Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Dziewczyna z drużny - ebook

Wydawnictwo:
Tłumacz:
Data wydania:
Czerwiec 2016
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
Produkt niedostępny.  Może zainteresuje Cię

Dziewczyna z drużny - ebook

Serce nie gra fair

Jordan Woods nie jest taka jak inne dziewczyny. Nie interesują jej przelotne związki, a facetów traktuje wyłącznie jak kumpli. Liczy się tylko futbol. Do czasu, gdy w szkole i drużynie pojawia się nowy uczeń.

Tyler Green jest świetnym zawodnikiem. Lepszym niż Jordan. W dodatku na jego widok po prostu miękną jej kolana. Czuje się podwójnie zagrożona – chłopak nie tylko może odebrać jej funkcję kapitana i szansę na prestiżowe stypendium, ale też… złamać serce.

Fantastyczna powieść o pogoni za marzeniami i stawianiu czoła rzeczywistości. Jak mówi Jordan: „Czasem musisz sobie coś odpuścić, by dojść do czegoś większego”.

Kategoria: Obyczajowe
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-7642-853-6
Rozmiar pliku: 722 KB

FRAGMENT KSIĄŻKI

Hail Mary i ha­rem

bilans – 21 dni do wypadu do Alabamy

Gdzieś kie­dyś prze­czy­ta­łam, że fut­bol wy­my­ślo­no po to, by lu­dzie nie za­uwa­ży­li, że lato się już koń­czy. Oso­bi­ście nie mo­głam się do­cze­kać koń­ca wa­ka­cji i roz­po­czę­cia roz­gry­wek. Fut­bol. Moje być albo nie być, mi­łość mo­je­go ży­cia.

– Nie­bie­ska czter­dziest­ka dwój­ka! Nie­bie­ska czter­dziest­ka dwój­ka! Czer­wo­na sie­dem­nast­ka! – krzy­cza­łam.

Czer­wo­na sie­dem­nast­ka to umó­wio­ny sy­gnał. JJ rzu­cił mi pił­kę mię­dzy swo­imi no­ga­mi. Obro­na szar­żo­wa­ła. JJ wpadł na pierw­szo­rocz­nia­ka, po­wa­la­jąc go na zie­mię. Resz­ta mo­ich ata­ku­ją­cych miaż­dży­ła obro­nę. Nie­źle. Mie­li­śmy otwar­tą prze­strzeń, jed­nak nie wi­dzia­łam mo­je­go skrzy­dło­we­go tam, gdzie być po­wi­nien.

– Hig­gins, co z tobą, u dia­bła? – mruk­nę­łam do sie­bie.

Drżąc z nie­cier­pli­wo­ści, prze­śli­zgi­wa­łam się wzro­kiem po polu punk­to­wym. Do­strze­głam jed­nak tyl­ko Sama Hen­ry’ego wy­ko­nu­ją­ce­go rzut. Pił­ka prze­le­cia­ła w po­wie­trzu – jej tor był ide­al­nie spi­ral­ny – i wpa­dła do­kład­nie w to miej­sce, na któ­rym mi za­le­ża­ło. Hen­ry chwy­cił pił­kę, ude­rzył nią o zie­mię i za­czął wy­ko­ny­wać dur­no­wa­ty ta­niec, niby ja­kaś po­my­lo­na ba­le­ri­na. Z tą swo­ją szczu­płą syl­wet­ką i dziew­czę­cą blond czu­pry­ną fak­tycz­nie nada­wał­by się na gwiaz­dę no­wo­jor­skie­go ba­le­tu.

Już ja mu dam za ten po­kaz.

Za­czę­łam ostat­ni rok w Hun­dred Oaks High, co wię­cej – by­łam ka­pi­ta­nem dru­ży­ny. To da­wa­ło mi pra­wo do dys­cy­pli­no­wa­nia mo­ich gra­czy. Mimo że Hen­ry to mój naj­lep­szy przy­ja­ciel, mu­sia­łam przy­znać: za­wsze był po­ze­rem. Przez jego wy­głu­py do­sta­wa­li­śmy kary.

Z gło­śni­ka w moim ka­sku do­biegł mnie głos tre­ne­ra Mil­le­ra.

– Nie­złe po­da­nie. To bę­dzie twój rok, Wo­ods. Po­pro­wa­dzisz nas do mi­strzostw sta­no­wych. Czu­ję to w ko­ściach… Leć­cie pod prysz­nic.

Co tre­ner tak na­praw­dę chciał mi dać do zro­zu­mie­nia?

Wiem, że nie za­wa­lisz tego w ostat­nich se­kun­dach mi­strzostw, tak jak w ze­szłym roku.

Ma ra­cję. Na to nie mogę so­bie po­zwo­lić.

W ze­szłym ty­go­dniu, pierw­sze­go dnia szko­ły, za­dzwo­ni­li do mnie z Uni­wer­sy­te­tu Ala­ba­ma z wia­do­mo­ścią, że moją piąt­ko­wą grę bę­dzie ob­ser­wo­wać re­kru­ter. W na­stęp­nej ko­lej­no­ści otrzy­ma­łam nie­zwy­kle wy­szu­ka­ny list, a ra­czej za­pro­sze­nie do od­wie­dze­nia uczel­ni we wrze­śniu. Wi­zy­ta o cha­rak­te­rze ofi­cjal­nym. Je­śli spodo­ba­ło­by im się to, co zo­ba­czą, po­sła­li­by po mnie już w lu­tym.

W tym se­zo­nie nie mo­głam na­wa­lić.

Ścią­gnę­łam kask, po czym się­gnę­łam po bu­tel­kę Ga­to­ra­de i pod­ręcz­nik ze stra­te­gia­mi me­czów. Więk­szość chło­pa­ków wa­łę­sa­ła się wo­kół z wi­docz­nym za­mia­rem przyj­rze­nia się tre­nin­go­wi che­er­le­ade­rek. Zi­gno­ro­wa­łam ich i spoj­rza­łam w stro­nę try­bun.

Do­strze­głam mamę sie­dzą­cą obok taty Car­te­ra, by­łe­go gra­cza NFL1). Mo­je­go taty oczy­wi­ście nie było. Fra­jer.

------------------------------------------------------------------------

1) NFL (National Football League) – największa zawodowa liga futbolu amerykańskiego (przyp. red.).

W moim mie­ście fut­bol to coś wiel­kie­go. Dla­te­go wie­lu ro­dzi­ców przy­cho­dzi­ło oglą­dać na­sze me­cze. To wła­śnie tu­taj, we Fran­klin w sta­nie Ten­nes­see, znaj­du­je się sie­dzi­ba Hun­dred Oaks Red Ra­iders, ośmio­krot­nych zwy­cięz­ców mi­strzostw sta­no­wych.

Mama za­wsze przy­cho­dzi­ła na moje tre­nin­gi. Wspie­ra mnie od mło­dzień­czych cza­sów gry w Pop War­ner2). Wiem, że nie­raz się o mnie boi, choć naj­gor­szą rze­czą, jaka do tej pory mi się przy­tra­fi­ła, był wstrząs mó­zgu. Na dru­gim roku, w cza­sach, gdy JJ re­lak­so­wał się, a nie grał na­praw­dę, tre­ner po­wo­łał tego kre­ty­na do gry na sa­mym środ­ku. I jak moż­na się do­my­ślić, idio­ta nie krył mnie wła­ści­wie i zo­sta­łam na­praw­dę moc­no sfau­lo­wa­na.

------------------------------------------------------------------------

2) Pop Warner Little Scholars – amerykańska organizacja non profit, umożliwiająca młodzieży w wieku 15–16 lat granie w futbol (wszystkie przypisy, o ile nie podano inaczej, pochodzą od tłumacza).

Poza tym je­stem jak ska­ła – żad­nych pro­ble­mów z ko­la­na­mi czy zła­mań.

Tata ni­g­dy nie przy­szedł na moje tre­nin­gi i rzad­ko by­wał na me­czach.

Wszy­scy my­ślą, że po pro­stu nie ma cza­su – w koń­cu to słyn­ny Do­no­van Wo­ods, roz­gry­wa­ją­cy dru­ży­ny Ten­nes­see­ Ti­tans. Praw­da jest jed­nak taka, że jest prze­ciw­ny mo­jej grze w fut­bol. Któ­ry ze słyn­nych roz­gry­wa­ją­cych nie chciał­by, aby jego dziec­ko po­szło w jego śla­dy i kon­ty­nu­owa­ło tę samą ka­rie­rę? Oczy­wi­ście, tata nie ma nic prze­ciw­ko, je­śli cho­dzi o mo­je­go bra­ta Mike’a, stu­den­ta przed­ostat­nie­go roku na Uni­wer­sy­te­cie Ten­nes­see i ich czo­ło­we­go gra­cza. To wła­śnie mój brat do­pro­wa­dził dru­ży­nę uni­wer­sy­tec­ką do wy­gra­nej w tur­nie­ju Su­gar Bowl w ze­szłym roku. Jaki za­tem pro­blem ma mój tata, je­śli cho­dzi o mnie?

Cóż. Je­stem dziew­czy­ną.

Chwy­ci­łam Ga­to­ra­de i uda­łam się na po­szu­ki­wa­nie Hig­gin­sa. Za­sta­łam go flir­tu­ją­ce­go z Kri­sten Mar­kum, naj­głup­szą z che­er­le­ade­rek. Wzię­łam bez ce­re­gie­li chło­pa­ka na stro­nę, wy­co­fu­jąc się poza za­sięg jej spoj­rze­nia Dar­tha Va­de­ra, i po­wie­dzia­łam wprost:

– Na­stęp­nym ra­zem po­dą­żaj swo­im to­rem do koń­ca, za­miast wga­piać się w Kri­sten, ja­sne?

Twarz Hig­gin­sa ob­le­kła się czer­wie­nią.

– Do­bra – przy­tak­nął w koń­cu.

– Świet­nie.

Po­tem wzię­łam na stro­nę obroń­cę z dru­gie­go roku. Do­ckett był spo­ro niż­szy ode mnie. Po­ło­ży­łam mu rękę na ra­mie­niu i po­dą­ży­li­śmy wzdłuż li­nii bocz­nej.

– W cza­sie ostat­niej gry, gdy zro­bi­łam dłu­gie po­da­nie do Hen­ry’ego, w ogó­le go nie kry­łeś. Wiem, jaki jest szyb­ki, ale coś ta­kie­go nie po­win­no się zda­rzyć. Nie było cię tam, gdzie mia­łeś być.

– Za­ła­pa­łem, Wo­ods – mruk­nął, zwie­sza­jąc smęt­nie gło­wę.

Po­kle­pu­jąc go po ple­cach moim pod­ręcz­ni­kiem, po­cią­gnę­łam ko­lej­ny łyk Ga­to­ra­de, po czym star­łam reszt­ki z ust.

– W po­rząd­ku. Li­czy­my na cie­bie w piąt­ko­wy wie­czór. Je­stem prze­ko­na­na, że tre­ner na cie­bie po­sta­wi.

Do­ckett z uśmie­chem ścią­gnął kask i po­szedł do szat­ni.

– Wy­ko­na­li­ście dzi­siaj ka­wał na­praw­dę do­brej ro­bo­ty – po­chwa­li­łam jesz­cze kil­ku mo­ich li­nio­wych, po czym szturch­nę­łam Hen­ry’ego, przy­pa­tru­jąc mu się z uko­sa.

– Co tam, Wo­ods? – rzu­cił.

– Cał­kiem nie­źle zmy­li­łeś Do­cket­ta.

Ro­ze­śmiał się.

– Uda­ło mi się to, praw­da?

– Może wy­rwie­my się stąd, by po­tań­czyć?

W od­po­wie­dzi wy­szcze­rzył zęby w uśmie­chu. Jego zie­lo­ne oczy błysz­cza­ły po­dej­rza­nie, gdy prze­cią­gał dło­nią po blond lo­kach.

– Uwiel­biasz to ro­bić, praw­da?

Wy­mie­rzy­łam mu lek­kie­go kuk­sań­ca w kla­tę.

– Nie­waż­ne.

Zre­wan­żo­wał się tym sa­mym i rzu­cił:

– Wy­sko­czysz z nami coś zjeść?

– Co masz na my­śli, mó­wiąc „z nami”?

– Ze mną, z JJ’em…

– I?

– No, oprócz tego jesz­cze Sa­man­tha, Ma­rie, La­cey i Kri­sten…

Prze­łknę­łam sło­wa, któ­re ci­snę­ły mi się na usta.

– Kur­de, nie ma mowy.

– Idzie­my do Pete’a – do­dał, uno­sząc brwi.

Ja­sna cho­le­ra. Uwiel­bia­łam to miej­sce. Była to jed­na z tych re­stau­ra­cji, gdzie nie mają ci za złe, gdy rzu­casz orzesz­ka­mi ziem­ny­mi po pod­ło­dze. Mimo to od­po­wie­dzia­łam twar­do:

– Nie mogę. Umó­wi­łam się z bra­tem, że obej­rzy­my dziś film.

Hen­ry przy­brał do­brze mi zna­ny zbo­la­ły wy­raz twa­rzy.

– Och, daj spo­kój, Wo­ods. Wiesz, że chcę się dos­tać do Mi­chi­gan po­nad wszyst­ko i też cięż­ko pra­cu­ję, by to osią­gnąć, ale ty prze­gi­nasz. Za­szy­wasz się w domu każ­de­go wie­czo­ru, od­kąd się do­wie­dzia­łaś, że Ala­ba­ma weź­mie udział w roz­gryw­kach wstęp­nych.

Wzię­łam głę­bo­ki od­dech.

– Ra­cja, zo­sta­ły mi tyl­ko trzy dni, by do­piąć wszyst­ko na ostat­ni gu­zik.

– Już to zro­bi­łaś. Je­steś ty­siąc razy lep­szym roz­gry­wa­ją­cym niż twój brat w szko­le śred­niej.

Uśmiech­nę­łam się sze­ro­ko w od­po­wie­dzi.

– Dzię­ki – po­wie­dzia­łam, do­brze wie­dząc, że nie ma ra­cji.

Hen­ry otarł pot z czo­ła swo­ją czer­wo­no-bia­łą ko­szul­ką.

– A może ja wpad­nę i obej­rzę z tobą ten film?

– Co bę­dzie z Sa­man­thą, Ma­rie, La­cey i Kri­sten?

Spo­glą­da­jąc przez ra­mię na che­er­le­ader­ki, rzu­cił:

– Będą cze­kać na mnie na­wet i rok.

Szturch­nę­łam go po­now­nie, a on ro­ze­śmiał się na ca­łe­go.

– Oj tam, w po­rząd­ku. Cie­szę się, że zno­wu wy­cho­dzisz z dziew­czy­na­mi, na­wet je­śli Kri­sten jest sio­strą sza­ta­na.

– E tam, prze­cież nic z tego nie bę­dzie. Mam swo­je stan­dar­dy, sama ro­zu­miesz.

– Tak, ja­sne – od­par­łam, wi­dząc zbli­ża­ją­cych się JJ’a i Car­te­ra.

Trzy­ma­jąc kask w dło­ni, JJ oto­czył ra­mie­niem Hen­ry’ego. Dzi­wi­ło mnie, że jego ko­ści­ste ko­la­na nie za­pa­dły się pod wpły­wem dwu­stu sie­dem­dzie­się­ciu fun­tów3) ży­wej wagi.

------------------------------------------------------------------------

3) Funt brytyjski – jednostka masy obowiązująca w krajach anglo­saskich, odpowiadająca ok. 0,45 kilograma.

– Sta­ry, w co zno­wu się wpa­ko­wa­łeś? – za­ga­ił JJ tym swo­im głę­bo­kim gło­sem.

– Wo­ods nie do­ce­nia mo­ich umie­jęt­no­ści ta­necz­nych.

– One na ni­kim nie ro­bią wra­że­nia. – JJ zer­k­nął w moją stro­nę – Ro­adho­use. Wcho­dzisz w to, Wo­ods?

– Nie dam rady. Mu­szę za­ku­wać – od­po­wie­dzia­łam, uno­sząc pod­ręcz­nik.

– Zrób so­bie prze­rwę – rzu­cił.

– Mogę się za­ło­żyć, że nie od­mó­wi­ła­byś, gdy­by wy­bra­li miej­sce, gdzie po­da­ją praw­dzi­wą wy­żer­kę, jak bi­stro Mi­cha­ela czy Ju­lien L’Au­ber­ge w Na­shvil­le – mó­wił Car­ter ze śmiesz­nym fran­cu­skim ak­cen­tem, któ­ry bar­dzo ba­wił mnie, JJ’a i Hen­ry’ego.

– Do li­cha, nie – od­par­łam. – Wszyst­ko, cze­go mi po­trze­ba, to wiel­ki ka­wał mię­cha i to­reb­ka orzesz­ków ziem­nych, któ­ry­mi mogę ob­rzu­cać pod­ło­gę.

– Oj, cóż za bluź­nier­stwo – usły­sza­łam od Car­te­ra.

– Ty rów­nież się nie wy­bie­rasz? – spy­ta­łam go.

Przez chwi­lę mil­czał, spo­glą­da­jąc na swo­je buty.

– Nie dam rady. To wie­czór tre­nin­go­wy, co nie?

Car­ter to je­dy­na zna­na mi oso­ba, któ­rej ro­dzi­ce nie pro­te­stu­ją prze­ciw­ko spę­dza­niu cza­su w ten spo­sób. W jego domu wszyst­ko krę­ci się wo­kół tre­nin­gów i me­czów fut­bo­lo­wych.

– No da­lej, Wo­ods… Tyl­ko na go­dzin­kę czy dwie – bia­do­lił Hen­ry.

Nie zno­si­łam mu od­ma­wiać.

– Je­śli ja­koś prze­brnę wie­czo­rem przez czte­ro­go­dzin­ny film o Ala­ba­mie, wy­bio­rę się z wami ju­tro. Może tak być?

– Su­per – od­po­wie­dział.

– Pod wa­run­kiem, że nie przy­pro­wa­dzisz ze sobą swo­je­go ha­re­mu – na­ci­ska­łam, wska­zu­jąc na gru­pę che­er­le­ade­rek ster­czą­cych dzie­sięć jar­dów od li­nii bram­ki i ro­bią­cych ma­śla­ne oczy do chło­pa­ków.

– Prze­cież mamy umo­wę wią­za­ną – ro­ze­śmiał się.

– W koń­cu je­dy­ne, o czym my­ślisz, to two­je przy­ro­dze­nie – rzu­cił JJ w jego stro­nę.

– A ty niby je­steś inny? – pal­nę­łam.

JJ szturch­nął mnie moc­no w ra­mię, tak że aż za­to­czy­łam się w tył. Wszy­scy po­now­nie wy­buch­nę­li­śmy śmie­chem.

Wła­śnie wte­dy nad­cią­gnę­ły dwie che­er­le­ader­ki i za­czę­ły przy­mi­lać się do JJ’a i Hen­ry’ego. Cie­ka­we, dla­cze­go ocią­ga­ły się z tym tak dłu­go.

JJ i La­cey ca­ło­wa­li się tak, jak­by za­le­ża­ło od tego mi­strzo­stwo sta­no­we. Sa­man­tha splo­tła dłoń z dło­nią Hen­ry’ego, śląc mu uśmiech. W koń­cu na­de­szły Kris­ten i Ma­rie, oczy­wi­ście ra­zem, jako że che­er­le­ader­ki za­wsze po­dą­ża­ją w sta­dzie.

– Nie­zła ro­bo­ta, Jor­dan – zwró­ci­ła się do mnie Ma­rie. – Two­je ro­ze­gra­nie to na­praw­dę coś.

– Hen­ry ka­zał ci to po­wie­dzieć? – spy­ta­łam.

– Nie – mruk­nę­ła, pa­trząc na swo­je pom­po­ny i mierz­wiąc je dłoń­mi.

JJ and La­cey ode­rwa­li się od sie­bie nie­chęt­nie ni­czym rze­py.

– Na­wet z nią nie za­czy­naj, Ma­rie, bo spę­dzi­my tu całą noc, słu­cha­jąc wy­kła­du na te­mat wskaź­ni­ków i sta­ty­styk po­dań fut­bo­lo­wych… – pal­nę­ła Kri­sten.

– Nie po­dań, tyl­ko gry górą, Kri­sten – oświe­ci­łam ją. – Nie myśl tyle, bo wło­sy za­czy­na­ją ci się elek­try­zo­wać.

Za­śmia­ła się sztucz­nie, nie­świa­do­mie wy­gła­dza­jąc swo­je brą­zo­we wło­sy. Wy­si­li­łam całą swo­ją wolę, aby nie wy­buch­nąć śmie­chem, gdy zo­ba­czy­łam, że Sa­man­tha i La­cey ro­bią to samo. Spoj­rza­łam na Hen­ry’ego, JJ’a i Car­te­ra, któ­rzy po­now­nie za­czę­li chi­cho­tać. Ma­rie po­szła ich śla­dem.

– Daj­cie znać, je­śli zmie­ni­cie zda­nie – za­wo­łał Hen­ry w stro­nę moją i Car­te­ra.

Zro­bi­li­śmy żół­wi­ka na po­że­gna­nie, po czym Hen­ry, JJ i ich fan­klub uda­li się w stro­nę szat­ni.

Przy­tu­la­jąc pod­ręcz­nik do pier­si, po­czu­łam przez mo­ment ukłu­cie sa­mot­no­ści. Mia­łam ocho­tę za­wo­łać za Hen­rym. Od­kąd kil­ka mie­się­cy temu rzu­ci­ła go dziew­czy­na, cho­dził zdo­ło­wa­ny, więc na pew­no do­ce­nił­by moje to­wa­rzy­stwo. Zwłasz­cza że ob­ra­ca się te­raz wśród la­sek, któ­rym wy­da­wa­ło się, że Hail Mary4) to mo­dli­twa do Mat­ki Bo­skiej.

------------------------------------------------------------------------

4) Hail Mary – dłu­gie po­da­nie w kie­run­ku gru­py skrzy­dło­wych (wide re­ce­ivers) znaj­du­ją­cych się w po­bli­żu stre­fy bo­iska, w któ­rej zdo­by­wa się przy­ło­że­nia (end zone) w na­dziei na wy­ko­na­nie za­gra­nia war­te­go sześć punk­tów (to­uch down). Za­gra­nie to uży­wa­ne jest naj­czę­ściej przed sa­mym koń­cem spo­tka­nia.

Z dru­giej stro­ny roz­pra­szał moją uwa­gę, a po­trze­bo­wa­łam du­żej daw­ki kon­cen­tra­cji. Dla Ala­ba­my.

– Wra­caj­my do domu, Car­ter – po­wie­dzia­łam, sły­sząc wo­ła­nie jego taty z pierw­sze­go rzę­du me­ta­lo­wych try­bun. – Two­ja mama cze­ka z obia­dem, aż skoń­czy­my.

– Uda­ne­go se­an­su. Chciał­bym być na two­im miej­scu, a nie prze­sia­dy­wać z tatą.

Po chwi­li jed­nak do nie­go do­łą­czył. Pan Car­ter za­czął coś mó­wić, ge­sty­ku­lu­jąc za­wzię­cie. Praw­do­po­dob­nie pod­da­wał szcze­gó­ło­wej ana­li­zie cały tre­ning.

Szko­da tyl­ko, że mój tata nie jest taki.

***

Z po­wro­tem w domu. Sia­da­jąc przy ku­chen­nym sto­le, otwo­rzy­łam pod­ręcz­nik ze stra­te­gia­mi gry. Obie­ra­jąc ba­na­na, stu­dio­wa­łam ma­newr zwa­ny Red Rab­bit. Ju­tro za­po­wia­da­ła się zu­peł­nie od­je­cha­na gra, z za­gra­nia­mi typu flea flic­ker5). Bę­dzie cięż­ko, ale Hen­ry i ja ja­koś damy radę.

------------------------------------------------------------------------

5) Flea flic­ker − za­gra­nie po­le­ga­ją­ce na tym, że po wzno­wie­niu gry roz­gry­wa­ją­cy prze­ka­zu­je pił­kę za­wod­ni­ko­wi for­ma­cji ofen­syw­nej, któ­re­go za­da­niem jest bieg z pił­ką (run­ning back), a na­stęp­nie zwró­ce­nie pił­ki roz­gry­wa­ją­ce­mu. Po tym tric­ku pił­ka jest po­da­wa­na do skrzy­dło­we­go (wide re­ce­iver) lub za­wod­ni­ka for­ma­cji ofen­syw­nej bę­dą­ce­go za­ra­zem skrzy­dło­wym (ti­ght end).

Mama we­szła do kuch­ni. Odło­ży­ła se­ka­tor i rę­ka­wi­ce na blat, po czym na­la­ła so­bie szklan­kę wody.

– Dla­cze­go nie wy­szłaś dziś z przy­ja­ciół­mi? – spy­ta­ła.

– Nie je­stem przy­go­to­wa­na na roz­gryw­kę wstęp­ną – od­po­wie­dzia­łam, po­chła­nia­jąc wzro­kiem wy­tycz­ne.

– Z tego, co wi­dzia­łam, je­steś go­to­wa na sto pro­cent. Nie chcę, że­byś się wy­pa­li­ła.

– Ni­g­dy.

– Może przy­dał­by ci się ma­saż? Dzień w SPA, któ­ry spra­wi, że w pią­tek bę­dziesz wy­po­czę­ta i zre­lak­so­wa­na. Mo­gły­by­śmy pójść ra­zem w czwar­tek, gdy skoń­czę wo­lon­ta­riat w szpi­ta­lu.

Po­wo­li pod­nio­słam gło­wę, wpa­tru­jąc się w mamę.

Tak… Z pew­no­ścią chło­pa­ki po­trak­tu­ją mnie po­waż­nie, je­śli w pią­tek po­ka­żę im się z ró­żo­wym ma­ni­cu­re’em.

Nie chcąc jej zra­nić, okra­si­łam moją od­mo­wę uśmie­chem.

– Nie, dzię­ki.

Mama od­wza­jem­ni­ła uśmiech.

– Co za­mie­rzasz wło­żyć na wy­ciecz­kę do Ala­ba­my?

Wzru­szy­łam ra­mio­na­mi.

– Czy ja wiem… Może kor­ki i dre­sy Hun­dred Oaks.

Mama po­pi­ja­ła wodę.

– Tak so­bie my­śla­łam, że może wy­bra­ły­by­śmy się na za­ku­py po su­kien­kę.

– Nie… Dzię­ki.

Boże, gdy­bym wło­ży­ła su­kien­kę, sta­ła­bym się poś­mie­wi­skiem wszyst­kich chło­pa­ków jak Ala­ba­ma dłu­ga i sze­ro­ka, od Tu­sca­lo­osy aż po dru­go­rzęd­ne ligi.

– Tre­ner Ala­ba­my jest wiel­kim fa­nem Bal­ti­mo­re. Może wło­żę ko­szul­kę Ra­vens.

Mama za­nio­sła się śmie­chem.

– Tata wy­ko­pie cię z domu.

– Dla­cze­go miał­bym wy­ko­pać moją cór­kę z domu? – roz­le­gło się py­ta­nie wiel­kie­go Do­no­va­na Wo­od­sa.

Wszedł do kuch­ni i ob­da­rzył mamę ca­łu­sem i uścis­kiem.

– Bez po­wo­du – od­po­wie­dzia­łam, prze­wra­ca­jąc stro­nę pod­ręcz­ni­ka.

Tata chwy­cił bu­tel­kę Ga­to­ra­de, tego tru­skaw­ko­wo-śliw­ko­we­go szaj­su, któ­ry re­kla­mu­je, i po­cią­gnął łyk. Na­dal był umię­śnio­ny jak dia­bli, choć jego czar­ne wło­sy za­czy­na­ły już przy­bie­rać od­cień soli i pie­przu. Osią­gnąw­szy wiek czter­dzie­stu trzech lat, pię­cio­krot­nie pró­bo­wał przejść na eme­ry­tu­rę po każ­dym za­koń­czo­nym se­zo­nie, jed­nak osta­tecz­nie za­wsze po­wra­cał do gry, z tego czy in­ne­go po­wo­du. Z bie­giem cza­su spra­wa ta sta­ła się ulu­bio­nym te­ma­tem przy­ty­ków spra­wo­zdaw­ców spor­to­wych. Nie chcąc za­tem ry­zy­ko­wać ochrza­nu, nie po­ru­sza­li­śmy w domu tego draż­li­we­go te­ma­tu.

Tata spo­glą­dał na mój pod­ręcz­nik, krę­cąc gło­wą.

– Przyj­dziesz na mój piąt­ko­wy mecz?

Spo­glą­da­jąc na mamę, od­po­wie­dział:

– Może. Za­sta­no­wię się.

– Okej…

– A co po­wiesz na to, bym za­brał cie­bie i Hen­ry’ego na ryby przed me­czem two­je­go bra­ta? – spy­tał na­gle z uśmie­chem na twa­rzy.

Co za kom­plet­na bzdu­ra. Pój­dzie na mecz Mike’a, a na mój nie, i pró­bu­je mnie uła­go­dzić wyj­ściem na ryby?!

– Nie, dzię­ki – od­par­łam.

Przez twarz taty prze­mknął sze­ro­ki uśmiech.

– To może w na­stęp­nym ty­go­dniu – po­wie­dział mięk­ko.

– Tak samo jak może przyj­dziesz na mój piąt­ko­wy mecz – wy­mru­cza­łam do sie­bie. – Mamo, gdzie jest Mike?

Mia­łam wiel­ką ocho­tę obej­rzeć ten film o Ala­ba­mie. Cho­ciaż wi­dzia­łam ty­sią­ce aka­de­mic­kich i pro­fe­sjo­nal­nych me­czów, na­dal nie po­tra­fi­łam się obejść bez opi­nii eks­per­tów, a mój tata był da­le­ki od udzie­la­nia mi ja­kich­kol­wiek rad.

– Ach, jego tre­ner zwo­łał spo­tka­nie dru­ży­ny. Pro­sił, by prze­ka­zać ci prze­pro­si­ny.

– Su­per – wy­mam­ro­ta­łam pod no­sem.

Mama za­czę­ła opo­wia­dać ta­cie o swo­ich ró­żach i sło­necz­ni­kach, wska­zu­jąc przez ku­chen­ne okno w kie­run­ku ogro­du.

– Nie są­dzisz, że sło­necz­ni­ki nie­mal osią­gnę­ły już stan zen?

Tata oto­czył mamę ra­mio­na­mi i, jak Boga ko­cham, mruk­nął:

– Ja rów­nież osią­gam w tym mo­men­cie ten stan.

Nie­bez­piecz­nie bli­ska pusz­cze­nia pa­wia chwy­ci­łam pod­ręcz­nik i kru­che cze­ko­la­do­we cia­stecz­ka, po czym ze­szłam do piw­ni­cy. Włą­czy­łam te­le­wi­zor i wło­ży­łam do od­twa­rza­cza DVD pły­tę z na­gra­niem roz­gryw­ki mię­dzy Ala­ba­mą a Tek­sa­sem z ze­szło­rocz­nych mi­strzostw na­ro­do­wych.

Wy­łą­czy­łam świa­tła i roz­ło­ży­łam się wy­god­nie na jed­nej ze skó­rza­nych sof. Za­ja­da­jąc cia­stecz­ka, wci­snę­łam przy­cisk od­twa­rza­nia.

Pod­su­muj­my. Moi przy­ja­cie­le ba­wi­li się z che­er­le­ader­ka­mi.

Mój tata trosz­czył się bar­dziej o stan zen sło­necz­ni­ków niż o moje uczu­cia.

Przy­nam­niej zo­sta­wał mi fut­bol.

Sta­no­wił sed­no mo­je­go ży­cia, od­kąd skoń­czy­łam sie­dem lat. Cza­sem jed­nak sły­sza­łam od Hen­ry’ego, że po­win­nam mniej się w tym za­tra­cać, a za­cząć żyć na­praw­dę, tak jak­bym „mia­ła zejść lada dzień”.

Praw­da była taka, że by­łam nor­mal­ną na­sto­lat­ką. No, tak nor­mal­ną, jak po­tra­fi­łam. Rzecz w tym, że z jed­nej stro­ny uwa­ża­łam Ju­sti­na Tim­ber­la­ke’a za mega cia­cho, z dru­giej zaś mia­łam po­nad sześć stóp6) wzro­stu­ i po­tra­fi­łam wy­rzu­cić pił­kę na li­nię pięć­dzie­się­ciu jar­dów.

------------------------------------------------------------------------

6) Stopa – jednostka miary używana w krajach anglosaskich, równa 30,48 centymetra.

Inne ozna­ki anor­mal­no­ści?

Po­tocz­nie uwa­ża się, że dziew­czy­na prze­by­wa­ją­ca sta­le z dru­ży­ną fut­bo­lo­wą rand­ku­je na okrą­gło.

Nie­zu­peł­nie.

Ni­g­dy nie mia­łam chło­pa­ka, ni­g­dy na­wet się nie ca­ło­wa­łam. Naj­bliż­sza temu by­łam ze­szłe­go lata, ale mia­ło to cha­rak­ter zwy­kłe­go żar­tu. Na im­pre­zie jed­na z che­er­le­ade­rek rzu­ci­ła po­mysł gry w „sie­dem mi­nut w nie­bie”. No wie­cie, cho­dzi o to, że idzie się do to­a­le­ty i ca­łu­je. Ja­kimś spo­so­bem ja i Hen­ry tra­fi­li­śmy do jed­nej ubi­ka­cji. Oczy­wi­ście do po­ca­łun­ku nie do­szło, skoń­czy­ło się tyl­ko na od­je­cha­nych za­pa­sach kciu­ko­wych, któ­re prze­kształ­ci­ły się w po­je­dy­nek na prze­py­chan­ki. Oczy­wi­ście wszy­scy my­śle­li, że ob­ści­ski­wa­li­śmy się w to­a­le­cie. Tak, ja­sne. On jest dla mnie jak brat.

Nie cho­dzi o to, że fa­ce­ci się mną nie in­te­re­su­ją. Rzecz w tym, że ci, któ­rych znam, w więk­szo­ści są:

1. Niż­si niż ja.

2. La­lu­sio­wa­ci.

3. W mo­jej dru­ży­nie.

4. Patrz punk­ty 1–3.

Ni­g­dy nie po­zwo­lę so­bie na uma­wia­nie się z chło­pa­kiem z dru­ży­ny. Tak czy ina­czej, nie są w moim ty­pie. Wspól­ne prze­jażdż­ki au­to­bu­sem przez te wszyst­kie lata sku­tecz­nie mnie od nich od­rzu­ci­ły. Pod­czas jed­nej jaz­dy moja dru­ży­na wy­twa­rza wię­cej ga­zów niż wy­sy­pi­sko śmie­ci.

Zresz­tą nie mam cza­su na fa­ce­tów. Gdy­bym na­gle za­czę­ła się za­cho­wy­wać jak dziew­czy­na, moja dru­ży­na prze­sta­ła­by trak­to­wać mnie po­waż­nie. Nie mogę so­bie po­zwo­lić na utra­tę pew­no­ści sie­bie. W koń­cu je­stem gwiaz­dą Hun­dred Oaks Red Ra­iders.

Gwiaz­dą, do któ­rej Ala­ba­ma za­pło­nie mi­ło­ścią w piąt­ko­wą noc.Problemy z kolanem

bilans – 20 dni do wypadu do Alabamy

– Okej, prze­rwa – za­wo­łał tre­ner.

Śro­do­we po­po­łu­dnie, dwa dni przed me­czem otwar­cia.

Zdej­mu­jąc kask, skie­ro­wa­łam się w stro­nę ław­ki, po czym usia­dłam i otwo­rzy­łam pod­ręcz­nik.

– Wo­ods – usły­sza­łam głos Hen­ry’ego, sia­da­ją­ce­go obok mnie – zrób so­bie prze­rwę.

– Nie od­mie­rzy­łam od­po­wied­nio cza­su na scre­en pass7).

------------------------------------------------------------------------

7) Scre­en pass – za­gra­nie to wy­stę­pu­je wte­dy, gdy za­wod­ni­cy de­fen­sy­wy my­ślą, że bę­dzie gra­ne dłu­gie po­da­nie.

Hen­ry po­chy­lił się i prych­nął w stro­nę swych bu­tów:

– To two­je po­da­nie do tyłu do Ba­te­sa umoż­li­wi­ło nam wy­gra­nie me­czu. Nie bądź dla sie­bie zbyt su­ro­wa.

– Jak mo­żesz do tego pod­cho­dzić tak spo­koj­nie?

Blond loki przy­sło­ni­ły mu oczy, gdy od­po­wie­dział:

– Nie boję się o cie­bie. Je­steś naj­lep­szym za­wod­ni­kiem w ca­łym Ten­nes­see.

Po­tem par­sk­nął śmie­chem.

– A je­śli cho­dzi o mnie… Po­wi­nie­nem się na­uczyć, jak pro­wa­dzić cię­ża­rów­kę z na­cze­pą jak mój tata. Albo wy­ćwi­czyć na­stę­pu­ją­cą for­muł­kę: „Kon­su­men­ci Wal-Mar­tu są pro­sze­ni o uwa­gę. Pro­si­my o nie­odwie­dza­nie, po­wta­rzam, nie­odwie­dza­nie mę­skiej to­a­le­ty aż do od­wo­ła­nia. Do­szło tam do praw­dzi­wej ka­ta­stro­fy”.

Na­praw­dę mnie tym roz­śmie­szył.

– Prze­stań. Je­steś naj­szyb­szym gra­czem, ja­kie­go znam. Je­śli ty nie do­sta­niesz sty­pen­dium, by po­cią­gnąć grę w col­le­ge’u, nikt tego nie do­ko­na. Jako skrzy­dło­wy po pro­stu wy­mia­tasz. Do tego je­steś nie­głu­pi.

W od­po­wie­dzi od­chy­lił się z po­wro­tem do tyłu i krzy­żu­jąc ręce na brzu­chu, spy­tał:

– Wspól­ne wyj­ście po tre­nin­gu na­dal ak­tu­al­ne?

– Po­win­nam obej­rzeć jesz­cze parę fil­mów…

– Wo­ods, obie­ca­łaś! – zmarsz­czył się.

– Nie wy­da­je mi się, by Liz He­aston8) i Ash­ley Mar­tin9) dużo im­pre­zo­wa­ły w szko­le śred­niej.

------------------------------------------------------------------------

8) Elizabeth „Liz” Heaston Thompson – amerykańska sportsmenka; w 1997 roku jako pierwsza kobieta w historii zdobyła punkt dla uniwersyteckiej drużyny futbolowej (przyp. red.).

9) Ashley Martin – amerykańska zawodniczka; trenowała futbol i piłkę nożną. Była pierwszą kobietą, która zdobyła punkt w prestiżowych rozgrywkach futbolu amerykańskiego NCAA Division I (przyp. red.).

– Nie mó­wię o im­pre­zo­wa­niu. Cho­dzi mi o wspól­ne spę­dza­nie cza­su, jak daw­niej. Poza tym one są ko­pa­cza­mi. Zdo­by­cie jed­ne­go punk­tu nie wy­ma­ga od nich wie­le wy­sił­ku. Zresz­tą spójrz tyl­ko na nie! Dwa punk­ty za cel­ne kop­nię­cie w ca­łej ich ka­rie­rze! Wszyst­ko w ob­rę­bie za­le­d­wie trze­ciej ligi. Co do Ash­ley… No do­bra, trzy punk­ty w jed­nym me­czu, pierw­sza liga Jack­so­nvil­le, nie­mniej jed­nak…

Po­trzą­snę­łam gło­wą.

– Ja trak­tu­ję grę po­waż­nie.

– Ale pra­wie nie wi­du­je­my się w cią­gu ty­go­dnia – po­wie­dział ci­cho, wy­wo­łu­jąc u mnie po­czu­cie bez­na­dziei. Je­śli do­pnę swe­go i będę grać w Ala­ba­mie, nie będę mia­ła na­wet z kim dzie­lić swo­jej ra­do­ści, bo mój naj­lep­szy kum­pel znaj­dzie so­bie lep­sze rze­czy do ro­bo­ty.

– Mniej­sza o film. Wy­skocz­my gdzieś ra­zem. Tyl­ko my, zga­dza się?

– No ja­sne. – Po­now­nie po­chy­la­jąc się w stro­nę ko­lan, spy­tał jesz­cze: – A co my­ślisz o Ma­rie Ba­ird?

– Wy­da­je się lep­sza od Kri­sten.

– Za­sta­na­wiam się nad za­pro­sze­niem jej gdzieś.

– A co z Sa­man­thą?

Hen­ry sku­pił uwa­gę na pod­ło­żu pod sto­pa­mi i kop­nął ka­myk.

– Sam nie wiem… Seks jest w po­rząd­ku, ale ja­koś za nią nie prze­pa­dam.

– Dla­cze­go cią­gle sy­piasz z dziew­czy­na­mi, z któ­ry­mi nic cię nie łą­czy? To już chy­ba trze­cia, z któ­rą krę­cisz, od­kąd Car­rie Mey­er kop­nę­ła cię w ty­łek. Dla­cze­go po pro­stu nie spik­nie­cie się po­now­nie?

Twarz Hen­ry’ego mo­men­tal­nie sta­ła się bar­dziej ró­żo­wa niż te śmiesz­ne sta­ni­ki, któ­re mama zo­sta­wi­ła mi ostat­nio na łóż­ku, uwa­ża­jąc naj­wi­docz­niej, że po­trzeb­ne mi coś bar­dziej ko­bie­ce­go niż bie­li­zna spor­to­wa.

– Ma­rie wy­da­je się na­praw­dę spo­ko.

– Masz na my­śli praw­dzi­we rand­ko­wa­nie, a nie za­ba­wę?

– Może.

– Ja tam lu­bię Car­rie.

Ze wszyst­kich zna­nych mi dziew­czyn je­dy­nie ona mo­gła­by być moją przy­ja­ciół­ką. Na po­cząt­ku dzie­wią­tej kla­sy pierw­szy dzień w szat­ni po tre­nin­gu był praw­dzi­wą ma­sa­krą. Nie­świa­do­mie po­peł­ni­łam błąd, prze­bie­ra­jąc się na wprost ka­pi­tan che­er­le­ade­rek. Za­czę­ła na­trzą­sać się z mo­jej pła­skiej klat­ki pier­sio­wej na oczach dwu­dzie­stu in­nych dziew­czyn. Wów­czas to Car­rie, świe­żo upie­czo­na che­er­le­ader­ka, po­de­szła do ka­pi­tan i ka­za­ła jej prze­stać. Było to na­praw­dę od­waż­ne za­gra­nie.

– Za­ło­żę się, że też po­lu­bisz Ma­rie. Mu­sisz tyl­ko dać jej szan­sę.

Wzru­sza­jąc ra­mio­na­mi, po­my­śla­łam, że nie mam za­mia­ru spo­ufa­lać się z ni­kim, kto przy­jaź­ni się z Kris­ten Mar­kum.

– Dla­cze­go Car­rie kop­nę­ła cię w ty­łek?

– Już ci mó­wi­łem, Wo­ods, że to moja pry­wat­na spra­wa.

– Prze­cież ni­g­dy nie mie­li­śmy przed sobą ta­jem­nic.

– Może ty w ta­kim ra­zie po­wiesz mi, dla­cze­go tak bar­dzo nie zno­sisz Kri­sten?

Uśmiech­nę­łam się tyl­ko w od­po­wie­dzi i szturch­nę­łam go w ra­mię.

– Do­bra, ro­zejm – od­parł, roz­cie­ra­jąc bi­ceps. – Masz ocho­tę prze­je­chać się tu­ne­lem stra­chu i za­grać w skee ball10)?

------------------------------------------------------------------------

10) Popularna gra zręcznościowa.

– Świet­nie. Obiad u mnie w domu?

– Ja­sne, że tak, do cho­le­ry. Bę­dzie pie­czo­ny kur­czak, praw­da?

– Masz to jak w ban­ku.

Zwy­kle Hen­ry ja­dał u nas w domu kil­ka razy w ty­go­dniu, cza­sem też no­co­wał. Cho­ciaż teo­re­tycz­nie po­wi­nien spać w po­ko­ju go­ścin­nym, za­kra­dał się do mo­je­go po­ko­ju, od­kąd skoń­czy­li­śmy osiem lat. Kie­dy mama się o tym do­wie­dzia­ła, za­czę­ła go zmu­szać do spa­nia ze mną do góry no­ga­mi. Hen­ry za­wsze mnie roz­śmie­szał, przy­ta­cza­jąc ar­gu­men­ty do spa­nia gło­wą w gło­wę, ta­kie jak ochro­nie­nie mnie przed po­ten­cjal­nym na­past­ni­kiem lub odór pły­ną­cy z mo­ich stóp.

– Wo­ods, ko­niec prze­rwy! – usły­sza­łam wo­ła­nie tre­ne­ra.

Sko­czy­łam na rów­ne nogi, scho­wa­łam po­now­nie moje dłu­gie blond wło­sy pod kask i po­bie­głam w stro­nę li­nii pięć­dzie­się­ciu jar­dów.

– Co jest, tre­ne­rze?

– Spró­buj­my tak­ty­ki z ostrym za­krę­tem i po­da­niem do tyłu, tej, o któ­rej wcze­śniej roz­ma­wia­li­śmy.

– Robi się.

Gra tego typu nie na­le­ży do ła­twych, ale Hen­ry i ja damy radę. Będę mu­sia­ła wy­ko­nać do nie­go krót­kie po­da­nie. Kie­dy obro­na ru­szy za nim z ko­py­ta, wów­czas prze­rzu­ci pił­kę do za­wod­ni­ka for­ma­cji ofen­syw­nej, któ­ry za­ko­twi­czy się na środ­ku pola.

Za­czę­łam na­ra­dę z chło­pa­ka­mi.

– W co gra­my? – spy­tał JJ.

– Red Rab­bit – od­po­wie­dzia­łam.

– Za­rą­bi­ście – rzu­cił Hen­ry, za­cie­ra­jąc dło­nie.

Za­ję­li­śmy wy­zna­czo­ne po­zy­cje. Kie­dy do­sta­łam pił­kę od JJ’a, ota­cza­ła mnie wy­łącz­nie ci­sza. Zwy­kle sły­sza­łam głos tre­ne­ra w gło­śni­ku przy ka­sku, ale nie tym ra­zem. Zdzi­wi­łam się. Co to ma u li­cha zna­czyć? Pa­trząc ką­tem oka, do­strze­głam dy­rek­to­ra idą­ce­go ra­mię w ra­mię z tre­ne­rem, któ­ry wy­glą­dał jak, za prze­pro­sze­niem, po­tul­ne cie­lę. Sta­no­wi­li dość po­ciesz­ną parę.

Nie­spo­dzie­wa­nie, pierw­szy raz w ży­ciu ko­la­no dało mi po­pa­lić.

Kie­dy tak sta­łam, wpa­tru­jąc się w tre­ne­ra i dy­rek­to­ra, zo­sta­łam zwa­lo­na z nóg przez roz­gry­wa­ją­ce­go obro­ny, Car­te­ra, i jego dwie­ście pięć­dzie­siąt fun­tów ży­wej wagi. Le­cąc do tyłu, ude­rzy­łam so­lid­nie o zie­mię, po­mi­mo ka­sku świat wi­ro­wał mi przed ocza­mi. Auć.

***

Gdzie do cho­le­ry był JJ? Dla­cze­go mnie nie obro­nił? Pierw­szy raz zo­sta­łam za­blo­ko­wa­na w taki spo­sób. Zwa­żyw­szy na pra­cę mo­ich stóp i mu­sku­lar­ne, ogrom­ne cia­ło JJ’a, to nie po­win­no się w ogó­le zda­rzyć.

– Jor­dan! – usły­sza­łam głos mamy do­bie­ga­ją­cy z try­bun.

Nad­biegł Hen­ry. Ścią­gnął kask i uklęk­nął na zie­mi obok mnie. Za­gry­zł­szy war­gę, po­ło­żył mi rękę na ra­mie­niu.

Po mo­jej dru­giej stro­nie zwa­lił się Car­ter.

– Tak mi przy­kro, Wo­ods. Pró­bo­wa­łem wy­ha­mo­wać. Dla­cze­go do cho­le­ry sta­łaś tam jak słup soli?

– Wo­ods! – za­wo­łał tre­ner, bie­gnąc w moją stro­nę. – Wszyst­ko w po­rząd­ku? JJ, co do cho­le­ry wy­pra­wiasz? Co do cie­bie, Car­ter – jak mo­głeś być tak tępy i ude­rzyć w na­sze­go roz­gry­wa­ją­ce­go na dwa dni przed otwar­ciem se­zo­nu? – mó­wiąc to, rzu­cił swo­ją pod­kład­kę do pi­sa­nia na zie­mię.

Co za ob­ciach.

– Nic mi nie jest, tre­ne­rze – po­wie­dzia­łam.

Nie ucier­pia­łam, mimo to nie mia­łam ocho­ty się pod­nieść. Czu­łam się tak samo pa­skud­nie jak wte­dy, gdy gór­na część ko­stiu­mu ką­pie­lo­we­go zje­cha­ła so­bie z mo­jej klat­ki pier­sio­wej na zjeż­dżal­ni na Flo­ry­dzie.

Trud­no mi było uwie­rzyć, że wła­śnie na­wa­li­łam. Tata do­sta­nie sza­łu, gdy się do­wie o tym, że mia­łam za­ćmie­nie pod­czas tre­nin­gu. Su­per. I wszyst­ko dwa dni przed otwar­ciem se­zo­nu. Jesz­cze więk­sza por­cja cho­ler­ne­go stre­su.

– To moja wina, tre­ne­rze – ode­zwał się JJ. Po­dał mi rękę i po­cią­gnął do po­zy­cji sto­ją­cej.

– To się nie może po­wtó­rzyć w piąt­ko­wy wie­czór! – krzyk­nął tre­ner, ce­lu­jąc pal­cem w stro­nę jego twa­rzy.

Za­kry­ta ka­skiem, od­dy­cha­łam głę­bo­ko. JJ nie mu­siał brać winy na sie­bie, bo wszyst­ko zda­rzy­ło się prze­ze mnie. Mimo to wi­siał mi przy­słu­gę. Po­przed­nim ra­zem ob­ści­ski­wał się z La­cey i tra­fił na tre­ning moc­no spóź­nio­ny, a ja go kry­łam.

A je­śli już mowa o róż­nych zbli­że­niach – obok dy­rek­to­ra do­strze­głam fa­ce­ta wy­glą­da­ją­ce­go ku­bek w ku­bek jak Cha­se Craw­ford. Gość wy­glą­dał na za­nie­po­ko­jo­ne­go. Cho­le­ra, a więc wszyst­ko wi­dział. Całe szczę­ście, że by­łam w ka­sku – moja twarz przy­bra­ła od­cień bar­dziej czer­wo­ny niż gril­lo­wa­ny po­mi­dor.

Chło­pak miał wło­sy w ko­lo­rze pia­sko­we­go blon­du, ukła­da­ją­ce się na­tu­ral­nie w ku­szą­ce fale. Jego oczy w ko­lo­rze czy­ste­go błę­ki­tu przy­wo­dzi­ły mi na myśl kred­kę Cray­ola. Zno­szo­na ko­szul­ka polo i wy­bla­kłe je­an­sy le­ża­ły na nim wprost ide­al­nie.

Ta­kich spodni nie da się ku­pić. Aby uzy­skać ten efekt, trze­ba no­sić je la­ta­mi. Prze­mknę­ło mi przez myśl, że może by mi je sprze­dał. Och, o czym ja my­ślę. Trze­ba jed­nak przy­znać, że te spodnie były je­dy­ne w swo­im ro­dza­ju. Po­do­ba­ło mi się też to, że był ode mnie o kil­ka cali wyż­szy i ład­nie opa­lo­ny. No i to cia­ło… Jak on to robi, do cho­le­ry, za­ra­bia na ży­cie, tre­nu­jąc fit­ness?

Za­raz, za­raz. Co ten fa­cet tu wła­ści­wie robi?

Krę­ci­ło mi się w gło­wie i zbie­ra­ło na wy­mio­ty. Mu­sia­łam wró­cić do rze­czy­wi­sto­ści.

Gdy dy­rek­tor się ode­zwał, ode­tchnę­łam z ulgą.

– Tre­ne­rze Mil­ler, chciał­bym panu przed­sta­wić Ty­le­ra Gre­ena. Jego li­ce­al­na dru­ży­na fut­bo­lo­wa wy­gra­ła ze­szło­rocz­ne mi­strzo­stwa sta­nu Tek­sas. Zda­ję so­bie spra­wę, że jest nie­co za póź­no na przy­miar­ki, nie­mniej jego ro­dzi­na wła­śnie się tu prze­pro­wa­dzi­ła. Może mógł­by pan roz­wa­żyć do­pusz­cze­nie go do dru­ży­ny? Póź­niej po­dam panu wię­cej szcze­gó­łów.

– Ro­zu­miem – przy­tak­nął tre­ner.

Dy­rek­tor znik­nął po­now­nie w przy­jem­nie kli­ma­ty­zo­wa­nych ko­ry­ta­rzach szko­ły.

Chwi­lecz­kę. Czy dy­rek­tor nie po­wie­dział wła­śnie cze­goś na te­mat Ty­le­ra, fut­bo­lu i skap­to­wa­nia go do mo­jej dru­ży­ny? Naj­wyż­sza pora otrzą­snąć się z osłu­pie­nia i ogar­nąć, co dzie­je się wo­ko­ło.

Ty­ler stał z rę­ka­mi głę­bo­ko wbi­ty­mi w kie­sze­nie spodni, kre­śląc pal­cem u nogi coś na li­nii bocz­nej. Po­tem po­wiódł wzro­kiem po człon­kach dru­ży­ny. Cie­ka­we, skąd te ner­wy? Po kimś, kto wy­grał mi­strzo­stwa sta­no­we, spo­dzie­wa­ła­bym się ra­czej by­cia za­ro­zu­mia­łym dup­kiem, pa­no­szą­cym się do­oko­ła ni­czym ja­kiś Tom Bra­dy11).

------------------------------------------------------------------------

11) Tom Brady – amerykański futbolista, rozgrywający (qu­ar­ter­back) w New En­gland Pa­triots. Je­den z naj­wy­bit­niej­szych za­wod­ni­ków w hi­sto­rii NFL.

– A za­tem, Ty­ler… – za­czął tre­ner.

– Pro­szę mi mó­wić Ty, tre­ne­rze.

– W po­rząd­ku. Ty, na ja­kiej po­zy­cji grasz?

– Roz­gry­wa­ją­ce­go, pro­szę pana.

Sły­sząc to, mi­mo­wol­nie zro­bi­łam krok w tył. Resz­ta dru­ży­ny wy­buch­nę­ła śmie­chem.

To ja je­stem roz­gry­wa­ją­cym. Od do­brych dwóch lat nic się w tym wzglę­dzie nie zmie­ni­ło. Ten mło­kos nie od­bie­rze mi tego, co na­le­ży do mnie.

– Ci­sza! – wrza­snął tre­ner, ob­rzu­ca­jąc nas cha­rak­te­ry­stycz­nym, prze­szy­wa­ją­cym spoj­rze­niem.

Wszy­scy mo­men­tal­nie umil­kli. Do­brze zna­li­śmy tę jego minę w sty­lu: „Je­śli się nie uspo­ko­isz, bę­dziesz mu­siał prze­biec pięć mil12) w ochra­nia­czach”.

------------------------------------------------------------------------

12) Mila angielska – jednostka długości stosowana w krajach anglo­saskich, odpowiadająca ok. 1609,34 metra.

– Ty – cią­gnął – my już mamy roz­gry­wa­ją­ce­go, któ­re­mu ni­cze­go nie bra­ku­je.

Ty ob­da­rzył go bo­le­snym spoj­rze­niem i spu­ścił wzrok. Ni­g­dy nie wi­dzia­łam lau­re­ata mi­strzostw sta­no­wych, któ­ry by się tak za­cho­wy­wał. Więk­szość z nich aż ki­pia­ła pew­no­ścią sie­bie. To uro­dze­ni przy­wód­cy. Ja­koś nie mo­głam so­bie wy­obra­zić po­dą­ża­nia za fa­ce­tem, po któ­rym wszyst­ko wi­dać jak na dło­ni. Nie­mniej był przy­stoj­nia­kiem i do tego z pew­no­ścią do­brym za­wod­ni­kiem, sko­ro grał dla tek­sań­skiej dru­ży­ny na­ro­do­wej. Fut­bol to dla tych lu­dzi po­waż­na spra­wa, prak­tycz­nie o zna­cze­niu re­li­gij­nym.

O co za­tem mo­gło cho­dzić?

Chwi­lecz­kę. Skąd u mnie taka doza sym­pa­tii? To nie w moim sty­lu. Je­stem jak ska­ła.

– No, za­wsze przy­da nam się do­bry zmien­nik. Na­sza ka­pi­tan wy­ja­śni ci, co i jak. Wo­ods! – za­wo­łał tre­ner.

Wciąż na nie­co drżą­cych ko­la­nach, zdo­ła­łam jed­nak ja­koś do­biec do tre­ne­ra. Ty wy­cią­gnął rękę, by uści­snąć moją dłoń. Mój chwyt był tak moc­ny, jak to moż­li­we. Mu­sia­łam dać mu do zro­zu­mie­nia, kto tu jest górą.

Ty spoj­rzał na na­sze po­łą­czo­ne dło­nie, po czym szyb­ko wy­swo­bo­dził swo­ją.

– Auć – rzu­cił z uśmie­chem. Wi­dok ten spo­wo­do­wał, że po­czu­łam, jak top­nie­ję we­wnątrz ni­czym Zła Cza­row­ni­ca ze Wscho­du.

– Wo­ods, prze­szkol go wstęp­nie. Kil­ka szyb­kich po­dań, śred­nie tem­po. Po prze­kro­cze­niu pię­ciu jar­dów po­daj do Hen­ry’ego. Wy­ko­naj post ro­ute13) z Hig­gin­sem.

------------------------------------------------------------------------

13) Post ro­ute – za­gra­nie w fut­bo­lu ame­ry­kań­skim z po­da­niem do przo­du, gdzie skrzy­dło­wy prze­bie­ga 10–20 jar­dów od li­nii po­cząt­ko­wej, a na­stęp­nie prze­ci­na śro­dek bo­iska pod ką­tem 45 stop­ni.

– Tak jest, tre­ne­rze – od­par­łam, zer­ka­jąc w stro­nę che­er­le­ade­rek. Prze­sta­ły ro­bić swo­je fi­koł­ki i wpa­try­wa­ły się w Ty’a jak za­hip­no­ty­zo­wa­ne. Re­ak­cja cał­ko­wi­cie iden­tycz­na z moją.

– Wo­ods, czy ty mnie słu­chasz? – za­wo­łał tre­ner. – Zdej­mij ten kask, mu­szę ci zer­k­nąć w oczy. Ude­rzy­łaś się dość moc­no.

Po­wo­li zdję­łam kask i po­da­łam go Hen­ry’emu, prze­cze­su­jąc pal­ca­mi wło­sy i od­gar­nia­jąc je z twa­rzy, aby tre­ner mógł mi spoj­rzeć w twarz. Hen­ry ob­ser­wo­wał mnie z sze­ro­ko otwar­ty­mi usta­mi. Z ko­lei Ty aż sap­nął, po czym uśmiech­nął się iro­nicz­nie. Ewi­dent­nie nie miał po­ję­cia, że je­stem dziew­czy­ną.

– Ko­leś, le­piej daj so­bie na wstrzy­ma­nie – burk­nął Hen­ry, ro­biąc krok w jego stro­nę.

Zo­ba­czy­łam, jak JJ kła­dzie dłoń na ra­mie­niu Ty’a, i po­wró­ci­ło do mnie wspo­mnie­nie z daw­nych cza­sów, kie­dy to po­wstrzy­mał go­ścia z Nor­th­ga­te High od klep­nię­cia mnie w po­ślad­ki, mó­wiąc: „Okaż Wo­ods tro­chę sza­cun­ku albo sko­pię ci ty­łek”.

– Nie mia­łem nic złe­go na my­śli – od­parł Ty, kła­dąc dłoń na kla­cie JJ’a. – Je­stem po pro­stu zdu­mio­ny i… po­zy­tyw­nie za­sko­czo­ny. To wszyst­ko.

Tre­ner spoj­rzał mi w oczy, upew­nia­jąc się, że wszyst­ko ze mną w po­rząd­ku (oczy­wi­ście poza roz­pro­sze­niem uwa­gi z po­wo­du Ty’a). Po­tem za­wo­łał:

– Do ro­bo­ty! Stra­ci­li­śmy wy­star­cza­ją­co dużo cza­su prze­zna­czo­ne­go na tre­ning!

Od­bie­ra­jąc kask od Hen­ry’ego, wci­snę­łam go na gło­wę, po czym po­chwy­ci­łam pił­kę i krzyk­nę­łam:

– Do ro­bo­ty, Hen­ry!

Po­biegł wzdłuż bo­iska, zmie­nia­jąc kie­ru­nek do­brych kil­ka razy. Osią­gnąw­szy li­nię na po­zio­mie trzy­dzie­stu pię­ciu jar­dów, wy­ko­na­łam za­mach, rzu­ca­jąc pił­kę pro­sto w…

.

.

.

…(fragment)…

Całość dostępna w wersji pełnejO Autorce

Mi­ran­da Ken­ne­al­ly do­ra­sta­ła w uro­czym, ma­łym mia­stecz­ku Man­che­ster w sta­nie Ten­nes­see. Do­pie­ro kie­dy się stam­tąd wy­pro­wa­dzi­ła, za­czę­ły się tam dziać od­jaz­do­we rze­czy. Obec­nie w Man­che­ster od­by­wa się co­rocz­nie fe­sti­wal mu­zycz­ny Bon­na­roo. Jako na­sto­lat­ka Mi­ran­da ma­rzy­ła o by­ciu pi­sar­ką, gra­czem Ma­jor Le­ague Ba­se­ball, pio­sen­kar­ką co­un­try lub tłu­ma­czem ONZ. Osta­tecz­nie zo­sta­ła pi­sar­ką pra­cu­ją­cą dla De­par­ta­men­tu Sta­nu Na­ro­dów Zjed­no­czo­nych z sie­dzi­bą w Wa­szyng­to­nie, od­po­wie­dzial­ną za pla­no­wa­nie ofi­cjal­nych wy­da­rzeń i re­ali­za­cję pro­jek­tów spe­cjal­nych. Zda­rzy­ło jej się na­wet słu­żyć za pod­ło­kiet­nik Geo­r­ge’a W. Bu­sha. Lubi czy­tać i pi­sać książ­ki dla mło­dzie­ży, ko­cha Star Trek, mu­zy­kę, spor­ty, mek­sy­kań­ską kuch­nię, Twit­te­ra, kawę i swo­je­go męża. Wię­cej in­for­ma­cji na stro­nie: www.mi­ran­da­ken­ne­al­ly.com.
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: