Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

  • Empik Go W empik go

Dziennik. Pięć zeszytów z łódzkiego getta - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
25 marca 2015
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Dziennik. Pięć zeszytów z łódzkiego getta - ebook

Po raz pierwszy w Polsce pełne wydanie ocalałych Dziennia Dawida Sierakowiaka.

„Wieczorem musiałem przygotować i ugotować kolację, co wyczerpało mnie zupełnie. Z polityki kompletnie nic nowego. Czuję, że znów poczynam dostawać melancholii z niecierpliwości. Doprawdy nie ma dla nas wyjścia z…”. To ostatni wpis Dawida. Wkrótce potem umarł z powodu wycieńczenia, niedożywienia i zapalenia płuc.

Po wyzwoleniu getta znaleziono stertę zapisanych zeszytów. Ktoś nimi palił pod kuchnią, część była podarta. W tej stercie leżało między innymi pięć brulionów ze szczegółowymi zapiskami na temat życia w niewoli: skrupulatny rejestr faktów spisywanych codziennie przez nastoletniego autora, osieroconego w wyniku wojny i samemu ledwie trzymającego się życia.

Dziennik opisuje szlachetne strony ludzkiej natury – aspiracje intelektualne, twórczość, miłość czy zachwyt nad przyrodą – niszczone przez najgorsze instynkty, którymi potrafią kierować się ludzie: znęcanie się nad innymi, wyzyskiwanie, prześladowanie, mordowanie.

Każda strona to walka między dobrem a złem, między życiem a unicestwieniem.

 

Kategoria: Literatura faktu
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-64700-35-4
Rozmiar pliku: 6,6 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

------------------------------------------------------------------------

ZESZYT
2

------------------------------------------------------------------------

.

------------------------------------------------------------------------

TEN NIGDY
NIEUSTAJĄCY
GŁÓD

6 kwietnia–23 października 1941 roku

------------------------------------------------------------------------

.

NIEDZIELA, 6 IV, Łódź –– Rozpoczynam nowy zeszyt^() mego dziennika i z tej okazji śmiem wyrazić życzenie, żeby stał się początkiem nowego, jaśniejszego i lepszego okresu w mym życiu niż ten, który się zawarł w zeszycie poprzednim. Zdaje się jednak, że to marzenie ściętej głowy. Mimo pięknej (i drogiej) świątecznej racji , sytuacja jest tak samo fatalna jak dotychczas. Żadnej nadziei na lepsze.

·

PONIEDZIAŁEK, 7 IV, Łódź –– Wiadomo już, ile ma kosztować maca. 21/2 kg macy (porcja dla 1 osoby na 8 dni Wielkiej Nocy )]) kosztuje aż 3 rm 25 pf^(). A jest to wszak tylko żytnia mąka. Naturalnie, że my na święta weźmiemy chleb, gdyż mimo iż mama ze względów sentymentalno-religijnych wolałaby macę, nie zgadza się to z budżetem czarnego robotnika. Chleb zresztą też sprzedajemy dla wykupienia przydziału żywnościowego. W każdym bądź razie głodówka świąteczna będzie identyczna z powszednią.

·

WTOREK, 8 IV, Łódź –– Nareszcie znów się coś zaczyna dziać na świecie. Niemcy wypowiedziały wojnę Jugosławii i Grecji^() za wpuszczenie wojsk angielskich. Prócz tego toczą się ogromne walki w Afryce. Żydzi mają nadzieję (której ja, niestety, wcale nie podzielam), że Bałkany przyniosą nam wyzwolenie. Ale i z tego nic nie będzie. Ciekawe tylko, ile czasu Niemcy zużyją na zajęcie Jugosławii i Grecji, bo że zajmą, to pewne.

·

ŚRODA, 9 IV, Łódź –– Jakoś na razie cicho. Żadnych poważniejszych walk ni wydarzeń. Żeby tylko znów nie usnęli. A w getcie stara bieda. Pogody ciągle paskudne. Zimno, deszcz pada prawie że ciągle, słońca w ogóle nie widać. Zdaje się, że w tym roku wcale wiosny nie będzie. Aby to się tylko fatalnie nie odbiło na urodzaju.

Napisałem w tym tygodniu artykuł o sytuacji młodzieży szkolnej do gazetki mówionej urządzonej przez związek tekstylowców (komunistów naturalnie). Oddałem go dziś, ale zdaje mi się, że nim coś z tego wyjdzie (są ogromne trudności techniczne), artykuł straci na aktualności, bo już w pierwszych dniach po świętach sprawa szkoły ma zostać załatwiona.

·

CZWARTEK, 10 IV, Łódź –– Po południu Rysiek Podlaski^() przysłał do mnie swego braciszka z kartką, żebym natychmiast poszedł do szopu krawieckiego^(), którego kierownikiem jest jego ojciec i gdzie będę mógł zarobić parę marek. Poszedłem natychmiast i rzeczywiście dostałem od Podlaskiego zajęcie na kilka dni jako dwumarkowy, czarny robotnik przy dzieleniu i ważeniu warzyw dla krawców i innych robotników szopów. Zajęcie moje polega na noszeniu, podawaniu i sypaniu brukwi i marchwi do wagi. Robotnicy dostali bowiem w szopach talony na święta na 5 kg brukwi i 5 kg marchwi, które dzieli im się w miejscu pracy. Będę dostawał codziennie dodatkowy obiad dla robotników (za 20 pf). Dzisiaj sprowadzono dopiero brukiew, którą zacznie się ważyć jutro z samego rana.

·

PIĄTEK, 11 IV, Łódź –– Od 8 rano pracowałem do 6 wieczór. Rozważyliśmy przeszło 3000 kg brukwi. Obiad jadłem na miejscu, w pożyczonym od znajomego garnczku. Praca jest dość ciężka, ale nie nazbyt uciążliwa. Denerwuje mnie tylko system protekcji stosowany przez osoby ważące względem urzędników i innych pasożytów w szopach. Stoi ogromny ogon krawców czekających swej kolejki, a tu przylatuje jakaś panienka z biura i natychmiast odbiera swoją porcję, „z wagą” naturalnie i z wybranego towaru. Prócz tego takie historie, jak posiadanie kilku talonów przez policjanta^() pilnującego ważenia, przez urzędników, komisarzy^() i innych tego rodzaju pasożytów na barkach krawców. Albo po prostu, gdy służąca policjanta (znam ją, ale udaję, że nie wiem, kim jest) przychodzi z jednym talonem po brukiew, policjant udając, że jej nie zna, zręcznie każe podać dwie porcje na dwa talony, podczas gdy na szpikulec wbija tylko jeden talon. Ale cóż robić. Na takich to zgniłych, burżuazyjno-biurokratycznych podstawach utrzymuje się getto i jako takie zginie.

Powiększenie jedynego znanego zdjęcia Dawida Sierakowiaka.

·

SOBOTA, 12 IV, Łódź –– Dziś pierwszy dzień Pesach. Pracy dziś nie ma, bo sobota, ale święta na skutek nadzoru z zewnątrz oficjalnie nie ma. Nie ma go też i faktycznie. Jedzenie to samo co i przedtem, i ten sam, co i przedtem, głód wszędzie. Zimno też jeszcze ciągle.

Jak się tego zaraz spodziewałem, Niemcy przełamali front na Bałkanach, odnieśli ogromne sukcesy w Jugosławii, Grecji i Afryce. Można się spodziewać, że w najbliższej przyszłości staną się faktycznymi panami całej Europy... Nie mówiąc naturalnie o Sowietach...

·

NIEDZIELA, 13 IV, Łódź –– Znów pracowałem cały dzień. Na obiad, którego już nie gotujemy w domu, idziemy do restauracji, gdzie się zarejestrowaliśmy na święta na odpowiednie kupony karty żywnościowej. Obiady w restauracji są marne, więc po świętach przejdziemy do jakiejś kuchni gminnej , w której obiady są tańsze (15 pf) i lepsze (gęstsze i obfitsze). Obiady w szopie (tu, jak i wszędzie, „obiad” to znaczy jedna porcja zupy) są dobre i obfite, ale teraz „świąteczne”, to znaczy bez kaszy, co się ujemnie odbija na ich gęstości.

·

PONIEDZIAŁEK, 14 IV, Łódź –– Dziś do południa skończyliśmy wydawanie brukwi i z powodu braku marchwi więcej pracy już nie było. W szopie jestem już z wszystkimi i wszystkim obznajomiony. Starają mi się ze wszystkich stron dogodzić, aby otrzymać lepszą brukiew czy marchew. Podlaski przyrzekł mi, że otrzymam też talon na brukiew. Prócz tego udaje mi się uzyskać prawie co dzień, po całodziennym „targu”, jakąś brukiew od policjanta.

·

WTOREK, 15 IV, Łódź –– Sprowadzono dziś dwa wozy marchwi, po które poszedłem z policjantem na plac warzyw. Podzieli się ją dopiero jutro. Najgorszą rzeczą przy pracy są chyba te pogody. Ciągłe chmury, deszcze, zimno i wiatr. Lato minie pewno w tym roku jak dzień.

·

ŚRODA, 16 IV, Łódź –– Jeszcze w piątek wyszło ogłoszenie o dobrowolnej rejestracji mężczyzn między 18 a 45 lat na roboty do Niemiec oraz kobiet od 20 do 30 lat. Od soboty wszyscy, którzy kiedykolwiek przedtem zarejestrowali się na roboty, a nie wyjechali jeszcze, zaczęli dostawać zawiadomienia o natychmiastowym stawieniu się na wyjazd. Wyjechało już kilka tysięcy osób. Zdaje się, że to szczęśliwcy, którzy zdobywają sobie nowe, nieistniejące w getcie szanse na przetrzymanie tej wojny. Wszystkie listy, które przychodzą od wysyłanych na roboty, zapewniają o nieznanej już w getcie sytości: „Możemy jeść, jeść i jeszcze raz jeść...”^().

·

CZWARTEK, 17 IV, Łódź –– Wczoraj podzieliliśmy marchew i dzisiaj nie miałem już zajęcia, bo nowa nie przyszła.

Ponieważ zostało dużo macy, Rumkowski postanowił zrobić robotnikom i urzędnikom Gminy frajdę i daje każdemu robotnikowi po paczce macy po cenie nominalnej – 3 rm 25 pf. Ojciec dostał jedną paczkę u siebie na placu i ja u siebie też jedną, którą sprzedaliśmy za 11 rm! Takie to można w getcie zrobić „geszefty!”. Maca ta jest twarda i ciemniejsza od pszennej, ale przy naszym wygłodzeniu – wprost cudowna.

·

PIĄTEK, 18 IV, Łódź –– Dziś też pracy nie było, ale obiad, jak przez cały ten tydzień, dostałem. Nie ma już w ogóle w getcie marchwi i ci, którzy jej u nas jeszcze nie dostali, dostaną w zamian po raz drugi brukiew. Od przyszłego tygodnia ma zostać uruchomiona szkoła, a właściwie tylko jej część, dla uczniów i uczennic mieszkających po naszej stronie mostu^(). Na razie mają uruchomić tylko najwyższe klasy w jakimś budyneczku na Marysinie^(). Mówią, że ma być też w szkole dożywianie. Dokładnie nic jeszcze nie wiadomo.

·

SOBOTA, 19 IV, Łódź –– Dziś ostatni dzień „świąt”. Roboty nie ma. Deszcz. Wałęsam się i nudzę przez cały dzień. Z grupą kolegów komunistów zaczynamy się uczyć esperanta. Język szalenie łatwy, prosty i logicznie zbudowany. Słownictwo jest dla mnie zupełnie zrozumiałe, bo oparte na językach, które znam lub których się uczę. A z gramatyką to w ogóle frajda. W kole naszym prowadzę lekcje, które uprzednio przygotowuję.

·

NIEDZIELA, 20 IV, Łódź –– Marchwi, jak już zaznaczyłem, zabrakło w getcie, więc zamiast niej dostaliśmy dla robotników brukiew. Znów cały dzień była robota, ale wszystko nie jest jeszcze podzielone. Zdaje się, że się to przewlecze jeszcze do końca tygodnia. Gdyby tylko chcieli za to zapłacić, to byłoby wcale nieźle. Obiady dodatkowe w szopie codziennie w każdym razie mam. Dostałem też od Podlaskiego jeszcze jedną paczkę macy (bo zostało kilka) za 3,30 rm. Sprzedaliśmy ją za 11 rm. Dostanę też teraz talon na brukiew.

Granica getta, rejon nieustalony.

·

PONIEDZIAŁEK, 21 IV, Łódź –– Dziś też pracowałem. Zimno jest ciągle i jeszcze nie można wyleźć z zimowych strojów. Pada i mży bez przerwy. Niemcy tymczasem posuwają się coraz dalej. Już prawie całkowicie zajęli Jugosławię i Grecję i odnoszą ogromne sukcesy w Afryce. Prócz tego bombardują porządnie Anglię, ale – jak dodają dla pocieszenia Żydzi – ich też bombardują. Marne to, niestety, pocieszenie. Wojna zaciąga się na lata.

·

WTOREK, 22 IV, Łódź –– Rumkowski wpadł na genialny plan uniemożliwienia pracownikom kooperatyw^() chlebowych jedzenia chleba nawet przy pracy. Otóż od jutra będzie się wydawało dwukilowe bochenki chleba na osobę na 5 dni. W ten sposób uniknie się ważenia, krojenia i zjadania chleba w kooperatywach. Za dobrą wagę chleba w piekarniach odpowiedzialni są komisarze. Prócz tego od jutra niedozwolona jest prywatna sprzedaż drzewa, które pochodziło przeważnie z kradzieży płotów, klozetów i wszelkich obiektów drewnianych w getcie, których Gmina sama nie zdążyła jeszcze rozebrać. Drzewo kosztuje obecnie 80 pf za kg! Ale co teraz będzie – rzeczywiście nie wiadomo, bo od miesiąca już żadnego przydziału węgla nie było, a drzewo Rumkowski dał po raz ostatni w początkach lutego. Więc znów trzeba będzie obejść się jedną zupą dziennie z kuchni , bo mimo że w przydziałach dodatkowych są kartofle, kasza i warzywa, nie będziemy mieli ich na czym ugotować. Nie kijem nas, to pałką! Nieuchronność śmierci głodowej staje się coraz bardziej widoczna. Od jutra Gmina wszczyna też akcję oczyszczania getta w celu uchronienia się przed epidemiami. Najwyższy już czas na to.

Zarejestrowałem się dziś w sekretariacie szkolnym na Dworskiej. Od niedzieli zostają uruchomione klasy trzecia i czwarta z tej strony mostu na Marysinie, ul. Otylii 14. Liceum mieści się na Smugowej 6. W szkole ma też być dożywianie, o czym dokładnie będzie wiadomo dopiero w piątek. O ile naturalnie nie będę miał zajęcia, będę więc znów chodził do szkoły. Nie liczyłem już na to prawie. Nareszcie skończy się ta anarchia w moich zajęciach, a wraz z nią, mam nadzieję, zbytnie filozofowanie i, co za tym idzie, depresja.

Pracy dziś nie miałem, mimo to co godzinę prawie latam do szopu dowiedzieć się, czy przyszła brukiew, czy potrzebują mnie do czegoś itd., i to mi zajmuje cały dzień. A płacić za to naturalnie nie zechcą.

·

ŚRODA, 23 IV, Łódź –– Zimno i leje bez przerwy. Wszyscy już zupełnie stracili nadzieję na wiosnę w tym roku. Nie było jeszcze, zdaje się, ani jednego słonecznego dnia w tym nieszczęsnym roku. Zajęcia dziś też nie miałem, bo jeszcze tej brukwi nie sprowadzono, co doprowadza do słusznej wściekłości od dwóch tygodni czekających już krawców.

·

CZWARTEK, 24 IV, Łódź –– Nareszcie sprowadzono tę brukiew. Pracowałem cały dzień, aleśmy jeszcze nie wydali wszystkiego. Dostałem dziś nareszcie należny mi talon na brukiew, więc mogłem odebrać moją porcję przed ostatecznym „wykończeniem” sprowadzonej brukwi.

·

PIĄTEK, 25 IV, Łódź –– Nareszcie uporaliśmy się z tą brukwią, ale wraz z tym skończyła się też moja praca. Teraz dopiero się dowiedziałem, że zapłatę dostaniemy nie od liczby przepracowanych dni, ale od ogólnej ilości wydanej brukwi. Nie mogę więc za całe dwutygodniowe przeszło uganianie się liczyć więcej niż na 10–12 rm. A i to dostaniemy dopiero w przyszłym tygodniu.

·

SOBOTA, 26 IV, Łódź –– Jutro o dziewiątej szkoła. Dostaniemy na razie tylko zupę za 10 pf (dla biorących zasiłek – bezpłatnie). Dobre i to. W każdym razie nauka ma się natychmiast rozpocząć na fest. Mamy w najlepszym wypadku pięć miesięcy pracy przed sobą, podczas których musimy przerobić czwartą klasę. A materiału jest szalenie dużo. Oby tylko znów żadna przeszkoda nie wlazła nam w paradę.

·

NIEDZIELA, 27 IV, Łódź –– Dziś pierwszy dzień szkoły. Droga na Marysin jest dość długa, ale, co najgorsze, z powodu nieustających deszczów okropnie błotnista. Chodzimy ciągle rozmokłymi polami i dlatego buty nasze są w stanie okropnym. Moje buty, które dostałem w szkole, poczynają już „puszczać”, a o naprawie nie ma mowy. Trzeba chyba będzie niedługo na bosaka latać do szkoły.

Szkoła jest w małym budyneczku, gdzie ledwie mieszczą się ławki. Innych przyborów (nawet tablicy) na razie nie ma. Siedzimy w klasie w paltach, bo nie ma szatni. Mieliśmy już dzisiaj sześć lekcji. Na ostatnią lekcję przybył w odwiedziny sam Rumkowski, a z nim Praszkier^(), „minister” oświaty Karo^() i szereg innych „dygnitarzy” gettowych. Rumkowski zwiedził też kuchnię, spróbował obiad (który może dlatego był wprost znakomity) i przemawiał do uczniów. Mówił o trudnościach związanych z otworzeniem szkoły i o tym, że się dla nas jeszcze o więcej postara. Następnie zażądał od nas pilności, czystości i dobrego zachowania.

Po przemówieniu Rumkowskiego, który, nawiasem mówiąc, wypasł się i odmłodniał niebywale, podszedłem do Praszkiera, aby się dowiedzieć, co z moim podaniem, które miał oddać prezesowi^(). Powiedział mi, że pracy nie dostanę, bo mam się uczyć (!), a pracę dostanie od niego mama. (Jest on kierownikiem Wydziału Kuchen). Ciekawe, czy teraz dotrzyma słowa. Za zupy nie płacę, bo dyrektor pozwolił mi podać się na listę korzystających z zasiłku, jako że formalnie jeszcze na niej figurujemy (chociaż zasiłku już nie pobieramy, bo zarobki ojca przewyższają od paru miesięcy należną nam z zasiłku sumę). Teraz więc znów uczyć się, uczyć się i jeszcze raz uczyć się.

·

PONIEDZIAŁEK, 28 IV, Łódź –– Sukcesy Niemców gonią jedne za drugimi. W Jugosławii i Grecji walki są już na ukończeniu i ostatnie wojska angielskie pośpiesznie opuszczają kraj. W Afryce, dokąd Niemcy dostają się przez Francję (francuskimi okrętami do Tunisu francuskiego), Anglicy też poczynają na fest przegrywać. Mówi się wprawdzie znów o naprężaniu się stosunków niemiecko-sowieckich, ale są to naturalnie tylko pocieszające plotki. Diabli się na nas za bardzo uwzięli, aby coś dobrego mogło na świecie tak prędko zajść. Jeszcze się pewnie dosyć pomęczymy.

·

WTOREK, 29 IV, Łódź –– Nauka w szkole ruszyła z miejsca naprzód. Codziennie jest po sześć porządnych lekcji, aczkolwiek warunki nauki są ciągle bardzo niewygodne.

Nade wszystko dobijają te pogody. Mamy już drugi miesiąc bezustannych deszczy i niezwykle zimnych, jak na tę porę roku, dni. Takiej wiosny nie pamiętają nawet najstarsi ludzie w getcie. Ale może to i dobrze. Gdyby były upały, to kto wie, ile epidemii by już było. A tak to wiosna mija pod tym względem stosunkowo spokojnie, choć obawy w tym roku są ogromne...

·

ŚRODA, 30 IV, Łódź –– Po długim okresie bezczynności mieliśmy dziś zebranie Politbiura dla omówienia natychmiastowego powrotu do normalnej pracy w naszym Związku. Już na piątek postanowiliśmy zwołać pierwsze zebranie grup męskich i ostro wziąć się do wytępienia opieszałości, niepunktualności i nieaktywnego ustosunkowania się do pracy. Przez okres zimowy, aczkolwiek u nas zaznaczony przerwą w pracy, staliśmy się jednak świadomą cząstką ruchu ogólnogettowego i bierzemy udział w pracy innych grup młodzieży i dorosłych. Niutek Radzyner^(), jako nasz przedstawiciel, zespolił się ściśle z ruchem getta i przezeń utrzymujemy ciągły kontakt ze wszystkimi. Posunęliśmy się też bardzo naprzód w wykształceniu teoretycznym. Obyśmy dożyli możliwości odpowiedniego wykorzystania naszej wiedzy.

·

CZWARTEK, 1 V, Łódź –– W tym tygodniu przemawiał Churchill, który przyznał się do dotychczasowych klęsk Anglii, lecz rozszerzając dalsze perspektywy tej wojny doszedł do wniosku, że zwycięstwo ostateczne należeć będzie do Anglii. W każdym razie z jego mowy wynosi się wrażenie, że wojna, o ile się w ogóle kiedyś skończy, to za długie, długie lata.

Sytuacja w getcie pod pewnymi względami ostatnio się polepszyła. Przydziały żywności są znaczne i o ile tylko się zarabia i ma pieniądze na wykupienie wszystkich racji, to można jeść więcej niż zimą i przed świętami. Także na ulicy produkty potaniały. Chleb kosztuje już tylko (!) 2,20 rm za kg, kilogram kartofli 60 pf, kasza 4 rm za kg itd. Nawet drzewo w tajnej sprzedaży kosztuje już tylko 50–60 pf. Tylko że nie ma na to wszystko forsy. Byleby się tylko sytuacja na tym poziomie utrzymała, to się przednówek jakoś przebiduje. Byle nie gorzej...

Awers i rewers banknotów wewnętrznej waluty łódzkiego getta.

·

PIĄTEK, 2 V, Łódź –– Mieliśmy dziś zebranie grup męskich , bardzo udane i zapowiadające owocną pracę. Było omówienie święta Pierwszego Maja przez Niutka Radzynera, potem spraw organizacyjnych przeze mnie, a wreszcie referat Niutka o młodzieży w proletariackim ruchu rewolucyjnym. Wywiązała się bardzo ożywiona dyskusja, która wszystkim ogromnie dużo dała.

Dziś znowu zaczęli ważyć chleb. Wprawdzie dają ciągle całe bochenki, ale sprawdzają wagę i odejmują, względnie dodają niedomiary wagowe. W każdym razie system bochenkowy nie jest dobry, chociażby z tego powodu, że chleb mam, jak i większość mieszkańców getta, na dwa do trzech dni, a dwa lub trzy dni myślę z pustym żołądkiem o przyszłym bochenku. I tak źle, i tak niedobrze.

·

SOBOTA, 3 V, Łódź –– Znów ogromne partie robotników wyjeżdżają do Niemiec na roboty. Wszyscy ci w wieku od 18 do 45 lat, którzy się dotąd zarejestrowali, otrzymali już kartki na wyjazd. Ciekawe, czy odbędzie się jakaś dalsza rejestracja.

Mieliśmy zebranie z jedną z grup żeńskich z dyskusją na temat konieczności dyktatury i scentralizowanego rządu proletariackiego. Udało się całkowicie przeprowadzić linię rządu sowieckiego.

Z rana i po południu śnieg.

·

NIEDZIELA, 4 V, Łódź –– Zimno dziś jak cholera. Wprawdzie wczorajszy śnieg znikł tak prędko, jak się ukazał, ale zimno się ciągle utrzymuje. Przed południem znów lało. Utkwiły z tego powodu częściowo roboty rolne na Marysinie i wszędzie na działkach. Wszystkie prawie pola w getcie są już zaorane, obsadzone przez Gminę lub też rozparcelowane. Wcale mądry pomysł. Oby tylko z tego wszystkiego coś wyszło. Tereny dookoła szkoły mają uprawiać uczniowie. Za darmo nauki nie ma... Ale i to dobre, gdy człowiek trochę się z ziemią zapozna. Wszystko się jeszcze przydać może...

·

PONIEDZIAŁEK, 5 V, Łódź –– Za całą moją pracę przy tych warzywach w szopie dostałem zaledwie 12 rm. Dobre jednak i to. Grunt, że Praszkier dotrzymał słowa i mama rzeczywiście dostała zajęcie jako obieraczka w kuchni gminnej. Pracuje 14–15 godzin na dobę, a pensja ma wynosić od 20 do 25 rm miesięcznie. Cała rzecz w tym, że robotnicy dostają w kuchniach darmo dwie porządne zupy dziennie. Nie będzie chociaż mama głodowała, a i nam w domu będzie lepiej.

·

WTOREK, 6 V, Łódź –– Ciągle pada i jest paskudnie zimno. Już trzeci miesiąc takich fatalnych pogód, a żadnej nadziei na wiosnę, która właściwie już się kończy.

Nauka w szkole idzie porządnie naprzód, a gotowane tu zupy, aczkolwiek niezbyt już obfite i gęste, z powodu ogólnego znów braku w getcie kartofli, są doskonałym zastrzykiem podczas nauki. Długa droga na Marysin wyczerpuje jednak ogromnie.

·

ŚRODA, 7 V, Łódź –– Chleba znów już nie ważą w kooperatywach, ale o ile brakuje do 2 kg, to można w centrali chlebowej otrzymać dodatek. Ogonki są tam olbrzymie, bo przecież nikt ni deka dzisiaj nie daruje. Dość człowiek głoduje przy całych nawet 40 dkg chleba , żeby miał zrezygnować z jednej okruszynki.

·

CZWARTEK, 8 V, Łódź –– Niezwykle ciekawa wiadomość: Mołotow ustąpił ze stanowiska premiera i komisarza spraw zagranicznych, a oba te stanowiska zajął Stalin! Mołotow został wicepremierem. Ciekawe, czy zaznaczy się to jakąś zmianą polityki. W każdym razie Niemcy szykują się teraz albo na Hiszpanię, albo na Rosję. Lecz zdaje mi się, że, jak powiedział Churchill, „pierwsza zawieja na stepach rosyjskich będzie początkiem końca Hitlera”.

Mieliśmy dzisiaj zebranie Politbiura, na którym wybrano czterech naszych członków do ogólnomłodzieżowego koła referentów. Wybrani zostali: Niutek Radzyner, Jerzyk Rapaport^(), Szyjo Sonnabend^() i ja. W młodzieżowym kole referentów będziemy w pierwszej kolejności przerabiać słynną pracę Lenina Państwo a rewolucja i referować ją we wszystkich młodzieżowych aktywach getta, gdzie – jak i u nas – praca idzie teraz naprzód.

·

PIĄTEK, 9 V, Łódź –– Zacząłem przerabiać Karola Marksa Mehringa. Szalenie interesująca rzecz. Robię też teraz intensywnie ekonomię.

Spotkałem dziś jednego z moich byłych uczniów, do którego też wieczorem poszedłem. Chce przerabiać kurs pierwszej gimnazjalnej. Ale cena, którą mi oferują, jest fatalna. Za 6 razy w tygodniu chcą mi dać zaledwie 1,50 rm. Ja żądam minimum 40 pf za godzinę i nie ustąpię ani feniga. Jeszcze dość cenię resztki mych sił. Mam dostać odpowiedź w niedzielę z rana.

·

SOBOTA, 10 V, Łódź –– Przed południem byłem na, spóźnionej wprawdzie nieco, akademii pierwszomajowej. Przemawiała tow. Ziula Krengiel^(), która we wspaniałym referacie omówiła znaczenie święta 1 Maja; następnie omówiła święto 1 Maja w Sowietach i wreszcie wskazała na konieczność wytrwania i przetrwania getta w gotowości do czynu i działania. Czerwoną kokardkę schowałem sobie na pamiątkę.

Po południu mieliśmy zebranie dziewczynek, na którym aktyw (Niutek, Jerzyk i ja) miał dużo do roboty z wytłumaczeniem im nadwartości. Udało się jednak znakomicie. W ogóle praca idzie naprzód.

·

NIEDZIELA, 11 V, Łódź –– Deszcze ciągle trwają. Absolutnie nie chce się w tym roku ocieplić. Czuję się fatalnie i wyglądam coraz gorzej. Podobno trudno mnie poznać.

Lekcji jeszcze nie przyjąłem, czekam na odpowiedź. Będzie ona najprawdopodobniej pozytywna, bo mimo iż uparcie stoję przy 40 pf, to jest to niska cena i taniej chyba nikt nie będzie chciał przerabiać kursu gimnazjalnego.

·

PONIEDZIAŁEK, 12 V, Łódź –– Co za sensacyjna wiadomość! Rudolf Hess, zastępca Hitlera, uciekł samolotem do Anglii. Niemcy podają, że zwariował i to jest zdaje się najlogiczniejsze wytłumaczenie. Ale czy tak jest naprawdę? Nikt nie potrafi dać konkretnej odpowiedzi. Nie wyjaśniają też niczego bliżej ani Anglicy, ani Niemcy. W każdym razie furora znakomita.

·

WTOREK, 13 V, Łódź –– Hess znajduje się w szpitalu dla jeńców w Anglii. Niemcy ogłosili go jako zdrajcę i wariata, a Anglicy nic specjalnego nie mówią. Rozpoczęły się też w Niemczech aresztowania osób stojących blisko Hessa, sięgające nawet w niziny partyjne. Naturalnie, że Żydzi w getcie są pełni nadziei.

Co do nas, to Rumkowski wyjeżdża do Warszawy po lekarzy^() i reorganizuje aprowizację w getcie. Powiększa się liczba kooperatyw, tworzy się oddzielne kooperatywy warzywne, natomiast łączy się chlebowe i żywnościowe. Tworzenie skwerów, trawników i nawet roboty brukarskie i budowlane dopełniają „programu wiosennego” w getcie, które kroczy w chwale po drodze rozkwitu i najwyższego rozwoju.

Wczoraj umarł jeden z uczniów równoległej do naszej klasy, który uległ ogólnemu wyczerpaniu z głodu. Na skutek swego okropnego wyglądu wolno mu było w szkole jeść nieograniczoną liczbę zup, ale zbytnio to już mu nie pomogło. Jest to trzecia ofiara w klasie.

·

ŚRODA, 14 V, Łódź –– Z inicjatywy rady pedagogicznej zwołano dziś w szkole zebranie delegatów wszystkich klas w celu wszczęcia pracy samorządowej. Na zebraniu była też cała rada pedagogiczna. (Liceum i klasy młodsze też już są na Marysinie). Z naszej klasy wybrany zostałem ja i Niutek Radzyner.

Zebranie to było pierwszym w moim życiu, na którym musiałem być demonstrującym, burzliwym opozycjonistą i zadrzeć z władzą wyższą, a mianowicie z kuratorką samorządu, Prentką (nasza nauczycielka niemieckiego)^(). Wpłynął wniosek o zajęcie się kwestią dożywiania (podwójne zupy dla specjalnie osłabionych z głodu), względnie samopomocy. Prentka nakazuje odrzucić na razie omawianie projektów i zastanowić się nad „ważniejszą (!?) sprawą” dyżurów uczniów! Zaprotestowałem i oświadczyłem, że dożywianie uczniów na tydzień przed śmiercią wydaje mi się akcją pozytywną, więc natychmiastowe załatwienie kwestii dożywiania jest sprawą najpilniejszą. Wobec braku poparcia ze strony zebranych „cieląt”, mówiono nie o dożywianiu, a o uprawie ziemi, aż dyrektor zamknął zebranie z powodu późnej pory. Znów zaprotestowałem i oświadczyłem, że uznaję zebranie za nieważne, z wymuszonym porządkiem dziennym i przebiegiem. Prentka się wściekła i inni nauczyciele się ze mną użerali, ale jutro mam nadzieję mój wniosek przeprowadzić.

·

CZWARTEK, 15 V, Łódź –– Zwyciężyłem istotnie! Mimo wściekłości Prentkiej, na początku omówiono sprawę dożywiania; przekazano ją do natychmiastowego załatwienia powstającemu siedmioosobowemu zarządowi, do którego wszedłem w charakterze kierownika sekcji naukowej. Samorząd postanowił natychmiast zgłosić podanie do Wydziału Kuchen o przyznanie dodatkowych zup. Prócz tego ustanowił samorząd milicję uczniowską, zajął się sprawą czystości i zbiórek pieniężnych na cele samopomocy.

Nareszcie zrobiło się ładnie, aczkolwiek niezupełnie ciepło. Zimowe palta pokutują jeszcze ciągle na grzbietach. A historia z Hessem, jak wszelkie sensacje ostatnich miesięcy, prędko jakoś poszła w zapomnienie. Jak na złość, nic się nie chce dziać!...

·

PIĄTEK, 16 V, Łódź –– Badała mnie dziś lekarka w szkole i była przerażona moją chudością. Natychmiast dała mi kartkę na prześwietlenie. Postaram się, żeby ojciec Kuby Blausztajna^() załatwił szybko. Może będę mógł otrzymywać podwójną zupę w szkole. Wprawdzie i pięć takich zup by nie zaszkodziło, ale i dwie dobre. Jedna w każdym razie to nic. Ta historia z dzisiejszym badaniem napędziła mi porządnego strachu i zmartwienia. Choroby płuc są ostatnim krzykiem mody w getcie. Zmiatają ludzi jak dyzenteria lub tyfus. A z jedzeniem ogólnie coraz gorzej. Od tygodnia nie ma już kartofli i ma ich nie być przez dłuższy czas.

Niutek Radzyner zwrócił się dziś do mnie z bardzo oryginalną propozycją. Otóż oświadczył, że wraz z Jerzykiem Rapaportem, Sonnabendem i Fredkiem Taubem (wszyscy najlepsi członkowie naszego Związku) tworzą ścisłą grupę, prawie że komunę; niezależnie od ogólnej pracy w Związku razem przerabiają bardzo dużo teorii (mają Kapitał Marksa, dzieła Lenina). Niutek proponuje mi przystąpienie do nich, co musiałoby pociągnąć też za sobą ścisłe współżycie osobiste, do czego ja absolutnie nie jestem przyzwyczajony. Mimo to zgodziłem się i Niutek uważa, że Jerzyk, Szyjo i Fredek też się zgodzą. Mają też zamiar dokooptować Felę Glezer. Ciekawe, co z tego wyniknie. W każdym razie będzie to dla mnie ciekawa próba i dużo skorzystam. A może rzeczywiście się do nich przywiążę? Kto wie...

·

SOBOTA, 17 V, Łódź –– Przysłali po mnie, abym przyjął te lekcje z zeszłego tygodnia. Za cztery razy w tygodniu będę miał chyba 1,50 rm albo 1,60 rm. Też się przyda. Obym tylko mógł wszystkiemu podołać. Marysin, lekcja, praca związkowa, teoria, języki, książki. Grunt to siły na przetrzymanie tego wszystkiego. A te z 40 dkg chleba chyba nie przyjdą.

Po południu byłem na dalszym ciągu referatu tow. Garnfinkla^() o literaturze światowej. Omówił dekadentyzm i pozytywizm.

Z polityki nic specjalnego, jeśli nie brać pod uwagę żydowskich plotek o aresztowaniach w Niemczech itd. Hess złożył już swe tajemnice do angielskiego sztabu generalnego.

A słońce ledwie się pół dnia utrzyma i już znów leje. Przeklęty czas pod wszystkimi względami!...

·

NIEDZIELA, 18 V, Łódź –– Komunistyczne wypracowanie Niutka o Radku z Syzyfowych prac wywołało w klasie furorę i skłoniło nas do pomysłu wydania gazetki klasowej. Gazetkę też chcemy wydać dla całej młodzieży komunistycznej getta. Ciekawe, które z tych przedsięwzięć się uda. Zdaje się prędzej to drugie.

Miałem dziś pierwszą lekcję z mym uczniem. Okropnie dużo roboty. Blausztajn przyrzekł, że mi szybko załatwi sprawę prześwietlenia, o co w getcie bardzo trudno. Obym tylko był zdrów, to już wszystko będzie dobrze.

·

PONIEDZIAŁEK, 19 V, Łódź –– Dostałem dziś 10 rm przez okazję od Łęczyckiego z Warszawy. Spadły jak z nieba. Będę miał część na zreperowanie butów, a reszta pójdzie z tygodniówką ojca i matki na wykupienie racji. Od dzisiaj dostaję też w szkole dwie zupy. Zawsze człowiek lepiej się czuje.

Mieliśmy dziś wieczorem zebranie Politbiura. Zostałem wydelegowany na ogólnomłodzieżowy kurs socjologii; prócz tego załatwiliśmy szereg lokalnych spraw. Grunt to działalność w szkole i nauka teorii marksistowskiej.

·

WTOREK, 20 V, Łódź –– Przed południem mieliśmy zebranie grup męskich z moim wykładzikiem z referatu tow. Wolfa^() o materializmie XVIII wieku. Wieczorem mieliśmy pierwsze zebranie ogólnomłodzieżowego koła referentów, na którym my, młodzież szkolna, stanowimy większość. Prowadziła tow. Gienia^(). Omawialiśmy zagadnienie istoty państwa, jego klasowego charakteru itd. na podstawie przerobionego uprzednio przez każdego indywidualnie pierwszego rozdziału z Lenina Państwo a rewolucja.

·

ŚRODA, 21 V, Łódź –– Rumkowski wrócił już z Warszawy, skąd sprowadził dwunastu lekarzy. Ogłosił dziś też rozporządzenie o przygotowaniu sprzętu przeciwlotniczego i mającym nastąpić zorganizowaniu obrony przeciwlotniczej.

Przydziałów żywności w ogóle nie ma, a w kuchniach zupy coraz rzadsze. Nie ma w getcie w ogóle kaszy, kartofli i brakuje już warzyw.

Dziś też mieliśmy zebranie koła referentów. Omawialiśmy różnicę rewolucji proletariackiej i burżuazyjno-demokratycznej.

·

CZWARTEK, 22 V, Łódź –– Miałem dziś fatalny dzień. Przed pójściem do szkoły, chcąc ukroić sobie kawałek chleba, ściąłem sobie dosłownie kawałek palca. Krew lała się tak obficie, że musiałem pobiec na pogotowie, gdzie mi palec opatrzyli. Do szkoły z powodu ogromnego spóźnienia już nie poszedłem.

Będąc na pogotowiu ratunkowym, byłem świadkiem, jak przywieźli postrzelonego w bok Żyda. Otóż dwóch Niemców paradowało sobie dzisiaj po ulicach getta, waliło i strzelało. W rezultacie jednego Żyda zabili, a drugiego zranili. To też do szczęścia potrzebne. Tymczasem straciłem sporo krwi i dwie zupy w szkole (od dwóch dni dostaję w szkole podwójną zupę „dzięki” memu okropnemu wyglądowi. Mimo to czuję się fatalnie).

·

PIĄTEK, 23 V, Łódź –– Ojciec Kuby Blausztajna miał już prawie dla mnie wyrobione prześwietlenie, ale wszystko rozbiło się o złe skierowanie, jakie dostałem od lekarki szkolnej. Będę musiał wziąć od niej inne.

Z palcem jakoś niezbyt dobrze. Zdaje się, że poczyna ropieć. Mam jednak nadzieję, że się rychło wygoi, bo zrobiło się już nareszcie lato. Jest ciepło i przyjemnie. Zima minęła, lecz wojna, niestety, została.

Dostaliśmy z powrotem pierwsze klasówki z matematyki. Mam piątkę z minusem. Z projektu Niutka Radzynera nic nie będzie na razie, bo jestem zbyt słaby, a zajęć mam po szyję. Lekcje mam już; za cztery razy w tygodniu 1,50 rm.

·

SOBOTA, 24 V, Łódź –– Cały dzień prawie odrabiam dziś zaległości. Głodny jestem jak cholera, bo z mego chlebeczka, który miał starczyć do wtorku włącznie, śladu już nie ma. Pocieszam się, że nie jestem pod tym względem jedyny. Trudno mi jest się opanować, bo osłabienie tak mi czasami dokucza, że muszę jeść i chlebek znika. A potem męka jeszcze większa. Lecz trudno, rady nie ma. Widocznie tu nasz grób.

·

NIEDZIELA, 25 V, Łódź –– Jest już zupełnie majowo. Wprawdzie wychudzeni i przegłodzeni ludzie (jak ja na przykład) nie mogą sobie jeszcze pozwolić na zupełne „uletnienie” strojów, to jednak zimowe palta poszły już w odstawkę. Jest już wszędzie sucho, a na Marysinie pachnie, że aż serce się kraje na wspomnienie czasów przedwojennych. Przecież w normalnych czasach bylibyśmy teraz na trzy tygodnie przed małą maturą i upragnionymi wakacjami. Na pewno jakaś wycieczka, a potem kolonie lub wieś. Do diabła! Aż się płakać człowiekowi zachciewa, gdy sobie to przypomni. Jechał to sęk!

·

PONIEDZIAŁEK, 26 V, Łódź –– W szkole wszystko idzie normalnie. Klasówek na razie nie było, ale w kursie posuwamy się naprzód. Robimy już tylekroć wysławianą mowę Cycerona przeciw Katylinie, a w przyszłym tygodniu przystępujemy do metryki. Z matematyki robimy równania kwadratowe i zaczniemy niedługo stereometrię. Z innych przedmiotów, z wyjątkiem niemieckiego, jesteśmy bardziej cofnięci. Obiady w szkole są stosunkowo porządne, a moja druga zupa nadprogramowa przydaje się szalenie. Zdaje się, że i pięć takich porcji by nie było za dużo. Organizuje się gazetkę, do której dałem karykatury, a może pójdzie i jeden żydowski artykuł. Wszystkie dotąd napisane okazały się niecenzuralne. Getto też posiada swoją ideologię burżuazyjną, dokładnie sformułowaną i określoną.

W domu nie jest lepiej, mimo że i mama pracuje. Wychodzi o siódmej, a wraca o dziewiątej wieczór. Ojciec wychodzi teraz na dzienne dyżury od ósmej do ósmej. Całe gospodarstwo leży więc na barkach Nadzi, która też załatwia wszelkie „ogonki”, sprzątania itd., mimo tylko jednej zupy dziennie i 30 dkg chleba (ona i mama oddają ojcu dziennie po 10 dkg chleba, on jednak nie potrafi tego docenić i jego stosunek do nich, tak jak i do mnie, jest niedobry i zdradza nienasycony egoizm).

Mama ma w kuchni, tak jak każdy robotnik w getcie, jedną zupę dodatkową, ale naturalnie jako pracująca w kuchni, zupę porządną. W domu już nie gotujemy, bo nie mamy czego. Należnych nam z przydziałów kartofli nie otrzymujemy, bo ich wcale nie ma w getcie. W ogóle z żywnością staje się coraz bardziej trudno. Kartofli ani kaszy nie ma w ogóle, do chleba dodaje się 8% mąki kasztanowej, a o zwiększeniu jego dziennej racji nie ma mowy. Słowem – przednówek iście wojenny. A to przecież „dopiero” drugi rok wojny!...

·

WTOREK, 27 V, Łódź –– Wszyscy z niecierpliwością oczekują zapowiedzianej na dziś mowy Roosevelta. Podobno w 1917 roku, też 27 maja, Stany wypowiedziały wojnę Niemcom. Nie mam, niestety, podręcznika dla sprawdzenia tego faktu^(), ale nawet gdyby tak było w istocie, to nie wydaje mi się to dowodem na to, że dziś Stany Zjednoczone przystąpią do wojny. Obym jednak nie miał racji. Przecież za mój pesymizm gotowi są mnie ciągle zadręczać. Ale niestety muszą zawsze przyznawać mi rację. I to mnie dobija...

·

ŚRODA, 28 V, Łódź –– I rzeczywiście nic specjalnego nie powiedział. Czekać, czekać i czekać, że aż człowieka diabli biorą z samego słuchania tej wstrętnej paplaniny. Tu statystyka wykazuje niewiarygodny wprost wzrost zachorowań dzieci i młodzieży na gruźlicę, a karawan ma roboty jak nigdy. A tam czekają. Niech ich diabli!

Dostałem dziś już to zaświadczenie na prześwietlenie od lekarki i oddałem je Blausztajnowi. Przyrzekł, że za parę dni będę miał prześwietlenie.

·

CZWARTEK, 29 V, Łódź –– Rumkowski znów zrobił frajdę ludziom i wydał dzisiaj racyjkę żywności na święta (Szawuot^()). Mianowicie ogłosił, że najbliższy chleb będzie tylko na cztery dni (czyli po 50 dkg dziennie). Prócz tego można otrzymać na kartki po 2 dkg (!) sera i po 10 dkg rabarbaru na osobę. Gdyby ten chleb tak pozostał na dłużej, to by jeszcze coś było. A tak, to się tylko ludziskom żołądki rozzuchwalą, a potem będzie jeszcze gorzej. I to wszystko chodzi o chleb, o ten zwykły, pospolity, suchy kawałek chleba. Rzeczy zaiste straszne. To ważenie porcji, te kłótnie „o wagę”, to łapanie okruchów – czyż to się nigdy nie skończy?

·

PIĄTEK, 30 V, Łódź –– Dzisiejsza „Gettocajtung”^() przyniosła artykuł Rumkowskiego, w którym pisze, że z tego powodu, iż nie ma co gotować, robotnicy zamiast dodatkowej zupy dziennie otrzymywać będą 20 dkg chleba, 5 dkg kiełbasy i filiżankę kawy z sacharynką dziennie za 25 pf. Wcale niezły pomysł, ale czy tak będzie rzeczywiście, to pytanie. Na razie dostają jeszcze zupy (brukiew, buraki, jakieś nieznane płatki i mąka, ewentualnie zrobione z niej kluski).

Patrząc na północ, to pierwsza z dwóch kładek nad ulicą Zgierską (przy ulicy Podrzecznej). W dali widać zarysy drugiej kładki przy placu Kościelnym. Taki widok mogli obserwować nieżydowscy pasażerowie tramwajów i innych pojazdów przejeżdżających ulicą Zgierską.

W szkole udało mi się dziś złapać jeszcze trzecią zupę. Mianowicie, gdy wszyscy już zjedli, uprosiłem (po kilkakrotnej dość brutalnej odmowie) kierownika o dolewkę. Była to normalna trzecia porcja, ale mimo iż czułem wybitnie ciężar wychłeptanej zupy w żołądku, byłem tak głodny jak przedtem. Już chyba nigdy się nie potrafię nasycić.

------------------------------------------------------------------------

Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki

------------------------------------------------------------------------WYKAZ ŹRÓDEŁ ILUSTRACJI

-------- --------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
s. 144 – Fotokopie ze zbiorów Konrada Turowskiego.
s. 149 – Fotokopie ze zbiorów Biblioteki Uniwersytetu Łódzkiego, album z fotografiami zrobionymi przez nieznanego autora niemieckiego.
s. 153 – Fotokopia ze zbiorów Działu Numizmatycznego Muzeum Archeologicznego i Etnograficznego w Łodzi.
s. 165 – Fotokopie odbitek ze Zbiorów Specjalnych Wojewódzkiej Biblioteki Pedagogicznej w Łodzi. Odbitkę wykonał potajemnie z negatywów nieznanego niemieckiego autora Polak Izydor Wichan, w czasie wojny laborant w zakładzie fotograficznym w Łodzi.
-------- --------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: