Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Dziecięce zabawy - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
1 czerwca 2018
Ebook
23,90 zł
Audiobook
25,57 zł
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
Produkt chwilowo niedostępny

Dziecięce zabawy - ebook

Rok 1967 był pełen wstrząsających wydarzeń. Trzej jedenastoletni chłopcy zostali zamordowani w bestialski sposób przez sprawcę nazwanego „Wampirem z Kopalni”, który po ujęciu stwierdził jedynie, że zbrodnie były wynikiem pomyłki, nie tłumacząc głębiej motywów postępowania. Ciało czwartej, dorosłej ofiary wspomnianej przez „Wampira”zniknęło bez śladu. Po latach znowu grasuje w miasteczku seryjny morderca, usuwając ze świata ludzi, którzy w 1967 byli rówieśnikami zamordowanych. Kolejne zabójstwa są wzorowane na tych sprzed kilku dekad. Śledztwo wydaje się prowadzić donikąd. Ślady stają się zagmatwane, a w zdarzeniach nie można się doszukać logiki. Na horyzoncie zdarzeń pojawiają się również niespodziewanie dziwne postacie: milioner Bratkiewicz, który twierdzi, że jest synem zaginionej ofiary „Wampira”, oraz piękna Catherine. Niewiarygodne, na pierwszy rzut oka przypadkowe fakty łączą się ostatecznie w logiczną całość. Czy można oddać swoje życie w imię przyjaźni? Jak mocno dążenie do bogactwa jest w stanie wypalić ludzką duszę? Czy zemsta może stać się motywem przewodnim na całe życie? Odpowiedź na te pytania staje się kluczem do rozwiązania zagadki. Powieść Tomasza Mroza to historia kryminalna z elementami grozy. Pomimo że treść opisuje zdarzenia z gruntu mroczne, to autor, swoim zwyczajem, nie stroni od ironicznych obserwacji rzeczywistości. Wszystko łączy się w zgrabną całość, która dostarcza zarówno emocji, jak i refleksji odnośnie do motywacji napędzającej ludzkie działania.

Kategoria: Kryminał
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-7835-676-9
Rozmiar pliku: 750 KB

FRAGMENT KSIĄŻKI

1. Zabójstwo wspólnika

(1967)

– Razem!

Dwóch mężczyzn z wysiłkiem przesuwało skrzynkę po podłodze. Poddawała się ich wysiłkom z oporem, wydając przeraźliwy, skrzypiący odgłos podkutego dna trącego stalowymi wzmocnieniami o beton.

– Jeszcze trochę!

Skrzynia znowu przesunęła się o kilkadziesiąt centymetrów. Po kolejnych dwóch zrywach uznali, że robota została wykonana. Prostopadłościenny kształt w całości tkwił w czarnej czeluści. Oparli się o ścianę, odpoczywając po wysiłku noszenia i przesuwania dość ciężkiego pojemnika. Jednak po chwili, gdy tylko nieco uspokoili oddech, zerwali się i podbiegli do drzwi, żeby sprawdzić, czy nikt nie był świadkiem ich manipulacji. Echo kroków rozeszło się po betonowej konstrukcji i zgasło w zakurzonych załomach ścian, nikogo nie napotykając. Poza nimi nie było tam żywej duszy. Jedynie oni, ta skrzynia i setki metrów ciemnych korytarzy.

– Co teraz? Jak się umawiamy? – Jeden z nich wyciągnął papierosa, zapalił, a chmurka dymu uniosła się nad jego głową.

– Z nikim się nie umawiam – odburknął jego towarzysz. – Ja tu dowodzę. Masz czekać na informację.

Drugi rzucił papierosa na ziemię.

– Toś ty taki kolega? Tylko wtedy jestem dobry, kiedy mnie potrzebujesz?! A jak załatwione, to stulić gębę i czekać? – Nie tak wcześniej ustalili. Już on wytłumaczy ręcznie temu samozwańcowi, kto dowodzi, a kto ma czekać na decyzje!

Zaatakowany nie był jednak zaskoczony reakcją wspólnika. Wsadził rękę do kieszeni i wyszarpnął stamtąd mały czarny pistolet. Padł strzał. Idący na niego osobnik zamarł w pół kroku, spojrzał zdziwiony na wylot lufy, potem przeniósł wzrok na swoją pierś, gdzie zakwitła mała czerwona plama. Gdyby ją szybko namoczyć w zimnej wodzie i potrzeć mydłem, to koszula byłaby jeszcze do odratowania. Jednak pojawiła się również dziurka z brzydko poszarpanymi brzegami. To pogarszało sprawę, z przodu będzie widać każde zacerowanie. Niech to szlag! Najgorzej wyglądał człowiek pod materiałem. Nagle pobladły, słaniał się przez chwilę na nogach, by w końcu opaść na kolana i oprzeć głowę o brudną posadzkę. On jednak nie zważał na zalegający kurz i śmieci. Ręka szukała chwilę czegoś na piersi, właśnie tam, gdzie uszkodzili mu koszulę. Ruchy stawały się z sekundy na sekundę coraz bardziej niemrawe, jakby ospałe. W końcu dał spokój. Przestał się martwić o ubranie, o ustalenia z kolegami, o czyjąkolwiek obecność. Na zawsze przestał się martwić o cokolwiek.

– Cholera!

Mężczyzna zamarł z jeszcze ciepłym narzędziem zbrodni w ręce. To, co było ostatecznością, planem awaryjnym, niemal nieprawdopodobnym, zrealizowało się w ułamku sekundy. Co teraz? Jak każdy mało prawdopodobny scenariusz, tak i ten nie był dopracowany w szczegółach. Człowiek rozglądnął się bezradnie, następnie westchnął i pochylił się nad zastrzelonym. Żyje? To byłoby najgorsze rozwiązanie, gdyby żył i potrzebował pomocy. A on miałby go wieźć do szpitala i tłumaczyć się z kuli w ciele? Może jeszcze kogoś tu przyprowadzić? Nigdy. To akurat była najpewniejsza i niepodlegająca wątpliwości część planu. Nikt niczego nie może wiedzieć.

Po kilkunastu sekundach rysy twarzy stwardniały wraz z powziętym postanowieniem. Do nory z tym truchłem! Pochylił się nad ciałem, przystawił ucho do piersi, uważając, aby nie ubabrać się krwią. Potem przyłożył dłoń do jego ust. Postrzelony nie oddychał. Trup. Uspokojony, chwycił go pod ramiona i wciągnął bezwładne ciało w ślad za skrzynką. Ciężko dysząc, wpychał zwłoki za drewniany kształt, który zajmował sporą część malutkiego pomieszczenia. Na szczęście w betonowej wnęce zostało jeszcze trochę miejsca, w sam raz na leżącego człowieka. Ułożył go na wznak, poświecił latarką, sprawdzając, czy dobrze leży. Przez głowę przebiegła mu myśl, denerwująca jak diabelski chichot, towarzyszący ludziom przy ich upadkach i haniebnych momentach życia. Ktoś w jego wnętrzu śmiał się z niego, z jego wzruszającej, ale i bardzo sztucznej troski o wygody zamordowanego kolegi.

Nagle się wzdrygnął. Światło latarki musnęło twarz zamordowanego, a w niej widoczne otwarte oczy. Wcześniej były zamknięte? Dałby sobie rękę odciąć, że były zamknięte. Skonał, czy może jeszcze oddycha i wypatruje litości resztką sił? Nie miał odwagi ponownie się upewnić. Wyskoczył jak oparzony z wnęki, zatrzasnął właz, a potem zasunął przygotowaną zawczasu gipsową płytę. Dość dobrze imitowała ścianę i na pierwszy rzut oka trudno było się domyślić, że skrywa stalowe drzwiczki włazu do wnęki. Wszystko udało mu się zamknąć w kilka sekund, wielokrotnie szybciej, niż przewidywał wcześniej. To chyba stres zwielokrotnił jego siły. Gdyby tylko dobrze znał losy tej skrzynki i zawartego w niej skarbu, nie byłby taki pewien, że to jedynie sprzyjające okoliczności pchały go w kolejne nieprzewidziane koleje tej historii, a pogrzebanie kogoś żywcem to tylko część „kosztów”, które są niezbędnym elementem planu, gdy ktoś chce mieć dla siebie złoto ukryte w skrzyni.2. Szatańskie złoto

W dziewiętnastym wieku, w małej dolnośląskiej wiosce, zagubionej wśród lasów i łąk, pojawił się pewnego dnia człowiek skupujący pobliskie ziemie, zazwyczaj za bezcen. Jeżeli jakiś oporny chłop był przywiązany do ojcowizny ponad ludzki i finansowy rozsądek, wtedy napotykał bandę rosłych żołnierzy z dalekich krajów. Dobrze wyszkoleni, posłuszni jedynie woli swojego pana, łatwo robili porządek z krnąbrnymi. Po kilkunastu miesiącach targów i walk z miejscowymi posiadaczami gruntów zaczęły powstawać zalążki największego w ówczesnej Europie koncernu górniczo-hutniczego. Nikt nigdy wcześniej nie bogacił się szybciej niż ten Niemiec, rozwijający swój biznes na niespotykaną skalę i wprowadzający wręcz wizjonerskie rozwiązania do ówczesnego przemysłu. W latach trzydziestych dwudziestego wieku spadkobierca założyciela jeszcze bardziej rozwinął zakłady, korzystając z osiągnięć ojca i wspaniałej koniunktury kreowanej przez wzmożone zbrojenia nazistowskiej Trzeciej Rzeszy przed drugą wojną światową. Tę prosperity ucięła przegrana dla Niemców wojna. Przed wkroczeniem Armii Czerwonej na te tereny fabryki zostały ewakuowane, a złoto rodowe ukryte w kopalnianej sztolni, którą bogacz zasypał za pomocą materiałów wybuchowych. Plotka głosi, że on sam przy tym zginął. Jednak pojawiły się również pogłoski, że cudem przeżył i od tego dnia oczekuje możliwości odzyskania bajecznego skarbu. Odnośnie do samego majątku rodziny niemieckiego fabrykanta – wielu ludzi upatrywało w niesamowitej skali bogactwa i tempie jego zdobywania pomocy szatana, a samo złoto uznawano za diabelski instrument podboju ludzkich dusz. Zarówno życiorysy obu fabrykantów – ojca i syna – jak i los wielu innych ludzi z nimi związanych świadczyły niezbicie o tym, że to bogactwo szczęścia nie daje i dobrze się stało, że na wieki zniknęło pod ziemią.

Jedyną pozostałą na powierzchni resztką tego majątku była niewielka skrzynka pełna złota, przeznaczona na zapłatę dla pomocników pracujących przy chowaniu skarbu w sztolni. Jak wielu Niemców, tak i oni nie zdołali przeżyć pierwszych dni władania Armii Czerwonej na tych terenach. Zginęli, a złoto czekało na swojego znalazcę. Na takiego nie trzeba było czekać długo.

Większość czerwonoarmistów zajmujących ziemie niemieckie miała jeden podstawowy cel, który starała się zrealizować podczas wojny – przeżyć, wzbogacić się i skorzystać z życia. Kończyło się to falą grabieży, rozbojów i gwałtów, dokonywanych przez żołnierzy radzieckich i państw sprzymierzonych, pijanych zdobycznymi trunkami, radością ze znalezionego na zachodzie bogactwa i poczuciem bezkarności w podbitym kraju. Skrzynka, pozostawiona w samochodzie porzuconym w bocznej uliczce przykopalnianego osiedla, dostała się początkowo w ręce dwóch sołdatów, oficerów niższego szczebla: mładszego komwzwoda Zajcewa i atdielnego kamandira Husowa. Ci w pierwszym zapale postanowili wziąć dla siebie tyle, ile byli w stanie schować w warunkach wojennych, a o pozostawionej reszcie znaleziska zameldować swojemu przełożonemu, lejtnantowi Karmininowi. Sądzili, że tym wybiegiem jednocześnie się wzbogacą i pozostaną bezpiecznie lojalni wobec władzy. Karminin przyjął meldunek, osobiście sprawdził zawartość znaleziska i pochwalił podwładnych za wierność zasadom uczciwego czerwonoarmisty. Gdy tylko „uczciwi” żołnierze odeszli, aby opić udaną akcję, podpisał rozkaz ujęcia ich z oskarżeniem o zdradę i kolaborację. Rozkaz wypełniono tego samego dnia, a następnego wykonano wyrok śmierci, również podpisany przez Karminina. Wszystko zgodnie z naczelną zasadą Sowietów – „Śmierć szpiegom”, nieraz wykorzystywaną do wewnętrznych porachunków w armii.

Powodem tych czynów była, rzecz jasna, chęć usunięcia świadków wzbogacenia się jego samego. Skrzynia wylądowała w piwnicy jednego z opuszczonych domów, przy rynku zajętego miasta, do której miał klucz jedynie Karminin. Obcych szperaczy i szabrowników odstraszał napis informujący, że jest to obiekt przeznaczony na potrzeby wojska i dodatkowo zaminowany od piwnic po strych. Pomimo że logiczne się wydawało nie zaminowywać własnych obiektów wojskowych, to napis działał skutecznie, a szczególnie niepokornych intruzów odganiał postawiony strażnik. Rozkazy dowództwa nie pozwoliły dzielnemu lejtnantowi na pozostanie w mieście i organizację bezpiecznej drogi ewakuacji zdobyczy. Ruszył on na Berlin, zostawiając na straży wiernego, ale i niezbyt rozgarniętego krasnoarmiejca Waliszczewa. Waliszczew dzielnie pilnował domu, pokazując braciom z Armii Czerwonej papiery z rozkazami od Karminina, a do wszystkich pozostałych strzelając bez uprzedzenia.

Jednak w kilka tygodni po przejściu frontu zmienił się typ funkcjonariuszy myszkujących po zajętych terenach. Formacje typowo bojowe, wlokące się za nimi tabory oraz bandy maruderów oddaliły się na zachód, natomiast podbite tereny zaczęło kolonizować NKWD. Typowy funkcjonariusz wszechwładnej służby bezpieczeństwa Związku Radzieckiego był elitą intelektualną radzieckiej armii, o kilka klas przewyższając przeciętnego żołnierza w umiejętnościach logicznego rozumowania i sprytu. Natomiast Waliszczewa o kilkanaście, a o ile ten nie był właśnie upojony do nieprzytomności samogonem, wtedy różnica intelektualna jeszcze się powiększała. Dlatego nic dziwnego, że w niedługim czasie skrzynia wpadła w ręce komendanta miasta – Kozłowa, a Waliszczew został rozstrzelany za zdradę i kolaborację. Również za Karmininem wysłano rozkaz ujęcia z oskarżeniem o zdradę i kolaborację, jednak dzielny lejtnant zginął już wtedy na przedmieściach Berlina, nie doczekawszy realizacji jakiegokolwiek ze swoich planów związanych ze złotem.

Gdy tylko Kozłow dobrał się do skarbu, przetransportował go do jednego z budynków warsztatowych na terenie zniszczonej kopalni. Ludzie biorący udział w transporcie byli następnie przenoszeni pojedynczo do innych oddziałów i w miejsca służby oddalone o setki lub tysiące kilometrów. W ten sposób inteligentny Kozłow pozbywał się dyskretnie, ale i bez przemocy świadków, którzy mogliby mu zaszkodzić plotkami oraz kojarzeniem niewygodnych faktów. W kilka tygodni od otrzymania funkcji komendanta miasta pozostał jedynym człowiekiem w mieście, który miał klucz do solidnych drzwi warsztatu i pojęcie, co się za nimi znajduje.

Tak oto diabelskie złoto zbierało kolejne ofiary. Nie trzeba było daru jasnowidzenia, żeby twierdzić, że i dla Kozłowa przygoda ze skrzynią nie skończy się dobrze. Wykreowany przez Stalina radziecki system kontroli wewnętrznej żądał coraz to nowych podejrzanych o zdradę, a wraz z zakończeniem działań wojennych i falą powracających do ojczyzny żołnierzy wzmożono poszukiwania zdrajców we własnych szeregach. Pod koniec lat czterdziestych Kozłow dostał nominację na wyższe stanowisko i rozkaz bezzwłocznego powrotu do Moskwy. Zorganizował to tak, żeby zebrany w kilka lat majątek po wojnie wrócił razem z nim. A jednym z ważniejszych punktów była skrzynia. Opisana ostrzeżeniami, jako niebezpieczny odpad medyczny, rozpoczęła swą drogę do Związku Radzieckiego na rampie kolejowej jednostki wojskowej, czekając na rozkaz od Kozłowa z nowego stanowiska w Moskwie. Niestety, wezwanie nie nadeszło. Kozłow został po powrocie aresztowany pod zarzutem zdrady i kolaboracji z wrogami Związku Radzieckiego, a po krótkim i bolesnym śledztwie zesłany do łagru na północy imperium, gdzie umarł w 1952 roku z głodu i wyczerpania. Skrzynka, nie doczekawszy się rozkazu wyjazdu, została ponownie ulokowana w magazynie jednostki wojskowej i przez kilkanaście lat była skrzętnie omijana przez wszystkich, którzy odczytali odstraszający opis jej zawartości. Do czasu…

W roku 1967 dwóch polskich pracowników technicznych, robiących przegląd instalacji elektrycznej magazynu, odkryło przypadkowo jej zawartość. Okazało się, że nikt w jednostce wojskowej nie ma pojęcia, co się w niej znajduje, ani skąd się tam wzięła. Po prostu stała przez tyle lat, że zdążyło do niej przywyknąć już kilka pokoleń strażników i magazynierów z ciągle wymienianej obsady obiektu wojskowego. Elektrycy wzmocnili kamuflaż złota, podrzucając na wierzch otwartej skrzyni trochę złomu i pudełek z kolejnymi napisami ostrzegającymi przed szperaniem, tak aby nikt nie domyślił się prawdziwej zawartości. Następnie, przekupiwszy wojskowych magazynierów kilkoma butelkami wódki, wywieźli zdobycz do opuszczonych budynków zniszczonej kopalni, które nie były zajęte przez Armię Czerwoną, a jedynym ich przeznaczeniem w owych czasach było dawanie fantastycznego miejsca do zabawy chłopakom z pobliskiego osiedla. Czasem służyły one również jako schronienie dla meneli w zimowe dni lub jako azyl zdesperowanych w swoich żądzach kochanków, nieposiadających pomysłu lub środków finansowych na bardziej romantyczne okoliczności zbliżeń intymnych. Budynki te były solidne, ale i bardzo zniszczone przez dwadzieścia powojennych lat władzy ludowej nad pozostałościami świetności przemysłowej tego regionu. Posiadały również rozległe piwnice. Wszędzie walały się tam rozbite butelki po winie i wódce, śmieci, kawały gruzu oraz odchody zwierzęce i ludzkie.

W takim niezbyt zachęcającym do przebywania miejscu dwaj mężczyźni postanowili w piwnicznej komórce przechować złoto, do momentu aż będą mogli z niego zacząć bezpiecznie korzystać. Po sprzeczce o to, kto jest ważniejszy w tym duecie, jeden z nich porzucił marzenia o bogactwie na rzecz wiecznego snu w ciemnej jamie. Natomiast drugi zbierał się do wyjścia i modlił, żeby nikt go tu teraz nie przyłapał. Nie miałby już gdzie schować kolejnego ciała. Zgodnie ze swoją diabelską naturą złoto pochłonęło kolejne ludzkie istnienie.
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: