dem re­kor­do­wy – za­re­je­stro­wa­no 271 ty­się­cy piel­grzy­mów). Ca­mi­no de San­tia­go jako pierw­sza otrzy­ma­ła ty­tuł Eu­ro­pej­skie­go Szla­ku Kul­tu­ro­we­go, przy­zna­wa­ny przez Radę Eu­ro­py w uzna­niu dla wkła­du w kształ­to­wa­nie eu­ro­pej­skiej cy­wi­li­za­cji, a w 1993 roku zy­ska­ła sta­tus Świa­to­we­go Dzie­dzic­twa Kul­tu­ry UNE­SCO.

Wy­ru­sza­jąc w dro­gę 13 mar­ca 2011 roku z Sa­int-Jean-Pied-de-Port by­łem opty­mi­stą. Są­dzi­łem, że po­ko­nam szlak z ła­two­ścią, prze­mie­rza­jąc 40–60 ki­lo­me­trów dzien­nie, i będę miał dużo cza­su na me­dy­ta­cje oraz roz­mo­wy ze spo­tka­ny­mi ludź­mi. Jed­nak już pierw­sze­go dnia otrzy­ma­łem ostrze­że­nie, że może być cał­kiem in­a­czej, niż to so­bie wy­obra­ża­łem – do­tar­łem co praw­da gór­skim szla­kiem do od­da­lo­ne­go o 26 ki­lo­me­trów Ron­ce­sval­les, po­ko­nu­jąc je­den z naj­trud­niej­szych od­cin­ków tra­sy w cią­gu ośmiu go­dzin, ale prze­ni­kli­wy ból ob­tar­tych stóp od­bie­rał mi ocho­tę do dal­szej wę­drów­ki. W cią­gu na­stęp­nych dni sy­tu­acja się po­gor­szy­ła, otarć przy­by­wa­ło i ko­lej­ne od­cin­ki po­ko­ny­wa­łem mo­zol­nie, pa­trząc, jak mi­ja­ją mnie nie tyl­ko stu­den­ci, ale tak­że go­spo­dy­nie do­mo­we, pa­no­wie i pa­nie w wie­ku eme­ry­tal­nym, urzęd­ni­cy, któ­rzy do­pie­ro co wsta­li zza biur­ka, a na ko­niec zo­sta­łem po­grą­żo­ny przez 130-ki­lo­gra­mo­we­go gru­ba­sa, któ­ry wy­prze­dził mnie ni­czym po­ciąg eks­pre­so­wy, po­zdra­wia­jąc we­so­łym, lek­ko za­sa­pa­nym gło­sem – „Buen Ca­mi­no!”. Nie zwra­ca­łem uwa­gi na kra­jo­bra­zy i lu­dzi, sze­dłem jak ro­bot, upo­rczy­wie od­rzu­ca­jąc myśl, żeby za­nie­chać piel­grzym­ki i pod­jąć ją na nowo za ja­kiś czas. Wie­dzia­łem jed­nak, że po­dob­nie jak na tra­sie ma­ra­to­nu po 37 ki­lo­me­trze, czy na ostat­nim po­dej­ściu na szczyt, to siła woli de­cy­du­je o koń­co­wym suk­ce­sie i zwy­cię­stwo za­le­ży od tego, co jest w gło­wie, a nie w no­gach.

Moja fi­zycz­na udrę­ka trwa­ła 10 dni, aż do mo­men­tu, kie­dy rany na sto­pach się za­bliź­ni­ły. Gdy­by nie życz­li­wość spo­ty­ka­nych lu­dzi, wie­czor­ne roz­mo­wy, wspar­cie du­cho­we i wszech­obec­ny uśmiech, z całą pew­no­ścią pod­dał­bym się. I wów­czas do­tar­ło do mnie, że być może tak wła­śnie mia­ło się stać – otrzy­ma­łem lek­cję po­ko­ry i coś znacz­nie wię­cej, bo uświa­do­mi­łem so­bie ja­sno, że ura­to­wa­li mnie lu­dzie, któ­rym nor­mal­nie to ja po­wi­nie­nem słu­żyć po­mo­cą, wziąw­szy pod uwa­gę moje do­świad­cze­nie i przy­go­to­wa­nie fi­zycz­ne. Wte­dy zo­ba­czy­łem to­wa­rzy­szy tej nie­co­dzien­nej dro­gi, zwy­kłych prze­cież lu­dzi, w zu­peł­nie in­nym świe­tle. Do­strze­głem, że w isto­cie nie są zwy­kli – są wy­jąt­ko­wi. Trzy go­spo­dy­nie do­mo­we, gru­by per­ku­si­sta z ze­spo­łu fla­men­co, stu­dent śpią­cy w bejs­bo­lów­ce, ste­ra­ny ży­ciem le­karz z Ko­rei, mło­da dziew­czy­na z Sin­ga­pu­ru, któ­ra za­sta­na­wia się czy stu­dio­wać me­dy­cy­nę, czy we­te­ry­na­rię, Ho­len­der­ka w trze­cim mie­sią­cu cią­ży… Wszy­scy po­ko­ny­wa­li tra­sę z uśmie­chem na ustach i po­go­dą du­cha, pod­czas gdy ja sze­dłem z gry­ma­sem na twa­rzy, a ostry ból po­ra­nio­nych stóp prze­ni­kał mój mózg, nie po­zwa­la­jąc sku­pić się na ni­czym in­nym prócz cier­pie­nia.

Wie­lo­krot­nie za­da­wa­łem so­bie py­ta­nia: Co daje tym lu­dziom tyle siły du­cho­wej i fi­zycz­nej, że mogą do­rów­nać mę­dr­com i ma­ra­toń­czy­kom? Skąd bio­rą wład­czy spo­kój i opty­mizm, któ­ry nie­omal góry prze­no­si? Co po­wo­du­je, że czu­ję się onie­śmie­lo­ny ich go­to­wo­ścią do po­mo­cy, otwar­to­ścią na świat i na in­nych, któ­ra czy­ni każ­dą roz­mo­wę cie­ka­wą i po­ucza­ją­cą? Od­po­wiedź była pro­sta i za każ­dym ra­zem po­dob­na: do­broć, przy­jaźń, życz­li­wość, mi­łość, em­pa­tia, go­to­wość do świad­cze­nia bez­in­te­re­sow­nej po­mo­cy, so­li­dar­ność, sza­cu­nek, ra­dość – te war­to­ści były nie­wi­dzial­ną osno­wą ich po­sta­wy, od­czu­wa­nia i wszyst­kich za­cho­wań. To one spra­wia­ły, że czu­łem się z tymi ludź­mi do­brze, bez­piecz­nie i ra­do­śnie, jak­bym ich znał od da­wien daw­na. Poza mną zo­stał świat, gdzie nie­pew­ność i cha­os wy­zna­cza­ją rytm dnia, na sku­tek bez­par­do­no­wej kon­ku­ren­cji prze­ra­dza­ją­cej się w per­ma­nent­ny wy­ścig szczu­rów lu­dzie sta­le mu­szą mieć się na bacz­no­ści, strach prze­ra­dza się w cią­gły stres pa­ra­li­żu­ją­cy umysł i cia­ło, wszyst­ko jest na sprze­daż i wszyst­ko moż­na ku­pić, a cel uświę­ca środ­ki. Tu spo­tka­łem się ze świa­tem, któ­rym nie kie­ru­je żą­dza wła­dzy i pie­nią­dza, bez­względ­ność, ego­izm, za­zdrość i za­wiść. Jego bo­ha­te­ra­mi są lu­dzie, któ­rych wy­jąt­ko­wość wy­ni­ka nie z tego, że są pięk­ni, mło­dzi, sil­ni i bo­ga­ci, wręcz prze­ciw­nie – nie od­zna­cza­ją się żad­nym z tych atry­bu­tów he­ro­sów kul­tu­ry ma­so­wej. Są wy­jąt­ko­wi, po­nie­waż po­tra­fią oka­zać bez­in­te­re­sow­ną po­moc, życz­li­wość, uśmiech, go­to­wość wy­słu­cha­nia in­nych i po­świę­ce­nia im chwi­li uwa­gi.

Te pro­ste war­to­ści, prze­ja­wia­ją­ce się w co­dzien­nym po­stę­po­wa­niu, czy­nią ze zwy­kłych lu­dzi wy­jąt­ko­we isto­ty. „Zwy­kli lu­dzie mogą stać się wy­jąt­ko­wy­mi, zdol­ni są czy­nić cuda, je­śli kie­ru­ją się kil­ko­ma pod­sta­wo­wy­mi war­to­ścia­mi” – to zda­nie sta­ło się mot­tem każ­de­go dnia, jaki spę­dza­łem na Ca­mi­no, po­twier­dza­nym ty­siąc­krot­nie w prak­ty­ce. W za­sa­dzie fra­zes, ba­nal­na praw­da – każ­dy przy­zna jej ra­cję w teo­re­tycz­nych roz­wa­ża­niach. Ale tyl­ko na tym abs­trak­cyj­nym po­zio­mie, bo teo­re­tycz­ne de­kla­ra­cje i ży­cio­wą prak­ty­kę dzie­li bar­dzo dłu­ga dro­ga. A ja na Ca­mi­no spo­tka­łem wła­śnie prak­ty­kę w swo­jej naj­pięk­niej­szej po­sta­ci.

Kie­dy już wy­zdro­wia­łem i mo­głem de­lek­to­wać się sa­mot­no­ścią na szla­ku oraz wie­czor­ny­mi roz­mo­wa­mi w schro­ni­skach, ta myśl, po­głę­bio­na pro­wa­dzo­ny­mi w cią­gu dłu­gich go­dzin wę­drów­ki szla­kiem Ja­ku­bo­wym roz­wa­ża­nia­mi o war­to­ściach w ży­ciu oso­bi­stym i za­wo­do­wym, nie opusz­cza­ła mnie aż do koń­ca piel­grzym­ki do San­tia­go de Com­po­ste­la. Wra­ca­łem z po­wro­tem do domu z głę­bo­kim prze­ko­na­niem, któ­re wkrót­ce prze­ro­dzi­ło się w im­pe­ra­tyw ka­te­go­rycz­ny, że mu­szę się po­dzie­lić tymi roz­wa­ża­nia­mi z in­ny­mi. Oczy­wi­sty zwią­zek po­mię­dzy po­zy­tyw­ny­mi war­to­ścia­mi w ży­ciu i w biz­ne­sie miał dla mnie w prze­szło­ści rze­czy­wi­sty, głę­bo­ko prak­tycz­ny wy­miar. Nie­spo­dzie­wa­nie uświa­do­mi­łem so­bie, że moje oso­bi­ste do­świad­cze­nia biz­ne­so­we w za­kre­sie wy­do­by­cia war­to­ści na pierw­szy plan dzia­łal­no­ści fir­my i po­strze­ga­nia ich jako fun­da­men­tu re­la­cji pra­cow­ni­czych, a tak­że prak­ty­ki za­rzą­dza­nia przez war­to­ści, są wy­jąt­ko­we, bo rzad­ko spo­ty­ka­ne, więc cią­ży na mnie obo­wią­zek da­nia świa­dec­twa dla szer­sze­go krę­gu za­in­te­re­so­wa­nych. We współ­cze­snym świe­cie, któ­ry się szyb­ko i gwał­tow­nie zmie­nia, teza, że zysk nie jest je­dy­nym, a na­wet nie naj­waż­niej­szym, ce­lem dzia­ła­nia w biz­ne­sie po­wo­li prze­bi­ja się do świa­do­mo­ści spo­łecz­nej. Na­stę­pu­je to pod wpły­wem bo­le­snych do­świad­czeń oraz ob­ser­wa­cji efek­tów dzia­łal­no­ści firm i me­ne­dże­rów na­pę­dza­nych chci­wo­ścią i bez­względ­nym dą­że­niem do mak­sy­ma­li­za­cji zy­sku za wszel­ką cenę. Je­stem głę­bo­ko prze­ko­na­ny, że prze­strze­ga­nie war­to­ści jest tak samo waż­ne dla lu­dzi, jak i przed­się­biorstw – lu­dziom po­zwa­la żyć god­nie i umrzeć z po­czu­ciem speł­nie­nia, a i przed­się­bior­stwom przy­no­si swo­istą nie­śmier­tel­ność. To dzię­ki spój­ne­mu sys­te­mo­wi war­to­ści je­ste­śmy w sta­nie po­ko­ny­wać dzień po dniu, a tak­że zbu­do­wać szczę­ście w ży­ciu oso­bi­stym oraz osią­gnąć suk­ces i sa­tys­fak­cję w ży­ciu za­wo­do­wym. Uzna­ne przez nas war­to­ści okre­śla­ją, ja­ki­mi je­ste­śmy ludź­mi, ja­kie są na­sze ży­cio­we wy­bo­ry i w jaki spo­sób po­strze­ga­my in­nych. Dla przed­się­biorstw sta­no­wią po­most, po któ­rym prze­cho­dzą ta­len­ty. Po­zwa­la­ją im ro­snąć i re­ali­zo­wać sa­tys­fak­cjo­nu­ją­ce zy­ski w zgo­dzie z oto­cze­niem, pre­fe­ren­cja­mi pra­cow­ni­ków i ocze­ki­wa­nia­mi in­te­re­sa­riu­szy oraz wła­ści­cie­li. To wła­śnie zwy­kli-wy­jąt­ko­wi lu­dzie, kie­ru­ją­cy się war­to­ścia­mi, two­rzą wspa­nia­łe przed­się­bior­stwa.

I w taki oto spo­sób, re­ali­zu­jąc prze­sła­nie wy­ra­żo­ne kie­dyś przez Ma­hat­mę Gan­dhie­go: „Bądź zmia­ną, któ­rą pra­gniesz uj­rzeć w świe­cie”, na­pi­sa­łem książ­kę, któ­rej nig­dy nie mia­łem w pla­nach.
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: